Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość martabunia

Muj list o moich perypetiach

Polecane posty

Gość martabunia

„Byłam zawsze osobą, która minimalizuje swoje znaczenie. Szukałam kogoś silnego, kogoś pewnego jak skala, kogoś, kto by mi zapewnił bezpieczeństwo. Bóg był odległy, jak szczyty gór, które obserwuje się z okna domu: odlegle, aż niebieskie z powodu odległości! Imponował mi mój przyszły mąż: silny, pewny siebie, agresywny i trochę cyniczny, a nawet władczy. Nie musiałam przy nim myśleć, decydować, mogłam tylko czuć i temu oddałam się zupełnie, zatracając siebie z dnia na dzień. Wymógł na mnie formę intymnego życia, wyśmiewając się z mojego stwierdzenia, że to grzech. Mówił, że skoro się kochamy, to miłość usprawiedliwia wszystko. Wydało mi się to rozsądne i przekonywujące, a przykazanie dotyczące czystości i jakieś lękliwe głosy sumienia szybko w sobie stłumiłam. Mąż był dla mnie jak słońce, wokół którego cała się obracałam. Mój humor zależał wyłącznie od tego, jak on się do mnie odnosił. Na początku naszej znajomości, całe dnie czekałam na telefon i gapiłam się w wyświetlacz komórki, jak astronom w teleskop. Chorobliwie bałam się, że go czymś urażę, albo że jakaś prawda o mnie spowoduje u niego niezadowolenie lub odrazę. Cały czas myślałam, w jaki sposób okazać mu jeszcze więcej miłości, zrozumienia, wsparcia, pomocy, czułości. Spędzałam całe godziny na domysłach, co mogłabym dla niego zrobić, aby jeszcze bardziej udowodnić mu, że jestem dla niego kimś wyjątkowym. Usiłowałam więc zaprezentować się zawsze tylko od tej jak najlepszej, kosmetycznie idealnej strony. Chciałam być dla niego taką, jaką on mógł sobie tego życzyć, jaką mógł nosić w swoich wyobrażeniach. Udawałam więc kogoś, kogo on patrząc na mnie sobie wyobrażał. Było to męczące, ale wydawało mi się, że takie właśnie imię nosi szczęście. Wkrótce zaczęłam tracić przyjaciół, ale wcześniej przestałam chodzić do Kościoła. Wstydziłam się przed mężem modlitwy, wiec przestałam się modlić.., zresztą, Bóg mnie już nie interesował, spotkałam kogoś bardziej fascynującego, spotkałam... bożka! Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tak się to nazywa. Dziś z perspektywy czasu już wiem. Przestali się liczyć rodzic i przyjaciele, przyjaciółki i ktokolwiek. Ignorowałam wszystkich i na nikim mi nie zależało. Pamiętam jak wyśmiewaliśmy się razem z zakonnicy i jej skrępowania, gdy specjalnie na je oczach, w tramwaju całowaliśmy się. Oglądałam świat jego oczami i tylko to było dla mnie ważne, co dla niego było ważne, a to śmieszne, co dla niego było śmieszne. Słuchałam go z religijną czcią. Wieczorami wpatrywałam się w jego fotografię, jak w obrazek z Pierwszej Komunii Świętej. Odcięłam się od wszystkie go i wszystkich. Liczył się tylko on. Pewne wakacje spędzaliśmy razem nad morzem i długo chodziliśmy nocami po piaszczyste plaży. Chcieliśmy zbudować nad brzegiem morza dom, właśnie tu na żółtym, złotym i gorącym piasku. Już po roku małżeństwa zaczęły się pewne nieporozumienia ale udawałam, że ich nie ma. Był coraz bardziej władczy, a nawet wulgarny, grubiański i odpychający. Walczyłam więc, poświęca jąc się i coraz bardziej odgrywając rolę posłusznej, upokorzone i gotowej na wszystko niewolnicy, aby go tylko odzyskać. Był jednak coraz gorzej, choć spełniałam wszystkie jego wymagania, które były coraz twardsze, coraz trudniejsze i coraz bardziej upokarzające. Nie wytrzymałam, doszło w końcu do kłótni Moja stłumiona złość wybuchła ze zdwojoną potęgą, jak burza jak huragan, a łzy lały się niczym deszcz. Po tym incydencie z dnia na dzień, coraz bardziej się ode mnie oddalał, często zdarzało mu się także powiedzieć, że się mną brzydzi. Myślałam, że umrę: tęskniłam za nim i nienawidziłam go. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Pewnego dnia oznajmił mi, że ma kogoś, z kim jest bardzo blisko. Powiedziałam, że to jest zdrada, a on spokojnym głosem odrzekł, że mnie nie kocha, bo kocha kogoś inne go. W tym momencie przypomniałam sobie, że przecież często tak mawiał, że skoro się kogoś kocha, to miłość usprawiedliwi; wszystko. To samo powtarzał, gdy namawiał mnie do współżycia przed ślubem. Kamień grzechu wpadł w moje serce i zranił mnie dotkliwie. A on odszedł. Zostałam sama., zrozpaczona i oszuka na. Wstydzę się chodzić do kościoła, bo czuję, że zlekceważyła Boga. Nie mam odwagi się modlić. Minęło już sześć lat, odkąd opuścił mnie mąż, a ja ciągle nie mogę się modlić, bo czuję, że to nieuczciwe teraz wracać do Boga, gdy już nikt inny oprócz Niego mi nie pozostał. Może to ci wydać się paradoksalne, ale taka jest prawda. Wszystko mi się zawaliło, jak domek z kart, jak pałac ulepiony przez dziecko z morskiego piasku, który nagle, uderzony falą morską zniknął z powierzchni ziemi. Asmodeusz to duch, który kusi i doprowadza do tego, aby rozpaczliwie łaknąć i oczekiwać miłości od innych, ale jednocześnie zamykać się na tę miłość w taki sposób, abyśmy sami bali się kochać, czyli wychodzić z miłością do tych, od których oczekujemy i otrzymujemy miłość. Demony zostały pozbawione imion, Asmodeusz, to zbarbaryzowana forma imienia „ASZMOTI, czyli „Ogień mojej śmierci. Wlaściwie to imię piekła! Gdybym od ssania wargach i podkrążonych, sinych oczach, która siedzi przed człowiekiem grając z nim w szachy i szepcząc cynicznym glosem słowa: „szach i mat. Ten demon to tak silna niewiara w miłość innych i miłość Boga i jednocześnie tak usilna potrzeba doznawania miłości od innych, że człowiek odmawia sobie tego, czego pragnie i odrzuca tych, których mógłby obdarzyć miłością, a nawet podświadomie robi wszystko, by ich nie spotkać. Źródłem takiego stanu rzeczy jest przekonanie, że miłość nam się nie należy, skoro jej nie otrzymywaliśmy, a jednocześnie istnieje ogromna tęsknota za nią. Niewiara w możliwość bycia pokochanym staje się większa od samego pragnienia miłości. Jest to niewiara podszyta lękiem, skłaniająca do ucieczki, do wycofywania się, bo skoro dotąd nie doświadczyliśmy miłości, to widocznie jest dla nas niedostępna. Ważne jest jednak nie tylko to, żeby inni nas kochali, ale też żebyśmy sami wychodzili z miłością do innych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wszyscy szczesliwi
bez boga to tylko wegetacja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mÓj protest przeciw tak
długiemu postowi....:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×