Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość alterna

Że tych parę zdań na granicy łez To początek, a nie kres....

Polecane posty

Gość alterna

Chyba chcę to potraktować trochę jak pamiętnik. Nie oczekuję komentarzy choć oczywiście jeśli chcecie... Ostatnio wszystko mi się posypało. Właściwie sypało się od roku tak konkretnie. Wieloletni związek,prawie dekada razem i teraz oboje musimy to zniszczyć na dobre,wyrzucić z pamięci,najlepiej znienawidzić się... Wszystko co sobie nawzajem zrobiliśmy boli nas tak bardzo,że nie potrafimy wybaczyć. Czy z miłości naprawdę można tak ranić? A może to wcale nie była miłość? Nie,nie wierzę w to... Najpierw straszne kłótnie,wysiadłam psychicznie. Zrobiłam coś strasznego,coś przez co nie potrafię po dziś patrzeć w lustro,a zdarzyło się prawie dwa lata temu. Zrobiłam to po rozstaniu,ale co to zmienia? Nic. Zraniłam go:( Później powrót i jego mszczenie się,co raz to inna,zaczynając od 15 latek,kończąc na 24 latkach. Podrywanie ich,spotykanie się,flirty... Jeden dosyć poważny wiązek,słowa do jeszcze innej,że ją kocha. Zupełne ignorowanie mnie,śmianie się z moich łez,wyzwiska,wychodzenie z domu bez słowa i powroty nad ranem,czasem był zupełnie pijany. Jego przyjaciele którzy mnie dręczyli,a on im na to pozwalał,właściwie dręczył mnie z nimi. Ciągłe stawianie mi jego "przyjaciółki" do której wiem,że czuł coś więcej za przykład,słowa,że jeśli chcę z nim być mam się odchudzić co zabolało mnie,jak każdą kobietę:( Wiele innych rzeczy które tak strasznie mnie raniły,tak niesamowicie bolały :( Przestałam już żyć,to była wegetacja. Nie potrafiłam spać,myśleć,podejmować decyzji,oddychać. Z łez które wylałam utworzyło by się morze... Przestałam go poznawać,to nie był człowiek którego kochałam. Stał się jakimś zimnym,nieczułym potworem,dręczycielem. Był obok,a ja tak bardzo tęskniłam ;( Przez cały ten czas byłam sama,bez przyjaciół,bez znajomych. Przed naszymi wspólnymi mnie upokarzał,obrażał mówiąc,że jestem chora,że powinnam się leczyć,że nie jestem normalna... Pewnego dnia kiedy usłyszałam,że chce przespać się z jakąkolwiek inną,bez zobowiązań,a najlepiej młodą bo im młodsza tym lepsza (ja nie mam jeszcze 25lat) coś we mnie pękło... Siedziałam zalewając się łzami,nie mogąc złapać oddechu,a on powiedział tylko,żebym się nie nakręcała. To co wtedy poczułam...Tego nie da się opisać:( Pomyślałam,że zwariuję,że zaraz oszaleję,nie wytrzymam dłużej. Musiałam znaleźć kogoś z kim będę mogła spędzić czas,nie zwierzać się,tylko spędzić czas,oderwać się od tego bólu czasami na te parę godzin. Wybór padł na jedyną osobę której nie musiałam szukać,która była właściwie pod ręką,nie wymagało to żadnego wysiłku. Mój sąsiad. Nie ukrywałam tego przed nim. Powiedziałam gdzie i z kim wychodzę,o której wrócę. Nie obchodziło mnie w tym momencie,że mój ukochany zawsze był o niego bardzo zazdrosny. On się mną również nie przejmował więc dlaczego ja miałabym? No i spotkaliśmy się,dwa piwka,spacer i do domu. Później pojechaliśmy w góry. Nigdy do niczego nie doszło. I nie pozwoliłabym,żeby doszło. Wiedziałam,że mu się podobam od lat,nigdy tego nie ukrywał ale szanował,że mam kogoś i nawet nie miał zamiaru niczego rozbijać. Resztę napiszę później....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sdsdfdffdsf
nie masz 25 lat i juz dekada w zwiazku? to ile ty mialas lat jak zaczelas??? przesada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz czemu tak cierpisz? Bo zainwestowałaś wiele lat i całe swoje serce w dupka. Boli Cię bo źle wybrałaś. Teraz zastanów się jak nie popełnić tego błedu ponownie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alterna
Po powrocie z gór nocowałam u mamy. Ostrzegłam go przed tym. Do domu miałam długą drogę i zdecydowałam się na to właśnie dlatego. Następnego dnia,gdy już się spotkaliśmy uderzył mnie w twarz,powiedział,ze mam się spakować i wynosić z jego domu i życia. Bolało bo atakował mnie mimo tego jak sam się zachowywał... No i tak zrobiłam,spakowałam się i wróciłam do rodzinnego domu. Przez parę dni nie mieliśmy kontaktu. Później wsiadł w samochód i przyjechał. Pech chciał,że właśnie byłam u tego znajomego na kawie. Teraz mówi,że chciał się wtedy pogodzić ale wówczas tylko krzyczał,że się super dla niego ubrałam (miałam zwykłą krótką spódniczkę i koszulkę jak zawsze w upalny dzień),że już z nim jestem,że go zdradzam... Starałam się mu tłumaczyć,że nie ale był głuchy. Powiedział,że mam z nim jechać do jego domu po resztę rzeczy. No więc pojechaliśmy. Tam jeszcze raz prosił,żebyśmy byli z sobą ale ja miałam dosyć takiego traktowania,tych wszystkich dziewczyn,poniżania,wyzwisk,wyśmiewania moich uczuć. Powiedziałam,że chcę odpocząć,zastanowić się co dalej,że nie daję tak już rady. Tak naprawdę nie chciałam tego ale przyszło mi do głowy,że jeśli będzie bał się,że mnie straci to może zrozumie,może coś do niego dotrze... Kolejny tydzień mieliśmy kontakt,on był smutny,ja starałam się żyć normalnie,nie załamywać się. Wychodziłam ze znajomymi,nadrabiałam czas z mamą i siostrami,kuzynostwem... Jednak po tygodniu przyszły dwa dni ciszy z jego strony. Potem znów były ataki,wyzwiska w moją stronę,słowa,że się puszczam i...zaczęło się... Miałam za to taki żal,byłam tak wściekła,że zaczęłam go traktować tak samo. Nie wyzywałam go tak bo nie potrafię ale...I tak te przepychanki i ranienie się słowami trwało dwa miesiące. Widziałam,że przez te jego słowa przebija żal,on,że przez moje również,ale tak się w tym zatraciliśmy,że nie potrafiliśmy przestać. W tym czasie ciągle mówił,żebyśmy do siebie wrócili ale odmawiałam. Chciałam ale starałam się,żeby zrozumiał,że nie może mnie tak traktować. Że musi mnie szanować,mnie nie te panienki z którymi flirtuje. One dostawały pełen zachwyt,komplementy,szacunek i podziw kiedy nawet tak naprawdę ich nie znał,a ja? Traktował mnie jak śmiecia,jak wroga. Potrafię dużo wybaczyć ale nie to. No więc nie wracałam. W końcu przyszedł dzień kiedy powiedział mi,że albo wracam jeszcze dzisiaj albo zwiąże się z inną,że kogoś poznał,nie kocha jej ale zrobi to,żeby zapomnieć o mnie. Myślałam,że to tylko słowa,bo już wcześniej nie raz tak mówił,żeby wzbudzić we mnie zazdrość,traktował to jak ostatnie działo. Ale tym razem nie zareagowałam. Jednak po trzech dniach ciszy postanowiłam go odwiedzić. Cały ten czas chciałam to naprawić. Chciałam bo go kochałam i uważam,że o miłość trzeba walczyć. Do końca. Przyszło mi do głowy,ze może jak się spotkamy osobiście... No i przyjechałam. Weszłam do pokoju bez pukania jak zawsze mi kazał i zobaczyłam go śpiącego na boku. Pomyślałam sobie wtedy "Moje słońce... Naprawimy to kochanie,zaraz cię przytulę i porozmawiamy" Zrobiłam krok do przodu i... zobaczyłam jej ramię. Obejmował ją,tulił tak mocno,jak mnie nigdy do snu. W pierwszym odruchu przyszła mi głupia myśl do głowy,że przecież zawsze mi powtarzał,że nie lubi tak spać bo wtedy mu za ciepło i dlatego spaliśmy trzymając się za ręce,a nie tuląc. A na niej praktycznie leżał...później zobaczyłam pełno puszek po piwie, poczułam się oszukana,wpadłam w szał,zaczęłam krzyczeć. Nie będę tego relacjonować słowo w słowo. On powiedział,że wie ile tym zniszczył,że ją zostawi,mam tylko zaczekać aż ją odwiezie,że wtedy porozmawiamy. Czekałam aż wróci wiedząc,co się teraz dzieje w tym samochodzie. Po powrocie powiedział,że nie zostawi jej,kiedy spytałam po co mi tak powiedział to przyznał,że chciał mnie spławić. Teraz wiem,że powinnam wtedy zwyczajnie wyjść,olać go,ją,zostawić ich sobie i zapomnieć ale w takiej sytuacji tak trudno zachować zimną krew:( Do domu szłam prawie 10 km w mrozie zapłakana,z rozmazanym makijażem,słaniając się na nogach. Nie umiałam oddychać. Nie chciałam dzwonić po mamę ani nikogo bo nie chciałam,żeby widzieli mnie w takim stanie. On przysyłał smsy,najpierw pisał,że ma strasznego kaca moralnego,a później kiedy mu napisałam,że skoro tak jest czemu jej nie zostawi i nie spróbujemy tego naprawić to napisał,że nie bo ona jest lepsza,daje mu więcej,lepiej go traktuje i,ze żałuje,że musiała ( ONA!) przez to przejść i nie zaprosił jej innego dnia. A ona podczas tego wszystkiego powiedziała mi wprost,że nie przeszkadza jej,że mnie kocha i mnie oszukał prosząc,żebym wróciła. Że teraz jest jej. Kolejne dni były koszmarem. Totalnym koszmarem. Powiedziałam im,że niech sobie są razem i tak im się nie uda bo nie można zbudować szczęścia na czyim nieszczęściu. Że wiem,że zjedzą go wyrzuty sumienia-prędzej czy później. I zrobiłam coś głupiego. Związałam się z tym moim znajomym. To właściwie układ,on nie kocha mnie,ja jego i oboje o tym wiemy,wie,że mogę w każdej chwili odejść. Nie ma seksu,nawet pocałunków. Nie ma bo on jest osobą niepełnosprawną(nie będę pisała w jaki sposób) i mimo 32 lat jest prawiczkiem,a i ja tego nie chcę. Nie ma odwagi na nic więcej,chce tego po ślubie jeśli już kiedyś zacznie bo chce mieć pewność,że nie zostanie sam. Poza tym został tak wychowany,w staroświecki sposób. Spędzamy ze sobą czas,rozmawiamy,wspieramy się. Bez niego nie przetrwałabym tego czasu. Mogę mu się wypłakać na ramię kiedy mam taką potrzebę. Rozumie co czuję bo sam zastał byłą dziewczynę w łóżku z innym... I wtedy "on" zaczął znów mieć pretensje... Znowu ciągle pisał,najpierw z pretensjami,później już widziałam,że dociera do niego co się dzieje,do czego doprowadził decydując się na związek z nią. Jakieś trzy dni temu napisał,że rozumie,że jestem z nim,ale błaga mnie o to,bylebyśmy nie zrywali kontaktu. Że potrzebuje mnie w swoim życiu,że chce wiedzieć,że jestem blisko. Zgodziłam się ale postawiłam warunek. Zerwie kontakt z tamtą ( już wtedy nie byli razem) i skończy z tymi gówniarami kręcić. Przeprosiłam,że nie mam prawa o to prosić bo nie jesteśmy razem ale mimo wszystko kocham go i nie jestem w stanie na to patrzeć,tak jak nie byłam wtedy. Że musi wybrać. I niestety jak się spodziewałam jednak liczyły się tamte. Próbował mi wmówić,że chce tego specjalnie,żeby się go pozbyć i dodał,ze teraz pozbyłam się go już na zawsze jak podobno chciałam i umarłam dla niego,że już nigdy mam mu się nie pokazywać na oczy i na zawsze zrywa kontakt,że teraz będzie żył nienawiścią do mnie... To niesamowicie przykre dla mnie i tak strasznie mi ciężko... Zdarzyło mi się do niego napisać dwa razy ale wiem,że zwyczajnie muszę z niknąć z jego życia. To takie trudne,tyle lat razem,planów,zaręczyny,wszystko... Jak teraz sobie z tym poradzić? Wiem,to wszystko,to nasze zachowanie było głupie i żałosne:( Zamiast odpuścić walczyliśmy z sobą jak dzieci na podwórku. Ja wiem,ze on mnie kocha,wiem bo znam go. Nigdy nie byliśmy spokojną parą,oboje uparci,wybuchowe charaktery ale zawsze godziliśmy się,a teraz? Musimy to przerwać. Proszę los,żeby dał mi siłę,bo mimo wszystko chcę,żeby był szczęśliwy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szukałaś i znalazłaś toksycznego partnera. Wkręcasz sobie że Cię kocha, choć nikt po za Tobą w to nie wierzy. Czemu tak bardzo się dręczysz? Czemu nie szanujesz siebie na tyle aby uwierzyć, że to co Cię z nim łączy to obsesja a nie miłość? Czemu gardzisz sobą? Kto Cię tak skrzywdził?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alterna
Dzisiaj napisałam do niego,że przywiozę jedzenie i lekarstwa dla naszych zwierząt które u niego zostały. Jedynie zimno odpisał,że mam je zostawić pod domem bo on wychodzi i wraca późno w nocy i nie chce mnie widzieć. Domyślam się,że spotyka się właśnie z tą z którą go nakryłam. Nie wierzę,że ją w ogóle zostawił. Teraz myślę,że chciał mieć ciastko i zjeść ciastko. Chciał tego kontaktu chyba tylko po to,żeby uciszyć wyrzuty sumienia:( Tak bardzo bym chciała wierzyć,że to co było między nami,te wszystkie lata nie były po prostu niczym... Jacku W odpowiedzi na Twoje pytanie. Miałam ciężkie dzieciństwo,ojciec który pił i dręczył mnie psychicznie,moją mamę również. Tak bardzo chciałam być kochana,tak szczerze i prawdziwie,tak samo chciałam też kochać. Kochałam i kocham,naprawdę,wiem to,czuję. Choć może on rzeczywiście mnie nie. Trudno dopuścić do siebie tą myśl bo to takk boli. Ale czy on wtedy rzeczywiście potrafiłby być taki obojętny i zimny? W każdym razie nie chcę już więcej błagać o miłość :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Trudne dzieciństwo wiele wyjaśnia. Słyszałaś o DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików). Myślę, że to Ci pomoże. To nie jest przypadek że dorosłym życiu weszłaś w toskyczny związek. Poczytaj o toksycznych związkach. Po drugie - nieodwzajemniona miłość to nieszczęście, a to Ci spotkało. Chcesz się od niego uwolnić psychicznie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alterna
On już bardziej mnie nie może zranić :( Dzisiaj dowiedziałam się,że ma kolejną,jakąś 27 latkę. Tamta z którą go nakryłam miała 18,on tez ma 27lat... Nie wiem,nie rozumiem. Po co on płakał,po co mówił o miłości,dawał nadzieję?? :(( Oczywiście,że chcę o nim zapomnieć :( Mam już dosyć tego ciągłego bólu,mam tylko jedno życie. Ale nie wiem czy mam na to dostatecznie sił... Teraz czuję się tak jakbym miała tego nie przeżyć. Przeżyję,wiem ale jak to przetrwać ??:( W tym momencie chcę umrzeć,naprawdę :( Całe życie mam do niczego :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alterna
Wszystko leci mi z rąk,ciągle płyną mi łzy. Właściwie sama nie wiem dlaczego płaczę. Czy dlatego,że go straciłam czy dlatego,że czuję się tak żałośnie... Nie potrafię wypuścić z rąk naszych wspólnych zdjęć. Siedzę i użalam się nad sobą zamiast jakoś wziąć w garść ale nie potrafię. Wszystko mi o nim przypomina,zapachy,słowa,muzyka którą gdzieś usłyszę. To żałosne i banalne ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×