Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Peter Gragelmann

Polki mieszkajace na stale w Niemczech

Polecane posty

🖐️ Witam kochane dziewczyn, pozrawiam wszystkie gorgc, w popielcowa srode.Od dzis postanowilam nie jesc slodyczy, tak chcialabym zgubic pare kilogramow.A to dla takiego lasucha jak ja, wielki wyczyn.Wiec prosze trzymajcie za mie kciuki.👄 Zycze milego dnia🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Alisaria na pewno sie uda, dolacz jeszcze duzo ruchu i bedzie ok. Moze Nordic Walking? Moj biedny kotek :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wieczorkiem...cos licho produkujecie...a moze rezygnujecie na czas postu z neta....jakos nie wierze...ojjj.....ja jeszcze cala...;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też nie :):):):):) muszę wszystko do kupy ogarnąć :) czytałaś Belaiza nowe wątki na \'\'naszym\'\' forum? wiele ciekawostek i kolor się zmienił :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie czytalam walcze z kotem i z sennoscia, gram w jakas glupia gierke, by nie usnac zanim kot sie obudzi. Maz juz spi na brzezku kanapy i nie mam súmienia go budzic, chociaz to ja jutro ide do pracy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam z zaśnieżonej pólnocy, dosłownie nas dzisiaj w nocy zasypało za oknem - 8C wieje wiatr i pada śnieg, nawet nie chce się nosa za drzwi wystawić, pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam, Kasia k przeslam Ci zatem kilka promieni slonecznych. U nas kolejny wioseny dzien. Belaiza jak sie ma kotek ???? Milego dnia!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam dziewczynki. U nas jest 13 stponi, a pachnie wiosna ze ho ho. Oby tylko zima nas juz nie nawiedzila. Az chce sie tylko na dworze siedziec. A sloneczko swieci. Alisaria1 bede Cie wspierac w tym postanowieniu, bo sama sobie takie zalozylam (glownie dla zrzucenia zbednych kilogramow, bo w lecie ide na wesele). A ponadto obiecalam sobie troche wyluzowac z nerwami. Belaiza jak tam kotek (biedactwo). Pozdrawiam slonecznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
derag dzieki kotek ma sie lepiej. Wczoraj myslelismy, ze sie wykrwawi. Jest jeszcze slyby ale juz widac, ze dochodzi do siebie. Kasiu ja tez Ci wysylam kilka promykow. U nas slonko swieci od rana i wierzyc sie nie chce, ze jeszcze zima moze wrocic. Evo co u Ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
o i Efeme juz jest :) Milego dnia dziewczyny ja zaraz zmykam do pracy a moj maz na ryby :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Milego dnia w pracy Belaiza. Wpadlam tu na chwile zeby sobie poprawic humor, bo u mnie jest stromo pod gorke ze wszystkim. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bardzo proszę o pomoc w
Bardzo Ci dziękuję Kassay!!!!! Na Ciebie zawsze mozna liczyć! To naprawdę dla nas jest bardzo duża pomoc! Jesli chodzi o ubrania, to radzimy sobie, ponieważ niemieckie firmy odzieżowe w tym pomagają tym osobom, więc nie ma z tym problemu:) Bardzo Ci jednak dziekujemy za bezinteresowną pomoc! :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie🖐️ Dziewczynki. Efeme - dziekuje ze sie przylaczylas, razem bedziemy sie wspieraly. moze jeszcze ktora ma ochote sie do nas przylaczc.??? Belaizo - dziekuje, wlasnie postanowilam systematycznie jezdzic rowerem, i cieszy mnie to, ze Twoj kotek czuje sie lepiej. Pozdrawiam wszystkich wiosennie, gdyz u nas tez pojawila sie juz wiosna. 🌼🌼🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob
Siła słów. Powiedz to inaczej Słowa dają życie i odbierają życie. Są błogosławieństwem i przekleństwem. Niszczą i leczą. Bywają jak uderzenie kamieniem i jak miód na serce. Napastliwe słowa są przyczyną depresji i chorób. Głębokiego bólu. Ciężaru w żołądku. Dławienia w gardle. Ściśniętego serca. Cierpienia duchowego. Słowa zachwytu wznoszą nasze życie na wyższy poziom, uskrzydlają. Jakich słów używamy? Jakich chcielibyśmy słuchać? Dlaczego tak łatwo wypowiadamy te, które ranią, a tak rzadko słowa uznania? Na szczęście istnieje język serca. Używamy raniących słów, a nawet dopuszczamy się słownej agresji. Chyba nie ma nikogo, kto byłby od tego wolny. Kierowani lękiem i bezsilnością staramy się uzyskać władzę i kontrolę nad ludźmi, aby poczuć się lepiej. Często nie jesteśmy ani trochę świadomi, co kryje się za słowami, które wypowiadamy, ponieważ zjawisko słownej agresji jest w pewnym sensie częścią naszej kultury, jak pisze w książce „Toksyczne słowa” [Jacek Santorski & Co 2002] Patricia Evans. „Dominacja, wymuszanie uległości, umniejszanie cudzych osiągnięć i zawyżanie własnych, dławienie oporu, manipulacja, krytyka, stosowanie nacisku i zastraszanie to akceptowane przez wielu reguły gry”. Możemy poddać się dyktaturze kultury, jednak dobrze wiedzieć, że agresja słowna jest źródłem niezliczonych cierpień, ponieważ odcina od życia, od stanu współczucia. Wyklucza bliskość. Napastliwe słowa są przyczyną depresji i chorób. Głębokiego bólu. Smutku. Ciężaru w żołądku. Dławienia w gardle. Ściśniętego serca. Gdy doktor Marshall B. Rosenberg, psycholog, założyciel Ośrodka Porozumienie bez Przemocy, zastanawiał się, jakie czynniki decydują o tym, że wzmacniamy w sobie życiodajny stan współczucia, uderzyła go kluczowa rola języka i sposobu, w jaki posługujemy się słowami. Posłuchajmy siebie: jakich słów używamy i w jaki sposób to robimy? Jakie słowa kierują do nas ludzie? Sęk w tym, że jesteś strasznym samolubem. Komunikaty odcinające od życia to – wśród ogromnego bogactwa form, które mamy do dyspozycji – osądy, czyli stwierdzenia sugerujące, że ludzie, których działanie jest niezgodne z naszym systemem wartości, nie mają racji lub są źli. „Sęk w tym, że jesteś strasznym samolubem”, „Ona jest leniwa”, „Oni mają mnóstwo uprzedzeń”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob
ciąg dalszy... Zaprząta nas, kto jest dobry, zły, normalny, nienormalny, odpowiedzialny, nieodpowiedzialny, bystry, ograniczony, leniwy, głupi. Jeśli bliska osoba prosi mnie o więcej czułości, niż od niej dostaję, jest „zachłanna i niesamodzielna”. Ale jeśli ja zapragnę więcej czułości, niż od niej dostanę, uznam, że jest „wyniosła i niewrażliwa”. Jeśli koleżanka z pracy bardziej niż ja przejmuje się detalami, jest „małostkową pedantką”, lecz jeśli to mnie detale bardziej leżą na sercu niż jej, będzie „niechlujną bałaganiarą”. Patricia Evans w „Toksycznych słowach” wyróżnia rodzaje słownej agresji. To nie tylko wyzwiska („idioto”, „głupku”), wybuchy gniewu („zamknij się!”), zastraszanie, rozkazywanie, ale także nasze całkiem zwyczajne, niewinne powiedzonka. Wycofywanie się: „co mam ci powiedzieć?”, „o co ci chodzi, przecież rozmawiamy?”, „nigdy nie dopuszczasz mnie do głosu”. Sprzeciwianie się: „ależ skąd, wcale tak nie jest”, „mylisz się”. Lekceważenie: „jesteś przewrażliwiona”, „wyciągasz pochopnie wnioski”, „przesadzasz”, „masz zbyt bujną wyobraźnię”, „nie wiesz, o czym mówisz”, „wydaje ci się, że zjadłaś wszystkie rozumy”, „kiedy nie narzekasz, jesteś nieszczęśliwa”, „opacznie wszystko pojmujesz”. Słowna agresja ukryta w żartach („niedługo zapomnisz własnej głowy”, „czego można się spodziewać po kobiecie?”) rani do żywego, trafiając w najczulsze punkty. Gdy mówimy, że jest nam przykro, możemy usłyszeć, że nie znamy się na żartach, bierzemy wszystko zbyt poważnie, robimy z igły widły. Wszystkie te stwierdzenia mają charakter napastliwy. Przerywanie i odwracanie uwagi: „zawsze musisz mieć ostatnie słowo!”, „nie rozumiem, do czego zmierzasz! Koniec dyskusji!”, „to stek bzdur!”, „odczep się ode mnie!”, „daj spokój!”, „przestań gadać!”, „skąd ci przyszedł do głowy tak szalony, głupi (dziwaczny, kretyński) pomysł?”, „przestań zrzędzić!”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
ciąg dalszy... Krytykowanie: „nie potrafisz wygrywać”, „zwariowałaś”, „nie wiesz, kiedy przestać”, „następnym razem powinnaś...”, „zobacz, co przegapiłaś”. Stwierdzenia zaczynające się od słów: „kłopot z tobą polega na tym, że...”, „twój problem polega na tym, że...”, są formą krytycznego, agresywnego osądu. Podważanie opinii: „kto cię pytał?”, „zawsze musisz dorzucić swoje pięć groszy!”, „to cię przerasta”, „nigdy ci się to nie uda”, „myślisz, że jesteś taka mądra!”, „kogo chcesz zadziwić?!”. Co ten człowiek czuje? Czego mu trzeba? Co z tym robić? Co robić z nawykiem oceniania, krytykowania, obwiniania? Marshall B. Rosenberg w książce „Porozumienie bez przemocy” [Jacek Santorski & Co 2003] proponuje, abyśmy spróbowali „języka serca”. Teoretycznie to proste: zamiast osądzać i stawiać diagnozy, skupiamy się na jasnym wyrażaniu swoich spostrzeżeń, odczuć i potrzeb. Zamiast obrażać się na ludzi za ich nieprzemyślane słowa, wsłuchujemy się w nie i wydobywamy z nich uczucia, którymi są podszyte, ponieważ za każdym komunikatem kryją się uczucia i potrzeby. Nie mamy w tym wprawy, ponieważ raczej nie uczono nas ufać uczuciom, więc odcinamy się od tego, co się w nas dzieje. Nasza uwaga zwrócona jest na zło i niedostatki „nieprawidłowej” natury, nad którą musimy zapanować. Tymczasem nasza natura jest jak najbardziej w porządku – w sposób naturalny jesteśmy zdolni czerpać radość ze współczującego dawania i brania. Gdy osądzamy i interpretujemy cudze zachowanie, tym samym ujawniamy własne pragnienia i oczekiwania. Reagujemy zgodnie z nawykiem: skoro moje potrzeby nie zostały zaspokojone, poszukam winy w tobie. Jeśli ktoś mówi: „Nigdy mnie nie rozumiesz”, tak naprawdę informuje tylko o tym, że pragnie być rozumiany.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
ciąg dalszy... Słuchaj, czego ludzie potrzebują, a nie co o tobie myślą – to jedna z głównych tez porozumienia bez przemocy. Każdy napastliwy komunikat może być dla nas jedynie informacją o drugim człowieku, o jego niezaspokojonych potrzebach. Zadajemy sobie wówczas pytania: Co ten człowiek czuje? Czego mu trzeba? Jakie budzi we mnie uczucia i jakie potrzeby kryją się za tymi uczuciami? Rosenberg przywołuje historię, która mu się przydarzyła. Prowadził zajęcia o języku serca w meczecie na terenie obozu dla uchodźców w Betlejem. Słuchało go 170 palestyńskich muzułmanów. Nagle jeden z nich nazwał go „amerykańskim mordercą”. „Na szczęście zdołałem skupić się na jego uczuciach i potrzebach”, pisze Rosenberg. Zaczęli rozmawiać i usłyszał o jego bólu, rozpaczy, pragnieniu lepszego życia i złości na Amerykanów. „Kiedy ten człowiek nabrał pewności, że go rozumiem, zdołał wysłuchać moich wyjaśnień, dlaczego przyjechałem do obozu uchodźców. Gdy minęła kolejna godzina, ten sam człowiek, który nazwał mnie mordercą, zaprosił mnie do siebie do domu na świąteczną kolację, bo działo się to akurat w czasie Ramadanu”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
Daj pożyć, pochwal Szczerą pochwałę można porównać do snu, który przywraca siły w sposób naturalny. Nieszczerą do amfetaminy – postawi na nogi, ale kosztem życia, przyniesie rozczarowanie – mówi Piotr Pawłowski, psycholog z Akademickiego Ośrodka Psychoterapii UW, trener Polskiego Instytutu NLP. – Mark Twain mawiał, że jedna pochwała pozwala mu dobrze żyć przez trzy miesiące. Efektowne stwierdzenie. Prawdopodobne? – Jak najbardziej. Słowa uznania są niezbędne do życia. Motywują do działania, do zmiany, rozwoju. Gdy słyszę, że jestem w czymś dobry, mam siłę i odwagę stawać się kimś jeszcze lepszym; kimś, kim potencjalnie mógłbym być. – Marshall B. Rosenberg, autor książki „Porozumienie bez przemocy”, pisze, że pochwały i komplementy zaczynające się od „jesteś...” wznoszą barierę między nami a życiem, ponieważ kryje się w nich osąd. Wszelkie zaś osądy, zarówno negatywne, jak i pozytywne, utrudniają kontakt z rzeczywistością. Radzi, byśmy słysząc: „jesteś wspaniała”, „jesteś genialny”, dopytali, co konkretnie zrobiliśmy, że zasłużyliśmy na takie słowa. Okazuje się, że chwalić to nie takie łatwe. – Jeśli powiem komuś, kogo niewiele znam, „jesteś wspaniały”, to może zostać różnie przyjęte, ale takie afirmujące słowa w bliskiej relacji są mile widziane. „Jesteś fajnym facetem”, „jesteś cudowna” – mówimy sobie w miłosnych związkach i rozkwitamy. Czułe słowa słyszane od kogoś, kogo kochamy, bywają napędem do życia. Komplementy mogą oczywiście przybierać formę osądów i być używane jako narzędzie kontroli i manipulacji. Jednak manipulację łatwo rozpoznać, a wtedy czar pryska. Pojawia się smutek, rozczarowanie: „A więc nie na mnie ci zależy, ale żebym tańczył, jak mi zagrasz”. Szczera pochwała ma na celu jedynie wyrażenie uznania, wzmocnienie kogoś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
ciąg dalszy... – „Można się zaharować na śmierć i nigdy od nikogo nie usłyszeć dobrego słowa. Ale wystarczy popełnić jeden błąd i zaraz ktoś na człowieka naskoczy” – skarżą się amerykańscy pracownicy (cyt. za Rosenbergiem). I marzą nie o podwyżkach, ale o dobrym słowie. W Polsce nie jest chyba lepiej. Dlaczego tak rzadko wyrażamy sobie nawzajem uznanie? – Nie uczyliśmy się takich zachowań. Nie chwalimy, bo nie chcemy innych rozpuścić. Ale to właśnie pochwały pozwalają nam wzrastać. Starzy ludzie pamiętają pochwały rodziców i traktują je jako światło na drodze, którą przeszli. – Myślałam: „On na pewno wie, ile dla mnie znaczy. Nie muszę mu mówić. A zresztą w słowach i tak nie sposób tego wyrazić”. Pod tym kryło się zakłopotanie: jak to powiedzieć, żeby wypadło składnie? Ale już wiem, że jeśli coś warte jest zrobienia, trzeba to zrobić, choćby marnie. – Zacząć od siebie. Czegokolwiek pragniemy od innych, dajmy im to najpierw. Dobre słowo wraca – to złota zasada. Kanapka ze słów Jak powiedzieć cioci, że nie zgadzamy się z jej opinią na temat osób pochodzenia żydowskiego, przyjacielowi, że stosuje przemoc słowną wobec syna, a pracownikowi, że popełnił błąd? Za pomocą kanapki ze słów – radzi psycholog Piotr Pawłowski.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
ciąg dalszy... Zaczynamy i kończymy pozytywnie, szczerze wyrażając uznanie. W środku jest komunikat o konkretnym zachowaniu, na które chcemy zwrócić uwagę. Mówimy tylko o swoich odczuciach. Możemy powiedzieć na przykład: (do cioci) Podoba mi się, z jaką uwagą śledzisz to, co dzieje się w naszym kraju, i zauważyłam, że mam inne zdanie na temat osób pochodzenia żydowskiego. Szanuję twoją troskę o przyszłość Polski. (do przyjaciela) Widzę, że poświęcasz dużo uwagi swojemu synowi, ale wiesz, źle bym się poczuł, gdybym usłyszał to, co on od ciebie. Myślę, że łatwiej byłoby mu zrozumieć twoje oczekiwania, gdybyś łagodnie mu je wyjaśnił. Dzięki temu zbliżycie się do siebie jeszcze bardziej. (do pracownika) Podoba mi się twój projekt – jest klarowny i czytelny. Zauważyłam dwa drobne błędy w wykresie. Jeśli je poprawisz, projekt będzie doskonały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
ciąg dalszy... Mówić prawdę Same słowa nic nie znaczą. Są puste, jeśli nie ma w nich emocji, ducha. Nie mówię uczniom: „Jestem twoim przyjacielem. Masz we mnie wsparcie”. Albo to widać, albo nie – uważa Marta Makowiecka, nauczycielka języka polskiego w Liceum Społecznym przy ul. Bednarskiej w Warszawie – Nauczyciel starannie dobiera słowa? – Nie zastanawiam się nad tym, po prostu mówię, co chcę powiedzieć. – Łatwo wtedy zranić. Tymczasem uczniowie cię cenią, ufają ci, jesteś dla nich wiarygodna. – Liczy się intencja. Oni wiedzą, że nie chcę ich zranić. Kocham ich, są dla mnie ważni. Chociaż oczywiście z tym ranieniem różnie bywa. Mam wszystkie ludzkie cechy. Bywam złośliwa, gdy plotą głupoty nieprzytomne. Zdarzyło mi się nieraz coś palnąć, zagrać nie fair. Wtedy odszczekuję i przepraszam, a oni mi wybaczają. Cenię szybki dowcip i czasem przesadzam. Coś dowcipnie skomentuję, według mnie całkiem niewinnie, a okazuje się, że dziecko, do którego komentarz był skierowany, czuje się dotknięte. Jeśli widzę, że trafiłam w bolesne miejsce, już wiem, że nigdy więcej tego nie zrobię, nigdy. Ale trudno znać wszystkie czułe punkty setki uczniów. Uczę się ich, a oni uczą się mnie. Słowa istnieją w relacji. To, co zrani ciebie, dla mnie może być obojętne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
ciąg dalszy... – W jaki sposób ich budujesz, wzmacniasz? – Oczywiście zainteresowaniem, słuchaniem. Bywają dla mnie partnerami do rozmów o literaturze i daję temu wyraz. Pilnuję zasady, żeby mówić o sobie, o swoich emocjach, a nie atakować i oskarżać. Gdy mówisz o emocjach, mówisz prawdę. Na przykład: „wkurzyłeś mnie”. Ale jeśli powiem do kogoś: „jesteś bezczelny”, to już nie jest prawda. Bo co to znaczy, że ktoś jest bezczelny? Musiałam to przećwiczyć, bo uczniowie naprawdę potrafią doprowadzić do furii. – Co wtedy, gdy ponoszą cię nerwy? – Informuję, że przegięli i że jestem wściekła, ale żeby im nie powiedzieć czegoś strasznego, chodzę dookoła szkoły. Dwie rundki i wracam. Bardzo łatwo w złości nazwać kogoś idiotą czy prostakiem, tylko jakie to będzie miało skutki? Ale o tym, że ich zachowanie mnie rozzłościło, powinni usłyszeć, bo to jest uczciwe. – Skąd uczniowie wiedzą, że masz dobre intencje? – Ze sposobu, w jaki ich traktuję. Z tego, jaka jestem. Same słowa nic nie znaczą. Jak w znanym cytacie. „Co czytasz mości książę?”. A Hamlet odpowiada: „Słowa, słowa, słowa”. Dużo jest pustych słów, deklaracji, za którymi nic nie stoi. Ja nie mówię uczniom: „Jestem twoim przyjacielem”, „Masz we mnie wsparcie”. Albo to widać, albo nie. Słowa są wtedy zbędne, a na pewno drugorzędne. Kocham cię, szanuję cię – co stoi za takimi słowami? Przypominam uczniowi, że już drugi miesiąc nie oddaje pracy, spóźnia się na lekcje, a więc nie szanuje naszego kontraktu, z którego ja się wywiązuję, a on nie. Tłumaczy się: „Ale przecież ja cię szanuję”. Pytam: „W jaki sposób mnie szanujesz?”. Właściwie to jest najważniejsze – nauczyć spójnych zachowań: mówię, co czuję, i robię, co mówię. Książki mogą sobie poczytać w domu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
ciąg dalszy... Wiersze na chorobę Niektórzy pacjenci źle reagują na leki i inne metody terapeutyczne. Chcą tylko, żebym im czytał swoje wiersze – mówi Marek Obersztyn, doktor nauk medycznych, neurolog z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie – Pan doktor leczy słowem? – Rozmawiam z pacjentami i czytam im swoje wiersze. Zabierają te wiersze do domu, bo są o nich. Pani wie, jaka to frajda dostać wiersz od swojego lekarza? Piszę, czytam i oddaję pacjentom. Nie wszystkie odbijam na ksero. Gdybym je gromadził, to byłyby ich pewnie setki. To nie jest poezja, bo ja się na poezji nie znam, to takie satyryczne rymowanki. – Pomagają w leczeniu? – 50 procent, a może i więcej neurologicznych objawów, takich jak drżenie rąk, mrowienia, bóle i zawroty głowy, kołatanie serca, to zaburzenia psychosomatyczne, czyli takie, które nie są spowodowane jakąś organiczną przyczyną. Tu często leki nie pomagają. Najwyżej objawy zmienią swój charakter, np. przestanie boleć głowa, a zaczną się duszności albo bezgłos. W takich przypadkach istotną pomoc w leczeniu odgrywa psychoterapia. Leczy się tzw. ból napięciowy, czasem nazywany „bólem duszy”. Wszyscy mamy jakieś bóle – małżeńskie, pozamałżeńskie, kredytowe... Nierzadko jednak ból jest maską poważnych problemów emocjonalnych, które nie zawsze są uświadamiane. Więc gdy przychodzi pacjent, to go pytam, czy jest szczęśliwy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
ciąg dalszy... Proponuję różne formy psychoterapii jako wspomaganie leczenia farmakologicznego. Ale niektórzy pacjenci nie chcą rozmawiać, źle reagują na leki i inne metody terapeutyczne. Chcą tylko, żebym im czytał swoje wiersze. Bo wiersze trafiają do podświadomości, do uczuć. Wyzwalają emocje, oczyszczają. Bywa, że wiersz otwiera kontakt z pacjentem. Kobiecie w depresji napisałem coś w tym stylu: „Jak może piękna pani życie mieć tak do bani/ urodę mając i wdzięk/ doktorze choćbyś pękł, nie dowiesz się...”. I tak dalej, cały wiersz o tym, że doktor nie może zgadnąć, skąd ta depresja. Roześmiała się w głos i powiedziała, że nie śmiała się od kilku lat. W ten sposób zaczęliśmy pracę z jej bólami. – Ten kawałek ciekawy: „Wrzuć na luz,/ nie przybieraj żadnych póz/ Nie graj nic, sobą bądź/ W swoim życiu dziel i rządź...”. Można sobie śpiewać codziennie, jak „What a Wonderful World” Louisa Armstronga. – A tu wiersz o bólu głowy. Szczególnie podoba się kobietom: „Wczoraj było tak przyjemnie/ wino ciurkiem lano we mnie/ byłam duszą towarzystwa/ dzisiaj płacę za to wszystko/ pójdę chyba do lekarza/ chociaż on w kółko powtarza/ proszę pani to migrena/ tego się wyleczyć nie da/ w domu cisza, ciemny pokój/ wszyscy wszystko robią wokół/ a ja leżę i mnie boli/ nie pozbędę się tej roli/ a wieczorem mąż kochany/ cicho tuli się do ściany/ nawet nie śmie dotknąć mnie/ No i co? Czy mnie jest źle?”. Zachęcam pacjentów do sportu i do znalezienia hobby. Hobby jest bardzo ważne. Jak się u mnie leczą, to muszą mieć hobby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dla kilku osob tu
ciąg dalszy... – Muszą? – Muszą lubić coś robić. Jakże często ludzie wykonują pracę, której podświadomie nie chcą. Delikatna kobieta, mimoza, przewlekłe bóle głowy. Zajmuje się windykacją długów! Najlepiej, gdyby zmieniła pracę, ale to niełatwe, więc po nitce do kłębka dochodzimy do tego, że kiedyś grała na pianinie, które stoi teraz zakurzone w kącie. Proszę, aby odkurzyła instrument i zaczęła grać. Po miesiącu przychodzi i mówi, że czuje się dużo lepiej. Inny pacjent z przymusem budowania firm. Ze stresu już zaczął pić, ale ciągle budował. Pieniędzy ma na kilka pokoleń, ale musi budować. Pytam go, co lubił robić, zanim zaczął tworzyć firmy. Strzeliłem: „Może pan rzeźbił?”. „A tak, rzeźbiłem!” – ucieszył się. „To niech pan stworzy pracownię i zacznie rzeźbić”. Zrobił tak i życie sobie uratował. Ale czasem pacjenci się na mnie denerwują. – Bo mówi im pan, że mogą, a oni woleliby nie móc? – Narzekają: nie mam talentów. Każdy ma talent, to tylko kwestia motywacji. Daję siebie za przykład – nigdy ładnie nie malowałem, a teraz maluję obrazy. Piszę wiersze, biegam, jeżdżę na łyżwach, pływam. Jestem zdrowy, nic mnie nie boli.m Kiedyś odburknąłem pacjentce, żeby już przestała z tym, że nie ma talentu, bo nie święci garnki lepią. Poszła sobie, myślałem, że się obraziła. Ale nie. Za kilka miesięcy przyjeżdża z walizką pomalowanych ręcznie talerzy i chwali się, że teraz z tego żyje. Albo pacjent chory na SM. Leży w depresji na oddziale. Pytam go, czym się zajmował wcześniej. „Byłem architektem” – odpowiada. „No to chyba pan ładnie maluje?”. Ożywił się: „Malowałem obrazy!”. „To dlaczego pan nie maluje?”. Posmutniał: „Bo mam stwardnienie rozsiane”. „Ale rękami pan rusza?”. „No ruszam”. Zaczął malować. Nie wyzdrowiał od tego, ale jakość jego życia jest bez porównania lepsza, tworzy, poznaje nowych ludzi. Opowiem pani, jak rozmową pomogłem odzwyczaić pacjentkę od palenia papierosów. Najpierw pomogłem w bólach migrenowych jej córce. Córka namówiła na wizytę w moim prywatnym gabinecie mamę, doświadczoną lekarkę, leczącą jeszcze w Powstaniu Warszawskim. Przyszła, siada, rozmawiamy o Powstaniu. W pewnym momencie mówię: „Ale pani wie, że musi rzucić palenie?”. Tego się nie spodziewała: „Jak to muszę?”. „Bo pani córka uważa mnie za wspaniałego lekarza. Przeszły jej migreny. Jeśli po wizycie u mnie pani będzie paliła, jej te migreny wrócą”. I dalej rozmawiamy o Powstaniu. Wychodzi z gabinetu, chce mi płacić. Mówię, że nie biorę pieniędzy od lekarzy. To ona, że mi coś kupi. Ja: „Wszystko mam”. Ale po chwili zastanowienia mówię: „Dobrze, za każdym razem, gdy pani pomyśli o papierosie, pomyśli pani też, co mi kupić”. Zgodziła się, poszła. Dzwoni córka: „Panie doktorze, mama nie pali!”. Rozmawiała R.A.-D.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×