Nie jestem zakochana...

Spotykam sie ze swoim facetem pol roku...ale ja chyba nie jestem w nim zakochana;/ mysle o nim, mam z nim ciagly kontakt, czesto do siebie dzwonimy, spotykamy sie coraz rzadziej, bo praca itd. ale brakuje mi tego uczucia motylkow w brzuchu czy w ogole marzen z jego udzialem...bardzo go lubie, jest przystojny ale nie czuje jakiegos pociagu dzikiego..w ogole wlasciwie. Jest to porzadny, dobry facet. Rozumiemy sie w wielu aspektach, ale...nie chce sie z nim rozstawac, bo go lubie:( i nie chce innego faceta...ale nie ma tej chemii. Moze dlatego, ze jest taki zgodny i dobry, nigdy nie musialam o niego powalczyc, nic sie starac, bo wszystko podal mi na zlotej tacy. Wszystko czyli siebie.....:(

Polsko, walczaj nie chlubna ista.. a ty masz problem złotyk,, złocisty wrak przecie, sam sobie zwykła lubość?

co mamy Ci doradzić? Wy kobiety tylko jesteście w stanie sikać w majtki na myśl o zimych dranich

do tej pory spotykałam sie z facetami, którzy nic do mnie nie czuli - tak jak ja teraz nie mogę wznieść się ponad tą sympatię. Przez dłuższy czas, cyklicznie zakochiwałam się właśnie w tych "dranich" i strasznie mnie to sponiewierało, psychikę mi popsuło:( nie chcę więcej w takie coś wchodzić, nie chcę więcej cierpieć...przy tym człowieku mam poczucie bezpieczeństwa, czuję jego uwagę i troskę, ale chyba przez moje złe doświadczenia, nie potrafie nic z siebie wykrzesac...co zrobic? Jak sprawić, żeby zakochać się szaleńczo w osobie, która mnie nie rani????

bardzo bym chciala sie w nim zakochac...jak to zrobic?

moze macie jakies pomysly? nie chce go zostawic, nie chce zeby zostawil mnie....chce zeby byl ze mna szczesliwy...i zebym ja tez byla;/ ale musze sie zakochac w nim...nie wiem jak to zrobic, moze to kwestia nastawienia, mysli, mozgu?