Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Czy wyleczyć tą chorobę samemu (długi opis)

Polecane posty

Gość gość

Od razu przepraszam, za długi opis, chciałam się jak najbardziej streścić jednocześnie zawierając istotne informacje, żebyście zrozumieli moją sytuację. No więc mam 19 (prawie 20 lat). Od kilku lat choruję na depresję. Nie stwierdził jej lekarz, ale są to typowe objawy depresji: smutek, przygnębienie, spadek samooceny, poczucie beznadziejności, brak pozytywnego myślenia, brak wyobrażenia, że w przyszłości może być lepiej; brak apetytu (o mało co nie wpadłam w anoreksję), bezsenność (albo przynajmniej kłopoty ze snem), myśli samobójcze, zobojętnienie na wszystko co mnie otacza tzw brak emocji, pesymizm, brak ochoty robienia rzeczy, które wcześniej sprawiały przyjemność (np. sport); bezustanne uczucie lęku i braku bezpieczeństwa. Dzieciństwo miałam bardzo udane, dobrze je wspominam. Od 2 klasy gimnazjum prawdziwie poznałam, co to smutek. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, czym jest depresja. Mieszkam w małym mieście (30 tys mieszkańców). Ludzie byli tu zazwyczaj fałszywi, drętwi, leniwi. Ja byłam przeciwieństwem- ambitna, miałam swoje pasje. Wiązało się to z tym, że nie miałam bliższych znajomych. Za to miałam kilka fałszywych "przyjaciółek". Ludzie średnio mnie lubili, sama nie wiem czemu, ale tak było zawsze. W gimnazjum dziewczyny w szatni od wfu zmawiały się na wspólny wyjazd do kina a ja stałam z boku. W liceum ni byłam zaproszona na żadną 18-stkę (tylko na jedną domówkę do koleżanki, ale na takiej imprezie na sali nie byłam nigdy). Może dla niektórych to bzdety, ale ja zawsze byłam towarzyską osobą i mnie to bolało, że rówieśnicy mnie w pewnym sensie odtrącali. Byłam też zawsze kochliwa. Kochałam się w kilku chłopakach. Niestety ani razu nie wyszło, bo albo ten ktoś już kogoś miał albo wyraźnie nie był mną zainteresowany, więc dawałam spokój, bo nie lubię się komuś narzucać). Problemem w tym było to, że jestem stała w uczuciach i jak się w kimś zakochałam, to na okres np 2- 3 lat (przy czym ten ktoś miał mnie głęboko gdzieś) i to było strasznie bolesne, żeby o kimś takim zapomnieć. Zawsze byłam ambitna, lubiłam naukę, chociaż obrzydzali mi ją wiecznie nauczyciele mówiąc, że jestem do niczego (takie gadanie potrafi działać destrukcyjnie na umysł młodego i ambitnego człowieka). Nawet gdy robiłam kurs prawa jazdy (ośrodek w mojej miejscowości), to instruktor mnie na 1 lub 2h jazd ochrzaniał, że nie patrzę na znaki drogowe (a modliłam się wtedy, żeby nie pomylić gazu z hamulcem) a na 5h nawrzeszczał na mnie, że mi auto często gaśnie. Właśnie takich beznadziejnych ludzi miałam w swoim otoczeniu. Niby mówi się "nie przejmuj się tym co mówią inni", ale gdy się słyszy negatywne rzeczy zbyt często, ma się po prostu dosyć. Zwieńczeniem wszystkiego było to, że w tym roku nie dostałam się na wymarzone studia- medycynę. I tak właśnie rodziła się moja depresja. Wychowują mnie ciocia z wujkiem. Są to wykształceni ludzie- wujek lekarz rodzinny a ciocia mgr farmacji i kierownik w prywatnej aptece. Niby świetnie? Otóż nie. Od niedawna wiedzą mniej więcej, że z moją psychiką jest coś nie tak. Tyle że mają zupełnie inne przekonania niż moje. Ostatnio się spytałam, czy może powinnam iść do psychologa i wziąć psychotropy, na co oni powiedzieli, że jeśli raz mając problemy wejdę w świat psychologów i psychotropów to potem przy każdym pojawiającym się problemie będę do nich wracać. Wytłumaczyli mi to, że psychotropy to nie są dobre środki, "otłumaniają" człowieka a sam człowiek staje się w 30% roślinką (znam jedną osobę, która brała psychotropy i faktycznie była zaspana cały czas). Z jednej strony pewnie mają rację, bo to medycy, ale z drugiej strony inaczej patrzy się na obce dziecko a inaczej na cudze, dla kogoś te leki w końcu są przeznaczone. Co do psychologa to ja nie wiem, czy potrafiłabym się zwierzyć komuś obcemu. Na pewno nie w 100%, więc to nie miałoby sensu. Ostatnio miałam chwile załamania i rozryczałam się przy cioci mówiąc, że nie znoszę swojego życia, któe jest beznadziejne. Jak ochłonęłam to ciocia powiedziała:"Weź się w garść, ucz się dużo zamiast mówić jakie to życie jest ciężkie...". Trochę mnie to zasmuciło, ale ciocia ma zupełnie inny charakter niż ja. Ona zawsze była typem twardzielki. Ja zawsze twardzielką byłam na zewnątrz, w domu dużo płakałam. Za rok idę na studia i myślałam, żeby tam iść do lekarza w tajemnicy przed wujkami, tyle że kompletnie nie wiem, jak to się robi. Zawsze wszystko miałam w domu. Mam tak wejść do przychodni i powiedzieć:" Cześć mam depresję niech mi pan coś przepisze"? Niestety ja nie wyglądam na osobę z depresją. Ani trochę. Mam tzw maskę. Przyzwyczaiłam się do tego. Wujkowie mówią, iż najlepiej samemu się ogarnąć, ale nie potrafiłam tego zrobić przez jakieś 5 lat to teraz ma mi się udać? Już kilka razy myślałam, że z tego wyszłam, ale to ciągle wraca, co jakiś czas. Przykładowo kilka ostatnich nocy znów nie mogę spać tylko mam w głowie to beznadziejne uczucie, którego ciężko się pozbyć. Owszem, na studiach może się wszystko zmienić (choć tak myślałam idąc do liceum), ale jakbym miała w tym stanie tkwić jeszcze przez kilka lat, to nie wiem czy w końcu nie odważyłabym się coś sobie zrobić. Ostatnio zaobserwowałam u siebie również niepokojące objawy. Przykładowo: mam fałszywe konto na fb, z którego piszę na jakiś stronach komentarze, przy czym zauważyłam, że ciągle się czegoś bezsensownie czepiam, sama nie wiem po co; jak ktoś opisuje walkę z np. rakiem, nie potrafię tej osobie współczuć, bo sama mam świadomość, że jestem chora i mi nikt nie współczuł; kiedy ktoś żartobliwie spyta "czy masz chłopaka" albo "znajdź sobie chłopa" (nie żeby mi dopiec) to zauważyłam, że reaguję mniejszą bądź większą agresją (może nie rzucam się z pięściami, ale jednak to nie jest to, co powinno być). Staję się taką zgorzkniałą osobą i to w tak młodym wieku! Poza tym uzależniłam się od internetu i telewizji. Lubię buszować na różnych forach, na fb, żeby zobaczyć co ludzie piszą (bo znajomi za bardzo się nie odzywają) oraz uwielbiam oglądać filmy i seriale. To mi też pomaga. Tyle że oglądam tego coraz więcej, a to idzie ku gorszemu. Nie mam pojęcia co zrobić, czy faktycznie radzić sobie samemu, czy za kilka miesięcy zgłosić się do psychiatry albo jakiegoś internisty? Dodam, że nie piję i nie palę, nigdy żadnych używek, dlatego nie wiem jak zareagowałby organizm na psychotropy. Co robić? Wujkowie nie chcą dla mnie źle, ale oni mają twardszy charakter, dlatego są jacy są.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
miliony kobiet ma depreche z powodu kopyrtnięcia Georgea YOG rip <3

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
kur.w Dżordż, ok 500 partnerow seksualnych /przygodnych w ciagu 8 lat. niech cie diabeł scisnie, zmarles na adidasa czy nie tak jak twoj brazylijczyk w 1993.. ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Smutna historia. Według mnie powinnaś się zgłosić do lekarza, tysiące osób często nawet nie wie że choruje na tak częste choroby jak depresja czy choroba dwubiegunowa i niepotrzebnie się z tym męczą. Bardzo prawdopodobne że twoje problemy są spowodowane przez jedną z takich chorób i odpowiednio dobrane leki mogą sprawić że odżyjesz, że poprawią ci się relacje z ludźmi itp. Tak że nie wahaj się, umawiaj prywatnie do lekarza z dobrymi opiniami jeszcze przed studiami żeby dobrze je zacząć już w lepszym nastroju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie badz z tym sama.. psycholog to osoba ktorej mozesz mowic o roznych rzeczach. nie przeswietli Cie, nie zrobi nic bez Twojej zgody, nie wejdzie Ci to glowy i nic nie pozmienia, jest osoba obiektywna ktora nie powie Ci jak zyc ale wyjasni procesy jakie zachodza w Twojej glowie i wspolnie ustalicie co mozna z tym zrobic. co Ty bys chciala osiagnac poprzez wizyty vs co mozna osiagnac. to Ty i psycholog, kazde z osobna decyduje o kontynuacji terapii jesli poczuesz ze to nie to, nie ta osoba nie musisz sie umawiac. nie musisz mowic ze masz depresje, ze chcesz leki bo niekoniecznie bedzie to niezbedne. Psycholog nie pomysli ze jestes nienormalna tylko bedzie szukac przyczyn Twojego stanu i rozwiazania. Pomysl czy nie chcialabys porozmawiac z kims kto bedzie wiedzial o czym mowisz, sama juz sie przekonalas na pewno ze rozmowa z kims kto malo zna temat niewiele daje jedynie poczucie niezrozumienia i pewnie troche wstydu za siebie..nieslusznie..nie skazuj siebie na ciagle cierpienie przeciez czujesz ze nie wszystko jest tak jak powinno byc. nie musisz nikomu mowic ze idziesz do psychologa. on od tego jest zeby do niego chodzic i konsultowac obawy o swoje zdrowie psychiczne. a zreszta Twoi wujkowie chyba pomylili chodzenie do psychologa z chodzeniem do wrozki, ktora wrozy z kart i mowi jak zyc ;) do psychologa idziesz m.in. po to zeby powiedziec co Cie w Twoim zachowaniu niepokoi skonsultowac to i wiedziec, nie pomysli ze sie uzalasz, nie powie "nie martw sie bedzie dobrze", "przesadzasz". mowie Ci to jako osoba w podobnej sytuacji jak Ty, studentka psychologii, 23 lata. Serio, jesli chcesz pojsc do psychologa to po prostu pojdz. dla siebie. Powodzenia :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×