Goralka 508 Napisano Grudzień 27, 2020 5 minut temu, Martuska napisał: Ja też mam bezpośredni kontakt telefoniczny z lekarzem. Lekarz zalecił mi badanie estradiolu i progesteronu przed transferem. Konsultacja będzie dotyczyła ewentualnej zmiany dawkowania leków. Pamiętasz moje przejścia w poprzednim cyklu...chce uniknąć tych strasznych przejść Czekam jutro na info Dokładnie tak!lepiej niech sprawdza i monitoruje wszystko! W razie czego może reagować odpowiednio wcześnie! 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
szpula 0 Napisano Grudzień 27, 2020 Cześć dziewczyny, mimo, ze 2020 dobiega końca, chciałam dolaczyc i ja. Dzis moj bardzo smutny dzień, ale od początku. Jestem Ula, mam 31 lat, o dziecko staram sie od 2 lat, od roku jestesmy w klinice leczenia nieplodnosci. Podskornie zawsze czulam, ze beda z tym problemy i chyba wykrakałam, ale to przeczucie pozwoliło mi tez szybciej trafić do lekarzy, wiec jest w tym chyba jakis plus. Od zawsze miesiaczkowalam regularnie co ok 32 dni, przed slubem nagle przestalam miesiączkować na ok 3 cykle, myślałam, że to ze stresu, ale powolny powrót do normy cykli trochę trwał i przypadkiem odkrylam podczas jednej z wizyt u ginekologa (losowy z Luxmedu), żeby zobaczyc co sie dzieje, ze moje jajniki w niektórych cyklach maja obraz policystyczny (niektore cykle mam idealne, jajeczkuje czujac to, co w miare potwierdza sie na obrazie USG), wiec u mnie nie jest to stan permanentny). Oczywiscie jak zaczelam myslec o tym, ze pragne NA PRAWDĘ zostac mamą, wtedy jak na zlosc ujawnilo sie te delikatne PCOS. Mam nadwagę, ginekolodzy (rozni) twierdza, ze to przez kilogramy i jak tylko zrzuce, to na bank wszystko trafi na super tory. Jest poczatek 2020 i z mezem decydujemy sie na badanie nasienia. I tu bingo, kto by pomyslal, ze moj idealnie zdrowy, uprawiajacy sport, nie palący nawet pol papierosa w zyciu facet - bedzie mial bardzo slabe paramtery nasienia (ilosciowe). Nie wiadomo dlaczego tak jest, w dzieciństwie mial problem z zejściem jąder, jednak dzis na obrazie USG jest niby wszystko ok. Maz mial podwyzszony poziom prolaktyny (hormon stresu u facetow, jak powiedzal androlog), zbijal go lekami, ale nie poprawilo to wynikow. U mnie po drodze droznosc jajowodow, podczas ktorej stwierdzono drozne jajowody ale tez macice z przegordą. Na szczescie histereskopia diagnostyczna uwidocznila minimalna lukowatosc, ktora nie ma zadnego wplywu na plodnosc. No wiec wkrótce trafiamy do naszej docelowej kliniki, do super Pani doktor (ciezko mi ja oceniac merytorycznie, ale jest wspanialym i empatycznym czlowiekiem). Proponuje nam 1 inseminacje dla formalności ale radzi nie inwestować w nie za dlugo, bo nasze parametry nasienia niemal nas eliminuja z szansy na sukces w tym zabiegu. Inseminacja sie nie udaje, wiadomo to juz na fotelu na kontroli po inseminacji - moj pecherzyk nie pękł. Przechodzimy do IVF od razu ICSI. Robimy scretching no i mam pecha bo trafia mi sie 60 dniowy cykl (jak NIGDY). Potem robimy kolejny. Rozpoczynam stymulacje protokołem którkim z antagonistą GnRH, jajniki reagują rewelacyjnie (mam dobre AMH) - pecherzykow jest tak duzo ze ciezko zliczyc, finalnie pobieramy 18 komorek z czego 11 jest dojrzałych. Zgodnie z ustawa zapladniamy 6 (5 trafia do mrozenia). 6 komorek sie ładnie zapladnia, do stadium blastocysty w 5 dobie "dozywaja" 3 zarodki - podobno statystycznie totalnie prawidłowy wynik. Z racji tak duzej reakcji na stymulacje i ilosci pecherzykow transfer jest odroczony. Na wizycie kontrolej 2 dnia kolejnego cyklu moje jajniki mimo nie przyjmowania juz zadnych lekow, wygladaja jak w trakcie stymulacji (pelne pecherzykow). Lekarz znowu odracza transfer i podejmujemy decyzje o scretchingu. No wiec robie. Wyczekuje kolejnego cyklu (na USG na sctetchingu jajniki sa juz czyste). W 2 dniu cyklu robie badanie estradiolu i progesteronu. Estradiol mam wystrzelony w kosmos (ok500). Biegne na USG a tam wielka torbiel na jajniku. Znowu pech. Lekarka zbija mi to caly cykl lekami, ale torbiel pomniejsza sie minimalnie wiec ide na jej punkcje (wygladalo niemal identycznie jak punkcja w in vitro), tyle ze bez anestezjologa, na lekach przeciwbolowych niemal nie czulam zabiegu. Pani doktor robi przy okazji scretching (to juz moj 3). W nowym cyklu cud, jajniki czyste, wyniki w normie, zaczynam przygotowania do transferu. Biore leki, transfer zarodka 19 grudnia. Robimy go z embrio glue i nacieciem otoczki laserem. Zrobie wszystko by zmaksymalizowac powodzenie zabiegu. Czuje, ze to moj czas, transfer latwy, jestem tego dnia jedyna, czuje sie zaopiekowana , w klinice skladamy sobie wszyscy zyczenia, jest trzmanie kciukow. Kocham grudzien, przygotowania do swiat, mysle ze nie moze byc lepiej. O in vitro czytam od roku wszystko co znajde, biore udzial w webinarach na YT, mam ksiazke dla medykow o nieplodnosci. Czytam art medyczne. Na moje zyczenia "na wszelkie wypadek", transfer robimy z atosibanem. Pierwszy dzien (0 dpt)leze i czulluje, potem zgdnie z zaleceniem wracam do spokojnego zycia (mam urlop w pracy). Troche sprzątam, robie zakupy. Nie przemeczam sie. Dzis rano mam 8 dpt, biegne do jedynego czynnego laboratorium w okolicy. O 15 pobieram wyniki. W stanach testy robi sie juz 6dpt 5 dniowej blastocysty i powinno cokolwiek wyjsc. U mnie beta >0,2 (kontrolnie zrobilam progesteron ok 65ng, a estradiol 352pg, ale nigdzie nie moge znalezc info, czy to sa dobre wartosci, czy nie). Totalna załamka. NIgdy poczas diagnozy czy leczenia sie nie załamałam, zawsze byłam silna, pojawiły sie kilka razy łzy bo ZNOWU mam wszystko odroczone, ale załamka trawła godzinke, a potem jako urodzona optymistka wracałam do siebie i znowu przybierałam postawę fajterki. Od punkcji do transferu czekałam 3 cykle i sie nie załamałam . Jestem optymistka, wierzylam ze sie uda, maz mowil do brzucha, ja mimo boli pojawiajacych sie sporadycznie caly czas wierze, ze to nic (ogromna ilosc kobiet tak ma). Proilaktycznie bralam nospe 3 razy dziennie z zalozenia. Bylam nawet madrzejsza od lekarzy i porownujac dawki lekow po transferze miedzy roznimi klinikami w Polsce (ja mam 3 razy dziennie estrofem, 3 razy dopochwowy progesteron, jeden Prolutex w zastrzyku rano (reszta to suple i leki przeciwzakrzepowe) - dolaczam sobie 3 razy dziennie Duphaston (choc tej formy progesteronu nie wykryje sie w krwi). I nie wiem co robic. Zrobie kontrolnie badania 12dpt i zadzownie do embriologa, ze sie nie udało. I teraz co? Czy odstawia sie nagle leki i czeka na okres? Czy do kolejnego kriotransferu (ja mam jeszcze 2 zarodki) o ile badania beda ok (2 dzien cyklu badania progesteronu i stradiolu musza byc w normie, zeby w mojej klinice dopuscili transfer) mam isc od razu w kolejnym cyklu, czy jednak zdecydowac sie na scretching (wszystkie badania pokazuja, ze zwieksza on szanse). Wg norm WHO czescia diagnostyki kazdej pary juz od poczatku powinna byc genetyka i immunologia. My w tej kwestii nie wiemy o sobie nic. Teoretycznie zawodzi u nas tylko czynnik męski, ale skąd mam to wiedziec, skoro nigdy nie przebadalismy sie szerzej. Ja nie ufam nigdy w 100% lekarzom. Swojej Pani ufam w 95%, zawsze porownuje jej dzialania z ksiazkami i z postepowaniem w innych klinikach. Ja po transferze mialam robic dopiero bete ok 9 dpt 5 dniowej blastocysty, a czytam, ze są kliniki gdzie norma sa badania hormonow w 3, 6 i 9 dobie pt. Czy ktos moze mi przyblizyc jak wyglada postepowanie po 1 nieudanym transferze? Dzis pękłam i załamałam sie totalnie. Nie wiem co mam robić Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Aga5992 122 Napisano Grudzień 27, 2020 1 godzinę temu, szpula napisał: Cześć dziewczyny, mimo, ze 2020 dobiega końca, chciałam dolaczyc i ja. Dzis moj bardzo smutny dzień, ale od początku. Jestem Ula, mam 31 lat, o dziecko staram sie od 2 lat, od roku jestesmy w klinice leczenia nieplodnosci. Podskornie zawsze czulam, ze beda z tym problemy i chyba wykrakałam, ale to przeczucie pozwoliło mi tez szybciej trafić do lekarzy, wiec jest w tym chyba jakis plus. Od zawsze miesiaczkowalam regularnie co ok 32 dni, przed slubem nagle przestalam miesiączkować na ok 3 cykle, myślałam, że to ze stresu, ale powolny powrót do normy cykli trochę trwał i przypadkiem odkrylam podczas jednej z wizyt u ginekologa (losowy z Luxmedu), żeby zobaczyc co sie dzieje, ze moje jajniki w niektórych cyklach maja obraz policystyczny (niektore cykle mam idealne, jajeczkuje czujac to, co w miare potwierdza sie na obrazie USG), wiec u mnie nie jest to stan permanentny). Oczywiscie jak zaczelam myslec o tym, ze pragne NA PRAWDĘ zostac mamą, wtedy jak na zlosc ujawnilo sie te delikatne PCOS. Mam nadwagę, ginekolodzy (rozni) twierdza, ze to przez kilogramy i jak tylko zrzuce, to na bank wszystko trafi na super tory. Jest poczatek 2020 i z mezem decydujemy sie na badanie nasienia. I tu bingo, kto by pomyslal, ze moj idealnie zdrowy, uprawiajacy sport, nie palący nawet pol papierosa w zyciu facet - bedzie mial bardzo slabe paramtery nasienia (ilosciowe). Nie wiadomo dlaczego tak jest, w dzieciństwie mial problem z zejściem jąder, jednak dzis na obrazie USG jest niby wszystko ok. Maz mial podwyzszony poziom prolaktyny (hormon stresu u facetow, jak powiedzal androlog), zbijal go lekami, ale nie poprawilo to wynikow. U mnie po drodze droznosc jajowodow, podczas ktorej stwierdzono drozne jajowody ale tez macice z przegordą. Na szczescie histereskopia diagnostyczna uwidocznila minimalna lukowatosc, ktora nie ma zadnego wplywu na plodnosc. No wiec wkrótce trafiamy do naszej docelowej kliniki, do super Pani doktor (ciezko mi ja oceniac merytorycznie, ale jest wspanialym i empatycznym czlowiekiem). Proponuje nam 1 inseminacje dla formalności ale radzi nie inwestować w nie za dlugo, bo nasze parametry nasienia niemal nas eliminuja z szansy na sukces w tym zabiegu. Inseminacja sie nie udaje, wiadomo to juz na fotelu na kontroli po inseminacji - moj pecherzyk nie pękł. Przechodzimy do IVF od razu ICSI. Robimy scretching no i mam pecha bo trafia mi sie 60 dniowy cykl (jak NIGDY). Potem robimy kolejny. Rozpoczynam stymulacje protokołem którkim z antagonistą GnRH, jajniki reagują rewelacyjnie (mam dobre AMH) - pecherzykow jest tak duzo ze ciezko zliczyc, finalnie pobieramy 18 komorek z czego 11 jest dojrzałych. Zgodnie z ustawa zapladniamy 6 (5 trafia do mrozenia). 6 komorek sie ładnie zapladnia, do stadium blastocysty w 5 dobie "dozywaja" 3 zarodki - podobno statystycznie totalnie prawidłowy wynik. Z racji tak duzej reakcji na stymulacje i ilosci pecherzykow transfer jest odroczony. Na wizycie kontrolej 2 dnia kolejnego cyklu moje jajniki mimo nie przyjmowania juz zadnych lekow, wygladaja jak w trakcie stymulacji (pelne pecherzykow). Lekarz znowu odracza transfer i podejmujemy decyzje o scretchingu. No wiec robie. Wyczekuje kolejnego cyklu (na USG na sctetchingu jajniki sa juz czyste). W 2 dniu cyklu robie badanie estradiolu i progesteronu. Estradiol mam wystrzelony w kosmos (ok500). Biegne na USG a tam wielka torbiel na jajniku. Znowu pech. Lekarka zbija mi to caly cykl lekami, ale torbiel pomniejsza sie minimalnie wiec ide na jej punkcje (wygladalo niemal identycznie jak punkcja w in vitro), tyle ze bez anestezjologa, na lekach przeciwbolowych niemal nie czulam zabiegu. Pani doktor robi przy okazji scretching (to juz moj 3). W nowym cyklu cud, jajniki czyste, wyniki w normie, zaczynam przygotowania do transferu. Biore leki, transfer zarodka 19 grudnia. Robimy go z embrio glue i nacieciem otoczki laserem. Zrobie wszystko by zmaksymalizowac powodzenie zabiegu. Czuje, ze to moj czas, transfer latwy, jestem tego dnia jedyna, czuje sie zaopiekowana , w klinice skladamy sobie wszyscy zyczenia, jest trzmanie kciukow. Kocham grudzien, przygotowania do swiat, mysle ze nie moze byc lepiej. O in vitro czytam od roku wszystko co znajde, biore udzial w webinarach na YT, mam ksiazke dla medykow o nieplodnosci. Czytam art medyczne. Na moje zyczenia "na wszelkie wypadek", transfer robimy z atosibanem. Pierwszy dzien (0 dpt)leze i czulluje, potem zgdnie z zaleceniem wracam do spokojnego zycia (mam urlop w pracy). Troche sprzątam, robie zakupy. Nie przemeczam sie. Dzis rano mam 8 dpt, biegne do jedynego czynnego laboratorium w okolicy. O 15 pobieram wyniki. W stanach testy robi sie juz 6dpt 5 dniowej blastocysty i powinno cokolwiek wyjsc. U mnie beta >0,2 (kontrolnie zrobilam progesteron ok 65ng, a estradiol 352pg, ale nigdzie nie moge znalezc info, czy to sa dobre wartosci, czy nie). Totalna załamka. NIgdy poczas diagnozy czy leczenia sie nie załamałam, zawsze byłam silna, pojawiły sie kilka razy łzy bo ZNOWU mam wszystko odroczone, ale załamka trawła godzinke, a potem jako urodzona optymistka wracałam do siebie i znowu przybierałam postawę fajterki. Od punkcji do transferu czekałam 3 cykle i sie nie załamałam . Jestem optymistka, wierzylam ze sie uda, maz mowil do brzucha, ja mimo boli pojawiajacych sie sporadycznie caly czas wierze, ze to nic (ogromna ilosc kobiet tak ma). Proilaktycznie bralam nospe 3 razy dziennie z zalozenia. Bylam nawet madrzejsza od lekarzy i porownujac dawki lekow po transferze miedzy roznimi klinikami w Polsce (ja mam 3 razy dziennie estrofem, 3 razy dopochwowy progesteron, jeden Prolutex w zastrzyku rano (reszta to suple i leki przeciwzakrzepowe) - dolaczam sobie 3 razy dziennie Duphaston (choc tej formy progesteronu nie wykryje sie w krwi). I nie wiem co robic. Zrobie kontrolnie badania 12dpt i zadzownie do embriologa, ze sie nie udało. I teraz co? Czy odstawia sie nagle leki i czeka na okres? Czy do kolejnego kriotransferu (ja mam jeszcze 2 zarodki) o ile badania beda ok (2 dzien cyklu badania progesteronu i stradiolu musza byc w normie, zeby w mojej klinice dopuscili transfer) mam isc od razu w kolejnym cyklu, czy jednak zdecydowac sie na scretching (wszystkie badania pokazuja, ze zwieksza on szanse). Wg norm WHO czescia diagnostyki kazdej pary juz od poczatku powinna byc genetyka i immunologia. My w tej kwestii nie wiemy o sobie nic. Teoretycznie zawodzi u nas tylko czynnik męski, ale skąd mam to wiedziec, skoro nigdy nie przebadalismy sie szerzej. Ja nie ufam nigdy w 100% lekarzom. Swojej Pani ufam w 95%, zawsze porownuje jej dzialania z ksiazkami i z postepowaniem w innych klinikach. Ja po transferze mialam robic dopiero bete ok 9 dpt 5 dniowej blastocysty, a czytam, ze są kliniki gdzie norma sa badania hormonow w 3, 6 i 9 dobie pt. Czy ktos moze mi przyblizyc jak wyglada postepowanie po 1 nieudanym transferze? Dzis pękłam i załamałam sie totalnie. Nie wiem co mam robić Ja po pierwszym nieudanym transferze miałam odstawić wszystkie leki poczekać na okres i normalnie w następnym cyklu przystąpić do kolejnego transferu tylko,że wtedy plany pokrzyzowal nam koronawirus i musieliśmy czekać 3 miesiace☹ do drugiego transferu brałam leki od 2dtp estrofem 3x1 i czekałem aż urośnie mi endometrium . Dodatkowo badania krwi estradiol i progesteron . 12dtp miałam dołączyć lutinus 3x1 i duphaston 3x1 , po5 dniach miałam robiony transfer . 3 transfer wyglądał tak samo i tez nieudany. Teraz będę robiła test na receptywnosc endometrium zanim podejdę do 4 transferu. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Yoka 20 Napisano Grudzień 27, 2020 4 godziny temu, Martuska napisał: Daj znać jutro co lekarz powie Ja przy transferze będę miała atosiban ale to chyba nie powinno wpłynąć na wynik. Planuje testować już 7dpt chyba, że lekarz zaleci inaczej. Po transferze mam jeszcze konsultacje to się dopytam. Dużo cierpliwości Ci życzę Atosiban nie wpływa na wynik, tylko zastrzyki z hcg ( np. Pregnyl lub ovitrelle). Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
emkw35 112 Napisano Grudzień 27, 2020 12 godzin temu, Goralka napisał: Ja już w pakiecie testować mam dopiero 12.01 wiec później niż przy pierwszych 2 transferach, ale lekarz powiedział że jak chce to mogę zrobić betę troszkę wcześniej (2dni max) ale nie brać wyniku 100% jako wiążący jeśli wyjdzie mała . Teraz odpoczywam i oby się udało. Martuska a ty jak się czujesz? Jest jeszcze ktoś to teraz w najbliższych dniach transferuje? Trzymam mocno kciuki!!! 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Yoka 20 Napisano Grudzień 27, 2020 2 godziny temu, szpula napisał: Cześć dziewczyny, mimo, ze 2020 dobiega końca, chciałam dolaczyc i ja. Dzis moj bardzo smutny dzień, ale od początku. Jestem Ula, mam 31 lat, o dziecko staram sie od 2 lat, od roku jestesmy w klinice leczenia nieplodnosci. Podskornie zawsze czulam, ze beda z tym problemy i chyba wykrakałam, ale to przeczucie pozwoliło mi tez szybciej trafić do lekarzy, wiec jest w tym chyba jakis plus. Od zawsze miesiaczkowalam regularnie co ok 32 dni, przed slubem nagle przestalam miesiączkować na ok 3 cykle, myślałam, że to ze stresu, ale powolny powrót do normy cykli trochę trwał i przypadkiem odkrylam podczas jednej z wizyt u ginekologa (losowy z Luxmedu), żeby zobaczyc co sie dzieje, ze moje jajniki w niektórych cyklach maja obraz policystyczny (niektore cykle mam idealne, jajeczkuje czujac to, co w miare potwierdza sie na obrazie USG), wiec u mnie nie jest to stan permanentny). Oczywiscie jak zaczelam myslec o tym, ze pragne NA PRAWDĘ zostac mamą, wtedy jak na zlosc ujawnilo sie te delikatne PCOS. Mam nadwagę, ginekolodzy (rozni) twierdza, ze to przez kilogramy i jak tylko zrzuce, to na bank wszystko trafi na super tory. Jest poczatek 2020 i z mezem decydujemy sie na badanie nasienia. I tu bingo, kto by pomyslal, ze moj idealnie zdrowy, uprawiajacy sport, nie palący nawet pol papierosa w zyciu facet - bedzie mial bardzo slabe paramtery nasienia (ilosciowe). Nie wiadomo dlaczego tak jest, w dzieciństwie mial problem z zejściem jąder, jednak dzis na obrazie USG jest niby wszystko ok. Maz mial podwyzszony poziom prolaktyny (hormon stresu u facetow, jak powiedzal androlog), zbijal go lekami, ale nie poprawilo to wynikow. U mnie po drodze droznosc jajowodow, podczas ktorej stwierdzono drozne jajowody ale tez macice z przegordą. Na szczescie histereskopia diagnostyczna uwidocznila minimalna lukowatosc, ktora nie ma zadnego wplywu na plodnosc. No wiec wkrótce trafiamy do naszej docelowej kliniki, do super Pani doktor (ciezko mi ja oceniac merytorycznie, ale jest wspanialym i empatycznym czlowiekiem). Proponuje nam 1 inseminacje dla formalności ale radzi nie inwestować w nie za dlugo, bo nasze parametry nasienia niemal nas eliminuja z szansy na sukces w tym zabiegu. Inseminacja sie nie udaje, wiadomo to juz na fotelu na kontroli po inseminacji - moj pecherzyk nie pękł. Przechodzimy do IVF od razu ICSI. Robimy scretching no i mam pecha bo trafia mi sie 60 dniowy cykl (jak NIGDY). Potem robimy kolejny. Rozpoczynam stymulacje protokołem którkim z antagonistą GnRH, jajniki reagują rewelacyjnie (mam dobre AMH) - pecherzykow jest tak duzo ze ciezko zliczyc, finalnie pobieramy 18 komorek z czego 11 jest dojrzałych. Zgodnie z ustawa zapladniamy 6 (5 trafia do mrozenia). 6 komorek sie ładnie zapladnia, do stadium blastocysty w 5 dobie "dozywaja" 3 zarodki - podobno statystycznie totalnie prawidłowy wynik. Z racji tak duzej reakcji na stymulacje i ilosci pecherzykow transfer jest odroczony. Na wizycie kontrolej 2 dnia kolejnego cyklu moje jajniki mimo nie przyjmowania juz zadnych lekow, wygladaja jak w trakcie stymulacji (pelne pecherzykow). Lekarz znowu odracza transfer i podejmujemy decyzje o scretchingu. No wiec robie. Wyczekuje kolejnego cyklu (na USG na sctetchingu jajniki sa juz czyste). W 2 dniu cyklu robie badanie estradiolu i progesteronu. Estradiol mam wystrzelony w kosmos (ok500). Biegne na USG a tam wielka torbiel na jajniku. Znowu pech. Lekarka zbija mi to caly cykl lekami, ale torbiel pomniejsza sie minimalnie wiec ide na jej punkcje (wygladalo niemal identycznie jak punkcja w in vitro), tyle ze bez anestezjologa, na lekach przeciwbolowych niemal nie czulam zabiegu. Pani doktor robi przy okazji scretching (to juz moj 3). W nowym cyklu cud, jajniki czyste, wyniki w normie, zaczynam przygotowania do transferu. Biore leki, transfer zarodka 19 grudnia. Robimy go z embrio glue i nacieciem otoczki laserem. Zrobie wszystko by zmaksymalizowac powodzenie zabiegu. Czuje, ze to moj czas, transfer latwy, jestem tego dnia jedyna, czuje sie zaopiekowana , w klinice skladamy sobie wszyscy zyczenia, jest trzmanie kciukow. Kocham grudzien, przygotowania do swiat, mysle ze nie moze byc lepiej. O in vitro czytam od roku wszystko co znajde, biore udzial w webinarach na YT, mam ksiazke dla medykow o nieplodnosci. Czytam art medyczne. Na moje zyczenia "na wszelkie wypadek", transfer robimy z atosibanem. Pierwszy dzien (0 dpt)leze i czulluje, potem zgdnie z zaleceniem wracam do spokojnego zycia (mam urlop w pracy). Troche sprzątam, robie zakupy. Nie przemeczam sie. Dzis rano mam 8 dpt, biegne do jedynego czynnego laboratorium w okolicy. O 15 pobieram wyniki. W stanach testy robi sie juz 6dpt 5 dniowej blastocysty i powinno cokolwiek wyjsc. U mnie beta >0,2 (kontrolnie zrobilam progesteron ok 65ng, a estradiol 352pg, ale nigdzie nie moge znalezc info, czy to sa dobre wartosci, czy nie). Totalna załamka. NIgdy poczas diagnozy czy leczenia sie nie załamałam, zawsze byłam silna, pojawiły sie kilka razy łzy bo ZNOWU mam wszystko odroczone, ale załamka trawła godzinke, a potem jako urodzona optymistka wracałam do siebie i znowu przybierałam postawę fajterki. Od punkcji do transferu czekałam 3 cykle i sie nie załamałam . Jestem optymistka, wierzylam ze sie uda, maz mowil do brzucha, ja mimo boli pojawiajacych sie sporadycznie caly czas wierze, ze to nic (ogromna ilosc kobiet tak ma). Proilaktycznie bralam nospe 3 razy dziennie z zalozenia. Bylam nawet madrzejsza od lekarzy i porownujac dawki lekow po transferze miedzy roznimi klinikami w Polsce (ja mam 3 razy dziennie estrofem, 3 razy dopochwowy progesteron, jeden Prolutex w zastrzyku rano (reszta to suple i leki przeciwzakrzepowe) - dolaczam sobie 3 razy dziennie Duphaston (choc tej formy progesteronu nie wykryje sie w krwi). I nie wiem co robic. Zrobie kontrolnie badania 12dpt i zadzownie do embriologa, ze sie nie udało. I teraz co? Czy odstawia sie nagle leki i czeka na okres? Czy do kolejnego kriotransferu (ja mam jeszcze 2 zarodki) o ile badania beda ok (2 dzien cyklu badania progesteronu i stradiolu musza byc w normie, zeby w mojej klinice dopuscili transfer) mam isc od razu w kolejnym cyklu, czy jednak zdecydowac sie na scretching (wszystkie badania pokazuja, ze zwieksza on szanse). Wg norm WHO czescia diagnostyki kazdej pary juz od poczatku powinna byc genetyka i immunologia. My w tej kwestii nie wiemy o sobie nic. Teoretycznie zawodzi u nas tylko czynnik męski, ale skąd mam to wiedziec, skoro nigdy nie przebadalismy sie szerzej. Ja nie ufam nigdy w 100% lekarzom. Swojej Pani ufam w 95%, zawsze porownuje jej dzialania z ksiazkami i z postepowaniem w innych klinikach. Ja po transferze mialam robic dopiero bete ok 9 dpt 5 dniowej blastocysty, a czytam, ze są kliniki gdzie norma sa badania hormonow w 3, 6 i 9 dobie pt. Czy ktos moze mi przyblizyc jak wyglada postepowanie po 1 nieudanym transferze? Dzis pękłam i załamałam sie totalnie. Nie wiem co mam robić Hej, jestem w bardzo podobnej sytuacji (dziwne, wystrzelone wyniki estradiolu, odroczone transfery, torbiele po punkcji). U męża gorsza jakośc nasienia. PCOS pod znakiem zapytania, bo lekarze różnie mówią. U mnie do 5 doby dotrwały 2 zarodki, ponoć bardzo dobrej jakości. Niestety drugi transfer także się nie udał, miałam go w połowie grudnia. W klinice której się leczę weryfikacja jest w 3, 6 i 9 dobie ale zrozumiałam to tak, ze głównie dlatego aby weryfikować poziom hormonów: progesteronu i estradiolu, aby w razie czego moc zwiększać lub zmniejszać dawki. I to głównie przy transferach na cyklu sztucznym. Betę 5 dniowej blastocysty, faktycznie najwcześniej lepiej robić po około 9 dniach. Po nieudanym transferze zazwyczaj wyglada to tak ze masz konsultacje z lekarzem który decyduje o dalszym postępowaniu np. może zaproponować Ci transfer na cyklu naturalnym, histeroskopie, badanie receptywnosci, badania i konsultacje u immuno itp. Jeżeli nie miałas badań genetycznych (kariotypy czy mutacje) to warto je zrobić. Tak samo immunologie. Dzięki temu lekarze będą wiedzieli jakie leki wdrożyć przy kolejnym transferze o ile oczywiście zajdzie taka potrzeba. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Róża32 22 Napisano Grudzień 27, 2020 Ula z własnego doświadczenia (3 transfery) i tego co dziewczyny piszą to jeśli transfer się nie powiódł to od razu odstawia się leki. Ja zawsze to najpierw konsultuje z lekarzem telefonicznie. Jest wiele podejść i procedur, nie ma jednej drogi bo każda z nas jest trochę inna. Badania pokazują, że zaufanie pacjenta do lekarza zwiększa efektywność terapii, nie wiem czy przy in vitro też to tak działa ale pewnie tak. To może frazesy ale trzeba wierzyć że się uda i za dużo nie czytać a pewnie najlepiej i nie myśleć. Choć wiem że strasznie trudno to zrobić. Na 3 transfery u mnie 2 dały ciąże biochemiczną i za każdym razem się zamartwiałam, nie twierdzę że przez to mi się nie udaje ale to wykańcza psychicznie. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Martuska 1734 Napisano Grudzień 28, 2020 9 godzin temu, Yoka napisał: Atosiban nie wpływa na wynik, tylko zastrzyki z hcg ( np. Pregnyl lub ovitrelle). Tak też myślałam A co słychać u Ciebie? ❤ Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Goralka 508 Napisano Grudzień 28, 2020 12 godzin temu, szpula napisał: Cześć dziewczyny, mimo, ze 2020 dobiega końca, chciałam dolaczyc i ja. Dzis moj bardzo smutny dzień, ale od początku. Jestem Ula, mam 31 lat, o dziecko staram sie od 2 lat, od roku jestesmy w klinice leczenia nieplodnosci. Podskornie zawsze czulam, ze beda z tym problemy i chyba wykrakałam, ale to przeczucie pozwoliło mi tez szybciej trafić do lekarzy, wiec jest w tym chyba jakis plus. Od zawsze miesiaczkowalam regularnie co ok 32 dni, przed slubem nagle przestalam miesiączkować na ok 3 cykle, myślałam, że to ze stresu, ale powolny powrót do normy cykli trochę trwał i przypadkiem odkrylam podczas jednej z wizyt u ginekologa (losowy z Luxmedu), żeby zobaczyc co sie dzieje, ze moje jajniki w niektórych cyklach maja obraz policystyczny (niektore cykle mam idealne, jajeczkuje czujac to, co w miare potwierdza sie na obrazie USG), wiec u mnie nie jest to stan permanentny). Oczywiscie jak zaczelam myslec o tym, ze pragne NA PRAWDĘ zostac mamą, wtedy jak na zlosc ujawnilo sie te delikatne PCOS. Mam nadwagę, ginekolodzy (rozni) twierdza, ze to przez kilogramy i jak tylko zrzuce, to na bank wszystko trafi na super tory. Jest poczatek 2020 i z mezem decydujemy sie na badanie nasienia. I tu bingo, kto by pomyslal, ze moj idealnie zdrowy, uprawiajacy sport, nie palący nawet pol papierosa w zyciu facet - bedzie mial bardzo slabe paramtery nasienia (ilosciowe). Nie wiadomo dlaczego tak jest, w dzieciństwie mial problem z zejściem jąder, jednak dzis na obrazie USG jest niby wszystko ok. Maz mial podwyzszony poziom prolaktyny (hormon stresu u facetow, jak powiedzal androlog), zbijal go lekami, ale nie poprawilo to wynikow. U mnie po drodze droznosc jajowodow, podczas ktorej stwierdzono drozne jajowody ale tez macice z przegordą. Na szczescie histereskopia diagnostyczna uwidocznila minimalna lukowatosc, ktora nie ma zadnego wplywu na plodnosc. No wiec wkrótce trafiamy do naszej docelowej kliniki, do super Pani doktor (ciezko mi ja oceniac merytorycznie, ale jest wspanialym i empatycznym czlowiekiem). Proponuje nam 1 inseminacje dla formalności ale radzi nie inwestować w nie za dlugo, bo nasze parametry nasienia niemal nas eliminuja z szansy na sukces w tym zabiegu. Inseminacja sie nie udaje, wiadomo to juz na fotelu na kontroli po inseminacji - moj pecherzyk nie pękł. Przechodzimy do IVF od razu ICSI. Robimy scretching no i mam pecha bo trafia mi sie 60 dniowy cykl (jak NIGDY). Potem robimy kolejny. Rozpoczynam stymulacje protokołem którkim z antagonistą GnRH, jajniki reagują rewelacyjnie (mam dobre AMH) - pecherzykow jest tak duzo ze ciezko zliczyc, finalnie pobieramy 18 komorek z czego 11 jest dojrzałych. Zgodnie z ustawa zapladniamy 6 (5 trafia do mrozenia). 6 komorek sie ładnie zapladnia, do stadium blastocysty w 5 dobie "dozywaja" 3 zarodki - podobno statystycznie totalnie prawidłowy wynik. Z racji tak duzej reakcji na stymulacje i ilosci pecherzykow transfer jest odroczony. Na wizycie kontrolej 2 dnia kolejnego cyklu moje jajniki mimo nie przyjmowania juz zadnych lekow, wygladaja jak w trakcie stymulacji (pelne pecherzykow). Lekarz znowu odracza transfer i podejmujemy decyzje o scretchingu. No wiec robie. Wyczekuje kolejnego cyklu (na USG na sctetchingu jajniki sa juz czyste). W 2 dniu cyklu robie badanie estradiolu i progesteronu. Estradiol mam wystrzelony w kosmos (ok500). Biegne na USG a tam wielka torbiel na jajniku. Znowu pech. Lekarka zbija mi to caly cykl lekami, ale torbiel pomniejsza sie minimalnie wiec ide na jej punkcje (wygladalo niemal identycznie jak punkcja w in vitro), tyle ze bez anestezjologa, na lekach przeciwbolowych niemal nie czulam zabiegu. Pani doktor robi przy okazji scretching (to juz moj 3). W nowym cyklu cud, jajniki czyste, wyniki w normie, zaczynam przygotowania do transferu. Biore leki, transfer zarodka 19 grudnia. Robimy go z embrio glue i nacieciem otoczki laserem. Zrobie wszystko by zmaksymalizowac powodzenie zabiegu. Czuje, ze to moj czas, transfer latwy, jestem tego dnia jedyna, czuje sie zaopiekowana , w klinice skladamy sobie wszyscy zyczenia, jest trzmanie kciukow. Kocham grudzien, przygotowania do swiat, mysle ze nie moze byc lepiej. O in vitro czytam od roku wszystko co znajde, biore udzial w webinarach na YT, mam ksiazke dla medykow o nieplodnosci. Czytam art medyczne. Na moje zyczenia "na wszelkie wypadek", transfer robimy z atosibanem. Pierwszy dzien (0 dpt)leze i czulluje, potem zgdnie z zaleceniem wracam do spokojnego zycia (mam urlop w pracy). Troche sprzątam, robie zakupy. Nie przemeczam sie. Dzis rano mam 8 dpt, biegne do jedynego czynnego laboratorium w okolicy. O 15 pobieram wyniki. W stanach testy robi sie juz 6dpt 5 dniowej blastocysty i powinno cokolwiek wyjsc. U mnie beta >0,2 (kontrolnie zrobilam progesteron ok 65ng, a estradiol 352pg, ale nigdzie nie moge znalezc info, czy to sa dobre wartosci, czy nie). Totalna załamka. NIgdy poczas diagnozy czy leczenia sie nie załamałam, zawsze byłam silna, pojawiły sie kilka razy łzy bo ZNOWU mam wszystko odroczone, ale załamka trawła godzinke, a potem jako urodzona optymistka wracałam do siebie i znowu przybierałam postawę fajterki. Od punkcji do transferu czekałam 3 cykle i sie nie załamałam . Jestem optymistka, wierzylam ze sie uda, maz mowil do brzucha, ja mimo boli pojawiajacych sie sporadycznie caly czas wierze, ze to nic (ogromna ilosc kobiet tak ma). Proilaktycznie bralam nospe 3 razy dziennie z zalozenia. Bylam nawet madrzejsza od lekarzy i porownujac dawki lekow po transferze miedzy roznimi klinikami w Polsce (ja mam 3 razy dziennie estrofem, 3 razy dopochwowy progesteron, jeden Prolutex w zastrzyku rano (reszta to suple i leki przeciwzakrzepowe) - dolaczam sobie 3 razy dziennie Duphaston (choc tej formy progesteronu nie wykryje sie w krwi). I nie wiem co robic. Zrobie kontrolnie badania 12dpt i zadzownie do embriologa, ze sie nie udało. I teraz co? Czy odstawia sie nagle leki i czeka na okres? Czy do kolejnego kriotransferu (ja mam jeszcze 2 zarodki) o ile badania beda ok (2 dzien cyklu badania progesteronu i stradiolu musza byc w normie, zeby w mojej klinice dopuscili transfer) mam isc od razu w kolejnym cyklu, czy jednak zdecydowac sie na scretching (wszystkie badania pokazuja, ze zwieksza on szanse). Wg norm WHO czescia diagnostyki kazdej pary juz od poczatku powinna byc genetyka i immunologia. My w tej kwestii nie wiemy o sobie nic. Teoretycznie zawodzi u nas tylko czynnik męski, ale skąd mam to wiedziec, skoro nigdy nie przebadalismy sie szerzej. Ja nie ufam nigdy w 100% lekarzom. Swojej Pani ufam w 95%, zawsze porownuje jej dzialania z ksiazkami i z postepowaniem w innych klinikach. Ja po transferze mialam robic dopiero bete ok 9 dpt 5 dniowej blastocysty, a czytam, ze są kliniki gdzie norma sa badania hormonow w 3, 6 i 9 dobie pt. Czy ktos moze mi przyblizyc jak wyglada postepowanie po 1 nieudanym transferze? Dzis pękłam i załamałam sie totalnie. Nie wiem co mam robić Witaj Szpula, jeśli zrobisz betę w dniu wyznaczonym przez lekarza prowadzącego i wyjdzie negatywną to powinnaś skontaktować się z lekarzem i on zadecyduje kiedy odstawić leki i co dalej. W moim przypadku z racji że miałam tylko jeden zarodek po pierwszej stymulacji w następnym cyklu zaczęłam przygotowania do kolejnej stymulacji. Ty jak masz jeszcze mrozaczki to jeśli twój stan zdrowia pozwoli to transfer będziesz mogła mieć w następnym cyklu.ale o tym zawsze powinien decydowac lekarz. Trzymaj się kochana!masz jeszcze szansę na sukces Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Goralka 508 Napisano Grudzień 28, 2020 15 godzin temu, Martuska napisał: Daj znać jutro co lekarz powie Ja przy transferze będę miała atosiban ale to chyba nie powinno wpłynąć na wynik. Planuje testować już 7dpt chyba, że lekarz zaleci inaczej. Po transferze mam jeszcze konsultacje to się dopytam. Dużo cierpliwości Ci życzę No ja już wszystko wiem. Testować mam we wtorek 05.01 czyli 9 dpt.pani położna pomyliła sobie tygodnie i wpisała 12.01 czyli tydzień później . Lekarz powiedział że leki które miałam/mam nie wpływają na wynik i powtorzyl że moge zrobić betę ciut wcześniej (1-max2 dni) ale niskiego wyniku nie brać jako wiążący i odradza żeby się nie stresować w razie czego. Martuska a ty jak się czujesz?już jutro będziesz w pakieciku 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Martuska 1734 Napisano Grudzień 28, 2020 10 minut temu, Goralka napisał: No ja już wszystko wiem. Testować mam we wtorek 05.01 czyli 9 dpt.pani położna pomyliła sobie tygodnie i wpisała 12.01 czyli tydzień później . Lekarz powiedział że leki które miałam/mam nie wpływają na wynik i powtorzyl że moge zrobić betę ciut wcześniej (1-max2 dni) ale niskiego wyniku nie brać jako wiążący i odradza żeby się nie stresować w razie czego. Martuska a ty jak się czujesz?już jutro będziesz w pakieciku Jak wytrzymasz do 5.01 to może będziemy testować razem 🥰 Jak ja się czuje ? Już nie mogę się doczekać. Strasznie się to wszystko dłuży jestem dobrej mysli. Wiem, ze sie uda ! Nie potrafie myslec inaczej ! Uda sie i juz ❤ Końcówka roku będzie dla nas szczęśliwa 3 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Wiosenka 676 Napisano Grudzień 28, 2020 15 godzin temu, szpula napisał: Cześć dziewczyny, Dzis rano mam 8 dpt, biegnę do jedynego czynnego laboratorium w okolicy. O 15 pobieram wyniki. W stanach testy robi się juz 6dpt 5 dniowej blastocysty i powinno cokolwiek wyjsc. U mnie beta >0,2 (kontrolnie zrobiłam progesteron ok 65ng, a estradiol 352pg, ale nigdzie nie moge znalezc info, czy to sa dobre wartości, czy nie). Totalna załamka. . Ja po transferze miałam robic dopiero bete ok 9 dpt 5 dniowej blastocysty, a czytam, ze są kliniki gdzie norma sa badania hormonów w 3, 6 i 9 dobie pt. Czy ktos moze mi przybliżyć jak wygląda postepowanie po 1 nieudanym transferze? Dziś pękłam i załamałam się totalnie. Nie wiem co mam robić Witaj Szpula Przykro mi z powodu braku wzrostu bety. W 8 dpt blastki to już raczej cokolwiek by drgnęło. W klinikach gdzie badania robi się w 3,6 i 9 dobie, w dobie 3 nie ma jeszcze przyrostu bety. Jest to badanie kontrolne, pokazujące ew problemy z progesteronem lub estradiolem a 6 dniu zazwyczaj beta pokazuje mały wynik (ok 10-30 bhcg) Nie załamuj się jednak. To jest Twój pierwszy transfer i naprawdę niewielu osobom udaje się za pierwszym razem. Bezproblemowe dziewczyny, też często potrzebują kilku cykli na zajście w naturalną ciążę. Ja zrobiłabym jeszcze badanie w 10 dpt i dopiero wtedy odstawiła leki, tak dla 100% pewności. No i działaj dalej !!!! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Milach 433 Napisano Grudzień 28, 2020 Hej dziewczyny zrobiłam ostatnia weryfikacje bety - 14dpt - 1710 🥰 pierwsze USG 08.01 mam nadzieje ze zobacze na nim zarodek i serduszko Z nerwow dzis cala noc nie spalam mialyscie racje ta 3 beta to ogromny stres! 18 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Martuska 1734 Napisano Grudzień 28, 2020 45 minut temu, Milach napisał: Hej dziewczyny zrobiłam ostatnia weryfikacje bety - 14dpt - 1710 🥰 pierwsze USG 08.01 mam nadzieje ze zobacze na nim zarodek i serduszko Z nerwow dzis cala noc nie spalam mialyscie racje ta 3 beta to ogromny stres! Gratulacje !!!!!!!!!!!! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Dreamscometrue 506 Napisano Grudzień 28, 2020 (edytowany) 55 minut temu, Milach napisał: Hej dziewczyny zrobiłam ostatnia weryfikacje bety - 14dpt - 1710 🥰 pierwsze USG 08.01 mam nadzieje ze zobacze na nim zarodek i serduszko Z nerwow dzis cala noc nie spalam mialyscie racje ta 3 beta to ogromny stres! Gratulacje Na pocieszenie powiem Ci,że ze stresami to jeszcze nie koniec Edytowano Grudzień 28, 2020 przez Dreamscometrue Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Dreamscometrue 506 Napisano Grudzień 28, 2020 Hello po Świętach. U mnie lepiej, chociaż jeszcze jakieś "brudy" widać na papierze,ale są na prawdę minimalne. Jutro pierwsza wizyta u Pani doktor, która ma mi prowadzić ciąże. Oczywiście, że się stresuję czy okruszek dalej mocno bije Trzymajcie kciuki. 3 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Yoka 20 Napisano Grudzień 28, 2020 5 godzin temu, Martuska napisał: Tak też myślałam A co słychać u Ciebie? ❤ U mnie niestety transfer nieudany, od nowego roku zaczynam kolejna procedurę bo już nie mamy mrozakow. Ale czytalam ze bierzesz byka za rogi i działacie niebawem z kolejnym transferem 2 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Martuska 1734 Napisano Grudzień 28, 2020 1 godzinę temu, Dreamscometrue napisał: Hello po Świętach. U mnie lepiej, chociaż jeszcze jakieś "brudy" widać na papierze,ale są na prawdę minimalne. Jutro pierwsza wizyta u Pani doktor, która ma mi prowadzić ciąże. Oczywiście, że się stresuję czy okruszek dalej mocno bije Trzymajcie kciuki. Bardzo się cieszę, że już u Ciebie dobrze ! Na pewno wszystko z maleństwem w porządku ❤ Nie stresuj się i czekaj cierpliwie do wizyty Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Martuska 1734 Napisano Grudzień 28, 2020 1 godzinę temu, Yoka napisał: U mnie niestety transfer nieudany, od nowego roku zaczynam kolejna procedurę bo już nie mamy mrozakow. Ale czytalam ze bierzesz byka za rogi i działacie niebawem z kolejnym transferem Już jutro startujemy Ważne, że i wy działacze i macie siły na dalszą walkę. Bardzo Ci kibicuje ❤ Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
m_art_a 587 Napisano Grudzień 28, 2020 1 godzinę temu, Dreamscometrue napisał: Hello po Świętach. U mnie lepiej, chociaż jeszcze jakieś "brudy" widać na papierze,ale są na prawdę minimalne. Jutro pierwsza wizyta u Pani doktor, która ma mi prowadzić ciąże. Oczywiście, że się stresuję czy okruszek dalej mocno bije Trzymajcie kciuki. Hej kochana, chyba miałyśmy podobne święta... nie było mnie kilka dni bo chciałam się wyciszyć, spędzić radośnie święta a w wigilię zaczełam trochę plamić, była krew na papierze więc się wystraszyłam, a w piatek brud, ale taki ochydny brud wypłynął ze spanikowałam, że poronilam i macica sama się teraz oczyszcza. Przyjechałam wczoraj do szpitala by ktoś mnie zbadał, zatrzymali mnie na 48h i jeszcze do jutra jestem w szpitalu, ale na szczęście wszystko jest dobrze, na USG widać pęcherzyk a wczoraj beta ponad 13 tyś. Chyba takie mają wytyczne, że muszą przyjąć nim zrobią mi badania, nie wiem nudze się jak cholera ale jestem spokojna Teraz jak mineło kilka dni i ochłonełam to oczywiście rozsądek wrócił i wiem, że plamienie może się zdarzyć, że brud może się pojawić i wcale to nie musi nic złego oznaczać, ale spanikowałam jak wariatka i w sumie nawet troche mi wstyd przed lekarzem dzis było, jak przyszła nowa zmiana i zapytał co ja tu robię hehe Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Kasiawd 0 Napisano Grudzień 28, 2020 Dnia 6.08.2020 o 10:58, Sweet21 napisał: Wierzę że wszystko będzie dobrze Witam znacie powód czemu te inseminację nie przyniosły skutku? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Yoka 20 Napisano Grudzień 28, 2020 40 minut temu, Martuska napisał: Już jutro startujemy Ważne, że i wy działacze i macie siły na dalszą walkę. Bardzo Ci kibicuje ❤ Łoooo szybciutko! 3 mam kciuki;) 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Kasiawd 0 Napisano Grudzień 28, 2020 Dnia 19.12.2020 o 17:19, Strusio85 napisał: Dziewczynki. Jestem po pierwszej inseminacji. Jestem trochę w szoku. W ten czwartek byłam na monitoringu w którym lekarka wskazała 2 pęcherzyki dominujące.. 26 i 16 mm. Stwierdziła, że ten 26mm zamieni się w torbiel i nadzieja jest w tym mniejszym. Kazała wstrzyknąć ovitrelle następnego dnia , w piatek po południu/ wieczorem . Tak zrobiłam i zastrzyk był zrobiony o 17 . Dziś o 11 miałam USG przed inseminacja....no i szok...pękły oba...widoczne 2 ciała żółte ( a bałam się, że będę miała torbiel). Myślałam, że ten mniejszy jeszcze będzie.. Moje pytanie. Czy iui powinno się odbyć po owu? Czy to już raczej za późno? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Kasiawd 0 Napisano Grudzień 28, 2020 Również chętnie się dowiem Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Dreamscometrue 506 Napisano Grudzień 28, 2020 42 minuty temu, m_art_a napisał: Hej kochana, chyba miałyśmy podobne święta... nie było mnie kilka dni bo chciałam się wyciszyć, spędzić radośnie święta a w wigilię zaczełam trochę plamić, była krew na papierze więc się wystraszyłam, a w piatek brud, ale taki ochydny brud wypłynął ze spanikowałam, że poronilam i macica sama się teraz oczyszcza. Przyjechałam wczoraj do szpitala by ktoś mnie zbadał, zatrzymali mnie na 48h i jeszcze do jutra jestem w szpitalu, ale na szczęście wszystko jest dobrze, na USG widać pęcherzyk a wczoraj beta ponad 13 tyś. Chyba takie mają wytyczne, że muszą przyjąć nim zrobią mi badania, nie wiem nudze się jak cholera ale jestem spokojna Teraz jak mineło kilka dni i ochłonełam to oczywiście rozsądek wrócił i wiem, że plamienie może się zdarzyć, że brud może się pojawić i wcale to nie musi nic złego oznaczać, ale spanikowałam jak wariatka i w sumie nawet troche mi wstyd przed lekarzem dzis było, jak przyszła nowa zmiana i zapytał co ja tu robię hehe A ja uważam,że mamy prawo panikować bo przecież nikt nam nie powiedział jak może być i czego się spodziewać. U jednych plamienie to normalka u innych oznacza coś złego więc uważam,że w takie dni jak święta gdzie wiadomo,że nasz lekarz nam nie koniecznie pomoże mamy prawo do paniki i jechania na izbę przyjęć. Mnie chcieli we wtorek zatrzymać w szpitalu,ale ja nie chciałam bo i po co lekarka i tak mówiła,że jedyne co można zrobić to leżeć i brać progesteron a tego bierzemy prawie wszystkie. Jak ta żywa krew ze mnie poleciała to pojechałam do mojego zaufanego szpitala na drugi koniec miasta. Tam już Pani doktor nie chciała mnie zostawiać tylko zbadała na miejscu i żadnej świeżej krwi ani jej nawet śladu nie widziała. Więc po prostu odpoczywam w domku i nie chcę sobie wmawiać,ale chyba odczuwam pierwsze objawy 🥴 Popołudniami śpię i mdli mnie po południu na potęgę 🥴 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Goralka 508 Napisano Grudzień 28, 2020 2 godziny temu, Dreamscometrue napisał: Hello po Świętach. U mnie lepiej, chociaż jeszcze jakieś "brudy" widać na papierze,ale są na prawdę minimalne. Jutro pierwsza wizyta u Pani doktor, która ma mi prowadzić ciąże. Oczywiście, że się stresuję czy okruszek dalej mocno bije Trzymajcie kciuki. Super że się uspokoiło.bedzie dobrze Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Goralka 508 Napisano Grudzień 28, 2020 1 godzinę temu, m_art_a napisał: Hej kochana, chyba miałyśmy podobne święta... nie było mnie kilka dni bo chciałam się wyciszyć, spędzić radośnie święta a w wigilię zaczełam trochę plamić, była krew na papierze więc się wystraszyłam, a w piatek brud, ale taki ochydny brud wypłynął ze spanikowałam, że poronilam i macica sama się teraz oczyszcza. Przyjechałam wczoraj do szpitala by ktoś mnie zbadał, zatrzymali mnie na 48h i jeszcze do jutra jestem w szpitalu, ale na szczęście wszystko jest dobrze, na USG widać pęcherzyk a wczoraj beta ponad 13 tyś. Chyba takie mają wytyczne, że muszą przyjąć nim zrobią mi badania, nie wiem nudze się jak cholera ale jestem spokojna Teraz jak mineło kilka dni i ochłonełam to oczywiście rozsądek wrócił i wiem, że plamienie może się zdarzyć, że brud może się pojawić i wcale to nie musi nic złego oznaczać, ale spanikowałam jak wariatka i w sumie nawet troche mi wstyd przed lekarzem dzis było, jak przyszła nowa zmiana i zapytał co ja tu robię hehe Marta nie ma się czego wstydzić! Nie dość że czekamy na te upragnione ciążę przechodzimy przez piekło to normalne jest że jak coś się dzieje to się boimy. Trzymam kciuki kochana zeby było już tylko dobrze bez żadnych plamien 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
m_art_a 587 Napisano Grudzień 28, 2020 1 godzinę temu, Dreamscometrue napisał: A ja uważam,że mamy prawo panikować bo przecież nikt nam nie powiedział jak może być i czego się spodziewać. U jednych plamienie to normalka u innych oznacza coś złego więc uważam,że w takie dni jak święta gdzie wiadomo,że nasz lekarz nam nie koniecznie pomoże mamy prawo do paniki i jechania na izbę przyjęć. Mnie chcieli we wtorek zatrzymać w szpitalu,ale ja nie chciałam bo i po co lekarka i tak mówiła,że jedyne co można zrobić to leżeć i brać progesteron a tego bierzemy prawie wszystkie. Jak ta żywa krew ze mnie poleciała to pojechałam do mojego zaufanego szpitala na drugi koniec miasta. Tam już Pani doktor nie chciała mnie zostawiać tylko zbadała na miejscu i żadnej świeżej krwi ani jej nawet śladu nie widziała. Więc po prostu odpoczywam w domku i nie chcę sobie wmawiać,ale chyba odczuwam pierwsze objawy 🥴 Popołudniami śpię i mdli mnie po południu na potęgę 🥴 O ile dobrze pamiętam to chyba jesteś 2 albo 3 tygodnie w starszej ciąży ode mnie więc kto wie z tymi objawami, mogą się już pokazać. ja jedynie czasami czuje piersi, że są twardawe ale to pewnie przez hormony, którymi się faszerujemy jutro jak wroce to tez juz tylko leżę i odpoczywać bede cały dzień i modle sie by zadnego plamienia nie bylo juz bo człowiek tylko nie potrzebnie schizuje Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
m_art_a 587 Napisano Grudzień 28, 2020 57 minut temu, Goralka napisał: Marta nie ma się czego wstydzić! Nie dość że czekamy na te upragnione ciążę przechodzimy przez piekło to normalne jest że jak coś się dzieje to się boimy. Trzymam kciuki kochana zeby było już tylko dobrze bez żadnych plamien Trzymam kciuki za betę twoją!!! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Dreamscometrue 506 Napisano Grudzień 28, 2020 33 minuty temu, m_art_a napisał: O ile dobrze pamiętam to chyba jesteś 2 albo 3 tygodnie w starszej ciąży ode mnie więc kto wie z tymi objawami, mogą się już pokazać. ja jedynie czasami czuje piersi, że są twardawe ale to pewnie przez hormony, którymi się faszerujemy jutro jak wroce to tez juz tylko leżę i odpoczywać bede cały dzień i modle sie by zadnego plamienia nie bylo juz bo człowiek tylko nie potrzebnie schizuje Teoretycznie mam 7 tydzień 3 dzień. Mnie piersi bolą już od bardzo dawna choć bywa tak,że jednego dnia bolą mniej a drugiego tak bardzo,że wstać nie mogę z pozycji siedzącej do stojącej. Dzisiaj znowu mdłości jak poczułam z kuchni odgrzewany obiad męża 🥴 znowu spałam,niedawno się obudziłam 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach