Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

ChikageChan

Ja, mój chłopak i jego rodzice

Polecane posty

Założyłam konto bo już ścierpieć nie mogę i muszę się wyżalić. Nie mam na celu obrazy nikogo, ani podboju świata. Potrzebuję tylko rozmowy! Wracając do tematu. Jestem ze swoim chłopakiem juz 5 lat. On kończy inzynierkę niedługo, a ja w grudniu bronię się z licencjatu pielęgniarstwa. Czytałam, że ktos ma problem jak ja czyli od strony rodziców chłopaka - studia - ślub - dzieci. Zgadzam się z tym i tak zostałam wychowana chociaż w luźniejszy sposób bo byłam typową dzieciną co lubi swoimi drogami chodzić i problemów z tym nikt, nigdy nie miał. ALE LUDZIE!!! Czemu muszę znosić ciężką atmosferę za każdym razem jak np. wymiotuje? Potrzebuje wtedy sparcia, a nie słuchania że mogę być w ciąży i potrzenia na mnie spod byka. Nie chcę rozmów typu "nie chce być za szybko dziadkiem" od storny jego rodziców, a póki co ścierpiam to bo po za tym fajni i zabawni są przyszli teściowie jednak mam wrażenie, że ja tylko idę na ustępstwa i nikt inny. Tyle tytułem wstpu. A czemu napisałam temat? Bo dzisiaj miała sytuację taka sytuacja. Ja piszę referat na zajęcia, a on mi trzyma towarzystwo na teamspeaku bo mieszkamy od siebie 300km, a przez ostatnie pół roku prawie w ogóle bo ja mam praktyki a on się w ciągu 2 tygodni broni. Jakoś rzuciłam żartem, że jego rodzice na te walentynki w góry nie mają szczęścia żeby Cię brać. 1 roku przyjechałes po 2 dniach tego urlopu do mnie na walentynki, 2 roku siedziales w domu i nawet ze mna ich nie spedziles bo umowiles sie z profesorem ktory i tak Ci wpisu nie dal bo byl "zbyt zmeczony", a za tydzien masz miec podany termin i może nawet się bronić. On mówi, że no faktycznie, ale jak zacznie pracować to weźmie urlop i zaplanujemy razem wyjazd nad morze. Ja się cieszę bo we dwoje, romantycznie i w ogóle. Pierwszy wspólny wyjazd, a on po chwili wyskakuje "z rodzicami". No mnie już "jhdbvwdufgw4275cfgequg75" strzela! Ale, ale! po chwili dodaje, że "Ty też możesz jechać (o jakże wspaniałomyślny!) bo i tak będziemy już razem mieszkać :) ". Zaczynam się czuć jak mebel, który jest zabierany w walizkę z jego rodzicami. Kocham Go szalenie, ale on jest zbyt pewny siebie że już jestem jego i nie musi o mnie myślec czy coś ze mną planować. Zawsze liczy się zdanie jego rodziców, nie moje. Nawet pieprzoną świnkę morska MUSI trzymać jego mama podczas czyszczenia klatki mimo, że jestem obok i sama mam w domu multum zwierzaków (a on zaledwie psa bo prawie cała jego rodzina alergia na sierść). HALOOO!!! ja tu jestem! Płakać mi się chcę... odpowiedziałam mu tylko "No tak! No, ale zobaczymy. Wiesz. Nie wiem czy chcę jechać nad morze z chłopakiem i jego rodzicami po 5 latach związku, gdzie zaszczytem jest usiąść w Twoim i rodziny towarzystwie OBOK Ciebie do obiadu bo mimo, że piep*****y się jak puszyste króliczki to nie możemy spać razem w obrębie Twojej mamy i jej rodziny przed ślubem". On się mnie pyta "wiesz, że nic nie mogę zrobić" a ja mu na to "to weźmy ten pieprzony ślub! Podpiszę Ci intercyzę i pół domu przepiszę jezeli się boisz, że Cię po slubie oskubie" jak by mi kiedykolwiek na tych głupich pieniądzach zależało. No i co ja mam zrobić? Tak bardzo Go kocham, a to tak boli. Wierci mnie w środku, że nic nie zalezy ode mnie tylko od jego rodziców. Słodki żart, że będę potrzebowała umowy z jego rodzicami o pozwolenie na ślub z ich synem zaczyna zamieniać się w gorzką prawdę. Przepraszam za błędy. Pisałam na szybko ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Podpiszesz Intercyze jak cos, nie interakcyze. Maminsynek i hipokryta. Wpolczuje. Po slubie bedzie tylko gorzej. Zawsze mnie zastanawialo co dziewczyny trzyma przy takich typach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję za poprawę. Już edytuję. Niestety też już go tak powoli zaczynam widzieć i po tylu latach coraz mniej mam ochotę na ślub. Z drugiej strony jak go widzę to mam chcę rzucic się mu w objęcia i nie puszczać eh.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przemysl. Po slubie bedziesz miec jego rodzicow na glowie caly czas. myslisz ze bez matki da rade? Nie sadze. Facet ma powazny problem z odcieciem pepowony. Zatrujesz sie. Ze slubem poczekaj. Rodzice go od siebie uzaleznili. Wyreczali we wszystkim. To nie bedzie dla Ciebie partner tylko dziecko do odchowania. Bedzie szukal w Tobie matki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Poszukaj faceta odpowiedzialnego, zaradnego, samodzielnego, asertywnego wzgledem mamusi. Mozesz tez postawic sprawe jasno - jestes maminsynkiem a ja potrzebuje mezczyzny i partnera a nie mieczaka. Ja bym pograla niedostepna, zobojetniala zeby mu dalo do myslenia - przede wszystkim, ze moze Cie stracic

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żeby chociaż matki we mnie szukał... Póki co jestem partnerem do grania w gry komp., które mi ciagle kupuje (chociaż on szanuje to, że np. w cos nie chcę grać i idzie mi na rękę) no i czasami seks jak mu się przupomni. Np. przyjezdza do mnie na 4 dni. 1 dnia pasjonujący seks, 2dnia normalny, a 3ci i 4ty dzień to mogło by go nie być (bo trzeba grać siedząc do siebie plecami. Exp sie nie nabije sam). Jego rodzice są w porządku nie licząc tej kontroli i katolickich zasad "przed slubem". Ja szanuję ich zasady, on to widzi oni też, ale upominanie na każdym kroku zabija we mnie i chyba nawet w nim juz - całą pasję. Raz się pokłóćiłam z nim sromotnie bo nie chciał żebym mu pomogła zdzierac naklejki z lampek ogrodowych mimo, że jego babcia (kochana starowinka) poprosiła mnie, żebym mu pomogła. Dostałam tylko w twarz fochem, burkiem i czymś w rodzaju lekkiej sugestii "spadaj, nie jestes mi potrzebna". Czułam się jak śmieć. Nic nie robiłam u niego podczas tygodniowego pobytu co mnie denerwuje. JA MUSZĘ coś robić, sprzątac, gotować, prać, gadać, czas organizować. A tu tylko grałam. Rozryczałam się, powiedziałam co myślę i zaczęłam się pakować chociaz o 18 już nie ma autobusów. Po pół h przyszedł do mnie wielce zdziwiony i zaczął przepraszać jak mu powiedziałam co czuję. Mówił, że się zmieni, ale po miesiącu znowu jestem rzeczą, albo psiakiem, którego czasami się nakarmi, pogłaska po główce i bierze w torebkę idąc dalej z rodziną. A ja siedzę w tej "torebce". Tak. Ja mam 25 lat, a on 24. Efekt zobojętnienia działa na krótką chwilę. Człowiek ma mętlik w głowie. Dostanę stałą pracę to wtedy będę myślec poważnie czy to ma sens, ale na razie widzę, że to tylko takie "chodzenie".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×