Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość gość

Border...? Anioł i diablica w jednej osobie.

Polecane posty

Gość gość

Witam, Poprzez niemoc, które czuję w chwili obecnej, chciałbym podzielić się z Wami pewną historią i zaczerpnąć opinii, Waszego zdania (pod warunkiem, że komuś będzie się w ogóle chciało czytać moje wypociny, które postaram się jak najzwięźlej streścić). Byłem po burzliwym związku (dla dobra sprawy, nie podam konkretów), wypluty, przemielony. Chcieliśmy być razem, niestety coś stało na przeszkodzie. Dla dwóch stron była to trudna decyzja. Próbowałem dojść do siebie, odbudować swoje „ja”, zacząć cieszyć się życiem. Po jakimś czasie zarejestrowałem się na portalu randkowym, klikanie „tak” lub „nie” zaczęło mnie już nudzić, a o jakiekolwiek efekty było naprawdę ciężko (może moja aparycja była deklasowana poprzez napompowanych napaleńców?  ). I nagle cud…serducho w moją stronę, ładna persona, ciekawe zainteresowania. Zabrałem się za pisanie. Odpisała! Spotkaliśmy się, było bardzo miło, następnym razem zaprosiła mnie do siebie, pierwszy buziak, przytulańce. Wow! Myślę sobie: „moje życie nabiera sensu, tak to ona! („cud kobieta, może nawet żona”?). Poznawaliśmy się, życie nabierało rozpędu (nawet za szybko), wspólne wyjazdy, poznawanie siebie, rodziców. Starałem się funkcjonować odrobinę na dystans, ona wyznała mi miłość po ponad miesiącu, dla mnie to było za szybko. Zaczęły się pretensje, że ona się stara (skakała obok mnie jak tygrysek po lesie), a ja mam to za nic. Ok, przekalkulowałem, postanowiłem po 3 miesiącach wyznać miłość, zadeklarować związek.. Było ok. Do czasu. Mówiła od samego początku o ślubie, dzieciach, przyszłości. Ok, o przyszłości możemy porozmawiać, ale ślub i dzieci? Po 3 miesiącach? Po 6 miesiącach? (włączył mi się alert, mówiłem jej, ze to za wcześnie, że na to jest potrzebny czas. Zaczęły się pretensje, zazwyczaj o błahostki (większości z nich nawet nie pamiętam). Że mam znajomych i przyjaciół, że jakaś koleżanka, którą znam od 8 lat pyta się mnie „co słychać”. Stwierdziłem: jest zazdrosna, jak każda kobieta, to normalne. Zacząłem spotykać się już tylko z nią, znajomi poszli na odstawkę, nie było nawet mowy, bym gdzieś wyszedł wieczorem bez niej. Kłótnia. Zacząłem walczyć, pozwoliła, ale wiedziałem, ze skończy się to kłótnią więc zrezygnowałem i już cały wolny czas poświęciłem jej osobie. Pretensje i kłótnie zaczęły się nasilać, raz o to, że się spóźniłem 30 minut (wytłumaczyłem racjonalnie dlaczego tak się stało), później o znajomych, później o to, że nie poświęcam jej czasu i ciągłe wyrzuty (moja ulubiona śpiewka): Ty mnie nie kochasz. Ostatni akapit skróciłem, ponieważ zajmował on około pół roku. Jej pretensje i wyrzuty nie były zwykłą rozmową, lub okazem niezadowolenia. To był atak (parę razy jej wrzuciłem, że jest psychiczna, czego później żałowałem), histeria, krzyk przeplatany płaczem, uciekanie z samochodu, obelgi kierowane w moją stronę, obrażanie. Ja najpierw spokojnie podchodziłem do tematu bagatelizując jej zachowanie, później po jakimś czasie zacząłem jej spokojnie tłumaczyć, spróbować wyjaśnić sytuacje, później również wybuchałem (również tego żałuję, ale krzyk i obrażanie wyprowadziło mnie kilkakrotnie z równowagi). Ostatnie miesiące minęły 50/50, czyli raz idealnie(naprawdę, jak w niebie), ale jak tylko nie byłem w stanie spełnić jej oczekiwania, pojawiała się awantura. Ona bombardowała cały czas „miłością”, skakała obok mnie, idealizowała mnie, a jak tylko coś się stało (spóźniłem się, powiedziałem, że jestem zmęczony lub cokolwiek innego o podobnym kalibrze), dostawałem w zamian wojnę światowa. A gdy próbowałem tylko z nią porozmawiać, powiedzieć, ze jej zachowanie jest nieadekwatne i nie w porządku, że też mi coś nie odpowiada, mówiła wtedy „cały czas się mnie czepiasz, masz o wszystko pretensje” itd. Itd. Cały czas wmawiała mi, że jej nie kocham, gdzie za każdym razem zapewniałem, że tak nie jest. Przy najmniejszej sprzeczce (w jej wykonaniu najmniejsza to nie wojna, ale np. powstanie warszawskie) mówiła o rozstaniu, płakała że będzie zawsze sama, że nikt jej nie kocha…i tak w kółko. Na wyjeździe wakacyjnym wpadła w szał (dosłownie), ponieważ…odwróciłem się do niej tyłem dwa razy i zostałem okrzyczany, zbluzgany, zdiagnozowany chamem, gnojem. Byłem w szoku! Po kilku godzinach gonienia jej, bezowocnego studzenia emocji, jak na pstryknięcie palca, usiadła mi na kolanach, zaczęła całować i wróciła…jakby z innego świata. I wtedy mi się znowu dostało, ponieważ nie potrafiłem tak szybko zapomnieć i byłem odrobinę zdystansowany, co ona odczytała jako brak miłości… Wchodząc samemu w sobie w słowo (dawno już zgubiłem chronologię, nie potrafię opisać wszystkiego, zresztą, kto by to czytał), ciągle mi przerywała w rozmowie. Nie dawała dojść do słowa, pytała co u mnie, po czym sama zaczynała mówić o sobie. Wielokrotnie zwracałem jej na to uwagę, ale miała to za nic, znów „się czepiałem”. Jak zakończył się związek? Po roku, ponieważ spóźniłem się 30 minut (miałem do pokonania 300km, do tego musiałem zahaczyć o dom itd.). Zostałem w jej szale wyrzucony z jej domu przy jej rodzicach, w krzyku, obrażaniu. Po jakimś czasie zadzwoniłem, to stwierdziła, ze to ja zerwałem, ponieważ wyszedłem (????). Zostałem chamem, znów obrażany jakby co najmniej ją zgwałcił i zamordował pół rodziny. Teraz dodam coś, co może ma jakiś związek, przyczynę: W jej domu prym wiedzie matka. Ona rządzi, dyktuje, krzyczy, robi awantury, non stop ma pretensje i jest wiecznie niezadowolona z życia. Moja ex często z jej powodu płakała, mówiła na nią „dyktator i tyran” za chwilę znów ją broniąc. Po czasie zauważyłem, że ona powiela zachowanie mamy. A w dodatku ojciec…no właśnie, ojciec był cieniem człowieka, nie mógł mieć zdania, był poniżany, w oczach mojej ex i jej matki-był nikim. Dwa tygodnie po rozstaniu, dowiedziałem się, ze moja ex już kogoś ma, przy znajomych chwaliła się, że już z nim sypia…a po dwóch tygodniach się z nim rozstała. Teraz jest zarejestrowana na portalach randkowych i jak widzę, wykupuje wszystkie możliwe pakiety by kogoś znaleźć. W naszym związku miała również niepochamowaną ochotę na seks, w każdym miejscu, przy każdej okazji. Była ciągle nienasycona i zboczona. Miła cecha, przyciągała jak magnez, ale gdy bywały moje trudniejsze dni w pracy, np. w piątek nie miałem na nich ochoty, więc ją przeprosiłem, ze dzisiaj nie potrafię, jestem przemęczony. Efekt? Awantura, nie kocham jej. Dodam i tego jestem pewien: nigdy mnie nie zdradzila (na szczęście). Jej rodzina jest pokłócona ze wszystkimi sąsiadami, ponadto nie utrzymują żadnych więzi rodzinnych, a mają ją sporą (ojciec również jest odcięty od swoich braci, rodziny). Twierdzą, ze wszyscy są jacyś dziwni "ciocia Ela jest narcyzem", "brat Tomek sam się odciął, jest dziwny". Może ma to jakiś związek z jej zachowaniem, może jestem już przewrażliwiony. W chwili obecnej, minął ponad miesiąc od rozstania. Ja przechodzę w głowie istne piekło i dezorientację. Na początku miałem do niej żal o takie potraktowanie mnie jak śmiecia (wszystkie problemy były błahostkami, o których się rozmawia i dąży do zniwelowania, a dla niej dorastały do rangi jak już wspomniałem gwałtu czy morderstwa), że wyrzuciła mnie z domu z hukiem w momencie, w których z normalnego powodu się po prostu spóźniłem. Później przyszło zobojętnienie-trudno, dam radę, podniosę się, mam uśmiech na twarzy. W chwili obecnej odczuwam poczucie winy. Czuję, że jestem nikim, że może faktycznie byłem aż tak zły, nie chciałem małżeństwa, nie doceniałem jej starań (ogromnych, robiła dla mnie wszystko! Ale warunkowo…). Że za mało jej pomagałem w domu, że pomimo tego iż okazywałem jej uczucie jak tylko mogłem (sami znajomi mówili, ze dbam o nią i dmucham, byli pełni podziwu), to robiłem to za mało. Że powinienem się bardziej odwdzięczyć za jej bombardowanie miłością, a jej wyrzut o moim „braku odpowiedzialności i chęci rozwoju w sferze związku” jest słuszny… W powyższym wiele pominąłem, może nie do końca udało mi się zobrazować sytuację, w razie zainteresowania i chęci pomocy, pytajcie o wszystko, odpowiem jak z otwartej księgi. Kobieta była jak anioł, wręcz ze snu, a w jednej chwili, zamieniała się we wrzeszczącego potwora z agresją w słowach i oczach. Czy ją kocham? Oczywiście, za każdym razem jej to powtarzałem. Tęsknię za wszystkimi dobrymi chwilami, za jej opiekuńczością, oddaniem, za czasami, gdy byłem jej ideałem, jej jedynym... Często nachodzą mnie myśli, czy wrócić, porozmawiać (raz próbowałem, to mnie przepędziła bez wahania...). Może oczekuje walki? Zawsze powtarzała, ze nie walczyłem o nią, tylko ona o mnie...może powinienem dać na siebie nawrzeszczeć, zwymyślać, przymknąć oko...pokazać, ze mi zależy? Sam już nie wiem, mnóstwo pytań, brak odpowiedzi...jestem w kropce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×