Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Pytanie odnośnie WIZYTY U LEKARZA

Polecane posty

Gość gość

chcę pójść do lekarza psychiatry, mam dużo problemów i boję się, że on mógłby mnie odesłać do szpitala psychiatrycznego. Czy jest coś takiego jak przymusowe skierowanie/pójście na oddział psych.?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tylko sądowy nakaz leczenia psychiatrycznego zmusza do pobytu w szpitalu, w normalnej sytuacji ty musisz wyrazić zgodę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
raz byłam i nie powiedziałam, dostałam atydepresant Parogen, który jeszcze bardziej nasilał takie myśli, więc teraz już powiem wszystko, tylko się boję, żeby nie trafić do szpitala, bo tak czytam na necie i różnie pisze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jeśli dobry psychiatra doradzi szpital to może to i dobre rozwiązanie. ale to chyba wtedy, jak Ci już nie pomoże, ani leki, ani psycholog, ani rodzina czy tam bliscy. bardzo źle robiłaś z tymi lekami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam jednak nadzieję, że nie da żadnego skierowania, bo mam pracę. Mam cały czas takie myśli s, ale nie mówiłam, bo i po co.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aha, pracujesz. to chyba dobrze. ja myślę, że do takich większych zwierzeń to musisz komuś bardziej zaufać, żeby już nie mieć myśli, że on chce Cię gdzieś zamknąć. musisz nawiazać z lekarzem jakąś więź. a wiesz co powoduje te myśli? czy one są "sztuczne"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ciężko mi zaufać i pewnie otworzyłabym się tak po 3,4 spotkaniu, ale tu lepiej powiedzieć na pierwszej wizycie, bo musi dobrać leki, a nie chcę znów takich jak Parogen. Mam różne problemy, praca jest tymczasowa, długo szukałam i narazie jest to staż, jestem po studiach, myśli takie mam już od roku, zabić się nie zabije, bo nawet do tego jestem zbyt wielkim tchórzem, więc wolę już dostać lek, który odsunie ode mnie te myśli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no to nie masz wyjścia. nie dobierze Ci dobrze leków, jeśli się nie przyznasz. jeśli już tak stawiasz na tę chemię. no ale w Twojej sytuacji obawa o przymusowe cokolwiek to jakiś absurd, także tym się w ogóle nie przejmuj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
próbowałam 3 lata sobie poradzić bez chemii, chodziłam na psychoterapię, ale jedyne co mam to ciężka depresja, i mam narazie pracę 4x wtyg., a jeśli nie idę to nawet z łóżka nie wstaję, nie jem, schudłam już 12kg i nie widzę sensu w tym wszystkim. Także chyba nie ma wyjścia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aha. a psychoterapia coś Ci dała? bo ja mam" lekką" depresję, nie biorę leków, chcę iść na psychoterapię, ale wszyscy mi mówią, że to najlepsze w moim przypadku, bo mam zaburzenie osobowości i strasznie ciężką sytuację w rodzinie i leki nie pomogą, żeby to nie nawracało:( tak że myślałam, żeby "zainwestować" siły w terapię, liczę na to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wg mnie terapia jest dobra właśnie na lekkie depresję, zaburzenia nerwicowe, też próbowałam na początku, bo nie chciałam lekarstw, ale niestety poszłam na psychodynamiczną, wg mnie nie jest dobra, niepotrzebne rozdrapywanie ran, z każdą wizytą było coraz gorzej, aż po każdej terapii musiałam się uspokajać alkoholem! :O Wg mnie powinnaś wybrać kogoś kto prowadzi terapię metodą poznawczo - behawioralną, ericksonowską albo w nurcie Gestalt. Ważne też żeby była "chemia" między terapeutą i pacjentem, przeważnie to się czuje na pierwszym spotkaniu, ja po pierwszym miałam obawy co do mojej terapeutki i niepotrzebnie chodziłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aha. nie wiem czy mi się opłaca grzebać w podświadomości:O głównie to chodzi o stosunek mojej matki do mnie, też trochę porażkę małżeństwa rodziców, ich jakieś tajemnice i poniżanie się wzajemne i to że, sobie z tym nie radzę. czuję sie jak dzieciak w wielu sprawach, a mam 24 lata. ogólnie miałam dobre dzieciństwo, bo oni włożyli dużo zaangażowania w bycie rodzicami, nawet dużo za dużo, dopiero przez jak się z rodzeństwem wyprowadziliśmy na studia to się zaczęło piekło regularne. od czasu jak zachorowałam na to g***o to jestem tak bardzo niesamodzielna.... nie wiem jak sobie poradzę, przerwałam studia, ale właśnie na nie wracam. a moje zaburzenie charakteryzuje się tak jakby zawiedzionymi oczekiwaniami co do ludzi, których spotykam na swojej drodze. ze stresem też mam problemy i ogólnie w czasach kryzysu to jestem w towarzystwie, albo w ogóle w kontakcie z drugim człowiekiem. nie potrafię nawiązać prawidłowej relacji i wychodzę na żebraczkę, która błaga o cudze towarzystwo, ale w końcu jak je mam, to nie potrafię o to zadbać. jak coś nie jest tak jak chcę to zaczynam mieć wszystko w d***e. w ogóle to mi się wydaje, że tak naprawdę jestem kimś innym i na "tej" brokeninside mi średnio zależy. może poszukaj jeszcze jakiegoś specjalisty, nie znam się, ale mi się wydaje, że człowiek nie narobi więcej szkód niż lek. aha i też lubię się znieczulać procentami. jak jestem sama to mój najlepszy przyjaciel. i kafe i jeszcze parę innych forów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a np. byłaś u psychiatry, bo jak ja byłam u tego poprzedniego to doradzał jaka byłaby dla mnie najlepsza terapia. Tak jak mówiłam, nie ma sensu analizować tego co było, bo to jest dość bolesne i często na tej terapii jest pogorszenie, ja dalej szukam i najlepsze są te metody, które podałam, aha jeszcze jest krótkoterminowa, skoncentrowana na rozwiązaniach, bazowanie na tym co posiadasz, na umiejętnościach. Też miałam przerwę w studiach z powodu mojej depresji, mam też problemy w domu, ojciec alkoholik, na szczęście nie mieszkam z nimi, ale ta przeszłość mi ciąży. "nie potrafię nawiązać prawidłowej relacji i wychodzę na żebraczkę, która błaga o cudze towarzystwo, ale w końcu jak je mam, to nie potrafię o to zadbać. jak coś nie jest tak jak chcę to zaczynam mieć wszystko w d***e." - jakbym czytała o sobie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
byłam u psychiatry zaleciła kontakt z psychologiem, to ona niby mi zdiagnozowała ogólnie typ jakich mogę mieć zaburzeń (ale poszukałam na własną rękę) i zapisała jakieś tam antydepresanty, bo ja chciałam, bo akurat wtedy nie dawałam rady z lękami, histerią, beznadzieją,rytmem dnia, odżywianiem, przeżyciem,wyjściem z domu, rozmową z kimkolwiek o czykolwiek i tym, że nikt się mną nie interesował, a jak ktoś się zainteresował to nie mogłam znieść tego, że przeze mnie cierpi itd. ogólnie nie mogłam znieść tych wszystkich depresyjnych emocji, ja całe życie miałam dołki i pesymistyczne nastawiene, ale nic takiego co by mi przeszkadzało się zabawić, realizować plany. samodzielnosć zawsze miałam jako taką. u mnie w domu nie było alkoholizmu, ale w domu rodziców (obojga) był. :( jeśli chodzi o psychologa to czuję, że mogłoby mi pomóc gdybym wytrzymała więcej niż dwa spotkania, ale ja nie potrafię na razie się otworzyć, mam kosmiczne blokady i każdą taką razowoą wizytę bardzo przeżywałam. ja chyba jestem za słaba, zeby z tego wyjść sama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sorry za niejasność, ale zmieniam tekst i później wychodzą takie kwiatki;) psychologów szukałam na własną rękę, nie zaburzeń.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
chyba lepiej jakbyś jednak poszła na terapię, a na fundusz to się nic nie traci, ja przez pierwsze 5 spotkań bardzo przeżywałam, od spotkania do spotkania analizowałam każdą moją wypowiedź, myślałam, że oszaleję, nie mogłam zaufać i za każdym razem myślałam, żeby zrezygnować, ale na początku rozmawiałam o bieżących problemach i było ok, dopiero później zaczęło się analizowanie przeszłości i tego nie mogłam już znieść. Bo chyba najgorsze jest jak się wychodzi z gabinetu i zostaje się z tym rozgrzebanym gównem samemu, bez wsparcia. A czytałam, że w tym nurcie Gestalt to relacja terapeuta-pacjent jest całkiem inna, nie jest chłodna, tylko otwarta, dozwolone jest nawet przytulanie, oczywiście za zgodą pacjenta. Trudno na początku zwierzać się obcej osobie, ale myślę, że to pomaga, tylko musi być odpowiedni terapeuta. Ja też mam różne problemy, teraz diagnoza ciężka depresja, ale oprócz tego, napady lęku, panika, ed, dda i wiele innego cholerstwa. Chyba jednak nie warto czekać, tylko iść do tego lekarza, psychologa, bo to się pogarsza, widzę po sobie, ciężko jest tak funkcjonować wśród ludzi, nachętniej zamieszkałabym na bezludnej wyspie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
u mnie nie powiedziane, że już nie mam depresji, po prostu jest lepiej, ale w każdej chwili mogę pęknąć od zwykłej trudniejszej sytuacji na studiach, więc jeśli sobiekogoś nie znajdę to to się może bardzo źle skończyć. ja teraz żyję tylko jakoś tępą wiarą w przyszłość i życiem wewnętrznym, jak jakaś schizofreniczka. nie jestem znieść tej rzeczywistości teraz i staram się jej sobie nie uświadamiać, żyję snem, ale długo tak nie pociągnę. ja po wyjściu od psychologa nigdy nie wiem kim jestem i mam obsesyjne myśli: "to mi nie pomoże i będę musiała się zabić". ale nie mam takich stuprocentowych myśli samobójczych nawet wtedy, bo nie wiem.... odpychająca jest dla mnie myśl o śmierci czyjejkolwiek. a zresztą ta depresja mnie tak zdystansowała do życia, że jest tak jakbym i tak nie żyła. więc co za różnica.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bo chyba najgorsze jest jak się wychodzi z gabinetu i zostaje się z tym rozgrzebanym gównem samemu, bez wsparcia. x tak:( a jedna psycholog zaczęła patrzeć na zegarek pod konieć wizyty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja po wyjściu od psychologa miałam wrażenie, że on jest lepszy, nie ma takich problemów, a ja przychodzę do niego i jestem nikim, bo nie mogę sobie sama z tym poradzić. Myśli o śmierci mam ciągle, jedną próbę za sobą i kolejnych nie chce, więc teraz staram się wyjść na prostą, ale sensu nie widzę. A Twoi rodzice jak reagują na Twoje zachowanie i problemy? Bo moi to w ogóle uważają, że nie ma problemu i mam najwidoczniej "za dużo w d***e" :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
moja mama nie jest do końca świadoma (ona sama ma problemy ze sobą i lepiej jej nie wyprowadzać z równowagi), tata wie najwięcej. ale im dłużej trwała ta moja depresja, jak się już uspokoiłam, ale nadal nie byłma w stanie nic zrobić to się zaczeło narzekanie, o to całe moje zaniedbanie. powtarzają mi, że mam się czymś zająć to mi przejdzie. też pewnie myślą, że przesadzam, przecież oni by nie znieśli tego, że mi czegoś brakuje, tak się starali. zawsze gadali, że jestem rozpieszczona. no i w sumie mają rację, ale ja tak nie potrafię. może jestem hedonistką, ale nie potrafię robić wszystkiego z poczucia obowiązku. mają rację z krytyką mnie (poza tym jestem najsłabsza w rodzinie, więc bardzo łatwo mnie op*******ć nawet za to, co i sami robią), ale ja nie jestem w stanie żyć jak człowiek. i nie mam nikogo, zostawili mnie znajomi jak nie byłam w stanie z nimi gdzieś wyjść czy się odezwać i się nie dziwię. teraz jak wróciłam na studia to pewnie znów się odezwą i pójdziemy do kina. albo się nachlać. a nachlać tylko po to, zebym wysłuchała ich problemów. jeszcze parę lat temu było fajnie, inaczej, flirtowałam z kimś, dzwoniono do mnie, żebym z nimi wyszzła. ale to pewnie dlatego, że to były świeże znajomości. a przynajmniej takie studenckie, powierzchowne. chyba tracę przy bliższym poznaniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ci znajomi byli w porządku (bo ja mam tak, że nie każdego towarzystwo wytrzymam) oni byli w porządku, ale chyba nie umiałam zasłużyć na ich szacunek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a co robisz żeby wyjść z "dołów", poradzić sobie z tymi najgorszymi momentami? Ja staram się zająć czymś myśli, sprzątanie, praca, nauka, czytanie, ale to pomaga na chwilę, bo zawsze pojawia się pytanie "po co ja to robię? to wszystko i tak jest bez sensu, nic nie osiągnę w tym nędznym życiu" Mam siostrę i też jestem traktowana w rodzinie jako najsłabsze ogniwo:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ale to i tak dobrze, że miałaś znajomych chociaż chwilę, ja na studiach nie miałam żadnej koleżanki, nie byłam na żadnej imprezie, spotkaniu integracyjnym, lęk, niska samoocena i obawa przed odrzuceniem, wolę sama odejść wcześniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no w sumie na studiach na początku było najlepiej w moim życiu chyba, no znośnie było w liceum. ale oddałabym wszystko, żeby początek studiów był cały czas moje życie szkolne to było stanie w kącie - jak nie dosłownie, to w przenośni i też zawsze jakieś tam znajomości były, na zasadzie ktoś odrobinę bardziej towarzyski się interesował i gadaliśmy. żeby prztrwać to głównie net, jakieś strony obcojęzyczne, żeby stworzyć sobie pozory, że się uczę języków, głównie jakieś o gwiazdach, o skandalach, też erotyczne. na takie odmóżdżenie. też youtube i blogerki. :) lubię zazdrościć innym, że żyją, umieją zrobić makijaż, ubrać się.... ja się strasznie zaniedbałam. jakieś tam filmy. seriale komediowe jak ktoś wrzuci. telewizja. czasem usiłuję coś ćwiczyć. ale jeszcze w czasie depresji się wkręciły jakieś fizyczne schorzenia i nie mogę ćwiczyć ani zreć, ani tyle pić, żeby zapomnieć. czytać - to problematynczne, bo do czytania potrzebujesz odroniny pustki w głowie, która się od razu zapełania gównianym myślami próbowałam nawiązywać znajomości internetowe, ale urywano ze mną kontakt. albo ja nie byłam zadowolona. po co mi takie coś:( jeszcze na jednym forum (ale to kiedyś) ktoś wysypał o mnie info z prywatnej korespondencji i mam uraz. od tej pory piszę tylko publicznie. nigdy nie wiesz, kto siedzi po drugiej stronie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
na początku studiów to się zaczęło jako tako układać, ale ja nie byłam w stanie tego utrzymać. jestem chodzącą beznadzieją. jeszcze bez muzyki też bym się zabiła, słucham non stop. usiłowałam też robić rzeczy związane z moimi zainteresowaniami i studiami (bo studia wybrałam z pasją;)) ale nie chcę tu za dużo zdradzać. ale robiłam to bez żadnej przyjemności, żeby robić. w ogóle bardzo ciężko mi uzyskać przyjemność, ale nie narzekam - pół roku temu byłam pod tym względem chodzącą śmiercią. jeszcze jestem aseksualna, nie mam potrzeb, więc nawet zmasturbować się nie mogę :-P (takie tam prymitywny żart)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×