Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość miki33

CZERWIENIĘ SIĘ ... choć stara już jestem

Polecane posty

Gość anonim19
wiem że mnie nie lubicie ale wróciłem byłem tym razem w holandii, nie zwalczyłem tego problemu ale wali mnie to bo trzba jakos na zycie zrabiać. na studia boje się iść ale za granicę jakoś nie boję się jechać nie wiem o co to chodzi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karolcien19
anonim 19 chyba cie rozumiem, bo mam/ mialam podobny problem tzn szkola- okropnie mnie stresowala, burak prawie nom stop, studia chcialabym pojsc ale nom wlasnie b.... ale mam raz w tygodniu zajecia i nie jest za dobrze w wiekszej grupie ludzi nie czuje sie pewnie( nie za bardzo lubie sie wypowiadac, chociaz nie zawsze, to zalezy od sytuacji, czy mam cos do powiedzenia czy nie), najlepiej jest gdy rozmawiam z jedna moze z dwoma osobami, a wlasnie w nowe miejsce nie boje sie pojechac czy pojsc, moze dlatego,ze mnie nikt nie zna itp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czerwiennaD
nom studia to stresująca sprawa, non stop chcą żebyś sie wypowiadała, referaciki i inne pierdoły, koszmar... macie jakiś sposób żeby podczas wygłaszania ich nie walić buraka?! tragedia, niedługo mnie to czeka...:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zburaczona
No coz,ja juz drugie studia ciagne i wiem co czujecie.Moje sposoy to - ubieram sie lzej niz powinnam,bo jak jestem w grubym swetrze to szybciej burak przychodzi,a jak mi troche chlodno to mozna to troche zlagodzic -podklad jakis tez zamaskuje -zawsze wlosy rozpuszczam,wiec czuej sie taka jakas zakryta i w razie czego pochyle sie nad kartka,a wlosy troche przyslonia -a jak mam referat w postaci slajdow,to proponuje przygaszenie swiatla,ze niby lepeij widoczne sa ;-) a jak sie studenci burza,ze nie widza jak pisza,ze za ciemno,to mowie,ze im to przegram Nie wiem,czy Wam to pomoze,ja tak sobie jakos radze,bo innych sposobow nie mam,a jakos trzeba na studiach przetrwac. powodzenia z tymi referatami Wam zycze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chłopak_17
hmmm ktoś napisał że pomogła mu dieta kwaśniewskiego. tylko że pozmieniał troche zasady tejże dirty. to ciekawe. kolego czy koleżanko! daj mi te zasady!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karolcien19
nawiazujac do poprzedniej wypowiedzi, jesli ktos pozmienial zasady to juz wtedy nie jest dieta kwasniewkiego ale malo istotne, bo cale zycie nie bedziemy sie stosowac do jakies diety, z mojego doswiadczenia: w kwietniu tego roku zrobilam sobie 7-dniowa glodowke! absolunie nic nie jadlam, tylko woda i jakies herbatki, moze to glupio brzmi ale nie milam burka, moja skora byla cudna, oczyszczona, uwolnina... itd ale to nie mozliwe zeby cale zycie nic jesc! nie tedy droga!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam!!! mam ten sam problem..eh chyba mam go od zawsze...robie sie czerowna jak mi zimno cieplo z wysilku gdy zobacze znajomego wypije lampke wina dostałam pracę sadzie super ale ja najchętniej bym z niej zrezygnowała...bo tam przychodzą sami faceci ja sie ucze dopiero obsługi programu komputerowego i wiecie jakie sa poczatki oni patrza marudza itp ja oczywiscie burak;/ sama nie wiem co mam stosować na to naprawde.. zielony korektor z podkladem dzialal juz nie kremy nie wiem sama i co ja mam zrobic w tych czasach nie miec pracy?? a z drugiej strony jak tam siedze to mam ochote zapasc sie pod ziemię strasznie mi zle na dodatek dzis bylam u znajomych z mimi facetem i niby w zartach znajomy powiedzial"ale ktoś kolorków nabrał" a moj facet ona nie jest czerwona lecz puporowa!! eh oczywiscie zarzucilam focha .. wiem ze on tylko tak i mu to nie przeszkadza ale to moj najsłapszy punkt jestem załamana pomocy!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość W KOLORZE FERRARI
Witam. Sporo mi zajelo przeczytanie Was od poczatku, ale dla mnie to lektura obowiazkowa. Skoro jestem wsrod swoich nie moge sie nie podzielic moja kolorowa historia. Pierwszy raz zrobilo mi sie glupio i poczulem zazenowanie na lekcji muzyki, chyba w szostej klasie podstawowki. Mialem moze z 12 lat. Kazdy musial cos zaspiewac i kiedy przyszla na mnie kolej, wstalem...i poczulem, ze twarz nie do konca jest pod moja kontrola. Wczesniej jako dziecko spiewalem duzo (nie w chorze;) Zdobywalem nawet jakies bzdetne nagdrody na koloniach i zwyczajnie lubilem drzec gebe na caly regulator...ale nie tamtego pamietnego dnia. Wstalem, wzialem ustny zamach i poczulem jak ogarnia mnie fala ciepla, a wargi zaczynaja drzec w nieskoordynowany sposob. Wzrok wszystkich skierowany na mnie. Dlaczego nagle zaczelo mi to przeszkadzac? Dlaczego czulem sie taki spiety przed ludzmi, ktorych doskonale znalem i przed ktorymi darlem morde juz niejeden raz? Wydobylem z siebie w koncu jakies dzwieki, ale skonczylem wczesniej, niz zaczalem. Usiadlem i probowalem rozkminic moim dwunastoletnim rozumkiem co jest nie tak i co sie wlasciwie przed chwila ze mna stalo. Przeciez ten chlopiec tak slicznie spiewal i w dodatku lubil to. I nie chodzilo o mutacje, bo ta przebiegla plynnie, gladko i bez efektu "na dwa glosy". Wtedy pierwszy raz poczulem ten specyficzny, paniczny strach, od ktorego czlowiek czuje sie jakby w glowie mial procesor nie wyrabiajacy w stresie z nadmiarem informacji i nastepuje totalna zwiecha, paraliz umyslowy. Od tego momentu balem sie lekcji muzyki jak ognia. Balem sie lekcji muzyki, polskiego, historii...balem sie tych momentow, w ktorych skupiano na mnie uwage, bo balem sie, ze znowu zaczne robic z siebie idiote, zaczne sie czerwienic i miec te cholerne tiki (dobrze, ze jeszcze nie robilem w majtki). Najdziwniejsze bylo to, ze oprocz "tych momentow" bylem bardzo smialym, energicznym, wygadanym, towarzyskim, glosnym i radosnym dzieckiem/nastolatkiem. Pozornie normalny chlopak, bystry i zdolny, troche niepokorny i tylko czasem dziwnie dziwaczny. Wciaz jednak nic nie wskazywalo na to, ze nie zostane lekarzem, inzynierem czy astronauta. Podstawowke skonczylem w umiarkowanych bolach, ale z dobrymi ocenami, chociaz bez czerwonego paska, bo zachowanie "tylko" poprawne. Zreszta akurat czerwonego mialem juz serdecznie dosyc ;) Wakacyjne milosci rodzily sie w wielkich bolach. Pierwsze zblizenia byly gorace i klopotliwe bardziej, niz sie spodziewalem, ale probowalem dalej. Pieprzone apele i zwykle zgloszenie obecnosci "jestem" zaczynaly mi chodzic po glowie juz przed zasnieciem. Podobnie stanie w kolejce do stolowki i sam posilek przy wspolnym stole. Na szczescie mozna sie bylo zajac jedzeniem, wiec bylo tylko zle i zwyczajnie unikowo. Obsesje na pukncie wyobrazania sobie kolejnych sytuacji, w ktorych na pewno zrobi mi sie glupio przybieraly na sile. Powoli, ale jednostajnie rozkrecaly sie z miesiaca na miesiac i z roku na rok. W technikum pierwsze lata byly naprawde stosunkowo dobre. O dziwo nowe otoczenie i fakt, ze nikt mnie nie zna od bordowej strony sprawil, ze kolory lapalem wyjatkowo sporadycznie. Nie bylo mojej ulubionej muzyki, nauczyciele trzymali nas dosyc dlugo w okresie probnym i okazalo sie, ze moja podstawowka dala mi solidne podstawy, bo bylem jednym z lepszych uczniow, a wsrod kolegow bylem bardzo popularnym spoko-kolesiem z jajami i mozgiem na swoim miejscu. W mojej klasie nie bylo dziewczyn, wiec problem krepujacych relacji damsko-meskich odpadal. Z dziewczynami moglem nawet swobodnie pogadac na przerwach, ale swobodnie bylo tylko na zewnatrz, na swiezym powietrzu. Baaa, doszlo nawet do tego, ze mialem dziewczyne przez cale pol roku, ale nie dawalem juz rady, wiec skonczylo sie zrywem. W szkole, w pomieszczeniu, zwlaszcza kiedy mielismy na popoludnie zapalano ostre swiatlo, ktore dzialalo na mnie jak plachta na byka. Od razu sie spinalem i dusilem ta czerwien nawet siedzac z dobrym kumplem w ostatniej lawce. Kiedys zlamalem mu linijke, to zlapalem takie bordo, jakbym mu conajmniej matke zabil. Sytuacje sie mnozyly i bylo ich coraz wiecej. Bylo coraz gorzej. Czulem to calym soba. Nie nawidzilem sie czerwienic, dalej tego nie cierpie. Jazda autobusem stawala sie coraz wieksza "przygoda". Czasem szedlem na piechote. Oczywiscie doszlo do tego, ze nawet przygotowany do lekcji i wywolany do odpowiedzi wolalem wybrac opcje pokornego przyjecia paly. Zaczalem wagarowac, a kiedy brak promocji do nastepnej klasy zaczal wisiec nad moja glowa siegnalem po piwo. Musialem w koncu jakos opanowac "nerwy" i od czasu do czasu wydac z siebie jakies konstruktywne info na mierna bez odkrywania swoich chlopczykowych slabosci. Z piatkowo-czworkowego ucznia zmienilem sie w zdolnego, ale okrutnie leniwego lesera, jak skwitowala glupia pinda szkolna psychiatryczka. Swoja droga nigdy nie zdradzilem swojej wstydliwej tajemnicy wstydu przed wstydem, wiec godzilem sie na opinie smierdzacego lenia. Mozna powiedziec, ze z pieknego labedzia przemienilem sie w brzydkie kaczatko ;) Na egzamin komisyjny poszedlem pisemny, ale na ustnym juz sie nie pojawilem. Troje nauczycieli i ja sam? O nie...mam klasyczny przypadek erytrofobii plus te pieprzone tiki (ktore sa jeszcze gorsze od samej erytrofobii, bo uruchamiaja sie lacznie...czasem sie tylko zawsze czerwienie) plus pot, drzenie calego ciala i glosu. Bylem jeszcze bez snu, wygladalem i zachowywalem sie jakbym uciekl ze szpitala psychiatrycznego. Pomysleliby, ze jestem kompletnie oblakany, stchorzylem pomimo przyjecia dwoch piw, zaluje, nie zdalem, zakonczylem edukacje i kariere ucznia. Z pelnym wyksztalceniem podstawowym, na utrzymaniu matki, z rewelacyjnym zdrowiem psychicznym i praca, na ktora nie moglem sobie pozwolic zaczalem skutecznie wycofywac sie z zycia spolecznego. Wychodzilem z domu juz wylacznie po alkoholu, wypijalem cztery piwa i bylem na tyle otumaniony, ze moglem wyjsc do ludzi i szukac pomocy u specjalistow. Szukalem jej u psychologow, bioenergoterapeutow, konwencjonalnie i niekonwencjonalnie, u psychiatrow, w placowkach panstwowych i prywatnych. Wcinalem tabletki roznych rozmiarow, kolorow i ksztaltow, chodzilem na kurs kontroli umyslu, bywalem u hipnoterapeutow, ale pomimo lekkiego upojenia alkoholem i tak mialem za duza swiadomosc aby wejscie w hipnoze. Nic nie dzialalo i nic nie pomoglo, wiec dalem sobie spokoj, a trwalo to ladnych kilka lat. Nie spotykalem sie z ludzmi przez dwa lata. Z domu przestalem wychodzic prawie w ogole. Zaczalem miec mysli samobojcze, plakalem, wybralem blok, z ktorego skocze...i stchorzylem, nie zaluje, nie zakonczylem zycia. Ktos przez uprzejmosc moglby powiedziec, ze odwaga jest zyc, ale zeby sie zabic tez nie mozna byc tchorzem i potrzebne sa szczere checi, sporo samozaparcia, brak nadziei i wsparcia. Na szczescie nie spelniam wszystkich kryteriow. Iskra nadziei wciaz sie we mnie tli, mam wole zycia, mam moje marzenia o normalnym zyciu, mam wsparcie w najblizszej rodzinie, mam wsparcie w takich ludziach jak Wy, z podobnymi problemami. W koncu najlepiej jest cierpiec w towarzystwie. Nie chce sie poddawac, chce wierzyc, ze bedzie lepiej, nie idealnie, ale lepiej, a przynajmniej nie gorzej. Chcialbym kiedys zalozyc rodzine, zwiazac sie z kobieta, miec dziecko, zwyczajne zycie, spokoj na twarzy i w duszy. Az dziwne, ze niektorzy traktuja to jako cos normalnego, naturalnego. Dla mnie to troche niepojete, moze nawet abstrakcyjne, ze dla innych jest to zwykle i oczywiste, a dla mnie takie nieosiagalne. Czuje sie czasem bardzo zle, czuje sie czasem bardzo zly...na los, na siebie, na innych, czuje sie czasem jak wybrakowany towar, jak jakis zart i nieudany experymant. Staram sie znalezc w tym wszystkim sens i mysle, po prostu mysle, a mam sporo czasu na myslenie. Kochani, przez te nasze dramaty, przez to co przechodzimy, przez ta nasza glupia, smieszna, dziecinna przypadlosc mamy powod zeby sie zastanawiac, szukac przyczyn tej durnowatej, zalosnej i smutnej dolegliwosci i stawac sie coraz madrzejszymi, bogatszymi o wiedze, ale i o kolejne upokorzenia rowniez, ktore albo wyrobia w nas taka wole walki, ze zawsze bedziemy sie podnosic, albo strzal z lasera w glowe...parafrazujac jedna z kolezanek (te wasze lasery mnie przerazaja, ale czego sie nie robi, zeby unicestwic buraka;) W kazdym razie wiem jedno - nie warto konczyc zycia z wlasnej nieprzymuszonej. Wiem, ze nie wszyscy tu maja sklonnosci samobojcze, ale jesli je masz, to...poczekaj, poczekaj jeszcze troche, moze ci troche przejdzie, ochlon, uczep sie jakiejs dobrej mysli. Czy uszczesliwi kogos twoja smierc? Ciebie? Innych? Czy unieszczesliwi kogos twoja smierc? Siostre? Matke? Znajdz powod, chocby taki lub jeszcze drobniejszy. Warto zyc dla glupiej kawy z papierosem, dobrego filmu, kanapki z pomidorem, wybuchu smiechu, sexu solo, nawet jesli to wszystko dzieje sie w czterech scianach w absolutnej samotnosci. Wyciskam z zycia, z tego co mam tyle ile sie uda, a ze mam niewiele, to wyciskam naprawde mocno i nie popuszcze, chocbym mial sie spalic ze wstydu, nawet przed samym soba, co zreszta zadarza mi sie nierzadko. Nie bede czarowal...od pieciu lat nie korzystam z zadnej pomocy specjalistycznej, bo juz nie mam sily, ani ochoty, ani mnie nie stac i zwyczajnie juz mi sie nie chce klepac tej samej gadki, tlumaczyc, wyjasniac i naswietlac sytuacje. Ale kto wie czy madre glowy czegos nie wymysla, warto probowac, ja na razie odpoczywam, wypadlem z obiegu zycia w spoleczenstwie. Rehabilituje sie po swojemu, ograniczam stres do minimum, czekam, zbieram sily. Kontakt z ludzmi mam sporadyczny, wiec nie narazam sie na upokorzenia i kompromitacje. Mam juz prawie 31 lat, dalej wegetuje, ale juz bardziej konstruktywnie. Mam internetowa prace na cwierc etatu, pozwalam sobie wyjsc po czterech piwach raz czy dwa w miesiacu. Czasem sie nawet spotkam ze znajomymi, z ktorymi wcale nie jest latwiej, niz z kompletnie obcymi ludzmi. Dla mnie to male sukcesy, a juz na pewno powod do radosci i drobnej satysfakcji. A ze ze wspomagaczem...trudno, bez tego nie wychodzilbym wcale. Moze kiedys, w calkiem nowym otoczeniu znowu zaczne wychodzic, ale tu jestem juz "spalony". Ludzie pamietaja mnie jako normalnego chlopaka i chce, zeby tak pozostalo za wszelka cene, nawet za cene sporadycznego picia do wyjscia. Kiedy wychodze i czasem spotkam znajomych - zachowuje sie jak przecietny, zwykly obywatel. Nie ludze sie, ze nie czuc ode mnie alkoholu, chociaz cala strategie wyjsc mam doskonale opracowana. Wole to, niz upokorzenie przed innymi i soba samym. Mam to szczescie, ze nie ciagnie mnie do alkoholu, ciesze sie, ze nie pije w domu bez zamiaru wyjscia. Nie chce pic czesto, wiec wychodze rzadko. Przykro mi to mowic, ale niczego lepszego dla siebie nie znalazlem - taki wyrobilem sobie system. Oczywiscie nie polecam mojego sposobu, bo to sposob na przetrwanie, stjuningowany do oporu, aby zycie stalo sie bardziej znosne, a czasem nawet i przyjemne. Masz okazje sie leczyc? Dzialaj, moze uda ci sie ograniczyc straty w psychice i niemilosiernie umykajacym czasie. Moze uda ci sie zostac po stronie "zywych" i nie przejsc na bierna strone mocy. Macie juz pojecie jakie to u mnie osiagnelo rozmiary, jak bardzo rozszerzyl sie krag sytuacji, w ktorych czuje sie potencjalnie zagrozony. Jestem jak czlowiek widmo, sasiedzi mysla, ze ja tu w ogole nie mieszkam, odizolowalem sie prawie totalnie. Cena wysoka...co dostaje w zamian? Umiarkowany, swiety spokoj bez efektow permanentnej kompromitacji. Wlasnie w samotnosci poznalem siebie najdokladniej, umocnilem sie w przekonaniu, ze jestem madrym czlowiekiem, pewnym siebie, swiadomym wlasnej wartosci, tyle ze chorym na wyjatkowo specyficzna, wredna i nie do konca poznana chorobe. Nie jestem niesmialy, tylko cierpie na dolegliwosc, ktora powoduje, ze sprawiam takie wrazenie. Sam najlepiej wiem, ze nie jestem bardziej nienormalny od innch, po prostu troche sie roznie. Nie wazne czy jestes dziewczyna czy chlopakiem, ze wsi czy z miasta, bogaty czy biedny, piekny czy brzydki. Choroba nie wybiera. Jesli ma cie dopasc, to dopadnie, a jak sobie z nia radzic? Prosze nie brac przykladu ze mnie, nie wiem jak z tego wyjsc. Zmiana otoczenia moze pomoc znacznie, ale nie ma gwarancji, ze nie zaczniesz odcinac sie bardziej. To kwestia indywidualna. Wiem, ze erytrofobia jest wysoce prawdopodobnie uleczalna chirurgicznie. Byl odcinek Chirurgow/Greys Anatomy, w ktorym dziewczynie usunieto objawy erytrofobii. Czy uleczono jej okaleczona psychike? Pewnie nie, bo to mechanizm bardzo destruktywny i gleboko zakorzeniony, ale w koncu nie lapala juz pomidora. Jezeli stac cie na trening publicznego upokarzania, jezeli masz w sobie tyle sil, zeby patrzec jak inni reaguja na twoje zaklopotaniem i jestes gotowy/wa obnazac swoje najwieksze slabosci i zrezygnowac z poczucia wlasnego bezpieczenstwa i spokoju na czas nieokreslony bez gwarancji ozdrowienia - probuj. Ja nie moge sie oprzec wrazeniu, ze mam za duzo do stracenia, wystawiajac sie na publiczne posmiewisko, ale moze ty jestes gotowy/wa do takich poswiecen? Mowie to serio, szczerze i bez cynizmu. Na pewno nie zaszkodzi sprobowac technik relaksacyjnych/medytacji czy technik dekoncentracji. Wlasnie doczytalem inne tematy i operacja, to juz nie mit, ale skoro ten zabieg ETS (zalozenia klipsa, redukujacego doplyw krwi-bodajze) kosztuje 12tys.(szkoda, ze nie lirow;), to jeszcze sie troche pomecze, chociaz watpie, zeby owa operacja zlikwidowala rowniez moje drzenie. Sorry, ze elaborat, ale pierwszy raz zwierzam sie publicznie i chcialem nakreslic pelny obraz mojej sytuacji, ludzac sie troche, ze w sieci jestem wciaz anonimowy. Mam do Was wielki szacunek i podziwiam, ze wiekszosc mimo wszystko potrafi zyc wsrod ludzi i probuje normalnie funkcjonowac, ze dajecie sobie rade kazdy na swoj sposob, najlepiej jak umiecie. Widze tu kilka watkow w podobnym temacie, wiec powiele sie i wkleje hurtem. Wesolych Swiat Kochani, a przede wszystkim spokojnych i wolnych od obaw wszelakich i wiecie co...chociaz nie cierpie burakow, to na barszcz czerwony ochote mam wielka :) Niech wyrazem empatii i sympatii do Was bedzie stwierdzenie, ze wstydzilbym sie was zobaczyc, chociaz przy piwie mielibysmy pewnie sporo smiechu. Ciesze sie, ze nie jestem jedynym kosmita z czerwonej planety. Trzymajcie sie. Zycze wylacznie zdrowia...no i moze portfela ciezkiego jak cegla na pokrycie kosztow ETS. Nadzieja umiera ostatnia. Paaaaa ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość W KOLORZE FERRARI
...i drobnej satysfakcji. A ze ze wspomagaczem...trudno, bez tego nie wychodzilbym wcale. Moze kiedys, w calkiem nowym otoczeniu znowu zaczne wychodzic, ale tu jestem juz "spalony". Ludzie pamietaja mnie jako normalnego chlopaka i chce, zeby tak pozostalo za wszelka cene, nawet za cene sporadycznego picia do wyjscia. Kiedy wychodze i czasem spotkam znajomych - zachowuje sie jak przecietny, zwykly obywatel. Nie ludze sie, ze nie czuc ode mnie alkoholu, chociaz cala strategie wyjsc mam doskonale opracowana. Wole to, niz upokorzenie przed innymi i soba samym. Mam to szczescie, ze nie ciagnie mnie do alkoholu, ciesze sie, ze nie pije w domu bez zamiaru wyjscia. Nie chce pic czesto, wiec wychodze rzadko. Przykro mi to mowic, ale niczego lepszego dla siebie nie znalazlem - taki wyrobilem sobie system. Oczywiscie nie polecam mojego sposobu, bo to sposob na przetrwanie, stjuningowany do oporu, aby zycie stalo sie bardziej znosne, a czasem nawet i przyjemne. Masz okazje sie leczyc? Dzialaj, moze uda ci sie ograniczyc straty w psychice i niemilosiernie umykajacym czasie. Moze uda ci sie zostac po stronie "zywych" i nie przejsc na bierna strone mocy. Macie juz pojecie jakie to u mnie osiagnelo rozmiary, jak bardzo rozszerzyl sie krag sytuacji, w ktorych czuje sie potencjalnie zagrozony. Jestem jak czlowiek widmo, sasiedzi mysla, ze ja tu w ogole nie mieszkam, odizolowalem sie prawie totalnie. Cena wysoka...co dostaje w zamian? Umiarkowany, swiety spokoj bez efektow permanentnej kompromitacji. Wlasnie w samotnosci poznalem siebie najdokladniej, umocnilem sie w przekonaniu, ze jestem madrym czlowiekiem, pewnym siebie, swiadomym wlasnej wartosci, tyle ze chorym na wyjatkowo specyficzna, wredna i nie do konca poznana chorobe. Nie jestem niesmialy, tylko cierpie na dolegliwosc, ktora powoduje, ze sprawiam takie wrazenie. Sam najlepiej wiem, ze nie jestem bardziej nienormalny od innch, po prostu troche sie roznie. Nie wazne czy jestes dziewczyna czy chlopakiem, ze wsi czy z miasta, bogaty czy biedny, piekny czy brzydki. Choroba nie wybiera. Jesli ma cie dopasc, to dopadnie, a jak sobie z nia radzic? Prosze nie brac przykladu ze mnie, nie wiem jak z tego wyjsc. Zmiana otoczenia moze pomoc znacznie, ale nie ma gwarancji, ze nie zaczniesz odcinac sie bardziej. To kwestia indywidualna. Wiem, ze erytrofobia jest wysoce prawdopodobnie uleczalna chirurgicznie. Byl odcinek Chirurgow/Greys Anatomy, w ktorym dziewczynie usunieto objawy erytrofobii. Czy uleczono jej okaleczona psychike? Pewnie nie, bo to mechanizm bardzo destruktywny i gleboko zakorzeniony, ale w koncu nie lapala juz pomidora. Jezeli stac cie na trening publicznego upokarzania, jezeli masz w sobie tyle sil, zeby patrzec jak inni reaguja na twoje zaklopotaniem i jestes gotowy/wa obnazac swoje najwieksze slabosci i zrezygnowac z poczucia wlasnego bezpieczenstwa i spokoju na czas nieokreslony bez gwarancji ozdrowienia - probuj. Ja nie moge sie oprzec wrazeniu, ze mam za duzo do stracenia, wystawiajac sie na publiczne posmiewisko, ale moze ty jestes gotowy/wa do takich poswiecen? Mowie to serio, szczerze i bez cynizmu. Na pewno nie zaszkodzi sprobowac technik relaksacyjnych/medytacji czy technik dekoncentracji. Wlasnie doczytalem inne tematy i operacja, to juz nie mit, ale skoro ten zabieg ETS (zalozenia klipsa, redukujacego doplyw krwi-bodajze) kosztuje 12tys.(szkoda, ze nie lirow;), to jeszcze sie troche pomecze, chociaz watpie, zeby owa operacja zlikwidowala rowniez moje drzenie. Sorry, ze elaborat, ale pierwszy raz zwierzam sie publicznie i chcialem nakreslic pelny obraz mojej sytuacji, ludzac sie troche, ze w sieci jestem wciaz anonimowy. Mam do Was wielki szacunek i podziwiam, ze wiekszosc mimo wszystko potrafi zyc wsrod ludzi i probuje normalnie funkcjonowac, ze dajecie sobie rade kazdy na swoj sposob, najlepiej jak umiecie. Widze tu kilka watkow w podobnym temacie, wiec powiele sie i wkleje hurtem. Wesolych Swiat Kochani, a przede wszystkim spokojnych i wolnych od obaw wszelakich i wiecie co...chociaz nie cierpie burakow, to na barszcz czerwony ochote mam wielka :) Niech wyrazem empatii i sympatii do Was bedzie stwierdzenie, ze wstydzilbym sie was zobaczyc, chociaz przy piwie mielibysmy pewnie sporo smiechu. Ciesze sie, ze nie jestem jedynym kosmita z czerwonej planety. Trzymajcie sie. Zycze wylacznie zdrowia...no i moze portfela ciezkiego jak cegla na pokrycie kosztow ETS. Nadzieja umiera ostatnia. Paaaaa ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czerwiennaD
jestem przerażona ostatnią wypowiedzią... pozdrawiam. :p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość megg243
A ja nie jestem przerażona, rewelacyjna jak dla mnie i szczera wypowiedź, warta przeczytania od początku do końca. I mysle ze zrozumiala tylko dla osób, które sa na tym forum z nam tylko znanych powodów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czerwiennaD
źle to ujęłam, ja też doceniam szczerość, tylko przeraziłam się, że ta choroba może doprowadzić do tego stopnia! człowiek jest w pełni świadomy tego co się z nim dzieje a nie może sobie pomóc. to jest straszne a trzeba z tym żyć.. ja staram sie walczyć, są lepsze dni, gorsze dni, ale włosy na twarz, róż na policzki i do przodu. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karolina238
zatkało mnie :O wielkie OOOOOOOOOOO na mej twarzy zagościłoOOO... szczerze i dogłębnie :) gratulacje, mnie na to nie stać, nawet przed samą sobą... przyznać się, że "TO" czerwone przekleństwo jest moją obsesją, przekleństwem... jeszcze nie teraz... i mimo, że stawiasz czoła codziennie, bez przerw, przed ludźmi, przed sobą-to najgorsze- trudno przyznać, że każda próba kończy się niepowodzeniem.. Nadzieja umiera ostatnia- może dlatego tak dużo jej we mnie :) póki czas, póki żyję, póki chcę, póki muszę :) pozdrawiam i życzę wesołych świąt i szczęśliwego Nowego 2009 roku, spełnienia marzeń..dążenia do ich spełnienia, duuużooo siły, bo mimo, że z problemami- życie jest piękne, ma swoje uroki, zagadki :) jest nieprzywidywalne i trudne do wsadzenia go w "ramki" , każdego indywidualne... i chyba ważne jest to jak my- siebie widzimy, nie to jak widza nas inni- choć to pomaga żyć w społeczeństwie...ale społeczeństwo z problemami też istnieje, chociażby my :) każdy z nas dźwignia na co dzień swój krzyżyk, który uwiera, doskwiera, pod jego ciężarem upadamy, z jego ciężarem się mierzymy...czasem przegrywamy, ale czasem to my wychodzimy z tych starć zwycięzko mnie to krzepi i pomaga osiągnąć równowagę... merry...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nika18
to znowu ja...długo mnie tu nie było.... ostatnie wypowiedzi były naprawde ujmujące i mimo iz ciesze sie ze nie jestem sama to jednak chciałabym zyczyc Wam w ten wigilijny wieczór byscie nie zwarcali na to takiej uwagi:) pewnie myslicie sobie "to nie takie proste",ale ja jak nikt inny wiem o tym doskonale... zwłaszcza ze jest zima czyli okres kiedy buraczek pojawia sie u mnie najczęsciej..oczywiscie przy dzisiejszej kolacji tez sie bez nuiego nie obyło a co gorsze zagoscił na dłuzszy czas... ale co ja bede smuciła w ten niby radosny dzien...NAjlepszego:*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niiieee dobry gwiazdor
Cześć, własnie dostałam od gwiazdora krem Ruboril napiszcie mi proszę z jakim skutkiem go stosowaliście a tak swoją drogą szkoda że gwiazdor mi nic milszego nie przyniósł .Pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pierogi
witam wszystkich zgromadzonych..chyba zle trafiłam bo temat jest o starszych osobach...ale juz nie moge dac sobie z tym rady. Mam 14 lat, w sumie to juz 15 i ten sam problem. ciągle sie czerwienie! w szkole przy byle okazji, np. nauczyciel zwraca mi uwage, ide do tablicy, gadam z kims, poprostu zawsze! najgorsze jest to ze moje kolezanki i koledzy wtedy mówią: ''Ale czerwona!'' albo "Ale spaliła buraka". To okropne, juz sobie nie moge dac z tym rady...nie wiem..moze mi to przejdzie bo jestem w okresie dojrzewania ale czemu akurat ja tak mam?! u mnie to strasznie widac bo jestem blondynką. Czasem mysle ze to moze dlatego ze jestem tak wrazliwa i na wszystko reaguje tak emocjonalnie..:( rany..co zrobic? nie radze juz sobie z tym.. pomocy, ja tego nie chce!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elwira z pamira
mam w domu aspiryne z usa, na opakowaniu jest napisane: ASPIRIN 80mg. czy ta aspiryna mi pomoze na rumience??. chodzi mi o ten watek gdzie ktos pisal ze aspiryna pomaga.plizzzzzzzzzzzzzzz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ftftftftft
witam wszystkich! mam ten sam problem co wy wiec nie bede go opisywac, chodzilam ostatnio po aptekach pytalam o jakies kremy do cery naczynkowej bylo tego troche niewiem jaki wybrac:( moze ktos uzywa takiego kremu i moze mi cos doradzic? bylabym wdzieczna bo niedlugo mam studniowke:( moglam wczesniej o tym pomyslec niesadze zeby w tak krotkim czasie cos mi pomoglo;( prosze o jakies rady zeby moj burak byl mniej widoczny w ten wazny dzien bo bardzo sie boje;( pozatym mysle ze to nie jest tylko problem z cera, to chyba jest gdzies w mojej psychice, nie mamkompleksow typu jestem brzydka itp ale mam niska samoocene to chyba przez moja mame caly czas mnie doluje:( jak bede mala w przyszlosci dzieci to bede sie za wszelka cene starac zeby czuly sie dowartosciowane

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość megg243
Krem w krótkim czasie raczej nie pomoże, bo on głównie nie tyle leczy co zapobiega, myślę że doraźnie to najlepszy będzie dobry podkład i puder, ja uzywam revlonu i u mni sprawdza się super, bo nie robi się taka paskudna maska, pozdr i życzę udanej zabawy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja.a.a.a
ja używam na całą twarz podkład matt muss maybeline odcien sun beige, a na policzki wklepuję malutkimi kropelkami podkład vichy nr 15 i jest super :-) nie ma maski a jednak problem zamaskowany :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja.a.a.a
ah zapomniałam dodać podkład vichy dermabled. i jeszcze jedno kupiłam sobie magnez w tabletkach "mbe" i biorę od 2 tygodni 2xdziennie po 2 tabletki i zauważyłam że mój stres się zmniejszył i rzadziej się czerwienię. ale ten podkład gorąco polecam-drogi ale warto spróbować np. próbkę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja.a.a.a
przepraszam magnez 2xdziennie po jednej tabletce :-p czyli 2 na dobę. sorki za pomyłkę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ftftftftft
dzieki!:) pozdrawiam wszystkich goraco:*:*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja.a.a.a.a
--------->do ftftftftft mówisz że masz niską samoocenę? wiem jak to jest mam 23 lata i myślałam że wyrosnę z tego.miałam trudne dzieciństwo ciągłe kłótnie rozstania i powroty rodziców-do tego jestem jedynaczką więc byłam sama. nie chwaląc się jestem wysoką zgrabną blondynką, studiuję prawo, na ulicy każdy facet mnie mierzy więc skąd ten cholerny problem!!!! byłam z tym u psychologa ale po kilku wizytach zrezygnowałam bo mnie nie stać co tydzień wydawać 60zł za wizytę. podobno hipnoza pomaga i po to poszłam do psychologa ale ona na początku chciała tylko rozmawiać a dopiero w dalszej części terapii miała być ta hipnoza. no ale nic. nadal sama sobie jakoś radzę :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość megg243
a jak to jest z Wami?? bo tak sie zastanawiam czy czerwieniecie sie tylko od czasu do czasu, czy caly czas macie rumieniec?? bo ja mam caly czas tylko taki mniejszy, a jak sie cos "wydarzy" to wtedy sie robi dopiero burak ;) jak sie patrzy, w kazdym razie nigdy nie jest tak zebym byla blada. Kurcze az czasem ciekawa jestem jak to jest :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ftftftftft
do ja.a.a.a.a u mnie jest podobnie tez jestem jedynaczka w dodatku ojciec zostawil mame jeszcze przed moim urodzeniem wiec jestem tylko z nia, ale to mnie nie dobija tak jak jej podejscie zamiast mnie wspierac to codziennie slysze: nie zdasz nie poradzisz sobie itd, chociaz dobrze sie ucze i wogole.do psychologa sie nie wybieram przynajmniej narazie staram sie z tym walczyc i chyba niejest jeszcze najgorzej.. do megg243 ze mna jest inaczej jak jest ok nie jestem zestresowana to mam ladny odcien cery bladziutki taki:) a wystarczy ze cos glupiego pomysle czyms sie zdenerwuje zagada do mnie ktos przy kim sie krepuje albo ogolnie cokolwiek niespodziewanego to w moment cala twarz czerwona, od podbrodka po same czolo:/ bleee az mi niedobrze jak sobie to wyobrazam.. i dodatkowo mam jeszcze czerwone plamy na dekolcie.. a jak jest zimno to mam nos i policzki czerwone.. to chyba wszystko:):*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nowyyyyyyyyy
witam duzo jest tu wypowiedzi i powiem ze nieczytalem wszystkich, ale problem tez mnei dotyczy, mam 26lat jestem facetem a czerwienie sie jak malolat:( przy glupich sytuacjach, rozmowach co by sie wydawalo ze nic nie znacza a sie czerwienie, a jak jakas kobeita podejdzie to jestem czerwony jak cegla, unikam towarzyskich spotkan bo caly czas sa powody dla mnie do czerwienia, wystarczy jak ktos sie o cos zapyta i juz wszyscy sie spojrza to juz jestem czerwony, w pracy jak ktos cos ukradnie i szef sie pyta wszystkich czy ktos cos wie, to ja sie robie czerowny jak cegla chociaz nic nei wiem, wiem ze to glupie ale tak jest powodow do czerwieniea sie mam 10000000000 ale nei ebde pisal o wsyztskich, uzuwalem kiedys diroseal pamietam pomogl, przestalem uzywac wszystko wrocilo:(, teraz znow uzywam minely 3miesiace uzywania i prawie nic nie pomogl:(, znacie inne srodki na naczynka? pomozcie jak cos macie jakis krem pzodrawiam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość na marginesie pchla
ja mam dokladnie tak samo. jak czytam to wszystko to tak jakbym o sobie czytala!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość na marginesie pchla
i tak sobie mysle ze to sprawa czysto psychologiczna, zadne kremy i wynalazki!!!!!!! trzeba zmienic myslenie, podejscie do zycia do samego siebie, tylko jak???????????????????????????????????????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czerwienna
ja tez myśle że to kwestia psychiki. trzeba uwierzyć w siebie, w to że się nie ejst gorszym od innych, zaprzeć sie i może zdarzy się cud... ://

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×