Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Zajęcia dodatkowe są teraz bardzo ważne.

Polecane posty

Gość gość

A to dlatego, że dzisiaj dzieciaki nie żyją już tak jak kiedyś, uzależniają się od gier i smartfonów. Siedzą z nosami w ekranach. Bardziej niż kiedyś potrzebne jest ukierunkowanie na coś, co będą robić z pasją. Wystarczą jedne zajęcia, ale zgodne z zainteresowaniami dziecka, może to być np. nauka gry na instrumencie, taniec, sztuka walki, szachy... Za dużo zajęć to też źle, to generuje znów inny problem, ale jedne zajęcia muszą być i najlepiej aby to było coś zupełnie niezwiązanego z tym, co jest w szkole czy przedszkolu. Tak uważam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja nie. Syn będzie chciał gdzieś pójść do pójdzie. Popołudniu ma czas wolny i ma odpoczywać jak chce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dokładnie dzieciństwo to dzieciństwo, nie ma co naganiać dzieciaka by od najmłodszych lat stawał do wyścigu szczurów. mój sam się upomniał o zapisanie na piłkę nożną i jakoś nie musiałam odrywać go siłą od konsoli, była to jego inicjatywa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zajęcia dodatkowe są bardzo ważne dla całej masy ludzi, którzy zarabiają, prowadząc takie zajęcia całkiem niezłe pieniądze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja córka chodzi 2 razy w tygodniu na karate, raz na jazdę figurową na łyżwach i raz na plastykę w osiedlowym domu kultury. Chciała jeszcze balet raz w tygodniu, ale już nie wyrobiłam z jazdami.Jeszcze chciała jazdę szybką na łyżwach, basen i konie ;-0.Oi grę na gitarze...he he...może kiedyś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rodzice są od tego, aby dostrzegać co dziecko lubi, czym się interesuje, co mu wychodzi i pomóc w rozwijaniu pasji zapisując na stosowne zajęcia. Jedne zajęcia dodatkowe to nie jest żadne obciążenie, natomiast przeciążeniem jest jak zajęć jest za dużo. Jak we wszystkim potrzebny jest zdrowy rozsądek i umiar. Takie zajęcia dodają dziecku pewności siebie i wzmacniają poczucie własnej wartości. Jestem przekonana, że chłopak, którego rodzice w wieku 6 lat zapiszą na aikido za 10 lat będzie im wdzięczny. Tak samo jak dziewczynka zapisana w wieku 4 lat na jakiś taniec. Takie zajęcia bardzo rozwijają. Tylko tutaj oczywiście trzeba się wysilić, dostrzec do czego dziecko ma dryg, co lubi. Jedno lubi malować, inne tańczyć, jeszcze inne odnajdzie się na robotyce. Trzeba dziecku pomóc, pokazać różne możliwości, dać szansę. Niektórym rodzicom po prostu się nie chce, szkoda im czasu i pieniędzy, mają inny model życia (tv, komputer, smartfon, śmieciowe jedzenie, a dziecko najlepiej niech nie przeszkadza). Ale czasy są jakie są, to już nie jest tak jak kiedyś. Jest Internet, który uzależnia, w szkołach jest więcej patologii i głupoty, większość dzieciaków jest przyklejona do smartfonów, jest więcej agresji: trzeba pokazać dziecku trochę inny świat, że jest coś więcej, że można mieć pasje. Moim zdaniem najzdrowsza sytuacja jest wtedy, gdy dziecko chodzi na jedne zajęcia dodatkowe i jest to coś, co lubi. Mało które dziecko samo o to poprosi, rodziców ma od tego, by umieli nim pokierować. Od tego się jest rodzicem!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A moje dziecko (lat 13) nie interesuje się niczym :o Chodziła na: judo siatkę basen koszykówkę taniec chór zajęci plastyczne - wszystko to poszło jak krew w piach, niczego nie chciała kontynuować. Jest leniem patentowanym, najchętniej siedziałaby w grach na laptopie czy komórce non stop. Oczywiście nie pozwalam jej na to, ma ograniczony czas na takie rozrywki, bo jak już włączy telefon czy kompa to jej oderwać za chiny od tego nie można, jakby ją wrzątkiem polewać. I co byście na to poradzily? Chodzi na dodatkowy angielski (tutaj nie było dyskusji, ja zdecydowałam). W wolnym czasie czyta książki, czasem spotka się z koleżanką ale najchętniej siedzi po prostu w swoim pokoju i strzela fochy na każdą propozycję spędzenia wolnego czasu, bo "jej się nie chce". Masakra, tak jest odkąd pamiętam. Taki charakter i nic nie poradzisz. Młodsza córka z kolei jak u pani wyżej - balet, gimnastyka artystyczna, angielski, chciałaby jeszcze zapisać się na konie ale zwyczajnie nas nie stać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś A może poślij córkę na jakiś fajny, tematyczny obóz, może tam złapie bacykla, może zawrze jakieś przyjaźnie, które ją zmotywują. No i bezwzględnie limitowany czas na kompie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Na obozie była dwa razy, sama sobie wybierała- raz konny, a raz zwyczajne kolonie nad morzem. Nie podobalo jej się, kolezanki głupie, a zajęcia nudne. Jedyne, do czego jest zapalona to podróże z jej ojcem (nie jesteśmy razem od 10 lat) - do Azji, Australii, Ameryki Płdn. Jeżdżą tam min 2x w roku, każdorazowo na min 2 tygodnie. To chyba jedyna rzecz, jaka podoba jej się od początku do końca, aż rumieńców dostaje na samo wspomnienie. Raz poszłyśmy razem nawet na spotkanie w harcerstwie, pomyślałam, że to byłaby super okazja do nawiązania fajnych znajomości i uczestniczenia w pożytecznej, świetnej grupie. Po spotkaniu natomiast córka doszła do wniosku, że większej wiochy niż te dzieci ubrane w mundury nie widziała i chyba mnie pogięło, że miałabym tam ją zapisać. Po tylu latach propozycji, szukania fajnego kierunku, namawiania, podpytywania już mi się odechciało, naprawdę. Chyba spasuję, najwidoczniej nie każdemu jest pisane rozwijanie swoich umiejętności poza szkołą. Może jej się odmieni, a może nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
10:31 Brzmi to na bardzo zmanierowaną i wiecznie ofochaną księżniczkę. No ale jak dziecko podróżuje w takie destynacje z tatą tyle razy w roku to nie dziwię się, że potem kółko plastyczne czy tańce po szkole są byle czym :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dokładnie, dziewczynę pewnie ojciec rozpieścił takimi eskapadami i zwykłe zajęcia dla śmiertelników są dla niej nudne jak flaki z olejem. Bo przecież księżniczce się podróż na Madagaskar należy. Współczuję serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beata Beata
Mój 5-letni synek od prawie roku chodzi na naukę pływania. Na początku, przez kilkanaście pierwszych zajęć był płacz, strach, trząsł się, uciekał z basenu, że nie chce, że się boi, że nie zamoczy włosów, że nie zamoczy oczu, że nie zanurkuje... Zacisnęłam zęby, przetrwaliśmy to i teraz synek jest jednym z najlepiej radzących sobie w jego roczniku. Teraz na basen lata z wielką radością, sam pakuje ręczniki i klapki jak przychodzi dzień basenu. A jak była przerwa świąteczna i basen nieczynny: "po co te święta, nie popływam" :D I jest jedynym dzieckiem, które pływa bez okularów, kiedyś ledwo oczy zamoczył i przecierał rękoma. A teraz nurkuje z otwartymi oczami :) Mamy jeszcze lodowisko na mieście, chciałabym to wykorzystać, ale coś mały nie chce się przekonać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Warto zapisać dziecko na zajęcia dodatkowe, które mu się spodobają. Ja zapisałam swojego syna na zajęcia z robotyki organizowane przez www.superiq.pl Na początku nie chciał tam iść ale teraz zainteresował się tematem i widzę że znalazł swoją pasję. Dodatkowo takie zajęcia są bardzo przyszłościowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazyna85
Ważne jest aby zapewnić dziecku jakieś zajęcie, bo teraz jak się szkoła skończyła to już w ogóle nie oderwą wzroku od telefonów, komputerów czy telewizorów. Ja zapisałam córkę na zajęcia taneczne do Royal Dance Center i przynajmniej przez te 2 godziny w ciągu dni odrywam ją od elektroniki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To prawda. Zajęcia dodatkowe zaszczepiły w moich dzieciach zainteresowanie nauką. Teraz nie tracą czasu na granie w gry czy bezcelowe przeglądanie Internetu. Jeżeli mieszkacie w okolicach Bydgoszczy to polecam wam zgłosić się do www.fortecadzieciecegospeca.pl Miejsce to oferuje świetne zajęcia dla dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jestem z pokolenia, którego dziecinstwo przypadało na lata 90. Zajęcia dodatkowe to była wówczas fanaberia i powód do kpin. Jak się okazało słusznie. Jakoś nikt ze znajomych nie zrobił w dorosłym życiu kariery karateki, nie jeździ konno, nie jest artysta ani piłkarzem. Najwięcej nawiedzonych rodziców posyłało swe pociechy na j. obce. Koleżanka, która wręcz płakała, że nie chce chodzić na j.angielski mimo ścisłego nadzoru ze strony matki skończyła podobnie jak ja - w tym samym oddziale banku. Na co był jej ten koszmar i strata budżetu ze strony rodziców? Bezsens. Niech dzieciństwo będzie znów dzieciństwem a nie wyścigiem szczurów i rywalizacją zakompleksionych rodziców.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś Zwróć uwagę, że w latach 90 nie było komputerów i smartfonów, a dzieciaki inaczej spędzały czas niż teraz. To uzależnienia od elektroniki odbierają współczesnym dzieciom dzieciństwo. Nie chodzi o to, że ktos kto w wieku 8 lat jeździ konno, będzie jeździł zawodowo w wieku lat 40, czy że ktoś kto od 5 roku życia chodzi na balet, zostanie baleriną. Chodzi o to, co te zajęcia dziecku dają: zmiana otoczenia, inne towarzystwo, wzmocnienie poczucia własnej wartości, umiejętności. To już nie są lata 90, gdy dzieci potrafiły się bawić. To jest era zombie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś No akurat angielski w obecnych czasach to podstawa. Moja córka ma 11 lat, od 5 roku życia chodzi na balet i uwielbia to. Syn chodzi na aikido i też widzę, że wiele mu to daje. Nie każdy wychowuje dziecko na zombiaka. Ciekawa jestem czy obserwowałaś kiedyś współczesne dzieci podczas przerwy w szkole. One nawet ze sobą nie rozmawiają, każde zapatrzone w swój smartfon. Nawet na stołówce nie wygląda to inaczej. W latach 90 o których wspominasz nie było czegoś takiego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś No popatrz, a moje dzieci w latach 90tych chodzily na plywanie, muzykę, chór, balet, szachy, judo , tenis, jezdzily na obozy zeglarskie, jezdzieckie i jezykowe. Oczywiscie nie wszystko na raz. Zajecia byly dobierane wg ich zainteresowan. Wszystko jak do tej pory im sie w zyciu przydało

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeżeli dziecko nie jest przeładowane zajęciami dodatkowymi, zawsze wyjdzie mu to na plus.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jestem z pokolenia, którego dziecinstwo przypadało na lata 90. Zajęcia dodatkowe to była wówczas fanaberia i powód do kpin. xx no popatrz, moje dzieciństwo również przypadało na lata 90. i jakoś w moim otoczeniu zajecia dodatkowe nie były powodem do kpin, tylko do zazdrości, bo większości rodziców (w tym moich) nie było stać. Dzieci bogatszych rodziców chodziły na angielski, niemiecki, hiszpański, jazdę konną, taniec i basen. Nie było wymyślnych sztuk walki, a zamiast piłki nożnej czy siatki był szkolny sks (ale na sks były przyjmowane osoby wysportowane). Ja nie chodziłam na nic z powodu biedy, a żeby matka miała spokój w domu to znalazła mi 2 równie biedne koleżanki w wysyłała nas do kościoła. W październiku różaniec, w listopadzie wypominki, w grudniu roraty, w lutym/marcu gorzkie żale, w maju litania a w czerwcu nabożeństwo do serca jezusowego. Musiałam kompletować pieczątki i miałam swoją katolicką (a przede wszystkim darmową) wersję naklejek z barbie i pokemonów, które zbierały inne dzieci :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zgadzam się, moje dzieci tańczą w szkole tańca www.esdanceacademy.pl i obserwując ich zachowanie widzę, że dużo lepiej i szybciej rozwijają się właśnie tańcząc a nie siedząc pół dnia w szkole...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co za bzdura. Urodziłam się w '86 więc moje dzieciństwo to też lata 90-te. Chodziłam na taniec, angielski, niemiecki, kółko fotograficzne i gre na pianinie. uwielbiałam to, i fakt, nie zostałam ani muzykiem, ani tancerką, ani fotografem... ale nigdy nie miałam problemu np. z tańcem na dyskotekach czy jakis uroczystosciach, na święta gram dzieciom kolędy na pianinie, robię ładne zdjęcia i często wykorzystywałam to na różnych okazjach jak chrzciny czy czyjeś urodziny. O tym, że języki się przydały to nie muszę chyba pisać. Oczywiście, że zmuszanie dziecka nie ma sensu ale zostawienie dziecka samopas, zwłaszcza obecnie, też nie jest dobre. Dzieciństwo to czas, gdy mózg jest najbardziej chłonny i trzeba go ćwiczyć w różnorodny sposób, tak samo jak mięśnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Warto zapisywać dzieci na zajęcia dodatkowe, które wspomagają ich rozwój i zainteresowania. Jeżeli mieszkacie w Bydgoszczy to zajrzyjcie na stronę www.fortecadzieciecegospeca.pl Tam znajdziecie ciekawe zajęcia, które powinny spodobać się waszym dzieciom.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dnia 16.08.2018 o 17:21, Gość gość napisał:

Jestem z pokolenia, którego dziecinstwo przypadało na lata 90. Zajęcia dodatkowe to była wówczas fanaberia i powód do kpin. xx no popatrz, moje dzieciństwo również przypadało na lata 90. i jakoś w moim otoczeniu zajecia dodatkowe nie były powodem do kpin, tylko do zazdrości, bo większości rodziców (w tym moich) nie było stać. Dzieci bogatszych rodziców chodziły na angielski, niemiecki, hiszpański, jazdę konną, taniec i basen. Nie było wymyślnych sztuk walki, a zamiast piłki nożnej czy siatki był szkolny sks (ale na sks były przyjmowane osoby wysportowane). Ja nie chodziłam na nic z powodu biedy, a żeby matka miała spokój w domu to znalazła mi 2 równie biedne koleżanki w wysyłała nas do kościoła. W październiku różaniec, w listopadzie wypominki, w grudniu roraty, w lutym/marcu gorzkie żale, w maju litania a w czerwcu nabożeństwo do serca jezusowego. Musiałam kompletować pieczątki i miałam swoją katolicką (a przede wszystkim darmową) wersję naklejek z barbie i pokemonów, które zbierały inne dzieci :/

Faktycznie jakby miała do wyboru latać do kościoła na siłę a iść na w/w zajęcia to mogłabym czuć kompleksy. Tymczasem w latach 90. większość rówieśników potrafiła sobie samodzielnie zorganizować czas na podwórku a ci bardziej introwertyczni woleli siedzieć przed pegazusem, segą czy też już pod koniec lat 90. przed kompem. Latający w latach 90. na zajęcia dodatkowe z rozkazu rodziców generowali humorystyczną reakcję i wymowne stukanie w czółko :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Jestem rocznik 80 i nie pamiętam żadnego stukania się w czółko. Wszyscy chodzili na jakieś zajęcia. Przez "wszyscy" mam na myśli dzieci w miarę zamożnych i/lub wykształconych ludzi. Tylko z moich doświadczeń: angielski (prawie co roku byłam zapisywana na jakiś kurs), hiszpański, judo, sks, kółko plastyczne, matematyczne, zuchy, zajęcia taneczne, korki z obsługi kompa, jazda konna, basen, chór. Na pewno wszystkiego nie pamiętam, jak coś było za free w szkole czy domu kultury to też latałam. Z rodzeństwa jedno należało do klubu sportowego długie lata, drugie zespołu tanecznego i grało na instrumencie. Mieszkałam w małym mieście, ale koleżanki z wiosek też jeździły na zajęcia w szkole muzycznej. To nie jest wymysł naszych czasów, moi rodzice za komuny grali na instrumentach, chodzili na różne kółka, należeli do klubów sportowych, chodzili na korki i lekcje języka. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Nie są :) Istotniejsze jest po prostu wyciągnięcie dzieciaka czy to przez grupe rówieśniczą na zewnątrz czy też rodziców. Niekoniecznie trzeba nabijać kabze działowi usług, który wmawia Wam, że jako jedyni wypełnią czas Waszemu dziecku :)

Zresztą nie wspominam, że nie wiem jakim cudem Wasze dzieci mają tyle czasu. Mój jest w 4 klasie i non stop ma coś do odrobienia, kartkówki, klasówki, lektury - czasem ledwie sie z obowiązkami szkolnymi wyrabia w tygodniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
1 godzinę temu, Gość Gość napisał:

Jestem rocznik 80 i nie pamiętam żadnego stukania się w czółko. Wszyscy chodzili na jakieś zajęcia. Przez "wszyscy" mam na myśli dzieci w miarę zamożnych i/lub wykształconych ludzi. Tylko z moich doświadczeń: angielski (prawie co roku byłam zapisywana na jakiś kurs), hiszpański, judo, sks, kółko plastyczne, matematyczne, zuchy, zajęcia taneczne, korki z obsługi kompa, jazda konna, basen, chór. Na pewno wszystkiego nie pamiętam, jak coś było za free w szkole czy domu kultury to też latałam. Z rodzeństwa jedno należało do klubu sportowego długie lata, drugie zespołu tanecznego i grało na instrumencie. Mieszkałam w małym mieście, ale koleżanki z wiosek też jeździły na zajęcia w szkole muzycznej. To nie jest wymysł naszych czasów, moi rodzice za komuny grali na instrumentach, chodzili na różne kółka, należeli do klubów sportowych, chodzili na korki i lekcje języka. 

I jeszcze na anatomię, kryminalistykę, mma i esperanto chodziłaś. Przestań odreagowywać nudne dzieciństwo. Prawda jest taka, że tacy jak Ty w latach 90 siedzieli w chałupie i czarodziejkę z księżyca oglądali, bo rodzice nie puszczali jej do rówieśników na podwórku bo niby w toku nromalnej zabawy i doświadczeń miała się "zdegenerować" :D Takie chowanie pod ...enką mamusi wyniuniane małe oszołomki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

To nie jest program z jednego roku LOL. Rodzice się chyba Tobą kompletnie nie interesowali, jeżeli uważasz, że to jest Bóg wie co.. I absolutnie nie byłam chowana pod spódnicą mamusi, mam wrażenie, że prawie nigdy nie siedziałam w domu. Zresztą jestem z wielodzietnej rodziny, więc to jest niemożliwe, żeby się tak trząść nad każdym dzieckiem. Mnóstwo czasu spędzałam na podwórku, boisku, łażąc po drzewach itd. A czarodziejkę z księżyca oglądała moja 10 lat młodsza siostra. Ja byłam wtedy chyba już nastolatką i raczej łaziłam po imprezach. A Anatomię Bochenka "starzy" podsuwali mi do czytania już w podstawówce LOL. Trafiłaś 😉 Koleżanki mający mniej wykształconych rodziców miały podobną ilość zajęć dodatkowych, pomysł na jazdę konną przyniosłam od kolegi z rodziny "robotniczej", który jeździł do stadniny. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×