Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Quarrie

Bezwarunkowa miłość??

Polecane posty

Gość Quarrie

Chciałabym poruszyć temat kwestii bezwarunkowej miłości do dzieci. Od razu informuję,iż matka nie jestem. Swoje lata już mam, ale nadal nie jestem przekonana do tego czy chcę albo nawet powinnam ta matka zostać. Z racji zresztą tego, że na dzień dzisiejszy jestem sama temat w ogóle mnie nie dotyczy. Natomiast Wy matkami jesteście i chciałabym od Was dowiedzieć się pewnych rzeczy, jesteśmy tu wszystkie anonimowe, więc liczę na tylko szczere odpowiedzi. Panuje ogólne naturalne przekonanie, że swoje dzieci kocha się bezwarunkowo czyli troszczy, dba o nie życzy jak najlepiej utrzymuje itd, itp. Kocha się bo dziecko jest nasze od początku, planowane czy nie w większości przypadków jednak chciane. Co jednak ze zwyczajnym lubieniem swojego dziecka za to jaka jest osobą? Tak obiektywnie. Czy można kochać ale nie lubić? Nie lubić bo dziecko nie jest zupełnie takie jak chcecie? drażni Was jego zachowanie,postępowanie, braki? Każda matka chciałaby żeby jej dzieci były urodziwe, zdolne, inteligentne.co jednak jeśli dziecko jest nawet poniżej przeciętnej? We wszystkim. Albo jeśli macie 2 dzieci i są skrajnie różne, jednym można się chwalić, drugie to porażka.czy da się wtedy żywic takie same uczucia? Dam przykład banków spermy, sama biorę to pod uwagę. Tam kobiety nie patrzą tylko na to czy dawca jest zdrowy, patrzą na jego cechy fizyczne,na ukończone szkoły, pasje. Im więcej reprezentuje sobą dawca tym jego sperma jest wyżej wyceniona. Nie mam tam myślenia ważne że będzie dziecko, będę je kochać bezwarunkowo.Chce się żeby dziecko było jak najlepsze. Podam przykład: w swoim życiu 2 razy obawiałam się o ciążę. W pierwszym przypadku byłam pewna, że bym usunęła. Zresztą wzięłam tabletki po, nie żadne poronne. Facet był przeciętny. W drugim facet przystojny, cudzoziemiec,po elitarnej zagranicznej uczelni, dobrze zarabiający, mający wiadomo dobre geny.Jego brat również przystojny i dobrze wykształcony,więc widać było że to rodzinne :)Mimo że groziło mi samotne macierzyństwo wiedziałam, że jeśli będę w ciąży to jej nie usunę bo i mam szanse na wysokie alimenty, a dziecko z dużym prawdopodobieństwem może dostać w pakiecie dobry zestaw genów, czyli w przyszłości mieć szansę na lepsze życie, dzięki np większej inteligencji czy atrakcyjnemu wyglądowi.I może wyda Wam się to obrzydliwe to wykalkulowalam, z którym facetem mój potomek mógłby być lepszy.Zresztą w naturze samice wybierają lepszych genetycz, silniejszych itd.Bo czy chcemy czy nie dzielimy się na lepszych i gorszych, może nie tyle ludzi ogólnie w znaczeniu gdzie nasz charakter liczy się najbardziej i to jak postępujemy w życiu. Mam na myśli nasze sukcesy, zawody, styl życia. Gdyby to nie było ważne, nie byłoby zazdrości, wyścigu,porównywania z innymi, podziałów. Co o tym myślicie w kontekście dziecka? I teraz najważniejsza cześć mojego postu!!!! Mam chrzesniaka, to syn siostry. Byłam w szpitalu w dniu w którym się rodzil, widziałam jak się wychowywał, baaa przez 2 lata robiłam za jego opiekunkę. Kochałam go jak własne dzuecko, no tak mi się wydawało. Było dużo czułości między nami, przytulanie się, mówienie kocham cie, rozmowy, wspólne spędzanie czasu. Kłótnie też, mój siostrzeniec jest charakterny, nie raz mnie wkurzal, ale odczuwalam z nim zawsze duża więź. Widzę od niedawna i boli mnie to że więzi już nie ma. On dorasta, 5 klasa podst. Nie jest już słodkim chłopcem, nie przytula się, nie szuka ze mną kontaktu, czasem nawet nie raczy się przywitać, bywa pyskaty, bezczelny. Potrafi mi dawalic że nie mam faceta albo dziecka a jego mama ma męża i jego. Ocenia mnie.ja się złapałam na tym, że zaczynam czuć niechęć do tego dziecka, drażni mnie, z przerażeniem stwierdzam że zaczynam nie lubić własnego siostrzenca.kiedyś byłam dumna, że jest taki ładny, rezulutny.teraz widzę że jest totalnie nieambitny, zbiera 2 już w 5 klasie, nic poza grami go nie interesuje. Książki są głupie, zajęcia dodatkowe też. Tylko komputer, koledzy i głupie odzywki.zaczynam czasem myśleć, że wychodzą u niego te gorsze geny od jego ojca który jest człowiekiem prostym, pozbawionym ambicji i w dodatku nieprzyjemnym gburem i to ocena obiektywna nie tylko moja. I zaczynam nieraz myśleć, że nie chciałabym takiego dziecka, że wolałabym dlatego wybrać jak najlepszego partnera na ojca żeby zminimalizować to zagrożenie. I tak wiem, że geny to jedno a wychowanie i otoczenie też ma duże znaczenie, ale np moja siostra starała się go zachęcać do nauki, aktywności , do tego żeby np poszedł na tańce, jakaś lekcje rysunku bo ma do tego zdolności. Zawsze jest nie, nie chce, to nudne. Czy jeśli moje dziecko będzie podobne będę czuć to samo? Ze nie spełnia moich oczekiwań? Ze nie mam z czego być dumna? Ze robi wszystko żeby jego życie było nijakie a ja chciałabym żeby moje dziecko miało lepsze życie niż ja?? Wiem, że sue pewnie mylę, ponieważ szczęście nie tkwi tylko w dobrym zawodzie, wyglądzie i osiągnięciach. I że często przecietni są bardziej szczęśliwi od tych niby lepszych, ale wiem też że powyższe kwestie są też ważne. Jakie jest zdanie wasze jako matek? Jak myślicie jak będziecie postrzegać swoje dzieci jeśli nie spełnia wcale waszych oczekiwań? Albo jeśli ich charakter będzie Wam nie pasować? Bo moja nierastajaca niechęć do siostrzenca wynika najbardziej właśnie z tego powodu jak się zachowuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zaraz mnie zlinczuja ale trudno, nikt niebwie jaka jest nasza sytuacja i co przeszlismy jako rodzina. Napisze tylko jedno: mozna kochac i jednoczesnie wrecz.nie cierpiec swojego dziecka. Mozna, kiedy dziecko cie wyniszcza. Kiedy sprawiaswoim zachowaniem, ze nie chce ci.sie.otwierac.oczu juz nigdy, przenigdy. I nie pisze tu o jakichs buntach dwulatka cczy innych p*****lach. W zwiazku z tym ze znamna pamiec teksty o tym, ze to rodzic jest odpowiedzialny za dziecko i to rodzic ponosi wine za wszelkie dziecka niedoskonalosci czy braki - nie.bede tu opisywac swojej historii. Odpowiadam jedynie, ze tak, jest.to.mozliwe i wcale nie jest to tak rzadkie jak sie wszystkim wydaje. Dziecko moze ci zrobic pieklo na zirmi, moze uczynic horror z.twojego zycia i jednak jakos instynktowanie nadal potrafisz je kochac. nikt kto tego nie przezyl, tego.nie zrozumie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Quarrie
Dzięki za odpowiedź. Czy teraz już jest lepiej??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kochac, a lubić to dwie rózne rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Quarrie
Cóż za rozwinięta wypowiedź, bardzo dużo wniosła i rozwiala wszystkie moje wątpliwości :-o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Oczekujesz rozwiania swoich watpliwośći??? Przecież ani nie znamy ciebie ani twoich dzieci, których nie masz... może się róznie ułozyć, ludzie kochają nawet chore i ułomne dzieci (a inni odchodzą, bo nie moga tego znieść, bo nie podołali, bo nie potrafią).... Nikt ci nie rozwieje żadnych wątpliwości - tylko ty możesz w konfrontacji siebie do innych, do zycia... a i tak stosunek do własnych dzieci może cię zaskoczyć tak pozytywnie jak i negatywnie... po prostu masz temat do przemyśleń, bo ty masz najwiecej danych o sobie... Ja się nie nastawiam, że dzieci maja spełnić jakies moje oczekiwania - to ja jestem dla nich, a nie one dla mnie (o tyle o ile, bo oczywiście każdy liczy, ze będzie z dzieci radośc i pożytek), ja je przywołalam na swiat, więc to ja je mam poprowadzić tak, żeby im na nim było jak najlepiej, że nie wszystko się uda, że się zmienią, że może niekoniecznie wyjdą na ludzi, a ja będe bezsilnie na to patrzec to takie ryzyko operowania żywym człowiekiem;) Trodno jest wypracowac postawe nie nastawiania się na, ale jest ona o tyle bezpieczna, że pozwala uniknąc niektórych rozczarowań.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nooo... faktycznie,kocha się bezwarunkowo. Tak to już jest. Moja córka mnie nieraz niesamowicie wkurza,ale generalnie lubię ją,bo ...jest fajna. ;) Natomist synek...ma dopiero niecałe 5 miesięcy. Jest nawet w miarę grzeczny,tzn. od urodzenia bardzo mało płakał,ładnie jadł,od 5 tyg przesypia noce... ale zaczęły się jakieś histerie przy jedzeniu,nie wiadomo czemu. Przy usypianiu czasem też pomarudzi. Niby się przyzwyczaiłam,nie jest tak źle,wiem,że wiele kobiet ma dużo gorzej. Ogarniam wszystko. A jednak jestem wściekła...dzisiaj pierwszy raz,przy własnie takiej histerii podczas jedzenia, wydarłam się do męża,że ma natychmiast przyjść i dokończyć to karmienie,bo mnie szlag trafi i to się źle skończy. Przyszedł,a ja wyszłam do innego pokoju ochłonąć. Chcę gdzieś wyjść- nie mogę,a jak już,to z dziećmi (córka już chodzi do szkoły,ale po południu mam 2 na głowie); mąż wychodzi gdzie chce i na ile chce. Czuję się jak w klatce. Zdarzało się,że przez 3 dni chodziłam po domu w piżamie i z nieumytmi włosami, wmuszałam w siebie łaskawie 1-2 kanapki na cały dzień i najchętniej upiłabym się do nieprzytomności- no ale przecież nie mogę,bo dzieci. :( Kocham synka,ale...jednocześnie czuję,że zabrał mi mnóstwo wolności,którą odzyskałam już przy 6-letniej córce. Wiem,że to nie jego wina. Bardziej obwiniam męża o brak pomocy i lekceważenie wszystkiego i argument "Bo ty jesteś matką." Krew mnie zalewa. Już niejednokrotnie straszyłam,że w końcu nie wytrzymam i spakuję się ,i pojadę gdzieś na kilka dni. SAMA. Póki co,straszę. Ale czuję,że jeśli nic się nie zmieni,to faktycznie któregoś dnia wstanę o 5 rano,spakuję parę rzeczy i pojadę gdzieś w p**du....chociaż na weekend.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Można można. Ją tak mam. Dwoje dzieci 5 i 2 l. Starsze od ur wymagające wiele. Czasu, cierpliwości, siły. Wieczny ryk (slynnych kolek akurat nie bylo) rzyganie,smród, diety rozszerzyć nie szło bo rzyg. Koszmar, czyli refluks jakiego nawet lekarze się wystraśzyli. Nieważne, było minęło. Dziś jest (powiedzmy) normalne. Za to meeega upierdliwe, roszczeniowe, pyskate, fałszywe ach można by wymieniać. Po prostu nie da się lubić w moim odczuciu. Ją nie lubię. Mąż wydaje mi się że też już ma dość choć nie mówi wprost. Dziecko sprawia problemy co odbija się na stosunkach między pozostałymi. Drugie dziecko- również charakterne, też wymagające bardzo za niemowlaka, potrafi strzelić fochy itd ALE potrafi ot tak sobie przyjść, przytulic się, buzi dać, powiedzieć że kocha. Dwulatka. I jej skolei nie da się przez to nie lubić. Tamtej jest stałe w tylko źle,dosłownie. Ktoś powie że zazdrość ale nie,ona taka była od zawsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Quarrie
No tak, ale tu jest inna sytuacja. Kochasz syna, ale jesteś przemęczona bo potrzebujesz również czasu dla siebie i przestrzeni. To wszystko normalne, nigdy nie myślałam że matki mają niekończąca się cierpliwość i nigdy nie mają dosyć. Tylko, że ja miałam na myśli kiedy dziecko jest już starsze, w wieku szkolnym itd, w miarę z ukształtowanym charakterem,a Ty przykładowo jako matka go nie lubisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeszcze ją z 19.55 właśnie im ona jest starszą łapie się na tym że jest coraz gorzej, bardziej nie lubię. Tego nie umie zrobić tego nie spróbuje nawet. No masakra jak dla mnie. Sama rok temu wnioskowała o diagnozę w PPP bo jak dla mnie ona była i jest poniżej poziomu odpowiedniego dla swojego wieku. Poza tym miaczu wszędzie o wszystko. Kredką spadnie ryk, młodszą jej cvos weźmie ryk, chusteczką jest sory osmarkana ryk itd itd Brrr Dobrze że już spi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Quarrie
Pytanie do autorki ostatniej wypowiedzi: czy jesteś w stanie odp że pierwsze dziecko kochasz mniej niż to drugie? Czy uważasz, że traktujecie je tak samo? Hm, tak zaczynam myśleć że miłość bezwarunkowa to mit albo zdolni są do niej tylko niektórzy. Ja bynajmniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Na pewno "wolę" bardziej te młodszą. Jest bardziej taka moja, choć też nieraz potrafi odwalac. Jednak jej jakoś łatwiej wybaczam te grzeszki. Na swój sposób te starszą kocham no bo dbam o nią ( może emocjonalnie mogłoby być lepiej no ale cóż), jestem w ważnych momentach itd itd nie chciałabym żeby coś jej się stało, interweniuje jak ktoś wobec niej coś nie tak robi. Ale póki co lubię ją mniej. Więcej nawet, otwarcie o tym w domu powiedzialam .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Sorka za byki, "poprawia" mnie słownik. Szkoda tylko że niepoprawnie :p a poprawianie zajmuje więcej niż cały post

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Quarrie
Jest jeszcze małym dzieckiem, zapewne się zmieni. Mój siostrzeniec w wieku 5 lat był uroczy grzeczny i kochany a teraz rozkapryszony,roszczeniowy gowniarz, aż przykro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jest też w takim wieku, że to dośc naturalne, równie dobrze moze mu przejśc za kilka lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiem że się może zmienić. Tym bardziej że nawet jeśli nie sama z siebie to za sprawą starszej. Bo nauczycielkę ma świetną :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Quarrie
Haha, miałam na myśli, że starsza 5 latka się zmieni na lepsze. Daleka jestem jeszcze od dolowania Ciebie. Co do tej bezwarunkowej miłości widzę jak postrzegam ojca, jako dziecko go kochałam, teraz wręcz nim gardze. Ma wysokie mniemanie o sobie,a nic w życiu nie osiągnął poza może tym, że kiedyś był sportowcem i ma kilka medali z młodości. Poza tym bywa niemiły, wredny.Widzę że on nie lubi mnie. Kocha, wiem to. Ale nie lubi, nigdy za nic mnie nie chwalił za to uwielbia mnie dolowac mimo,że uważam że jestem od niego inteligentniejsza, mam szersze dużo horyzonty. Tak więc daleko nie muszę szukać, mój ojciec mnie nie lubi.Co do matki z całą pewnością woli ona siostrę. W sumie dobrze, że mamy przyjaciół i partnerów życiowych, przynajmniej tu możemy dokonać wyboru, rodziny niestety się nie wybiera, ani rodziców czy rodzeństwa ani dzieci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Oby na jeszcze gorsze się nie zmieniła. Bo póki co, póki jest mała panuje (w miarę) nad nią. Co do bezwarunkowosci... Hmm bezwarunkowo to kocham mojego kota hehe:p Bo jakby nie było decydując się na dzieci każdy ma względem nich jakieś założenia, to jakie będą. Nie chodzi mi o zaborczosc, decydowanie za nich czy coś takiego bo od tego daleka jestem ale o samo wyobrażenie o nich. A jeszcze jak dolozyc do zawiedzionych założeń inne negatywne lub niepożądane zachowania, niepowodzenia, cechy charakteru itd to już wgl porazka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciekawy temat :) Sama sie zastawiam, jak bedzie z moimi chlopakami jak troche podrosna. Bo na razie jestesmy oboje z mezem jak w obrazki wpatrzeni w naszych chlopakow. Na razie sa idealni, slodkie przedszkolaki, czasami juz troche pyskacze , ale na slodkim poziomie. Bezczelnosci czy wrednosci nie dostrzegam na szczescie, za to duzo cheći do pomocy (jak na raze), no i to poprostu mile chlopaki. Duzo osob mi mowi,ze lubi nasze dzieciaki . Zobaczymy za rok, dwa. Chyba najgorsze co moze byc,to wychowanie gadziny ,ktorej sie nie lubi, nie znosi. Mam znajomych, mili ludzie, ale ich wrednej corki nie znosze, kontakty sie przez ta corke urwaly, bo ciezko przed rodzicami niechec do takiej paskudy wrednej i zadufanej w sobie ukryc- dziewczynka 7 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kocham swoje dziecko bezwarunkowo, bez mrugnięcia okiem oddałabym życie. Natomiast Ty autorko nie decyduj się na samotne macierzyństwo, to jest horror.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja tez dzieci nie mam ale jakbym miala to jedno by mnie niepokoilo.o ile jest zdrowe (bez wad genetycznych, bo np. celiaklia nie stanowi problemu),moze byc nieurodziwe, malo inteligentne (ale nie opoznione w rozwoju), o tandetnym guscie i glupim popczuciu humoru, to najprzykrzejsze jakbyby bylo wredne, samolubne i zbuntowane, ktore ma negatywne nastawienie do innych ludzi.nie wiem jak to okreslic, ale takie dzieci nieraz bywaja.w szkole dokuczaja slabszym, do rodzicow odzywaja sie bezczelnie.boje sie , o ile bede miec dzieci, zeby takiej zmiji nie wychodowac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tasmanska
Oczywiście ,ze bezwarunkowa milosc u kazdego rodzica to mit. Są dzieci które wręcz nie daja się lubic, ciężko je pokochać , odpychają od siebie innych, bo takie już zlosliwe, wredne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pierwszy raz zgadzam się z tasmanska

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Quarrie
Dziękuję dziewczyny za wszystkie wypowiedzi.A wczoraj mój siostrzeniec na którego tak się tu zalilam sam z siebie przyszedł do mnie, przytulil się i powiedział :przepraszam cie za wszystko. Mimo że nie byliśmy pokloceni, ale on chyba sam wyczuł że coś jest nie tak Może za surowo go oceniam. Co do jednej wypowiedzi żebym się nie decydowała na samotne macierzyństwo to nie planuje niczego takiego, ale też nie usunelabym ciąży wiedząc że nie będę miała żadnego problemu z otrzymaniem dziecka w godnych warunkach. Samotne macierzyństwo na pewno bywa trudne ale też przynosi radość. Wiem o tym bo znam samotna matkę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moim zdaniem nie da się kogoś kochać i jednocześnie nie lubić. Jeśli tak jest, to znaczy, że to nie miłość tylko źle pojęte poczucie obowiązku. Wmawianie sobie uczucia, bo myśl, że go nie ma jest zbyt straszna. Natomiast można dziecko kochać i momentami go nie lubić. W chwili, gdy wyjątkowo się buntuje, histeryzuje, krzyczy, wymusza, jest krnąbrne. Ale w sumie to i tak w takich nawet chwilach nie lubi się zachowań dziecka, a nie jego samego. Wiec nie, nie można kochać i jednocześnie nie lubić swojego dziecka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zgadzam się z gościem wyżej . Ja bardzo kocham swoje dziecko , momentami jest nie do zniesienia ale i tak bardzo je kocham . Wydaje mi się , że to jest bardziej wina wychowania jednak . Czasami trzeba zrobić coś wbrew dziecku , zakazać mu czegoś narażając się na całodniowy ryk i krzywe spojrzenia sąsiadów . Ja jestem bardzo uczuciową osobą , rodzice mnie chyba nie kochali ( nigdy od nich nie słyszałam że mnie kochają ) ale syn poszedł chyba po mnie bo non stop się przytula , buziaczki daje , nawet w przedszkolu taki przytulas jest . Kurcze nawet jak się już dziecka nie trawi to chyba nie należy mówić otwarcie o tym , mi było by przykro i zamknęłam sie w sobie , miałabym żal do matki . Wydaje mi sie że to jest próba prowokowania(?) , zwracania na siebie uwagi ?, może za mało poświęcasz jej czasu , za mało przytulasz bo przyjemniej spędza się czas z tą drugą córką , a ta pierwsza wyczuwa twoją niechęć . To są moje spostrzeżenie i tak kocham moje dziecko bezwarunkowo .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×