Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

yay

Toksyczna matka, hipokrytka, dewota

Polecane posty

Witam. Mam 21 lat, utrzymuję się sama+studiuję, jednak jest to ciężkie, często jestem zbyt zmęczona by się uczyć, a jestem już po jednej nieudanej szkole (która wciąż jest mi wypominana). Dlatego też nie chcę być zależna od rodziców, tym bardziej, że wszystko kosztuje a moja mam mysli, że za 100 czy 200 zł miesięcznie jestem w stanie się utrzymać.Dodam, że czasem otrzymam od rodziców 100-200zł, za co jestem im oczywiście wdzięczna. Jednak pokój, wszelkie opłaty, potrzebne rzeczy na studia, jedzenie czy przyjemności  opłacam sobie sama.

Największym problemem, z którym tutaj przychodzę, jest moja matka: uwielbiająca chodzić do kościoła i zmuszająca mnie. Nie wiem jak ojciec, nie mieszka tutaj, rodzeństwo - chodzi wtedy, gdy matka widzi. Wg niej 'zostałam wychowana po chrześcijańsku', 'wyznaję swoją religię/zabobony/wymysły/mądraści', wszyscy chodzą a ja nie (chodzi o resztę rodziny, babcie, ciocie, kuzynostwo). Moja mama od zawsze lubiła mną rządzić, do dzisiaj czuję czasem strach, gdy chcę się sprzeciwić. Za czasów gimnazjum liceum, nienawidziłam października, maja - prawie codzienne wizyty w kościele powodowały moją frustrację, nie mogłam się z kimś umówić pod wieczór, bo mama była przeciwna. Nienawidziłam świąt ze względu na kilkudniowe chodzenie do tej instytucji, dróg krzyżowych, rorat. Po ostatniej wielkiej kłótni, która wynikła, gdy byłam w domu, i która poskutkowałam uderzeniem mnie, przez tydzień nie odbierałam od niej telefonów. Mama nie raczyła przeprosić, nawet uznała, że mi się należało. Wracam do domu tylko z pewnego jednego powodu, muszę mamie pomagać w jednej rzeczy, jednak atmosfera, brak zrozumienia, hipokryzja i obłuda mojej mamy mnie przytłacza. Nie chcę zrywać kontaktu, ale nie chcę też słuchać jej narzekań. Moja mama nie ma pojęcia właściwie o niczym, nie za bardzo da się z nią porozmawiać, lubi obgadywać ludzi z pracy, rodzinę. Nie ma jeszcze 50 lat, a mentalnie zachowuje się jak starsze panie z mojej wioski. Kocham ją, ale przeszkadza mi to, że w wielu aspektach życia nadal chce mną rządzić. Podobno przeze mnie płacze (a gdy ja się popłakałam, wręcz zaniosłam się płaczem, gdy podniosła na mnie rękę, rzuciła tylko: NIE BECZ. To mnie bardzo boli, powoduje we mnie poczucie winy, wzbudza wyrzuty sumienia, że jestem niewdzięczną złą córką. Najgorsze jest to, że uważa, że to wpływ mojego chłopaka i nie dopuszcza do siebie myśli, że to jej nagabywanie, zmuszanie i ciąganie w piątki świątki i niedziele. To nie tak, że nie jestem wierząca - pewnie pomyślicie, że po prostu siebie tłumaczę - gdy idę wieczorem psutą i cichą ulicą, gdy patrzę na lipcowe słońce, gdy zaliczę kolokwium - pomodlę się. 😄 Czasem nachodzą mnie refleksje, próbuję rozmawiać z Czymś - bogiem, bóstwem, nie wiem. 

Nie wiem o co Was proszę, o zrozumienie, może przedstawcie swoje zdanie na ten temat, może też macie takie doświadczenia. Pozdrawiam. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mieszkasz z mamą czy sama? Jeśli sama to sprawa jest prostsza Bo odwiedzasz ją I nie musisz się dać zmuszać do pójścia do kościoła Jeśli mieszkasz z nią sprawa jest trudniejsza Tacy ludzie wiedzą swoje i kropka Kościół ponad wszystko Jedynie co mi przychodzi do głowy to znaleść jakąś alternatywę w stylu chodzisz tylko w niedzielę na mszę Albo walczysz o swoje i nie chodzisz Ale tutaj musisz twardo stać przy swoim zdaniu 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×