Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Brak taty..

Polecane posty

Gość gość

Mam mame, ale jej tak samo nie ma.. Urodziła mnie w dość późnym wieku, mam 7 rodzeństwa (jestem najmłodsza). Mama po śmierci taty (15 lat temu) zaczęła bardziej pic, jak tato żył też piła, ale nie aż tak (wiem od rodzeństwa), ale to takie głupie, bo mój tato też pił i z tego co wiem to stracił z tego powodu prawo jazd, bo prowadził pod wpływem.. Wiem też, że tato bił mame.. Dla mnie jest to nie pojęte.. Wiem to od niedawna. Znienawidziłam go, przestałam chodzić na cmentarz i teraz już wiem (okrutnie to zabrzmi) że było by jeszcze gorzej gdyby był.. On bił też moje rodzeństwo, ale oni nie byli święci, a lanie w tamtych czas było "normalne".. Tęsknię tak naprawde nie za nim, ale za tatą, który śpiewał mi kołysanki, tulił do snu, zaprowadzał do przedszkola, szkoły gdzie z dumą oglądał moje przedstawienia, słuchał jak śpiewam, patrzył jak tańczę.. Tęsknię za tym jak sobie go wyobrażałam.. Miałam wyobraźnię.. Wyobrażałam co sobie na każdym występie, nawet jak chodziłam do gimnazjum i zaczęłam tańczyć.. Mama była może z 3 razy, a pozniej stwierdziła, że nie będzie przychodzić i koniec.. Od dziecka słuchałam kłótni, wyzwisk, moje sporo lat strasza siostra przyprowadzala chłopaka narkomana do domu.. Ona też ćpala.. Któregoś razu (miałam 5 lat) ją pobił tak bardzo, że trafiła na oimie w stanie krytycznym.. Nigdy nie zapomnę jak on trzymał się drzwi, brat i sąsiedzi go próbowali wyrzucić, a ja go ugryzłam w rękę.. Później szkoła.. W tedy zaczęłam sobie jeszcze bardziej idealizować tate.. Mówiłam do niego, chodziłam na cmentarz.. Nikt się tym nieinteresowal, że 8 letnia dziecko sobie samo chodzi (mieszkam na wsi, a na cmetarz trzeba przejść przez drogę).. Byłam ja i moje wyobrażenie taty, być może to mnie ratowalo.. Wielokrotnie uciekałam na cmetarz, chciałam czuć, że jest blisko, że mnie chroni, tak jak rodzice innych dzieci... Moje rodzeństwo chociaż, że mogło nie wzięło mnie z tego domu.. bo mówili "my mamy swoje rodziny" kiedy pierwszy raz to od nich usłyszałam zalamałam się i sobie wmówilam, że jestem adoptowana i dlatego nie chcą żebym u nich była, chociaż brali mnie na wakacje i czasami ferie, ale zazwyczaj w tedy robilam wszystko, a żona brata była tak zazdrosna, że zawsze znalazła mi zajęcie (mieli gospodarstwo), nauczyłam się dzięki temu pracować, więc jakiś plus jest, ale za każdym razem jak wracałam to płakałam.. Nie raz im powiedziałam, że nie chce do domu, ale im byłam starsza tym mówiłam, że to dlatego, że będę za nimi tęsknić.. Czułam się z tym podłe, że chciałam żeby wzięli mnie z domu.. W wieku 13 lat, to się nasiliło.. Spędzałam dużo czasu u taty, nie raz się nawet uczyłam na ławce.. Wierzyłam, mimo wieku, że gdyby był było by lepiej, kochałby mnie itp.. Ale tak naprawde nie było by tak.. Moja mama jak i tato to alkoholicy (Tato zmarł na raka wątroby, dopóki nietrafil do szpitala to i tak pił, nie leczył się).. Nie potrafię się pogodzić z tym, że dla nich jestem nikim.. wpadką.. Moja mama nie pije już.. bo chciałam się zabić w wieku 14 lat.. Byłam molestowana od 9 rż, bo chciałam czuć się kochana, a on mnie kochał.. Tak mówił.. Wielokrotnie to on ratował mnie kiedy mama była pijana, a w domu nie było co jeść.. To on mi kupował takie podstawowe rzeczy jak szampony, żele pod prysznic czy nawet słodycze.. Wiem, że mnie wykorzystał...próbował zg****ić.. Ale to on mi pomógł i był.. Chore... Przyznalam się po drugiej próbie, kiedy trafiłam na omie i przez 3 dni lezalam jak roslinka, a lekarze nie dawali mi szans żebym wstała.. Płakałam.. Nie mogłam mówić.. I nigdy nie zapomnę jak ruszyłam palcem.. W tedy poczułam się szczęśliwa.. Powiedziałam sobie, że wstanę na nogi i wstałam, poszłam jednak dalej i od ponad roku walczę z samą sobą tzn naprawiam to co zostało zepsute, ale od tamtej pory mama się mnie brzydzi.. Jak z nią siedzę to widzę, że nie chce.. Ona by tylko chciała żebym z nią była, ale kiedy ja jej potrzebuje to wszystko jest ważniejsze, serial, papieros, sąsiadka, kawa... Nie chce jej potrzebować.. nie mam taty, jestem sama... Siostra (2 lata starsza) wykrzyczała mi w wigilię żebym szła się zabić albo pociąć.. bo stanąłam na nogi, ucze się, mam plany, marzenia... A ona w wieku 20 lat na męża którego nie kocha, a jest z nim ze względu na dzieci (na dwójkę, pierwsze urodziła jak miała 17), sama by sobie nieporadzila, bo nie ma nawet gimnazjum skończonego i ona też piła i ćpala.. Ale teraz zmieniła się.. Przestała to robić i jakoś oni to próbują naprawić.. chodzili nawet na terapię.. Ale denerwuje mnie to, że oni porównują mnie do siebie.. Oni w moim wieku już zakładali rodziny, jedynie jedna siostra skończyła technikum.. Ja nie chce mieć dzieci w wieku 18 nastu lat.. Chce skończyć szkołę.. i tu taka ironia.. im dłużej tu jestem tym bardziej brakuje mi po prostu rodziców.. taty.. mamy i moze to brzmi dziecinnie, ale chciałabym chociaż na tydzień zobaczyć jak to jest miec uśmiechniętych rodziców..Siedzieć przy stole i patrzeć się jak ze sobą rozmawiają, szykują do pracy, jedzą kolację, śniadanie, obiad, jadą do sklepu.. to takie głupie... Wiem, że już nigdy tego nieprzeżyje, że kiedyś to moje dziecko będzie patrzeć na mnie, na rodzica i dlatego też idę do przodu. Tylko ten dom odbiera mi chęci.. do wszystkiego.. Próbowałam się od ciąć, ale kiedy oni nadal tu są to nie potrafię.. Nie wiem co robić.. od dłuższego czasu nie wiem co z tym zrobić ani z tym ani z konsekwencjami braku taty..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dorosła jesteś, chcesz się uczyć to może do jakiejś szkoły z internatem wyjedź? Dobrze byloby wyjść z tego patologicznego środowiska.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeżdże do szkoły 50 km.. Niestety ta szkoła nie ma internatu, ale już kilka osób mi mówiło o szkole zaocznej. Sporo czasu i tak uczę się sama, bo spędziłam dużo czasu w domu, miałam wszystko ustalone z nauczycielami. Przez pierwszy rok po gimnazjum zmieniałam szkoły, a później poszłam do zupełnie innego miasta i mimo, że mam rok w plecy to i tak nie żałuję, a na świadectwie nie mam ani jednej 3.. Dlatego nie miałabym problemu się uczyć sama tylko przedmiotów do matury, a resztę tylko żeby zaliczyć, pytałam się już o taką szkołę na weekendy. Może to było by wyjście? Nie mam problemów z nauką ani w dzień ani po południu, to nawet jakbym znalazła pracę na zmiany to nie było by tak ciężko. Tylko dwa lata bym żyła między pracą, nauką, szkołą, a wolne chyba co drugi weekend, nie wiem czy to jest co tydzień ta szkoła. Chyba mimo wszystko to by było lepsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wpadłam na inny pomysł i chyba bardziej by mi odpowiadał. Po maturze i tak bym miała rok przerwy żeby zarobić na nie, ale tak teraz myślę, że przepisze się do tej szkoły na weekendy, żeby nie tracić roku szkolnego, ale napiszę maturę rok później, a teraz co prawda będę się uczyć, ale skupie się na angielskim i fizyce, ale piorytetem będzie praca i usamodzielnienie się.. Czy myślicie, że to było by dobre rozwiązanie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trzymam za Ciebie kciuki, Mała. Dużo przezylas, szukaj mądrych ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×