Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Meluzyna1

Od zawsze byłam sama, coś jest nie tak

Polecane posty

Gość Taodtrzexiejrandki
22:05 ty masz rację! Alez ty mądry! Brawo!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W sumie fakt, ma rację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ta wypowiedź z wczoraj to nie moja...zastanawiam sie tylko jak ktos ją mógł podpisac moim nickiem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taodtrzexiejrandki
Tak mi właśnie coś nie podobnie do ciebie brzmiało

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tylko nadal zachodze w glowe jak ktos użył mojego nicka...przeciez trzeba do tego haslo, nie? Co tam ogólnie u Was? U mnie nic kompletnie sie nie dzieje jezeli chodzi o zycie uczuciowe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość unwanted33
Meluzyna1 - to bylo oczywiste, ze to nie Ty, tak to jest jak sie nie ma niebieskiego nicka... sama nie mam ;p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jestem singlielka 5 lat i jest cudownie nie wiecie jaka to radosc byc wolna i wreszcie podjeomowac wlasne decyzje i mozecie uprawiac seks z kimkolwiek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jesteście żałosne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Meluzyna1
Hej :) Poznalam na forum tematycznym fajnego faceta. Kurczę rozmowa kleila się jak nigdy...juz się ucieszylam, ze moze i do mnie szczescie sie w koncu uśmiechnelo. Pisalismy parę dni, rozmawialiśmy na skype, planowalismy nawet spotkanie (mieszka w sumie niedaleko)...zapomniał biedak mi tylko powiedziec o tym, ze jest żonaty :D Ja to mam takie szczescie...:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MeIuzyna1
Ale w końcu i tak mi to nie przeszkadza, pokochamy się troche i weźmnie rozdód z żoną. Miłość to miłość :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taodtrzeciejrandki
im dłużej jestem sama, tym bardziej do mnie dociera, jak śmieszne i niewiele warte jest uczucie pożądania oraz społecznej powinności, z których bierze się większość związków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Strasznie prymitywne wnioski. Szkoda że nie słyszałaś o miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
burek mi cos opowiadal o milosci :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taodtrzeciejrandki
Większość związków to nie jest prawdziwa miłość. Pożądanie a potem przywyknięcie i społeczne zobowiązania. Szkoda że tak prymitywnie oceniasz kogoś dlatego że nie zgadzasz się z czyjąś opinią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
E tam wiekszosc zwiazkow jest niedopasowanych ,niezgranych.Polki sa cwane ,bystre zaciagaja faceta do lozka, zaciazyc by sie zenic i byc mezatka .potem wklejaja zdjecia na fotce, ale jak juz sie rozwodza to sie zadna wtedy nie pochwali, szczesliwe zwiazki to tylko pozory.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No właśnie, te niecwane są same.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Banda jęczących mięczaków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niechciana 28
"Im dłużej jestem sama, tym bardziej do mnie dociera, jak śmieszne i niewiele warte jest uczucie pożądania oraz społecznej powinności, z których bierze się większość związków." - mam podobnie. A wizualizacja związku przeprowadzana w myślach prawie zawsze prowadzi u mnie do konstatacji, że przecież to jakieś męczeństwo, wieczne poczucie strachu/napięcia lub przymusu/przykrej powinności*. Ten jakże reklamowany gdzie się da tzw. związek romantyczny w fazie początkowej dla niepoznaki spowity jest w gęstej mgle chuci i skąpany w odurzającym hormonalnym drinie. No i tak prawdę mówiąc sądzę, że to ten hormonalny dopalacz tak mocno pcha ludzi odmiennej płci w swoje ramiona, jest najsilniejszym motywatorem. A jak hormony działają za słabo i nie są w stanie dostatecznie silnie otumanić danego delikwenta/delikwentki, z wyjątkową żarliwością próbują to uczynić liczne życzliwe cioteczki/sąsiadeczki/koleżaneczki. Tak, te które mówią a raczej namawiają, że tak trzeba - znaczy się wejść związek, najpierw nieformalny, potem go sformalizować i następnie machnąć kilku kolejnych pionków systemowych. * w nielicznych przypadkach jest inaczej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Większość związków to nie jest prawdziwa miłość. Pożądanie a potem przywyknięcie i społeczne zobowiązania. Szkoda że tak prymitywnie oceniasz kogoś dlatego że nie zgadzasz się z czyjąś opinią. x Masz jakiejś dane, że większość? Szkoda że tak prymitywnie próbujesz oceniać na podstawie własnych żali i kompleksów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Myślę, że Cie rozumiem. Mam 28 lat, nigdy nie cieszyłam się zainteresowaniem płci przeciwnej, jestem wycofana z życia społecznego. Nawet w szkole nigdy nie dostawałam kartek walentynkowych, nikt nie chciał ze mną tańczyć na dyskotekach szkolnych(wszystkie koleżanki z kimś tańczyły a ja stałam przy ścianie albo udawałam, że jestem czymś zajęta, bo nie jest to miła sytuacja; dość szybko przestałam na nie chodzić). W liceum i na studiach nawet nie próbowałam wychodzić na spotkania towarzyskie. Jestem zamkniętą w sobie osobą, nieśmiałą i trudno mi nawiązywać jakiekolwiek kontakty, więc i koleżanek nie mam. Oczywiście rodzina regularnie wypytywała o sympatię, chłopaka... Najlepiej się czuję gdy nie muszę wychodzić z domu, więc szanse poznania człowieka są znikome (sam do domu nie przyjdzie). Natomiast... na studiach w mojej ławce siedział pewien nieśmiały student ze wsi, który chciał zmienić swoje życie (notabene bardzo inteligentny i mądry chłopak). Od 3 lat mieszkamy ze sobą (oficjalnie jesteśmy parą) w kawalerce, bez widoków na jakąkolwiek wspólną przyszłość. Ja jestem dla niego kucharką, sprzątaczką i prasowaczką, która użycza kąta za free i dość często pełni funkcj****nku (zarabia 1400 zł, i w dużym mieście nie da się za to wynająć pokoju, żyć, kupić bilet miesięczny i płacić za kontynuację nauki). Myślicie to facet-oferma? Może. Mega wiedza w zawodzie, ale tylko wiedza. Brak charakteru i odwagi. Mówi, że mnie kocha - nigdy nie patrząc mi w oczy. Czasami pojedziemy na wakacje (ja za gotówkę, on za...kredyt), odwiedzimy moich rodziców, aby widzieli szczęście córki (?), a wieczory spędzamy oddzielnie, on przy swoim komputerze, ja przy swoim. On w pokoju, ja w kuchni. Pytam wieczorem co u niego - coś mruknie, jeśli zapyta co u mnie, to jedynie przez grzeczność. Nic razem nie robimy. Zero zainteresowań, pomysłów na wspólne spędzanie czasu. O wszystko muszę się prosić (np. o wyjazd, wyjście z domu np. do parku. Oczywiście do ludzi nawet nie śmiem - bo to pewnie wstyd ze mną do ludzi...). Zawsze kiedy są walentynki, dzień kobiet, moje imieniny/urodziny, ważne dla mnie dni - jego nie ma (coś ważnego w pracy/ impreza firmowa/spotkanie). Seksu zero. Wiem, że mnie nie kocha, ale mi tego nie powie. Po co to wszystko? Proste. Sam sobie nie da rady, nie jest w stanie się utrzymać. Ja zdecydowałam się mu "pomóc" 3 lata temu, więc będę konsekwentna, do czasu zdania jego egzaminów tak będzie. Potem? Pewnie się wyprowadzi. Zostanę sama, wychodząc jedynie do sklepu raz w tygodniu (bo i pracę wykonuję w domu). Z pewnymi rzeczami nie można walczyć. To nic nie daje. Mówiłam sobie wiele razy, że muszę być bardziej otwarta na ludzi. Nauczyć się z nimi rozmawiać.....Zawsze kończyło się tak samo. Taka jestem. Tobie również radzę zaakceptować siebie i z tym żyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak Kubusiu, możesz tak żyć i tęsknić za mną, śledząc i szlochając potajemnie do moich zdjęć, również potajemnie robionych, seks z czasem wyjdzie ci uszami, zaczniesz gardzi zaporożcem, już zacząłeś:P i rysować sobie włosy na głowie z rozpaczy, że nie znalazłeś w sobie siły by odważyć się spróbować podejść do kobiety swego życia, jak mówisz a ja będę doskonale sobie radzić, co jeszcze będzie pogłębiać twoje frustrację:P. Co do bycia woim domu, myślę że powopinieneś powiadomić zaporożca, że ona musi się wysilać, by cię zatrzymać przy sobie a ja wystarczy, że pozwolę tobie na siebie patrzeć, i jesteś szczęśliwy:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taodtrzeciejrandki
Może właśnie to nie prymitywne, a realistyczne spojrzenie. Piszę na podstawie obserwacji. Analizuję, myślę. Większość ludzi spełnia swoje powinności społeczne. Człowiek zakochuje się, bo przyświeca mu wizja posiadania rodziny i dzieci, a nie zakłada rodzinę i dzieci, bo się zakochał. Ot tak po prostu to może się zakochać gdy ma 15-20 lat, ale wtedy dochodzą inne czynniki, głównie niepewna własna tożsamość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taodtrzeciejrandki
*zakłada rodzinę /bez dzieci/ :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość wczoraj no niestety, ale jesteś męczennicą na własne życzenie, skoro to taki dziad, który tak bardzo cię męczy to czemu go nie kopniesz w dooopsko? A tak, skoro masz za miękkie serce, to sama regularnie dostajesz kopa od życia, na dodatek sama blokujesz sobie szanse na poznanie wartościowego faceta, trzymając się tego nieudacznika. No chyba, że go jednak kochasz, to zmienia postać rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taodtrzeciejrandki
Taki mam teraz etap, że jakby odlatuję od tego całego zawirowania, tych spraw damsko męskich, w których tak naprawdę chodzi głównie o ego i poczucie seksualnej funkcjonalnośc****atrzę na to jakby mnie nie dotyczyło albo dotyczyło kiedyś, a teraz tylko się z tego śmieję jak stary człowiek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×