Gość gość Napisano Wrzesień 26, 2014 Mam taki problem i muszę się ygadać, bo nikt nie jest mnie w stanie zrozumieć. Jestem uczennicą I LO i właśnie po miesiącu doszlam do klasy przez problemy zdrowotne. Z klasą w zeszłym roku miałam nieźle na pieńku, bo przyjaznilam się z dwoma dziewczynami, nasza przyjaźń z boku pewnie wyglądała jak loża szyderców. Mam dwie osoby w klasie, które nieźle mi wcześniej dały w kość - jedna to była przyjaciółka - zlodziejka, a drugi to były przyjaciel - psychopata, który mi się kiedyś bardzo podobał, lecz okazało się, iż to czysta manipulacja. Mam nadzieję, że wiecie kim się osobowość dyssocjalna charakteryzuje. I że nie jest to osoba, która zawsze chodzi z siekierą i uciętą głową w rękach, tylko się mocno kamufluje, acz wyróżnia nieprzeciętną inteligencją. No i tym nieszczesnym brakiem empatii. Gdy mnie często przezywał, i to dość ostro (w końcu bez zahamowań), miałam dość i nie wiedziałam jak reagować, bo w ripoście dobra nie jestem, a zresztą i tak zawsze wszystkich zagina. Próbowałam ignorować, ale to też nie działało. Więc zaczęłam go z przyjaciolkami wysmiewac. Zawsze jak mnie przezywał, wybuchalysmy śmiechem. Potem jeszcze zaczęły się nasze głupie złośliwości do niego i niestety, zawsze wszystko wychodziło na jaw i kilka razy nas wychowawczyni wzywała. Ona wie jaki on jest. Ale i tak się na nas wsciekala. Klasy ogólnie z przyjaciolkami nie znosiłam i się izolowałyśmy. Niestety raz też wyszła pewna wredna rzecz, przez którą nas znienawidzili. Nie jestem wredna z natury. Po prostu przy nich dostawałam takiej glupawki i wpadałyśmy często na skandaliczne pomysły. Nie chcę opisywać sytuacji dokładnie. Teraz klasa jest w połowie nowa i mnie nie znają. Moje koleżanki odeszły. Chciałabym się z tymi osobami zaprzyjaźnić (wielu jest zza granicy, lecz mówią po pl... Lecz się trzymają w grupie ze sobą), ale pokonuje mnie moja nieśmiałość. Odkad pamiętam, w każdej szkole od przedszkola byłam szykanowana i przezywana, przeżywałam prawdziwe piekło w dzieciństwie, bo trochę taka dupa wołowa ze mnie. Zmienilam się na lepsze. Umiem np. Zagadywać do nieznajomych na ulicy (wręcz sprawia mi to niezmierną radość), uwielbiam wystąpienia publiczne, w gronie znajomych, którzy mnie akceptują, staję się mocno przebojowa... Ale. Sęk w tym, że okropnie boję się przede wszystkim ludzi pewnych siebie, ale też ogólnie nieznajomych(zwłaszcza w klasie.), zgłaszania się na lekcjach. Zawsze boję się wyśmiania, choć wiem, że można to obracać w żart itd. Wiem jaki jest ten chłopak. Wiem, że on zawsze umiejętnie pracuje nad tym, by mnie upokorzyć, choć akurat w tym roku szkolnym póki co wrzucił na luz. Ale klasa go kocha. I nowi nauczyciele. Jest bardzo inteligentny, przebojowy, bez zahamowań, charyzmatyczny i potrafi świetnie grać. I manipulować. Aż mi się rzygać chce jak na to patrzę. Teraz tylko ja zostałam ze świadomością jaki jest naprawdę. Tak samo tamta dziewczyna. Ją również lubią. W ogole po nich spełzło, że kradła, jakby to nie miało miejsca. Serio. Nikt do niej urazy nie chowa, już bardziej do mnie. Może im kit wcisnela, bo w kłamaniu jest dobra (a, i my mieszkalysmy razem w pokoju kiedyś, bo mieszkam w internacie). Żałuję, że nie zgłosiłam na policję, tylko wych. w internacie która mało z tym zrobiła. Dlatego może nikogo to nie rusza. Jezus Maria. Co robić, jak zagadywać do ludzi bez strachu bycia wysmianym? Mam po prostu umysł kozła ofiarnego. Nawet nigdy nie wiem o czym rozmawiać. Naprawdę mnie ta sytuacja boli. Tak jest wszędzie, nie tylko w klasie. Mam nadzieję, że ktoś dotrwa do końca. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach