Gość gość Napisano Wrzesień 24, 2015 Dziwny tytuł ale przeczytajcie całość ... W wieku 17 lat zakochałam się czy też z auroczylam chłopakiem... był starszy o rok... miał skończone 18. Poznaliśmy się przez znajomych. Spędziliśmy całe wakacje razem. Był po rozstaniu więc nie chciałam się w to ladować. On był bardzo wrażliwy taki wyjątkowy.. Od pierwszego spojrzenia mi sie spodobał. Poznałam przypadkiem jego rodzinę, polubili mnie bardzo. Zawsze byl dla mnie wsparciem. W tej swojej wrazliwosci byl taki meski. . . Wspolne ogniska ,dlugie spacery , wspolna praca. Wszystko co razem, nawet milczenie dawalo radosc. Mielismy mnostwo wspolnych kawalkow , ktorych slucham do dzis. Potem sierpień,końcówka... podjal decyzje ze przeniesie się do mojej szkoły. Chodziliśmy tam codziennie razem rano i wracaliśmy. Potrafił czekać 3h albo wyjść wcześniej i iść ze mna (dojezdzalismy ) gadać całą noc ,cała dobę. Nawet gdy kiepsko sie czul , nie zasypial, specjalnie czekał iles godzin aż wstane , przyszedl osobiscie zeby mi to powiedziec i przeprosic ze jednak nie idzie do szkoly czy gdzies indziej- a mial 4km... chodzil na pieszo. Któregoś dnia nie przyszedł choć jeszcze wieczorem pisał a kilka dni wcześniej jakoś tak dlugo mnie tulil na pozegnanie i inaczej patrzyl. To bylo w piatek. (Mrozny marcowy ranek , odprowadził mnie i pojechał do lekarza 350km od nas. Pisalismy smsy , zapytal czy wrocilam po szkole i czy ktos mnie odprowadzil, choc tego nie wymagalam. Sam sie troszczyl. )Dalo mi to do myślenia ,ale nie rozwodzilam się nad tym. Mam dobrą intuicję a wtedy nic , jakbym miała klapki na uszach i oczach... w poniedzialek nie odbieral , nie odpisywal. czekalam godzine czy poltorej , W koncu sama poszlam na autobus. Pomyślałam ,ze może spi? Dobijalam sie do niego jeszcze po 9. Mielismy wtedy wf, nie cwiczylam bo bylam chora. Potem lekcja z wychowawczynią. Opieprz za spóźnienie i telefon.. odebrała. Spowazniala i wyszla z klasy. Wszyscy ciekawi , więc cisza , kilka osób stało pod drzwiami i słuchało. Nagle grobowe miny ,pozostali pytają - o co chodzi?co jest? Weszła wychowawczyni... Z powagą prowadziła lekcje i nic nie chciała powiedzieć. Po około 10 minutach zaczęły przychodzić sms-y. Najpierw do Jacka , jego dobrego kumpla. Potem do Aski,Moniki i w końcu do mnie. Wiedziałam że coś jest nie tak, jeszcze nie wiedziałam co... jak zobaczyłam wiadomość myślałam że zacznę płakać I drzec się w nieboglosy . Na szczęście resztkami rozumu sie powstrzymalam , a moze to przez paraliż jakiego doświadczyłam. Autentycznie ciało mi zdretwialo, nie mogłam się poruszyć , nic zrobić ani powiedzieć. Trwało to kilka minut. Jak otepiala patrzyłam na wyświetlacz i nie mogłam uwierzyc ze moj aniolek nie żyje. Jeszcze przez kilka godzin myslalam ze to plotka , ze moze go usmiercili a tak naprawde lezy w szpitalu i moze mial jakis wypadek. Dzwoniłam, pisałam smsy ... nic. Głucha cisza. Co chwila smsy od innych , każdy mial swoją wersję , jedno laczylo; to, ze umarł. Nie , ze miał wypadek ale ze tak po prostu już go nie ma,ze to pewne, bo znaleźli ciało i policja jest na jego osiedlu. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach