Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gościara

PRAWDA O SZCZEPIONKACH

Polecane posty

Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosciara
KRYTYCZNE BADANIA O SZCZEPIENIACH - Prof. Maria Dorota Majewska x Bogactwo zebranych dowodów naukowych wykazuje, że szczepienia – zwłaszcza te podawane niemowlętom i małym dzieciom – są groźne, często zabójcze i nieskuteczne w ochronie przed chorobami. Dziś nie ulega już wątpliwości, że szczepienia są odpowiedzialne za większość chronicznych, często zagrażających życiu chorób dzieci i dorosłych, za masowe upośledzenia umysłowe, okaleczenia neurologiczne i fizyczne, zgony łóżeczkowe, i kosztowne hospitalizacje dzieci: http://alexjones.pl/aj/aj-technologia-i-nauka/aj-medycyna/item/119093-krytyczne-badania-o-szczepieniach-prof-maria-dorota-majewska x http://illuminatio.pl/produkt/szczepienia-przeglad-najwazniejszych-badan/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wreszcie me łącze internetowe działa bez zarzutu, no i znalazłem trochę czasu, by odpowiedzieć na szereg pytań, jakie się ostatnio pojawiły. A więc po kolei. Jeśli chodzi o przemywanie twarzy moczem, to rzeczywiście czasami uryna może powodować pewne przesuszanie się skóry, ale przecież w kilka godzin po użyciu uryny można zastosować odpowiednie kremy czy maście nawilżające, najlepiej na bazie wyciągów z ziół. Poza tym, o czym już była mowa - jeśli ktoś choruje na trądzik czy też inne wyrzuty skórne, to niech się nie łudzi, że samym przemywaniem twarzy moczem wyleczy te dolegliwości. Wszelkiego typu wysypki mają zazwyczaj głębsze podłoże chorobowe, i jeśli nie stosujemy jednocześnie kuracji "do wewnątrz", to wtedy przemywaniem i okładami możemy jedynie osłabić występowanie trądziku, ale - Kochani - samymi okładami nie wyleczymy tych schorzeń! Dlatego polecam również regularne picie moczu. Gosiuniu - naprawdę nie masz się czego bać przemywając twarz uryną - jesli Ci nawet ten sposób leczenia nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi, albowiem uryna jest substancją sterylną i w sumie porównywalną do krystalicznie czystej źródlanej wody. Dziwne to trochę ale prawdziwe. Do "Nie pamiętam nicka" - tak, zgadza się, ja piję regularnie mocz nie stosując postu czy głodówki, ale też wcale nie jest to wymagane! Post oczywiście może jeszcze bardziej przyśpieszyć leczenie niektórych schorzeń, ale jest trudny do realizacji dla osób pracujących, czynnych zawodowo. Leczenie moczem bez głodówek jest pewnie odrobinkę mniej skuteczne i taka kuracja trwa nieco dłużej, ale także pomaga! Jedynie na co warto zwrócić baczniejszą uwagę, to na to co jemy. Ja przykładowo nie kupuję i nie stosuję produktów, które zawierają wszelkiego rodzaju dodatki typu E i oczywiście nie powinno być takie jedzenie także konserwowane chemicznie. Natomiast przy w miarę zdrowym i racjonalnym odżywianiu stosowanie uryny do wewnątrz jest prawie tak samo skuteczne jak przy postach urynowych. Do K8i - wiele kuracji powoduje, że najpierw jest gorzej (czyli tzw. chorobowe przesilenie), a potem organizm zaczyna się leczyć. Więc jest rzeczą całkowicie normalną, i ż z początku nastąpi zaognienie danej przypadłości (czyli - jak w Twym przypadku - jeszcze więcej pryszczy), a dopiero po kilkunastu dniach skóra zacznie się goić, z tym że - o czym napisałem już wyżej - nie wyleczymy nigdy tak do końca trądziku nie stosując także kuracji wewnętrznej. To oczywiste, że trzeba leczyć przyczyny danego schorzenia, a one najczęściej mają podłoże wewnętrzne. No i jeszcze jedno - co do leczenia uryną krótkowzroczności, to na ten temat akurat niewiele mi wiadomo, ale też powiedzmy sobie szczerze - uryna nie jest skuteczna na wszystkie schorzenia. Ale przecież spróbować można. Co najwyżej nie pomoże na oczy ale za to wyleczymy inne trapiące nas choroby lub przynajmniej wzmocnimy nasz organizm. Tak więc stosować mocz warto zawsze! Do Faktycznie - rzeczywiście do obwymawia czy przemywania skóry najlepszy jest mocz poranny, jako że jest on najbardziej skondensowany i ma największą wartość leczniczą. Niestety zapach takiego moczu nie jest wtedy najlepszy. Do cherry - nie trzeba przeprowadzać głodówki, by zacząć leczyć się moczem. Czy te - jak piszesz - "brudy" , które powstają w wyniku przemiany materii i są wprowadzane do organizmu w trakcie picia moczu przypadkiem nie szkodzą? No jak widzisz chyba nie, skoro tyle osób stosuje tą metodę i dzięki niej jest zdrowymi i pełnymi życia i energii. Poza tym powiem Ci tak - na czym polega odczulanie w przypadku alergii - dajmy na to , na pyłki kwiatowe? Otóż podaje się wtedy te pyłki w formie zastrzyków właśnie po to , by uodpornić pacjenta na dane uczulenie. Paradoks, czyż nie? Pacjentowi uczulonemu na pyłki np. drzew podaje się się je w formie zastrzyku po to właśnie, by go odczulić. Właśnie na podobnych zasadach funkcjonuje urynoterapia. Do pruszkowa - nie polecam rozcieńczanie uryny z pomocą jakiejś innej substancji. Warto się przemóc****ić samą urynę. A co do alkoholu, to rzeczywiście nie jest wskazane picie go w przypadku stosowania urynoterapii, a jeśli się go już wypiło, to warto odczekać przynajmniej dobę, a więc dokładnie tak jak piszesz. Tak więc Mocznik ma rację, pijąc alkohol nie stosujmy urynoterapii! MOCZNIKOWI i SSSSSSSSSSSSSSSSS odpiszę jutro, albowiem w Waszych wypowiedziach zostało poruszonycj wiele zagadnień dotyczących kuracji uryną i postaram się na do nich w miarę szeroko ustosunkować. Tak więc przeprosiny za jeszcze jeden dzień zwłoki, a już jutro - jeśli tylko net pozwoli - napiszę o własnych doświadczeniach dotyczących picia i stosowania uryny w życiu codziennym. Dziękuję wszystkim dyskutantom za udział i wypowiedzi odnośnie tej tematyki i cieszę się, iż jest tyle osób zainteresowanych tą - w sumie dość kontrowersyjną formą terapii. POZDRAWIAM WSZYSTKICH i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosciara
Boje sie szczepionek, oj boje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosciara
Trolle, wszedzie trolle- przesladują nas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Sama jesteś największym trollem-spamerem:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich ponownie. Zgodnie z obietnicą poruszę dziś kolejne zagadnienia związane z urynoterapią. W pierwszej kolejności odpowiem z największą przyjemnością Proszącej na zadane pytanie (przeprosiny za pominięcie wczoraj). A więc tak. Czytając to, o czym pisałaś od razu stanęła mi przed oczami moja sytuacja, gdy miałem ok. 15 -tu lat i spędzałem wakacje nad morzem w Jantarze często zażywając kąpieli w morzu. Wracając do domu z wypoczynku, po kilku tygodniach na nogach wyskoczyła mi potworna wysypka, a może raczej rany, które pokryły moje ciało od pasa w dół. Z tychże ran sączyła się ropa. Wyglądało to paskudnie i było bardzo uciążliwe. Wtedy jeszcze nie znałem urynoterapii, udałem się więc do dermatologa, który zaczął mi przepisywać tony maści, kremów, a także kazał zażywać mnóstwo antybiotyków i innych podobnego typu chemicznych lekarstw. Niestety rany nie dość, że nie chciały się leczyć, to jeszcze bardziej się zaogniały! Ja co wieczór byłem smarowany maściami i zawijany w prześcieradło, a rano po przepudzeniu nie potrafiłem tego prześcieradła zdjąć, bo cała sącząca się z ran ropa sklejała płótno z mym ciałem, a odrywanie powodowało przeraźliwy ból. I wtedy to mama jadąc autobusem odbyła rozmowę z pewnym znajomym sąsiadem, no i rozmowa przeszła także na moje schorzenie. I wtedy ów sąsiad zapytał mamę, czy słyszała o żywej i martwej wodzie, na co mama odpowiedziała ironicznym uśmiechem myśląc w duchu - "skoro żadne , najmocniejsze specyfiki nie pomagają, a jakaś tam woda ma pomóc"? Ale po namowach przytaszczyła do domu dwie butelki tego "leku" i zaczęła przemywać nim moje pokryte potwornymi ranami ciało.Pierwsze co mnie uderzyło, to swędzenie i pieczenie w czasie okładów. I - żeby nie przedłużać i nie zanudzać - po kilku dniach rany zaczęły się goić (wtedy to odstawiliśmy wszystkie leki chemiczne, które nic a nic nie pomagały), a po dwóch tygodniach byłem wyleczony!!! Powiem więcej - po ranach nie zostały nawet najmniejsze blizny!!! A potem jeszcze kilka razy żywa i martwa woda ratowały całą moją rodzinę od wielu schorzeń. Niestety ów sąsiad po jakimś czasie zmienił miejsce zamieszkania i straciliśmy z nim kontakt, a tylko on miał miał specialny aparat do wytwarzania tejże wody. Tak więc - moja Droga - o zaletach żywej i martwej wody przekonałem się na własnej skórze, choć początkowo zupełnie nie wierzyłem w skuteczność jej działania. Ale wracając do Twego pytania. Od kilku lat podczas mrozów, gdy zapomnę założyć na ręce rękawiczki, wtedy wyskakują mi różne wysypki na dłoniach. Po przemywaniu tych wyrzutów uryną zanikają. Więc proponowałbym Twej drugiej połówce, by spróbował przemywać moczem te rany (można do tego stosować urynę zarówno jego , jak i Twoją), a także, by odważył się na picie, by także wyleczyć przyczynę, a nie tylko skutek. A jeśli w pobliżu miałabyś to szczęście napotkać kogoś, kto wytwarza żywą i martwą wodę, to polecam Ci ją gorąco. Jestem pewien, iż zastosowanie jej, jak i uryny z całą pewnością spowodowałoby całkowite wyleczenie z tej przypadłości! Życzę POWODZENIA i daj znać jak się sprawy mają. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania, to pytaj śmiało. I teraz nadszedł czas na kilka słów do Mocznika i SSSSSSSSSSSSSS. Przy okazji - bardzo Wam dziękuję za zabranie głosu i ożywienie tej dyskusji i gorąco pozdrawiam! Zacznijmy od wyjaśnienia, jak ja stosuję urynę, a dokładniej na jakiej zasadzie zażywam ją wewnętrznie. A więc tak - pierwszy raz spróbowałem własnego moczu jakieś 10 lat temu mając lat dwadzieścia i po wybiciu porcji od razu zacząłem wymiotować. Wtedy też pomyślałem sobie, że nigdy więcej tego świństwa! Ale ta kuracja kusiła nadal, szczególnie że jestem alergikiem a dodatkowo zawsze byłem bardzo mało odporny na wszelkiego rodzaju wirusy. Zapalenie oskrzeli czy płuc było mym chlebem powszednim. Po bodajże dwóch latach ponownie spróbowałem wypić własny mocz z podobnym skutkiem, to znaczy nie wymiotowałem po nim, ale było mi niedobrze i przez cały dzień nie potrafiłem niczego zjejść. Jednak w końcu się zaparłem i od ponad pięciu lat piję i stosuję urynoterapię regularnie i jestem zachwycony wpływem tego leku na swój organizm. Ale o tym szczegółowo napiszę jutro. A jak stosuję urynę do wewnątrz? Otóż nie używam moczu porannego, który - to fakt - jest wtedy najbardziej skondensowany i ma najlepsze właściwości lecznicze, ale też charakteryzuje się paskudnym zapachem i smakiem, no i jest przeraźliwie słony. A poza tym poranna uryna działa na mój organizm tak mocno, iż często mam po wypiciu biegunki, a nie mogę sobie na takie "niespodzianki" pozwolić pracując na poranną zmianę. Więc siłą rzeczy z moczu porannego musiałem zrezygnować. Jeśli ktoś potrafi pić urynę pobraną z porannego strumienia, to oczywiście polecam wypijanie właśnie tego najbardziej wtedy zagęszczonego "nektaru". A przy okazji Drodzy Dyskutanci, jak to jest w waszym wypadku, czy też pojawiały się biegunki po wypiciu uryny? Jestem ciekaw Waszych wypowiedzi. Ale wracając do moich praktyk w stosowaniu uryny. Ja to czynię w ten sposób, iż zazwyczaj dość późno jem obiad (ok. 17), tak więc zazwyczaj nie spożywam kolacji. Gdzieś ok. 19 - 20 wypijam szklankę ziół (np. pokrzywa, brzoza, dziurawiec), zjadam jakiś owoc (banan, jabłko itp.) i gdzieś po godzinie pojawia się pierwsza porcja uryny. Zaręczam, iż ma ona wtedy bardzo przystępny smak i pije się ją bez wstrętu. Dziennie wypijam około dwie szklanki (czyli pół litra) tego specyfiku. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż ta kuracja mogła by być jeszcze skuteczniejsza, gdybym posilał się moczem z porannego pobrania, ale - jak już pisałem wcześniej - z w/w powodów zmuszony jestem do takiej formy terapii. Mimo to taka forma kuracji zadziałała cuda. Lecz o tym w jutrzejszej mej wypowiedzi. Ma całkowitą rację MOCZNIK pisząc, iż zmiany na lepsze pojawiają się po dłuższym stosowaniu urynoterapii. Jeśli ktoś liczy na natychmiastowe wylecznie swych schorzeń dzięki urynie, to niech lepiej nawet nie zaczyna tej kuracji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ale za to efekty tej metody przyjdą i i zrobią na Was piorunujące wrażenie! Co do wypowiedzi SSSSSSSSSSSSSSS z dnia 27 lutego - jak widzisz ja stosuję urynoteriapię do wewnątrz regularnie o stałej porze dnia i zawsze wypijam podobną ilość (patrz wyżej). Z samym problem wypijania moczu (o czym szeroko pisał MOCZNIK) jest tak, iż moim skromnym zdaniem działa tu przede wszystkim podświadomość. Bo gdyby tak choremu podać własny mocz jako lekarstwo, i on by o tym nie wiedział, to wypił by urynę bez wstrętu, co najwyżej trochę by pomarudził na smak tegoż lekarstwa. Ale jak człowiek wie, że ma wypić własny mocz, to wtedy działa niejako pewnego rodzaju autoblokada psychiczna.Nie wiem MOCZNIKU czy się z tym zgodzisz, ale wydaje mi się, że problem jest przede wszystkim w psychice. Do SSSSSSSSSSSSSSSSS - masz rację, mocz poranny jest - jeśli nie ochydny, to na pewno baaardzo ciężko strawny, więc jak widzisz, ja stosuję urynę w trochę inny sposób. Najważniejsze że pomaga ( i to jak!) i w dodatku mogę pić bez odruchów wymiotnych. Tak więc KOCHANE - MOCZNIK i SSSSSSSSSSSSSSS - uryna nie musi być wcale ochydna w smaku i zapachu, wystarczy tylko godzinę przed jej pobraniem wypić szklankę ziół lub wody mineralnej (niegazowanej!), a kuracja wcale na tym wiele nie ucierpi. Mówię Wam to na podstawie mojej przeszło pięcioletniej już praktyki. I wcale nie trzeba stosować przy urynoterapii ścisłego postu. Pamiętajcie o tym. I jeszcze do NIE PAMIĘTAM NICKA - jak widzisz, ja właśnie nie jadam kolacji a w zamian wypijam pół litra uryny a nie poranny strumień, a mimo to bardzo mi kuracja pomogła i pomaga. Więc życzę Ci powodzenia i myślę że się przekonasz na dobre do urynoterapii. Jutro napiszę dokładnie z jakich schorzeń wyleczyła mnie urynoterapia. Bardzo dziękuję Wszystkim za tak ciekawą dyskusję i prowadzoną na tak wysokim poziomie. POZDRAWIAM GORĄCO i do usłyszenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosciara
Chcecie kolejny filmik?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosciara
Procent zmarłych w rocznikach. Prof. Maria Dorota Majewska x Angela Merkel wypowiedziała się publicznie, że jest przeciwna przymusowym szczepieniom w Niemczech. Uważa, że każdy obywatel jej kraju jest samowystarczalny i powinien sam podejmować decyzje odnośnie szczepień siebie i swych dzieci. x Podobne stanowisko przyjęły parlamenty krajów skandynawskich. Dzięki temu umieralność niemowląt i małych dzieci jest w Niemczech i Skandynawii znacznie mniejsza niż w Polsce. Analogiczna jest sytuacja z chorobami chronicznymi dzieci. Polska znajduje się wśród najbardziej medycznie totalitarnych krajów Europy, gdzie nadal stosuje się szczepienny terror, gdzie skorumpowani urzędnicy i sądy odbierają rodzicom prawo do podejmowania decyzji odnośnie zdrowia i życia swych dzieci. Skutki tego są tragiczne dla naszego narodu, bo tysiące polskich dzieci rocznie są przymusowo okaleczane lub zabijane toksycznymi szczepionkami. Nie nadrobią tych strat żadne zasiłki 500+. x Wall Strepet Journal opublikował ostatnio procentową statystykę osób z każdego rocznika, które nadal żyją w USA. Poniżej załączam wykres wykonany na podstawie tych danych, przedstawiający procent osób z różnych roczników, które już zmarły. Na szczególną uwagę zasługują roczniki urodzone w latach 2002-2009, w których zmarło kilka razy więcej dzieci niż w rocznikach wcześniejszych. Nie było w tym czasie w USA żadnych epidemii i nie ma danych wskazujących, że dzieci umierały z powodu chorób zakaźnych. Jedynym wytłumaczeniem tego dużego wzrostu zgonów dzieci jest to, że zostały one zabite toksycznymi szczepieniami. Zgony tych dzieci mogły nastąpić albo wkrótce po szczepieniach, albo ciągu kilku lat po nich w wyniku ciężkich chorób poszczepiennych (nowotwory, astma, padaczki, zawały serca, udary, choroby autoimmunologiczne i inne). Za wcześnie wnioskować, że notowany spadek zgonów w rocznikach 2010-2014 oznacza, że szczepionki stosowane w tym okresie były bezpieczniejsze. Może to równie oznaczać, że mniej rodziców szczepi teraz swe dzieci, albo, że dzieci urodzone w tym okresie na razie chorują i mogą umrzeć w późniejszym czasie. x Prof. Maria Dorota Majewska

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×