Gość mtz Napisano Maj 26, 2012 Stało się, żona oświadczyła mi trzy tygodnie temu, że mnie już nie kocha - wypaliła się całkowicie i nie będzie ciągu dalszego wspólnego życia. Ja ją kocham ponad życie i nie mogę bez niej żyć. Walczyłem przez tydzień, przekonywałem, żeby dała nam szansę na uratowanie małżeństwa, ale nic to nie dało. W końcu się wyprowadziłem chociaż powiedziała, że nie muszę tylko jak miałbym funkcjonować nie mogąc jej dotknąć, czy przytulić. Wszystkie marzenia legły w gruzach, świat się zawalił, mieszkam u siostry, przyjaciele się wykruszyli - wszyscy pożenieni i mają własne problemy. Znamy się od 7 lat, z czego 3 lata i 9 miesięcy w małżeństwie. Powiedziała, że strasznie mnie kochała, jak nikogo wcześniej i że straciłem cudowną żonę. Przyznała, że niewystarczająco pielęgnowaliśmy nasz związek i to też jej wina, bo w pewnym momencie przestała się starać. Wiem, że też nie jestem bez winy - były ciche dni, czasami zamieniliśmy dwa słowa, nie chciałem z nią chodzić na wszystkie imprezy i chodziła sama. Ale było też cudownie, tylko widocznie za rzadko. Mówi, że zostało tylko przywiązanie, czuje się przy mnie bezpiecznie i nie chce żebyśmy stali się dla siebie obcy. Przeprasza mnie bardzo i okropnie czuje się z tym, że ja cierpię. Mam jej nie brać na litość i nie straszyć, że coś sobie zrobię, że jestem dorosły i dam sobie radę, a ona potrzebuje trochę spokoju i samotności. Nie mam dzieci - ona 32 lata, ja 36. Czy kobieta w takiej sytuacji jest zdolna do podjęcia życia w samotności i czekania na kogoś, kto da je szczęście jakiego oczekuje? No i co ja mam robić? Skoczyć z mostu, strzelić sobie w łeb? Czy jest możliwe ułożenie sobie jeszcze z kimś życia w moim wieku? Na razie cierpię, próbuje sobie poukładać wszystko w głowie, ale nie wychodzi mi to. Jak osoba, którą tak kocham mogła mi to zrobić, dlaczego nie dawała wcześniej sygnałów, że jest aż tak źle. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach