Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość CAŁA WE ŁZACH

JUTRO BEDĘ MUSIAŁA UŚPIC MOJA UKOCHANĄ SUNIE...

Polecane posty

Teraz nie mam psa, moja mama ma szalonego kota. Ja natomiast jakoś nie mogę się przemóc. Może kiedyś. Ale to prawda taką rozpacz po zwierzaczku może zrozumieć jedynie ktoś kto też kocha zwierzęta i sam to przeszedł.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
co do kliniki Ar w Lublinie, to mam mieszkne uczucia. Po pierwsze, bez mojej wiedzy, testowali mi na psie jakiś nowy lek, od którego dostał uczulenia i tak spuchł, że mało się nie zadusił (w środku nocy jechaliśmy z nim na Męczenników Majdanka, bo tam był dyżur). Po drugie - mam/miałam tam kilku znajomych, np. na położnictwie i wiem, że oszczędzają, jak się da, np. na środkach usypiających, co np. objawia się, uwaga! - kończeniem operacji (sterylizacji np.) na żywca, przy wrzasku zszywanego kota. Dlatego, m.in. tak kategorycznie zabraniają asysty właściciela przy zabiegach. Już nei wspomnę o aseptyce. Po tym wypadku z uczuleniem psa nigdy więcej nie poszłam na AR.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aneczka6854
Moja sunia jest młoda i zdrowa i naprawdę jest całym moim życiem i tu nie przesadzam, bo nie mam rodziny i mieszkam tylko z nią. Jak pomyślę,że ona też kiedyś będzie chora i stara to strasznie się boję. Nie chcę podejmować tych strasznych decyzji, wydawać wyroków. Kocham Cię piesku!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość majestic
drzewko laurowe- nikt mądry cie tu nie okrzyczy, to są bardzo trudne decyzje....:((...własciwie jedyna mozliwa jesli wiesz co psu dolego, i wiesz ze nie moze z tego wyjsc...Mojemu kotu nie wiadomo co dolegało, dlatego nie chcielismy go uspic, bo była nadzieja ze z tego wyjdzie... mnie sie wydaje ze usypiane zwierze nie cierpi, bo nie wierze aby lekarze weterynarii stosowali do usmiercania humanitarnego zwirzeąt co co naraza je na cierpienie...po prostu zasypia, moze to zatrzymuje akcje serca po prostu, powoduje spadek cisnienia....ale nie wierze ze to boli, Nie moge byc tego oczywiscie tego pewna bo zwierze mi tego nie powie...Przeciez ten rodzaj smierci w postaci zastzryku usypiającego wymyslił jakis profesor, a nie rzeznik..Dobór srodka na pewno nie jest przypadkowy..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kapadocjaaa
Ewo 33 - mam pytanie to gdzie indziej chodzisz ze swoim pupilem? A ja znowu nie raz np. na chorobach wewnętrznych spotkałam sie z opiniami właścicieli, że życie tam uratowali ich pieskom. Co do sterylizacji. Ja sterylizowałam tam kotke :O - no ale wszystko z nią ok. Ranka doskonale zagojona, żadnych powikłań. Nie wiem co o tym sądzić. Ja tam często jeżdżę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
majestic niestety myślę że cierpią, jeśli jest to zwykły zastrzyk, chyba domięśniowy o ile dobrze pamiętam, moja sunia kochana cierpiała tak strasznie,że nie można było jej dotknąć, ale przy usypianiu też strasznie, zaczeła tak płakać i wyć...I to były dwa zastrzyki. to trwało ponad 10 minut zanim odeszła, natomiast przy drugim piesku to trwało kilka sekund, ale on dostał zastrzyk dożylny i tylko jeden, więc jeśli kiedykolwiek przyjdzie wam się zmierzyć z tym koszmarem to proście o taki, ja wcześniej nie wiedziałam że jest jakis wybór i dlatego ona biedna tak cierpiała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość majestic
nawet nie wiedziałam ze są jkaies domięsniowe.... słyszałam tylko o dozylnych....beznadzieja..:((..chyba trafiłas na jakiegos ignoranta, lub sadyste... ale i tak jestem zdania ze te zastrzyki sa tak dobrane ze nie powinny bolec...tzn umieranie po nich powinni byc bezbolesne..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szczotka do kibla
Okropne to jest , nawet nie chcę myśleć , co będzie za jakieś 15 lat , jak mój Ukochany Piesek będzie stary i być może chory :( Strasznie współczuję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szczotka do kibla
Tzn. okropne , że pies ciepi i że go potem nie będzie - decyzja o uśpieniu jest prawdopodobnie najlepsza , bo jak pies cierpi , to tylko sie mu to cierpienie przedłuża

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ta lekarka która do mnie przyszła była naprawdę ok, chyba nie pomyslała że tak to może wyglądać, bo wyszła od nas chora, ale faktycznie jako weterynarz powinna znać się na rzeczy i wiedzieć co robi. Nie wiem dokładnie czy są to zastrzyki domięśniowe(domyślam się), ale są dwa rodzaje zastrzyków usypiających.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
teraz z perspektywy czasu wiem że ta decyzja była najlepsza, ale podjęcie jej jest strasznie trudne. Kiedys to było dla mnie niedopuszczalne uspić ukochanego zwierzaczka, ale kiedy człowiek widzi jak cierpi i nic nie może mu pomóc, poradzić, to jedyne wyjście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość majestic
szczotka..najlepszy ale tylko wtedy jesli wiesz ze pies i tak nie ma szans na przezycie., czyli np ma nowotwór..co bys zrobiła wiedząc ze pies jest chory, cierpi, i leczenie potrwa 2 miesiące ale w koncu wyzdrowieje, i pozyje jeszcze kilka lat bo w koncu to pies w srednim wieku????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
---> kapadocja juz nigdzie nie chodzę, bo sunia uśpiona 3 lata temu :( miałam i mam nadal sporo znajomych lekarzy wet. więc radziliśmy sobie w zasadzie we własnym zakresie, tylko czasem coś tam sie działo poważnego, to wtedy na Męczenników Majdanka (do znajomego)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kapadocjaaa
To współczuję Ewo :(. Ja niestety nie mam znajomych weterynarzy, a na Męcz.Majdanka to za daleko , drugi koniec miasta. Może ktoś poleci jakaś dobrą klinike w lublinie, gdzie warto chodzić i gdzie zajmą sie troskliwie zwierzakiem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szczotka do kibla
czy ty myslisz , że uśpiłabym swojego psa , kiedy wiedziałabym , że można go wy.eczyć ? Moj pies kiedyś , jako szczeniak , zjadł jakis syf , nie wiem , zdechłego kreta albo nie wiem co. Była wigilia , pies po prostu usychający w oczach , serduszko już ledwo biło. Weterynarz powiedział , że z niego to już nic nie bedzie , ale można popróbować go rozbudzić kawą. To zrobiliśmy diabelską kawę , siedzieliśmy z rodzicami i karmiliśmy go łyżeczka za łyżeczką tą kawą przez pół nocy. I przezył. Przecież nikt tak sobie o nie uspi psa , opanuj się !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przy jednym z wpisow lzy mi polecialy, jakie to przykre :(:(:( ja mam pieska juz 15 lat, jest ze mna od dziecinstwa, jak bym malutki zachorowal na jakis koci tyfus, bylo zle z nim juz, ale znalezlismy swietnego weterynarza, leczenie trwalo miesiac, praktycznie codziennie zastrzyki, lekarz dojezdzal do domu, ale udalo sie malego uratowac, troche mu sie serducho oslabilo po tych lekach ale wyszedl z tego. potem przeszedl 2 operacje bo..mial kamienie w cewce moczowej i cierpial strasznie, ale wyjeli je i do tej pory nie ma sladu po nich, odpukac. teraz w tym roku w lutym dostal udaru, mial porazona prawa strone ciala, ja juz tracilam nadzieje patrzac jak sie miota po domu bezwiednie, myslalam ze to koniec i lekarz powie ze nic nie da sie zrobic..na szczescie podlaczyli go do jakiejs kroplowki, lezal tak biedulek 2 godziny przez 3 dni, na nastepny tydzien juz chodzil, zataczal sie ale chodzil. potem zaczal sam jesc (najpierw go karmilismy papka przez strzykawke) potem sam pil juz, minelo pare miesiecy i juz biega sobie po dworzu :D wiadomo ze juz nie dojdzie do pelni sprawnosci, ale biorac pod uwage jego wiek to naprawde podziwiam go jako zwierzątko ze to wszystko przeszedl i chcial z tego wyjsc. nie wyobrazam sobie zycia bez niego a momentu i decyzji o uspieniu to juz w ogole :(((( ale bedzie dobrze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość majestic
moje pytanie nie było retoryczne, tylko liczyłam na jakąs sensowną odpowiedz a nie "opanuj sie "...nie wiem dlaczego poczułas sie zaatakowana...chciałam wiedziec czy wiedząc ze pies bardzo cierpi, ze go boli, nie przez jeden wigilijny wieczór, ale przez kilka tygodni...zdając sobie jednoczesnie sprawe ze on nie rozumie tego cierpienia....czy wtedy zdecydowałabys sie go uspic??? Ale tez wiedziałabys ze leczenie przyniesie skutek, tylko po dosc długim czasie....a wiadomo ze patrząc na wyjące z bólu zwierze serce sie kraje..czy wtedy w ten sposób przyniosłabys mu ulgę? pytam, bo ja nie wiem co bym zrobiła....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość CAŁA WE ŁZACH
Aż się zdziwiłam, że jest aż tyle odpowiedzi, stworzyłam topic i nie zaglądalam tu wiecej... Nie czytałam wszystkich opini, każdy ma swoje zdanie, swoją "moralność", ale przeważnie wtedy jest "cacy" gdy radzi komuś... Moja sunia miała 13 lat, niech nikt mi nie mówi, że moze warto poczekać, bo nie jestem z tych co podejmują takie decyzje, bo im się maskotka znudziła... Moja sunia, była dla mnie wszytskim, miałam 9 lat,gdy ją dostałam, a teraz już jestem dorosła i ona była ze mną, nie mialam rodzeństwa, więc ona była moją przyjaciółką, jeździła z nami wszędzie, spała ze mną w łózku... poprostu skarb. Zaczęło sie od kilku guzków na brzuchu... zdecydowaliśmy sie tego nie ruszać, gdyż Nasz wterynarz, dał wyrok, góra 3 miesiące, powiedział, ze nie daje gwarancji, że przeżyje operacje, i na ile to jej pozwoli żyć dalej... to było 3-4 lata temu (wterynarz się pomyslił), więc na tamte czasy, gdy była rozbrykanym szczerym złotem, nie chcielismy jej na nic narazać... Miała raka, przez ostatni miesiąc pogarszało sie z dnia na dzień, najpierw nie chciała wchodzić po schodach, potem juz nawet schodzić, więc ją nosiliśmy... nie wiem czy to te upały, ale miała bardzo szybki oddech, meczyła się... była coraz słabsza... coraz mniej poruszała sie po domu, częsciej leżała... wiadomym było, że koniec sie zbliża, guzy urosły, i już wterynarz nie mógł nic zrobić... (nie mam zaufania do wtwerynarzy!) Przez ostatni tydzień słabła w oczah, a my zaczelismy sie zastanawiać, czy nie lepiej jej pomóc... mojej babci kot umierał na raka i okropnie się męczył, chciałam jej tego zaoszczedzić... ale cały czas byla spokojna... nie było widać żadnego cierpienia... już nawet gdy wynosiło sie ją na dwór trzebabyło ja podtrzymaywać, gdyż sie przewracała... sąsiedzi patrzyli na nas z politowaniem, ale zarazem z pogardą, ze ja "męczymy" W domu juz wogóle nie wstawała, tylko leżała... W czwartek... zaczelismy poważniej rozmawiać, gdyż pod lewą przednia łapą, zaczął sie tworzyć guz, przez 1 dzień bardzo urósł, zadecydowaliśmy, ze poczekamy do rana, jeżeli bedzie gorzej... W piątek, moja sunia była taka słaba, ze już wogóle nie była w stanie postawiona,utrzymać sie na łapach... Całe południe chodzilismy i płakalismy, kto pójdzie z nią do weterynarza... tata pojechał do weterynarza, umówił sie na godz 19:00... moja sunie po południu, tak jakby zaczęła tracic świadomość, wiedzielismy, ze nie ma odwrotu, i albo pomozemy jej umrzeć, albo zaryzykujemy,ze bedzie sie meczyć... Jej oddech się zwolnił, oczy wpatrywały się w jeden punkt... Gdy o 18:40 z ciężkim sercem zaczelismy sie zbierać do wyjscia... moja sunia przestała oddychać... nie cierpiala... teraz jest wśród aniołków... Moja Ukochana Korcia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cala we wzach - mocno cie przytulam ; ona juz nie cierpi :( :( :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kasienkka
Mój pies ma 18 lat i 9 miesiecy-raka .Było nawet dobrze z nim-fakt smierdział niemiłosiernie bo ma raka takiego gruczołu nad odbytem.Jednak przez 2 doby lata z obłedem w oczch,piszczy,zwodzi i w ogóle masakra.Zastrzyki przeciwbólowe nie pomogły,noproxen co 3 h tez nie pomógł.Podjezlismy decyzje o uspieniu go dzis o 14.Ja tam go nie zabiore to bedzie za duzo dla mnie .Mam go od 7 roku zycia i juz nie pamietam jak to jest nie miec psa.Piszac to rycze jak bóbr:( Jednak ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ania tez pies
Pikus wspanialy wielorasowiec mial 20lat bez kilku miesiecy.Odszedl spokojnie w mojej obecnosci,jadl gotowane jedzenie,lubil truskawki , mizerie,kapuste kiszona,sledzie,ryby-oddzielal wspaniale osci,kto-rych nie jadl,nigdy mleka,zeby nie mial raka,wypijal chetnie mezowi prosto z kubka na lawie kawe inke wchodzac na wersalke,skad wie- dzial,ze to nie herbata?Zapalilam mu w majestacie smierci gromnice z szacunku dla wieku i dziekujac,ze tak dlugo towarzyszyl naszej ro- dzinie w pieknych i trudnych chwilach,strzykawka do ostatnich chwil podawalam mu wode z boku na jezyk,bo wyraznie sobie zyczyl,nigdy mu jej nie ograniczalam.Mowilam,ze idzie do Psiego Raju,na bezkres-ne laki i tam spotkamy sie znow,lezal na wersalce i patrzyl mi ufnie prosto w oczy,przytulalam sie do niego i calowalam,jak kiedys on do mnie,mowilam,ze dalej bardzo go kocham i nigdy o nim nie zapomnie- my,trzymalam mu dlon delikatnie na glowce,zeby nie cierpial.Jego Du-sza,widzialam ja dokladnie,oddzielila sie od jego ciala i odplynela w go-re do Boga i znikla pod sufitem,nigdy w zyciu tego momentu nie zapo-mne!Moj pies unaocznil mi,ze szacunek do kazdego zycia,zyjatka jest podstawa,zeby miec szacunek do samej siebie!Nie usypiajcie na-szych najwiekszych przyjaciol,bo nie usypia sie przeciez przyjaciol!Zostal zlozony pod krzewem lubczyku,gdzie lubil bywac,swieci mu lam-pka w kamieniu.Czuje go kolo moich nog,mysle,ze na spacerze widza go jeszcze kolo mnie psy,z ktorymi sie spotykal za swojego zycia,bo tak reaguja jakby sie z nim witaly,to niesamowite!Moze kiedys ja tez bylam psem,a teraz tylko zwyklym czlowiekiem,kto wie?Zycie jeszcze nie raz nas zaskoczy,lepiej wczesniej o tym pomyslec,prawda?Nasz Tupi byl jak nasze trzecie dziecko,wszystko rozumial,co sie do niego cicho mowilo.Lekarz stwierdzil,zeby nie jego serduszko,to by po zab-kach nie uwierzyl,ze on jest tak wiekowy,bo mial wszystkie i ani sla-du kamienia.A jesli nasze zycie to sen,to chociaz snijmy go bardziej odpowiedzialnie i moze bardziej uwaznie,zeby pozniej niczego sie nie wstydzic,gdy staniemy ...nadzy przed tym samym Bogiem!Na bez-wladne tylne nozki najlepszy jest systematyczny masaz,zwierze uwielbia go bez oporu,jakby czulo,ze najwlasciwsza jest rehabilita-cja,calkiem po ludzku,nawet obce mi psy poddawaly sie moim rekom. Dziekuje mu,ze wybral najlepszy wariant smierci dla siebie,bardzo sie tej chwili balam,ale bylam ja spokojna,zeby jego niepotrzebnie nie stresowac.Chyba kazdy ma,na co sobie zasluzyl.Zapakowalam go w jego najlepszy kocyk,podpisalam jego imieniem obroze,wargi pysz-czka posmarowalam miodem,na kocyku polozylam mu miedziany pie- niazek z biezacym rokiem,wlozylam jego ulubione zabawki i pileczke do rehabilitacji,a wczesniej zamknelam mu oczki i pyszczek,wyszczo-tkowalam jego lsniace czarne klaczki.Intuicja podpowiadala mi,co mam robic,chociaz po raz pierwszy towarzyszylam w ostatnich chwi-lach zycia i daje slowo,wolalabym,zeby nigdy nie umarl,chocbym mia-la wszystko przy nim robic,jak przy obloznie chorym czlowieku !Dziekuje za uwage do konca mojego wspomnienia o kochanym Piku! Wygladal bardzo naturalnie,jakby odmlodnial,jakby spal.Ania-tez chy-ba pies!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie zgadzam się
Cloe, nie można powiedzieć, że jeśli weterynarz jest pewny, że nie ma innego wyjścia, to trzeba uśpić zwierzątko!!! Ten lekarz, jak wielu z nich, może się mylić. W takiej sytuacji KOCHAJĄCY właściciel zrobi komplet badań, nie zważając na koszty i pójdzie zapytać o opinię jeszcze min. dwóch innych weterynarzy. Bo pomyłki lekarskie lub niekompetencja to częsty problem niestety. Znam to, bo jeden z weterynarzy kiedyś na skutek swojego błędu doprowadził do śmierci mojego ukochanego stworzenia. :-( Wtedy byłam dzieckiem i nie było wyboru co do lecznicy i weterynarza. Teraz z każdym swoim zwierzątkiem chodzę tak długo i szukam przyczyny choroby, aż ją znajdę i wyleczę. A mam bardzo chorowite całe życie zwierzątko i mimo słabego stanu zdrowia i ciągłych problemów, jestem z nim bardzo często u weterynarza przy okazji choćby najmniejszych objawów i skutek jest taki, że żyje już dużo dłużej niż wynosi przeciętna długość życia tych zwierząt, a przy tym ma mnóstwo energii nawet w najcięzszej chorobie i wilczy apetyt. Widać u niego chęć życia i radość. Nie wyobrażam sobie, żeby nie szukać wszystkich możliwych rozwiązań aż do znalezienia prawdziwej przyczyny choroby, a przez jego pół życia nikt nie mógł ustalić, co mu właściwie jest i leczono tylko objawy, ale udało się ustalić przyczynę dzięki chodzeniu po innych weterynarzach i codziennej, wnikliwej obserwacji zwierzątka oraz jego zachowania. Teraz ten problem prawie nie istnieje, bo znając przyczynę wiemy, czego pwoinien unikać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie zgadzam się
Cloe, nie można powiedzieć, że jeśli weterynarz jest pewny, że nie ma innego wyjścia, to trzeba uśpić zwierzątko!!! Ten lekarz, jak wielu z nich, może się mylić. W takiej sytuacji KOCHAJĄCY właściciel zrobi komplet badań, nie zważając na koszty i pójdzie zapytać o opinię jeszcze min. dwóch innych weterynarzy. Bo pomyłki lekarskie lub niekompetencja to częsty problem niestety. Znam to, bo jeden z weterynarzy kiedyś na skutek swojego błędu doprowadził do śmierci mojego ukochanego stworzenia. :-( Wtedy byłam dzieckiem i nie było wyboru co do lecznicy i weterynarza. Teraz z każdym swoim zwierzątkiem chodzę tak długo i szukam przyczyny choroby, aż ją znajdę i wyleczę. A mam bardzo chorowite całe życie zwierzątko i mimo słabego stanu zdrowia i ciągłych problemów, jestem z nim bardzo często u weterynarza przy okazji choćby najmniejszych objawów i skutek jest taki, że żyje już dużo dłużej niż wynosi przeciętna długość życia tych zwierząt, a przy tym ma mnóstwo energii nawet w najcięzszej chorobie i wilczy apetyt. Widać u niego chęć życia i radość. Nie wyobrażam sobie, żeby nie szukać wszystkich możliwych rozwiązań aż do znalezienia prawdziwej przyczyny choroby, a przez jego pół życia nikt nie mógł ustalić, co mu właściwie jest i leczono tylko objawy, ale udało się ustalić przyczynę dzięki chodzeniu po innych weterynarzach i codziennej, wnikliwej obserwacji zwierzątka oraz jego zachowania. Teraz ten problem prawie nie istnieje, bo znając przyczynę wiemy, czego pwoinien unikać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie zgadzam się
Cała we łzach - bardzo, ale to bardzo Ci współczuję. Odejście każdego zwierzątka bardzo boli...Życzę Ci, aby udało Ci się jakoś opanować ten straszny ból po stracie i żebyś do siebie wkrótce doszła. Pamiętaj, że ona zawsze będzie żyła - w Twoim sercu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie zgadzam się
A do wszystkich osób, które mają zwierzęta chore na raka: rak to nie zawsze wyrok śmierci. Często MOŻNA GO LECZYĆ, jak u ludzi - zależy od stadium. Sama kiedyś poddałam operacji mojego zwierzaka, który miał nowotwór szyi. Tak samo jak jestem zdziowiona, że uśpił tu ktoś psa chorehgo na nowotwór nadnercza - rak nadnercza jest operowalny! O ile guz nie jest umieszczony w miejscu, w którym jest zbyt duże ryzyko operacji czy nie ma przerzutów, czy nie ma się do czynienia z rakiem kości (choć wiem, że u niektórych ludzi udało się wyleczyć nawet i raka kości), to warto walczyć o zdrowie Waszego zwierzaka, a nie go usypiać! To istota żywa i też nie chce odchodzić, boi się śmierci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie zgadzam się
Zwykle operacja pomaga na kilka lat, warto zaryzykować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sami wczoraj musielismy uspić naszego pieska. Miał 14 lat. Gdy go wzięliśmy, był niewidomy, ale potrafił cieszyć się życiem. Teraz jest ciężko... "Tęczowy Most" jest pięknym, niezwykle wzruszającym (za każdym razem wywołującym łzy w oczach i sercu) utworem. Ktoś napisał bardzo ładne słowa. Sam je przekopiowałem, a potem przeczytałem, że podobnoie jak ja, zrobiła to inna osoba na tym forum. Trzeba wierzyć, że taki "Tęczowy most" istnieje, i że Oni tam na nas czekają. Oni- nasi najwierniejsi przyjaciele, nasi domownicy. Zawsze zadaWAŁEM SOBIE PYTANIE (i jakoś trudno znaleźć mądrego, który na nie by odpowiedział): czy istnieje jeden wspólny świat po śmierci, świat ludzi i zwierząt? "Tęczowy Most" odpowiedział mi na to pytanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×