Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Martuska8787

Prosze bardzo o pomoc partnerka alkoholika

Polecane posty

Gość Martuska8787

Witam serdecznie, z góry chciałabym uprzedzić, że post będzie długi ale i sprawa skomplikowana... Mam 25 lat i jestem z Warszawy. Mam za sobą kilka dłuższych związków. Ostatnio rozstałam się w listopadzie z mężczyzną, z którym planowałam ślub. Bardzo przeżyłam to rozstanie, towarzyszyło mi uczucie "końca świata", musiałam zrewolucjonizować całe swoje życie (mieszkaliśmy wspólnie, mieliśmy masę wspólnych znajomych i to którzych oboje znaliśmy dłużej niż siebie nawzajem)... Cierpiałam wiele miesięcy. Praktycznie do maja, kiedy to poznałam Tomka. Poznaliśmy się na wyjeździe ze wspólnymi znajomymi. Mimo, że on był w związku, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Tzn. ja nic nie robiłam tylko w duchu do niego wzdychałam (wiedzialam że jest zajęty), on rozpaczał że jest w związku (ktory mu się zupelnie już sypał, w którym nie było uczucia) a chciałby być ze mną. Jednak po powrocie z wyjazdu on rozstał się ze swoją dziewczyną i w tej chwili wpadliśmy sobie w ramiona. Teraz by lepiej opisać wszystko, muszę znów cofnąć się do samego początku, czyli ów wyjazdu. Wyjechałam tam ze znajomymi których mało znałam, więc nie wiedziałam czy się dogadamy podczas tego urlopu. Ja pochodzę z bardzo porządnej rodziny. Moi Rodzice są wykształceni, mają swój biznes, nieźle zarabiają, ja od małego byłam prowadzana na zajęcia dodatkowe, chodziłam do szkoły muzycznej, wyjeżdżalam na kursy językowe itp. Nie jestem typem "nudziary", ale pracuję, skończyłam już studia magisterkie i podyplomowe, lubię się zabawić, ale nie jestem jakimś zwierzęciem imprezowym. Chętniej spotkam się w grupie znajomych na lampkę wina. Znajomi, z którymi jechałam to osoby raczej mocniej imprezujące - i tyle wiedziałam. Na wyjeździe wszyscy sporo pili (ja tez nieco więcej niż normalnie),Tomek? Owszem. Dużo.Ale nie wiem co sobie tłumaczyłam, że chce się popisać? że to jednorazowe? A może aż tak bardzo mnie to nie dotykalo, bo wiedziałam że jest zajęty i to tylko moja platoniczna miłość, więc nie przeszkadzało mi to.... A że świetnie nam się rozmawialo, mieliśmy wspólne poglądy na wiele spraw, mogliśmy porozumiec się bez słów, byl przystojny, inteligentny.... ujął mnie.... Jednak po powrocie zaczęliśmy być ze sobą. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nigdy czegoś takiego nie przeżywałam do tej pory. Mimo kilku związków, takich motyli nigdy nie miałam. Dobry miesiąc tylko to mnie obchodziło. A było idealnie. On był dla mnie cudowny, spędzaliśmy cały czas razem, wtedy nic nie brał ani nie palił, więc zbagatelizowałam problem i cieszyłam się uczuciem. Ale po jakimś miesiącu zaczęłam schodzić na ziemię. Im więcej się o nim dowiadywałam, tym bardziej byłam zawiedziona, a czasem może przerażona.... Najpierw wymienię mniej ważne sprawy: 1) był dopiero na 2 roku studiów mimo że ma 28 lat.... poprzednie zaczynał, nie kończył, co dla mnie było dużym brakiem konsekwencji i mało odpowiedzialnym patrzeniem na przyszłość 2) dowiedziałam się, że jego Tata nie żyje a przyczyną był alkohol... dokladniej pęknięcie wrzodów, ale powstały z powodu picia i z tego powodu też pękły... 3) pracowal za bardzo małe pieniądze i mimo że ciągle pożyczał na coś, to nie miał jakiejś chęci zmiany tego , złapania dodatkowych zleceń. Rzeczy ktore bardziej mnie przeraziły to: 1) na imprezach lubi się zabawić 2) sporo pije 3) miał wyrok w zawiasach Przeraziłam się do tego stopnia, że chciałam zerwać, uciekać. Ale jakby coś mnie powstrzymało. Postanowiłam odbyć rozmowę. Rozmowy toczyly sięi toczyły. Ostatecznie doszło do pewnych ustaleń, poszlismy na kompromis, choć on bardziej oczywiście musiał odpuścić. Chodziło oczywiście o to zabawianie się. No i ograniczenie alkoholu do napicia sie na imprezie (i to nie do nieprzytomności) a w tygodniu abstynencja. Był to czerwiec i ustaliliśmy, że wszystko wchodzi w zycie od września (nowego roku szkolnego). W czasie wakacji wydarzyło się wiele sytuacji w których zostawalam doprowadzona do ostateczności. Pozwolę sobie przytoczyć 2-3 dla przykładu. Byliśmy na wyjeździe na Mazurach z moimi znajomymi. Wszyscy pili mniej wiecej tyle samo (nie jakoś bardzo dużo, ale też nie mało). Po Tomku nie było widać absolutnie że jest pijany. Normalnie mówił, normalnie chodził, inteligentnie odpowiadał. Nagle nie wiadomo o co się na mnie zezłościł... Krzyczał na mnie, obrażał, mówił jaka jestem zla. Ciągle powtarzał to samo ale nie był w stanie wyjaśnić o co mu chodzi...Zdenerwowana poszłam spać. Pół godziny później moja kolezanka znalazła go na jakimś cieńkim pomoście na który nawet trzeźwa osoba miałaby problem z wejściem. Spał. Zaprowadziła go do domku, który wynajeliśmy. Posiedział z moimi znajomymi i zachowywał się jakby nigdy nic...zero oznak bycia pijanym. Wrócił do pokoju. Zacząl się pakować, mówić że wyjeżdża, potem próbował się ze mną kochać, poczym zasnął. Rano absolutnie nic nie pamiętał. Pamiętał że mieliśmy małe nieporozumienie, nie pamiętał nic co zrobił. Oczywiście miał ogromnego kaca. I fizycznego i moralego. Zapaliła mi się lampka ostrzegawcza, ale wspanialomyślnie pomyślałam "każdemu może się zdarzyć...to pierwszy i pewnie jedyny raz"... Było kilka tygodni spokoju i znów po alkoholu pojawiła się awatura. Tym razem ja pamiętał. Postanowiłam, że to koniec. Spotkałam się, żeby zerwać.... Ale usłyszalam zapewnienie, że jeśli wódka tak na niego wpływa to rezygnuje z niej. Że może maksymalnie będzie 2 piwa pił na imprezie.... Ale żebym dała mu szansę. Kolejny raz naiwnie dałam.... Kolejny raz afera była największa. Doszło do tego, że u niego nocowałam (po imprezie), a on po pijaku kazał mi się wynosić z domu, powiedzial że nie chce być z taką osobą jak ja...żebyśmy się rozstali. Starałam się go uspokoić.... poczekac jak wytrzeźwieje. Ale na nic to było. Pojechalam do domu i uznalam, że się rozstaliśmy. Kilka dni się nie odzywał. Potem odezwał sie, łkając, mówiąc że przegrał największą rzecz w swoim życiu...że błaga ponad wszystko. Tu się ciut dłużej wahałam...ale znów się ugięłam. Rozsądek mówił NIE, ale serce dalej kochało i mówiło TAK. Od 1 września "w życie" weszły ustalenia. Przypomnę, chodziło o to , że napić się może tylko w weekend na jakimś wyjściu a w tygodniu nic.... No i niestety, sprawa wygląda w ten sposób, że unika w tygodniu spotkań ze mną (jedzie do siebie do domu, gdzie go nie widzę), a jak już jest to albo mówi że "ech szkoda że nie mogę się napić piwka", albo...idzie spać już o 19 i śpi do samego rana. Dodam, że często mamy różne potyczki słowne, równiez jak jest trzeźwy. Nie są to takie okropne sytuacje jak te po alkoholu, ale też... no jak dla mnie niespotykane. Naprzykład coś mówię, a Tomek zmienia sens zdania i mi zarzuca że to miałam na myśli, nakręcając się coraz bardziej i bardziej, robiąc z małej rzeczy wielką.... To wszystko zaczęło powodować, że źle się czuję w związku. Z jednej strony nie widzę przyszłości z osobą, która ma zamiar tak pić (jak tu mieć dziecko?), z drugiej mam dość tego że idąc na imprezę caly czas sie zastanawiam, czy tym razem będzie miło, czy może będzie awantura o nic. Potrzebuję wspólnych chwil, ale ostatnio albo one są przy alkoholu (wtedy chętnie ze mną siedzi), a jak nie ma alkoholu to albo go nie ma u mnie bo jedzie do siebie do domu, albo idzie spać... Starałam się rozmawiać, ale skończyło się awanturą, że szukam problemu tam gdzie go nie ma. Postanowiłam więc napisac maila, ale nawet nie dostałam odpowiedzi. Jestem zmęczona.... Wiem, że tak czy siak to się rozstanie... Czasem nawet chciałabym żeby była taka afera, że dałaby mi nauczkę raz na zawsze i nie wrócilabym choćbym chciala. Ale do takiego "normalnego" odejścia jestem za słaba. Nie potrafię spotkać się z nim i powiedzieć że to koniec. Jak pomyślę o rozstaniu to łzy mi się cisną do oczu, bo go kocham. Ale rozsądek mówi, że to nie ma szans wypalić i tylko mnie zniszczy. Mam wrażenie że podświadomie już poszukuję afery, by zachowal się znów tak źle jak kilka razy i bym z czystym sumieniem odeszła. A moze powinnam mu pomóc? I wesprzeć? Tylko on nie rozumie, że chyba ma problem... Bardzo proszę o poradę :( Pozdrawiam! Marta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
przeczytaj na forum temat policjant.... opowiada podobną sytuację z tym że to mój mąż i mamy dziecko.... to jest problem, jest chory i nie zobaczy tego że jest uzależniony od alkoholu i wybacz to się nie zmieni dopóki nie zacznie się leczyć u terapeuty, ja nie piłam alkoholu a leczyć się też muszę bo jestem uzależniona od mężą i jego nałogu.ani prośbą ani groźbą tego nie zmienisz a tym bardziej jeśli na świat przyjdzie kiedyś dziecko...oni tego nie widzą i choć naprawde na pierwszy rzut oka są duszą towarzystwa i kochani to po wypiciu alkoholu jesteś dla nich nikim liczą się tylko oni, trzymaj się ale myślę, że nie ma sensu czekać na jego zmianę bo on zawsze wybierze w końcu alkohol

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
moja rada jest jedna,uciekaj jak najszybciej!!!Jesteś młoda, ułożysz sobie życie. Nie rób tego, nie skazuj się na los z alkoholikiem bo będzie tylko gorzej.Nie warto.wiem co mówię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×