Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Wa wka

Zyjacy w dlugich zwiazkach bez slubu...

Polecane posty

Gość Wa wka
23:10 [zgłoś do usunięcia]allium to nie jest moje zdanie . Moje zdanie nie ma znaczenia . A seksu nie powinniście uprawiać nie dlatego ,zę nie macie pracy a dlatego ,ze nie macie ślubu . A ślubu nie macie , bo nie macie pracy A pracy nie macie bo nie skończyliście studiów i jestęście wciąż na utrzymaniu roodziców . i kółko sie zamyka .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
a co ma praca do seksu? To bezrobotni mają żyć w celibacie? :) już to widzę :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pani psycholoŻka
moim zdaniem, to, od kiedy związek można nazywać długim zależy od wielu rzeczy :) np., w wieku 12 lat, kiedy co rusz się zakochujemy, długim będzie 0,5roczny związek. w wieku 17 lat długim będzie 2letni a w wieku 40 lat? myślę, że również 2letni. bo ludzie są już dojrzalsi i bardziej świadomie się ze sobą wiążą zależy też w jakim wieku się zaczęło związek. bo można mieć kilka rocznych związków, a w wieku 30 lat poznać tego na całe życie. ja np. osobiście jestem szczęśliwa, kiedy myślę, że zaczynaliśmy jako g...wniarze (ja 15 lat, on 19), a tyle lat już jesteśmy razem :) bo kiedy po miesiącu znajomości się rozstaliśmy na kilka dni, to każdy mówił, że takich jak mój facet będą jeszcze setki. a ja wtedy mówiłam, że będzie tylko on. i każdy spojrzał tylko na mnie jak na takie dziecko, które nie wie, co mówi. więc nie ukrywam, że dużą satysfakcję i szczęście daje mi fakt, że zaczynaliśmy jako niedojrzali młodzi ludzie, dojrzeliśmy, a nasz związek dalej istnieje i mało tego, jesteśmy razem przeszczęśliwi :) "Z drugiej strony jeśli ślub nie jest niezauważalny, to czemu nie zabezpieczyć się w ten sposób? Czemu tego nie zrobić?" --> bo jeśli kogoś kochasz, to mu ufasz i nie potrzebujesz zabezpieczenia (zwłaszcza, że jest to zabezpieczenie finansowe, a jak już pisałam - ja np. nie chcę brać ślubu tylko po to, żeby "w razie czego" dostawać alimenty). zwłaszcza, że wiem, że mój facet nie odejdzie ode mnie :) konsekwencje - każde rozstanie jakieś za sobą niesie. obie strony cierpią. bez względu na to, w jaki sposób się rozstaną. jeśli facet zdradzi - jego była cierpi, ale on również, bo to on przekreślił związek. a po ślubie? do konsekwencji, które wymienilam dochodzi jeszcze zalatwianie papierkowej roboty. prawidła -> ale do czego to zabezpieczenie urzędowe może się przydać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obowiązki konkubiny spełnione, mogę wrócić do dyskusji :P "czy naprawdę jest coś takiego jak koniec związku bez konsekwencji? Co to właściwie oznacza? I od kiedy możemy mówić o długim związku?" l l Myślę, że nie ma czegoś takiego. Konsekwencje są zawsze - w zależności od tego na jakim etapie i w jakim punkcie życiowym konkretnej osoby związek miał miejsce. Pominę już konsekwencje związane z oczywistościami jak zdrada (zadanie ciosu nożem prosto w serce partnerowi i zburzenie jego świata, wyznawanych wartości) rozbicie rodziny (konsekwencje w postaci moralniaka, kwestii finansowych, styranej psychiki dzieci, jeśli takie między dorosłymi były) itp. Ale myślę, że każdy, nawet najkrótszy związek zawsze daje nam jakieś doświadczenie, uczy nas czegoś, pozwala wyciągnąć lekcję życia. I nie ma mocnych - z tym zawsze wiążą się z kolei nasze refleksje, przemyślenia, a co za tym idzie - konsekwencję w postaci nauczki na przyszłość albo wyrzutów sumienia w razie zakończenia związku z naszej inicjatywy (zakładam, że nie mamy serc z kamienia i myślimy o tym, że dla tej drugiej strony być może skończył się świat). Może można byłoby mówić o zakończeniu związku bez konsekwencji wtedy, kiedy byłaby to obopólna decyzja dwojga partnerów, rozejście się w cywilizowany sposób, bez wyrzutów sumienia, niedopowiedzeń, zaczynając nowe życie z absolutnie czystą kartą. Ale to chyba rzadkość ;) A kiedy możemy mówić o długim związku? Zależy jak na to spojrzeć. Dla mnie np długość w sensie czasu, miesięcy czy lat nie ma najmniejszego znaczenia. Dla mnie wyznacznikiem są sytuacje, momenty krytyczne, w których partner mnie nie opuścił i dał świadectwo temu, że będzie przy mnie w najgorszych chwilach. Ja np mam ponad 7 lat stażu. Dla jednych to dużo, ale jak wypadam przy małżeństwie z 30 letnim stażem? Blado :) Mimo to przeszłam ze swoim partnerem tak wiele, życie dało nam tak w kość, że nie wiem co musiałoby się zdarzyć, żebyśmy się poróżnili czy zostawili w potrzebie. Znam z kolei 3 przypadki par, które były ze sobą od VIII klasy podstawówki. Po 10,11 latach bycia razem wzięli ślub i bach - rozwód po odpowiednio 2 i 3 latach. Długość to pojęcie względne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bfdxrfh
Trudno jest się odnieść do czyjegoś postu wyrwanego z kontekstu. W sumie nie wiem po jakiego grzyba autorka wrzuca tutaj czyjeś posty, nie związanie z resztą z tematem tego topa. Chodzi o kompromitację, stawianie kogoś pod publiczny pręgierz? O co tu chodzi to ja nie wiem..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ania Gerta.
alium to przeciez nawiedzona merkaba - to nik który wszystko odnosi do biblii i cytuje ją do sytuacji życiowych tu od wielu lat zwykły troll niepotrzebnie z nia gadacie , tu na forum nikt nie chce z nią gadać czuwaj 🖐️:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
jednak sprawy finansowe wcale nie są takie banalne jak chciałoby się je tutaj definiować. Bo alimenty na dzieci to jedna strona medalu. A co w momencie jakiegoś katastrofalnego w skutkach wypadku? Testament? Kto z młodych ludzi o tym myśli? Niewielki procent o ile nie promil. A ślub w urzędzie stanu cywilnego jest tańszy od notariusza i zabezpiecza w wielu innych przypadkach jak śmierć, choroba ( w tym np. choroba umysłowa, co zdarza się na starość), rozliczenia wspólne i wspólne budowanie życia. Do którego nikt nie ma prawa się wtrącać oprócz żony i męża. A jeśli np. nagle coś się dzieje i jedno z partnerów zapada na udar i nie może o sobie decydować? Wtedy pomaga mu ta druda strona - jeśli jest do tego prawnie upoważniona - czyli mąż, żona. Decyduje, pilnuje, pielęgnuje i może wpływać na to co się dzieje. Jeśli żyjecie na kocią łapę nagle okaże się, że decydować o życiu drugiej połówki zaczyna siostra, brat, matka, ojciec...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bfdxrfh
allium a markeba to dwie różne osoby. Markeba to facet, taki "Maryjny katolik" allium zaś to protestantka. Nie wiem jakim cudem ktoś te osoby myli, zwłaszcza ze markeba zajmuje się głównie spamem, i "wysłowić" się po ludzku nie umie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
nie ma reguły. Ludzie się schodzą i rozstają. jednak ja uważam, że w pewnym momencie ślub to kwestia regulacji. Potrzebna. Może dyktowana z banalnych pobudek dla niektórych, ale moim zdaniem kwestie decydowania o leczeniu, kwestie finansowe, kwestie praw własności majątku to nie są banały. To istotne sprawy regulujące każdy związek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja doświadczyłam
Najpierw bez ślubu dość długo ( te same argumenty co wy piszecie, że po co, bo miłość , papier niepotrzebny , jest videalnie itd itd) Tak my,ślałam , z pełnym przekonaniem, bo co ślub zmieni, więc ślub bez sensu Ale jednak doszło do ślubu, i co? Okazało się że dla mnie zmienił ślub wszystko, nawet nie sądziłam że to możliwe, a jednak. Odpowiadam tylko za siebie, dla mnie zmieniło się wszystko na plus, jakbym znalazła się w innym świecie, bardziej pięknym i kolorowym, głębszym i większym. Nie śądziłam że aż tyle kryje się we mnie. Odpowiadam tylko za swoje odczucia i mój punkt widzenia, nie za męża i za małżeństwo Czyli ślub może być tak jak otwarcie bramy do raju, a tego nie oczekiwałam. Ale jest tak. Jednak pewnie to zależy od człowieka, dla mnie się zmieniło i ubogaciło , chodzi o doznania i psychikę, chodzi o zwielokrotnienie jakości relacji i miłości. Bez ślubu w konkubinacie tego nie było, i nie podejrzewałam że coś takiego istnieje. Znałam tylko szczęśliwy konkubinat, a tu nagle coś większego i cenniejszego. Nie , słowa tego nie oddają, nie będę tu lansować ślubu, bo pewnie dla niektórych ślub nie musi nic zmieniać. Ale dla mnie zmieniło . Na korzyść. Jak ktoś napisał, że ślub daje możliwości ( a nie gwarancje), dla mnie te możliwości dały wejście do raju, a ktoś inny nawet nie zauważy tych możliwości jakie daje ślub i nie potrafi z nich skorzystać, ani przeżyć. Mogę bać się tylko upadku z wysokości, bo za wysoko. A w tych czasach zaniku wartości rodzinnych i małżeńskich, może bezpieczniej tkwić w konkubinacie, z niskości upadek może być mniej bolesny. Dla innych pewnie ślub nic nie zmienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pani psycholoŻka
prawidła --> i tu masz trochę racji. bo zależy z kim się związaliśmy i jaka jest jego rodzina. jeśli chodzi o alimenty na dzieci --> to nawet jeśli facet nie jest ani mężem ani konkubentem, a zupełnie obcym człowiekiem, to i tak będzie musiał je płacić. w razie wypadku --> kupując dom (mieszkanie) ustanowimy siebie obojga wspólwłaścicielami. więc dom będzie nasz wspólny. zdaje sobie sprawę, że nawet gdyby mój facet zginął w wypadku, to jego rodzina nie będzie się wtrącać do jego połowy mieszkania. w razie udaru --> wiem, że rodzina mojego faceta nie wtrącałaby się w decydowanie o nim. oni rozumieją, że jesteśmy razem, że żyjemy jak małżeństwo i że od teraz to ja jestem najbliższą mu osobą. nie próbowaliby decydować za mnie. ale masz rację, bo jeśli rodzina faceta jest nie w porządku, to w takim przypadku ślub jest jak najbardziej potrzebny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
prawidła życiowe No ja uważam, że jeżeli ktoś świadomie nie decyduje się na ślub (bez znaczenia jaki) to już w jego interesie leży to, żeby zadbać o wszelkie zabezpieczenia finansowe. Ja też nie uważam, żeby to była jakaś poboczna, nieistotna kwestia, bo umówmy się, że życie pisze różne scenariusze i każdy myślący, dorosły, odpowiedzialny człowiek musi o tym myśleć (zwłaszcza, jeśli mamy w konkubinatach dzieci). Ja żyję w konkubinacie i tak jak wcześniej pisałam - na dzień dzisiejszy nie przewiduję ślubu, ani konkordatu, ani cywilnego ale nie przeszkodziło nam to w uregulowaniu pewnych spraw. I tak, widnieję we wszelkich papierach ubezpieczeniowych, widnieję w akcie własności mieszkania, raty mamy wspólne. Słowem to co się dało, uregulowaliśmy prawnie. W szpitalu (bo też taki argument się przetaczał) też nie miałam problemów z informacjami od lekarzy, odwiedzaniem czy byciem traktowaną dokładnie jak żona. Ale tak jak mówię - to są rzeczy, o które każdy żyjący świadomie w konkubinacie BEZ zamiaru zalegalizowania związku musi myśleć i musi zadbać. A to, że komuś grozi w razie czego jakaś strata - no cóż, nie każdy jest ogarnięty życiowo, taki los.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
może właśnie to powinno być decydującym czynnikiem w momencie podejmowania decyzji o ślubie, o związku na poważnie. Czy jesteś w stanie przewijać swojego partnera jak zachoruje? czy będziesz z nim/ z nią jak przestanie Cię poznawać na starość? Czy wyobrażasz sobie, że Tobą opiekuje się partner? Bo ślub na dziś, kiedy jest się zdrowym, jest praca i szczęście to może i niepotrzebny papier. Ale czas biegnie i z czasem takie regulacje okazują się praktyczne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
pani psycholoŻka nawet nie wiesz ile znam przypadków, że jednak rodzina zaczyna się wtrącać. Że jednak mają coś do powiedzenia, z drugiej strony - mają do tego ustawowe prawo :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pani psycholoŻka
do ja doświadczyłam --> a podaj proszę jakieś przykłady.. np. pewne sytuacvje jak wyglądały w konkubinacie, a jak w małzeństwie, albo nie wiem... po prostu rozwiń, co masz na myśli, pisząc, że zmieniło się na plus. podaj konkretne różnice :) prawidła --> ale my znamy swoje rodziny. ani moja ani jego naprawdę by się nie wtrącała. oni rozumieją, że teraz to nasze wspólne życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
ok, a powiedzcie mi taką rzecz: skoro decydujecie się świadomie na życie bez ślubu i robicie to z głową (chodzi o papiery, własności, itp...) to co Was skłoniło do tego, że tego ślubu jednak nie chcecie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
pani psycholożka - oby było tak jak mówisz :) już nie jeden idealny układ znajdował finał w sądzie. Jak masz na coś papier to masz dowód/upoważnienie, a układy rodzinne te "na gębę" niestety dają złudne poczucie bezpieczeństwa i dogadania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bfdxrfh
Ja juz wcześniej napisałam. Tego typu tłumaczenia są kwestią głównie lenistwa :P sama sobie też tak tłumaczyłam. A po co i na co. Im dłużej się w takim związku żyje, tym gorzej decyzję o legalizacji podjąć. Zwłaszcza że tworzy się w miarę udany związek, facet jest normalny i pojawiają się z czasem dzieci. Ja też wyszukiwałam takie tłumaczenia jak wy. Natrętnym odpowiadałam żę trzeba iść z "duchem czasu" itd. Z czasem zaczęło się to zmieniać, rola "niby żony" zaczęła mi z czasem uwierać. Może po prostu dojrzałam i poglądy na temat związku mi się zmieniły. Człowiek wszak to nie krowa. I nie, uprzedzę pytania i podejrzenia,nie, nie bałam się że mnie zostawi lub coś podobnego. Może i wy z czasem też tego dojdziecie a moze i nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
prawidła Ja z kolei znam przypadki, kiedy mieszkanie sądownie zostało podzielone przy rozwodzie na pół - nie dało go rady sprzedać, więc mąż z żoną jeszcze parę ładnych lat dzielili dokładnie na pół (dosłownie linką holowniczą, serio:o) drąc koty o wszystko oraz inny, kiedy chora matka z emeryturą 300zł zamieszkała pod jednym dachem z synową po śmierci syna, bo taki był wyrok sądu po 3 latach batalii. Bez sensu jest takie licytowanie - ja znam taki przypadek, a ja znam inny, a ja jestem pewna swojej rodziny, a ja pewna nie jestem. Życie pisze różne scenariusze i nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy ściągać się wzajemnie w dół. Ja np mam teściową, która jest do rany przyłóż, jest sama, ja dla niej jestem jak córka, bo poza nami nie ma nikogo na świecie. I co, mam lecieć do US żeby dmuchać na zimne, bo być może odwidzi jej się coś na starość? Litości. Gdybym miała zakładać w życiu same najczarniejsze scenariusze, nie wychodziłabym z domu, nie urodziłabym dziecka, nie związałabym się z żadnym facetem i najpewniej leżałabym już 10m pod ziemią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
psychiczna myszelina - to prawda, wyroki sądu czasami są bezsensowne. Ślub też nie gwarantuje, że będzie kolorowo. Gwarantuje jedynie to, że w razie czego jednego, czy drugiego chroni ustawa. Pomaga a nie rozwiązuje problemy. Zabezpiecza. Podajcie powód dla którego ślubu nie opłaca się brać, mimo iż żyje się w związku przypominającym ślub.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
i ślub to nie jest czarny scenariusz :) Jednak trzeba zakładać, że w związku i w życiu będzie kolorowo, a może być też czarno. I tak jak wykupujesz ubezpieczenie zdrowotne (przecież nie zakładasz, że będzie Ci potrzebne), tak bierzesz ślub z całym wachlarzem praw i obowiązków w jedną i drugą stronę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
a co w przypadku poważnej operacji i braku możliwości podpisania zgody przez faceta (bo jest nieprzytomny) i kto zgodę na zabieg podpisze i w jakim charakterze? Ty jako konkubina? Taką możliwość sprawdzaliście?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
prawidła, to pytanie dlaczego nie chcemy wziąć ślubu mimo głowy na karku było do mnie? :) Jeśli tak odpowiadam: z kilku powodów. Po pierwsze mam chyba jakąś traumę. Moja siostra - rozwódka, 90% kobiet z mojej rodziny (dosłownie, a kobiet w rodzinie jest u mnie bardzo wiele) - rozwódki, wiele znajomych - rozwódki, rozwodnicy. I jakoś tak od kiedy pamiętam tkwi we mnie taki obrazek tych wszystkich ludzi styranych przez los przez rozwód, batalie sądowe, wyrywane z rąk do rąk dzieci (choć w konkubinatach jest oczywiście podobnie), jakieś orzekania o winach, wywlekanie swoich intymnych spraw przed adwokatami, sędziami, obcymi ludźmi. Małżeństw udanych, szczerych, szczęśliwych (ale tych ze stażem 20+, bo na podstawie takich można wyciągać jakieś wnioski dot. ślubów) znam może 2. Reszta jest bo jest, bo to już nie te lata żeby się rozwodzić, bo zobowiązania, bo za dużo ceregieli z rozwodem. Nie ma ani miłości, ani namiętności (co zrozumiałe), ale nie ma też szacunku. A to już kaplica. Jest tylko papier, który widnieje w teczce z dokumentami na samym spodzie szafy. Taka jest smutna prawda. I nie pochodzę z żadnej patologii, nic z tych rzeczy. A poza tym wszystkim - ja nie czuję takiej potrzeby. Nie chcę nic zmieniać, bo jest mi świetnie, tak samo jak idę do restauracji i widzę przed sobą 9 pozycji w karcie. Mogę zamówić je wszystkie na raz, bo mnie stać - ale nie chcę, decyduję się na 2,3 bo taką mam aktualnie ochotę. Podobne pytanie mogłabym zadać mężatkom - ale po co Ci ten ślub? Czemu nie chcesz zostać w konkubinacie? Przecież wszystko, praktycznie wszystko można uregulować u notariusza? Ona chce ślubu, ja chcę konkubinatu. Podobnie jak jeden lubi płaszcze, a ktoś inny woli sportową kurtkę. Nie ma w tym filozofii, nie ma drugiego dna. Po prostu tak jest i koniec, autor nic nie ma na myśli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
"eszta jest bo jest, bo to już nie te lata żeby się rozwodzić, bo zobowiązania, bo za dużo ceregieli z rozwodem. Nie ma ani miłości, ani namiętności (co zrozumiałe), ale nie ma też szacunku. A to już kaplica" a w przypadku konkubinatu odchodzisz? dzielisz majątek? dogadujesz się co i jak z dziećmi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiem co w razie operacji, bo nie znam przepisów, nie będę się więc wypowiadać. Jednak w przypadkach osób samotnych jakoś się je chyba wykonuje bez żadnych podpisów, więc i tutaj jest pewnie taka możliwość jak mniemam. I nie podam Ci żadnego przykładu, dla którego ślubu nie opłaca się brać, ponieważ nie znam z kolei żadnego, dla którego się opłaca. Wiem, że to banalne porównanie, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy: to tak jakbyś prosiła mnie wytłumaczyć Ci, czemu bardziej opłaca się kupić brązowe, a nie czarne buty. Dla mnie nie ma opłaca/nie opłaca. Ja tego nie rozważam w takich kwestiach, bo dla mnie one nie istnieją. Po prostu wszystko, co masz zagwarantowane ustawowo z racji ślubu można uregulować też i bez niego. Mówię oczywiście o kwestiach niezbędnych do funkcjonowania w społeczeństwie. Prawidło, muszę uciekać. Ale będę później więc w razie czego skończymy temat :P Do później 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
autor zawsze ma coś na myśli bo inaczej mówimy o pustce, a na nią czasu szkoda. Może rzeczywiście jest u Ciebie jakaś trauma. Bo na udany związek nie ma lekarstwa ani recepty. Na udany konkubinat też. Ale w małżeństwie zalegalizowanym masz za sobą ustawy i pewne akcje włączają się automatycznie. W konkubinacie musisz wszystko udowadniać. Jak się rozstaniecie to co? Tak samo może być wojna, a w dodatku nie masz żadnej gwarancji i podpory ze strony ustawodawczej (bo nie ma szans byś o wszystkim pomyślała i na wszystko miała papier spisany u notariusza). Oczywiście do niczego nie przekonuję, tylko staram się zrozumieć i przytaczam argumenty :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawidła życiowe prawię
na całe szczęście żyjemy w wolnym kraju i każdy decyduje o sobie. I bierze konsekwencje na swoje barki jednego czy drugiego wyboru. I to jest wspaniałe. Jest miejsce dla każdego, dla tych ze ślubem i bez, dla wierzących i niewierzących, dla tych w czarnych butach i brązowych :) Ciekawie było podyskutować Myszelina ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zielona wyspa tuska
i tak pisałem ze facet kopnął w dupę swoja konkubinę po 3 latach mieszkania z soba i wziął ślub z dziewicą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×