Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Mówcie_mi_Piotrek

Utracone uczucie.... :(

Polecane posty

Gość Mówcie_mi_Piotrek

Mój związek z Karoliną trwał niespełna 3 lata było różnie bywało fajnie wręcz super ale były także momenty nie za ciekawe, częste kłótnie, ponieważ oboje jesteśmy uparci i stanowczy w swych decyzjach i to spowodowało, że nadszedł dzień, w którym ze mną zerwała, miało to miejsce kilka dni temu, nadal nie potrafię się pozbierać. Tego dnia napisała mi, że dłużej nie ma sensu ciągnąć tego związku swoją decyzję argumentowała rutyną, która wkradła się w nasz związek, a co gorsze ja mam tego pełną świadomość ale... mi było dobrze, wystarczył mi jej widok, samo to że była przy mnie i wiem, że to był mój błąd, byłem samolubny:(. Niestety również duży wpływ miał na tą decyzję fakt, że rzadko się spotykaliśmy ona dużo pracowała w tygodniu, więc z reguły zostawały nam tylko weekendy i to nie każdy bo ja niestety co drugi weekend musiałem spędzać na uczelni. Bardzo często mówiła mi, że chciała abyśmy wspólnie zamieszkali uwierzcie mi o niczym innym nie marzyłem(!) ale mój stan finansowy na to nie pozwalał gdyż jestem bezrobotny studentem, szukam pracy ale bez większych rezultatów, nawet proponowałem jej aby zamieszkała u mnie, fakt nie mieszkam w pałacu tylko w domku jednorodzinnym z rodzicami ale zawsze jej powtarzałem "...nie ważne gdzie kochanie, ważne że razem...", niestety tak jak wspomniałem wcześnie jest upartą osóbką i głownie zależało jej na tym żeby się usamodzielnić, chociaż gdy jej to proponowałem widziałem również w jej oczach strach, strach o to, że jak nam nie wyjdzie to co wtedy? Zawsze mi powtarzała, że nie chce mieszkać z "teściami", dla mnie to było coś niezrozumiałego bo to w końcu z Moimi rodzicami mielibyśmy zamieszkać... teraz to rozumiem... . Wiem, że gdybyśmy zamieszkali razem nie pisałbym teraz tego tekstu ze łzami w oczach i z jej zdjęciem przed sobą... obwiniam się o to, że bardziej nie starałem się znaleźć tej pracy... że zawiodłem:( Ale wracając do zerwania.... napisała mi że nie kocha mnie tak jak powinna, że lubi mnie, bardzo lubi, uwielbia (dosłownie) ale nie czuje tego co kiedyś, a ja? no właśnie... świat jest chory dlaczego dzieje się tak, że dopiero po zerwaniu uświadomiłem sobie, że ona jest dla mnie wszystkim? powiem więcej co może wydać się dla niektórych paradoksem a na pewno co najmniej dziwne tego dnia, w którym ze mną zerwała kochałem ją bardziej niż kiedykolwiek... myślałem, że serce mi zaraz wyskoczy z piersi... Nie byłem w stanie przeciwstawić się temu co napisała, po prostu nie wierzyłem w to co czytam napisaliśmy do siebie kilka esemesów po czym napisałem jej, że pogadamy innym razem bo nie jestem w stanie teraz pisać... Dosłownie mnie to zszokowało... byłem za pewny siebie.... . Przez noc napisała do mnie jeszcze kilka esemesów w stylu " ale będziemy się normalnie spotykać?:(", że pękło by jej serce gdybyśmy zerwali nagle kontakt... Na drugi dzień cisza, nie wytrzymałem miała w ten dzień nocną zmianę, więc pojechałem pod jej blok i czekałem, aż wyjdzie do pracy i w jednym momencie gdy zobaczyłem ją wychodzącą z klatki schodowej zakręciła mi się łza w oku, podszedłem, nie wiedziałem co powiedzieć pamiętam, że ze łzami w oczach wydusiłem z siebie coś w stylu " przepraszam, ale musiałem Cię zobaczyć " powiedziałem także, że nie przyjechałem przekonywać ją do zmiany decyzji bo to nic nie da, po prostu chciałem ją zobaczyć. Stałem przez kilka chwil patrząc się na nią, łzy leciały coraz mocniej, zauważyłem, że w jej oczach również zakręciła się łezka, poprosiła mnie, żebym tego nie robił ( chyba miała na myśli mój płacz ) wtedy nie wytrzymałem rozkleiłem się do końca, powiedziałem że już jej nie przeszkadzam, niech spokojnie idzie do pracy i zacząłem odchodzić wtedy ona złapała mnie za rękę i przyciągnęła do siebie... przytuliłem ją... drżącym głosem powiedziałem, że nie potrafię żyć bez niej ( a co jest najbardziej przykre miałem 3 lata żeby to zrozumieć... a przekonałem się o tym dopiero w ciagu 24h po zerwaniu... :((( ) i na tym się skończyło, popatrzyliśmy na siebie jeszcze chwilę i się rozeszliśmy... Odszedłem ze łzami w oczach, wsiadając do samochodu widziałem kontem oka, że się odwraca spoglądając na mnie, miałem nadzieję, że się cofnie, podbiegnie, przytuli mnie i powie, że już dobrze ale to niestety nie nastąpiło. Od tego momentu nie widzieliśmy się ... natomiast ona codziennie do mnie pisze... są to takie "bezuczuciowe" esemesy... ale nie wiem jak mam odczytać jej zamiar? Czy jej nadal zależy na mnie? czy po prostu odzywa się do mnie bo ma wyrzuty sumienia? Jak sprawić, żeby znowu mnie pokochała i czy w ogóle jest to możliwe? Ja ją kocham nad, życie wiele razy jej to powtarzałem, wiem że mam taki a nie inny charakter, kocham w taki a nie inny sposób ( czasami może się wydawać, że w bardzo "płytki" sposób, chociaż tego nie chce :( ) i zawsze dochodziłem do wniosku, że lepiej jest kochać szczerze i pielęgnować to uczucie wewnątrz siebie, niż kochać fałszywie i na pokaz, a może jestem w błędzie? Proszę o jakąś radę, liczę na wasze doświadczenie, na dzień dzisiejszy mam totalnego doła bo z pełną świadomością mogę powiedzieć, że wiązałem z nią swoje przyszłość... Przepraszam, że tak się rozpisałem ale musiałem w jakiś sposób wylać z siebie te uczucia. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gdjshdue
To się nazywa stracona duma i honor. Dlatego tak Ci siw nagle zaczęło wydawać jak bardzo ja kochasz. Sprawdzone, zbadane und potwierdzone. Gdybyście się teraz zeszli bardzo szybko wszystko wróciło by do tego samego układu. Gdybyś te kilka dni temu to Ty z nią zerwał, dzis ona czulaby się tak jak ty teraz, choć i tak cię nie kocha. Przemysł t sobie na spokojnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×