Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość 1 2 3

Słodycze! Pa! Pa!

Polecane posty

Gość 1 2 3

20 dzień bez słodyczy. Namiastkę słodkość miałam dzięki suszonym owocom i owocom mrożonym posypanym ksylolitem. Reszta oki. Zmotywowana odmawiam sobie, ale żal niewielki. Tłumaczę sobie, że to puste kalorie i nic nie tracę, a wręcz zyskuję. Na razie się trzymam. Muszę w głowie przepracować myśli, które towarzyszą, gdy trzeba sobie odmawiać a przychodzi szept, że trzeba coś mieć ood życia, że jakąś przyjemność od życia trzeba mieć. Wtedy mówię, że biorę od życia to co najlepsze dla mnie. Jem to co zdrowe. No i wizualizuję sobie korzyści. Ważne by to nie była dieta, bo jak się skończy to wszystko wróci. Ważne by to był zdrowy styl życia. I jeszcze ważniejsze małe podknięcia nie mogą załamywać, muszą zachęć do wracania na dobrą drogę. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Dzień 23. Jest ok. Czasem mnie nosi, ale głównie przed wieczorem, gdy miałam rytuał kanapa tv i słodycze. W pracy się trzymam i obserwuję, jak inni szamią słodkości bez żadnych ograniczeń. Cieszę, że przynajmniej do południa nie mam pokus i że nie jem, bo zimą jadłam i przed i po południu i wieczorem. Staram się jeść też zdrowe przekąski i te o niskim indeksie glikemicznym, aby nie pobudzać apetytu i nie było skoków z cukrem. Nie jem białego chleba i mąki, mniej jem kartofli i makaronów. I ogólnie MŻ  🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jadzka

Niektórzy zajadają stres, a ja odwrotnie, jak mi dobrze to robię sobie miły wieczorek pod kocem, ja-pół litra herbaty-ciastka. Nie cieszy mnie jedzienie batonów na ulicy czy ciasta w kawiarni, tylko właśnie w zaciszy własnego domu przed tv.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Witaj Jadzka. Jedno nie wyklucza drugiego. Ja zajadam stres. W stresie szukam też czegoś na pocieszenie i zrelaksowanie. I są to słodycze. Ale rytuały w chwilach  spokoju też mam. I naprzykład wolę lody w domowym zaciszu, nawet wieczorem albo deszczową porą, niż w słońcu, czy na mieście. Piszę że wolę, ale oczywiście teraz trwam w odstawieniu. To już 25 dzień bez słodyczy. 🙂 Mam czasami odruch, żeby złapać coś ulubionego, zatopić zęby na czekoladkach. Jednak pamiętam o celu i jakoś się trzymam. Z tyłu głowy mam, że to nawyk i wieloletnie przyzwyczajenie, a nie strata czy poświęcenie. Szukam tej przyjemności w owocach i warzywach. Grejpfrut, pół dziennie. Kiwi, albo dwa. Jabłka. Gruszki. Mrożone jagodowe. Staram się jak najmniej pić soków z domowych przetworów, bo mają cukier. I nawet to że je rozcieńczania z wodą, nie pozwala mi zapomnieć o nim. Omijam bakalie, ale owsianka ze śliwkami, tak. Może odstawienie słodkości wyregulowało poziom cukru i nie mam ataków głodu i chęci na słodkie. Staram się dbać o florę jelit. Kiszonki. Jogurt naturalny z kulturami bakterii. Póki co nie mam daty do kiedy będę trwać w tym wyzwaniu. Oby jak najdłużej. Ale jak nawet się złamię to wiem, że powrót na właściwą drogę jest możliwy i wart kontynuowania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

33 dzień bez słodyczy. Trzymam się. Nie jem słodyczy, w potocznym tego słowan znaczeniu. Małe odstępstwa to troszkę miodu na wafle, łyżeczka dżemu czy posypka z ksylolitu. No i sok domowy z wodą że 3 razy. Brakuje mi słodyczy. Z żalem patrzę na pudełko z wafelkami i pudełko z czekoladkami. Tęsknię chyba do tych chwil, gdy dla relaksu chrupałam je niemal z rozkoszą. Czyli nadal słodycze podświadomie kojarzę z błogością i nagrodą. Póki co nadal trwam w postanowieniu, aby ich nie jeść. To protest przeciwko temu co zawierają, czyli chemia, tłuszcz /ten niezdrowy/ , cukier, który zamienia się w tłuszcz. Za tydzień zbadam cholesterol i zobaczę, czy coś spadło. Oby wyniki choć trochę zmobilizował mnie do dalszej pracy nad sobą. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

39 dzień bez słodyczy. 😊 Uśmiech. A, co! 😉 Nie jem słodyczy ze sklepu. Nie jem ciast, ani lodów. Miód czy dżem sporadycznie. Symbolicznie ksylitol do potraw które normalnie posypywałam cukrem. Nie słodzę od lat kawy i herbaty, ale czasem pierogi na słodko czy owoce leśne posypuję cukrem. Myślę, że odstawienie słodyczy zatrzymało tycie. Dochodziłam już do 64kg. Na brzuszku oponka. Ok. Opona. Ciuszki ciasnawe. Teraz po prawie 40 dniach mam 64kg. Od tej wagi zwykle łatwiej mi schudnąć. Czasem i 59-60 kg. Teraz już muszę dołożyć wysiłek fizyczny, bo organizm już, według pewnych badań, przyzwyczaił się do stanu bez cukru i nie będzie tylko dzięki temu chudł. No i czeka mnie badanie cholesterolu. Liczę, że dobry będzie dobry. Natomiast nie wiem, czy ogólny spada, bo wchodzi tu i wpływ genów, stresu i może stanu wątroby. Może do świąt wielkanocnych uda mi się to sprawdzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

50 dni bez słodyczy. Ostatni tydzień był trudny. Zwłaszcza popołudniami miałam chętkę na słodkie. Sięgałam po dżem i miód. Po za tym słodkość czerpałam z owoców i suszonych śliwek. Mam nadal psychiczną potrzebę, aby pocieszać się czymś słodkim. Czyli podczas napięcia lub stresu jestem bliska, złamania się i przerwania wyzwania. Jeśli chodzi o wagę to niewielki spadek do 2kg. Czekam na badania i zobaczę czy cholesterol coś pójdzie w dół. Na razie od słodyczy trzymam się z daleka. Staram się tak nad sobą pracować, aby mieć świadomość, że to mój sukces a nie strata i odmawianie sobie przyjemności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Bez słodyczy wytrwałam 52 dni. W wielką sobotę zjadłam kawałek ciasta i babki własnego wypieku. Dziś zjadłam ze dwa kawałki ciasta i 4 czekoladki i cukierka galaretkę. Przerwa na świętach a po wracam do życia bez słodyczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Człowiek to jednak dziwne stworzenie. Wciąż pracuję nad sobą i wciąż samą siebie zaskakuję. Tym razem na minus. Nie rozumiem tego, ale doczytałam, że tak się zdarza, więc nie tylko mnie. Święta Wielkanocne były dyspensą od dietki. Tuż przed badaniem cholesterolu zreflektowała się i powstrzymałam się od z. Wynik był satysfakcjonujący. Ale nadal sporo ponad normę. Byłam zmotywowana. Nawet weekend majowym minął na trzymaniu w ryzach jedzenia. A potem nastąpiła katastrofa i to przez wielkie k. Wpadłam w kompulsywne nadanie się słodyczami. Co popołudnie słodko i dużo! Nawet wstyd przed samą sobą nie zatrzymał obrzarstwa. Wieczorami zasypiałam przed tv z tego zachodzenia! Masakra! Wczoraj wyszłam na dłużej z domu i popołudniu wsunełam 2 lody rożki. Dziś póki co jeden. Nie wiem co było przyczyną tego załamania. Nic nie było wstanie mnie zatrzymać. Przynajmniej dziś spalam kalorie w ogrodzie. Ale co przyniesie wieczór i kolejne dni? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Cztery miesiące później... Ciężko. Słodycze górą. Objadam się niemal nałogowo. Zwłaszcza popołudniem lub wieczorem muszę wciągnąć konkretną porcję. Nie ma dnia bez słodkiego. Najadam się choć nie chcę. Kiedy kończę mam wyrzuty sumienia. Zawsze obiecuję sobie, że wytrzymam, a potem jak pakuję w siebie to nie mam żadnych hamulców. A potem szybko poczucie winy. Może powinnam odpuścić? Jeść to na co mam ochotę. Może w ten sposób powróci do mnie spokój po zawirowaniach? Radość z życia po zmaganiach z depresją. Wtedy zdobędę siły na zmianę... Dziś 3 wafle ryżowe z miodem i 3 wafelki w czekoladzie. Rano podjęłam decyzję, że nic nie kupię na weekend. Zobaczymy jak poradzę sobie z głodem.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Niedziela upłynęła bez słodyczy. Jadłam sporo owoców. Niestety po jabłkach chyba zaczynam podjadać treściwe dania. W przelocie kawałek kaszanki, suchej kiełbaski a na kolację dwa plastry pieczonego boczku z majonezem! Po obiedzie chęć na słodycze, których w domu było zero, zjadłam 2 filiżanki jeżyn z 2 łyżeczkami śmietany 18 z posypką z ksylolitu. Dziś zjadłam do południa dwa kawałki kręconego ciasta z jabłkiem a potem dwie gumy z miętą. Ponoć mięta niweluje chęć na słodycze. Ponoć. Przemyciłam do domu dwa cukierki czekoladowe i o 15stej już mnie nosiło. Podjęłam decyzję że muszę wytrwać do 21 a potem je wszamię. Z trudem dałam radę, ale 21.30 wsunęła jabłko. Sukcesji. Choć ostatnio dzień bez słodyczy odbijam sobie na drugi dzień. Ale czasem jednodniowe zwycięstwo jest właśnie cenne, że opiera się na metodzie małych kroczków i jest dowodem na to że walczę. Nawet nie myślę o wyznaczaniu celów. Wiem, że za słaba jestem, na razie. Brak słodyczy w domu. Zamienniki do chrupania, jak owoce, marchewka, suszone owoce, orzechy. Różne herbatki. Woda. Pobyt na powietrzu i zmiana nawyków. Zamiast tv wyjść z domu. Zająć się pracą. No i chyba oddech leczniczy. Może połączenie tych metod pomoże? Dziwne co w tej głowie może się pozmieniać. Tygodniami nie jadałam słodyczy. Kawałek czasu byłam na diecie Dąbrowskiej. Mam w sobie siłę. Ale czasem w to chyba nie wierzę. Jutro zadbam o siebie. Praca. I dużo pozytywnych bonusów. Serotonina i endorfiny, bez wspomagania słodkim. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wiem jakie to trudne ale wytrwałości Ci życzę !! Pomagają przygotowane wcześniej zdrowe przekąski pod ręką, marchewki, bakalie, placki z banana i płatków owsianych 🙂 szukaj inspiracje na zdrowe słodkie przekąsy to może nie bedzie CIę tak na słodycze rzucać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Witaj jusiawarda. Dzięki za słowa wsparcia. Te przekąski czasem ratują, zwłaszcza gdy można je chrupać lub żuć. Trochę można rozładować napięcie. Czasem jednak, jak się jest na cukrzycowym głodzie, nie wystarczą. Nawet jak są to się ich nie widzi, na jest przeogromna chęć na słodkie z naciskiem na czekolada lub lody. Kiedyś jadłam co popadnie, byle słodkie. Teraz wybiórczo, coś ulubionego. Dziś już chapsnęłam małego loda sorbecika, a drugi w zamrażalniku. Ale staram się być zajęta, aby zająć czymś myśli, ugotowałam zupkę z dyni z warzywami i kupiłam zdrowe rzeczy. Staram się podnosić pewność siebie i serotoninę innymi rzeczami, niż słodycze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Wczoraj przed snem zjadłam z 5 czekoladek. Dziś na wieczór dwie gumy miętowe. W pracy miałam garść bakalii. I dużo zajęć więc nie myślałam o słodkościach. Teraz kolacja i guma. Marzę o tym by nie walczyć z myślami: czy dam radę? Może będzie lepiej? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja dopiero 2 tygodnie, ale bywa nielekko 😄 Zwłaszcza, gdy jestem głodna, a ja tkwię w długiej kolejce z jedzeniem na obiad :D. Ale rozpoznaję te mechanizm i bardzo się przed nim bronię. A jeśli na prawdę mam ochotę na coś słodkiego, to wciznam jabłko, albo orzechy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Witam. U mnie jest tak, że nawet jak mam zdrowe zastępniki to w momencie głodu słodyczowego i tak muszę napchać się słodyczami. Wiem, że to paskudny nawyk, który powinnam zastąpić innym. Znaleźć alternatywę na to co dają mi słodycze. Czyli pocieszenie w smutku, rozluźnienie w stresie lub poddenerwowaniu albo w momencie nudy. Pracuję nad tym, ale póki co słabo mi wychodzi, bo to słodkie jest latami zakodowane i często pod ręką. A nawyk ma swoją paskudną moc i siłę. W necie znajduję wartościowe artykuły, które są dobrymi wskazówkami dla mnie do pracy nad głową. Polecam tym co w potrzebie stronki takie jak drlifestyle lub wiemcojem. Otwierają oczy na mechanizmy, które nami rządzą, gdy jadamy kompulsywnie i dają konkretne wytyczne. Ja pracuję nad sobą. Fakt, podjadam. Zwłaszcza wieczorem. Ale odhaczam też zdrowe nawyki. Pół godziny rowerem. Woda. Pokrzywa. Pobyt na powietrzu i na słońcu. Krzątam się i sprzątam dom. Ogarniam się z pracą, aby nie mieć zaległości, bo mnie frustruje, że ciągle coś nowego dochodzi. Mam nadzieję, że nawyk zajadania emocji wyplenię. Taki mam cel.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No to może jak masz napady to chociaż wybierać mniejsze zło? Gorzka czekolada zamiast mlecznej, tak jak pisałaś ostatnio sorbety, krem z daktyli jest fajny smakuje jak tofi 😉 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

U mnie nadal kiepsko. Dużo czytam i analizuję swój problem pod kątem nawyku, pod kątem uzależnienia i niby są to jakieś wskazówki. Ale jak co do czego to już klapa! Zdrowe przekąski nie dają już rady. Jestem zafiksowana i to dobre określenie na moje obżarstwo. Wieczorem analizuję porażkę i z niby racjonalnie planuję, że jutro się nie dam. A każde ,, jutro" wygląda tak jak dziś. Po obiedzie mam świadomość, że nie powinnam i mimo to w ciągu kilku sekund otwieram szafkę i wyciągam z pudełka wafelki w czekoladzie. Nawet nie mam szans, żeby to racjonalnie zatrzymać, bo w ciągu kilku tych sekund sumienie przechodzi z ironicznym uśmieszkiem do obżarstwa. Połykania pięć wafelków, potem drugą porcja. Jabłko i czerwoną herbata aby zamaskować wyrzuty sumienia. Spacer. Potem garść rodzynek. Pomidorki z solą na kolację. Serek wiejski z dżemem. Szklanka wody albo dwie dla zdrowotności. O ironio! Resztka wafelków i rodzynki już w brzuchu. Jestem nałogowcem? Najczęściej wzywam przed tv. Nuda? Napięcie? Oglądam jakiś program i bezwiednie coś pochłaniam. Kiedyś przy pochłanianiu słodyczy bałam się czy nie jest to krok do bulimii, bo może wymioty zapobiegły by u mnie tyciu? Teraz też jestem pełna takich obaw. Utyłam od lata 3-4 kilo. Nie potrafię sobie sama poradzić, a to dziwne, bo ostatnio mam mniej stresu, albo pomaga serotonina. A ja mimo to jestem na dnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Jestem uzależniona od słodyczy. Słodycze to mój nałóg. Codziennie muszę (nie potrafię się powstrzymać) wsunąć porcję słodyczy. Wczoraj w domu pojawiła się nowa dostawa, której nie byłam autorką. I płynnie odsunęłam postanowienie odstawienia słodyczy. Wrąbałam prawie pół tabliczki gorzkiej z wiśniami i 3-4 ciastka przekładane kremem. A! Najpierw była po obiedzie wielka babeczka z lukrem i serkiem w środku. Od kilku dni po obiedzie jem głównie słodycze. Kolację chapsnę i dojadam słodycze. Jestem nieporadna. Staram się jeść owsiankę ze zdrowymi dodatkami i kanapki z wykładów lub pastą wege. Staram się wplatać w codzienność zdrowe rzeczy. Jak odstawkę cukier to organizm nie będzie taki zabiedzony. Moje newsy z ostatniej lektury to fakt, iż jedną molekuła cukru pochłania chyba 54 molekuły magnezu. I choć w owsiankę mam słonecznik i dynię, a kaszę gryczaną jem często to wrócę do magnezu. Chrom nie pomógł. Jadłam niesystematycznie, ale ponoć może być przesadzona jego skuteczność. Muszę więcej pić wody, bo ostatnio piję głównie zieloną i czerwoną, a wody mniej. Nie mam też zdrowych przekąsek. Jabłka chyba nakręcają mi apetyt a nowa dostawa jest. Drugi niusik to taki, że pakując w siebie słodycze trzeba pamiętać o błonniku! Razowy chlebek chrupki podjadam, więc oki. Niestety ćwiczenia wciąż planuję. Klapa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Czas mija, a u mnie bez zmian. Słodycze nadal górą. Jak w domu brak słodyczy to jem słodkie zamienniki: pieczywo chrupkie z miodem, albo odsmażany chleb z dżemem z porzeczki. Nawyk podjadania słodyczy w zakamuflowanej formie. Zastanawiam się nad przyczyną mojej sytuacji. Pierwsze to być może tak już mam, czyli nawyk trwa już lata, a teraz jak w powiększonym szkle widzę jego zgubne efekty, bo zaczęłam tyć i to jak nigdy dotąd. Przekroczyłam wagę najwyższą jaką miałam czyli 67kg przy wzroście 167cm. Po drugie być może mój stan to pokłosie menopauzy, kiedy hormony szaleją i nie potrafimy zapanować na wieloma sprawami. Gdzieś przeczytałam, że w tym czasie najmniejszy wysiłek fizyczny wywołuje apetyt. Że czasem naszą wola przegrywa z hormonami. Trzecia sprawa to nie wiem już na pewno, czy to tylko słodycze, czy wogóle za dużo jem. Bo i za dużo jabłek też może tego cukru dostarczyć organizmowi. Jedyny pewnik jaki mam to ten że nie mam żadnej aktywności fizycznej. Zaczynam więc wdrażać nawyk ćwiczeń rozciągających i skoków na skakance/na razie śmieszne minimum/ i przejażdżki na rowerze. Może uderzę w problem od innej strony? Zamiast dręczyć się nałogiem cukrowym ruszę się z kanapy. Wiem, że kalorii od razu nie wybiję, ale może podniosę endorfiny i odzyskam silną wolę, motywację. Przez jakiś czas będę notować moje posiłki, aby unaocznić sobie ilość cukru w ciągu dnia. Dziś owsianka bez cukrowych dodatków. Duże jabłko. Cukierek czekoladowy i batonik z alkoholem. Obiad pół udka i surówka z kiszonej kapusty z odrobiną rzodkiewek, zielonej pietruszki i szczypty ksylolitu. Ćwiczeń Zero.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Słodycze górą. Ale pojawiło się światełko, no iskierka w tunelu. Od dłuższego czasu jestem swoim prywatnym ,,coahingiem''. Czytam sporo na tematy związane z głodem słodyczowym: kompulsywne jedzenie, bulimia, żarłoczność, nawyki i inne. Drążę temat. Notuję ,,inspirujące" myśli i teksty. Staram się to uporządkować i odnaleźć dla siebie ratunek. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Sobota. I to słoneczna. Super sprawa. Zanim wyjdę na powietrze poświęcam chwilę na analizę swoich notatek i przemyślenia co do słodyczy i moich problemów. Myśl na dziś jest taka, że ideałem byłoby, gdybym doszła do takiego stanu, że nie muszę odmawiać sobie słodyczy, nie muszę ich odstawiać, nie muszę czuć się winna, że złamałam postanowienie, że popłynęłam ze słodyczami i odleciałam na słodkim haju. NIE MUSZĘ. Są ludzie, którzy mają neutralny stosunek do słodyczy, mówią, że ich słodycze nie ciągną. I to byłyby dla mnie idealny stan. Zjadam raz na jakiś czas, zjadam większą porcję z jakiejś okazji a na co dzień nie muszę. I nie ruszają mnie reklamy słodyczy, nie skręca mnie jak ktoś przy mnie zajada się smakołykami. A nawet z politowaniem troską patrzę na tych, którzy pochłaniają, pakują w siebie kilogramy sztucznych, chemicznych, uzależniających, niezdrowych słodyczy i nawet nie wiedzą jaką sobie robią krzywdę. Mam tego świadomość, ale wiem, że nie mam prawa krytykować. Druga myśl na dziś jest taka, że jestem przykładem kompulsywnego objadania się , pominę czym, bo za dużo już tego słowa, i nie kontroluję tego stanu. Trzecia myśl jest taka dbać o regularne, wartosciowe posiłki i pić wodę. Piję też sporo czerwonej herbaty, bo moja waga poszła w górę bo po czekoladowym zastrzyku zakorkowały mi się chyba jelita. Słodycze. Rozkminiam przyczynę. Rozkminiam sposób, żeby z tego wyjść. Na ten moment jestem dobrej myśli. Wczoraj kupiłam gumę miętową. Wiem chemia. Ale muszę mieć zamiennik w razie kryzysu. Wczoraj kupiłam inną miętową gumę, niż ostatnio i chyba odebrała mi apetyt. Wczoraj zero słodkiego. Zobaczymy. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Zjadłam wczesną kolację. Tłusto było. Do tej pory nie było słodyczy. Jedynie przed obiadem chapsnęłam mały jogurt z borówkami i dwa razy gumę. Myślałam, że najtrudniejsze będzie walczenie z samą sobą i powstrzymywanie się podczas napadu. Ale póki co problemem jest ucisk w głowie i dziwne samopoczucie. Ponieważ to pora napadu głodu to pójdę poskakać na skakance i umyjemy włosy. Leżenie przed tv jest jakimś zapalnikiem do podjadania. Zatem zmieniam przebieg dnia. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Początki są najtrudniejsze, jak mi siostra mówiła że dam radę to mnie tylko wkurzało... wszystko mnie wkurzało, ale po kilku dniach przeszło i było tylko lepiej 🙂 Trzymam kciuki za wszystkich próbujących 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Zuniedzielka, dzięki za pozytywne słowa. Początki są trudne i to na wielu polach życia. W pracy z uzależnieniem jest wiele czynników, które dodatkowo ją utrudniają. Wiele i to różnych, w zależności od osoby, trzeba odkryć co w naszym przypadku jest źródłem i przeszkodą. Myślę, że u mnie jest to nawyk, który wyrobiłam sobie, pomijając teorię o wpływie gadziej części mózgu, przez lata swego życia, gdy wyciszałam emocje właśnie na słodko. W domu miałam też wzór smakosza, który uwielbiał łakocie i miałam wrażenie, że to jest ekstra przyjemność i frajda. W tamtych czasach niewiele było przyjemności w życiu. Co do nawyku to bardzo trudno odwrócić ten proces. Trzeba zauważyć i przepracować to co z nami się dzieje. I jak przy każdej zmianie, to z własnego doświadczenia wiem, warto tak na boku robić fajne rzeczy dla siebie. Nie czekać, aż się schudnie tylko zadbać o swoje potrzeby, ciało, duszę czy psychikę. Ja walczę ze słodyczami, ale wiele informacji zdobyłam i wdrożyłam zmiany do swojego sposobu gotowania, wybierania produktów. Nie słodzę herbaty. Nie piję słodkich napojów. Unikam alkoholu. Odstawiłam kawę. Wybieram zdrowe przekąski. Stosuję zdrowe same w sobie produkty, jak zieleninę, orzechy, oliwę. Tym sposobem mam dobre podłoże do zmian, słodycze mają przeciw wagę w postaci zdrowego odżywiania. Moje ciało woła help. Boczki i fałdy, ale nie czekam na utratę kilosków 😉 tylko robię pilingii i dbam o skórę (oki tu muszę się poprawić). Poza tym ruch, ruch i jeszcze raz ruch! Nad tym pracuję, małymi krokami, ale wiem, że jest to priorytet. I nie dla spadku wagi. Tylko dla zmiany, dla odnalezienia nowej, zdrowszej alternatywy i zamiennika dla słodyczy. Słodycze dają mi endorfiny, podnoszą serotoninę. Więc ruch, wysiłek fizyczny, praca, żeby się spocić może taki stan również wywołać. Nie mam jeszcze swojego sporu. Jestem na etapie: ja to zazdroszczę innym. Tym co jeżdżą na nartach, na łyżwach, na rolkach. Tym co biegają. I już nie śmieję się z tych co chodzą z kijkami. Pracuję na jazdą na rowerze. No trzeba pracować, żeby pokonać często wyimaginowane, trudności. A to, że nie mam siły, kondycji czy zdrowia. Albo że kogoś zaatakowały psy. A to że samotna jazda jest niebezpieczna. Albo że w sumie te moje 6 czy 8 km to jest śmieszne, kumpela jeździ po 30. Jednak warto pomimo tych dylematów ruszyć się i już! Ponadto w pracy z nałogami i nie tylko warto czytać również w necie psychologiczne artykuły. Wiele wskazówek i porad można znaleźć w książkach i necie. Można skorzystać z mailowej czy skaypowej terapii. Warto znaleźć choćby motto, czy złotą myśl, która trafi do nas w tym momencie i da inspirację do zmian. Co do słodyczy to mam pauzę. Zatrzymałam kompilację i przymus zjadania słodyczy. A w szufladzie leżą. Schowałam je na znak tego, że to dla gości a ja ich nie jem. Jako zamiennik zjadam jourciki z owocami, takie z kulturą bakterii, suszonego banana, gumę miętową i marchewkę. Pilnuję posiłków i piję, oprócz herbat, sporo wody.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Jest ok. Wczoraj trzymałam się swoich wytycznych. Ale wieczorem były dwie lampki czerwonego wina i ciasteczko z bakalii, które wsunęłam w siebie bezwiednie przez zapomnienie. I to było ok. Bo nie była to kompulsja a raczej odruch w momencie miłego spotkania, bo miałam niespodziewanych gości. Bez wyrzutów sumienia poprzestałam na jednym ciasteczku. Dziś też jest oki. W sklepie obejrzałam półkę że słodkościami i nic nie wybrałam. W domu zjadłam tylko małą bułkę z budyniem. Widok słodyczy w szafce, bo dla gości je wyjęłam wczoraj z szuflady, trochę mnie kusił. Pomyślałam, że nadal istnieje ryzyko, że rzucę się na nie w którymś momencie. Ale zobaczymy. Dziś guma , woda i herbata czerwona wieczorem. Do południa owsianka, serek wiejski i w południe owa bułeczka. Na obiad bigos z chlebem. A kolacja 3 kromki razowego z awokado i szczypiorkiem. No i trochę więcej ruchu. Grabienie liści. Truchtanie za psem na spacerze. Czyli pracuję nad zmianą nawyku podjadania słodyczy poprzez zdrowsze przekąski i wodę a także szukam endorfin w wysiłku fizycznym i satysfakcji w pracy. Myśli na dziś. Pierwsze to taka, że czasem trudno ruszyć że zmianą choćby dlatego, że nie jesteśmy w sprzyjającej kondycji fizycznej lub psychicznej. Ale to nie może być wymówką do odpuszczania. Trzeba próbować. Próbować trzeba, bo nie wiemy kiedy otworzy się dla nas to okienko sprzyjających okoliczności. A może to nastąpić już dziś, albo już jutro. Ja się jakoś wstrzeliłam, bo parę dni temu kompulsje tak mnie targały, że myślałam nawet, iż bulimia będzie jedynym ratunkiem dla mnie przed dalszym tyciem. Ratunkiem? Szok, ale tak mi przez myśl przeleciało parę razy. A teraz minęła mi myśl sprzed paru lat, że kiedy chudnę to czasem jest to efekt choroby. I wtedy moja dusza mówi, co tam szczupła figura, wolę trochę ciała i żyć! Trzecia myśl związana jest z kanapą, pośrednio, bo często relaksuję się na niej przed tv i oglądam, o ironio na uwielbieniem programy o ludziach walczących z nadwagą. Ja na kanapie, jestem ekspertem i sędzią na jednym dla tych, którzy zrzucają kilogramy. No, irytuję się że są takimi słabeuszami gdy coś im nie wychodzi, albo cieszę się, gdy wchodzą na wagę i jest sukces. I teraz najciekawsze, to to, że program trwa godzinę a przecież praca jaką w to wkładają trwa, ciągnie się miesiące. Więc bez pracy nie ma kołaczy. A drugie więc mówi mi, że na otyłość, nałogi i nawyki pracujemy latami. Latami. Więc trzeba zejść na ziemię i mieć świadomość, że zmiany wymagają czasu. Odkręcanie tego co ciągnęło się latami musi trwać również dłużej. A czasem powinno i może być zmianą, zdrową zmianą na całe życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Jest dobrze. Środa bez słodyczy. Czwartek póki co również. Na widok słodyczy zapala mi się czerwona lampka i pilnuję się, aby odruchowo nie sięgnąć po słodkość. Częstowana bez problemu odmawiam. Gdzieś słodkie kęski przemykają, jak słodki mini jogurcie czy niepełna szklanka napoju. Słodyczy zero. Czuję ulgę, ale mam świadomość, że może nadejść kryzys. Tym bardziej, że po takim ciągu słodyczowym, paru tygodniach codziennego pochłaniania, nagle i jakoś w miarę łagodnie odstawiłam to co mnie męczyło. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Niedziela. 24 listopada. A od 15 listopada zero słodyczy. Tak sobie pracuję nad sobą. W sumie to nie planowałam odstawiania słodyczy i odliczania kolejnych dni bez nich. Chciałam przerwać cug słodyczy, bo targały mną obawy, że to kompulsja, która mnie wykończy. Brak hamulców w codziennym zjadaniu porcji słodyczy. Przytyłam sporo. Pojawiła się otyłość brzuszna. Chociaż nadal BMI mam prawidłowe to oponka na brzuchu zagraża mojemu sercu, mówi, że cholesterol w górze.      A mając w pamięci zmiany hormonalne, jakie podczas menopauzy buzują i pustoszą organizm wiem, że żarty się skończyły. Jak się nie ogarnę teraz to już po mnie. Problemy, które były i te nowe, z którymi słabo sobie radzę. Nawyk wyciszania się słodyczami. Zajadania nudy. W całości daje to nieciekawy obraz, a nawet dołujący i zły. Tak źle to nie było. Organizm buzuje, więc nie wiem czy moja wola i próby zmian wystarczą. Dlatego, choć nie planowałam słodycze nadal w podstawce, czyli zero słodyczy.  Wcześniej dołożyłam więcej ruchu i jestem na obrotach, bo dodaję sobie zadań do wykonania. Ostatni tydzień, chłodniejszy, pokazał, że zimno i krótki dzień źle na mnie działają. Mniej roweru, mniej spaceru. Ćwiczenia? Zero. No, tylko truchtanie za psem. Na plus to picie wody i herbat. Pilnowanie posiłków, aby nie dopuścić do apetytu na słodkie. Pracuję nad główką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

Wieczór. Przede mną próba. Mam doła psychicznego. Nie wiem, jak ukoić głęboki smutek i żal. Słodycze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1 2 3

W niedzielę wieczorem popłynęłam. Stres. Dołek psychiczny. Na szczęście miałam nieco zdrowszą wersję słodyczy. A tych typowych odmówiłam sobie. Nadal wspieram się gumą do żucia. Okropność taka guma. Świństwo wręcz. Ale przynajmniej nie pakuję w siebie tyłu kalorii i tele chemii co zwykle. Rzucie gumy jest substytutem tego co dają słodycze, bo w pewnym stopniu dają możliwość rozładowania jakiegoś napięcia. Czyli nawyk podjadania nadal jest. Czyli nie mam jeszcze innych metod na rozładowanie, zajęcie się gdy jestem znudzona czy zmęczona. Praca przede mną. Ale wdrażam się do pilnowania posiłków. Czasem za dużo biorę jedzenia do pracy i przynoszę część z powrotem do domu. Pilnuję nawadniania. Ważne, gdy mam chętkę na słodkie, myślę o tym, czy to nie pora na posiłek, albo czy nie trzeba wypić wodę lub herbatkę zieloną lub czerwoną. Zaczęłam też więcej działać i zamiast leżeć przed tv wyznaczam sobie robótki. No, zwalczam lenia, bo kiedy na dworze szaro i ciemno, a człowiek zmęczony to najszybciej i najprościej jest otoczyć się poduszkami i gapić się w tv. Oglądanie czyjegoś życia wciąga jak cholewa. Yes. I nawet jak to tylko czyjś ogród, remont, operacja zmniejszenia żołądka to jest równie puste, jak większość programów w tv. Dlatego z tym też chcę zrobić porządek. I energię, którą zyskam przeznaczyć na COŚ co mnie rozwija, a nie uwstecznia. Dobra, programy o grubaskach zostawiam sobie, bo mam przy nich czas na refleksję i liczę, że jakiś okruch motywacji na mnie spłynie. Albo pomysł jak nie zmarnować życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×