Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Przemyślenia nocą

Polecane posty

Gość gość
zbierałem się do tego kupe czasu i nadeszła pora aby zacząć pisać,tylko od czego zacząć?W głowie totalny mentlik,mam tu za dużo czasu teraz i za dużo myśle... To nie wychodzi mi na dobre,ciągle przywołuje w głowie jakies retrospekcje i zastanawiam się nad swoim życiem.W ostatnich latach nabrało ono pędu i wiele się działo a zarazem nic.W sumie to doszukiwuje się w nim czegoś co mnie boli,czego mi brakuje,czegoś z czym muszę się zmierzyć choć sam nie wiem czego tak naprawde szukam...Czasami a nawet częściej niż czasami mam wrażenie jakbym przedczymś uciekał i starał się zamazać wszelkie dowody mej przeszłości.Często próbuje patrzeć na to z innej perspektywy i wtedy wydaje mi się to chore ale to zawsze wraca i się za mną ciągnie.Mam wrażenie że od lat prowadze wewnętrzną wojne z samym sobą.Zazwyczaj chodze przytłoczony tym wszystkim i bardzo mnie to męczy,jak już pisałem wcześniej nadmiar rozmyśleń mnie dobija.Dopatruje się coraz więcej przyczyn tego wszystkiego ale nie zawsze one są dobre.W młodych latach obwiniałem się za wszystko,pozwalałem sobie wmawiać że to moja wina,że jestem słaby i że sobie z niczym nie umiem poradzić.Kupe czasu zajeło mi nabranie pewności siebie i siły na tyle by zacząć wierzyć w siebie i zacząć żyć jak należy.W sumie to wyjazd do pracy i zmiana otoczenia na mnie tak wpłyneła i to całkiem pozytywnie,lecz w tedy dopiero zaczeły się moje problemy wewnetrzne z którymi się próbuje zmagać do dziś.Śmieszne jest to po co to pisze,ani to jest do kogoś ani do nikogo zupełnie bez celowe i głupie bynajmniej tak się teraz czuje.Wybiłem się troche z rytmu tego co pisze z resztą i tak to jest chore...Skupiam się teraz myślami na okresie ostatnich dwóch,trzech lat...lecz aby to miało sens muszę opisać co nie co ze wcześnijszych wydzarzeń.Sytłuacja w domu była straszna,już w wieku nastu lat wiedziałem że coś jest nie tak i że tak nie powinno być.Kodowałem sobie do głowy własne priorytety i zasady.Jedną z nich było to by nigdy nie stać się takim samym człowiekiem jak mój ojciec i w przyszłości wychować tak swoje dzieci aby nie przechodziły przez podobne zdarzenia i miały pełne wsparcie odemnie aby nie czuli się samotni i słabi.Do dziś mam swoje słowa przed oczami jakbym to wypowiedział przed chwilą.Po moim powrocie z zagranicy miałem na tyle pewności siebie i wiary w to że sobie poradze że poczułem się innym człowiekiem,zaczołem być sobą w każdej sytułacji.Wyciągnełem matke z domu w raz sobą i już nik tam nie powrucił.Faktem jest to że mi pomógł kolega który mnie troche podbudował psychicznie i zapewnił nocleg w najważnijszym momencie.Później pomogłem ułożyć życie matce,sam związałem się z kobietą przy której również wiele się nauczyłem i jak to w życiu bywa wszystko ma swój koniec.Przez okres związku byłem naprawde szczęśliwy,nie mieliśmy nieraz pieniędzy,czasami ledwo wiązaliśmy koniec z końcem ale byliśmy szczęśliwi obydwoje.Po rozstaniu dłógo dochodziłem do siebie,znów miałem za dużo czasu dla siebie i na rozmyślanie.Wruciła przeszłość i nie było to przyjemne uczucie,za każdym razem gdy o tym myśle to czuje jak krwawi mi serce... W tym momencie zaczyna się okres moich porzednich dwóch,trzech lat.Zmieniłem miejsce zamieszkania,wyrwałem się z dzióry bez pracy i perspektyw.Niby byłem szczęśliwy no w końcu wyniosłem się do większego miasta gdzie są ludzie,jest praca i kupa możliwości.Mimo to kładąc się do łóżka byłem podminowany psychicznie i nie czółem się szczęśliwy.Dostałem prace w fabryce gdzie panowało dosłownie ''prawo dżungli'' jak nie zawalczyłeś o swoje to cię w żywe oczy oskubali,totalne zgorszenie ludzi,zakłamanie,fałsz,chamstwo,wredota itp...Zjadłem tam kupe nerwów i pokazały się pierwsze bardzo poważne nie przyjemne objawy nerwowe.Pomimo tego wszystkiego złego udało mi się poznac kilku dobrych ludzi.Razem pracowaliśmy i niekidy razem spędzaliśmy czas po pracy.Poznałem wtedy najlepszą koleżanke i kobiete w swoim życiu.W tedy poczułem się przez chwile znów szczęśliwy od niepamiętnych czasów,lecz wracając do domu łapałem doła.Później nasze drogi się porozchodziły ja zmieniłem prace przenosząc się do fabryki którą miałem na miejscu.Z początku niby fajnie,człowiek nie ma czasu przez chwile na rozmyślenia zaganiany pod presją czasu,lecz z jego upływem wciąż nie byłem szczęśliwy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zarabiałem dobre pieniądze za które mógłbym utrzymać siebie oraz dziewczyne i zostało by nam jeszcze na własne wydatki,mimo to nie dawoło mi szczerej radości.Mocnym wyzwaniem dla mnie było zapisanie się do klubu walki boksu tajskiego.Tam nabrałem wiele sił i potężnej wiary w siebie.Od zawsze jestem uparty i to czasami bardzo,czasami trenójąc z lepszymi zawodnikami zapierałem się tak w sobie żeby za wszelką cene im dorównać.Kiedy przyszedł czas że już mi się to udawało to widziałem w ich oczach zwątpienie w samych siebie co czyniło mnie jeszcze bardziej silnym.Pomimo tego jak bardzo do tego się przykładałem i bardzo to lubiłem robić,moje poczucie szczęścia nie polepszało sie.W pracy poznałem przyjaciela jedynego chłopaka w porządku z całego tego syfu.Dobrze było kogoś takiego spotkać,mamy swoje klimaty i gemby nam się nie zamykaly wogule gdy staliśmy obok siebie.Byliśmy gorsi od dziewczyn które non top plotkowały bo czasami im tematów brakło i zamilkły a my gdy nie mieliśmy oczym gadać to gadaliśmy od rzeczy,wyliśmy,stękaliśmy,wkurwialiśmy wszystkich na około bo oni sami byli fałszywi i niemieli nikogo komu mogli by zaufać.Dziś usłyszałem taekst który najprawdopodobnie sobie wytatułuje gdyż jest on tym czego szukam przez lata.Brzmi on następująco ''Szczęście jest prawdziwe tylko wtedy kiedy się nim dzielisz".Jak to usłyszałem to mnie w sercu coś ścisło i tchneło.Będąc w poprzednim związku kuciliśmy się nontop o wszystko i nic,o pierdoły i czasami się tak razem zastanawialiśmy jak to mogło wytrwać tyle czasu bo na logiczny rozum żaden związek tego by nie przetrwał.Dziś zrozumiałe dlaczego to tyle trwało i dlaczego byłem tak bardzo szczęśliwy jak nigdy wcześniej w życiu.Zrozumiałem co mnie trapi i co mnie tak naprawde boli.Na ogół chodze bardzo nieszczęśliwy co nauczyłem się już dobrze maskować,nie szczere uśmieszki, głupie gadki.Próbowałem gadac o tym co mnie boli ale w tedy ludzie mnie odbierali bardzo pesymistycznie i nikt nie chciał ze mną gadać,odsuwali się odemnie co mnie bolało.Zresztą nic dziwnego bo sam bym omijał kogoś kto zasmuca ciągle i użala się nad sobą.Myślałem że jak wyleje wszystkie żale to mi przejdzie i będzie łatwiej ale tak nie było i było wręcz przeciwnie,jeszcze gorzej.Nawet jak jest mi teraz ciężko to chodze ze sztucznym uśmiechem i gram jak aktor że wszystko jest w porządku i nic się nie dzieje choć w sercu łzy i pustka.Próbowałem się już zmieniać ale to nic nie daje,bo już bardziej siebie oszukać nie potrafie.Miałe kilka zdaezeń w swoim życiu które zabolały mnie bardzo dotkliwie,od tamtej pory nie umiem już tak łatwo przebaczać co mnie również bardzo boli bo czuje jak robie coś w brew sobie.Boje się o to że znów dostane kolejne ciosy i nie łatwo mi się z tym przełamać.Jak już się na kimś zawodze to wole kończyć już taką znajomość i choć bym tego nie chciał robić to nieraz instynktownie coś zepsuje do takiego sopnia że nie moge już tego naprawić a to wszystko pod wpływem emoji i gniewu czego często później bardzo żałuje.Dziś właśnie pokuciłem się z kimś kto był dla mnie bardzo bliski,mianowicie chodzi o dziewczyne którą znałem od zawsze.Bardzo wiele w życiu mi pomogła i zawsze mnie wspierała w trudnych sytułacjach.Choć nigdy jej o to nie prosiłem to zawze byłe wtedy kiedy mi było najciężej i służyła mi swoją pomocą oraz była mi oparciem.Moje podejście do kobiet jest wręcz straszne.jestem bardzo nie ufny i nie potrafie zaufać żadnej obcej kobiecie.Ona zawsze mnie nastawiała pozytywnie i wmawiała że nie wszystkich należy oceniać tak samo.Choć chyba nigdy tego jej nie powiedziałem to była zawsze takim promykiem nadzieji w moim życiu.Zawsze znajdywała sie w najgorszym dla mnie momencie i rozświetlała wszystko.To tak jak wejść do ciemnego pokoju ze świeczką a najmniejszy promyk nadziej rozświetli każdy kąt.Tyle że tym razem to ja jej nasporzyłem bajzlu i nie poukładało się nam tak jak miało być.Mijaliśmy się ostatnio bez słów i widziałem w jej oczach ile jej zawodu sprawiłem lecz gorsze było to że przechodziłem koło tego nie okazując nic choć w środku mnie zalewało przez to ze majac jedyną okazje aby jej to wynagrodzic wszystko zjebałem.Ichoć próbowałem to naprawiac to wszystko szło nie tak.Teraz sprawy zaszły za daleko i wątpie w to że się do siebie będziemy jeszcze odzywać a najlepszy rozwiązaniem jakie mi przychodzi do głowy to zakończyć tą znajomość.Bynajmniej nie sprawie więcej zawodu dziewczynie która tyle dla mnie zrobiła,a to jaki ja jej zawód sprawiłem to jest bulem strasznym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Śmieszne jest to dla mnie że pisze to wszystko zupełnie na trzeźwo,jutro pewnie złapie się za głowe i pomyśle że to był zły pomysł ale myśle że mi to coś pomoże.Dzisiaj zrozumiałem kilka swoich błendów i to dlaczego jestem taki smutny.Przez ostatni czas szukałem szczęścia lecz go nie odnalazłem z własnej winny,doczekiwałem sie jakichś wielkich wydzrzeń i wielkich zmian ignorując drobne rzezy i krutkie chwile.A to w nich jest szkopuł i muszę zacząć się zmieniać w tym kierunku.Muszę zacząć dawać więcej od siebie dla innych i tu będzie największy problem.Chodzi za mną od dłuższego czasu myśl aby zostawić wszystko i wyjechać gdzieś w ślepo w świat np. do Tajlandi,Indi... może w tedy zrozumiem do końca co mnie gryzie.Bo jedną z takich rzeczy jest to że nie mam do kąd wracać i tak krąze z miejsa na miejsce,nie mogąc znaleźć własnego kąta.No nic tu więcej dodawać dziś nie będę,czas powoli iść spać.Jutro może to wżuce gdzieś na neta,może ktoś napisze coś mądrego w odpowiedzi,to było by mile widziane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×