Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość sally@sally

Nie potrafię zdecydować.

Polecane posty

Gość sally@sally

Jestem w związku, który z roku na rok coraz bardziej się wypala. Uczucie odeszło już dawno temu. Przestałam go kochać, przestałam za nim tęsknić. Poznałam kogoś kto otworzyl mi oczy na świat - znów zaczełam się nim cieszyć, aż chciało się krzyczeć ze szczęscia. Miałam w sobie siły by sprostać problemom, by w końcu powiedzieć co czuje mojemu facetowi. Nie chciałam tego zrobić by być z tamtym - on dał mi tylko kopa by coś zmienić, niekoniecznie faceta. Chciałam to zrobić dla siebie. Czułam, że ten facet będzie przy mnie, będzie mnie wspierał. A on odszedł, odsunął się, nie mógł znieść myśli, że kogoś mam, że jestem szczęśliwa. Bolało jak cholera. Kiedy on milczał ja zastanawiałam sie co lepsze - tkwić w starym związku czy odejśc. Biłam się z myslami. Mój zapał spadł, nie miałam przy sobie tego który to wszystko spowodował, moja mała iskierka odwagi zgasła. Wystraszyłam się, poddałam, zostałam przy swoim facecie. Jest mi źle, nie umiem się przy tym wszystkim odnaleźć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zielony autobus
przyzwyczaisz sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wobec tego po co tkwisz w wypalonym związku, bez uczucia a zapewne z przyzwyczajenia tylko? Nie bądź taką egoistką i zwróć facetowi wolność a nie trzymasz się go i udajecie związek. Może odbierasz mu i sobie z resztą też szansę na poznanie kogoś z kim będziecie szczęśliwi? Nie rozumiem ludzi tkwiących w takich układach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"przyzwyczaisz sie" hehe :) oraz nie Ty pierwsza i nie ostatnia jesteś w związku jedynie z obawy przed samotnością

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Nie rozumiem ludzi tkwiących w takich układach." Bo świat dzieli się na tych, którzy to praktykują i tych, którzy tego nie rozumieją :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Mój zapał spadł, nie miałam przy sobie tego który to wszystko spowodował, moja mała iskierka odwagi zgasła. Wystraszyłam się, poddałam, zostałam przy swoim facecie." Aż do następnego razu... Tak rodzi się grunt do zdrady - oto pojawia się ktoś, kto "zaczarowuje" świat swoją interpretacją jego dotąd niezaznanych wspaniałości. A potem przychodzi proza życia, w której ten "cudotwórca" zamienia się w "zwykłego" partnera, który jest trochę nudny, trochę przewidywalny i w ogóle jakiś taki... normalny. Może należałoby zastanowić się nad tym, czy to krępujące więzy obecnego związku Cię tak ograniczają czy może jesteś po prostu niezrealizowana życiowo i wmawiasz sobie, że to wina Twojego obecnego partnera? Zrób coś dla siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"czy może jesteś po prostu niezrealizowana życiowo i wmawiasz sobie, że to wina Twojego obecnego partnera?" Najprawdopodobniej po prostu niedojrzała

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Tak rodzi się grunt do zdrady - oto pojawia się ktoś, kto "zaczarowuje" świat swoją interpretacją jego dotąd niezaznanych wspaniałości. A potem przychodzi proza życia, w której ten "cudotwórca" zamienia się w "zwykłego" partnera, który jest trochę nudny, trochę przewidywalny i w ogóle jakiś taki... normalny. Może należałoby zastanowić się nad tym, czy to krępujące więzy obecnego związku Cię tak ograniczają czy może jesteś po prostu niezrealizowana życiowo i wmawiasz sobie, że to wina Twojego obecnego partnera?" Podpisuję się pod tym. Kobietom z takim podejściem trawa po drugiej stronie zawsze wydaje się bardziej zielona. Dopóki nie popracujesz nad sobą zawsze tak będzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sally@sally
mój facet też jest ze mną chyba tylko z przyzwyczajenia. Nie ma już uczuc, nie ma starania się. Próbowałam to ratować i było dobrze, przez 2 dni, tydzien, miesiac, a pozniej znów to samo. Jestesmy ze soba prawie 5 lat i po prostu przestalismy sie kochac. On sie stara tylko wtedy kiedy czuje sie zagrozony, kiedy czuje, ze moglabym odejść. I zawsze jest tak, ze kiedy ja dojrzewam do myśli, ze nic z tego nie bedzie, ze czas odejśc - on zaczyna walczyć. A później znów jest tak samo. Tego drugiego faceta nie traktuje jak potencjalnego chłopaka. Jest mi bliski ale nie chce z nim być. On dał mi siłę, sądziłam, ze będzie przy mnie na tyle długo, ze uporam sie z moimi problemami. W sumie to on sprawił, ze zaczełam myśleć o tym by cos zmienic. Teraz znów jestem sama, boje się. Moze i jestem niedojrzała, ale dlatego tu jestem, potrzebuje troche wsparcia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lucy, chyba każdy z nas przeżywa rozterki życiowe. Są one raczej niezależne od wieku czy stopnia dojrzałości. Rozterki przeżywają i 13-latki i ludzie na emeryturze. W sytuacji, w której znajduje się Autorka nie za bardzo można być pewnym, czy jej rozterki wynikają z czasowego ochłodzenia się uczuć w jej związku czy też jest to wynik rzeczywistego wypalenia się uczuć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"nie za bardzo można być pewnym, czy jej rozterki wynikają z czasowego ochłodzenia się uczuć w jej związku czy też jest to wynik rzeczywistego wypalenia się uczuć." ale czy taka niepewność to nie jest właśnie niedojrzałość?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"On dał mi siłę, sądziłam, ze będzie przy mnie na tyle długo, ze uporam sie z moimi problemami" No i błąd! W takim razie zawsze będziesz czekać na królewicz, który pomoże Ci wyjść z opresji i uporać się z problemami. Nie tędy droga ponieważ Twoje problemy powrócą wraz z odejściem królewicza. Musisz sama poszukać problemu w sobie i starać się go zwalczyć. Nikt inny Ci nie pomoże na dłuższą metę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"W takim razie zawsze będziesz czekać na królewicz, który pomoże Ci wyjść z opresji i uporać się z problemami" i właśnie taką niedojrzałość miałam na myśli

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sally@sally "On sie stara tylko wtedy kiedy czuje sie zagrozony, kiedy czuje, ze moglabym odejść. I zawsze jest tak, ze kiedy ja dojrzewam do myśli, ze nic z tego nie bedzie, ze czas odejśc - on zaczyna walczyć. A później znów jest tak samo." Teraz wiadomo już coś więcej. To klasyczny przypadek związku, w którym mimo upływu kilku lat OBOJE PARTNERZY nie potrafili razem wypracować tego minimum, tej podstawy, do której mogą się odnieść w gorszych chwilach. Taki fundament nie jest dany z góry. Jego tworzenie to ciężka praca nad związkiem, codzienna. Najlepszy do tego czas to początkowe lata trwania związku, czyli okres, w którym zauroczenie i fascynacja wystarczają, by ze sobą być. Jeśli się ten okres po prostu "przeżyje" ze sobą, płynąc po prostu z nurtem życia codziennego, wyznaczanego przez seks, wspólne plany życiowe i pewność, że to już "razem na wieki", to potem trudniej (kiedy już przyjdzie kryzys) coś budować, bo trzeba się dodatkowo zmagać z jego skutkami. Piszesz, że on jest aktywny i stara się jedynie wówczas, kiedy czuje się zagrożony... A co TY robisz dla niego, dla Was obojga, zanim on poczuje się zagrożony? co dokładasz od siebie, by do tego nie dopuścić? - nie dopuścić do momentu, w którym przychodzi Ci na myśl decyzja o kolejnej próbie rozstania?. Uwierz, że dla Twojego faceta taka Twoja postawa (od zagrożenia do zagrożenia) jest bardzo męcząca. I pewnego dnia to on zostawi ciebie, zmęczony tą huśtawką, tym brakiem podstawy, na której mógłby się oprzeć. Bo jak planować i być szczęśliwym z kimś, kto co chwilę chce się rozstawać? No, jak?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sally@sally
Ja zdaje sobie sprawe, ze poki nie pojawil się tamten facet niby było dobrze. Nie widziałam innego życia, sądziłam, że moje problemy z facetem to nic takiego, ze jestem szczesliwa, ze tak ma byc. A pozniej zrozumiałam, ze nie tego w życiu oczekuje, nie tego chce. I naprawde chciałam odejśc, powiedziałam o tym mojemu facetowi a on jak zwykle zaczał walczyc - ale sama nie wiem dlaczego on to robi. Miłości nie widzę z jego strony, wiec co? pies ogrodnika? No i żal mi straconej przyjaźni z tamtym facetem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sally@sally
To nie jest tak, że ja co chwile z nim się rozstaje - od roku jest miedzy nami tak bezuczuciowo. I nie raz po prostu przestawałam się starać, bo nie widziałam sensu - on i tak tego nie zauważał. Wtedy coraz bardziej mnie to bolało, chodziłam zła, rozdrażniona, byłam oschła, niemiła - i wtedy on proponował poprawe, zaczynał się starać, znów mnie do siebie przyciągał. I tak od roku. Teraz miałam odwage powiedzieć dośc i naprwde się rozstać - ale z dnia na dzien coraz bardziej się tego bałam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"ale czy taka niepewność to nie jest właśnie niedojrzałość?" Lucy, taka niepewność nie musi oznaczać niedojrzałości. Takie rozterki przeżywają również ludzie w związkach z 10-20-30-letnim stażem. Ludzie, którzy są dojrzali, ale znaleźli się w momencie życia, w którym czegoś im brakuje. Zazwyczaj to "coś" znajduje się w nich samych (jakaś niezrealizowana dziedzina życia, niespełnienie), ale próbują przypisać to partnerowi/partnerce - czyli próbują uczynić go/ją odpowiedzialnymi za swoje niezadowolenie z siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"próbują uczynić go/ją odpowiedzialnymi za swoje niezadowolenie z siebie." czyli są dojrzali, ale tak robią? (bo chyba nie pomyślałeś, ze mam na myśli dojrzałość stricte biologiczną)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"I nie raz po prostu przestawałam się starać, bo nie widziałam sensu - on i tak tego nie zauważał. Wtedy coraz bardziej mnie to bolało, chodziłam zła, rozdrażniona, byłam oschła, niemiła - i wtedy on proponował poprawe, zaczynał się starać, znów mnie do siebie przyciągał. " sally@sally Wybacz, ale to błędne koło, w którym się znalazłaś, to w większości...Twoja zasługa... "Zasługa", bo trudno mówić tu o winie. Co było pierwsze - jajko czy...? Czy najpierw on przestawał się starać, a potem w wyniku tego Ty - rozdrażniona jego postawą - stawałaś się domowym złośliwym gnomem, fundującym mu jazdę, której on nie rozumie czy to TY, powodowana jakimś własnym poczuciem niespełnienia robiłaś mu jazdy (których on nie rozumie) właśnie za to, że sama ze sobą czujesz się nieszczęśliwa? Mam pytanie: Czy Ty LUBISZ swojego faceta? Czy jesteście przyjaciółmi? Czy wyobrażasz sobie, że spędzacie ze sobą czas, bo oboje to LUBICIE? Jeśli nie, to znaczy, że poczekaliście na moment, w którym pożądanie już nie wystarczy, a nie ma czegoś w zamian., czegoś, co mogłoby być podstawą wspólnego życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lucy "próbują uczynić go/ją odpowiedzialnymi za swoje niezadowolenie z siebie." czyli są dojrzali, ale tak robią? Powtarzam, że to nie ma nic wspólnego z niedojrzałością. Po prostu frustracja z niezadowolenia z siebie niejako "automatycznie" jest kierowana na partnera, z którym się żyje pod jednym dachem. Nawet jeśli zdajemy sobie sprawę z tego, że on/ona nie jest winien naszemu niezadowoleniu, (co wg Twojej definicji oznaczałoby dojrzałość), to bardzo trudno nie przenosić takiej życiowej, wszechogarniającej frustracji do wspólnego życia. Choćby wspólne obowiązki, a raczej ich podział, mogą być przyczyną oskarżeń partnera np. mężczyzna najczęściej twierdzi: "ja się dla ciebie/dla nas zaharowuję, i co z tego mam? albo kobieta czasem oskarża: " praktycznie Ciebie nie ma, a wspólne życie jest tylko na mojej głowie. Albo odwrotnie. Albo wzajemnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sally@sally
Nasz związek polegał głównie na kompromisach - z mojej strony. On jest ode mnie starszy i cięzko było mi spowodować zmianę w jego zachowaniu. Mowiłam, ze ja coś widze tak i tak a on przedstawiał swoją wizję i zamiast iśc na kompromis kłócił się ze mna. On ma cięzki charakter, lubi stawiać na swoim, lubi dominować. Ja jestem tą, która zawsze pierwsza wyciągała ręke na zgodę i przymykała oko na jego niedoskonałości. Starałam się przez ponad 4 lata, to ja probowałam nas łączyć, jemu było chyba obojętne czy się poklócimy i tydzien nie bedziemy ze soba gadac czy nie. I teraz nagle zrozumiałam, ze tak sie nie da, ze nie tego chce, że chciałabym coś w swoim zyciu zrobić, zmienić - a on? on chce walczyć o ten związek. I kiedy byłam już pewna, ze to koniec, ze nie chce z nim być - on poprosił o szansę. I nie dałabym mu jej gdyby nie milczenie tamtego faceta. Lubię swojego faceta ale nie jestesmy przyjaciolmi. Nie rozmawiamy o swoich problemach, tych najbardziej skrytych. Ja nie należe do zbyt wylewnych osob, on również. Czas spedzamy jak stare dobrze małżeństwo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DominikaWawa
nie masz czego zalowac skoro ten facet milczal a nad malzenstwem musisz sie zastanowic czy chcesz w tym trwac mimo wszystko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Lubię swojego faceta ale nie jestesmy przyjaciolmi. Nie rozmawiamy o swoich problemach, tych najbardziej skrytych. Ja nie należe do zbyt wylewnych osob, on również." No, tak... Czyli formuła: sporo starszy mężczyzna-autorytet, o wiele młodsza kobieta-zafascynowana autorytetem... uległa przedawnieniu. To najczęstszy problem par z pewną różnicą wieku. Po prostu kobieta po pewnym czasie "dojrzewa" do roli samodzielnego autorytetu i próbuje go wyegzekwować od partnera. Na co on - z oczywistych względów utraty kontroli nad związkiem, czyli utraty własnego znaczenia dla partnerki - nie jest w stanie się zgodzić. Niestety... nie jesteście w stanie trwać w takim układzie bez wyraźnego przewartościowania własnych ról w związku. A to wymaga głębokiego i szczerego porozumienia. Przykro mi..., naprawdę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sally@sally
wiem, ze z tego związku nic pewnie nie wyjdzie, ale on nie chce odejśc, a ja boje się samotności. No i tak tkwimy w tym bagnie, oboje nieszczesliwi i zagubieni. A moja odwaga zniknęła z chwilą w której zniknął tamtem facet...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"wiem, ze z tego związku nic pewnie nie wyjdzie, ale on nie chce odejśc, a ja boje się samotności. No i tak tkwimy w tym bagnie, oboje nieszczesliwi i zagubieni. A moja odwaga zniknęła z chwilą w której zniknął tamtem facet..." W Twojej wizji świata życie bez faceta=katastrofa. Dopóki tak uważasz będziesz tkwić w tym związku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaskazbulwersowana
a gdzie wcielo tego faceta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sally@sally Nie zrozumiałaś moich słów współczucia... To nie krzyżyk na Waszym związku. To poczucie pewnej bezsilności, jaka towarzyszy moim słowom do Ciebie. Bezsilności wynikającej z faktu, że nikt, oprócz Was samym, nie jest w stanie Wam pomóc. Jeśli wmiesza się do tego psycholog, to - możesz wierzyć lub nie - nie tylko zachwieje to Waszym indywidualnym poczuciem własnej wartości, ale też spowoduje, że będziecie niejako "na siłę" próbować zmienić naturalny bieg rzeczy, wynikający innych priorytetów życiowych w różnych okresach życia. Pary, w których partnerom udaje się żyć dla siebie i dla tej drugiej osoby mimo różnicy wieku czy priorytetów (bo np. jedno chce stabilizacji i codzienności, a drugie przeciwnie - męczy się codzienności i pragnie diametralnej odmiany), wcześniej ustaliły pewne zasady, wg których ich związek ewoluuje, zmienia się w czasie. Wy tego jak dotąd nie potrafiliście uzgodnić. Próbuj, co mogę więcej Ci powiedzieć. Próbuj doprowadzić do tego, by na nowo zdefiniować Wasze wspólne relacje. Weź na siebie ciężar tych zmian. Dlaczego właśnie Ty? Mimo, iż jesteś "tą młodszą"? Ponieważ właśnie Tobie nie podoba się sposób, w jaki w tej chwili funkcjonujecie. Ponieważ jeśli chcesz zmiany, to na Tobie ciąży obowiązek doprowadzenia do sytuacji, w której partner zrozumie, że trzeba coś zmienić. On nie widzi konieczności zmian, dotychczas i Tobie i jemu taki układ odpowiadał. Dlaczego on miałby chcieć zmian? On ogranicza się tylko do "gaszenia" pożaru, który wzniecasz kolejnymi próbami doprowadzenia do rozstania. On REAGUJE prawidłowo - broni swojej pozycji. Nie miej mu tego za złe. Znajdź sposób, który zaowocuje tym, że usiądziecie do wspólnej rozmowy na temat Waszej przyszłości i ról, które chcecie w niej pełnić. Możesz przypadkowo odkryć, że jednak... kochasz go i chcesz z nim być. jeśli tylko doprowadzisz do sytuacji, w której on zobaczy, że nie chcesz mu "zabrać" znaczenia w związku, ale go tylko uzupełnić o nowe elementy. Będzie Cię to kosztować sporo zabiegów i pracy za dwoje, dopóki nie dasz mu jasno do zrozumienia, że to jedyna droga. Tylko, na miłość boską, nie rób tego w formie szantażu rozstaniem. To nie zadziała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sally@sally
szukanie dziury - gdybyś napisała mi to rok temu - pewnie teraz problemu by nie było. Bo odkąd ze sobą jesteśmy to JA zawsze brałam ciężar zmian na siebie, to ja walczyłam o lepszy związek. Moj facet kilka razy zachował się jak dziecko. Pospzreczaliśmy się o coś i nagle urywał kontakt. Dzień, dwa i ja po prostu nie wytrzymywalam - wyciągałam pierwsza ręke i nawet nie prosiłam o romowę, o wytlumaczenie. Wiem, ze w wiekszości to ja ponosze wine za ten rozpad. Nauczyłam go, ze zawsze przy nim jestem, ze zawsze chce załagodzić sytuację, ze zawsze to ja chce coś ratowac. Teraz czuje sie wypalona, bez checi na jakiekolwiek zmiany. Rok temu zrobiłabym wszytsko by z nim byc, stawałabym na rzesach byleby było dobrze. Teraz juz nie mam takiego zapału, nie zależy mi. Nie tesknie za nim, nie ciesze sie ze sie spotkamy (pomieszkujemy razem i coraz wiecej czasu zaczynam spedzac w domu rodzinnym). Wiem, ze mu ten związek odpowiadał i wydaje mi się, ze wlasnie przez moje podejście teraz nie chce odejsc -gdzie znajdzie drugą taką głupią jak ja? Masz racje - zaiponował mi starszy facet z wlasnymi poglądami i planami na życie. Ale teraz sama dojrzałam, dorosłam i okazało się, ze moje marzenia odbiegają od jego planów. I albo zostane z nim z rozsądku albo któregoś dnia nie wytrzymam... bo ile można? rok, dwa? Nie chce go szantażować, bo nawet nie wiem czy chce z nim byc... ale cięzko mi po tylu latach, zwłaszcza ze on się stara powiedziec mu, ze mam dosyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"szukanie dziury - gdybyś napisała " Masz dowód na to, że punkt widzenia nie zależy bezpośrednio od punktu siedzenia, ale od wzięcia na siebie ciężaru "za dwoje". Jestem facetem. Ale pewnie dlatego, że staram się (co jest niemożliwe 0 zrozumieć punkt widzenia kobiet - co rusz przypisywana mi jest wagina. :) A rem... "Nauczyłam go, ze zawsze przy nim jestem, ze zawsze chce załagodzić sytuację, ze zawsze to ja chce coś ratowac. Teraz czuje sie wypalona, bez checi na jakiekolwiek zmiany." Śmiem przypuszczać, że jako ta młodsza - tylko tak Ci się wydaje... Ty chcesz zmian. Chcesz zmian DLA SIEBIE. A on? On NIE CHCE zmian, bo dotychczasowy podział mu odpowiadał. Dotychczas WYDAWAŁO CI SIĘ, że panujesz nad sytuacją, że ponosisz odpowiedzialność za związek. Teraz FAKTYCZNIE zastanawiasz się, czy aby chcesz taką odpowiedzialność ponosić? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, rady. Tu musisz sama zdecydować, czy stać Cię na to, by pisać następny rozdział Waszej przyszłości. On tego NIE ZROBI. Nie zależy mu na zmianie. Musisz to zaakceptować, że takie są fakty. I ... zrozumieć, że on działa niejako "w obronie własnej". Nie namawiam cię do pozostania w tym związku za wszelką cenę, ale też nie twierdzę, że na pewno Wam się nie uda. Twierdzę, że będzie między Wami tak, jak TY zechcesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×