Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

I jak Wasze skrzynki? Shalla - nie zapominaj, ze ja widzialam te Twoja \"wycieraczke do raju\" na wlasne oczy ;);):)! Musze przyznac, ze dla mnie 5 Terre to rzeczywiscie cos w rodzaju raju na Ziemi. Kiedy po raz pierwszy pojechalismy powloczyc sie tamtejszymi sciezkami nadmorskimi i kiedy po raz pierwszy zobaczylam gaje oliwne porastajace skaly, poprzez ktore morze przeswieca w postaci migocacej srebrnej mgielki... przepadlam z kretesem. Wiem, ze Myshka ma na ten temat inne zdanie ;) ale przy calej urodzie Toskanii, jej bajecznych, muzycznych krajobrazach (cyprysy na pofalowanych winnicami wzgorzach zawsze przypominaja mi nuty na pieciolinii) - mysle, ze to wlasnie Cinque Terre maja w sobie to cos - co kwalifikuje jako idealna scenografie do filmu o Adamie i Ewie. Shalla - niech Ci to da do myslenia ;) gdy bedziesz planowac pierwsza podroz do Wloch :) Dziewczyny - wydrukowalam sobie ostatnia strone z Waszymi wpisami i poszlam z nia do pizzerii na samotny lunch. Robie tak czesto, bo lubie - siedze sobie wtedy z ksiazka albo inna lektura i palaszuje pizze, wzbudzajac chyba troche sensacje (lub litosc)wsrod tubylcow uzbrojonych w siony instynkt stadny ;) Logosm - witaj po urlopie - Nie mam pojecia na czym moze polegac jazda z dzieckiem na kolanie!? Prosze o dokumentacje fotograficzna! Jeszcze raz - ogromne gratulacje dla Michalka i mocne trzymanie kciukow za Stasiny zabieg! Dynia - Bijace serducho to najpiekniejszy widok na Swiecie, prawda? :):):) Dbaj o siebie! ❤️❤️! Bajka o krokodylu Kevinie rozlozyla mnie na lopatki! ;):):):D:D! Fisa - to co Wodny Psikulec napisal o jodze, to szczera prawda. Pamietam, ze ja tez poszlam tam z zupelnie innym nastawieniem i wyszlam oniemiala. Problem z joga (w moim przypadku) polega glownie na tym, ze jest to spory i swiadomy wysilek fizyczny, wymagajacy bardzo silnej woli. Przed pojsciem na zajecia zawsze ogarnialo mnie zniechecenie (zwlaszcza, ze mojego trenera naprawde mozna bylo nazwac sadysta...) To natomiast, co czulam po zajeciach bardzo bliskie bylo stanowi euforii... :) Jeszcze krociutko w nawiazaniu do jogi i migreny - mnie migreny zdarzaja sie sporadycznie, ale faktycznie klasyczna asana (wstyd przyznac, ale nigdy nie nauczylam sie nazw) w pozycji \"sklon z glowa w dol\" wykonywana tak, ze glowa dotyka kolan, skrzyzowane ramiona obejmuja nogi (z tylu) a wszystkie miesnie sa rozluznione bardzo pomagala mi w takich chwilach. Pamietam, ze jedna z najgorszych migren w zyciu dorwala mnie kiedys po dojsciu w deszczu z plecakiem do schroniska w Pieciu Stawach. Glowa bolala mnie tak, ze nie zwazajac na obecnosc obcych osob w pokoju wieloosobowym utknelam w tej pozycji na pietnascie minut i przeszlo! Co do napadow histerii - nie chce marudzic wiecznie na ten sam temat, ale mialabym cos do dodania po tym jak w sobote odebralismy Frania po tygodniowym pobycie w gorach z dziadkami... :p Shalla- Twoja metoda \"na odwyrtke\" wydaje mi sie fantastyczna. Probowalam czegos podobnego ze spaniem, ale nie wychodilo. Wczoraj wieczorem, np. \"chandryczylismy sie2 z Franiem przez pietnascie minut. On po raz piaty prosil o bajke o piesku, a ja mowilam - nei, ty mi ja opowiedz. Ona na to - \"nie, Mama!\", a ja \"nie - Franio!\" etc... Dodam, ze usnal o 23.45... Fisa - Stas szorujacy Twoje migdalki przejal mnie groza i ubawil jednoczesnie ;)! Franek jak dotad tylko czesal moje wlosy (cud, ze kilka z nich ostalo sie na swoich miejscach... Logosm - a jak przygotowuje sie kapiel w imbirze z cynamonem? Nikii - faktycznie - tak sobie siedzisz w domu z dzieckiem i z nudow troche uczysz sie do egzaminow, prawda? :P:P;););):):) Osoby, ktore plata takie bzdury powinno sie wysylac na praktyke w charakterze baby sitter (zartuje oczywiscie - szkoda by bylo dzieci!). Przypomina mi to opinie, wypowiadane przez niektore osoby odnosnei \"obibokow studentow\". Mam w rodzinie takiego \"wuja\", ktory wszelkie niesprawiedliwosci dziejowe wywodzi stad, ze niektorzy (Ci uczciwi) zaraz po szkole podstawowej lub zawodowej zabieraja sie do pracy, podczas gdy inni latami obijaja sie po uniwersytetach, by potem dostawac nieusprawiedliwienie wieksze pieniadze za nudzenie sie za biurkiem ;) To, ze nauka to wisilek a sporo z tych \"niektorych\" zarabia na to, by moc skonczyc studia pracujac po nocach jakos zupelnie nie umyka uwadze takich komentatorow... Karenko - Wasze zdjecie z Olkiem to reklama swiadomego macierzynstwa pierwszej kategorii! :)❤️ Taaak. Co do uwag na temat nieposylania do zlobka... Zabawne - ja mam obawy dokladnie odwrotne. Boje sie, ze moje dziecko w zlobku jest zaniedbywane i mam wyrzuty sumienia zwiazane z tym, ze spedzajac z nim za malo czasu powoduje nieodwracalne, negatywne zmiany w jego rozwoju emocnojalnym ;) Na koniec - dziewczyny - dziekuje Wam Kochane za troske o mnei i o moje zdrowie. Przyznaje, ze poostatnim piatku wizja spalenia mojej szefowej na stosie wydaje mi sie dziwnei atrakcyjna. :p Wiem, ze z Waszej perspektywy powinnam wreszcie - albo przestac narzekac, albo na serio zajac sie szukaniem nowej pracy. I wiem, ze macie racje. Rozwazywszy sobie to wszystko doszlam jednak do wniosku, ze rozsylanie listow i zyciorysow w tej chwili to poroniony pomysl - zwazywszy, ze jestem w piatym miesiacu ciazy, co nawet najbardziej niedowidzace oko dojrzy w czasie rozmowy kwalifikacyjnej. Jedyny wyjatek, to list motywacyjny do banku, o ktorym wspomnialam Karence, a ktory zamierzam wyslac niebawem (wciaz go szlifuje) wiedzac, ze procesy rekrutacyjne w bankach trwaja tu miesiacami. Do tego czasu (a wlasciwie do czasu porodu i mojego pseudo urlopu macierzynskiego) postanowilam zacisnac zeby i dotrwac. (acha, na zmiany w biurze nie ma chyba jednak co liczyc, bo nie obejma mojej przynaleznosci do grupy szefowej...)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zgodnie z moimi przewidywaniami komputer nie wytrzymal mojego slowotoku ;) c.d. Jedyny wyjatek, to list motywacyjny do banku, o ktorym wspomnialam Karence, a ktory zamierzam wyslac niebawem (wciaz go szlifuje) wiedzac, ze procesy rekrutacyjne w bankach trwaja tu miesiacami. Do tego czasu (a wlasciwie do czasu porodu i mojego pseudo urlopu macierzynskiego) postanowilam zacisnac zeby i dotrwac. (acha, na zmiany w biurze nie ma chyba jednak co liczyc, bo nie obejma mojej przynaleznosci do grupy szefowej...)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dynia – super. Pamiętam ten dzień jak dziś, gdy usłyszałam bicie serca Staśka. Ja nie wiedziałam, że ono już zaczyna bić w drugim miesiącu i prawie do ostatniego momentu nie rozumiałam, co lekarz robi. Tym większe było moje oszołomienie i radość i.... To są najpiękniejsze chwile w życiu. Shalla, ha ha ha. Ale Anastazja jest bystra. Karenka – świetnie ujęłaś to o tym „macierzyńskim dystansie”. Tak jakbyś o mnie pisała. Witaj Mysh po wojażach. Mam nadzieję, że po przyjściu z pracy do domu też będę mogła nacieszyć się zdjęciami>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fisa - jak najbardziej. Obawiam sie tylko, ze przeklnie mnie troche, bo wyslalam tego naprawde strasznie duzo. Niestety nie udalo mi sie wyszperac maila Pszczolki - prosze bardzo o przypomnienie! Kuk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość logosm
Hejka KUK cudnie, że sie odezwałąś - coś o zwolnieniach wiem- i namwet wolnego zawodu nie trzeba mieć, jedyne szczeście, że ja naprawdę bardzo rzadko choruje. KUK, Myshko zdjęcia przecudne, z tego co widać na nich to chłopcy świetnie razem się bawili. No i niezlena zdjęciach jest zobaczyć muszle :) A ten taniec to odmiana taneczna hip-hopa- no wiecie dziecko mieszka w bloku znaczy blokres jest to i potrafi to zatańczyć :) Niestety nie ma zdjęć- bo ja nadal aparatu nie kupiłam :), my wszystko na kamerę nagrywany - i wiecie co chyba lepiej bo tą jazdę cieżko by bylo nawet sfotografować :) chociaż jacyś oby :) robili zdjęcia Jutro znowu musze jechać w delegację- mam nadzieje, ze te 3 dni szybko miną A tak pytanie z innej beczki czy byłyście na Rysiu i co o nim sądzicie- bo ja się jutro w Wawie wybieram- mam nadzieje, że się nie rozczaruje. zmykam robić mleko i powoli szykować się na aqwarobik- jak Stachu pojdzie spać chodzę i mówie Wam jest super- po pierwsze ruch, po drugie sauna, a po trzecie mozna spokojnie z koleżankami się pośmiać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Logosm! Ja już nie chylę czoła przed Tobą. Ja walę nim o beton. Przy dzieciach, pracy zawodowej, biznesie własnym, Ty jeszcze ciągniesz na aerobik i saunę!! No, śmiało, kopnij leżącego i powiedz jeszcze, że w weekendy relaksujesz się wyczynowo pieląc grządki na działce, albo grając towarzysko w tenisa... Wiesz co, czuję się przy Tobie jak stara zramolała baba z podagrą i ischiasem, oraz rwą kulszową przeplataną atakami woreczka zółciowego. Nie! Co ja mówię - to bym się jeszcze całkiem nieźle czuła! Nie - ja się czuję jak rozdeptana wyleniała wycieraczka w taxówce marki fiat 125p. Powiem krótko - dokopałaś mi. Idę jutro zapisać się do ochotniczej straży pożarnej ( no... fitness u nas na wsi nie ma... ) i musze odbudować swoje morale!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hehe, ja sie moze jak wycieraczka jeszcze nie czuje, ale wcale mi do takiego stanu niedaleko ;) Logosm, jestes wielka, tak sobie mysle, ze to wlasnie przez takie dzialania - czyli rzeczy, ktore robisz z mysla o sobie - daja Ci spora czesc energii, jaka mozna zaobserwowac. Po egz. chcialam wprowadzic w zycie kilka zmian dot. tylko i wylacznie mojej osoby. Zaczac prawo jazdy ( to na pewno, w przyszlym tyg. ide sie zapisac, czysta przyjemnosc po prostu ;) ) , zaczac chodzi w koncu na basen, chociaz raz z tyg na godzinke, podjac nauke gry na gitarze ( wiem, wiem, smieszne to) i wziac sie ostro za angielski z pomoca korepetytora, zeby moc sie do kogos w tym jezyku czasem odezwac. Musze jeszcze pomyslec, co zrobic z Nadka w tym czasie ;) Takze Kuk, widzisz, masz racje, nudze sie, wiec pora znalezc sobie jakies porzadne zajecie!! :P :D Ciesze sie, ze sie odezwalas. I nie badz dla siebie taka surowa. Jesli o mnie chodzi, marudz sobie, ile wlezie. W sytuacji jestes bardzo trudnej. Zaciskanie zebow i dotrwanie do porodu martwi mnie, ale trzymam kciuki za realizacje planu :) a jeszcze bardziej za ten bank :) Szkoda, ze jednak zadne zmiany w pracy nie nadejda. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla poleglam od Twego postu :D Na pocieszenie dodam,ze czuje sie bardzo podobnie :P Logosm,to ja podziwiam Cie kobieto,3 dziatków ,praca i jeszcze wieczorkiem smiga ochocza na wodny aerobik,no czapki z głow dla tej pani :D Nikki widze,ze kolejny osobnik z gatunku;aktywni :D Gitara,angielski intensywnie ,no brawo :) Dziewczyny jak Wy to robicie???Dajcie jakies wskazówki co by nie czus sie jak rozlazły klapek auuuuuu :O Mysho,witaj Kochana z powrotem.Czekam na relacje z wyprawy toscanskiej,napisz wiecej o tej monotematycznej diecie Jaska ,zaciekewilo mnie to jego wzbranianie sie przed nieznanych pozywieniem ;) Kuk \'\'wolny strzelcu\'\' :D Jako,ze pislas z pracy to domyslam sie ,ze czujesz sie juz lepiej.Ale dbaj o siebie,oszczedzaj sily i nie dawaj wyprowadzic sie z rownowagi przesympatycznej szefowej.Jak pisala Karenka ,spokój, OMMMM i herbatka malinowa :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dynia, kochana, ta moja aktywnosc to tylko w glowie na razie!! ;) nie ma co bic brawo, bo jeszcze nic z tego nie zostalo ruszone chocby o krok do przodu! Musze spadac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla - powiem po raz tysieczny - TY SIE MARNUJESZ KOBIETO! Twoje teksty powinny czytac miliony a nie marna (choc doborowa ;)) garstka wielbicielek! Umarlam ze smiechu i to z samego rana! :) Do tego spelnilas dobry uczynek - wczoraj napisalam Wam, ze migreny miewam sporadycznie, a wlasnie po poludniu przyplatala mi sie jedna taka zlosliwa, trzymala przez noc i trwa. Dopiero po przeczytaniu maila Shalli i wysmianiu sie do rozpuku troche odpuscila ;):) Zeby dobic Was (i siebie sama) do konca dodam jeszcze, ze bedac u Logosm w domu widzialam na wlasne slepia, ze cala trojka dzieci (poczawszy od tego, ktoremu was sie sypie a skonczywszy na Stasiu) chodzi spac (a przynajmniej znika z pola widzenia) po dobranocce! Nie mam pojecia jak osiaga sie podobny sukces wychowawczy... Franek usnal wczoraj na kanapie przed telewizorem wtulony we mnie o 23.45 (proces usypiania zaczelam o 21.00 w jego lozku) a obudzil sie z placzem o 5 rano.:p Nikki - gitara to jest to! Uwazam, ze to jest strzal w dziesiatke. Zmora naszej sytuacji jest to, ze cale nasze obecne zycie podporzadkowane jest dziecku i potrzebom rodziny. Mysle, ze koniecznie trzeba zrobic cos dla siebie. Cos co naprawde nas relaksuje, czego chcemy ze wzgledu na nas same. Ja marze o powrocie do zajec flamenco albo o kursie tanga. Wiem, ze naladowaloby mnie to niesamowita energia. I zamierzam to zrobic jak tylko zmienie prace - pomimo dwojki dzieci w domu ;) Dlatego brawa dla Ciebie i kciuki za realizacje ambitnych planow! :)❤️ Dynia - trzymaj sie Kochana cieplutko - juz niedlugo koniec pierwszego trymestru, i choc wydaje Ci sie to w tej chwili malo prawdopodobne, poczujesz sie duuuzo lepiej! A jak tam z apetytem u Ciebie? Co do mojego stanu zdrowia - wykurowalam sie pomimo wysilkow mojej szefowej ;) Zostal mi tylko spektakularny kaszel, ktory takze zreszta przechodzi. Pisze \"spektakularny\" bo wczoraj w pizzerii najadlam sie przez niego wstydu. Mam z natury wrazliwy przelyk, a przy przeziebieniu wystarczy minimalne jego podraznienie, bym zakrztusila sie na calego. Jak Wam pisalam bylam wczoraj w pizzeri sama i takie zakrztuszenie, po ktorym nastapil atak glebokiego kaszlu wywolalo panike wsrod kelnerow i gosci... Ja krztusilam sie w najlepsze czerwona jak burak (z kaszlu i zazenowania) a ludzie zbiegli sie, by mnie ratowac. Ktos chcial nawet wolac karetke ;) W koncu udalo mi sie jakos przebic przez tlum i ukryc w toalecie, skad ku radosci zebranych wyszlam zywa, choc nieco czerwona po kilku minutach. :P:P:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Witajcie Kochane! Karenko, rozpalilas moja ciekawosc! Z jakich to okolic Krakowa pochodzisz? Jezeli chodzi o ulice Baluckiego to owszem - jest taka niedaleczko - w Debnikach ale tam nie kojarze zadnej szkoly jogi. Jezeli chodzi o Twoja milosc do Krakowa - moja rowniez jest wielka i nie wyobrazam sobie zycia w innym miejscu (chociaz zdaje sobie sprawe, ze to samo zycie weryfikuje tego typu poglady...). Spotkanie? Dla mnie bomba - pod warunkiem, ze bede sie jakos toczyc :) Myshko, super, ze wyjazd i spotkanie z Kukami tak bardzo udane! Patrzac na zdjecia przeslane przez Kuk z zachwytem wyobrazam sobie jak to miejsce musi wygladac latem... (jak widzice jestem chyba nienormalna z tymi wysokimi temperaturami :)) Chlopcy chyba dogadali sie bez problemu (ci mlodsi, a jak "starsi chlopcy") Kuk, jezeli chodzi o moja skrzynke, miesci sie tam kazda ilosc maili i zalacznikow bo mam nieograniczona pojemnosc. Tak wiec zawsze pamietaj, ze zdjec jestem spragniona. Nigdy jeszcze nie bylam we Wloszech. Bardzo chcialabym pojechac i zobaczyc te krajobrazy na zywo. W tym roku jezeli finansowe wiatry beda dobrze wialy i podroz z malutkim dzieckiem nie wystraszy nas zbytnio wybieramy sie do Chorwacji (Chorwacja to moja WIELKA milosc), Wlochy musza jeszcze poczekac. Bardzo Cie prosze, dbaj o siebie! Widze, ze nasze namowy do wczesniejszej rezygnacji z pracy nie przyniosa rezultatu wiec nic innego nie pozostaje nam jak wspierac Cie w Twojej decyzji i zyczyc spokoju i dobrego humoru szefowej. Trzymaj sie! Dynia, teraz bedzie opowiesc o moim pierwszym usg. Ze jestem w ciazy dowiedzielismy sie na 4 dni przed wyjazdem do Tunezji. Postanowilismy zachowac ta wiedze w tajemnicy przed rodzina z obawy o to zeby sie nie denerwowali wyjazdem, lotem, temperatura, innym jedzeniem, wymyslonymi chorobami i wszytkimi tymi sprawami, na ktore nie zwrociloby sie nawet uwagi w "normalnych" okolicznosciach (zwlaszcza, ze po mojej stronie to pierwszy wnuk). Po powrocie termin wizyty byl dosyc odlegly na tyle, ze chyba w 9-10 tygodniu mialam pierwsze usg. Lekarka pyta od progu: no to jestes w tej ciazy czy nie?, ja: przyszlam, zeby Pani mi powiedziala i po kilku sekundach od wlaczenia aparatu usg, "no jaka piekna ciaza!!!" ja na to: "buuuuu, buuuu" i nic nie widze na monitorze przez lzy, a co najdziwniejsze lekarka tez "buuu", podnosi okulary i wyciera oczy. Oprocz samych doznan zwiazanych z obrazem na ekranie, biciem serduszka i tym wszystkim co zobaczylam (jako dowod trzymalam w rece zdjecie) bylo to dla mnie naprawde niesamowite, ze obca osoba, lekarka, ktora "nie jedna ciaze widziala" zareagowala tak spontanicznie. Az sie wzruszam jak o tym mysle... A jezeli chodzi o zdjecia. No co moge powiedziec... Zatwardzialy mieszczuk westchnal z zachwytem: piknie, hej! Logosm, na Rysiu nie bylam. W ogole staram sie przypomniec sobie kiedy bylam ostatni raz w kinie... Bez rezultatu. Siec osiedlowa zalatwia wszystko... Nikii, co z tego, ze Twoje nadprogramowe zajecia sa w fazie planow. Grunt, ze o tym myslisz. Powaznie sie zastanawiam czy na Twoim miejscu nie myslalabym tylko o tym zeby sie polozyc i odpoczac. Rany ale popisalam... Calusy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej, hej! Ja znowu tylko na chwilke... Kurcze tesknie bardzo do takiego zasiadniecia tu na dluzej... Tymczasem wpadam tylko w miedzyczasie... Shalla, Twoj post wprowadzil mnie w taka wesolosc, ze siedzialam i kwiczalam ze smiechu jak mala swinka. Masz niesamowita zdolnosc obrazowego opisywania wszelkich stanow :) Uwielbiam Cie za to! Twoje porownania i metafory sa nie do przebicia... Szczerze zazdroszcze fantazji, i na tym polu to ja przy Tobie czuje sie jakl ta wycieraczka ze 125P :) Logosm, brawo dla Ciebie ! A ja wracam na step oczywiscie, a poniewaz w tym tygodniu z powodu myszoniowego rozkladu zajec wyjatkowo nie moge tam isc w dni, kiedy jest step, postanowilam isc w pozostale dni i zadowolic sie aerobikiem (Z Wloch wrocilam odrobine zaokraglona, ale bez wyrzutow, bo jedzenie bylo wysmienite !!!!!! no ale teraz do dziela: wyszlam z formy, zaraz wracam, he he!) Dziewczyny az piszcze do tego zeby, jak juz pisalam na poczatku, zasiasc tu na godzine albo i dluzej i ze szczegolami poopowiadac o wyprawie do Wloch. Na razie musze Wam napisac chociaz o Franiu !!!!!!!!! Musze Wam powiedziec, ze Franio jest niesamowity, jest swietny po prostu. Zarowno ja jak i moj maz zapalalismy do niego ogromna sympatia. Franio mowi przecudnie i ma bardzo ujmujacy sposob obstawania przy wlasnych argumentach. Poza tym jest bardzo niezalezny i to mi sie bardzo podoba... Niebawem (cokolwiek to moze znaczyc) i ja przesle Wam kilka fotek ze spotkania w Sienie (rowniez zdjecia, ktore zrobila moja mama) a takze kilka zdjec z drugiej czesci naszej podrozy, czyli z polnocy... Aha, jeszcze taka mala obserwacja dotyczaca Jaska po podrozy... Jakby dojrzal... Wczoraj cale popoludnie i na kolacji byla u nas moja M z mala Sarah i dzieciaki bawily sie razem jak nigdy dotad! Po raz pierwszy ja i M moglysmy spokojnie przegadac godzine czy dluzej, a oni byli zajeci wylacznie soba... Mam wrazenie ze zaczal sie jakis nowy etap w ich relacji... I w ogole to niesamowite, jak ta ich relacja jest silna, coraz silniejsza. Jasiek tylko z Sarah ma \"takie uklady\". Dodatkowo podczas tej podrozy zrobil sie bardzo calusny (obsypuje nas buziakami nieustannie) i trzeba bylo widac powitanie dziciakow! Wzajemnym buziakom nie bylo konca! Ciesze sie bardzo ze Jasiek ma taka swoja mala przyjazn. Uwielbiam te radosc w jego oczach kiedy ja widzi :) Teraz musze zmykac O jedzeniu, a wlasciwie nie-jedzeniu Jaska oczywiscie napisze szerzej pa Mysk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ojej, ie widzialam ostatnich trzech postow! Wodny Psikulu, Nikii, Kuk, dzien dobry :) Logosm, ja wlasnie czekam na relacje z Rysia od mojej Przyjaciolki. Bardzo jestem ciekawa... Napisz koniecznie o Twoich wrazeniach ! Jezu, spoznie sie jak nic! Caluje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myshko - dzieki za mile slowa pod adresem Frania. Nie musze chyba dodawac, ze moje zachwyty nad Jaskiem - malym myslicielem (nie tylko nad jego zdolnosciami jezykowymi) sa rownie szczere :) A co takiego ten Rysiu????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wczoraj dotarliśmy do domu tak późno, że od razu wskoczyłam w piżamę i wszyscy razem usnęliśmy. Nie zdążyłam obejrzeć zdjęć!!! Ale dzisiaj żałuję. Na otarcie łez mam na szczęście na skrzynce w pracy przecudne zdjęcia Jadzi. Byłam wczoraj na badaniu dna oka (bo jak to mój lekarz stwierdził, „przez oko wszystko widać w mózgu”), którego to badania bałam się jak diabeł święconej wody. Poszłam więc z mężem. I... wszystko OK. Badanie wogle niestraszne, wzrok sokoli... Stasiek po tygodniowym pobycie w domu z tatą (chorobowe), nie chciał wczoraj wyjść od dziadków. Jeszcze jak miał wszystkich nas w komplecie to już wogle głupawki dostał. Razem z mamą (ze mną), która skakała po mieszkaniu i udawała żabę, która Go goniJ W domu wylądowaliśmy po 21-wszej. Tym bardziej wizja tego, że po dobranocce Staśko odpływa w objęcia Morfeusza wygląda, jak nierealne marzenie. Logosm mogłaby chyba udzielać rad jako „super niania”. I oto klucz do sukcesu – dobra organizacja. Tylko jak to mistrzostwo osiągnąć? Ja, zważywszy moje ciśnienie, też czuję się jak wycieraczka z 125p – Shalla, świetne określenie! Mysh, przyjaźń z Sarah.... hmmmm.... a może to raczej taka już pierwsza sympatia ;) Ja też bladego pojęcia nie mam, kto to ten Rysiu? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, no co Wy! BO spalę buraczka :) Fisa, super, że ze wzrokiem wszystko ok. Mój wzrok się domaga okulisty od roku, ale tu u nas na wsi..... to sobie mogę iść do weta-inseminatora krów - taki to ma \"głębokie\" podejście do pacjentki :) A póki co innego lekarza tu nie ma. będę więc pewnie odwlekać tę wizytę tak długo, aż kiedyś wyjdę na ulicę w majtkach na głowie i uznam, że problem dojrzał ( he he ) do interwencji lekarskiej. \"RyŚ\" - o jest najnowsza produkcja polska, komedia, kontynuacja słynnego \"MIŚA\". Może być fajny, choć przypuszczam, że klimaty już nie te co kiedyś. Sama jestem ciekawa opinii, więc czekam na relacje Logosm. Dziewczyny, od rana jestem terroryzowana przez własne dziecko plastikowym kawałkiem steku. Musze jeść z częstotliwością 6 razy na minute i popijać wurtualną kawą.... babcia ma zawsze dobre pomysły na prezent... Dobrze, że nie mam synka. Pewnie miałby już zestaw karabinów i kajdanek, a ja musiałabym pół dnia spędzać związana i skuta w areszcie odgrywając rolę irakijskiej niewolnicy. Acha! Miałam właśnie do czegoś nawiązać! Chyba Psikulec napisała niedawno ( w kontekście żłobków i przedszkoli ), że jakoby jest \"przyklejona\" do dziecka :) Otóz JA Jestem!!! Jestem jestem jestem jestem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Przyznaję się bez bicia. Uwielbiam spędzać czas z moim dzieckiem, uwielbiam ją usypiać, uwielbiam kiedy obejmuje mnie swoimi małymi ramionkami i usypia i uwielbiam gapić się na nią bez końca, kiedy śpi. Nie wiem, czy ma to na nia negatywny wpływ, czy nie, ale widzę, że Anastazja doskonale potrafi bawić się sama ( od zawsze chyba tak było ) i w odróżnieniu ode mnie - nie jest do mnie przylepiona :) Jest bardzo samodzielna, co napawa mnie dumą oczywiście. I tyle. Uważam, choć to tylko moja opinia, że nic na siłę. Jest czas, kiedy matka i dziecko są bardzo ze sobą zespoleni jedni dłużej inni krócej - w zależności od indywidualnych potrzeb. I oddawanie na siłę do żłobka lub przedszkola bez wyraźnej potrzeby... chyba jest bardziej krzywdzące niż słuszne. Widzę po małej, że choć wychowana dosłownie na moim brzuchu, bez dzieci w domu wcale nie jest taką przylepą trzymającą się tylko maminej spódnicy. Sama zaczyna domagać się kontaktów z dziećmi, zabaw z równieśnikami itd. I chyba o to chodzi? Jeśli nie jesteśmy zmuszone sytuacją, chyba powinnyśmy pozwalać naszym dzieciom samym dojrzeć do nowych etapów. No, wcale nie musze mieć racji, ale tak właśnie mi się wydaje. Uf, namądralowałam się, idę dać się \"ululać\" :) P.S. Ja też chcę zdjęcia JAGI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! P.S.2 - Kuk, mam adres Twojej firmy. Wysyłam Ci dziś pudełko zapałek i wiązę słomy. Wiesz chyba co z tym można zrobić? :) Mogę załączyć instrukcję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Shalla, dementuje plotki :) - to nie ja powiedzialam, to chyba Karen ka (moze teraz Karen ka zwali na kogos innego). Ja jeszcze na ten temat nie bardzo moge sie wypowiedziec. Moge tylko patrzac na podejscie kolezanek do ich dzieci w zaciszu domowym powiedziec Mojemu, ze to mi sie podoba a tamto nie. Albo kazac mu obiecac, ze nie bedziemy wychowywac naszego dziecka tak jak X czy Y. Zreszta czesto prosimy sie o tego typu przyrzeczenia. Po przejrzeniu ofert na allegro dla dzieci, gdzie polowa rzeczy jest "dla twojej malej ksiezniczki" musialam obiecac, ze nie bedziemy wychowywac naszej corki na mala ksiezniczke :). Czytalam pare lat temu obszerny artykul na temat wychowania i samodzielnosci dzieci w roznych rejonach swiata. Zapamietalam stare hinduskie przyslowie, ktore przelozono mniej wiecej tak: do piatego roku zycia jestes niewolnikiem swojego dziecka, od piatego do dziesiatego roku zycia twoje dziecko jest twoim niewolnikiem a od dziesiatego do pietnastego uczycie sie wzajemnie jak zyc w partnerstwie. Bylo rowniez wytlumaczone, ze Indie sa krajem gdzie dzieci najszybciej dojrzewaja spolecznie wlasnie przez to, ze to porzekadlo jest masowo wcielane w zycie. Tym przydlugim wywodem chcialam ustosunkowac sie do tego co Shalla napisala na temat kolejnych etapow. Chyba wszystko ma swoj czas. Latwo mi mowic, a boje sie, ze juz niedlugo sytuacja przerosnie mnie na calego i medrkowanie w zaciszu domowym bede sobie mogla w buty wsadzic... Powiedzcie, ze tez mialyscie obawy... prosze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mialysmy! znaczy ja mialam :) i nadal mam, bo przeciez z trzylatkiem jest inna sprawa niz z dwu-, a z piecio-latkiem jeszcze inna i tak dalej :) no, same nowe wyzwania po prostu a co do samodzielnosci, to ja wlasnie czesto czekam na znak ze strony jaska, ze jest gotowy na cos... zauwazylam ze z nim nie da sie zrobic nic na sile... dlatego jsli nie chce np. jezdzic na rowerze, to odstawiam rower w kat i czekam az sam na niego wsiadzie i tak jest ze wszystkim (znaczy w kwestii samodzielnosci) Mysle ze kazde dziecko dojrzewa do wszystkiego w swoim czasie... Ja z podziwem mysle o Anastazji, bo Jasiek do dzisiaj nie ubiera sie sam (za to rozbiera sie bardzo chetnie) i do glowy mi nie przyszlo go tego \"uczyc\", owszem czasami ubierajac go rzuce jakies \"zaloz buta\" albo \"zapnij sweter\", ale Jasiek zupelnie nie reaguje. Czekam wiec, az kiedys sam sie za to zabierze i wtedy postaram sie to jakos \"umocnic\" no ale dosc tego gadulstwa na teraz, jesli moje dziecko pospi jeszcze chwilke, to zaraz przesle Wam pierwsze zdjecia - prosze przygotowac skrzynki !!! aha, Psikulcu, ja tez czasami obserwuje inne dzieci i podejscie ich rodzicow i staram sie wyciagam wnioski przydatne dla naszej malej rodziny :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu, ależ oiczywiście że miałam całe stado obaw! Co ja mówię stado.... populację całą! No i tyleż samo miałam \"mądrych\" pomysłów na wychowanie. Coś w stylu: O nie, ja nigdy tak nie zrobię! O tak, ja zawszę będę TAK postępować. Dziś śmieję się z tego do bólu. Życie szybko weryfikje nasze poglądy :) I dobrze. A jeszcze co do etapów na różne nowe rzeczy. Wyszłam z założenia, że musze Anastazji pokazać jak najwięcej. Ale to nie jest równoznaczne z wymaganiem tego od niej. Po prostu pokazuję jej różne rzeczy. Albo się zainteresuje, albo nie. Jak nie , to trudno, wracam do tematu za jakiś czas. Jak jej się spodoba - to super i zazwyczaj bez zachęcania bierze się za to. Tak było z ubieraniem. Sama wykazała inicjatywę, więc tylko jej podpowiedziałam, jak sobie ułatwić niektóre zadania i już. Teraz ćwiczy zapamiętale sama - na sobie, na lalkach i .... na mnie. Np. zawsze wieczorem przychodzi do mojego łóżka pozapinać mi guziczki przy koszuli nocnej. :) To samo było i jest z jedzeniem i myciem zębów. Musze przyznać ( będe się chwalić, uwaga dla wrażliwych! ), że jestem bardzo zdumina i dumna, że Anastazja praktycznie myje już zęby... jak dorosły. Oczywiście i tak się wtrącam i robię poprawki, ale szczerze przyznam, ze nie spodziewałam się, że tak szybko nauczy się manewrować prawidłowo szczoteczką. Za to dramatycznie wyglądają jej próby rysowania.. Bardzo lubi rysować, ale jak czytam, że wasze maluchy rysują śliczne ślimaczki, albo kółka...ech... u nas to jest nieustannie impresjonizm :) Choć w rodzinie są głębokie tradycje malarskie ( dziadek, babcia, tata, nawet ja trochę ) - normalnie podłamać się można :) Ale nie naciskam jej. Nie, to nie. Wytłumaczyłam jak się trzyma krędkę - reszta należy do niej. Wieczorem jeszcz enapisze, teraz musze spadać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A mnie zdarza się przegapiać moment, gdy Staś do czegoś dorasta. Np. tradycyjnie, gdy przychodzimy do domu, zrzucam z siebie kurtkę i czapkę i pędzę rozebrać Stasia. A tu nagle zauważam, że On to chciałby już sam robić. Uśmiałam się ze swojego skojarzenia. Staś ma dopiero 2 latka, a mi przypomniało się powiedzenie, że „dzieci zawsze pozostaną dziećmi” i tak trudno to nam rodzicom się do tego przyzwyczaić, że nasze pociechy dorośleją i coraz mniej nas potrzebują ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie nadążam za Wami. Codziennie czytam, staram się cos napisać, choćby parę zdań, ale nie nadążam. czuję się kiepsko, ciąże z Tobiaszem znosiłam o niebo lepiej-no i nie musialam sie wtedy zajmowac malym dzieckiem, co teraz, przy zlym samopoczuciu, daje mi się we znaki. W końcu zmobilizowal mnie post Shalli, bo traktuje o tym, co jest moją bolączka od dawna, i co-mam nadzieję, wy jako bardziej doświadczone i nie bezpośrednio zaangażowane, będziecie mogly ocenic obiektywnie, moze cos pokazac, podsunąć pomysł. Chodzi o samodzielność Tobiasza. Shalla, piszesz, że zaszwe byłas przywiązana do Nastki. Ja nie- cenię swój spokój i wygodę, nie moglam się polapać w zabawach mojego dziecka i tym samym w nich uczestniczyc. bardzo długo zajęło mi zaakceptowanie, ze taką matką jestem i nie muszę na siłe podciągac sie do jakiegos ideału. Inna sprawa, ze Tobiasz zawsze był krzykliwy, porywczy, absorbujący-czym na pewno zniechęcał mnie do poświęcania mu całego zcasu, a może inaczej-przez to potrzebowałam więcej przestrzeni dla siebie, by naladowac akumulatory. Ja wiem, ze to brzmi na razie mglisćie, trudno mi to opisać jakos klarownie. Nie znaczy to jednak, ze nie poświęcam mu czasu w ogóle-chętnie czytam mu bajki, bawię sie w chowanego, w ganianego i jakiegokolwiek innego, wydaje mi się, że nie skapię mu czułości, a jednak...Ostatnio zabawy z nim stają się dodatkową udręką, być moze przez wzgląd na to stawania się odrębną istotą, które on przechodzi-jest jescze bardziej porywczy, niecierpliwy, kończy z płaczem nie wiedziec czemu. Pewnie to znacie. Równoczesnie nie daje mi ani minuty spokoju w ciągu dnia. Gdzies kiedys Shalla odmalowala obrazek-ona przed kominkiem z książką, Nastusia układa puzzle. U mnie to utopia. Moje dziecko przybiega do mnie co chwilę i gania mnie po całym domu, bo \"chcę\", bo \"dać\". Nie chodzi mi o to, żeby cały dzień bawil sie sam, ale paradoksalnie doszlo do takich przepychanek-caly dzien jest walką z naszej strony, aby bawil sie sam, z jego zas strony, abysmy spełniali jego zachcianki. Czy to jest normalne? Czy ja wymagam za dużo od półtorarocznego dziecka, oczekując, ze chociaz te pól godziny rano i popoludniu spędzi sam? Starałam się zapelnić potencjalna pustke i potrzebe -być może większą niż mi się zdaje- mojej obecności, ale to błedne koło; daj psu palec, chwyci całą rękę:O Jestem zdesperowana, czuję sie winna, mam łzy w oczach pisząc Wam te słowa i czekam na Wasze szczere do bólu, ale być może przełomowe dla mnie spostrzeżenia. Nadmienię jeszcze, ze kiedy tylko jest przebrany w pizamke, jak teraz, bawi się totalnie sam, przynosi sobie zabawki, od czasu do czasu tylko prosząc mnie o cos lub pokazując, a wszelką odmowę włączenia się do zabawy przyjmuje spokojnie. No to o co chodzi???? Mój email gosiuwa-81@o2.pl Czekam na zdjęcia z utęsknieniem, przepraszam ze nie odbnosze się do waszych postów, ale już wystarczy tego słowotoku. Piszcie dziewczyny, bo źle ze mną:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Droga pszczolko, dzis tylko tyle Ci napisze, tak calkiem z praktyki zabaw Nadyjka - nie pamietam, zeby ona kiedykolwiek zajela sie soba sama przez pol godziny ciagiem. Obrazek odmalowany przez Shalle, to u mnie tez utopia. Wszystko robimy razem, naprawde. A teraz ide juz do wyrka, bo oczy mi sie kleja. Dobranoc, laduj akumulatory :) 🌻 ❤️ 🌻 ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pszczola ja Cie doskonale rozumiem. Chociaz z gory Cie uprzedzam ze zadnych rad Ci nie dam bo ja jeszcze nie poznalam instrukcji obslugi swojego dziecka a co dopiero innych. Nie wiem czy pocieszajace bedzie dla Ciebie to jesli podziele sie z Toba swoimi watpliwosciami i rozterkami. Moze to pomoze Ci nabrac dystansu i zrozumiec ze byc moze wiekszosc z nas ma tendencje do pisania o tym co nas napawa duma i podziwem dla wlasnych dzieci a o tych bardziej uwierajacych nas aspektach macierzynstwa piszemy rzadko i niechetnie. Ja nawet jesli pisze cos co ma negatywny wydzwiek to czuje sie winna w stosunku do Olka, czuje sie skrepowana bo mam wrazenie ze daje w ten sposob dowod na to ze jako matka jestem nieudolna i niekompetentna. Pozniej przychodzi opamiatanie ze przeciez tak jak nie ma idelanych matek tak tez nie ma idealnych dzieci. Wlasnie dzis wieczorem usypiajac Olka rozmyslalam nad ostatnimi wpisami i pytaniem Psikulca o obawy zwiazane z macierzynstwem. Nie wiem skad mi sie to wzielo ale gdzies gleboko wewnatrz siebie zawsze byalm przekonana ze kiepska bedzie ze mnie matka. Zawsze bylam niecierpliwa, nieskora do kompromisow, uwielbialam miec swoja zyciowa przestrzen dla siebie itd Bycie matka w tych negatywnych aspekatach kojarzylo mi sie z tym ze przestaje sie byc pania swojego czasu, ze brakuje czasu na swoje zainteresowania, ze dzien musi miec swoj staly rytm a wiec tak jak pisala Psikulec jest sie niewolnikiem dziecka. Moze to dobrze ze zdawalam sobie z tego sprawe i nigdy nie mialam jakiegos slodko- cukierkowego wyobrazenia o byciu matka a wiec i zderzenie z rzeczywistoscia nie bylo tak bolesne. Bo rzeczywiscie brak mi czasu na swoje zainteresowania (a nawet jesli znajde juz jego okruszki wieczorem to i tak na nic nie mam sily), dni sa przewidywalne do bolu (a Olek ma swoje stale pory posilkow i snu i niech Bog ma w opiece tego kto zeche nimi manipulowac). Ja jeszcze nie poznalam matki ktora nie mialaby ochoty od czasu do czasu odpoczac od swojego dziecka. Po prostu wyjsc na chwile i pobyc sama ze soba. Dla mnie to tylko namacalny dowod ze dba sie w ten sposob o zdrowie psychiczne. A mimo to kiedy takie mysli sie we mnie pojawialy to poczucie winy zalewalo mnie z sila Niagary. No bo jak to matka moze miec chec wyrwania sie z domu po to zeby odpoczac od swojego Skarb?. Tego czego mnie bardzo brakuje odkad urodzil se Olek to czasu na medytacje. Nie mam sily wstac o 6 rano a kiedy on juz idzie spac to kazda proba wyciszenia sie konczy sie natychmiastowym snem. Staram sie wiec chociaz wykorzystac popoludniowa drzemke. Jak to gdzies przeczytalam: jesli czlowiek w siebie nie wchodzi to z siebie wychodzi. I ja przez wiele dlugich miesiecy mialam poczucie wyjscia od siebie. Teraz jest juz lepiej, chociaz paradoksalnie to wlasnie teraz Olek coraz wiecej ode mnie wymaga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Piszesz o samodzielnych zabawach. Ja nie bardzo wiem co przez to rozumiec, bo Olek swoich zabawek nie zuwaza juz od ok 5 miesiecy. Jego ulubione zabawy to: rozrzucanie gazet i ksiazek po calym pokoju (pozwalam) wyciagnie kuchennych przyborow z szuflad i roznoszenie po calym domu (pozwalam) grzebanie w kontaktach na wszystkie sposoby (nie pozwalam) grzebanie w plytach i filmach (nie pozwalam) rysowanie koniecznie dlugopisem po kazdej mozliwej powierzchni (pozwalam pod warunkiem ze robi to na kartce) i ukochana zabawa to przysuwanie sobie krzesla w kazde interesujace go miejsce, wspinanie sie na nie, zdejmowanie interesujacych przedmiotow, spadanie z krzesla, placz i po chwili ponowane wspiananie sie itd. Jesli bardzo bym sie uparla to moglabym to nazwac samodzielna zabawa ale tak naprawde to taka forma aktywnosci kiedy raczej nie mozna go na chwile spuscic z oka. Ciagle rozmyslajac wieczorem (a bylo to zanim przeczytalam Twoj post) myslalam o tym czy Olek konczac dwa lata bedzie chocby w czesci tak samodzielny jak grudniowe dzieciaczki, bo poki co mam wrazenie ze dziela ich lata swietlne. I odkad zadalam pytanie na temat samodzielnego jedzenia to troche glebiej sie zastanawiam nad pewnymi rzeczami. Shalla napisala ze Nastka zaczela samodzielnie jesc w wieku 12 miesiecy a Olek po lyzeczke siegnal po raz pierwszy w wieku 17 miesiecy. I probuje sobie odpwiedziec na pytanie czy to ja go uwazam za malutkiego, nie zachecam do samodzielnosci czy tez on nie wykazuje inicjatywy a wiec ja nie reaguje. To troche tak a propos pytania Psikulca na temat watpliwosci. Jak widzisz one sa caly czas. Zmienia sie tylko tamat rozmyslan i pytania jakie sobie zadaje. Naprawde czesto zdaje sobie pytanie czy jestem dobra matka. Ostatnio mam wrazenie ze moje przebywanie z Olkiem sprowadza sie do ciaglego powtarzania: nie wolno, nie rob, odloz to na miejsce i nienawidze tego zrzedzenia, a z drugiej strony reagowac musze. I co z tego ze madre podreczniki mowia: zainteresuj czyms dzieck, pobaw sie z nim, skoro Olka ciezko wciagnac w jakas zabawe. Nie potrafi sie skupic na niczym dluzej niz kilkanascie sekund. No chyba ze sa to Teletubisie to i dwie godziny non stop potrafi ogladac. Bardzo czesto mam wrazenie ze sam nie wie czego chce dlatego ciezko go zadowolic. W wiekszosc domowych prac jakie wykonuje probuje go wciagnac na zasadzie zabawy. Wieszam pranie a on podaje mi klamerki, myje naczynia a on siedzi obok na wysokim stolku i „myje” blat, obieram warzywa o on siedzi na stole i podaje mi warzywa robiac swoje kompozycje w miskach jakie ma pod reka. Ja zamiatam a on lata za mna z szufelka itd. I wiem ze on to kocha bardziej niz jakakolwiek zabawe klockami wiec to walsnie w ten sposob sie bawimy. Ale tez marze o tym zeby moc usiasc sobie z ksiazka i parzec jak Olek bawi sie sam. Poki co jest to nieosiagalne. Jednak o tyl latwo mi sie z tym pogodzic bo wiem ze to PRZEJSCIOWE. I ciagle kupuje ksiazki po ktore mam nadzieje juz wkrotce siegnac. A moze tez utrzymuje mnie w pionie to ze tak czesto latam do Polski a tam rodzice dopieszczja i Olka i mnie. A propos wczoraj kupilam bilet i 10 marca lece na 1,5 miesiaca. Potrzebuje tego jak tlenu. Jak widzisz tez troche z siebie wyrzucilam ale nie wiem czy Tobie to cos da, ale trzymam mocno kciuki zeby te chmury smutku jakie masz teraz nad glowa poplynely daleko daleko. Pozdrawiam Cie serdecznie. Dobranoc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu. Opiszę Ci moje boje. Gdy Staś skończył 3 miesiące, ja z pełnym entuzjazmem wróciłam do pracy na ½ etatu. Nie wytrzymywałam już w domu i powrót do pracy był ucieczką. Będąc w pracy odpoczywałam od Stasia, a po powrocie odpoczywałam od pracy – zajmowanie się Stasiem stało się relaksem. Była to dla mnie idealna sytuacja. Gdy Staś miał 1rok i 3 miesiące przydarzyło mi się bezrobotne. Pierwsze dni, ba tygodnie, miałam zakwasy i nie byłam w stanie spokojnie nawet rosołu ugotować. Obrane warzywa walały się po całym mieszkaniu. Mąż gdy wracał z pracy to w progu mieszkania spędzał dobrą chwilę, aby ochłonąć z przerażenia, taki był bałagan – wszystkie zabawki porozrzucane po podłodze. Ja mówiłam, że mam poligon w mieszkaniu. Na spacerach przywiązywałam do siebie Stasia, bo gdy choć na chwilę puszczałam Go, choćby żeby zamknąć mieszkanie lub zapiąć kurtkę, On czmychał w siną dal. Gdy szłam do toalety brałam go ze sobą i sadzałam na kolanach. Gdy widziałam, jak inne matki spacerują z dziećmi w wózku, albo robią zakupy, stoją w kolejce, albo zostawiają wręcz wózek w kącie sklepu, to aż w dołku mnie kłuło. Stasiek od 9 miesiąca nie chciał siedzieć w wózku. Miał pewien moment, że lubił w nim siedzieć, ale wówczas wybierał kierunek północ i nie pozwalał zawrócić. Było, że przeszłam z nim 4-5 kilometrów, a do domu wracałam na zasadzie szybkiej zmyłki – wskakiwałam na przystanku do autobusu, którym lubił jeździć. Kiedyś chciał, aby iść na spacer wzdłuż obwodnicy, ryczał potem przez 15 minut :( Dzisiaj nie jest wcale lepiej. Gdy otwieram szafkę ze słoikami, Staś już czyha za moimi plecami, następnie już czuję Jego łokcie w żebrach i już, już jest przy szafce i grzebie w słoikach. A ja zamiast kończyć obiad stoję i pilnuję tych słoików. Kiedyś takim słojem mnie znokautował. Gdy biorę się za zmywanie, On już rzuca zabawę i też chce zmywać, więc stoję przy Nim i pilnuję, aby tylko szklanek nie chciał zmywać. Wyjście do toalety nadal nastręcza mi pewien problem, bo po powrocie często zastaję Staśka na blacie kuchennym grzebiącego w szafce. Gdy jestem sama z Nim w domu, nie jestem w stanie prawie nic zrobić. Dlatego na kafe mogę pozwolić sobie tylko w pracy. Hinduskie powiedzenie, które napisała Psikulec jak w sam raz pasuje: do 5 roku życia dzieci jesteśmy ich niewolnikami.... Pszczoła odniosłam wrażenie, że nasze brzdące mają podobny temperament, a nami targają podobne uczucia. Chciałam Ci napisać, że to normalne, tak po prostu jest i już. Nie jest to powód do obwiniania siebie. Masz prawo czuć to, co czujesz. Ja doszłam też do wniosku, że błąd, jaki popełniam to ten, że myślę o Stasiu, że jest miniaturą dorosłego. A psychika dziecięca rządzi się swoimi, zupełnie odmiennymi od nas dorosłych prawami. Myślę też, że 2 latka to czas, żeby dziecko powoli, bardzo powoli, delikatnie i z wyczuciem zacząć uczyć, respektowania naszych praw. I myślę, że granica jest bardzo cienka i trudna do uchwycenia. Granica, po której przekroczeniu, zaczynamy tłamsić dziecko, jego osobowość, jego pewność siebie, indywidualność itp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Mysho, wielkie dzieki za kolejna porcje zdjec! Jezeli o mnie chodzi to takich widokow nigdy za duzo. Twoja Mama ma wielki talent i jesli sie nie myle to chyba rowniez wielka pasje zwiazana z fotografowaniem. Dlatego tez ogromne podziekowania dla Mamy, za to, ze w pewnym sensie pozwolila nam uczestniczyc w tej wyprawie. Kontynuujac temat moich obaw i watpliwosci chyba zostalam troche zle zrozumiana. Nie boje sie, ze strace swoje dotychczasowe zycie i stane sie niewolnikiem dziecka. Absolutnie licze sie z tymi aspektami bycia rodzicem, wiem, ze dziecko w pewnym okresie swojego zycia jest calkowice zalezne od nas - rodzicow i pokornie sie na to godze. Decyzja o pierwszym dziecku w wieku 35 lat dala mi mozliwosc spedzenia wielu lat "po swojemu" az nabralam poczucia, ze zycie powoli staje sie niepelne. Podjecie swiadomej decyzji o powolaniu dziecka na swiat niestety nie odebralo mi strachu przed jutrem. Moje obawy dotycza kwestii nastepujacyh: czy bede dobra matka? czy bede potrafila zadbac o odpowiedni rozwoj (intelektualny, spoleczny, rodzinny) dziecka, przy okazji nie zameczajac? czy znajde odpowiednie proporcje pomiedzy miloscia a wychowaniem? a najbardziej prozaiczne ale tez w pierwszym okresie wysuwajace sie na bliski plan to czy opieka i pielegnacja noworodka nie przerosnie mnie? ale tez czy czasami nie przestane byc kobieta i partnerka a nie zostane tylko matka zapominajac o tym, ze to nie jedyna rola zyciowa? czy nie bede zameczac siebie i otoczenia moim macierzynstwem? a co jak dopadnie mnie depresja? Z drugiej strony mysle, ze lepszym rozwiazaniem sa takie obawy - najwyzej moge miec mile niespodzianki. Gdybym nastawila sie na okraglego, pachnacego, rozowego, wiecznie usmiechnietego i gugajacego bobasa moglabym sie mocno rozczarowac. No to moze na razie dosyc tych rannych przemyslen...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pszczółko, chciałam wczoraj wieczorem napisać, ale.. komp mi się zawiesił i już nie miałam siły go odpalać, oczyszczać i reanimować, yhhh ( dzień jak codzień ). Spiesze z wyjaśnieniami, bo po Waszych wpisach poczułam się, jak naczelny \"depresant\" Waszych nastrojów :) Dziewczyny, Anastazja chwyciła za sztućce w dniu swoich pierwszych urodzin - to prawda. Ale to w najmniejszym stopniu nie \"odciążyło\" mnie. Wręcz przeciwnie. Prawie rok trwało moje zgrztanie zębami na widok pobojowiska jakie czyniła tymi sztućcami. Była i jest zawzięta ( w mamusię chyba :) ) więc z góry założyłam, ze może będzie z tego jakiś pożytek, a zabraniać nie ma co, bo będzie jeszcze gorzej. Z czasem założenie okazało się słuszne, bo teraz sobie chwalę to, że możemy jeść razem przy stole i dziecko radzi sobie samo, ale zanim do tego doszło.... nie zlicze ile razy wydłubywałam makaron z dywanu, wyciągałam ryż pensetą z chodniczka, ile dziesiątek razy przebierałam ją w ciągu dnia, bo po każdym posiłku wyglądała jak....united color of beneton.... I powiem więcej - ja też z obawą patrzyłam na moje macierzyństwo dysponuję szerokim zestawem cech, które nie predysponują mnie za bardzo do \"zawodu\" matki. Jestem potwornie niecierpliwa ( !!!! ) nie umiem tłumaczyć ( jak ktoś nie łapie od razu, to mnie krew zalewa ), brak mi opanowania, jestem nerwowa i nie lubię dzieci. No super jak na matkę, co? Moja mama z lekkim przerażeniem przyglądała się mojemu rosnącemu brzuchowi :) Kiedyś mój mąż powiedział mi ( przy okazji innych kłopotów ), że Bóg nigdy nie daje nam zadań, z którymi nie jesteśmy w stanie sobie poradzić. I ja w to wierzę. Wierzę, że dostałam \"taki model\" dziecka, bo każde inne bardziej absorbujące pewnie wpędziłoby mnie w nerwice, depresje, albo wieczne poczucie winy. Myślę też, że jest mi o tyle łatwiej, bo ciągle odkrywam w Anastazji moje własne cechy charakteru. Nawet te trudne jest mi łatwiej zaakceptować, bo \"widzę\" w niej małą siebie samą. I staram się myśleć przez pryzmat jej/moich w dzieciństwie odczuć. Wiem co mnie wpędzało w poczucie krzywdy i pamiętam co sprawiało, ze byłam szczęśliwa. Staram się jak mogę, być dla niej taką matką, jaką ja chciałam mieć. I na koniec - sądzę ( nie wiem tego na pewno ) , że chęć do samodzielnej zabawy wynika z charakteru dziecka w dużej mierze - a w znaczniej mniejszej z tego, jak bardzo starają się to osiągnąć rodzice. Po prostu jedne dzieci lubią sobie pobyć same ze sobą, a inne uwielbiają mieć \"publiczność\" :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu, myślę, że masz bardzo dobre i zdrowe podejście do tematu. Ja niestety nie miałam. I tu wylazło na wierzch to złe, co jest w jedynakach: córeczko, ty sobie ze wszystkim poradzisz, córeczko, my w ciebie wierzymy, córeczko zobaczysz, że jak zawsze doskonale sobie dasz radę itd. :/ I ja z takim nastawieniem szłam do porodu. Całe życie byłam jedyną nadzieją, jedyną dumą jedyną \"radością\" rodziców i to niestety miałam tak głęboko wbite w podświadomość, że w ogóle nie docierało do mojego mózgu, że mogę mieć baby-blues\'a, że mogę nie dać rady karmić piersią ( choć moja mama nie dała rady ), że mogę nie umieć wykąpać, czy przewinąć. A ten przestrach w oczach mojej mamy jeszcze bardziej mnie mobilizował i stawiał na pozycji: MUSZĘ wszystkim pokazać, ze genialnie dam sobie radę. I dałam... tylko nic nie jest za darmo :( Trzeba sobie czasem pozwolić na słabość, pozwolić sobie pomóc, wziąć znieczulenie.... Dziś wiem, że granie bohatera, bo tego od nas oczekują jest wielkim błędem. Kiedyś czytałam, że ludzie dzielą się na dwa typy: 1) ci, którym trzeba mówić: \"kochanie, dasz sobie radę\" - bo to ich mobilizuje pozytywnie, zaczynają wierzyć w siebie i swoje możliwości. oraz 2) ci, którym trzeba mówić: \" kochanie, pamiętaj, ze jeśli nie dasz rady, to zawsze możesz liczyć na naszą pomoc\". Bo w przeciwnym razie nieświadomie możemy postawić przed takimi ludźmi zadanie przerastające ich możliwości, co może się skończyć nawet tragedią. Dziś wracam do tego myślami pod wpływem Twojego wpisu i kwestii wyważenia miłości i wychowania. Bo bardzo się właśnie boję, że nie zdołam rozpoznać, którym typem jest moja córka i że będę ją w najszczerszych intencjach wpędzała w jakiś chory ambicjonalny wyścig, zamist być jej opoką. Ech... ale mnie dizś wzięło :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fisa - bardzo trafne spostrzezenie a propos - dzieci dla Rodzicow pozostaja zawsze dziecmi. Faktycznie - zwyczajowo odnosi sie to powiedzenie do dzieci doroslych, a przeciez znajduje ono zastowowanie takze do nas i naszych maluszkow! ;) Shalla- Brawa dla Nastki! Franio nauczyl sie wprawdzie wypluwac sline po przelknieciu pasty, ale to na razie tyle postepow w szczotkowaniu zebow ;) Wodny Psikulcu - nie rozsmieszaj mnie - watpliwosci i wyrzuty sumienia gnebia mnie na kazdym kroku! Nie dalej niz wczoraj zlamalam sie i chcac, by Franio zjadl jednak jakas kolacje ucieklam sie do szantazu - dalam mu farby i papieer (co uwielbia) i ...grozilam, ze je zabiore za kazdym razerm gdy odmawial zjedzenia kolejnego kesa. W ten sposob jego zoladek zapelnil sie szybko ale ja poczulam sie kompletnym bankrutem wychowawczym... Co do Twoich watpliwosci dotyczacych godzenia roli matki noworodka i partnerki - mysle, ze kazda z nas myslala o tym i trenowala ten problem na sobie. Z wlasnego doswiadczenia moge tylko powiedziec, ze jedyna metoda, to wciagnac ojca (nie na sile lecz po dobroci) w opieke nad dzieckiem. U mnie proces \"lapania rownowagi\" w tej kwestii trwal dlugo, jako, iz moj maz pochodzi z rodziny, w ktorej WYLACZNA opieke nad dzieckiem sprawowal jego mama. W sposob, rzec mozna \"organiczny\" maz wzbranial sie przed karmieniem, przebieraniem usypianiem i kapiela malego. Dlugo trwalo, zanim zrozumial, ze sa to formy kontaktu z dzieckiem, ktore moga przyniesc radoc i pozytek obu stronom... Teraz jest juz z tym o wiele lepiej i myslem, ze zarowno stosunki Tata- Syn jak i nasza wzajemna relacje bardzo na tym zyskaly.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pszczolka, Fisa - mysle, ze faktycznie macie dzieci o podobnym temperamencie (tzw. poprzeczniaczki wg. klasyfikacji Tracy Hogg). Z lektury wiem, ze dzieci te wymagaja o wiele wiecej uwagi niz pozostale maluchy i rozumiem, ze bycie mama takiego \"poprzeczniaczka\" to nie lada wyzwanie. Nie osmiele sie udzielac rad Pszczolce -bo sama jestem w dosc szczegolnej sytuacji - pracuje odkad Franio skonczyl dwa i pol miesiaca i kazda chwila spedzona z nim jest dla mnie cenna (nawet, jesli bywa meczacy). Jednoczesnie - wyobrazam sobie doskonale co czuje matka aktywnego dziecka spedzajac z nim czas non stop i mysle, ze wszelkie objawy zmeczenia i chec ucieczki sa tu jak najbardziej usprawiedliwione. Wyznam Wam nawet, ze moj lek przed calkowita rezygnacja z pracy jest tez chyba czesciowo zwiazany z obawa, ze nie podolalabym takiej calodobowej opiece nad Franiem... Dlatego - jedyna rada jaka mam dla Pszczolki to - nie obwiniaj sie, ale postaraj sie tak przeorganizowac zycie rodziny, by opieka nad dzieckiem spoczywala na dwoch lub trzech osobach, co pozwoli Ci na znalezienie czasu takze na zaspokajanie Twoich potrzeb... Zaloze sie, ze bedac wypoczeta i zrelaksowana znajdziesz w sobei dziesiec razy wiecej energii takze dla Tobiasza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×