Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Najważniejsza jest odporność genetyczna a wszystko inne to niepewny dodatek

Polecane posty

Gość gość

Też tak uważacie? Oczywiście, należy minimalizować szkodliwe czynniki, ale nie ma co w paranoję popadać. Nie byłam karmiona piersią bo nie chciałam z niej jeść, wyłam i plułam więc moja mama odpusciłam i karmiła mnie mlekiem z butli (na to reagowałam normalnie i jadłam z apetytem) węc ominęły mnie te wszystkie cudowne wartości odżywcze dostarczane wraz z mlekiem matki. Mimo to jakoś nie choruję, raz na jakis czas zdarzy sie przeziębienie a poza tym nic. Ludzie w pracy łażą zakatarzeni, jakieś grypy żołądkowe i inne rewelacje a ja odporna, ostatni raz wymiotowałam chyba w dziecinstwie nawet nie pamietam, żołądek jak ze stali, nic go nie ruszy. Myślę, ze pośród tej "reszty" sporo było karmionych piersią. Moja siostra ma córkę, może i robi błąd, ale mała dość mało czasu spędza na dworze. Prawie zawsze jest w pomieszczeniu, nie przepada za tym. Mimo to ona też wcale nie choruje, jest odporna. ostatnio pojechała z dzieciakami na białą szkołę (a ma mało aktywności!) i sporo dzieciaków pochorowanych z tego co mówiła a ta chodzi do szkoły niezbita. Znam takie mamuśki, które dbają o dzieci straszliwie, wietrzyły w dzieciństwie kiedy się dało, karmią je najzdrowszym jedzeniem i jakimiś witaminami a te i tak chore... nie mówię, moze bez tego byłoby jeszcze gorzej, ale po prostu największe znaczenie ma wrodzona odporność, bez tego choćby skały sr... to niewiele sie osiągnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość r634634
odporność można zwiększyć poprzez uprawianie sportu np. jazda rowerem w zimie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja sie zgadzam z autorka. Z moich obserwacji wynika, ze te zdrowa dieta, częste spacery itp, itd, to tylko ułamek procenta jeśli chodzi o odporność. I nie mówię tylko o swoim dziecku, ale tez o dzieciach znajomych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zgadzam się w 100%. Odporność to geny, wszystko inne to tylko wyciąganie kasy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Spacery po lesie to wyciąganie kasy? Kp i świeży domowy sok z buraka to wyciąganie kasy!? Puknij się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja sie nie zgadzam z autorka. Mam dwoje dzieci ( ten sam maz jakby co) i jedno nie chorowalo prawie wcale a drugie niemal bez przerwy..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie zgadzam się. Moja rodzina przestała chorować jak tylko zaczęliśmy przestrzegać zdrowych nawyków. Tj. 3 lata temu a wcześniej infekcja goniła infekcję i dotyczyło to także nas, dorosłych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
21:55 bo nikt nie powiedział, że dzieci tych samych rodziców bedą takie same. Jedno moze mieć geny po jakiejś praciotce, drugie po kimś tam innym. Oczywiście, ze nie należy popadać w przesadę, ale też pewne zdrowe nawyki warto stosować. Ja np. wietrzę czesto mieszkanie, śpie jak długo się da przy otwartym oknie, nie dlatego, ze to zdrowo, ale że nie znoszę zaduchu i przegrzanych pomieszczeń. Podobnie zamiast wpierdzielać chipsy i pić colę, lepiej jabłko itd.... ale jeżeli ta cola chodzi za mną kilka tygodni, to lepiej sobie dziargnąć, niż nabawić się depresji czy nerwicy... umiar, drogie panie, we wszystkim. A poza tym "i tak zginiemy w zupie" kiedyś... a co za różnica, czy mniej czy bardziej zdrowi....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do gosc 22:05 dziekuje za porady ale ja mam troche bzika na temat zdrowego stylu zycia i te zasady stosuje wobec dwojga moich dzieci. Tu sie zgodze ze geny gdzies sie mogly pomieszac ze jedno dziecko ma super odpornosc a drugie duzo chorowalo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gdyby to bylo takie proste autorko. Dlaczego w takim razie rodzenstwo, nawet czesto blizniaki, maja rozna odpornosc? Ok, genetyka jest istotna ale nie tak jak pozniejsze kp, zdrowa dieta, zdrowy tryb zycia. Dzieki temu kiespkia odpornosc mozna poprawic. Majac dobra odpornosc mozna ja zniszczyc przetworzonym jedzeniem, brakiem ruchu i ogolnie niezdrowym stylem zycia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Geny moje Panie geny. Dlatego czasem nalogowi palacze i alkusy zyja 99 lat, a niektorzy umieraja na raka w wieku 20. Mozemy wspomagac swoje zdrowie ale odpornisc zapisywana jest w genach a dokladnie w chromosomie X (dlatego kobiety cierpia czesciej na choroby autoimmunoligiczne, bo maja chromosomy XX a faceci to XY).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dlaczego rodzeństwo ma rózną odporność? Jak dla mnie to jest właśnie argument za tym co pisze autorka. Rodzeństwo, pomijając bliźniaki jednojajowe, ma przecież rózne geny, i stąd też różnice w odporności. A przecież dzieci jednych rodziców, wychowywane razem, przeważnie mają takie samo żywienie, tyle samo ruchu (przynajmniej we wczesnym dzieciństwie), są tak samo wietrzone bądź przegrzewane, takie same suplementy i lekarstwa (chodzi mi o metodę leczenia), praktycznie taki sam kontakt z bakteriami czy alergenami, często tak samo długie karmienie piersią... Więc skoro praktycznie wszystkie czynniki poza tymi genetycznymi są takie same, skąd ta róznica w odporności? Oczywiście że dzieci należy zdrowo karmić, oczywiście że należy zapewniać im ******* świeżym powietrzu i oczywiście że karmienie piersią jest na ogół najbardziej optymalnym sposobem żywienia jeśli chodzi o dobro dziecka. Tyle że rówież nie znam nikogo kto w jakiś magiczny sposób podniósłby w ten sposób znacząco odporność chorującego malucha. Na pewno bez tego, przy zaniedbanym, chowanym w niezdrowych warunkach dziecku, byłoby gorzej jeśli odporność jest słaba, a nawet najsilniejszemu warto poprawiać kondycję i dawać coś dobrego na start. Sama mam to szczęście że moje dziecko praktycznie nie choruje, pójście do przedszkola nie odbiło się w żaden sposób na jego zdrowiu, ma jedynie skłonność do łapania jelitówek. Ale widzę po mojej siostrze której jedna z córeczek dużo choruje jak otoczenie potrafi dowalić. Nawet jak mają dobre intencje- to ciągłe uwagi że może niepotrzebnie ją wypuszczała, wróciła zmarznięta i dlatego chora, albo kisi się w domu i dlatego chora, albo niepotrzebnie antybiotyk, albo powinna od razu iść do lekarza, tysiąc pięćset dobrych rad od smarowania tłuszczem borsuka po danie na mszę... jakby matka nie kierowała się naprawdę dobrem i potrzebami dziecka i nie robiła co może. Druga, wychowywana dokładnie tak samo, bardzo rzadko coś łapie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam trojke dzieci i calkowicie zgadzam sie z autorka.Dwie pierwsze corki na dworze obojetne zima lat spedzaly pol dnia.Rano 2godziny obiad spanie i znow spacer(w lesie na swiezym powietrzu).Trzecie nie wychodzi wiele ale nie widze zadnej roznicy w zdrowiu Jej i corek.Jezeli chodzi o kp podobnie.Najmlodsza kp najdluzej(oczywiscie nie pisze o jakims zboczonym roku czy dwoch latach...:)) i tez bez wiekszego znaczenia.Uwazam ze 90proc. to geny reszta my sami.Na pewno nie kp ale po prostu dobre nawyki zywieniowe i ruch. Proste aczkolwiek trudne w regularnosci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja uważam, że geny i wpływ środowiska to tak pół na pół działają. Można fatalnym stylem życia zmarnować dobry potencjał w genach, a można kiepską kondycję z genów ratować świadomym, leczniczym postępowaniem. Są oczywiście jednotki, którym nie szkodzi palenie i chlanie, ale też w sumie nie wiadomo, bo być może z nałogami dożyją 70tki, a bez nałogów dożyliby setki. Ja jestem dzieckiem palącej matki, paliła całą ciążę ze mną, palili oboje rodzice całe moje dzieciństwo. I cóż. Ledwo zipię i mnie nie pomaga nic, i nic nie pomoże. Mój potencjał został zmarnowany juz w życiu płodowym i o to do rodziców mam ogromny żal.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
kiepskich genów się nie oszuka moja koleżanka tydzień temu urodziła dziecko ,w wieku 25 lat ,jest zdrowa, nie paliła itp....b.dobrze sie odżywiała, z ogródka , warzywka itp. a urodziła dziecko z wadami rozwojowymi.Lekarze twierdzą że możliwie iż winny jest smog....ale popytałam, popytałam okazuje się że siostra jej męża też ma chore dziecko. Fakt jest taki że chemii i ogólny syf jaki mamy w powietrzu ma wpływ na nasze zdrowie , płodność ale geny, te dziedziczone po dziadkach również.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie byłam karmiona piersią bo nie chciałam z niej jeść, wyłam i plułam więc moja mama odpusciłam i karmiła mnie mlekiem z butli x Autorko, ale siarę matka ci podała. Jak dostałaś siarę, to cały twój wywód możesz wiesz co z nim zrobić. Wsadzić w 4 litery. Najważniejsza jest siara. Bo to są jest podwalina twojej odporności. To, ze nie chorujesz na grypy itp, nie oznacza, że za 2 lata nie będziesz mieć raka:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćopa
Generalnie zgadzam się z autorką, geny to potężna siła ;) Ale też przytaczanie jakiś jednostkowych przypadków nie jest dostatecznym argumentem żeby wyciągać z tego ogólne wnioski ;) Mnie natomiast drażni mocno, to jak mi się wydaje typowo polskie podejście do spacerów, często słyszę/widzę dwa ekstrema...Sporo matek małych dzieci szczególnie z tych miast, te jakby najbardziej nowoczesne ;) mocno akcentuje to spacerowanie codziennie, w każdą niemal pogodę po 2,3 h dziennie ;) i mówienie że to daje mega ODPORNOŚĆ, cyt. moje dziecko nie choruje bo dużo jesteśmy na powietrzu ;)...po czym to powiedzmy roczne, dwuletnie idzie do żłobka/przedszkola i nagle multum infekcji...no sorry ale dziecko roczne, które nie ma styczności na co dzień z grupą małych dzieci, tylko głównie jest w domu z mamą, itp,itd. to z reguły nie ma prawa ciągle chorować, mówię o dzieciach z normą odpornością i tak na prawdę to nikogo/niczego nie jest zasługa... Spacer to ma być przyjemność dla matki i dla dziecka, a kto lubi notorycznie chodzić 2 h w deszczu błocie? No nie znam nikogo takiego :D Wkurza mnie że teraz spacer dla wielu ludzi=odporność i większości tylko o tym się mówi...a przecież spacer to też po prostu forma spędzania czasu, uczenie dziecka aktywności, ciekawości świata poprzez to co się widzi, powietrze niekoniecznie ze smogiem ;) potrzebne jest żeby zachodziły prawidłowo różne procesy rozwojowe u dziecka, także fizyczne... A drugie ekstremum to te matki, które wiosną/latem nawet chętnie większość dnia spędzają z dziećmi na podwórkach, itp. ale z kolei jesienią/zimą dzieci praktycznie nie wychodzą z domu, ewentualnie do auta i spowrotem ubrane w spodnie narciarskie, nawet przy temperaturze dodatniej :O. Czego się takie matki boją, to ja nie wiem? Na prawdę...Przecież dziecko odpowiednio ubrane może też zimą wychodzić na spacery...Chyba się po prostu ludziom nie chce..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorka ma dobre spostrzeżenia dlatego że, nie mamy jednej odporności a wiele różnych. (sztuczna, naturalna, swoista, nieswoista, humoralna, komórkowa itp... w dodatku mogą ze sobą koegzystować.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Geny wprowadzają naturalną selekcję.... pokolenia słabych pokoleń umierają szybko albo ze swojej głupoty albo z chorób które posiadają. Lepsze takie sytuacje niż wojny, i tak jesteśmy przeludnieni ,mówię o świecie .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×