Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość wściekła córka

moja matka to syfiara

Polecane posty

Gość wściekła córka

ogólnie chodzi mi o to że gdziekolwiek się nie pojawi i cokolwiek nie robi zostawia syf - moja własna matka. Wcześniej jak byłam panną od małego dziecka to ja zawsze sprzątałam w domu, na podwórku, zmywałam naczynia, robiłam pranie i jakoś to wszystko miało ręce i nogi. Po ślubie mama strasznie chciała żebyśmy zostali z nią i z babcią w domu (chcielismy kupić sobie mieszkanie), mówiła że ona sobie nie poradzi finansowo (nie pracuje, ma załatwioną rentę, ogólnie to ma dwie lewe ręce do wszystkiego), i w ogóle płakała żebym jej nie opuszczała (rodzice rozwiedli się jak miałam 3 latka, jestem jedynaczką). Zostaliśmy więc i kupę kasy wsadziliśmy w dom, zmienilismy dach, zrobilismy ocieplenie, położyliśmy nowy tynk, wyremontowaliśmy w środku dużo. My zamieszkaliśmy na górze, mamy dwa pokoje i łazienkę. Na dole jest trzy pokoje (mamy, babci i z trzeciego dużego miał być taki gościnny salon), łazienka i kuchnia niestety póki co jest wspólna na dole. Problemem dla mnie jest to że moja matka nie robi dosłownie nic, ani ze sobą ani wokół siebie, jest mi z tego powodu strasznie wstyd. Wielokrotnie z nią o tym rozmawiałam, ona nie widzi problemu. Dopóki byliśmy bez dziecka to ja sprzątałam w całym domu, gotowałam, robiłam zakupy do kuchni, oplacałam rachunki i załatwiałam wszystko i wszędzie (kiedy byłam mała wszystkimi ważniejszymi sprawami zajmowała się babacia). Jak urodził się nasz synek mama obiecała że będzie mi pomagała, że nie będę musiała przerywać nauki (ostatni rok mgr), że po urodzeniu małego jak dziecko skończy roczek to ona się nim zajmie żebym mogła wrócić do pracy chociaż na pól etatu. Teraz dziecko ma dwa latka i do tej pory nigdy z nim nie została, nigdy go nie przewinęła, nie nakarmila, nie pobawiła się z nim, nie była na żadnym spacerze, ani specjalnie się nim nie interesowała. Wiem, że to moje dziecko i do mnie należy rola matki, ale jak widzę matki moich koleżanek wychodzące z wnukami na spacerki to aż chce mi się płakać. Mój mąż dobrze zarabia, ale praktycznie cały dzień jest w pracy. Po urodzeniu dziecka myslałam że matka mi chociaż trochę pomoże i np. ugotuje obiad czy coś a ona ciągle miała jeszcze do mnie pretensje, o to że dziecko płacze i ją denerwuje, że jak ma kolki to jestem złą matką itd. Nigdy nie powiedziała że się nim zajmie np na godzinkę żebym się pouczyła czy odpoczeła, ale do tego się już przyzwyczaiłam. W efekcie musialam zrezygnować na jakiś czas ze studiów, do pracy już nie mam powrotu, muszę coś znaleźć jak synek pójdzie do przedszkola (od 2013 od września), bo o zostaniu na kilka godzin nie ma mowy, ona nie zostanie z nim nawet na 5 min. Czuję się oszukana, bo ja do końca ciąży gotowałam dla wszystkich, sprzątałam itd i myślałam ze mama pomoże mi chociaż odrobinkę ale nie ważne. Najbardziej wkurza mnie teraz to że ona nie robi zupełnie nic poza syfem. Wszędzie zostawia brudne ubrania, nie dba o higienę, po prostu od niej smierdzi. Ja na górze mam dosłownie błysk a na dole jest taki syf że aż wstyd. My opłacamy wszystkie rachunki, robimy remonty, kupujemy własciwie wszystko co jest potrzebne, również jedzenie. Moja matka uważa że skoro u niej mieszkamy to powinniśmy ją utrzymywac i robić dosłownie wszystko. Z racji tego, że mój mąż pracuje, nie ma go od 6 do 20 to owe "wszystko" spada na mnie, a ja nie mam siły już. Nie daję rady ze wszystkim. Cięzko mi nawet gotować przy małym bo on jest bardzo ruchliwy. Wcześniej tak chociaż raz na tydzień sprzątałam matce na dole bo było mi wstyd, ale od jakichś trzech miesięcy stweirdziłam że koniec i od tamtej pory ona nawet odkurzacza nie włączyła, nie wycierala kurzu, nie myła podłogi, wszędzie jest brud, pełno psich kłaków (ma psa - zresztą tak samo zaniedbanego jak wszystko wokól niej), pies się przeraxliwie leni, ona go nie czesze. Wstyd mi przed teściami, szwagierką, ogólnie całą rodziną. Ostatnio mój mąż naprawiał jej telewizor i jak wrócił na górę to powiedział do mnie, że jak ona może mieć taki syf, że ma brudną pościel, że pies śpi w jej łóżku, że smierdzi sikami u niej (pewnie pies leje), i że w ogóle wstyd żeby młoda kobieta (49lat) miała taki bałagan i żeby zyła w takim smrodzie i brudzie. Myśłałam że spłonę ze wstydu. Mój mąż pochodzi z bardzo zadbanego domu, teściowa to elegancka i zadbana kobieta, naprawdę wstyd mi kiedy do nas przyjeżdżają a moja matka wyskakuje z tłustymi włosami, brudnymi podartymi kapciami, w podartej i poplamionej bluzce itd. Co ja mam robić??? Rozmowy, krzyki, prośby, grośby, nic nie pomaga. Wydaje mi się że ona ma wszystkich i wszystko w głebokim poważaniu. Z naszej rodziny wszyscy nas obgadują, ciotki drą się na mnie żebym coś z nią zrobiła, jedna nawet przychodziła jej sprzątac ale dała sobie spokój bo nastepnego dnia od nowa był burdel (na stole np masło, grzebień, ciuchy, książki, a nawet buty. Wszystko jej jest potrzebne, nawet stare pudelka po czekoladkach, jak robie porządki (czasami) na dole to potem ona idzie na śmietnik i wyciąga to co ja wyrzucam. Nie mam już siły... Zajmuję się synkiem, gotuję, robię zakupy, od pażdziernika wracam do szkoły i kończę studia (już mamy umówioną niańkę która będzie zostawała z naszym synkiem jak będę na zajęciach). Chcieliśmy mieć drugie dziecko, ale teraz to się w ogóle już nad tym nie zastanawiamy. Mamy duże podwórko, moja matka codziennie znosi jakieś "kwiatki" i sadzi je gdzie popadnie, a potem nie ma kto w tym plewić. My chcielismy fajnie urządzić to wszystko, zrobilismy nawet projekt naprawdę świetnego ogrodu, ale oa nic nie pozwala usunąć, nawet stare drzewa, suche i nie rodzące są jej potrzebne. O wszystko się z nami kłóci, jest bardzo głośna, ja żeby uspić dziecko w dzień muszę wychodzić na spacer (mały spi wtedy w wózku). W tej wspólnej kuchni jest najgorzej, ja codziennie tam sprzątam a ona codziennie syfi, zostawia doslownie wszystko, skorupki z jajek na stole, resztki jedzenia, brudzi blaty, rozlewa wszystko, plami serwetki, nawet wrzuca pety do zlewu! No dosłownie załamka:( A ja chodzę i ciągle po niej sprzątam bo mi wstyd przed mężem i wq ogóle, ale już nie mam siły, psychika mi siada. Czuję że wpadam w nerwicę, jestem ciągle poirytowana, dominujęce uczucia u mnie to wściekłość i żal do matki oraz wstyd przed tym co inni powiedzą, co zobaczą jak do na s przyjdą itd. Ona wszystko znosi np stare meble od sąsiadów, niepotrzebne innym kwiatki, słoiki, ubrania itd. ciągle się wszystkich pyta dookoła czy nie mają czegoś zbędnego. Dosłownie mnie trafia, ja po kryjomu wyrzucam, a ona zagraca od nowa. Najgorsze jest jednak to że wszędzie gdzie się pojawi bałagani i dosłownie nie robi nic. Rano wstaje pije kawe i pali cały dzień obrzydliwie śmierdzące papierochy (my nie palimy), siedzi sobie na tarasie, je obiadek który ja ugotuję i cały dzień popija kawkę i pali papierochy, chodzi do sąsiadów i znosi smieci, nie sprząta nic, nawet się nie myje, a bieliznę to zmienia chyba co tydzień albo jeszcze rzadziej. Boże jak mi jest za nią wstyd! To moja matka! Co ja mam z nią zrobić, rozmowy nic nie dają, ona po prostu zawsze taka była. Ciocia mi powiedziała że ja jej już nie zmienię, sama straciłam już na to nadzieję... Co zrobilibyście na moim miejscu? Sprzątalibyscie jej, prali itd?, ja nie mam przez nią swojego życia, nie mam czasu dla siebie, ciagle zajmuję się synkiem (to normalne), u siebie na górze mam jak w pudełeczku, ale 80% mojego czasu pochłania sprzątanie za nią, po niej itd. Ona dosłownie wejdzie i już jest syf, ja układam, a ona rozwala np. naczynia, nie daje już rady. Dopiero teraz zrozumiałam że wcześniej jak byłam mała to babcia wszystko robiła, myslę że tak ją wychowała na taką nieudacznicę, babcia gotowała itd. Właściwie to ona mnie wychowała, teraz jest bardzo schorowana (ją też ja się zajmuję, ale to robię z wdzięczności i nie mam do nikogo pretensji), ma prawie 90 lat i mnóstwo chorób, muszę chodzić z nią po lakarzach, robić posiłki i ogólnie pomagać we wszystkim. Babcia jednak jest w miarę sprawna, dba o siebie i otoczenie wokół siebie, to ona nauczyła mnie porządku. Nie wiem co robić z matką, czy jej pomagać, czy olać ją i ten jej syf? Wyprowadzić już się nie wyprowadzimy, bo naprawdę kupę kasy tu wsadziliśmy (byłoby mieszkanie za to), wszystkie nasze oszczędności i kredyt poszły w remonty, poza tym matka nie utrzyma tego domu a szkoda żeby go sprzedać, a może to byłoby rozwiązanie sprzedac i kupić dwa mieszkania osobne, ale ona się w życiu nie zgodzi. Dom jest teraz jej, chociaż ona nie dołożyła się nigdy do niego nawet złotóweczki, wszystko wybudowali i urządzili dziadkowie, ona go dostała żeby miała gdzie mieszkać bo była tak niezaradna, że niczego się nie dorobiła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wazne ze trelele
Moze i nie robi nic, ale jedno jest pewne ze robi pod siebie :) powiedz jej ze ja mowie ze jest smierdziochem i zapyziala lampucera

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dhxdfhb
o jezu weź to streść

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×