Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Jak odmówić. brat, chłopak, przyjaciel.

Polecane posty

Gość gość

Witajcie, Pierwszy raz założyłam konto w takim miejscu i nie bardzo wiem, czego się spodziewać. Proszę nie tylko o poradę, ale o wysłuchanie mnie, bo mam wrażenie, że nikt dawno tego robił. Mam na imię Amelia, Mela. Mam 26 lat. Wszystko zaczęło się dokładnie jedenaście lat temu. Byłam nastolatką, a raczej zaczynałam nią być, wchodziłam w gorący okres buntu. Wpadłam w złe towarzystwo. Alkohol, papierosy, narkotyki, petting, seks. Moje różki były coraz większe, do tego stopnia, że moi rodzice stracili całkowicie nade mną kontrolę. Nie pomagały szlabany, krzyki, płacz matki, jej błaganie. Uciekałam z domu, opuszczałam szkołę, znikałam na całe noce, raz przyprowadziła mnie policja. Rodzice stracili cierpliwości i chyba chęci. Mój brat mieszkał wtedy w dużym mieście, oddalonym od domu o prawie 150 km. Wysłali mnie do niego. Byłam wściekła, twierdziłam że rodzice wyrzucili mnie z domu, bo chcieli mieć święty spokój. Nigdy nie dogadywałam się dobrze z bratem, wręcz go nienawidziłam. Jest ode mnie starszy o osiem lat. Od kiedy pamiętam, Antek był sportowcem. No wiecie, dyscyplina, motywacja, ćwiczenia, wola walki, 'wymagajmy od siebie nawety gdy inni tego nie robią'. Próbował mnie wyszkolić i zrobić ze mnie jego kopię. Nakładał na mnie obowiązki, karał za przewinienia, upominał, stworzył nawet regulamin. Za wszelkę cenę chciał mnie utemperować, ale ja nadal się stawiałam. Kłóciliśmy się jeszcze bardziej niż zawsze, często wyzywałam go od najgorszych, szarpałam go, opluwałam. Parakrotnie, w sytuacjach gdy zaczynałam np. rzucać go naczyniami, potrafił mnie uderzyć. W tamtym okresie nikogo bardziej nienawidziłam niż mojego własnego brata. Dlaczego nie uciekłam? Mój brat miał kumpla, przyjaciela, bratnią duszę, Matiego. Mateusz był całkowicie inny niż Antek. Ciepły, otwarty, uśmiechnięty, fajny facet i kumpel. Jedyny miał na mnie jakiś wpływ. Trochę się uspokoiłam, spokorniałam, ale moje stosunki z bratem nie ulegały zmiany. Dziwiłam się, dlaczego taki wspaniały człowiek, jak Mati może spędzać czas z kimś tak mało wartościowym, jak mój brat. Dzisiaj nie jestem w stanie określić, czy byłam zakochana w Matim, czy może była to tylko fascynacja lub wdzięczność. To, co się wydarzyło dziesięć lat temu, śni mi się po nocach. Była ósma godzina, parę minut po. Usłyszałam telefon mojego brata. Dzwonił, dźwięk męczył moje uszy. Potem był krzyk. Wstałam z łóżku i poleciałam do kuchni. Mój brat - silny, zdeterminowany, waleczny - siedział na podłodzę i płakał. Nie, on nie płakał. On wył przeraźliwie. Zawodził. Na początku myślałam, ze to coś z jego dziewczyną lub rodzicami, naszą siostrą. Uklęknęłam obok niego, złapałam go za ręce. Błagałam, żeby przestał płakać i powiedział, co się stało. Cały drżał. Ja też. Pomiędzy szlochem usłyszałam, że Mateusz miał wypadek, że nie żyje. Świat się zatrzymał. Nie wiem, jak długo siedzieliśmy na tej idiotycznej podłodzę. Wiem tylko, że ciągle dzwoniliśmy do Mateusza, ale on nie odbierał. Cisza, kompletna cisza. Nie wiem, które z nas zadzwoniło do taty, około południa zabrał nas do domu rodzinnego. Każde z nas płakało w swoich pokojach. W nocy, może była to druga godzina, wyszłam z pokoju. Nie pamiętam po co - do łazienki, po picie, jedzenie. Naprawdę nie wiem. Zatrzymałam się obok pokoju Antka. Nie spał, słyszałam jak oddycha, jak płacze. Weszłam tam. Nie powiedziałam nic, on też milczał. Położyłam się obok niego i po prostu go przytuliłam. Pierwszy raz od wielu, wielu lat. Od tamtego dnia ja i mój brat jesteśmy nierozłączni. Mieszkamy razem, pracujemy razem (skończyłam takie studia, żeby móc z nim pracować), ćwiczymy, mamy tych samych znajomych i zainteresowania. Praktycznie żyję jego życiem, powielam jego decyzję, bo boję się sama decydować czy wybierać. Wierzę, że każda śmierć ma jakiś sens, coś oznacza. Czasem myślę, że śmierć Mateusza połączyła mnie z Antkiem czymś nierozrywalnym. To inny poziom miłości między bratem i siostrą. Trudno to opisać słowami. Bez jednego nie byłoby drugiego. Może dlatego, że w tamtej chwili, dziesięć lat temu, tylko my byliśmy w stanie się zrozumieć wzajemnie. Kocham go, nad życie, nad wszystko. Tylko ja mam, na litość Boską, 26 lat. Oprócz pracy, nie mam niczego. Nie, przepraszam, mam. Poznałam mężczyznę. Długo na mnie czekał, długo rozkochiwał mnie w sobie. Udało mu się, jesteśmy razem już ponad rok. Mój brat go lubi - to najważniejsze. Tylko pojawia się teraz problem. On propunuje mi przeprowadzkę do niego, a ja sobie nie wyobrażam tego. Nie wyobrażam sobie opuścić mojego brata, jego rodzinę i dom. Chociaż mieszkałabym od niego tylko 30 km, ja tego nie widzę. Nie wyobrażam sobie popołudnia bez wspólnej kawy, lata bez wspólnych wakacji, niedzieli bez spaceru... Przeprowadzka to kolejny etap związku, potem jest narzeczeństwo, ślub, dzieci, ŻYCIE. WŁASNE. Boję się, że mój brat gdzieś mi się wymknie, oddali się. Nie przeżyłabym tego. Jak mam odmówić Bartkowi tak, żeby go nie stracić? Kocham go, bardzo, nie chcę, żeby odszedł ode mnie przez to, że kocham brata. Co ja mam zrobić? Czy ja zmarnowałam życie? Liczę na jakąś odpowiedź i pozdrawiam, Mela.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Niech ktoś streści, bo tak je/bitnego tl;dr to dawno nie było.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mela,jesli warunki mieszkaniowe na to pozwolaja to moze niech sie Twoj chlopak na jakis czas do was wprowadzi?Moze brat sam zacznie Cie namawiac na opuszczenie gniazdka?moze w ten sposob byloby Ci latwiej zaczac nowe zycie?chlopakowi mozesz wytlumaczyc w czym rzecz.tak na marginesie to sie prawie poplakalam,tez bylam kiedys na dnie...i nie,nie zmarnowalas zycia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×