Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
arek82

Terapia małżeńska - czy ma sens?

Polecane posty

Miesiąc temu zalożyłem w innym dziale poniższy temat:

Jestem w związku małżeńskim od 15 lat, mamy córkę w wieku 10 lat, jesteśmy po 40-tce. Po latach myślę, że nigdy nie dobraliśmy się tak jak poiwnno sie dobierac biorac malzenstwo. mamy inne poglady, cele życiowe, hobby czy zainteresowania. Niemal od poczatku byly problemy, kłótnie czy awantury od waznych rzczy po błahe. Nie jest tez tak ze winna jest 1 osoba, bo ja osobiscie mam swiadomsoc ze oboje jestesmy cholerykami, a co za tym idzie ciezko jest sobie wzajemnie ustapic, przeprosic. Niestety na te nasze klotnie patrzy nasza 10 letnia corka. Ja jestem skonfliktowany z jej rodzina, żona z moją. Od wielu lat mam swiadomosc ze nie jestem szczesliwy, dlatego od kilku lat prosze zone o pojscie na terapie malzeńską, niestetey bezskutecznie. Obecnie od 6 miesiecy jestsmy w nieformalnej separacji, to byla wspolna decyzja. Ja w dalszym ciagu nalegam na wspolna terapie, z kolei mojej zonie odpowiada obecny stan rzeczy - otrzymuje dobrowolnie placone przeze mnie alimenty, sprawuję opiekę nad corką podczas jej obecnosci w pracy. I z tego co widze to moja zona moglaby tak zyc latami, czyli nie idzie na terapie, odpowiada jej obecny stan rzeczy. Prowadzimy od pol roku odrebne gospodarstwa domowe. Na marginesie dodam ze zarowno ona jak i ja nie mamy innej osoby poza malzenstwem.

We mnie pozostaly jakis uczucia do żony, czy w niej pozostały do mnei? nie wiem. Ogólnie mówiąc tesknie za wspolnym zyciem od miesiecy, podjałem kilkadziesiat prob naprawy tej sytuacji, niestety bezskutecznych. Moja zona widzi wine tylko we mnie, po swojej stronie uwaza ze jest wszystko ok. Nie ma tu sensu opisywac pewnych zachowan ale wiem, ze ma tyle za uszami co ja. Pisze bo ogolnie bardzo meczy mnie ta sytuacja od pol roku. Moja zona z tego co widze normalnie funkcjonuje, jej calym zyciem jest corka ktora przebywa z nia wiekszosc czasu. Dla mnie dzieco tez bylo calym zyciem, ale z powodu rozstania musialem sie pogodzic z ta sytuacja. Gdy mowie zonie ze nie chce tak zyc, ze zloze pozew to odpowiada - skladaj. nie wiem czy mówi to w nerwach czy na powaznie....  ja ogolnie jestem czlowiekiem ktory jak juz podejmie decyzje to jej nie zmieni, jezeli zloze pozew to juz go nie cofne chocby druga strona plakala i blagala. Bo dla mnie samo zlozenie pozwu to wstyd przed otoczeniem. Z zawodu jestem adwokatem, sprawa bardzo szybko sie rozniesie wsrod moich znajomych. Z drugiej strony nie wiem jak dalej z ta sytuacja zyc.... poki co jak moge ukrywam fakt separacji nieformalnej, tylko najblizsze mi osoby wiedza jaka jest sytuacja. 

 

Powiedzcie mi, jakie sa granice w malzenstwie>? Jak dlugo mam ratowac ten zwiazek? jestem bardzo zmeczony ta sytuacja, bo tak narpawde nie wiem jak postapic, czy czekac kolejne pol roku czy rok nie majac zadnej gwarancji ze sytuacja sie zmieni, czy raz na zawsze zakonczyc to malzenstwo skladajac pozew. Jezeli zloze pozew to juz go nie wycofam. Wstepnie ustalone jest ze rozwod bez orzekania o winie, dziecko u malzonki. 

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Po pół roku starań, wiecznym tłumaczeniu sensu terapii małżeńskiej w dniu dzisiejszym uzyskałem wstępną zgodę żony na terapię małżeńską. Przez te pól roku byłem o nią prosić chyba kilkadziesiąt razy.... gdy uzyskałem wstępną zgodę na jej podjęcie to po prostu utraciłem już poczucie własnej godności, sensu terapii. Nie mieszkamy ze sobą od pol roku, czas zrobil na pewno swoje, oddalilismy sie fizycznie (zero seksu), emocjonalnie itd. 

 

Dzis na ewentualna terapie ide glownie dla dziecka a nie dla zony. Mysle ze ona uczyni to z podobnych przyczyn.... mam wrazenie ze sie zwyczajnie wyprztykalem z tymi blaganiam o powrot, o terapie itd itd. Przy okazji zona stala mi sie o wiele bardziej obojetna niz pol roku temu. Najtrudniej jest mi sie pogodzic z oddzieleniem od dziecka, gdyby nie bylo dziecka to bysmy sie na pewno nie chcieli widziec na oczy. dlatego powiedzcie mi - kiedy wogole terapia ma sens? czy jezeli ludzie praktycznie nie darza sie juz uczuciami, albo te uczucia sa bardzo niewielkie, to czy wogole jest sens isc na terapie? czy terapia malzenska moze spowodowac ponowne zaufanie, odrodzenie milosci itd? Wiem, ze bardzo sie oboje pogubilismy. dla mojej zony mam wrazenie ze to jest bardziej mniej wazne niz dla mnie. Moze nie potrafie sie pogodzic z rozpadem malzenstwa i przyszla samotnoscia? (tez juz ja odczuwam). Czy nawet przy tak niskich uczuciach terapia moze cos zmienic?  czy to oszukiwanie samych siebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Długi post, ale rozumiem że trzeba to gdzieś wyrzucić, terapia w zamyśle ma pomóc, ale do tego trzeba dwojga z pełną świadomością że jak nie wyjdzie nie będzie co zbierać. Sama wiem że próby ratowania i wznowienia znów relacji chodzby fizycznej to czasem człowieka przerasta i po pewnym czasie traci do siebie szacunek, szczególnie jeśli nie widzi zaangażowania drugiej osoby, to moje zdanie poparte niestety doświadczeniem. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, Maszcochcialas napisał:

Długi post, ale rozumiem że trzeba to gdzieś wyrzucić, terapia w zamyśle ma pomóc, ale do tego trzeba dwojga z pełną świadomością że jak nie wyjdzie nie będzie co zbierać. Sama wiem że próby ratowania i wznowienia znów relacji chodzby fizycznej to czasem człowieka przerasta i po pewnym czasie traci do siebie szacunek, szczególnie jeśli nie widzi zaangażowania drugiej osoby, to moje zdanie poparte niestety doświadczeniem. 

No wlasnie, bez terapii to juz nawet nie ma co zbierac w chwili obecnej... oddalilismy sie od siebie wzajemnie na kazdej plaszczyznie 😞  bez terapii jest rozwod, natomiast z terapia niewiadoma. Tak naprawde nie wiem co w mojej żonie siedzi. Czy po prostu zmeczylem ją tym ze przez pol roku co kilka dni mowilem o terapii? Przez kilkadziesiat moich prob spotykalem sie z drwiącym uśmiechem z jej strony, lekcewazeniem itd itd. I tak jak w styczniu lutym czy marcu mialem o wiele wieksza motywacje i wiarę w to ze terapia moze pomoc tak teraz sam juz nie mam przekonania wogole w jej sens.... Gdy wstepnie sie zgodzila to nie pozostal juz we mnie jakikolwiek szacunek do wlasnej osoby...  za kilka dni moja zona leci wspolnie z córką i siostrą na wakacje na 2 tygodnie. Probowalem doprowadzic do chodz 1 spotkania przed wylotem, ale bezskutecznie. Dla mnie to jest smieszne, ze wakacje wygrywaja z ratowaniem malzenstwa 😞 Teraz mam dane slowo, ze prawdopodobnie po powrocie pojdzie na terapie, ale to tez tylko slowa. Przez 2 tygodnei nie bedzie pewnie sie wogole intresowac co u mnie a to tez nie nastraja mnie pozytywnie do walki o malzenstwo.... takie to wszystko ciagniete na siłę... stad moje dylematy. Wiem ze ciezko bedzie mi sie pogodzic z funkcjonowaniem z daleka od dziecka po rozwodzie (dziecko ma wyjechac 100 km dalej), ale ciezko mi tez wybaczyc te wszystkie rzeczy ktore sie zdarzyly w ostatnie 6 miesiecy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie szukaj winy u zony, szukaj u siebie, zeby nastepny twoj zwiazek sie nie rozlecial. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, arek82 napisał:

No wlasnie, bez terapii to juz nawet nie ma co zbierac w chwili obecnej... oddalilismy sie od siebie wzajemnie na kazdej plaszczyznie 😞  bez terapii jest rozwod, natomiast z terapia niewiadoma. Tak naprawde nie wiem co w mojej żonie siedzi. Czy po prostu zmeczylem ją tym ze przez pol roku co kilka dni mowilem o terapii? Przez kilkadziesiat moich prob spotykalem sie z drwiącym uśmiechem z jej strony, lekcewazeniem itd itd. I tak jak w styczniu lutym czy marcu mialem o wiele wieksza motywacje i wiarę w to ze terapia moze pomoc tak teraz sam juz nie mam przekonania wogole w jej sens.... Gdy wstepnie sie zgodzila to nie pozostal juz we mnie jakikolwiek szacunek do wlasnej osoby...  za kilka dni moja zona leci wspolnie z córką i siostrą na wakacje na 2 tygodnie. Probowalem doprowadzic do chodz 1 spotkania przed wylotem, ale bezskutecznie. Dla mnie to jest smieszne, ze wakacje wygrywaja z ratowaniem malzenstwa 😞 Teraz mam dane slowo, ze prawdopodobnie po powrocie pojdzie na terapie, ale to tez tylko slowa. Przez 2 tygodnei nie bedzie pewnie sie wogole intresowac co u mnie a to tez nie nastraja mnie pozytywnie do walki o malzenstwo.... takie to wszystko ciagniete na siłę... stad moje dylematy. Wiem ze ciezko bedzie mi sie pogodzic z funkcjonowaniem z daleka od dziecka po rozwodzie (dziecko ma wyjechac 100 km dalej), ale ciezko mi tez wybaczyc te wszystkie rzeczy ktore sie zdarzyly w ostatnie 6 miesiecy

Skoro mieszkacie jeszcze razem i jak piszesz ze, żona funkcjonuje normalnie to raczej ona odpuściła, jeśli nie ma choćby złości to nie ma już nic żadnych emocji. Odpuść bo się zajedziesz nawet po terapii na którą macie iść, choć nie wierzę że się zdecyduje, to zobaczysz że braknie ci sił na to wszystko. A na wakacje to powinna z tobą sam na sam i tam przy sprzyjających warunkach próbować 😁. Życzę Ci oby jednak żona coś przemyślała, tak czy siak będzie dobrze. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Autorze zastanów się, która odpowiedz jest Ci bliższa:

Chcę ratować małżeństwo ponieważ:

1. kocham żonę i nie wyobrażam, sobie życia bez niej

2. mamy dziecko i robię to tylko dla niego

3. przez rozwód stracę w oczach kolegów. Opinia innych jest dla mnie ważniejsza niż moje odczucia i potrzeby

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.06.2021 o 06:48, arek82 napisał:

No wlasnie, bez terapii to juz nawet nie ma co zbierac w chwili obecnej... oddalilismy sie od siebie wzajemnie na kazdej plaszczyznie 😞  bez terapii jest rozwod, natomiast z terapia niewiadoma. Tak naprawde nie wiem co w mojej żonie siedzi. Czy po prostu zmeczylem ją tym ze przez pol roku co kilka dni mowilem o terapii? Przez kilkadziesiat moich prob spotykalem sie z drwiącym uśmiechem z jej strony, lekcewazeniem itd itd. I tak jak w styczniu lutym czy marcu mialem o wiele wieksza motywacje i wiarę w to ze terapia moze pomoc tak teraz sam juz nie mam przekonania wogole w jej sens.... Gdy wstepnie sie zgodzila to nie pozostal juz we mnie jakikolwiek szacunek do wlasnej osoby...  za kilka dni moja zona leci wspolnie z córką i siostrą na wakacje na 2 tygodnie. Probowalem doprowadzic do chodz 1 spotkania przed wylotem, ale bezskutecznie. Dla mnie to jest smieszne, ze wakacje wygrywaja z ratowaniem malzenstwa 😞 Teraz mam dane slowo, ze prawdopodobnie po powrocie pojdzie na terapie, ale to tez tylko slowa. Przez 2 tygodnei nie bedzie pewnie sie wogole intresowac co u mnie a to tez nie nastraja mnie pozytywnie do walki o malzenstwo.... takie to wszystko ciagniete na siłę... stad moje dylematy. Wiem ze ciezko bedzie mi sie pogodzic z funkcjonowaniem z daleka od dziecka po rozwodzie (dziecko ma wyjechac 100 km dalej), ale ciezko mi tez wybaczyc te wszystkie rzeczy ktore sie zdarzyly w ostatnie 6 miesiecy

Małżeństwo? Tak z całym szacunkiem - gdzie ty widzisz małżeństwo? Dla żony przestałeś być partnerem - twoje miejsce zajęła Córka... Zatem jesteś tylko balastem, który tylko przeszkadza... 

Już ci powiedziałem... Dla dobra dziecka mieszkasz 1 km od dziecka... Jak ktoś napisał - bez zgody drugiego rodzica nikt nie przyjmie dziecka do szkoły. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Piszę, bo pojawiły się nowe  okoliczności. Moja żona od tygodnia bawi się na wakacjach z corką. Przed wyjazdem mocno nalegałe na terapię - mówiła, że teraz nie moze sie skupić na terapii bo musi zaplanowac wakacje (2 tyg. przed wylotem). I pewnie nic by nie uleglo zmianie gdyby nie fakt, że sporządziłem pozew i dałem do ręki przed wylotem. Zmiana stanowiska była piorunujaca - obiecala ze po powrocie mozemy pojdsc na terapie. Dla mnie to wszystko jest niedorzeczne. Pozew uruchamia chec pojscia na terapie? przez pol roku nie widzi sensu terapi, a jak zobaczyla na oczy pozew to sens sie pojawil? Co o tym myslicie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Witam, klasyczne zagranie, przepraszam ale to nic nie da, lekki szok i to wszystko a czas osobno(wakacje) działają na wasza niekorzyść, to zwykle mydlenie oczu z jej strony, odwlekanie rozwodu hm... Skąd ja to znam? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×