Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Niska

Kolejny miesiąc bez niczyjej pomocy,sami z dziećmi

Polecane posty

Gość Jswa

Autorka ma rację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Podziwiam siłę i wytrzymałość psychiczną wszystkich osób, które wychowują dzieciaki bez żadnej pomocy. 

Gdybym ja nie miała od czasu do czasu wsparcia w postaci moich rodziców, to nigdy bym się na dzieci (zwlaszcza na drugie) nie zdecydowała. Serio. Wedlug mnie, latwiej było gdy żyło się w większych, wielopokoleniowych rodzinach, gdzie może i stare baby wtykaly nosy w sprawy mlodych, ale za to kobiety się wzajemnie wspierały przy dzieciach. A podejmowanie decyzji o rozmnogu w rodzinie nuklearnej to dla współczesnej kobiety HEROIZM

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mudv

Oczywiscie ze autorka ma racje. Wzajemna rodzinna pomoc w trudnych momentach jest nieoceniona, potrzebna. Przeciez sa to tylko awaryjne sytuacje. Czas spedzony z wlasnym konanym wnukiem to sama przyjemnosc. Wystarczy raz na kilka mcy. A potem zdziwienie babci ze wnuk nie poznaje, ze nie chce sie przywitac.  Prawda ze czasem z rodzina wychodzi sie dobrze tylko na zdjeciu. Zapomnial wół jak cieleciem byl- to takie trafne powiedzenia. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Nie chce mi się tego czytać, ale powiem wam jedno. Czasem chodzi o zwykły telefon z pytaniem, jak się czujecie? Co z dziećmi? Zwykłe zainteresowanie. Gdyby sytuacja była odwrotna, to byście zjechały autorkę od wyrodnych, że nawet nie zadzwoni i nie zapyta jak się matka czuje. Czasem wystarczy mały gest by człowiek poczuł się lepiej. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
12 godzin temu, Gość gosc napisał:

Moja też mi nie odmawia, ale ja sie o moją mamę troszczę i proszę o pomoc tylko w sytuacjach absolutnie kryzysowych kiedy ja i mąż nie możemy być obecni przy dziecku. Choroby zakażne to nie jest coś co ja bym uważała za sytuację kryzysową. Autorka i jej mąż są obecni przy dzieciach i nie są sparaliżowani. 

Sugerujesz coś? Twoja matka raczej nie ma 90 lat że trzeba się o nią specjalnie troszczyć. Dla większości normalnych babek zajmowanie się wnukiem to przyjemność. Przeżywacie jakby autorka i inne kobiety zostawialy u babki dzieciaka na miesiąc sądząc że to czyjkolwiek obowiązek. Dla mnie to śmieszna próba dowartościowania się sądząc że jest się lepszą bo nie ma się nikogo bliskiego  kto z dobrej woli zajalby się waszymi dziećmi w trudnych chwilach albo zwyczajnie gdy potrzebujecie chwili oddechu a każdy potrzebuje więc argumenty że nie po to się robiło dzieci żeby je innym podrzucac są z dupy wzięte tak naprawdę. Możliwe że wasze kontakty z matkami są złe albo sztywne i stąd to samooszukiwanie się że jest się wiecznie napelniona energia przy dzieciakach. Uprzedzajac prawdopodobne zarzuty nie mam dzieci. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
17 godzin temu, Gość Kol napisał:

A to siostra musi ci pomagać bo bezdzietna? Może Ci rad udziela bo z boku więcej widać? Serio dużo wiecej. Może lepiej posłuchać i przemyśleć niż burze robić. Co do teściowej poczekaj jak sama będziesz mieć 60lat... Wtedy możesz ocenić stan zmeczenia. Ona swoje dzieci już wychowała i ze swoimi się meczyla zapwne wystarczy jej to 

Nie oczekuje pomocy od niej ale mogłaby umyć po sobie talerz albo pomoc w przygotowaniu obiadu?nie znasz mojej siostry, więc uwierz że jej rady są mało istotne. Lepiej, żeby spojrzała na siebie pierw z boku. Zresztą ja nikomu rad nie dawałam jak dzieci nie miałam, a tym bardziej teraz jak mam, chyba że ktoś pyta się o opinię lub moje zdanie. 

Co do teściowej to brak słów, bo nad wnukami ze strony jej córek skacze, a dokładnie nawet biega, a teraz będzie opiekować się 1.5 rocznym dzieckiem córki(wnuczek zamieszka z nią), bo córka w ciąży i źle się czuję. Ja jak byłam w połogu to super się czułam i nad nią skakać miałam, bo ona na telefonie cały dzień tylko siedzieć mogła. Na szczęście mieszka daleko widzimy się bardzo rzadko. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Ja też uważam że rozżalenie autorki wynika albo ze słabych więzi rodzinnych- brak poczucia że się ktoś o nią troszczy, martwi, ale z drugiej strony nie pisze nic o tym czy sama regularnie dzwoni do mamy i siostry z pytaniem jak się czują, jak idą ich prywatne sprawy, czy przy jakiś problemach nie trzeba pomóc. Albo z rozczarowania macierzyństwem, że to nie taka bajka, że z mężem ma się mało czasu we dwoje,i brak czasu, odpoczynku i nadmiar zajęć czasem przytłaczają.

Bo tak obiektywnie- nic złego się nie dzieje. Dla mnie choroba małego dziecka to nie jest sytuacja awaryjna- małe dzieci chorują i już! Mąż miał anginę- ok, ale przy anginie zażywa się antybiotyki (bardzo rzadko jest wirusowa) które zwykle działają szybko i skutecznie. Więc też nie pojmuję dlaczego zdrowa autorka siedzi uwięziona z dzieckiem w domu od dwóch tygodni i nie wyjdzie nigdzie. Awaryjna sytuacja to u nas konieczność wizyty u lekarza ze starszym, kiedy młodsze jest chore w domu (bo zwykle planujemy takie wizyty na godziny opieki w żłobku), tudzież np. noga w gipsie. Owszem, jak leżałam w ciąży to mama brała czasem starsze dziecko do siebie żeby mąż mógł np. spokojnie urządzić pokoik, ale mąż z kolei siedział potem z dwójką maluchów kiedy ja pomagałam mamie sprzątac po remoncie, albo ja z nimi siedziałam kiedy jej kosił ogródek. 

Dzieci rosną, za 4-5 lat opieka nad nimi będzie mało kłopotliwa, i pewnie bez większego problemu ktoś z nimi zostanie, choćby puszczając im 3 godziny bajkę, kiedy będziecie chcieli wyjść, za 8 lat zostaną sami w domu na taki czas. To jest tylko jakiś czas który trzeba przeczekać, zaciskając zęby, i cieszyć się tym co daje, bo jednak te wczesne lata z dzieckiem mają swój urok i będziemy to miło wspominać. 

Moja mama i teściowa wychowały po kilkoro dzieci w czasach bez samochodów, automatycznych pralek, jednorazowych pieluch itd. Obiad się gotowało od zera, bo jak ktoś słusznie zauważył, nie było tyle półproduktów, mrożonek,  nie było nawet przyzwoicie zaopatrzonych sklepów. Dla mojej mamy pranie to było pół dnia- pranie we Frani, ręczne płukanie po kilka razy, potem wyciskanie albo wirowanie w automatycznej wirówce jak się dorobiliśmy, płukanie, gotowanie w garze i prasowanie pieluch, zapieranie wszystkim plam, cerowanie ubranek- bo ubranka miały wytrzymać długo, było ich mało. Ja wrzucam do pralki, co zajmuje może 5 min z segregacją prania, i wieszam kolejne 10. Ubranka kupię w kilkanaście minut przez internet, albo na Olx za grosze- więc nie żal mi jak się pobrudzi trawą, bo kupię kolejne spodenki za 2 zł. Zakupy zrobię klikając na komputerze, nawet obłożnie chora, i ktoś mi je przywiezie do domu- moja mama tarabaniła się z dziećmi uczepionymi spódnicy rozklekotanym autobusem, żeby w mięsnym dostać kawałek mięsa, w sklepie z nabiałem trochę sera i masła, w warzywniaku tanie warzywa i owoce. Wyprawa też na pół dnia. Kiedyś kilkoro dzieci, albo nawet dwoje, to była orka na ugorze w porównaniu z dzisiejszymi czasami. I nawet jeśli komuś dzieci bawiła teściowa (u nas tego nie było, ani u mnie, ani u męża), to obowiązki domowe zajmowały lwią część wolnego czasu. Do głowy by mi nie przyszło prosić zapracowanych rodziców albo teściów o to żeby przyszli i robili mi zakupy albo siedzieli z chorymi zakaźne dziećmi, bo ja się czuję przytłoczona. To nie jest awaryjna sytuacja tylko normalne, codzienne życie. Jak choruje jedno z dorosłych i dzieci- to zdrowe ogarnia wszystko co trzeba, jak chorują wszyscy, to ogarnia na konieczne minimum ten kto się najlepiej czuje. 

Trzeba się po prostu nastawić że kilka lat to życie całą rodziną- rodzice plus dzieci. Wcześniej można się wyszaleć, później zaczyna się druga wolność- bo dziecko pojedzie na obóz, kolonie, bo się złapie wolną chwilę kiedy jest w szkole, zostanie samo w domu jak rodzice wyjdą na kolację. 

Inna sprawa że u mnie w rodzinie dzwonimy do siebie, rozmawiamy, dopytujemy o samopoczucie- we wszystkie strony, bo nie wyobrażam sobie olać siostrę która ma np. ważną wizytację i ocenę w pracy, bo mi młodsze dziecko smarka. Dbamy o siebie wzajemnie, myślimy o ważnych dla innych sprawach. Mam więc poczucie bezpieczeństwa, życia "w stadzie", przekonanie że jeśli w środku nocy będę musiała jechać np. do szpitala, to ktoś przyjedzie, pomoże poproszony o pomoc. Natomiast każde z nas ma doskonałą świadomość tego że nie może dysponować dowolnie wolnym czasem innych członków rodziny. Że każdemu po pracy należy się odpoczynek, codzienne (w tym wynikające z chorób wieku dziecięcego) problemy dzieci bierze sobie na głowę ich rodzic, że każdy ma prywatne sprawy, własne życie towarzyskie. Trzeba się nawzajem szanować. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Jeśli nie poprosilas innych o pomoc, to nie masz im nic do zarzucenia. I wyczuwam zawiść i zazdrość o siostrę. To, że nie ma dzieci nie znaczy, że ma koniecznie pełen luz w weekendy, a nawet jak ma, to może z niego korzystać. Przecież od tego są weekendy bez dzieci. Jak chcesz gdzieś iść, to zapłać opiekuńcze zamiast czekać aż inni się domyślą i zaczną się rwać do pracy za darmo przy nie swoich dzieciorach. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
7 godzin temu, Gość Mudv napisał:

Oczywiscie ze autorka ma racje. Wzajemna rodzinna pomoc w trudnych momentach jest nieoceniona, potrzebna. Przeciez sa to tylko awaryjne sytuacje. Czas spedzony z wlasnym konanym wnukiem to sama przyjemnosc. Wystarczy raz na kilka mcy. A potem zdziwienie babci ze wnuk nie poznaje, ze nie chce sie przywitac.  Prawda ze czasem z rodzina wychodzi sie dobrze tylko na zdjeciu. Zapomnial wół jak cieleciem byl- to takie trafne powiedzenia. 

Po raz kolejny pytam, gdzie tu widzisz tzw. TRUDNY MOMENT? :d Ktoś ma nowotwór? Mafia bukmaherska się do starego dobija w związku z długami w kasynie starego? Ktoś w hospicjum leży? Żałoba rodzinna po śmierci małego dziecka? Przy pokrewnych dramatach faktycznie pomoc, wsparcie są nieocenione.

Takie przypadki o których mówicie to proza życia i trudno żeby inni sobie dezorganizowali swój tryb egzystencji, bo młoda matka jest nieporadną ciapą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Akurat angina u męża to poważna sprawa i nie można jej bagatelizować. Anginę należy wyleżeć przy końskich dawkach antybiotyków. Nie zastosowanie się do tych wskazań i niewyleczenie jej grozi powikłaniami np. problemami z sercem. Mąż więc nie mógł jej pomagać wówczas przy ogarnianiu w domu, no chyba, że chce się go w wieku 50 lat wysłać na tamten świat w związku z chorobą przewlekłą układu krążenia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gfdh
8 godzin temu, Gość TTTHHHBBB napisał:

Jak moja mama była  powaznie chora i wylądowala w szpitalu w niewesołym stanie, to ja leciałam do niej prosto z urlopu... brat mi nie poweidzial nic do otatniej chwili, nie chcial "psuć mi wakacji" - bylam z mężem i córką  w Faro. ale jak jednak postanowił zadzwonić, dzien przed koncem naszych wakacji, to ja od razu z domu - Niemcy - łapał samolot i lecialam do mamy. 

To nie kontaktowałaś się z mamą przez kilka dni będąc na urlopie?O/ ja cały czas z moją mamą piszę na WhatsApp kilkanaście razy dziennie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
30 minut temu, Gość gość napisał:

Po raz kolejny pytam, gdzie tu widzisz tzw. TRUDNY MOMENT? :d Ktoś ma nowotwór? Mafia bukmaherska się do starego dobija w związku z długami w kasynie starego? Ktoś w hospicjum leży? Żałoba rodzinna po śmierci małego dziecka? Przy pokrewnych dramatach faktycznie pomoc, wsparcie są nieocenione.

Takie przypadki o których mówicie to proza życia i trudno żeby inni sobie dezorganizowali swój tryb egzystencji, bo młoda matka jest nieporadną ciapą.

Zgadzam się. Opisane przez autorke jej "wielkie problemy wymagające wsparcia", to zwykła proza życia, a nie nadzwyczajne okoliczności, wymagające pomocy i interwencji rodziny. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
10 minut temu, Gość gość napisał:

Akurat angina u męża to poważna sprawa i nie można jej bagatelizować. Anginę należy wyleżeć przy końskich dawkach antybiotyków. Nie zastosowanie się do tych wskazań i niewyleczenie jej grozi powikłaniami np. problemami z sercem. Mąż więc nie mógł jej pomagać wówczas przy ogarnianiu w domu, no chyba, że chce się go w wieku 50 lat wysłać na tamten świat w związku z chorobą przewlekłą układu krążenia...

Angina, to angina. To nie chemia przy raku, tylko angina i antybiotyk. Zwykła sprawa. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Daggi
Dnia 15.04.2019 o 00:10, Yoka777 napisał:

 

...a przy okazji, nie zaszczepiłaś dziecka przeciwko szkarlatynie?

bzdury piszesz nie ma szczepionki na szkarlatyne!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
40 minut temu, Gość Gość napisał:

Angina, to angina. To nie chemia przy raku, tylko angina i antybiotyk. Zwykła sprawa. 

Gratuluje podejścia, trzeba ją minimum tydzień wyleżeć aplikując antybiotyk. Życie rodzinne sparaliżowane na ten czas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aga83
5 godzin temu, Gość gość napisał:

Ja też uważam że rozżalenie autorki wynika albo ze słabych więzi rodzinnych- brak poczucia że się ktoś o nią troszczy, martwi, ale z drugiej strony nie pisze nic o tym czy sama regularnie dzwoni do mamy i siostry z pytaniem jak się czują, jak idą ich prywatne sprawy, czy przy jakiś problemach nie trzeba pomóc. Albo z rozczarowania macierzyństwem, że to nie taka bajka, że z mężem ma się mało czasu we dwoje,i brak czasu, odpoczynku i nadmiar zajęć czasem przytłaczają.

Bo tak obiektywnie- nic złego się nie dzieje. Dla mnie choroba małego dziecka to nie jest sytuacja awaryjna- małe dzieci chorują i już! Mąż miał anginę- ok, ale przy anginie zażywa się antybiotyki (bardzo rzadko jest wirusowa) które zwykle działają szybko i skutecznie. Więc też nie pojmuję dlaczego zdrowa autorka siedzi uwięziona z dzieckiem w domu od dwóch tygodni i nie wyjdzie nigdzie. Awaryjna sytuacja to u nas konieczność wizyty u lekarza ze starszym, kiedy młodsze jest chore w domu (bo zwykle planujemy takie wizyty na godziny opieki w żłobku), tudzież np. noga w gipsie. Owszem, jak leżałam w ciąży to mama brała czasem starsze dziecko do siebie żeby mąż mógł np. spokojnie urządzić pokoik, ale mąż z kolei siedział potem z dwójką maluchów kiedy ja pomagałam mamie sprzątac po remoncie, albo ja z nimi siedziałam kiedy jej kosił ogródek. 

Dzieci rosną, za 4-5 lat opieka nad nimi będzie mało kłopotliwa, i pewnie bez większego problemu ktoś z nimi zostanie, choćby puszczając im 3 godziny bajkę, kiedy będziecie chcieli wyjść, za 8 lat zostaną sami w domu na taki czas. To jest tylko jakiś czas który trzeba przeczekać, zaciskając zęby, i cieszyć się tym co daje, bo jednak te wczesne lata z dzieckiem mają swój urok i będziemy to miło wspominać. 

Moja mama i teściowa wychowały po kilkoro dzieci w czasach bez samochodów, automatycznych pralek, jednorazowych pieluch itd. Obiad się gotowało od zera, bo jak ktoś słusznie zauważył, nie było tyle półproduktów, mrożonek,  nie było nawet przyzwoicie zaopatrzonych sklepów. Dla mojej mamy pranie to było pół dnia- pranie we Frani, ręczne płukanie po kilka razy, potem wyciskanie albo wirowanie w automatycznej wirówce jak się dorobiliśmy, płukanie, gotowanie w garze i prasowanie pieluch, zapieranie wszystkim plam, cerowanie ubranek- bo ubranka miały wytrzymać długo, było ich mało. Ja wrzucam do pralki, co zajmuje może 5 min z segregacją prania, i wieszam kolejne 10. Ubranka kupię w kilkanaście minut przez internet, albo na Olx za grosze- więc nie żal mi jak się pobrudzi trawą, bo kupię kolejne spodenki za 2 zł. Zakupy zrobię klikając na komputerze, nawet obłożnie chora, i ktoś mi je przywiezie do domu- moja mama tarabaniła się z dziećmi uczepionymi spódnicy rozklekotanym autobusem, żeby w mięsnym dostać kawałek mięsa, w sklepie z nabiałem trochę sera i masła, w warzywniaku tanie warzywa i owoce. Wyprawa też na pół dnia. Kiedyś kilkoro dzieci, albo nawet dwoje, to była orka na ugorze w porównaniu z dzisiejszymi czasami. I nawet jeśli komuś dzieci bawiła teściowa (u nas tego nie było, ani u mnie, ani u męża), to obowiązki domowe zajmowały lwią część wolnego czasu. Do głowy by mi nie przyszło prosić zapracowanych rodziców albo teściów o to żeby przyszli i robili mi zakupy albo siedzieli z chorymi zakaźne dziećmi, bo ja się czuję przytłoczona. To nie jest awaryjna sytuacja tylko normalne, codzienne życie. Jak choruje jedno z dorosłych i dzieci- to zdrowe ogarnia wszystko co trzeba, jak chorują wszyscy, to ogarnia na konieczne minimum ten kto się najlepiej czuje. 

Trzeba się po prostu nastawić że kilka lat to życie całą rodziną- rodzice plus dzieci. Wcześniej można się wyszaleć, później zaczyna się druga wolność- bo dziecko pojedzie na obóz, kolonie, bo się złapie wolną chwilę kiedy jest w szkole, zostanie samo w domu jak rodzice wyjdą na kolację. 

Inna sprawa że u mnie w rodzinie dzwonimy do siebie, rozmawiamy, dopytujemy o samopoczucie- we wszystkie strony, bo nie wyobrażam sobie olać siostrę która ma np. ważną wizytację i ocenę w pracy, bo mi młodsze dziecko smarka. Dbamy o siebie wzajemnie, myślimy o ważnych dla innych sprawach. Mam więc poczucie bezpieczeństwa, życia "w stadzie", przekonanie że jeśli w środku nocy będę musiała jechać np. do szpitala, to ktoś przyjedzie, pomoże poproszony o pomoc. Natomiast każde z nas ma doskonałą świadomość tego że nie może dysponować dowolnie wolnym czasem innych członków rodziny. Że każdemu po pracy należy się odpoczynek, codzienne (w tym wynikające z chorób wieku dziecięcego) problemy dzieci bierze sobie na głowę ich rodzic, że każdy ma prywatne sprawy, własne życie towarzyskie. Trzeba się nawzajem szanować. 

Dokladnie. Dzieci choruja, a my dorosli czesto lapiemy od nich. To nie jest sytuacja awaryjna. I to co pisalam wczesniej. Zyjemy w cudnych czasach zmywarek, pralek, zakupow przez internet. Nasze dzieci, nasz obowiazek. Mam bezdzietna mloda jeszcze kolezanke w pracy. Pracuje na dwa etaty a w weekendy studiuje. Prace biurowa konczymy o 16 i ona idzie masowac ludzi. Najpierw w przychodni, pozniej w domu. Konczy o 22. Zbiera na samochod, kolejne studia. Pomyslcie ze bezdzietni tez maja co robic. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lilo

Skończcie już bo cały czas piszą jedne i te same osoby o_o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Męska angina to jest oczywiście dramat, zagrożenie życia pierwszego stopnia i konieczne jest oddanie wszystkich dzieci pod opiekę osób trzecich. Podobnie jak męski katar albo męski ból palca u nogi 😁 Co ciekawe kobieta z anginą zasuwa w domu, a często jeszcze do pracy chodzi. Facet musi leżeć, bo groźba śmierci i powikłań..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mama

Przestan się uzalac tepa Babo. Ja jestem samotną matką i sama muszę dziecku wszystko zapewnić. Nawet nie mam do kogo sie wieczorami przytulić. Nikt mi domu nie wybudował ani na mnie nie pracuje. A Ty masz tak wiele i jeczysz. Twoi rodzice i siostra maja prawo do własnego życia. Nikt nie musi myśleć o Tobie i twoich dzieciach. Co więcej, mąż również może w każdej chwili odejść. Takie jest życie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gtdx

Dla mnie te kobiety które mówią o innej Baba są z rynsztoka. Ja nigdy tak nie powiedziałam i nigdy nikt w moim najbliższym otoczeniu nie użył takiego słowa. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kora

Hej. macie racje ze dzieci to OBOWIĄZEK rodziców, ale wiecie co kiedy to było inaczej. Moje pokolenie urodzone w latach 80 było głównie "chowane" właśnie przez dziadków-rodziców matki bądź teściów. Ja mieszkałam z dziadkami to oni się mną "opiekowali". W sumie efekt był taki że babcia wywala mnie samą na dwór już jak miałam 3 lata, bo nie chciało jej się mną zajmować. Inni moi znajomi byli wywalani na 2 miesiace TAK na całe wakacje do dziadzkow-(moj maż) na wieś i rodzice tez się nie przejmowali zbytnio czy coś się dzieciakowi możne stać tam a wiadomo jakie kiedyś niebezpieczne sprzęty rolnicze. Owi rodzice co tak wykorzystywali swoich rodziców są obecnie na emeryturze i nie oni się zajmować nie chca, nawet na tydzień wnuka nie zabiorą a nawet na godz-bo jak powiedziała moja teściowa "to uwiązanie-ona ma swoje życie". I wiecie co moi rodzice tej przysłowiowej szklanki wody ode mnie nie dostana. Ja juz im zapowiedziałam ze na starość im pomagać nie będę co najwyżej dołożę się finansowo do opiekunki -oni mnie nie wychowywali. 

JA naprawdę mam mnóstwo przykładów ze dzisiejsi dzidkowie nie wychowywali swoich dzieci i nie zasłużyli na pomoc na straość. Sama mam syna już 5 letniego. Wróciłam do pracy odrazu po macierzyńskim bo mam kredyt hipoteczny. I musiałam mieć do 3 lata opiekinke przez mnie opłaconą mimo że oboje dziadków na emeryturze było i mieszka nie daleko. Dam wam dobrą rade: "Umiesz liczyć-liczycz na siebie".Ja dlatego mam jedno dziecko i na więcej się nie zdecyduje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kora

Hej. macie racje ze dzieci to OBOWIĄZEK rodziców, ale wiecie co kiedy to było inaczej. Moje pokolenie urodzone w latach 80 było głównie "chowane" właśnie przez dziadków-rodziców matki bądź teściów. Ja mieszkałam z dziadkami to oni się mną "opiekowali". W sumie efekt był taki że babcia wywala mnie samą na dwór już jak miałam 3 lata, bo nie chciało jej się mną zajmować. Inni moi znajomi byli wywalani na 2 miesiace TAK na całe wakacje do dziadzkow-(moj maż) na wieś i rodzice tez się nie przejmowali zbytnio czy coś się dzieciakowi możne stać tam a wiadomo jakie kiedyś niebezpieczne sprzęty rolnicze. Owi rodzice co tak wykorzystywali swoich rodziców są obecnie na emeryturze i nie oni się zajmować nie chca, nawet na tydzień wnuka nie zabiorą a nawet na godz-bo jak powiedziała moja teściowa "to uwiązanie-ona ma swoje życie". I wiecie co moi rodzice tej przysłowiowej szklanki wody ode mnie nie dostana. Ja juz im zapowiedziałam ze na starość im pomagać nie będę co najwyżej dołożę się finansowo do opiekunki -oni mnie nie wychowywali. 

JA naprawdę mam mnóstwo przykładów ze dzisiejsi dzidkowie nie wychowywali swoich dzieci i nie zasłużyli na pomoc na straość. Sama mam syna już 5 letniego. Wróciłam do pracy odrazu po macierzyńskim bo mam kredyt hipoteczny. I musiałam mieć do 3 lata opiekinke przez mnie opłaconą mimo że oboje dziadków na emeryturze było i mieszka nie daleko. Dam wam dobrą rade: "Umiesz liczyć-liczycz na siebie".Ja dlatego mam jedno dziecko i na więcej się nie zdecyduje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
6 godzin temu, Gość gość napisał:

Gratuluje podejścia, trzeba ją minimum tydzień wyleżeć aplikując antybiotyk. Życie rodzinne sparaliżowane na ten czas.

Kpisz?? Czy o drogę pytasz? Skoro jest antybiotyk przy anginie, to po dwóch dawkach jest przeważnie już lepiej. Jeżeli mąż poszedł do lakarza, dostał antybiotyk, wziol dawkę leku, wieczorem następna, to już rano powinno być lepiej. Zasem potrzeba trzeciej dawki, ale to już nie ma co porównywać. Angina to nie choroba ciężka, ani przewlekła, że trzeba tydzień leżeć jak obłożnie chory. Nikt twojemu mężowi nie każe w chorobie z Łopatą na mrozie i w śniegu rowów kopać. Ma normalnie w domu swoje obowiązki wypełniac i dziecko popilnowac. Wielkie mi halo, bo angina. Phi. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Magda

My mieszkamy za granica, mamy 2 dzieci 2 i 6 lat. Tez nie mamy tu rodziny i nie uzalam sie nad soba ze nie mam od nikogo pomocy. Do kina czasem chodze z kolezankami, maz wtedy jest z dziecmi. Reszte wypadow jest rodzinna. Owszem powinni chociaz zadzwonic jak sie czujecie ale bez przesady, 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iza

Autorko,

czemu zdecydowalas sie na kolejne dziecko? Nie widzialas, ze nie ma ci kto pomoc itd?

Jestem ciekawa decyzji kobiet, ktore 'mecza  sie' z jednym , nie maja pomycy, robia drugie i jecza jeszcze bardziej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Też gość

Jak ja się cieszę, że tyle normalnych się odezwalo wreszcie, bo już myślałam, że odchowanie dzieci w dzisiejszych czasach to proces niewykonalny bez instytucji babci. 

Autorko, głowa do góry, widzisz, że sie da 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o racja!
9 minut temu, Gość iza napisał:

Autorko,

czemu zdecydowalas sie na kolejne dziecko? Nie widzialas, ze nie ma ci kto pomoc itd?

Jestem ciekawa decyzji kobiet, ktore 'mecza  sie' z jednym , nie maja pomycy, robia drugie i jecza jeszcze bardziej.

Pewnie żeby dziecko miało rodzenstwo. Tu na kafe panuje przekonanie, że jak zostanie jedynakiem to będzie miał zmarnowane życie i wszystkie plagi egipskie na niego spadną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iza
4 minuty temu, Gość o racja! napisał:

Pewnie żeby dziecko miało rodzenstwo. Tu na kafe panuje przekonanie, że jak zostanie jedynakiem to będzie miał zmarnowane życie i wszystkie plagi egipskie na niego spadną.

A ja sie z tym nie zgzadzam. Znam wielu fajnych jedynakow, a z rodzin z jednym dzieckiem bije taki wlasnie spokoj i harmonia. 

Ja sie na 2gie nie decyduje, bo tak jak autorka widze ile to jest zachodu z jednym,ale swiadomie w kierat z dwojka dzieci i narzekanie sie nie pisze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Też gość
38 minut temu, Gość iza napisał:

A ja sie z tym nie zgzadzam. Znam wielu fajnych jedynakow, a z rodzin z jednym dzieckiem bije taki wlasnie spokoj i harmonia. 

Ja sie na 2gie nie decyduje, bo tak jak autorka widze ile to jest zachodu z jednym,ale swiadomie w kierat z dwojka dzieci i narzekanie sie nie pisze.

Ty widzisz i się nie decydujesz. Autorka nie widziała, uznała, że mama i siostra będą pomagać a ona będzie jak koleżanka z fb z mężem randkowac. I teraz płacze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iza
16 minut temu, Gość Też gość napisał:

Ty widzisz i się nie decydujesz. Autorka nie widziała, uznała, że mama i siostra będą pomagać a ona będzie jak koleżanka z fb z mężem randkowac. I teraz płacze...

Watpie, ze mama i siostra pomagaly przy 1wszym, a teraz nadal nie chca. 

Po co kobiety sie wpakowuja w sytuacje, ktorej nie moga podolac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×