Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Ataman Ryps

SMOLEŃSK na POWAŻNIE

Polecane posty

Gość Posługuję się faktami
"Jeśli wszystko było w porządku, to czym właściwie była IV RP? Po co szanowna Platforma zawracała nam przez cztery lata głowy swymi oskarżeniami i komisjami śledczymi?Wiesław Dębski" :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posługuję się faktami
Ja z ni nie dyskutuje, ja wklejam i umieszczam fakty. I widzę że on nie ma zielonego pojęcia o samolotach, czy raporcie o którym stara się pisać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posługuję się faktami
"Przepraszam za to, że okazałem się człowiekiem nazbyt wielkiej wiary, wręcz naiwnym. Uwierzyłem bowiem politykom Platformy Obywatelskiej, że w IV RP Jarosława Kaczyńskiego zagrożona była demokracja. Od czwartku wiemy od samego Andrzeja Czumy, że wszystko to było nieprawdą. Naiwne okazały się też miliony Polaków, którzy w 2007 r. poszli do urn, by powstrzymać IV RP - pisze publicysta Wiesław Dębski w felietonie dla Wirtualnej Polski. Przepraszam! Przepraszam! Bardzo przepraszam! Przepraszam za to, że okazałem się człowiekiem nazbyt wielkiej wiary, wręcz naiwnym. Uwierzyłem bowiem politykom Platformy Obywatelskiej (a Donaldowi Tuskowi w szczególności), że w IV RP Jarosława Kaczyńskiego, którą nieszczęśliwie (moim wówczas zdaniem) mieliśmy okazję wypróbować, zagrożona była demokracja, prawo traktowane było z niezwykłą wybiórczością. W IV RP - przekonywali nas ludzie PO - decyzje o tym, kogo aresztować, podsłuchiwać, lustrować, kogo po prostu puknąć, podejmowano w gabinetach najważniejszych polityków. To wszystko było nieprawdą! " Przepraszam i biję się we własne piersi. Żadnych nacisków czy innych bezprawnych działań nie było - od czwartku wiemy to od samego Andrzeja Czumy, szefa tzw. komisji naciskowej. Jego zdaniem nie było wówczas mechanizmu umożliwiającego funkcjonariuszom państwa wywieranie nielegalnych wpływów na prokuraturę, policję i służby specjalne. Żadne działania szefów rządu, ministerstw i służb nie nasuwają, zdaniem posła, zastrzeżeń. - Brak jest podstaw - twierdzi Czuma - aby zarzucić naruszenie prawa Zbigniewowi Ziobrze. A Mariusz Kamiński nie przekraczał uprawnień. Itd. Itp. Dziękuję, panie pośle, za te wiekopomne odkrycia. A sprawy prof. Podgórskiego, prof. Widackiego, byłej posłanki Małgorzaty Ostrowskiej - uniewinnionych niedawno po latach procesów? Eee tam, nie czepiajmy się szczegółów. Natychmiast po wynurzeniach posła Czumy usłyszeliśmy z kręgów PO, że to jego indywidualne zdanie, że to taki przecież marzyciel, wieczny opozycjonista. Ale ja - jeśli nie chcę znów zostać uznany za człowieka naiwnego - mówię: nie wierzę. Nie wierzę, bo pamiętam, jak kilkanaście dni temu premier Donald Tusk dezawuował raport Ryszarda Kalisza, dotyczący okoliczności śmierci Barbary Blidy. Zrozumiałem wówczas, że zdaniem premiera nie było przy tej sprawie naruszeń prawa, że ustalanie w gabinecie premiera kogo i jak aresztować, w jaki sposób "wyjść na lewicę" - jest czymś normalnym. Jak i - zapewne - zacieranie śladów po samobójczej śmierci posłanki, do której służby przyszły o 6.00 rano, a przed domem czekała na nią kamera telewizyjna. To wszystko było chyba normalne. I kłamanie w sejmie też. Pan premier podobnie podszedł do rewelacji Czumy. Z jego postawy "jest bardzo zadowolony" i "rekomenduje ją innym posłom". - Wydaje się, że poseł, b. minister Czuma ma rację, że być może mamy do czynienia tylko z głupotą, czasami niekompetencją, nadmierną ciekawością a nie politycznym naciskami - zaskakiwał słuchaczy swą łagodnością premier. Szok, szok, szok. Jak mogłem być tak naiwny, że uwierzyłem Platformie, redaktorowi Żakowskiemu ("Tusku musisz"), a i własnym przecież obserwacjom. Naiwne okazały się też miliony Polaków, którzy w 2007 r. poszli do urn, by powstrzymać IV RP. I ratować demokrację, która zagrożona - jak nas dzisiaj przekonują wespół w zespół panowie Tusk i Czuma - nie była. Tak to, proszę państwa, wygląda. Precyzyjnie mówiąc, tak to wygląda w dzisiejszym opisie Platformy Obywatelskiej. I tu zapala się w mojej głowie czerwona lampka. Zaraz, zaraz, a może to teraz nas oszukują? Może za czas jakiś znów będę musiał przepraszać za swoją naiwność? Oj, nie! Cytując premiera Tuska muszę powiedzieć: "na mój nos, za bardzo pachnie tu wyborami". "Aby więc nie było ponownej potrzeby przepraszania warto zaufać własnej pamięci o tamtej atmosferze, o tych konferencjach prasowych z obietnicami "ten pan nigdy już nikogo..." i suflowania: teraz wiecie na kogo nie oddawać swego głosu. O szarganiu dobrego imienia Trybunału Konstytucyjnego, o wykształciuchach, łże-elitach, ZOMO i co tam jeszcze w naszej pamięci pozostało. I pytajmy przed wyborami Platformę: skoro nacisków nie było, skoro w domu Blidów (wcześniej, w państwowych urzędach) wszystko było w porządku, to czym właściwie była IV RP? Po co szanowna Platforma zawracała nam przez cztery lata głowy swymi oskarżeniami i komisjami śledczymi? "

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posługuję się faktami
Ładnie tak kłamać? Nie, więc nie kłam. Ale czy to możliwe Ryps?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posługuję się faktami
Jednak niemożliwe Ryps....to u ciebie zły nawyk :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie ma wątpliwości
Samolot przeżył dwa poważne wstrząsy, w wyniku których doszło do katastrofy. Stwierdzono to na podstawie danych rejestratora lotu, który rejestruje prace wszystkich urządzeń samolotu. Odczyt wykazał,że wszystkie urządzenia przestały działać w momencie kiedy samolot był na wysokości 15-17 m... Brzozy jeszcze wtedy nie napotkał,brzoza była na wys. 5m. I to są FAKTY! Może bomba,może "świetnie" przeprowadzony serwis samolotu przeprowadzony przez zaprzyjaźnioną z Putinem firmie...spowodowały te dwa potężne wstrząsy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posługuję się faktami
Lis (LIZ) był dzisiaj zaszokowany uczciwością Czumy. Nazwał go kosmitą. Panie red. Lis- Tusk niegdyś mianował kosmitę ministrem sprawiedliwości?!!! LIZ nie pomógł Tomu Lis!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobra, nie umiecie rozpoznać ziemniaka pastewnego, ale może chociaż wiecie jaka jest cena papryki?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posługuję się faktami
Shatyn Ryps wie wszystko.... tyle że z reguły fantazjuje.... wolisz prawdę, czy fantazję? fantazję? cena niższa niż za PiS o 100%.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posługuję się faktami
buraka umiem rozpoznać, nie cukrowego.....:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posługuję się faktami
Dzisiaj już zmiana decyzji plemiela :D Premier i lider PO uważa, że plakaty w kampanii to marnowanie pieniędzy, dlatego na billboardach swojej partii się nie pojawi - informuje Rzeczpospolita. Według osoby z otoczenia premiera, Donald Tusk od dawna ocenia, że wywieszanie w kampanii plakatów jest całkowicie nieefektywne i sprowadza się do marnotrawienia pieniędzy. - Kampanie billboardowe były dotąd jedną z największych pozycji przy rozliczaniu kosztów ostatnich kampanii, a ich wpływ na ostateczny wynik wyborczy jest minimalny - dodaje. Pod koniec lipca Trybunał Konstytucyjny uznał, że zakaz korzystania w kampanii wyborczej z wielkoformatowych plakatów jest niezgodny z konstytucją. W efekcie będzie można je wykorzystywać w zbliżającej się batalii przedwyborczej. PiS i SLD już zaczęły wywieszać billboardy, nazywając to kampanią informacyjną. Jak mówi gazecie rozmówca z PO, w tej sytuacji zapewne też jego partia ostatecznie po nie sięgnie, choć na pewno w mniejszym stopniu niż inne ugrupowania. - Premier postanowił jednak, że on sam będzie konsekwentny i jego na plakatach nie będzie - podkreśla. Platforma ostateczną decyzję w sprawie billboardów odłożyła do czasu oficjalnego startu kampanii i utworzenia sztabu wyborczego. - Myślę, że ostatecznie przybierze ona formę kampanii wizerunkowej całej Platformy. Zapewne na plakatach znajdą się też nasi najważniejsi kandydaci. Ale na razie nie ma w tej sprawie żadnych konkretnych ustaleń ani planów - mówi osoba zaangażowana w przygotowanie kampanii PO

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posługuję się faktami
W sennych koszmarach najgorsze jest to, że nigdy się nie kończą. Nigdy nie jesteśmy w stanie doskoczyć do drugiej strony urwiska, upragniony przedmiot zawsze okazuje się leżeć poza zasięgiem dłoni, samochód do którego wsiadamy nie może odjechać, pociąg okazuje się nie do dogonienia. W rzeczy samej, właśnie ten fakt niemożności osiągnięcia przełomu, ratunku, katharsis jest tym, co sprawia, że zwykły sen zamienia się w koszmar. Od początku swoich rządów Donald Tusk ciężko pracuje nad tym, by Polska żyła w krainie sennego koszmaru. Czy to jego świadomy zamiar? Pewnie nie. Może nawet naprawdę w którejś chwili szczerze wierzył, że Polacy będą w czasach Platformy żyli dostatniej, bezpieczniej, zdrowiej i normalniej (cokolwiek miałoby to znaczyć). W niekończący koszmar wikła nas jednak objęta przez niego taktyka radzenia sobie z sytuacjami kryzysowymi. Z punktu widzenia grupy rządzącej jest to działanie jak najbardziej racjonalne zgodne z podręcznikami PR. Rozmywanie kwestii podstawowych przez kierowanie uwagi na sprawy drugorzędne, odsuwanie w czasie wyciągnięcia konsekwencji, bagatelizowanie zarzutów, przedstawianie kryzysów jako dyktowanych osobistą niechęcią prowokacji wrogów. Dla Polski i Polaków oznacza to jednak życie w krainie sennego koszmaru w miejscu, gdzie nic nigdy się nie kończy, nikt niczemu nigdy nie jest winien, a nawet jeśli jest, to ponosi jedynie „karę czasową jak w hokeju, gdzie faulującego zawodnika ściąga się na kilka minut z boiska, ale potem już może wrócić do gry. () Tylko że życie w takim koszmarze podważa sens i kwestionuje istnienie podstawowego rozumienia takich słów jak sprawiedliwość. Znosi istnienie przyczyny i skutku. Nie pozwala społeczności na przeżycie traumy w taki sposób, w jaki powinna być przeżywana nie pozwala na bunt, przełom, oczyszczenie, wreszcie pogodzenie się ze światem. Bo w krainie koszmaru trauma po prostu nigdy się nie kończy. (Piotr Gociek)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Z życia premiera Tonalda Duska
16.6.2011 Czwarta rano. Zasiadam do porannej kawy. Dziś smak kajmakowy. Przypalam cygaro, zabieram się za lekturę partyjnej prasy. Cóż za przyjemność. Rzut oka na tytuły: „Europa drży w posadach o polskiej prezydencji. „Premier bliski odkrycia perpetuum mobile o wizycie w rafinerii. „Premier tyra ta myśl uderza wielkimi literami jak w dzwon. Lekturę przerywa O. Premier nie zdąży na naradę. No tak, dziś gra mecz. Premier wraca zdyszany ale rześki. Śmigał po boisku niczym huragan. Wbił przeciwnikowi czternaście goli. Bramkarz nie śmiał stawiać oporu. Pierwszy raz zagrał minister Ba. A była posłanka Jednej Polski zadebiutowała jako cheerleaderka. Cieszymy się. Nasza drużyna rośnie w siłę. Od czasu gdy premier ogłosił, że nasza partia jest otwarta na każdego, mamy bardzo dużo nowych zgłoszeń. Podobno dzwonił nawet sam Jaruzel. Premier wyjaśnia, że z przyjmowaniem Jaruzela do partii śpieszyć się nie należy. Zbyt wiekowy, nie nadaje się na napastnika tłumaczy. A kampania „Ludzie Dobrej Roboty Pozdrawiają Swojego Lidera wre. Premier był wczoraj pozdrawiany przez nowe zakłady Ikei na Podlasiu. Nowe zakłady meblarskie mają imponujący przerób drewna. Co miesiąc będą w stanie wchłonąć drzewostan jednego województwa. Cóż za rozmach. Ale Puszczę Białowieską nam oszczędzicie? Ho, ho, ho premier ma łatwość formułowania dowcipnych komentarzy. Śmiejemy się serdecznie. Oglądamy w gabinecie nową meblościankę. Premier sam ją zaprojektował. Będzie hitem nowych zakładów Ikei. Ma nosić nazwę „Premier. Premier ma duszę estety. W latach 70., jako młokos, czesał czołowe prezenterki telewizyjne. Tak, tak wspomina, prezentując meblościankę. Meblościanka robi wrażenie. Drewno na wysoki połysk, premier przewidział na półkach dużo miejsca na kryształy i inne trofea. Natura zdobywcy. Premier montował mebel przez całą noc. Delektujemy się wirtuozerią wykonania. Premier pozwala dotknąć, częstuje krówkami. Chwila błogości. Nagle przeraźliwy kwik przeszył ciszę nad Łazienkami. Pan prezydent rozpoczął świniobicie. No tak, dziś wizyta pani prezydent Szwajcarii. Zamykamy okna. Kwik i ujadanie psów uniemożliwiają konwersację. Premier poirytowany interweniuje. Telefon pana prezydenta długo nie odbiera. Jest łączność. Pan prezydent tłumaczy, że najadł się wczoraj rzodkiewek. Ale źle trawi zieleninę. Czy ja osioł jestem? pyta pan prezydent. Pan prezydent nie może dłużej rozmawiać, bo zwierzę wierzga, a w takiej sytuacji łatwo się skaleczyć. Zaprasza premiera na świeżą kaszankę. Premier zakłada spodnie. Koniec z piłkarskim luzem. Przed nami odczyt na Kongresie Producentów Tłuszczu. Premier będzie tam gwiazdą. Dzwoni szef dyplomacji. Wyjechał z Egiptu, teraz jest w Tunezji. Opowiada, że plaże są zatłoczone, wręcz trudno było znaleźć ustronny leżak. Minister podpisał umowę o wymianie turystycznej z Egiptem. W planach jest kolejna z Afganistanem. Widoki zabijają tam urodą zachwala. Z ministrem przylecą uchodźcy z Afryki. Nauczą się u nas budowy autostrad i wrócą do siebie, zmieniać swój kraj tłumaczy minister. Premier chwali ministra. Ale prosi, by nie przesadzać z liczbą budowniczych. Mogą tęsknić za ojczyzną, autostrady to program na długie lata. Przebijamy się przez Pragę. Wkrótce dzielnica będzie nieprzejezdna. Korki ustąpią miejsca budowie metra. Ludzie odetchną cieszymy się. W radiu informacja o wzroście cen mięsa. Premier gwałtownie naciska hamulec (jak zwykle sam prowadzi). Nasłuchuje. Czy podrożeje mielonka? Idziemy do najbliższego spożywczaka. Naród z podziwem patrzy na interweniującego premiera. Takiego premiera nam trzeba słychać głosy. Premier bierze koszyk. Ogląda ceny, marszczy brwi. Nakazuje wezwać kierownika. Kierownik nie przychodzi. Zemdlał właśnie na zapleczu. Interweniuje minister zdrowia. Biegnie miedzy półkami z dwoma defibrylatorami w rękach. Na ten widok kierownik od razu wstaje na równe nogi. Słyszę tu narzekania klientów na jakość podrobów zagaja premier. Chwila degustacji. Ta pasztetowa jest zzieleniała pluje na podłogę. Kierownik wije się ze strachu. Nie spodziewał się nalotu cwaniaczek komentuje rzecznik. Klienci zadowoleni. Premier daje znak ręką. Cisza. Nie można oszukiwać naucza premier. Kierownik natychmiast dopisuje obok ceny informację, że pasztetowa jest zzieleniała. Bijemy brawo. Klienci rzucają się na pasztetową. Degustował ją przecież sam premier. Każdy chce kawałek. Opuszczamy sklep. Kierownik otwiera nam drzwi. Minister sportu ma złe wieści. Wykryto drobne niedoróbki na stadionie Lecha w Poznaniu. Konstrukcja ze styropianu nie wytrzymuje obciążenia. Premier ma radę: Styropian nie jest trwały. Żeby dobrze przylegał, trzeba go najpierw do czegoś przymocować. Minister sportu notuje uwagi. Docieramy na Kongres Producentów Tłuszczu. Przybyły najważniejsze osobistości z branży. Prezesi, członkowie zarządów. Wszyscy obtłuszczeni. Widownia klęczy już w komplecie. Dla premiera jest fotel. Zapowiedział, że nie będzie przed nikim klęczał. Premier nie rzuca słów na wiatr. Premier wygłasza błyskotliwe przemówienie. Apeluje, aby zwiększyć zawartość tłuszczu w kiełbasie. Mamy przecież rok wyborczy przypomina. Na koniec premier rzuca do widowni pytanie: Komu nie jest fajnie, niech wstanie Nikt nie wstaje. No to fajnie uśmiecha się premier.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Z życia premiera Tonalda Duska
9.6.2011 Pracowaliśmy z premierem cztery dni i noce. Nie da rady, we czwórkę nie zdążymy orzekł w końcu premier. Autostrada wciąż nieukończona. Ostatniej nocy premier wskazał palcem niebo: O ten, tam z lewej, to Mars. Podbój kosmosu jest do dziś wielkim marzeniem premiera. Premier chciałby dokonać czegoś naprawdę wielkiego. Autostrady to mogło być wyzwanie w średniowieczu. Każdy potrafi lać asfalt na trawę. Zamówiony przez premiera raport Ministerstwa Sportu nie pozostawił na szczęście wątpliwości: idziemy do Euro jak burza. Odetchnęliśmy z ulgą. Spotykamy premiera na molo w Sopocie. Biała marynarka, takież spodnie. Zafrasowane oblicze. Dalekie spojrzenie w morze. Kontemplacja. Premier stąpa po deskach pomostu. Ulubiony grajek robi tło muzyczne: „Naprawdę jaki jesteś, nie wie nikt. BOR pilnuje spokoju premiera. Za chwilę konferencja prasowa. Dziennikarze zbierają się na plaży. Spodziewamy się niewygodnych pytań. Taka jest cena wolności słowa. Pierwsze pytanie. I od razu cios: Panie premierze, czy nie brak panu morza? W oczach premiera ból. Przecież wiemy, jak tęskni za motorówką. Kolejne pytanie o autostradę. Ile można? Premier błyskawicznie ripostuje: Pani jest niestosownie ubrana mówi. Nie jest pani na plaży. Premier wyjaśnia, że nie będzie żadnych dymisji w rządzie. Wszystkim kieruję osobiście uspokaja. Premier nie boi się odpowiedzialności. Bywali ministrowie, którzy chcieli odciążyć premiera. Premier im bardzo podziękował, bo nie chce się nikim wyręczać. Sam niesie swój krzyż. Premiera niepokoi termin wyborów. To w samym środku przygotowań do mistrzostw wyjaśnia. Wolałby być rozliczany po ostatnim meczu. Koniec konferencji. Premier wyjmuje z kieszeni marynarki woreczek z okruszkami. Karmi mewy. Wdzięczne ptactwo nadlatuje całą chmarą. Redaktor Krasiek, ekscentryczna gwiazda mediów, łapie w usta okruszki rzucane przez premiera. Widocznie chce zwrócić na siebie uwagę. Redaktor przyniósł swój bestseller. To reportaż z kluczem zachwala. Na okładce redaktor w śmiesznej czapce i tytuł: „Śladami premiera. Premier kartkuje książkę. Redaktor zachęca premiera do udziału w najnowszym telewizyjnym show podróżniczym: „Tam, gdzie wschodzi słońce. Telewizja kupiła już filmy promocyjne kurortów z całego świata. Chodzi o to, żeby premier wziął na siebie rolę narratora podróżnika. Wszystkie telewizje biją się o premiera. Ale premier zawsze odmawia. Nie zależy mu na popularności. Redaktor Krasiek odchodzi niepocieszony. Rano Sopot, po południu Warszawa. Nie każdy wytrzymałby te ciągłe podróże rozklekotanym helikopterem. Ale premier nigdy nie narzeka. Czekamy na naradę. Premier ma spotkanie z astrologiem. Wielcy ludzie szukają porady gwiazd, jak Napoleon Bonaparte notuje senator S. Pani Bożenka przejęzyczyła się. To nie astrolog lecz gastrolog: Premier najadł się wczoraj ogórków. Minister zdrowia zaleciła badania. Czegoś mi brakuje. Było przemeblowanie? Nie, paprotki stoją tam, gdzie stały. Popielniczki też. Ach tak. Poseł W. Wynieśli go strażnicy. Co to było pani Bożenka załamuje ręce. Poseł W. nazwał kapitana Sztamę homoseksualistą. Kapitan co zrozumiałe nie zniósł zniewagi. Wychodzi gastrolog. Jest pod wrażeniem. Premier sam zrobił sobie gastroskopię i postawił diagnozę. Cudowny pacjent rozczula się lekarz. Zastajemy premiera w towarzystwie polskiego lotnika kosmonauty. Obaj pochyleni nad mapą Księżyca. Premier w szykownym srebrnym garniturze. Lotnik kosmonauta snuje pasjonującą gawędę o trudach lotu w kosmos. Opowiada o kosmodromie Bajkonur. Premier wnikliwie słucha. Analizuje. Kiedyś rakieta nie wystartowała, bo ściągnięto z jej baku alkohol. Ileż było radości. Pomysłowość radzieckich kosmonautów jest przysłowiowa. Premier ma omówić program rządu na kolejną kadencję. Jak przyćmić autostrady i stadiony? Wierzymy w premiera. Jego fantazja nie ma granic. Zasiadamy do obrad. Premier wali pięścią w stół. Na ten znak kelnerzy dyskretnie wnoszą kieliszki. Migają butelki „Sowieckowo igristowo. Jesteśmy wielkim narodem, który zasługuje na wielkie marzenia wznosi toast premier. Sieć autostrad to cel dla ludzi o małych horyzontach. Premier ogłasza początek polskiego programu kosmicznego: Niech Polacy uwierzą, że są w stanie tego dokonać! Mamy na to aż cztery lata! Rozpala nas entuzjazm. Posiedzenie rządu na orbicie. Cały świat patrzy na premiera. Czujemy już stan nieważkości. A może to ten szampan? Premier śmieje się życzliwie. Załogę do lotu kosmicznego starannie wyselekcjonujemy spośród rozsianych po całym kraju astrobaz wyjaśnia. Premier daje znak ręką. Zapada cisza. Na stole leży tajemniczy przedmiot zasłonięty suknem. Premier sprawnym ruchem ręki zdejmuje zasłonę. Premier pokazuje nam kostkę Rubika. Kostka migoce na wszystkie strony. To łazik marsjański. Jesteśmy trochę rozczarowani wymiarami pojazdu. Wewnątrz kostki jest nadajnik z przesłaniem premiera dla obcych cywilizacji. To przesłanie miłości. Premier nagrał je w sześciu językach. Pan prezydent, który oglądał „Wojnę światów, bardzo nalegał na pokojowy ton przesłania. A bo to wiadomo powiedział pan prezydent. Przyglądamy się kostce z bliska. Wkrótce, na niegościnnej dotąd powierzchni Czerwonej Planety, rozbrzmiewać będzie serdeczny głos premiera. Z zadumy wyrywa nas minister finansów. Zadaje niefortunne pytanie o środki na program kosmiczny. Premier ma wizję, a ten znów o kasie. Premier uderza pięścią w stół. Ministrowi finansów rozsypuje się budżet na przyszły rok. No! Zabiłem tego komara premier ogląda dłoń. Premier bierze kosmiczną kostkę do ręki: Pierwszy krok w stronę lotu na Marsa, mamy już za sobą. Teraz czas przekonać do tego Polaków. Koniec posiedzenia. W telewizji mecz. Zawodnicy mają parcie na sukces. Premier trzyma kciuki. Na Euro czeka nas prawdziwa piłkarska uczta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Z życia premiera Tonalda Duska
2.6.2011 Od trzeciej w nocy pracujemy z premierem na Stadionie Narodowym. Tylko osobiste wykonawstwo zapobiegnie fuszerce. Minister kultury obsługuje betoniarkę. Razem z O. dźwigamy taczki. Rzecznik taszczy worki z cementem. Robotnicy patrzą i się uczą. Premier szpachluje. Twarz skupiona. Co za precyzja. Oj, chciałabym takiego fachowca do swojej łazienki rozczula się pani Bożenka. Musimy zdążyć na czas. Po ostatniej ulewie przecieka trybuna, a boisko zamieniło się w grzęzawisko. Pogoda, niestety, lubi płatać figle. Ręce nas bolą. Wczoraj cały dzień premier poświęcił dzieciom. Non stop podrzucaliśmy baloniki. Premier bardzo kocha dzieci. Był też festyn w Belwederze. Pan prezydent pokazywał przedszkolakom jak fachowo oprawić żubra. Dzieci miały naprawdę dużo radości. Jaki to jest tynk? pada fundamentalne pytanie premiera. Robotnicy się trzęsą. Cementowo-wapienny premier podkreśla palcem. Przed zagruntowaniem tynk należy pozbawić ubytków. Do tego służy blichówka dla premiera murarka nie ma tajemnic. Robotnicy nieudolnie gruntują. Premier obsztorcowuje: Szlifuj, szlifuj, bo znów będzie ciekło premier macza palec w gładzi. Musimy wracać. Przed nami wizyta we wzorcowej szkole w Konstancinie. Fundatorzy bardzo nalegali. Czego się nie robi dla dzieci. Schodzimy do aut. Premier wciąż nie może oderwać się od murarki. Gładziuj, gładziuj z lewej słyszymy za plecami jego głos. Premier będzie kolejną gwiazdą konstańcińskiej szkoły. Przed nim występowali tu już uczestnicy „Idola oraz „Faktów po faktach. Wieziemy ze sobą pluszowe figurki w kształcie premiera. Cudowna rzecz. Wiemy, że niektóre dzieci boją się same spać. Przed szkołą trudno zaparkować. Uczniowie zastawili autami cały parking. Stajemy na środku ulicy. Przecież nie będziemy tu długo. Dołącza szef dyplomacji: Mamy w Polsce niezawisłe sądy mówi. Natychmiast interweniujemy u ministra sprawiedliwości. Szef dyplomacji powstrzymuje nas. Chodzi mu o uniewinnienie naszych żołnierzy. Aha, skoro to oczekiwany wyrok, to nie interweniujemy. Dyrektor czeka w drzwiach. Są też liczni rodzice. Od razu otaczają premiera. W dobie kryzysu trzeba odświeżać znajomości. Rodzice pytają o przetargi, prywatyzacje. Premier ma tylko jedną odpowiedź: Po wyborach! Po wyborach! Premier nie lubi niczego obiecywać. Zwiedzamy szkołę. To nowoczesna placówka. Posiada trzy astrobazy, galerię handlową oraz lądowisko dla helikopterów. Dyrektor rozkłada ręce: Wszystko na nic, dzieci utraciły wiarę. Premier zakłopotany. Nie wiedział, że ma wykładać religię. Szkolny stadion. Podziwiamy rozsuwany dach. Premier pociera dłonią o ścianę: Równo wyszpachlowana nie kryje uznania. Na trybunach uczniowie. Premier radośnie wbiega na murawę. Macha rękami. Nie słychać burzliwej owacji. Pewnie zagłuszyły ją sztuczne ognie. Dyrektor szkoły przedstawia uczniom premiera. W panu cała nadzieja mówi premierowi do ucha. Rodzice klaszczą z całych sił. Premier zaczyna z rozmachem. Mówi o tym, że bez pracy nie ma kołaczy, a kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Słuchamy jak urzeczeni. Cisza. Rozdajemy uczniom pluszowe figurki premiera. Kątem oka widzę, że ruda dziewczynka wbija w figurkę szpilki. Cóż za rozbestwione bachory. Premier żongluje tematami, chce zaspokoić naturalną żądzę wiedzy u dzieci. Opowiada właśnie o seansie spirytystycznym na wczasach. Byłem medium. Nie wiem z kim się połączyłem w zaświatach. Nie pamiętam. Ale podobno wesoło śpiewałem po czesku snuje opowieść premier. Dzieci mają teraz zgadnąć z kim połączył się premier. Szukają w tabletach odpowiedzi. Ktoś krzyczy triumfalnie: Karel Gott! Premier zmienia temat. To będzie gwóźdź programu zapowiada. Niestety, opowieści o wyczynach na boisku nie robią spodziewanego wrażenia. Premier chwilę się zastanawia. Prosi ministra finansów o teczkę. Wyjmuje z niej plik papierów. Ożywienie na trybunach! Wreszcie! Od dziś zamiast szóstek, nauczyciele będą wam wręczać akcje mówi premier. Dzieci się cieszą. Mają wreszcie jakiś powód do nauki. Dyrektor szkoły poświadcza odbiór akcji. Minister też zadowolony. Dzwoni do prezesa BGŻ: Udało się znaleźć inwestorów mówi dyskretnie. Na pożegnanie uczniowie wręczają nam ipady. Premier dostaje dodatkowo grę „Wiedźmin 2. Prezenty oddamy oczywiście do domu starców. Dzień premiera nigdy się nie kończy. W południe jesteśmy już we Włocławku. Premier dokonuje inspekcji nowego kombinatu petrochemicznego. Premier zwyczajowym gestem nabiera łyk ropy naftowej. Rozprowadza po kubkach smakowych. Ruska, zasiarczona pluje. Trafił! Wielkie brawa! Premier sprawdza recepturę. Nanosi poprawki. Rozpiera mnie duma. Wkrótce będziemy potęgą w produkcji kwasu tereftalowego podkreśla. Przed uruchomieniem produkcji, premier zwyczajowo chrzci ropę. Aby pokonać konkurencję, trzeba produkować tanio zaznacza. Wracamy do Warszawy. Kwitną sady, śmigają dostawczaki wypchane po dach ludźmi. Podziwiamy ten pęd do pracy. Oj tak. Gonimy świat. Razem śpiewamy piosenkę z wczorajszego festynu: „Na majówkę, na majówkę, wraz z premierem na szkolną wędrówkę. Jest miło. Jak na wczasach. Na polu obok stara szkapa. Spieramy się o naturę modernizacji. Takie dziadostwo to atrakcja turystyczna przekonuje O. Mijamy chłopa z workiem kartofli. Dochodzimy do wniosku, że wszystko należy pozostawić niewidzialnej ręce rynku. Wjeżdżamy do wsi. Podziwiamy drewniane chałupy. Przy krawężniku siedzą dzieci. Tłuką na drodze butelki po piwie. Premierowi jest żal dzieci. Chce im wręczyć pluszaki. Wyskakujemy z aut. Dzieci rozbiegają się po rynku, obrzucając nas inwektywami. Premier udaje się w pościg. Łapie najbardziej krewkiego smarkacza. Wyprowadza go z krzaków za ucho. Smarkacz cały czas ubliża władzy. Premier zapytuje smarkacza, czemu zbija butelki: Mógłbyś zanieść je do skupu. Rodzice mieliby zarobek naucza premier. Smarkacz pluje złośliwie na chodnik. Zliż to! kapitan Sztama nie wytrzymuje nerwowo. Premier uspokaja. Nie tędy droga. Premier wręcza dziecku pluszową figurkę. Uwolniony smarkacz natychmiast znika w krzakach. Po chwili słyszymy, jak znów ubliża. Walczy o swoje. Tacy jak on będą kiedyś rządzić Polską. Ja też kiedyś byłem urwisem premier głęboko wierzy w młode pokolenie. Premier, najwyraźniej wiedziony jakimś nadludzkim instynktem, wyczuwa, że w tej wsi ludziom wciąż nie jest lepiej. Postanawia interweniować. Premier podejrzewa wręcz, że niektórych ludzi może być nie stać na dostatnie życie. Czy to możliwe? Idziemy sprawdzić na targowisko. Na nasz widok targowisko milknie. Ludzie nie chcą uronić ani słowa. Premier zaczyna swojsko: Po czemu te truskaweczki? Zaczyna się licytacja. Każdy jest gotów sprzedać taniej, byleby premier kupił od niego. Ludzie na wsi są najlepsi w marketingu ocenia O. Premier całuje w dłoń sprzedawczynię pomidorów: Widzę, gorąco, guziczki niedopięte premier wie, jak elegancko podejść do kobiety. Twarz sprzedawczyni okrywa się rumieńcem. Sprzedaje premierowi wszystkie pomidory za pół ceny. Pozostali idą w jej ślady. Wyjeżdżamy zadowoleni. Wykupiliśmy za pół ceny całe targowisko. Wieś zarobiła. Koszt wyżywienia rządu spadł. Cały naród oszczędził. W samochodzie premier odbiera telefon. Złe wieści. Po ostatniej ulewie rozpuścił się asfalt na budowanej przez Chińczyków autostradzie A2. To już nie są żarty. Premier grozi Chińczykom: Ja im dam! mówi. Zbudujemy ją sami postanawia. Przed nami kolejna nieprzespana noc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ataman Ryps
To i ja wkleję: 26.05.2011 Pod Kancelarią panowie z pędzlami łatają niedostatki kolorystyczne trawnika. Och, czuć powiew wielkiego świata. Przybywa prezydent Obama. W korytarzu siedzi poseł W. Wciąż czeka na dziesięciominutowe spotkanie z premierem. Klepię go w plecy. Niech i on poczuje radosny nastrój. Pochylam się do pani Bożenki. Komentujemy zarost posła W.: Niech pan patrzy, broda urosła mu do pasa. I taki niechluj pcha się do premiera. Zaglądam do premiera. Kiwa ręką, wchodzę. Na ten widok poseł W. daje oznaki życia. Pani Bożenka zdejmuje buta. Schodzę z linii strzału. Premier przy komputerze. Skupiony. Ogłasza na facebooku rozporządzenia. Nowa polityka informacyjna! Dzienniki Ustaw to dziś przeżytek. Premier ma na facebooku tysiące znajomych. Połowa to obcokrajowcy, nawet nie znają polskiego. W epoce internetu popularność nie ma granic. Z refleksji nad fenomenem premiera wyrywa nas rąbnięcie w biurko: Sacre bleu! oj, to coś złego. Premier nieczęsto klnie po francusku. O. podbiega do premiera. Premier wali w klawiaturę. No tak, padła sieć. Kapitan Sztama ściąga kilometry billingów od operatorów komórkowych. Premier łagodnieje. Chodzi o bezpieczeństwo kraju. Kapitan Sztama testuje chiński system wychwytywania brzydkich wyrazów w esemesach. System nie był tani. Kosztował więcej niż niejeden stadion. Ale spokojny sen obywateli jest dla premiera ważniejszy nawet od piłki nożnej. Jest też inny powód pobłażliwości wobec kapitana Sztamy. Dziś kapitan zostanie odznaczony przez pana prezydenta za zasługi dla obronności. Z korytarza dobiegają skoczne rytmy góralskiej kapeli. Kapitan Sztama bardzo kocha Tatry. Kiedyś był kustoszem muzeum w Poroninie. Kapitan Sztama gotowy. W mundurze strzelca podhalańskiego wygląda niepozornie. Tylko okulary lustrzanki zdradzają wybitnego funkcjonariusza. Odgłos rogu na dziedzińcu Belwederu oznajmia, że pan prezydent wrócił już z przechadzki po Łazienkach. Wyprowadzał pieski na spacer. Przed pałacem prężą piersi wytypowani do odznaczenia. Wszyscy w białych fartuchach i ciemnych okularach. Kapitan staje na końcu szeregu. Pan prezydent przemawia: Wszyscy pamiętamy czasy, gdy za drzwiami naszego mieszkania czaił się strach Generał D. smutno potakuje głową. Ale dziś każdy obywatel może mieć pewność, że jeśli ktoś zapuka o szóstej rano, to będzie to mleczarz bijemy brawa na cześć mleczarzy. W pustej butelce po mleku łatwo lęgną się zarazki pan prezydent zawiesza głos. Zadaniem mleczarza jest nie dopuścić do epidemii! Gdyby każdy wystawiał przed drzwiami butelkę do zwrotu, nie trzeba byłoby jej szukać po mieszkaniach i piwnicach kończy pan prezydent. Pan prezydent dekoruje mleczarzy. Premier rozmawia z szefem mleczarni. Na przyszłość prosi go o nieco mniej hałaśliwe rekwirowanie butelek. Mleczarze w dwuszeregu opuszczają dziedziniec. Pan prezydent zaprasza nas szerokim gestem do Belwederu. Czas omówić wizytę prezydenta Obamy. Przed wejściem dostrzegamy nieznane buty. Także damskie. To oznacza, że nie jesteśmy dziś jedynymi gośćmi pana prezydenta. Sekretarz pana prezydenta kieruje nas na dół do piwnicy. Czuć krochmal. Pan prezydent szykuje kreację na wizytę amerykańskiego gościa. Mrok, jakaś graciarnia. O. potyka się o stojące trampki i wywraca stary rower. Nie tu, to siłownia pana prezydenta zawraca nas sekretarz. Podziemna cela. Pośrodku stół, na nim mapa i szklanki z herbatą. Ze sklepienia dynda żarówka. Jest szef dyplomacji i pani prezydent miasta. Pan prezydent przedstawia nam swojego konsultanta ds bezpieczeństwa: To kapitan Żbik pan prezydent nie kryje dumy. O. prosi o autograf. Premier siada na wielkim tapczanie. Bach! Gejzer kurzu strzelił w sufit. Mebel po dziadku, powstańcu styczniowym wyjaśnia pan prezydent. Miła pogawędka. Premier dostrzega stare beczki. Wino? zagaja premier. Ogórki kiszone, korniszonki rozczula się pan prezydent. Rozpoczynamy naradę. Pan prezydent chce, aby Obama miał poczucie, że jego rozmówcy są poważnymi graczami: Trzeba mu to wbić do głowy. Premier prosi o plan wizyty Obamy. Zwiedzanie autostrady A2, Stadion Narodowy, odnowione przejście podziemne pod Dworcem Centralnym Gdzie jest autostrada? pyta premier. No, w polu odpowiada niepewnie S. Właśnie. Nie wypada chyba wywieźć takiego gościa w pole. A Stadion Narodowy można pokazać z daleka. Nie można przerywać budowy. Ten stadion to nie pokazówka premier jest wyraźnie obruszony. Pani prezydent miasta zachwycona. Wygrał jej pomysł. Osobiście oprowadzi Obamę po przejściu podziemnym. Zjemy kebab cieszy się. A po kebabie zasugeruje Obamie wizytę w toalecie. Odnowiona, pachnąca. Jedyna taka w Warszawie pani prezydent jest dumna z dokonań. Słyszymy chrobotanie za plecami. W drzwiach staje major Dz legendarny antyterrorysta. Wróciłem z rekonesansu rzuca niedbale kurtkę. Podziwiamy majora. Strząsa puder z głowy. Przed chwilą w największej prywatnej telewizji punktował kardynalne błędy amerykańskiej ochrony. Major zwraca uwagę na zagrożenie atakiem terrorystycznym. Prezydenta Obamę trzeba ulokować w najbardziej strzeżonym miejscu wyjaśnia. Ustalamy, że najbardziej strzeżonym miejscem jest Belweder. Tu będzie spał Obama. Pan prezydent sugeruje małą stajnię na zapleczu pałacu. Nie będę się przecież płaszczył przed byle Murzynem natychmiast widać, że w panu prezydencie pulsuje prawdziwie sarmacka krew. Obama będzie spał w apartamentach protestuje premier. Pan prezydent przerażony: Ja? Z Murzynem w jednym pokoju? A bo to wiadomo Szef dyplomacji od razu przypomina swój pyszny dowcip o przodkach Obamy kanibalach, co zjedli białych misjonarzy. Zrywamy boki ze śmiechu. Obejrzałem drzewa wokół Belwederu włącza się major Dz. Z zachowania ptactwa wynika, że w otoczeniu Belwederu mamy dwóch snajperów. Kapitan Żbik zauważa, że Łazienki zostały przeczesane przez agentów CIA. Zrobili kardynalny błąd, nie zajrzeli do dziupli mówi major Dz. Ktoś na mnie czyha! pan prezydent jest przerażony. Domaga się, aby pani prezydent miasta nakazała wyciąć wszystkie drzewa w Łazienkach. Majora Dz niepokoi też obecność ochroniarza pana prezydenta Taliba: A wiadomo, co mu do łba strzeli? major Dz bierze łyk z piersiówki. Pan prezydent nie pozwoli ruszyć Taliba: Tylko on może nas uchronić przed zamachowcami. To jego koledzy, niech zajrzy do nich do dziupli. Nie wiemy, co zrobić. Major Dz bierze sprawę na siebie. Upchnie Obamę w mieszkaniu teściowej na Żelaznej Bramie: Tam nikt go nie rozpozna. Premier zamyka posiedzenie sztabu. Wizytę mamy dopiętą na ostatni guzik. Wychodzimy na dwór. Premier strzepuje kurz z marynarki. Nagle piesek pana prezydenta zaczyna ujadać, próbuje wskoczyć na drzewo. Major Dz wyjmuje broń. To snajper! Na ziemię! pada komenda. Huk wystrzału. Unosimy głowy. Piesek merda ogonkiem. Pan prezydent niesie zwłoki wiewiórki do kuchni. Hm, tego jeszcze nie jadłem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ataman Ryps
Papryka czerwona cena średnia: 15.05.2005 rząd PiS- 10,70/kg 12.06.2011 rząd PO- 6,20/kg

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ataman Ryps
Prawda o Smoleńsku jest arcyboleśnie prosta: nasi piloci po presją porobili masę błędów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ataman Ryps
Ale ktoś tu naspamował. Pewnie się zdenerwował że mu kłamstwa udowodniono.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to przeciez widać
nie musisz siebie opisywać. juz samo korzystanie z nie swojego nicka świadczy źle o tobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ataman Ryps
ty prezentujesz taki savoir-vivre jak kakaka Kwaśniewski

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość już sie nie jąkaj
widzisz co sie dzieje jak człowiek kłamie? robi tak: "kakaka" :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Na fakt Shatyn nakłamał
"Pewnie się zdenerwował że mu kłamstwa udowodniono." Z Błasikiem i z Berlinem Zachodnim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ataman Ryps
to było do ciebie matole i twojego idola Kwacha ale jak jesteś idiotą to tylko wspólczuć twojej mamie i tacie... ech

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość co nakłamał bo
niczego takiego tu nie ma. podaj cytaty

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ataman Ryps
Mój neurolog powiedział, że mój mózg wykozrystuje tylko 2% swoich możliwości podczas, gdy u przeciętnego człowieka jest to aż 15%...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no to widac bo sie
jąkasz, piszesz o kłamstwach których nie ma. pewnie dlatego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wawcia powraca
co nakłamał bo niczego takiego tu nie ma. podaj cytaty HAHAHAHAHAHAAHAHHAHA HAHHAHAHAHAHAHAHA stary dobry shatyn :D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no to widac bo sie
sie śmiejesz jak ktoś prosi cie o cytaty. to objaw stresu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×