Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

cierpię z powodu męża, nie ma już siły

Polecane posty

Gość gość
no i jak tam autorko się trzymasz? tak jak napisałaś nie wierzę no właśnie czasami dzieją się rzeczy które wydają się nam niemożliwe, a to ze on uważa że nie musi iść do psychologa cóż jest mnóstwo shizofernii itp niestwierdzonych bo chory nie pozwala się zdiagnozować .przykro mi , wyrazy współczucia łatwo komuś pisać że rzuć go ale nie łatwo przestać kochać z dnia na dzień

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jaki koniec roku??????????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Koniec roku szkolnego, autorka pisała że pracuje w szkole

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Tak, miałam na myśli koniec roku szkolnego oczywiście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gośćautorka wczoraj Wszystko przeczytam co trzeba będzie, tylko najpierw na serio muszę wiedzieć na czym stoję. Właśnie przyszło mi do głowy to co wczześniej tu ktoś napisał, że być może on nawet NIE WIE że zrobił źle. xxx Jasne, bo ten twój mąz to jest małe dziecko, które nie wie co jest dobre, a co złe i trzeba go za rączkę prowadzać, paluszkiem wszystko pokazywać i cierpliwie tłumaczyć :D Weź się już dziewczyno dłużej nie kompromituj publicznie, bo zaczynasz bredzić jak potłuczona. Chyba ta głupota ci się od męża udzieliła. Najwyraźniej za długo przebywałaś z kretynem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja też właśnie uważam, że skoro faktycznie jest to choroba albo jakieś zaburzenie to mąż może nie zdawać sobie sprawy z tego że robi źle. To on jest przecież tutaj ofiarą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To niech autorka jedzie do męża, weźmie go za rączkę i zaprowadzi do lekarza, a ten go wyleczy i już będą żyli ługo i szczęśliwie :D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Normalnie aż dziwne, ze ten pokrzywdzony, biedny i ciężko chory mąż do którego nic nie dociera zdaje sobie sprawę, ze prowadzi jakieś kursy i tu musi się pojawić obowiązkowo w określonym czasie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Szkoda autorko, że nie odebrałaś wtedy telefonów od niego. Mogłaś odebrać, bo teraz może on twierdzić, że próbował się z Tobą kontaktować, a Ty nie odebrałaś. Ja bym chyba zadzwoniła i spytała w jakiej sprawie dzwonił. Jakby doszło do kłótni, to bym przerwała rozmowę nawet nie żegnając się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no i jak tam autorko, co slychac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja bym nie zadzwoniła. Potrafił się wynieść w trybie błyskawicznym i bez powiadomienia to po co teraz dzwoni i chce gadać? O czym?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
pewnie trochę ciuchów mu się nazbierało do prania :D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Właśnie nie odbierałam dlatego, że czułam się obrażona i poniżona, myślałam że jak chce ze mną pogadać to mógłby to zrobić w 4 oczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Oj autorko ale Ci się trafiło, współczuję, bądź jednak dobrej myśli, może się poukłada wszystko, wszyscy tutaj są najmądrzejsi z tymi rozwodami itp, a prawda jest taka że gdy się coś psuje to przydałoby się to naprawić a nie wyrzucać do kosza. Ma na pewno ciężki charakter, może też ma jakieś zaburzenie, moim zdaniem jest to też uzależnienie psychiczne od matki, a dodatkowo jeśli matka ma nie teges pod beretką to mamy niezłą mieszankę wybuchową. Ale nie z takimi sobie psychologowie i psychiatrzy dawali radę, potrzeba tylko chęci, no i czasu. Głowa do góry, będzie dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A co tu naprawiać jak dorosły chłop zwiał od żony niczym szczyl z piaskownicy. Jak autorka ma to naprawić? Zmusić siłą męża dziwaka do powrotu, przystawiając mu broń do skroni? :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Moi drodzy napiszę Wam co wydarzyło się wczoraj i być może jest to mój ostatni wpis w tym temacie, chociaż przez jakiś czas będę jeszcze zaglądać, sprawdzać Wasze odpowiedzi. Nie dotrzymałam swojego słowa wczoraj, nie wytrzymałam napięcia, nie mogłam już dłużej czekać na jego odezwę i ewentualnie wtedy mieć plan aby nie odbierać jego telefonów. Dostawałam najnormalniejszej w świecie już paniki, że coś się mogło stać, myślałam, że najgorsza prawda już jest lepsza niż takie napięcie. Napisałam mu smsa, że proszę żeby się do mnie odezwał, chociaż na wyjasnienie mi wprost dlaczego tak zrobił, że chociaż na to zasługuję. Myślałam zresztą, że Kuba faktycznie jest wczoraj na tych swoich kursach, a one zawsze kończyły się o 20.00, więc czekałam "spokojnie" na jego odzew. Nie oddzwonił, nie przyjechał również. Zadzwoniłam więc ja dwa/trzy razy, nie odbierał. Później w końcu zadzwonił. Zaczęłam spokojną rozmowę, powtarzając sobie w myślach, że być może faktycznie są to zaburzenia, że muszę niejako przez pryzmat tego z nim rozmawiać. To nie była łatwa rozmowa od samego początku. Gdy odebrałam telefon zapytałam się po prostu "Kuba, gdzie ty jesteś, dlaczego się do mnie nie odzywasz?". Usłyszałam "Teraz to cię to nagle interesuje, tak?". Zaczęłam mu więc spokojnie tłumaczyć, że od samego początku mnie to interesowało, że wydzwaniałam za nim, że myślałam nawet że pojechał do anglii itp. Rozmowa była taka jak każde inne, czyli przekrzykiwał mnie, nie dopuszczał mnie do słowa. Powiedziałam znowu spokojnie, że tak to się nie dogadamy, że musimy mówić na zmianę, bo krzykiem nic nie załatwimy i tym podobne. Zaczął wyzywać moich rodziców, na serio jakby zrobili mu jakąś straszną, niewybaczalną rzecz. Ja rozumiem, na serio rozumiem, że tato go nazwał tak jak nie powinien go nazwać, ale na miłość boską, nikt nie startował do nie go z nożami, w głowie Kuby uroiło się, że tato go tak nazwał i startował od razu do bicia, ale to jest nieprawda!!! Wiem, że możecie mi nie uwierzyć, ale też po co miałabym tak pisać teraz tu na forum, tak po prostu nie było, nie wiem czy Kuba tak to zinterpretował czy to jego umysł tak to widział, ja już po prostu nic nie wiem. W każdym razie powiedział, (wykrzyczał) że nie wie co będzie, że nie wróci już nigdy tutaj do domu, że ci ludzie (moi rodzice) już dla niego nie istnieją. Że liczył na to, że tato go przeprosi następnego dnia rano jak się pakował, a tato tak nie zrobił (z relacji taty wynika natomiast, że chciał Kubę przeprosić, ale czekał na odpowiedni moment, nie mógł tego zrobić w bieganinie pomiędzy domem a firmą, odbierając co chwilę różne telefony, nie wiedział nawet że Kuba się pakuje, widział od czasu do czasu że chodzi do samochodu itp, ale nie domyślił się, że wynosi swoje rzeczy). Powiedziałam mu, żebyśmy nie myśleli przez chwilę o rodzicach ani moich ani jego mamie, żeby pomyślał o mnie, czy chce ze mną być i tak dalej, powiedział że nic już teraz nie wie, że jest w złym stanie psychicznym, że przy życiu trzyma go tylko to, że chce zobaczyć co dalej przyniesie mu życie czy coś takiego, nie wiem. Zaproponowałam mu nawet, że mogę w tej sekundzie przyjechać do jego miasta (nasze miasta są oddalone o ok 70 km od siebie), że możemy sobie na spokojnie porozmawiać itp, nie tak przez telefon. Na to on "A co, tatuś cię przywiezie?". Powiedziałam mu, że to chyba nie jest ważne w jaki sposób się do niego dostanę, chyba najważniejsze jest, że razem byśmy może doszli w cztery oczy to jakiegoś porozumienia i tym podobne. Nie dał sobie niczego przemówić, awanturował się, pyskował, mówił strasznie głupie rzeczy, zupełnie jakieś surrealistyczne, że mi się pewnie wydawało, że nasze życie będzie takie piękne jak nasz pierwszy taniec na weselu i tak dalej, po prostu nawet nie wiedziałam jak się do tego ustosunkować. Błagałam go, po prostu go błagałam, żeby się uspokoił, żeby mnie wysłuchał i żeby dał sobie pomóc. Wypominał mi drobne, naprawdę bardzo bardzo drobne sprzeczki z przeszłości o dupę maryny dosłownie, takie, z których normalni ludzie robią sobie żart i opowiadają znajomym przy grilu. Nie wiem czy tutaj już pisałam o tym, ale napisałam mu maila w międzyczasie, długiego, proszącego o to, aby zrozumiał, aby spojrzał inaczej, przysięgałam w nim, że nikt nigdy od niego nie chciał nic złego, że chciałam z nim tylko móc normalnie porozmawiać, że było mi bardzo przykro jak nie troszczył sie o moje zdrowie. I on jeszcze powiedział wczoraj, że w tym mailu to wyszło wszystko tak, jakby to była tylko JEGO WINA. A ja pisałam, robiłam przemyślenia po sto razy, żeby właśnie w taki sposób do niego NIE TRAFIŁO. Mówił, że się starał jak kupował pierścionek zaręczynowy, że wybierał itp, ja mu na to "przecież nigdy ci nie mówiłam, że się nie starałeś, zawsze cię chwaliłam, doceniałam wszystko co robiłeś, przecież nigdy nie krytykowałam całego twojego postępowania". W końcu ja też nie wytrzymałam i tego co powiedziałam mu na końcu bardzo bardzo żałuję. Powiedziałam mu "przecież Kuba nikt nie przymuszał Cię do ślubu ze mną", na co usłyszałam oszczerstwo, kłamstwo wyssane z palca "jak to nie, ciągle tylko słyszałem, że kiedy ślub bo wszyscy się pytają i babcia się pytała itp". Wiem, że możecie mi nie wierzyć. Nigdy, przenigdy nie naciskałam go do tego, aby się ze mną ożenił. Wiedziałam czym grożą takie naciski to po pierwsze, a po drugie wiedziałam też doskonale, że sam coś planuje bo wypytywał mnie kiedyś o pierścionki, bo pytał się wprost czy na naszym weselu z mojej strony byłoby dużo gości i tego typu inne aluzje, więc choćbym była głupia jak but w tym momencie to chyba i tak bym się zorientowała, że coś wobec mnie planuje. Może była kiedyś jakaś sytuacja gdy Kuba był u mnie na jakimś obiedzie i była może akurat wtedy wspomniana babcia, że ona coś tam z grubej rury powiedziała nam OBOJGU, że nieładnie to tak na kocią łapę albo nie wiem co jeszcze, no jak to babcie wszystkie chyba w tym kraju tak od czasu do czasu pewnie mówią i nikt nie robi z tego mego problemu. To były wszystkie jakiekolwiek "naciski" kiedykolwiek w jego stronę. Moi rodzice nigdy nie naciskali ani jego ani mnie. Na te słowa, gdy mi tak powiedział, wypomniał nie wytrzymałam i powiedziałam mu, że skoro tak mówi, a wie doskonale że tak nie było to jest sukinsynem i nie chcę go znać. Rozłączyłam się. Później jeszcze napisałam mu smsa: Kuba ja Cię nadal kocham mimo wszystko, jeżeli coś do mnie czujesz, ruch jest po twojej stronie, trzymaj się. I to tyle. Przepłakałam całą noc, a dzisiaj poszłam znowu po L4 do końca tygodnia, nie jestem w stanie ludziom się na oczy pokazać. Nie jestem w stanie po prostu nawet chyba żyć. Opadły mi emocje i z tego wszystkiego mogę jedynie napisać, że "lepiej" się odrobinę czuję niż jak się czułam dzień czy dwa dni temu, jak miałam nadzieję, ciągle patrzyłam na telefon i tak dalej. Nadzieję mam nadal, ale to wszystko wymaga czasu, dlatego teraz już faktycznie daję nam tak dużo czasu jak to trzeba, słowo się ostatecznie przecież jeszcze nie rzekło, sprawa przecież nie jest w sądzie i tak dalej. Wydaje mi sie (choć mogę się mylić), że on pierwszy do sądu w tej sprawie nie pójdzie. A ja czekam. Nie chcę go przekreślać, bo ja po prostu myślę że jest człowiekiem z problemami. Nie wiem czy jest to depresja, czy paranoja, czy też cokolwiek innego, ale wiem że ma problemy. Zarzucam sobie, że nie poszłam wcześniej sama z tym tematem do psychologa, przynajmniej jakies pół roku temu. Przychodziła mi do głowy ta myśl, ale ją odrzucałam. Myślałam że jest to jedynie problem wynikający z trudnego charakteru, że sobie z tym poradzimy, że to JA muszę się zmienić. Tak myślałam i za każdym razem jak poszło coś między nami nie tak to JA brałam całą winę na siebie. Za to, że jak doprowadził mnie do szewskiej pasji takim przedrzeźnianiem, oskarżeniami bezpodstawnymi, takim brakiem argumentów albo podniesionym głosem, to ja winiłam siebie samą i tylko siebie samą za to, że ostatecznie ja też podniosłam na niego głos. A mogłam po prostu przejść się do osoby z doświadczeniem, mądrzejszej ode mnie i ratować moje małżeństwo, bo przecież ta mi na nim zawsze zależało. Chciałam ratować, ale myślałam że biorąc wine na siebie właśnie wybieram jedyną dobrą drogę. Czuję, że cały świat zawalił mi sie na łeb. Idę jutro do psychologa i mam jedynie nadzieję, że to on pozwoli mi jakoś zobaczyć że jeszcze żyję, jeszcze oddycham i chociażby powinnam żyć sama dla siebie. Daję nam czas na wszystko. Ostatecznie, nie będę już dzwonić ani pisać. Pojadę do tych znajomych do Francji, trudno bilet Kuby się zmarnuje, to nie jest zmartwienie. Później mieliśmy jeszcze jechać razem nad morze, więc pojadę w to samo miejsce sama, tak jak było ustalone, wszystko już też jest zarezerwowane, zaliczka wpłacona i tak dalej. Nie wiem co powiem w pracy, niestety pracuję w środowisku prawie samych bab, które niestety bardzo lubią rozmawiać o zyciu innych ludzi :O. Na dzień dzisiejszy.....chcę z nim być, chcę żebyśmy zaczęli wszystko od nowa. Chcę, żeby nauczył się przyznać do swojego błędu, bo ja mogę się na serio przyznać do swoich i wiele razy już się przyznawałam i całą winę tego świata cokolwiek poszło między nami źle to brałam na siebie. Jest jeszcze jednak taka sprawa. Otóż ja zawsze wiedziałam, że nie można nienawidzić, bo nienawiść to jest bardzo bardzo zła cecha. Nie można wchodzić w związek z osobą, która jest pogrążona w nienawiści bo wtedy.....no właśnie. A ja głupia widziałam, że Kuba od samego początku jest pogrążony w nienawiści w stosunku do swojego ojca. Za to, że go zostawił, opowiadał mi, że "jak on mógł zostawić mamę, a mama go tak kochała", mama jego też cały czas utwierdzała go w przekonaniu, jaki ojciec był skurwysyn, jaki cham i jak on to teraz powinien go NIENAWIDZIĆ. Było to jeszcze na długo przed zaręczynami nawet gdy Kuba mówił co to on by ojcu nie zrobił jakby go spotkał i że nawet jakby ojciec umarł to Kuba NASIKAŁBY NA JEGO GRÓB. Wyobrażacie sobie? Trzeba umieć przebaczyć. Ja bagatelizowałam wtedy to jego zachowanie, ale wierzyłam że kiedyś nauczę go przebaczać. Pamiętam naszą rozmowę sprzed paru miesięcy gdy Kuba właśnie mówił "moja mama jest najprawdopodobniej chora, powinna iść do psychiatry po leki, powinna się leczyć". Mówił też, że myślał o tym, aby spotkać się z ojcem. Pociągnęłam ten temat, zaczęłam właśnie mu tłumaczyć o przebaczeniu, o tym, że nie należy patrzeć w przeszłość, że wszyscy i tak zostaną kiedyś osądzeni, że to nie nasza jest ludzka rola w tym, że lepiej patrzeć na to co jest tu i teraz a przede wszystkim w przyszłość. Zgadzał się ze mną, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Mówiłam mu, że jeśli chce to możemy pojechać do niego razem, że nie będę na niego naciskać oczywiście jeśli nie chce, w ogóle to uważałam że powinien zostać poinformowany o ślubie, ale na to już było wtedy za późno. Poczułam jakieś takie ciepło na sercu, pomyślałam sobie, że jak Kuba przebaczy ojcu, wyciągnie do niego rękę to wtedy my sami staniemy się tak naprawdę szczęśliwi. Ulotne to wszystko było. Nie wracaliśmy już później do tej rozmowy, ja jej nie zaczynałam to nie chciałam naciskać. A teraz Kuba nie dość, że ojcu własnemu nie przebaczył to jeszcze wczoraj zarzekał się, że nigdy nie przebaczy moim rodzicom. Za jego urojone wyolbrzymione wymagania wobec jego osoby i za to, że był traktowany jak "pachołek". Boję się strasznie, nie wiem co mi jutro przyniesie i kolejne dni. Gdybyśmy nie byli po ślubie dałabym sobie spokój całkiem. Teraz też daję spokój, ale po prostu czekam. Jeszcze nigdy się o nic tak nie bałam, nie życzę nikomu z Was tego co ja teraz przeżywam. Może ta pani psycholog mi pomoże, trzymajcie się, jak chcecie czytać to będę od czasu do czasu pisać. Dziękuję Wam za rady, za wszystko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, z tego małżeństwa nic nie będzie. Odpuść sobie wszelkie kontakty z tym wariatem, bo się nerwowo wykończysz. Im bardziej ty będziesz się przed nim płaszczyć i prosić o jego powrót, tym bardziej on będzie robił ci na złość, bo to jemu sprawia przyjemność, gdy ty cierpisz. Trzeb było mu wczoraj rąbnąć z grubej rury, ze jest chamem, debilem, idiotą, dno i 2 metry mułu i ty nie chcesz mieć z gownem do czynienia, żeby nie prześmiardnąć. Następnie się rozłączyć i nie odbierać jego telefonów. Musisz doprowadzić do tego, ze szanowny małżonek przyjdzie na kolanach błagając cię o wybaczenie. W przeciwnym razie przez resztę życia będziesz się użerać z jego chorymi zagrywkami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dając mu do zrozumienia,że kochasz i czekasz nie sprawisz,że zrozumie ,co stracił,zrozumie swoje błędy itp.Wprost przeciwnie-czuje ,że ma cię w garści,że tylko pstryknie palcami,a ty na kolanach przyjdziesz...;P Nie wiem dlaczego tak się upierasz przy jego dobrej woli i miłości do ciebie.I jeszcze -chorobie!Ja tu nic takiego nie widzę.Widzę charakter,pasożyta ,paranoika i manipulanta. Powodzenia na resztę życia.Czasem trzeba iść dalej,nie czepiać się kurczowo przegranej sprawy,to nic złego pomylić się,ale głupotą jest tkwić w bagnie,bo ciężko ci się przed sobą i innymi przyznać do klęski.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
*widzę patologiczny charakter...miało być

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Dzięki że odpisujecie. Mój wielki życiowy błąd polegał na tym, że widziałam przesłanki tego wszystkiego jeszcze przed ślubem. Nie wprawdzie 2 lata czy rok przed ślubem, ale miesiąc i trzy tygodnie itp. Np miesiąc przed ślubem zaczęłam z nim NORMALNĄ rozmowę na temat tego, żebyśmy pojechali do sklepu bo farbę bo mieliśmy pokój malować. Zaczął furię, że ja "już bym chciała od razu", że ja się nie znam że to trzeba zaszpachlować itp. No dobra, fakt, nie znam się, szpachli nie miałam w ręce, ale zaczęłam na serio normalną rozmowę jak z człowiekiem. I już wtedy było pierwszy raz, gdy zaczął grozić "to ja pojadę do swojego miasta". I wtedy tak naprawdę przez ułamek sekundy chciałam z nim zerwać. Oddałam mu nawet pierścionek, co zostało przekręcone strasznie przeciwko mnie później.....i koniec z końców to JA go przepraszałam za ten pierścionek, za wszystko i to ja głupia wzięłam winę na siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nauczyciele to maja dobrze :-) nie dosyć, ze pracują 18 h na tydzień, to jeszcze dochodzi 3,5 m-ca wolnego w ciągu roku i te ciagle zastępstwa u moich dzieci w szkole.. L-4 to norma... :-o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
autorko - wydaje mi się, ze nie mialas zadnego innego kandydata na meza i wzielas pierwszego lepszego z brzegu, który się nawinał :-( tak to wygląda z boku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nauczyciele to maja dobrze x Wytrzymałabyś z cudzymi dziećmi, które mogą cie błotem obrzucać i nie masz prawa ich tknąć? Nie zdajesz sobie sprawy jaki to wymagający zawód. sporo ludzi nie radzi sobie z jednym swoim dzieckiem a oni muszą ogarniać ponad 20 cudzych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś autorko - wydaje mi się, ze nie mialas zadnego innego kandydata na meza i wzielas pierwszego lepszego z brzegu, który się nawinał smutas.gif tak to wygląda z boku... x Było pewnie pełno facetów ale ona jest bierna więc nic z tym nie robiła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Ja pracuję o wiele więcej godzin na tydzień bo brałam ile się dało korepetycji, aby to wszystko jakoś ciągnąć. Zgadzam się z Tobą ogólnie, nauczyciele mają dobrze, jeśli lubią to co robią i lubią dzieciaki, ja lubię swoją pracę. I faktycznie, dziękuję Bogu za to że w tej sytuacji mam za chwilę wakacje. Wykaraskam się z tego.....tak czuję. Cokolwiek będzie, czuję że mi się oczy otwierają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
oni musza ogarnąć ponad 20 cudzych xxx na własne życzenie :-) nie maja źle + dobre pensje + dużo wolnego + dodatkowe korepetycje i jakoś zleci :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Ja wiem jak to wygląda z boku. Ale co mi to da teraz, że to wiem. Czy się kręcili, czy się nie kręcili co to teraz zmieni, nie zamierzam do tego wracać. Od prawie czterech lat liczył się tylko Kuba, to wiem teraz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
+ roczny urlop zdrowotny :-) tak to każdy by chciał, cholera mogłam zostać nauczycielka, ale teraz to już za poźno :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko ja jestem po 50tce, swojego obecnego męża poznałam mając 33 lata, niedługo będziemy mieć 20 lecie związku. Pierwszy mąż mnie zdradzał zaraz po ślubie, dowiedziałam się o tym też tak jakoś po niecałym roku. Na tamten moment wydawało mi się, że nic dobrego mnie już nie spotka. Także głowa do góry, dla mnie to jesteś taka młoda siksa jeszcze, że w ogóle powinnaś to potraktować jako błąd i żyć dalej, jeszcze życie Cię zaskoczy pozytywnie, nie waż się myśleć inaczej. Trzymaj się ciepło, otaczaj się dobrymi ludźmi, wiem co przeżywasz, pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Nie wiem czemu, od początku tego tematu wiedziałam że ktoś coś zaraz zacznie o nauczycielach. W sumie mogłam napisać, że jestem księgową, weterynarzem albo fryzjerką bo i tak to nic do sprawy nie wnosi. No nic, dzięki tak czy inaczej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×