Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Sara

Pogorszenie relacji z matką

Polecane posty

Gość Sara

Witajcie.

Mam 30 lat, moja mama 61,1jestem jej jedyną córką/jedynym dzieckiem.

Zawsze miałyśmy bardzo dobry kontakt. Od 7 lat nie mieszkam w domu rodzinnym, ale codziennie rozmawiałyśmy przez telefon,  widywałyśmy się 2 razy w tygodniu, chodziłyśmy do kina,  teatru, piłyśmy wino, wyjeżdżałyśmy. Mama była dla mnie przyjaciółką, nawet mówię jej po imieniu. 

Niestety,  ostatnio kontakt nam się pogorszył. Rozmawiać jako tako rozmawiamy, choć bardzo krótko i tylko tyle, ile musimy, czysto informacyjnie. Mama parę razy powiedziała mi kilka przykrych rzeczy, w odwecie za rzeczy,  które ja powiedziałam O (nie bezpośrednio,  ale jej) ojcu - z ojcem nigdy nie miałam dobrych kontaktów. 

Nie potrafię znowu się przed nią otworzyć.  Nie mam ochoty spędzać razem czasu. Mimo to czuję ogromny dyskomfort. Nie mogę zasnąć,  jestem spięta, nie mam ochoty żeby wychodzić wieczorem z mężem,  tylko siedzę i gapię się w ścianę.  Jak sobie z tym poradzić i przejść mad tym do porzadku dziennego? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Piki

Porozmawiaj z mamą ,powiedz jak widzisz tatę ,a ona powie jak ona widzi . Możesz nie znać jakiejś prawdy z ich życia i naruszyłaś jakiś temat ,tabu . Wyjaśnij póki świeże 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sara
49 minut temu, Gość Piki napisał:

Porozmawiaj z mamą ,powiedz jak widzisz tatę ,a ona powie jak ona widzi . Możesz nie znać jakiejś prawdy z ich życia i naruszyłaś jakiś temat ,tabu . Wyjaśnij póki świeże 

Matka nie będzie chciała o tym gadać. 

Zasadniczo wspomniałam tylko, że ojciec robi sie coraz gorszy  - coraz bardziej mu na niczym nie zależy.  Nie dba o zdrowie, nie dba o wyglad (nie myje nawet zebow), nie rozwija sie nijak (odkad pamietam nie przeczytał ani jednej ksiazki), mowi niepoprawnie, je ohydnie. Pod kazdym pretekstem rozpoczyna klotnie o polityke. Siedzisz sobie, jesz cos, nic nie mowisz, a ojciec: "a geje cos tam!". Jest nietolerancyjnym betonem. Najwieksze zlo to geje i lewica. Dla mnie to zakrawa o obesje. Mielismy z mezem podejrzenie, ze mamy kune pod dachem, rozmawialismy o tym, ze sie szybko mnoza, a komentarz ojca byl jeden: "to pedalow u nich nie ma?". Przy czym zarowno ja, jak i moj maz, moja matka, a nawet moja babcia czy chrzestna (71 lat), jestesmy tolerancyjni. Co gorsza, ojciec nie umie argumentować.  Jego "argumenty" sa totalnie od czapy i bez sensu. Rozmawiasz o podatkach, a on, ze "Greenpeace (organizacje ekologiczne to kolejny wrog ojca) popiera aborcje!". Tu juz nawet matka nie wytrzymala i cos powiedziala.

Nie szanuje tez mojej diety i sie podsmiewa - jestem wegetarianka od 16 lat, jestem zdrowa, matka popierala to, jak bylam mloda. Dla niego to wymysl. Ja to robie z wrażliwości. Szkoda mi cierpienia i tyle. Przy czym nie agituje i nie zaglądam nikomu w talerz.  Moj maz je mieso i mi to nie przeszkadza. Ale chciałabym,  zeby szanowano tez moje wybory. 

Sam zywi sie glownie chlebem (bez chleba sie nie naje), tluszczem  i ma nadciśnienie.  Jest tez otyly. 

Jest tez skończonym egoista. Nie przepuscil w kolejce do kasy kobiety w ciazy, bo to nie byla kasa z pierwszenstwem. Odmowil BEZ powodu (sama odmowilam pare lat temu, ale dlatego, ze spieszylam sie na egzamin i musialam kupic wode, zeby popic tabletke, bo bol rozsadzal mi brzuch (mam endometrioze i mdlalam z bolu przy okresie,  wiec nie puszczalam wtedy/nie ustepowalam nikomu, bo nie dawalam rady sie ruszyć, ale nie bez powodu...). Bo tak. Kazda dzialalnosc charytatywna to dla ojca glupota. Jedyny krytykowal, jak na slubie zamkast kwiatow prosilismy o karme dla schroniska. Podobnie z rozwojem. Robisz cos dls siebie, a ojciec sie podsmiewa "po co". Nigdy tez nie uwazal, ze na cos sama zapracowalam/cos mi sie nalezy, tylko zawsze, ze mi sie "udalo". Uczylam sie dobrze na studiach, mialam wazne stypendia, a on twierdzil ze mi sie "fukslo", mimo ze moj promotor mowil wprost "nalezalo sie pani". Nawet sasiadka widziała,  jak zapieprzalam i powiedziala, ze mi sie nalezalo. Ojciec nigdy. Dla ojca zawsze bylo  "pewnie sa male szanse, tyle osob startuje" i "jakos ci sie udalo, dali ci" (z laski).

Wstydze sie odwiedzac dom rodzinny ze swoim mezem. Przy czym ojcu pieniedzy nie brakuje, gdyby chcial, to by mogl. Nie wynika to tez z choroby. Nie chce, bo najlepiej po robocie usiasc przed komputerem i zobaczyc,  co "pis da innym" (jemu nic nie dal, ojciec jest hydraulikiem, zarabia calkiem niezle). Nie kest to też problem formalnego wyksztalcenia, bo babcia też miala tylko zawodowke, a czyta, umie sie zachowac, chce. Podobnie chrzestna.

To powiedziałam matce. Okazalo sie, ze jestem glupia, niewdzieczna, a wszystko,  co osiagnelam, to nie moja zasluga, tylko ich (nawet jesli chodzi o wykształcenie i wszystko, co zrobilam po wyprowadzce). Powiedziala, co mysli. Trudno. Staram sie jakos przystosować,  nawet sama do kina poszlam, wtedy, kiedy mialam spotkania z matka, wlasnie w czwartki. Maz nie oponowal, nie chcial isc, chyba widzi, ze musze to jakoś sama odzalowac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×