Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Najbardziej niedoceniane zawody waszym zdaniem

Polecane posty

Gość gość
Jak w każdym zawodzie sa tacy i inni ludzie. Na moich studiach z 30 osób moze 5 nadawało się do pracy z dziecmi. Jestem nauczycielem plastyki. Uwielbiam pracę z dziećmi. Nie spotkał mnie brak szacunku ze strony uczniów nigdy, ale za to ze strony rodziców bywało umniejszanie szacunku do mojego przedmiotu i osoby. Jestem nauczycielem z powołania i staram się podejść indywidualnie do moich uczniów. Liczy się dla mnie przygotowanie do zajęć i chęć uczestnictwa a nie wynik. Uwielbiam pracę z dzieciakami i nie robię tego bo nic innego mi nie wyszło. Mogłam robić w grafice reklamie, a nic mnie tak nie kręci jak przekazywanie wirusa artyzmu innym. Nie mierzcie wszystkich jedną miarą. Tak jak ja staram się nie patrzeć krzywo na kogoś kto ma na imię Nikola :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
każdy kto chodził do szkoły wie jak jest x Tak, wiemy. I ja np. wiem, że jest też druga strona medalu, bo jako uczennica miałam okazję podziwiać kolegów i koleżanki odpisujące zadania domowe na kolanie a potem zdziwienie, że mają problem z praktycznie każdym przedmiotem, geografia dla nich nie do pojęcia, matematyka to najgorszy koszmar a fizyka to już w ogóle czarna magia i tajemna wiedza zarezerwowana dla wybrańców. Mam też w rodzinie nauczyciela. Uważa on, że wiele problemów uczniów dałoby się uniknąć, gdyby rodzice pracowali z dziećmi od poczatku, od pierwszego dnia edukacji wyrabiali w nich systematyczność. Nie jest tajemnicą, że taki licealista często nie może ruszyć z zadaniem matematycznym bo... po prostu nie potrafi działań na ułamkach. Teraz można powiedzieć, że to rola nauczyciela wpoić podstawy każdego przedmiotu w klasach 1-3, ale co może nauczyciel, który ma 30 osób w klasie, materiał do zrealizowania i niewiele czasu? I potem opowiada o uczniu, który w piątek świetnie rozumie działania na ułamkach albo dzielenie pisemne, a w poniedziałek nic nie pamięta i trzeba tłumaczyć mu od nowa bo nie odrobił zadań, nie utrwalił wiedzy i wyparowała. Albo inny uczeń, który nie radzi sobie z zadaniami tekstowymi bo rodzic woli odrobić szybko za niego, zamiast posiedzieć z dzieckiem, pokazać, na jakie szczegóły ma zwracać uwagę itp. Jak dziecko nie jest nauczone by zwracać uwagę na szczegóły, by zastanowić się i przeczytać zadanie kilka razy ze zrozumieniem, to potem rośnie na gagatka, który myli Szwecję ze Szwajcarią, przeczytał jakieś Dziady ale czy to były Mickiewicza czy Sienkiewicza, jedno licho, zapytany o wzór na prędkość robi oczy jak pięć złotych bo nie jest w stanie przeprowadzić prostych dedukcji typu - wiem, że w samochodzie prędkość mierzy się w km/h, więc wzór na prędkość to w takim razie droga/czas. Uczy się pięć godzin i nic nie wchodzi bo nie rozumie w zasadzie co czyta i nie jest w stanie uporządkować tego w głowie. Tak moi drodzy, przykre ale prawdziwe, że u wielu uczniów dałoby się unikność wielu trudności w edukacji gdyby nie zaniedbania rodziców.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
każdy kto chodził do szkoły wie jak jest x Tak, wiemy. I ja np. wiem, że jest też druga strona medalu, bo jako uczennica miałam okazję podziwiać kolegów i koleżanki odpisujące zadania domowe na kolanie a potem zdziwienie, że mają problem z praktycznie każdym przedmiotem, geografia dla nich nie do pojęcia, matematyka to najgorszy koszmar a fizyka to już w ogóle czarna magia i tajemna wiedza zarezerwowana dla wybrańców. Mam też w rodzinie nauczyciela. Uważa on, że wiele problemów uczniów dałoby się uniknąć, gdyby rodzice pracowali z dziećmi od poczatku, od pierwszego dnia edukacji wyrabiali w nich systematyczność. Nie jest tajemnicą, że taki licealista często nie może ruszyć z zadaniem matematycznym bo... po prostu nie potrafi działań na ułamkach. Teraz można powiedzieć, że to rola nauczyciela wpoić podstawy każdego przedmiotu w klasach 1-3, ale co może nauczyciel, który ma 30 osób w klasie, materiał do zrealizowania i niewiele czasu? I potem opowiada o uczniu, który w piątek świetnie rozumie działania na ułamkach albo dzielenie pisemne, a w poniedziałek nic nie pamięta i trzeba tłumaczyć mu od nowa bo nie odrobił zadań, nie utrwalił wiedzy i wyparowała. Albo inny uczeń, który nie radzi sobie z zadaniami tekstowymi bo rodzic woli odrobić szybko za niego, zamiast posiedzieć z dzieckiem, pokazać, na jakie szczegóły ma zwracać uwagę itp. Jak dziecko nie jest nauczone by zwracać uwagę na szczegóły, by zastanowić się i przeczytać zadanie kilka razy ze zrozumieniem, to potem rośnie na gagatka, który myli Szwecję ze Szwajcarią, przeczytał jakieś Dziady ale czy to były Mickiewicza czy Sienkiewicza, jedno licho, zapytany o wzór na prędkość robi oczy jak pięć złotych bo nie jest w stanie przeprowadzić prostych dedukcji typu - wiem, że w samochodzie prędkość mierzy się w km/h, więc wzór na prędkość to w takim razie droga/czas. Uczy się pięć godzin i nic nie wchodzi bo nie rozumie w zasadzie co czyta i nie jest w stanie uporządkować tego w głowie. Tak moi drodzy, przykre ale prawdziwe, że u wielu uczniów dałoby się unikność wielu trudności w edukacji gdyby nie zaniedbania rodziców.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Poza tym miałam taką nauczycielkę j. polskiego, która zdawała sobie sprawę, że dla uczniów lektury to nuda, więc próbowała zachęcić nas do czytania innymi sposobami: przygotowała listę kilkunastu ciekawych pozycji, głównie literaturę nowożytną różnego gatunku i zachęcała, aby każdy wybrał jedną, przeczytał a później je omówimy, każdy będzie mógł przygotować krótką wypowiedź zachęcającą innych do przeczytania tej lektury itp. Zgadnijcie, ile osób się zaangażowało :o Spróbowała więc inaczej - zamiast listy wybranych pozycji, chciała aby każdy przygotował krótką prezentację o swojej ulubionej książce/serii książek. Nie miało dla niej znaczenia, czy będzie to Harry Potter i Paulo Coehlo, czy coś bardziej ambitnego. Większość osób olała temat. Kompletny mur. Nie musiała tego robić, bo poświęcając 2-3 lekcje na takie akcje robiła zaległości w materiale, które potem miała obowiązek nadgonić, a ostatecznie okazywało się, że marnowała tylko czas, bo przygotowały się ze 3 osoby. Myślę, że po wielu latach prób, różnych metod na różnych uczniach z różnych klas nauczyciele też czasem mają dość przebijania tego muru głową, aby dotrzeć do tych niezainteresowanych przedmiotem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość wyżej świetnie napisane

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
14:33 W księgowości jest mało pracy i czas na kawkę??? Wolne żarty, widać jakie masz ograniczone pojęcie o tym. Pracuję jako księgowa i siedzę codziennie w nadgodzinach przynajmniej do 18, do tego stres, trzeba być cały czas skupionym, żeby nie popełnić błędu bo ktoś za to może sporo zapłacić. W weekendy zamiast się relaksować to siedzę na różnych kursach, szkoleniach, dużo muszę sama czytać bo przepisy podatkowe się ciągle zmieniają i trzeba być na bieżąco. Dlatego jak ktoś mi mówi " aaaa ty w tej księgowości to masz lajcik, pijesz kawkę" to mam ochotę zabić. Bo tak mówią ci co pojęcia o tym zawodzie nie mają

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Heh. I wygląda na to, że każdy zawód jest niedoceniany, a rozmowa znowu zeszła na licytację kto ma gorzej. Kurcze, wśród polskich kobiet posiadanie przesranego zawodu, życia itd to prestiż.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Napewno urzędnicy nie mają źle. Byłam na 3 miesięcznym stażu w urzędzie gminy. Trafiłam pechowo na okres posuchy (pomiędzy jakimiś okresami rozliczeniowymi) i przez 3 miesiące siedziałam na Internecie, piłam kawkę, robiłam porządki w segregatorach. Zero obowiązków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ktoś tu wyżej napisał prawdę o uczniach: są tępi bo nie pracuje się z nimi w domu od dziecka. Naprawdę niewiele jest przypadków dzieci na tyle zdolnych by sama lekcja w szkole sprawiła ze wszystko będą wiedzieć i pamiętać. Wiedzę trzeba utrwalać . Ale co taki ojciec czy matka beztalencia może o tym wiedzieć. Lepiej jest jechać na grono pedagogiczne które naprawdę nie jest w stanie zdziałać cudów tym bardziej jak uczniowie lekcje rozwalaja. I nie mówcie ze kwestia podejścia. Są uczniowie którzy żadnego nauczyciela ani naert dyrektorów się nie boją. W domu mamusia mopsiara mówi mu źle o nauczycielach i nabija mu tym głowę to jak takie dziecko ma mieć szacunek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
09:24 staż ten pewnie był w okresie wakacyjnym niemoto wiec wtedy wszędzie są luzy. Choć urząd urzędowi nierówny. W jednym dziale jest lżej a w drugim ciągle nawał pracy. Ale ty i tak tego nie zrozumiesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czyli, że jak chłopak w mojej klasie w 2 liceum na pytanie o wzór na pole kwadratu nie umiał odpowiedzieć to była to wina nauczyciela? Haha :D padlam. Normalnie leżę i kwicze :D już mi żal nauczycieli jak wasze dzieci do szkoły pójdą. Nauczyciele nie mają czasu rozczulac się nad jednym polglowkiem bo się nie wyrobia z materiałem. Niestety. Jak ktoś poprawia kartkowke 5 razy to dla mnie tuman do potęgi nieskończonej :o w ogóle nie spotkałam się z poprawianiem kartkowki więcej niż raz max dwa razy. No ile można dawać szans? Co ten nauczyciel ma niby zrobić? Zostać po pracy i nauczać charytatywnie gnojka, który tego nie chce? A gdzie są rodzice? Jakby mi dzieciak przyniósł 5 pal z jednej kartkowki to bym go tak w obroty wzięła ze byłby piątkowym uczniem. Z resztą sztuka jest niedopuscic do takiej sytuacji u własnego dziecka. To w interesie rodzica jest rozwój dziecka i osiągnięcia a nie nauczycielki. Na głowy żeście poupadaly. Dzieci robią matki karietowiczki a potem cała robotę ma ktoś odwalac za was... :o począwszy od babć nian skończywszy na nauczycielach w szkole średniej. Dziecko to jest ciągła praca - nasza rodziców! Nikogo innego. Jak Ci zależy na dziecku to siedzisz z nim przy książkach a jak nie zależy to idziesz i robisz nauczycielce dzika awanturę wymuszajac przepuszczenie do następnej klasy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dokładnie, to w gestii rodziców leży rozwój dziecka i od pierwszej klasy trzeba dziecku poświęcać czas na naukę z nim. Chyba, że jest wybitnym osobnikiem i wystarczą mu lekcje a zadania sam odrabia, ale to są wyjątki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
9:24 staż nie był latem. Był wiosną, już nie pamiętam jakie miesiące dokładnie ale chodziłam tam na studiach w trakcie semestru. Byłam w różnych wydziałach. W żadnym się nie przemęczali. Miałam wrażenie, że ich tam jest dużo za dużo w porównaniu do ilości pracy. Puste etaty i tyle. Jedynie babki w księgowości miały pracę na bieżąco, ale to akyrat wynika ze specyfiki księgowości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×