Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gościara

PRAWDA O SZCZEPIONKACH

Polecane posty

Odkrycie „szokująco wysokiego” poziomu glinu (aluminium) w mózgach cierpiących na autyzm sugeruje związek ze szczepionkami zawierającymi glin x Dnia 27 listopada 2017 roku, Staffordshire, UK – nowe badanie opublikowane w czasopiśmie naukowym Journal of Trace Elements in Medicine and Biology dostarcza solidnych podstaw do twierdzenia, że glin (aluminium) jest czynnikiem etiologicznym w zaburzeniach ze spektrum autyzmu (ASD), według badaczy z Keele University w Anglii. x W badaniu wykorzystali oni absorbcyjną spektrometrię atomową w odmianie transversely heated graphite furnace atomic absorption, by po raz pierwszy zmierzyć zawartość glinu w tkankach mózgu pobranych od osobników, którzy mieli zdiagnozowane zaburzenia ze spektrum autyzmu. Wyniki wykazały, że osoby te miały jeden z najwyższych poziomów aluminium kiedykowiek określonych w tkankach ludzkiego mózgu. Średnia zawartość glinu (odchylenie standardowe) u pięciu osobników dla każdego płatu wyniosło 3,82 (5,42), 2,30 (2,00), 2,79 (4,05) i 3,82 (5,17) μg/g suchej masy dla, odpowiednio, płatów potylicznego, czołowego, skroniowego i ciemieniowego. Poprzednie pomiary 60 mózgów osobników nie cierpiących na zaburzenia ze spektrum autyzmu wykazały przeciętną zawartość 1 μg/g suchej masy tkanki mózgu. x „To bardzo zastanawiające, dlaczego poziom glinu w płacie potylicznym 15-letniego chłopca z autyzmem jest co najmniej 10 razy wyższy niż ten, który można uznać za akceptowalny u dorosłego w podeszłym wieku?” – powiedział dr Christopher Exley, profesor chemii bionieorganicznej (dziedzina chemii badająca rolę metali w układach biologicznych – dop. tłum.), a jednocześnie autor badania. Kolejne przełomowe badanie Exleya i jego zespołu, opublikowane rok wcześniej, ustaliło podobnie wysoki poziom aluminium w mózgach osobników, którzy zmarli na znajomą chorobę Alzheimera." x Podczas gdy poziom glinu w każdym z pięciu mózgów był nadzwyczajnie wysoki, za miejsca poboru próbek z mózgu posłużyły wyjątkowo miarodajne lokalizacje. Większość glinu zidentyfikowano wewnątrz komórek nieneuronowych, włącznie z mikroglejem i astrocytami. Glin został również odnaleziony w limfocytach w oponach mózgowych i w podobnych komórkach zapalnych w naczyniach mózgu. Według badaczy, było to wyraźnym dowodem, że komórki zapalne otrzymały pokażną dawkę aluminium, które dostało się do mózgu poprzez błony oponowe i barierę krew-mózg. x Do pokazania ognisk glinu w próbkach z mózgów dziesięciu dawców użyta została mikroskopia fluorescencyjna zorientowana na glin. Wyniki silnie wskazują, że glin wnika do mózgów osób ze spektrum autyzmu poprzez komórki zapalne, które zostały obciążone tym metalem poprzez krew i/lub limfę, jak zostało to wykazane w przypadku monocytów i miejsc wstrzyknięcia szczepionek zawierających adjuwant glinowy (np. fosforan glinu dop. tłum). x Fakt, że większość glinu odnalezionego w tkankach mózgu osób z zespołem spektrum autyzmu była wewnątrzkomórkowa i związana z komórkami nie będącymi neuronami jest, przynajmniej jak dotąd, unikalny dla zespołu spektrum autyzmu i być może rozpocznie próby wyjaśnienia, dlaczego młodzi nieletni mają tak wysoki poziom aluminium w swoich mózgach. x „Badanie nie wnioskuje, że aluminium jest przyczyną autyzmu” – powiedział Exley, który jest również autorem publikacji „Narażenie ludzi na glin” (ang. „Human Exposure to Aluminium”). „Jednakże te bardzo wysokie stężenia neurotoksyny w tkankach mózgu nie mogą zostać uznane za błahe i będą prowadziły do neurodegeneracji w porażonych tkankach”. x Badanie zostało ufundowane przez Children’s Medical Safety Research Institute, organizację non-profit oddaną finansowaniu niezależnych badań nad przyczynami dzisiejszej epidemii chronicznych chorób i niepełnosprawności dziecięcych. x Źródło: http://info.cmsri.org

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kiedy oczyszcza sie organizm, wyrzuca trucizny ..... to naturalne zjawisko. Niektorzy wpadaja w panike i przerywaja oczyszczanie organizmu, co jest bledem! Nie wspomniales o wit. C, wit.D3, uwodnionym krzemie? I jeszcze bardzo wazny element w odbudowie organizmu KOLAGEN (osobiscie uwazam, ze najwazniejszy - odbuduje chore jelita, uszczelni oraz zregeneruje tkanki laczne). Najlepszy jest kolagen naturalny. Rosol gotowany na kosciach wolowych - szpikowych (w Polsce te najcenniejsze pod wzgledem wartosci sa wyrzucane do smietnika ???) do kupienia sa kosci wieprzowe (zwierzeta sa hodowane przemyslowo, karmione pasza GMO). Ale mozna dogadac sie ze sprzedawca np. na bazarku - dostlam je za darmo. W innych krajach takie kosci sa w cenie miesa. Np. wietnamczycy codziennie na sniadanie zjadaja zupe pho (czy widziales otylego wietnamczyka?) Podono sa tez zdrowi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dr Romain Gherardi: Wiemy, że istnieją 34 geny, które kodują tę wysoce skomplikowaną maszynerię. Więc mamy do czynienia ze 109 wariancjami, tzn. z genetycznymi wariancjami każdego z tych genów. Ale to normalne. Oznacza to, że mutacje same w sobie nie powodują choroby, ale mogą predysponować układ do różnych dysfunkcji. Z tych 109 wariancji, które sprawdziliśmy, odkryliśmy 7 wariancji zlokalizowanych na 6 różnych genach i które występują istotnie częściej u pacjentów cierpiących na MMF w porównaniu do ogólnej populacji. Dyrektywy dotyczące normalnych zakresów zostały opracowane przez naukowców z całego świata. Warto zaznaczyć, że te mutacje genetyczne są kumulatywne, tzn. nasi pacjenci cierpiący na MMF posiadają więcej niż jedną wariancję genów. Posiadają ich 3, 4, 5, a ich efekty najprawdopodobniej się nakładają. W rezultacie, w normalnej sytuacji, kiedy makrofag spełnia swoją standardową funkcję, wszystko jest w porządku. Jeśli zadanie wymaga dodatkowego wysiłku od makrofaga, organizmy większości osób mają pewne problemy, ale jakoś radzą sobie. Lecz organizmy niektórych osoby, których jest mniejszość, nie będą w stanie wydzielać enzymu i toksyna pozostanie w ich organizmach. x Jeśli poda się 10, 20 czy 25 szczepionek bez względu na geny, każdy organizm będzie pod dużym obciążenie toksycznym. Powodem załamania się systemu będzie zatrucie samo w sobie. x Transkrypt: https://szczepienia.wybudzeni.com/2017/08/21/wstrzykiwanie-aluminium-toksyczne-sa-szczepionki/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W poniższym badaniu z 2014 roku badacze opisują, jak zastosowali wodorotlenek glinu łącznie z bakterią krztuśca i eksponowali szczury podając im doustnie alergeny, aby wytworzyć u nich alergie pokarmowe: “Szczury Brown Norway uczulano na ekstrakty białkowe (RuBisCO, jabłko, soję, orzech ziemny, groszek ogrodowy) lub albuminę jaja kurzego (OVA) w połączeniu z bakterią Bordetella pertussis i wodorotlenkiem glinu, poprzez doustne prowokowanie… Model ten naśladuje kluczowe cechy alergii pokarmowych i ułatwia badanie alergenności alergenów w badaniach in vivo nad składem pokarmu lub nową żywnością [jak np. GMO].” – Development of an Animal Model to Evaluate the Allergenicity of Food Allergens; Int Arch Allergy Immunol. 2014;164(2):89-96. Dalej: https://szczepienia.wybudzeni.com/2017/12/10/aluminium-jest-stosowane-do-tworzenia-alergii/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Immunolodzy twierdzą, że ta alergia [na orzeszki ziemne] jest nieprawidłowym działaniem układu odpornościowego. x Pogląd ten jest sprzeczny z odkryciami dr Charlesa Richeta, który zidentyfikował i nazwał w 1901 roku stan o nazwie anafilaksja. Charles Richet udowodnił w doświadczeniach na zwierzętach, że anafilaksja może być nieuniknionym skutkiem ubocznym szczepienia. Jest to uniwersalna reakcja zwierząt na dowolne białko wstrzyknięte do krwiobiegu – pierwszy zastrzyk uczula, a drugi zastrzyk lub późniejsze spożycie białka może wyzwolić reakcję zagrażającą życiu. x Słowa Alergia i Anafilaksja zostały utworzone, aby opisać szkody po szczepionkach: https://szczepienia.wybudzeni.com/2016/04/02/alergia-anafilaksja-szkody-szczepionkach/ x Epidemia alergii na orzeszki ziemne, stworzona rękami ludzi – odkrywanie tajemnicy medycznej: https://szczepienia.wybudzeni.com/2016/04/01/epidemia-alergii-na-orzeszki-ziemne-stworzona-rekami-ludzi-odkrywanie-tajemnicy-medycznej/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gościara , mam pytanie . Skoro szczepionki są tak złe jak twierdzisz to jaką proponujesz alternatywę ? Ale tak dla wszystkich , dla całej ludzkości , jakbyś mogła o tym decydować . Całkowity brak szczepień ? wybiórcze szczepienia na określone choroby ? po prostu pytam z ciekawości .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×