Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość blue jeans

boje sie, ze powinnam isc do psychiatryka

Polecane posty

Gość blue jeans

:( zawsze mialam cos nie tak z glowa. od 16 roku zycia jestem leczona, co prawda nieregularnie, ale zawsze z jakims, gorszym lub lepszym skutkiem. jestem towarzyska, mam duzo znajomych, przyjaciol... jednak nic to nie zmienia w moim zyciu co jakis czas mi niezle odpierdala, tak jak teraz. nic mi sie nie chce, ciagle leze w lozku, jestem smutna, unikam znajomych nawet jak w glebi chce sie z nimi spotkac... nie wiem co sie dzieje, nic nie daje mi radosci, mam leki i sie martwie :( help :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szefowa szefów
niepewność życiowa:) mają to wszyscy-nuda, brak hobby, pracy , prawdziwych znajomych i wogóle:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AgentTR
może doskwiera Ci samotnosć wśród ludzi? niby jest się w otoczeniu ludzi, imprezuje się z nimi, a potem wraca się do domu i odzywa się pustka w sercu ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość simian raticus
Nie wymagasz hospitalizacji! Depresja zapewne nawracająca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie rozumiem ja
A na co dostałaś te leki? Depresje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
biore rozne leki, bo tak naprawde czesciowo je wyludzam zeby pocpac... tzn juz teraz nie mam takiej ochoty na cpanie, wiec biore je jak lekarz nakazal, ale pol roku temu to byla masakra. lekarz twierdzi, ze mam borderline i jakies inne typy zaburzen osobowosci w roznym stopniu. dostaje afobam/clonazepam, pernazyne i czasem na sen stilnox. ale ja mieszkam ze znajomymi, ktorych uwielbiam, wiec nie mam kiedy byc sama... o to chodzi. tylko co z tego, kiedy mi zawsze czegos brakuje :( jestem niezadowolona ze studiow (ciagle mysle, ze zle je wybralam), z imprez (nudza mnie i mi obrzydly), czytac nie moge, bo mam ciagle helikopter we lbie... ale powiem szczerze, ze ciagle za kims tesknie. za najlepszymi przyjaciolmi (studiuja w innych miastach) i za rodzina, ktora rzadko widuje, dawniej to bylo na wlasne zyczenie bo robili mi afery o styl zycia, cpanie i imprezy....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
i mam sklonnosc do wchodzenia w blizsze zwiazki z socjopatami. jeden mnie bil, potem przepraszal i tak w kolko :O teraz to przeszlosc, ale i tak nie moge o tym zapomniec ani mu wybaczyc... czesc moich przyjaciol to tez cpuny i reszta normalniejszych mi odradza te znajomosci wiec ciagle jestem rozdarta :O (od jakiegos czasu nie cpam)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
Jeśli byłaś leczona, to zakładam, że miałaś i pewnie masz się z czego leczyć. Wiesz co ci dolega i w jaki sposób się to objawia. Nie pozostaje ci nic innego jak leczyć się regularnie, tak by w miarę możliwości nie dochodziło do takich sytuacji, jak teraz. Leczyłaś się w zakładzie zamkniętym? Byłoby dobrze abyś na tyle mogła stanąć na nogi, aby wystarczyły wizyty u psychiatry i terapia, farmakologia. Ty wiesz najlepiej, czy trzeba iść do lekarza. Pewnie trzeba?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przelot_em
Albo weżmiesz się ostro za siebie albo naprawdę resztę życia spędzisz w psychiatryku, z małymi przerwami na wolności. To prochy namieszały Ci tak w głowie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
Właśnie doczytałem. Dużo tego. Przyznam, że wkurwiasz mnie, nawet tym co napisałaś. Nie znoszę takich osób, ale wiem, że jest CI ciężko jak cholera. Najlepiej jakbyś zerwała z fatalnym środowiskiem. Bez tego będziesz tylko się zapadać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
przeciez chodze do lekarza, co chyba wynika z moich wypowiedzi. skads musze miec leki, prawda? sama sobie recept nie wypisze. moja lekarka tylko slucha co jej mowie potakuje i daje mi kolejne recepty. teraz juz biore leki, zeby pomagaly a nie w innym celu, i jakos nic to nie daje, albo efekt jest krotkotrwaly. na terapie nie moge isc, bo jedyna darmowa dla mnie jest grupowa i codziennie, a ja mam wtedy zajecia na uczelni... na inna musze czekac 3 lata taka jest kolejka :O nie leczylam sie w zakladzie, mialam raz skierowanie, ale stwierdzilam, ze musze wziac sie w garsc i nie moge opuscic waznego egzaminu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
lord stront nie lubisz cpunow czy ludzi z problemami? wiekszosci znajomych i przyjaciol na codzien zupelnie nie okazuje tego co tu opisalam, po mnie tego po prostu nie widac, jestem wesola i nie mowie im o tym co mnie meczy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
Czyli i tak źle i tak niedobrze. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem, byłyby urlop dziekański, czy jak to się tam nazywa i poważna psychoterapia. To jest chyba zbyt poważne, abyś mogła się uporać sama, jadąc tylko na lekach. Wiem, że i pracować trzeba i mnóstwo kłopotów, ale pewnie te twoje demony, same tak łatwo nie odejdą. Lekarze, też są różni. Najłatwiej wypisać receptę i pokiwać głową. Bywa, że sami nie mają pojęcia o możliwościach terapii i nic ich to nie obchodzi. Wiem coś o tym. Może warto jeszcze poszukać innych ośrodków? Zmienić lekarza?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
pomysle o tym urlopie. nie wiem co powiedza na to u mnie w domu, bo wiadomo, ze studia sa najwazniejsze, a ty zla corko i tak juz nam dosc narobilas blablabla... nie mam oparcia w rodzinie, bo mowia mi tylko "przestan cpac, zmien towarzystwo i nie rzucaj studiow". chyba zmienie lekarza, od jakiegos czasu myslalam, aby udac sie do innego, poszukam kogos godnego uwagi. jesli moge spytac, Ty tez sie na cos leczyles?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
myslalam tez o tym, by wrocic do rodziny i tam sie leczyc, jednak jestem jakos z nimi zwiazana, mimo, ze ostatni rok mnie od nich oddalil, nie popierali moich wyborow jesli chodzi o milosc, pozniej sie okazalo, ze mieli racje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
blue Szczerze. Nie lubię osób, które terroryzują otoczenie swoimi problemami. Jak rozumiem, Ty taka nie jesteś, źle Ciebie zrozumiałem. Ja sam mam problemy, leczę się z depresji i właściwie nikt nie ma pojęcia, poza 2, 3 osobami, jaki mam problem. Z tym, że ja należę do typów, których w zasadzie nie widać. Nie mam znajomych i nie bardzo chcę mieć. Mógłbym w ogóle nie wychodzić z domu. Lubię być sam, cały czas sam. Znam kilka osób, które całe swoje otoczenie epatują swoimi problemami, terroryzują wahaniami nastroju i pewnie się zraziłem, bo ja niczego od nikogo nie chcę. No cóż, często nie jesteśmy winni, lub tylko w jakimś zakresie, jednak wola by wyjść z tego, musi być nasza własna, bo nikt za nas nie będzie chciał. Ot, takie banały...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po pilingach lepsza cera:)
a może poczytaj sobie coś na ten temat? Na Chomikuj można znaleźć bardzo dużo książek z tego zakresu, po prostu zakładasz konto i szukasz http://chomikuj.pl/?page=474757 tam można ściągnąć wszystko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
o moich problemach tez malo osob wie. rodzina, najblizsi przyjaciele, ale oni sa w wiekszosci daleko. przyjaciolka, ktora mieszka w tym samym miescie jest w moim zdaniem uzalezniona od prochow, chociaz ona twierdzi, ze nie. wlasnie to jej dawniej sie zwierzalam, teraz nie widze sensu, bo ciagle mowi "ja mam gorzej" i nie widze sensu dalszej rozmowy. strasznie mnie doluje sytuacja miedzy nami. dawniej wszystko robilysmy razem, nawet pomieszkiwalysmy, smialysmy sie, teraz juz tego nie ma, widzimy sie raz na tydzien i ona zwykle siada przy moim laptopie i niewiele rozmawiamy. slucham o tych jej problemach jednak nie ma na nie pomocy. to jestesmy zupelnie rozni. ja lubie ludzi, szybko sie przywiazuje do nich, z tym, ze czesto do typow, ktorzy mnie wykorzystuja i rania. spotykam tez takich samotnikow i czasem nawet z nimi uda mi sie dogadac... o dziwo jednak dalej mam jakas wiare w ludzi, po tych wszystkich nieprzyjemnosciach... tak, ja chce wyjsc, wychodzilam juz kilka razy, ale tylko na jakas chwile. moja mama mi powiedziala, ze zdziwilaby sie, gdyby trafil sie chociaz miesiac w moim zyciu bez jakiejs afery i cos w tym jest niestety.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
Nie wiem, Ty znasz sytuację, ale może warto dogadać się z rodziną i przedstawić sprawę tak: studia są ważne, ale chyba nie dam rady ich ukończyć, bo dzieje się ze mną to i to... Popełniam błędy, sami wiecie, jestem trudna dla innych i przede wszystkim dla siebie. Wiesz, nie mówię, że masz się płaszczyć, ale żebyś przyznała, że tam gdzie była racja, to była, że sama widzisz wpływ swojej choroby i jej skutki na twoje życie i po prostu, uczciwie, że nie dajesz już rady. Boisz się, że zawalisz kiedyś studia doszczętnie, że za którymś razem wkopiesz się w gorsze problemy i tak dalej... Może nadchodzi czas, może nie dziś, nie za miesiąc, ale za kilka miesięcy, pół roku, aby uporządkować swoje sprawy i zabrać się za te cholerne wyniszczające demony. Powiem ci o sobie, że ja przez całe lata, do dziś jestem jakby we władzy istoty, która, owszem jest mną, ale wyniszcza mnie, tą lepszą część. Leczę się już pewnie ze 3 lata, z tym, że jakoś z sensem nie dłużej niż pół roku. Na razie cudów nie ma, ale w perspektywie terapia grupowa w zamkniętym ośrodku. Teraz leki plus terapia indywidualna, na NFOZ. Prywatnie, mnie oczywiście nie stać. Zmarnowałem sporo czasu, nim się dowiedziałem, że mogę skorzystać z takich możliwości. Zacznij szukać, bo ja nawet nie spodziewałem się, że w mojej okolicy są takie możliwości. Lekarz do którego chodziłem prywatnie, gdy miałem jeszcze pracę, wypisywał mi tylko recepty. Owszem leki mi pomogły, ale same leki to mało, to tylko taka baza, by coś na tym zacząć budować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
tez tak mysle, dom rodzinny to zawsze dom... juz sie do tego przyznalam i nawet nie mialam przed tym oporow, wiem kiedy glupio postepowalam i szczerze tego zaluje. i to mnie meczy, bo jestem na siebie wrecz wsciekla. caly czas staram sie dazyc, by je uporzadkowac. tez marnowalam duzo czasu, zamiast sobie pomagac szkodzilam i sadzilam, ze to jest ok. dziekuje za rady, masz racje, poszukam sobie jakiegos leczenia, bo i tak musze ten rok akademicki zaliczyc, a pozniej zobacze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
Różnimy się. Mnie ludzie raczej lubią, niektórzy nawet bardzo. Ja sprawiam wrażenie (trochę gram) osoby towarzyskiej, otwartej, tylko, że mnie wystarczy spotkać się raz na wiele tygodni, miesięcy i to mało komu odpowiada, więc tracę znajomości, ale zazwyczaj bez żalu, raczej z poczuciem ulgi, że już nie muszę gdzieś tam z kimś się spotykać, bo zazwyczaj nie mam ochoty. Ludziom raczej nie ufam, chociaż nie popadłem w paranoję :D i nie uważam, że wszyscy przeciwko mnie. Po prostu kontakt, ze światem mnie męczy i wszelkie potencjalnie konfliktowe sytuacje, sprawiają, że odechciewa mi się jakichkolwiek relacji z ludźmi, ze światem. Tak było zawsze, mniej, lub bardziej. Wiesz, problem narastał od dziecka. To wszystko ma swoją historię, różne etapy. Owszem lubię mieć jedną, kilka znajomych osób, z którymi mogę pogadać, ale jak zwykle, ja nie potrafię utrzymać kontaktów. Znikam. Jednak wiem, że ludzie lubią ze mną gadać, bo chyba potrafię słuchać i nie nawijam cały czas o sobie, tak jak teraz tutaj. Pewnie muszę się wygadać. Myślę, że powinnaś dobrze się zastanowić nad tym, jak podejść do swojego problemu, zarówno od strony organizacyjnej jak i relacji z rodziną, ważnymi znajomymi, twoich emocji i potrzeb. Przemyśl jak możesz sobie pomóc, tak na serio. Kiedyś może przyjść dzień, że faktycznie wylądujesz w psychiatryku, co samo w sobie nie musi być przecież dramatem, ale przecież lepiej podjąć decyzję by uniknąć tak przykrych okoliczności. Ja mam depresję, jakieś oczywiście elementy nerwicowe i to wszystko, korzeniami tkwi w dzieciństwie. Mam już prawie 40 lat i dalej się w tym babram. Właściwie ponad 20 lat życia przesrałem. Doszło do tego, że nawet się tym nie przejmuję :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
rozumiem, wiec jestes wlasciwie "samotny z wyboru". tez juz ograniczylam zaufanie do ludzi, i konfliktow nie lubie, chociaz czesto w nich uczestnicze, jak mi sie cos nie podoba prosto z mostu to okazuje, nie myslac o konsekwencjach. tez mi sie zdarza takie znikanie. ja mam o polowe lat mniej niz Ty, a przeprowadzalam sie juz wiele razy, nie zawsze na wlasne zyczenie, czasem urywajac jakis kontakt na wlasne zyczenie, bo ktos mnie meczyl swoja osoba, albo nie moglam mu czegos zapomniec. mam strasznie dobra pamiec do zlych rzeczy, ktore mnie spotkaly jak i rowniez kto w nich uczestniczyl... i tu tez jest moj problem, bo ja raczej najpierw robie, a pozniej mysle... jednak obiecalam sobie, ze nastepnym razem dobrze rozwaze swoj nowy pomysl. moje problemy tez tkwia w dziecinstwie. moja rodzina jest bardzo pokrecona, sama sie nie do konca lapie o co w niektorych konfliktach, odgrzewanych chocby co roku w swieta chodzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
mam strasznie dobra pamiec do zlych rzeczy, ktore mnie spotkaly jak i rowniez kto w nich uczestniczyl... Wielka wrażliwość, nadwrażliwość. Mam coś podobnego, chociaż przez lata ten element fluktuował, że tak powiem. Rozumiem bardzo dobrze. Ja nie przeprowadzałem się, nie robiłem zbyt wielu rzeczy, bo moim problemem jest między innymi bardzo niska dynamika życiowa. To zapewne sposób psychiki na nadwrażliwość. Ja miewam też skłonność do powiedzenia co myślę, bez względu na konsekwencje. Ja to wręcz lubię :D Potem oczywiście kłopoty, męki sumienia - a może nie było warto, nie trzeba, zrobiłem komuś krzywdę i tak dalej... Moja rodzina nie jest szczególnie pokręcona, nawet raczej dość dobrze poukładana, przynajmniej ta najbliższa, ale szereg zdarzeń, niezależnych ode mnie rodziców i innych, położyło się cieniem na moim rozwoju emocjonalnym. Nikt się w tym nie zorientował, ale gdy miałem lat 14-15 byłem już nieźle porąbany, chociaż widać było co najwyżej czubek góry lodowej, bo ja należałem do tych zamkniętych, co afer nie robią :D lub bardzo rzadko. Teraz jeśli dobrze doczytałem, nie masz nikogo, mężczyzny? Ja niby mam, niby nie mam, sam już nie wiem. Przestało mi szczególnie zależeć. Po konfliktach jakoś tam się zeszliśmy ale płomieni we mnie nie ma, dużo obojętności i sentyment.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
Sentyment to za słabe słowo, to coś więcej, ale za mało na przyzwoity związek. Tak teraz czuję, ale co będę czuł za miesiąc, dwa, to nie mam pojęcia. Moja samotność, tak w ogóle, jest z wyboru, ale ten wybór to jednak pewien przymus wynikły z choroby. Z tym, że mnie, jest dobrze, tak jak jest, polubiłem to, niestety...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
nie mam teraz nikogo, i to z wyboru. te moje poprzednie wybory zbyt mnie zrazily jak na razie, a pozniej, no coz, tez trafialam na gowniarzy skrajnie nieodpowiedzialnych. wiesz, u mnie ten problem polega chyba na tym, ze bylam dojrzalsza niz ci mlodzi chlopcy w moim wieku czy kilka lat starsi. a kiedy trafil sie ktos powazniejszy to mialam taki uraz i niechec, ze i jemu przestawalo zalezec. i wlasciwie nie zaluje, bo jak pomysle ile bym mogla problemow sprawic drugiej polowce na dzien dzisiejszy to mi sie odechciewa. smutne to troche, ale takie bywa zycie. zastanawiam sie tylko czy ludzie, ktorzy mi zrobili przykrosc tez pozniej maja wyrzuty. o tak, ja tez tak mam! tez kiedys myslalam, ze da mi sie zbudowac cos na sentymencie, ale tak sie w tej relacji meczylam, ze ucieklam z placzem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
Ja nawet już się szczególnie nie zastanawiam, czy coś z tego będzie, czy nie. Zobaczę. Przede mną jeszcze długa terapia i z czasem mogę zrozumieć co w mojej duszy gra. Ona wie, że jestem w takiej sytuacji emocjonalnej. Wolałbym być sam, ale przyznam, że nie potrafiłem jej ostatecznie odrzucić, po tym jak sama mnie zostawiła, czy też prawie zostawiła. Zawiłe to było. Masz rację, lepiej nie sprawiać nikomu kłopotu i co za tym idzie sobie także. To bardzo potem boli, obie strony. Czyli nawet za bardzo nie masz z kim pogadać o swoich problemach?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lord stront
Gdy tak patrzę za siebie, to wydaje mi się, że chyba wszystkie moje ex, były ode mnie mniej dojrzałe. Owszem poukładane życiowo, mniej więcej, ale jednak niedojrzałe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blue jeans
trudny jest Twoj zwiazek, tyle mi sie nasunelo jak to przeczytalam. mam nadzieje, ze jakos uda Ci sie to wszystko dobrze ulozyc. wlasnie ja z tego zalozenia wychodze. normalny facet chyba by ze mna zwariowal. i jak sobie pomysle, to kazdy byl bardziej nienormalny ode mnie. to byly juz powazne przypadki odchylen. sama sie sobie dziwie, ze w ogole decydowalam sie na wejscie w takie relacje. czasem nie mam, tzn u mnie to jest tak, ze teoretycznie mam, ale albo nie chce psuc komus nastroju, albo nie chce zmartwic, albo nie mam sily... i klade sie spac w takiej chwili. poza tym zaobserwowalam, ze kiedy mowie komus o swoim problemie coraz czesciej dostaje odpowiedz "a ja to w ogole nie chce zyc i mam depresje..."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×