Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Marin

Życie bez ślubu...

Polecane posty

mam 29 lat,jestes starsza? Wiesz nie wiek swiadczy o dojrzalosci wiec nie mow do mnie dziecko ok?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hahahaha :D przepraszam,juz mi to klikanie na wzrok sie rzuca

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
faktem jest ,ze ja zyje w kraju gdzie slub nie ma zadnego znaczenia,jesli mieszkamy pod jednym dache ponad rok i wspolnie sie rozlliczamy z podatkow to mamy wszelkie prawa takie same jak w malzenstwie oprocz adoptowania dzieci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
Właśnie staram się nie szufladkować ludzi. :) Dlatego użyłam słowa "większość", a nie "wszystkie", ale tej "większości" będę bronić, bo tego mnie nauczyło moje doświadczenie, życiowe obserwacje. Nie wątpię, że akurat na ten topic przyjdą kobiety, które naprawdę ślubu nie chcą, co jednak nie świadczy o niczym. Agais, poczucie psychicznego, emocjonalnego bezpieczeństwa nie jest śmieszne i nie jest bzdurą. Oczywiście, że wspólne życie zawsze może się skopać, że i tak może dojść do rozwodu. Ale chodzi o to, że na tę chwilę, w tym momencie mężczyzna czuje i wie, że to właśnie ty jesteś kobietą jego życia. Przysięga małżeńska jest niczym innym, jak potwierdzeniem tego. Ty sama może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale Ty to poczucie bezpieczeństwa już zdobyłaś, bo Twój mężczyzna Ci się oświadczył. To TY decydujesz, czy wyjdziesz za niego, czy nie. Taka jesteś pewna, że czułabyś się równie komfortowo, gdyby żadnej takiej deklaracji nigdy z jego strony nie było i gdybyś nie wiedziała, na czym stoisz? Myślę, że nie. :) Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
moze i masz racje -ale nie do konca.zylam z nim okolo piec lat przed oswiadczynami i naprawde tego nie chcialam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
piszesz,ze facet w tym momencie (gdy decyduje sie na slub) deklaruje ci tym samym,ze chce wlasnie z toba spedzic reszte zycia. a ja mysle,ze faceci najczesciej robia to pod naciskiem rodziny i spoleczenstwa,nawet jesli nie do konca sobie zdaja sprawe.oczywiscie WIEKSZOSC nie wszyscy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
"a ja mysle,ze faceci najczesciej robia to pod naciskiem rodziny i spoleczenstwa" Tego nie wiem, ale nie zaryzykowałabym takiego twierdzenia. Mężczyzna też człowiek. ;) Jak się prawdziwie i bardzo zakocha, to chce, by ta kobieta była jego i tylko jego na zawsze. :) Wtedy zazwyczaj jednak się oświadcza i nie wydaje mi się, by to był efekt presji społecznej. Może to naiwny romantyzm, ale wydaje mi się, że to po prostu efekt miłości. :) A także pochodna dojrzałości i psychicznej gotowości do odpowiedzialności i podjęcia zobowiązań wobec drugiego człowieka. Mój narzeczony nie był pod żadną presją. Po prostu bardzo się zakochał, jest pewny że to właśnie TO, więc właściwie niemal od początku w sposób jasny deklarował pragnienie poślubienia mnie. Dla nas to naturalny proces.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
Teraz doczytałam dokładnie, że żyliście przed oświadczynami 5 lat. My po prostu rzeczywiście zwyczajnie jesteśmy różne i tyle. :) Dla mnie 5 lat konkubinatu (brr... co za określenie durne) to coś zupełnie nie do zaakceptowania, tak samo jak dla mojego faceta. Teraz z różnych powodów (nie związanych z tym, co jest między nami) ja zastanawiam się, czy nie odłożyć ślubu. To On się na to absolutnie nie zgadza, to Jemu zależy. Ogólnie znamy się ok. 1,5 roku, parą jesteśmy rok (choć juz wcześniej rodziło się między nami uczucie) i naprawdę od właściwie samego początku, miałam tę pewność, że On chce, bym była jego żoną. Gdyby nie okoliczności zeznętrzne, już bylibyśmy małżeństwem (mieszkamy razem 7 miesięcy). Ja tego potrzebuję, Ty nie. Po prostu - jak mówiłam - jesteśmy inne. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jofrania
to nieprawda, ze mężczyzni zenią sie wyłacznie jak sa pod presją. jak naprawde pokochają to chca tej kobiecie dac wszystko łącznie z materialnym i prawnym poczuciem bezpieczeństwa, i co tu ukrywac, chca tego dla siebie, zeby nie było wątpliwości, ze to JEST jego kobieta, jego żona. .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jest takie powiedzenie - a ja z obserwacji wnioskuję, że ludzie któzy tak się skupiają na ślubie nie skupiają się na sobie//po 7 miesiącach planowałaś ślub? i co? zamiast się poznawać traciłabyś czas na szukanie sali, pisanie zaproszeń - niektórym ludziom przygotowania do ślubu zajmują rok!!! 1 ROK - dla mnie to paranoja i nikt mnie nie przekona, że ludzie to robią tylko po to, żeby przypeiczętować swój związek. chcą się raczej pokazać - kobiety koleżankom, a faceci nie wiem komu hehe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
Dla mnie poświęcanie roku dla przygotowania jakiejś fety, to też paranoja. Dlatego polecam czytanie ze zrozumieniem, bo nigdzie nie napisałam, że coś wielce PLANOWAŁAM. Ślub będzie bardzo skromny, bez wesela, tylko dla członków najbliższej rodziny. A o nasze wzajemne poznawanie się, proszę się nie obawiać. :) Poznajemy się nieprzerwanie od 1,5 roku i idzie nam coraz lepiej. :) A z tego, że od początku wiedzieliśmy, że jesteśmy dla siebie jedyni, nie będę się tłumaczyć. Wiem, że nie każdemu jest to dane. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
I jeszcze dla uściślenia - choć nic nie napisałam o wielkim planowaniu weselicha, to mylisz się mówiąc, że po 7 miesiącach wiedziałam, że weźmiemy ślub - wiedziałam o tym znacznie, znacznie wcześniej :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
I jeszcze coś chyba w tej dyskusji istotnego - nie jesteśmy egzaltowaną parą gówniarzy, której szczenięca miłość uderzyła do głowy i bawią się w Romea i Julię. :) Jesteśmy dorośli (on 29, ja 27), dojrzali i wiemy, czego chcemy. A chcemy siebie. Nieodwołalnie i na zawsze. Przykro mi, że nie wszystkim jest dana taka pewność, ale to nie powód, by próbować sprowadzać nas do pionu, to na nic. :) Nikt mi nie wmówi wyższości konkubiny nad żoną, no przykro mi, ale nie. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nikt nie mówi, że konkubina jest wyższa od małżonki..;-) uderzyłaś w złośliwy ton, po co? nikt cie nie zamierza do nieczego przekonywac, dyskutujemy. sama jestem mężatką i jeśli chodzi o nasze emocje i uczucie to ślub niczego nie zmienił. Nie czuję ani lepiej ani gorzej, pewniej się chyba natomiast czuje mój mąż. Gratuluję, że wiedziałas od początku, że sie pobierzecie, ja na początku wcale nie myślałam :D bbyliśmy i byliśmy i było nam dobrze, mieszkaliśmy razem i niczego nie chcieliśmy zmieniac, ale miarą naszej miłości nie był ślub. masz też rację pisząc, że nie wszystkim jest dane wiedzieć, czy to ten jedyny - rzeczywiście, dla mnie wcześniejsi faceci tez byli tymi jedynymi, a jednak tylko do Niego zawsze wracałam :D mam nadzieję, ze ślub spełni Twoje oczekiwania, jakie by one nie były, a chyba sa ogromne ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
Za złośliwość przepraszam, już nie będę. ;) "mam nadzieję, ze ślub spełni Twoje oczekiwania, jakie by one nie były, a chyba sa ogromne" Skąd! Jeśli chodzi o spodziewane zmiany, to oczekiwania są... właściwie żadne. :) Tak jak mówiłam, dla nas ślub to tylko część naturalnego procesu, jakim jest związek, ta wspólna droga razem. To po prostu etap, później przyjdą inne (narodzenie dziecka, wspólne starzenie itp.). To tylko jakiś punkt na drodze życia, a jednak bez tego punktu ta droga jest dla mnie niepełna, trudno by mi było iść dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no cóż, troche tego nie rozumiem, że \"nie wyobrażasz\" sobie życia bez ślubu. To chyba kwestia wiary, co? no bo gdzie indziej jest napisane, że taka jest kolej rzeczy? :) u mnie nie było po kolei, najpierw wspólne mieszkanie, potem dziecko, potem ślub..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
Czy "nie wyobrażam sobie"?... Wyobrażam, ale bardzo uwierałoby mnie to, że nie było ze strony człowieka, który mnie kocha, tej właśnie deklaracji, o której już się rozwodziłam, więc nie będę się powtarzać. I nie, to nie kwestia wiary. Ja jestem katoliczką z wychowania, ale raczej nic ponad to. Mój kochany jest zdeklarowanym ateistą i antyklerykałem. :) Więc nie zawsze pragnienie małżeństwa wynika z wiary. Chyba nie dajemy się przydzielić do szufladki, co? ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
I nie chcę wcale powiedzieć, że te etapy związku muszą "iść" po kolei. My przecież też od 7 miesięcy mieszkamy już razem, gdyby zdarzyło się dziecko - też o.k. Także to nie w tym sedno sprawy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"Dla mnie 5 lat konkubinatu (brr... co za określenie durne) to coś zupełnie nie do zaakceptowania, tak samo jak dla mojego faceta\" nie chodzi o zaszufladkowanie, ale zawsze jest jakiś powód, dla którego ten ślub się bierze, a ty wypierasz się każdego. a ja chciałm tylko zrozumień co takiego w życiu bez slubu wywołuje u ciebie takie dreszcze. ale poiedziałaś ważną rzecz: \"Wyobrażam, ale bardzo uwierałoby mnie to, że nie było ze strony człowieka, który mnie kocha, tej właśnie deklaracji, o której już się rozwodziłam\" czyli jednak? ;) gdybym była złośliwa to napisałabym, że to jest potwierdzenie jego miłości, ż einaczej czułabyś się niepewnie..ale nie jestem ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A mnie zastanawia jedna rzecz: wiele z tych osób, które są zwolennikami życia bez ślubu twierdzi, że z tego, że nie jest się formalnie związanym, z tej niepewności, wynika dbałość o związek Moim zdaniem dbanie o drugą stronę powinno wynikać przede wszystkim z miłości i poczucia odpowiedzialności za drugą osobę i to, co się z nią zbudowało, a nie ze strachu, że jak tego nie będę robić, to ona odejdzie. Myślę, że tego poczucia odpowiedzialności często luźnym związkom brakuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
"gdybym była złośliwa to napisałabym, że to jest potwierdzenie jego miłości" Ależ proszę bardzo, nie krępuj się! ;) Właśnie tak, słowa: "kochanie, czy wyjdziesz za mnie? czy zostaniesz moją żoną?" są potwierdzeniem miłości mężczyzny do kobiety (nie jedynym oczywiście). Właśnie tak. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pani wonko, ma pani racje, chociaż myśle, ze po iluś tam latach ludzie zapominają, że żyją bez ślubu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no to bardzo zamieszałaś w tych swoich wypowiedziach, wyglądało na to, że tego sie własnie wypierasz - że wcale nie czułabyś sie niepewnie, gdyby on ci sie nie oswiadczyl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
Jeśli się nie zrozumiałyśmy, przykro mi. Starałam się pisać jasno, jak widzę i czuję sprawy ślubne. :) Myślę, że kobiety, które myślą podobnie, zrozumieją mnie. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
o tym tu dyskutowałyśmy.. ja to rozumiem, chociaż nie podzielam :) bo u mnie było na odwrót

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nieprawda - być może, trudno mi powiedzieć, znam raczej pary z dość krótkim stażem, i one to właśnie podkreślają. Inna kwestia, która też mnie zastanawia, to życie bez ślubu traktowane jako \"życie na próbę\", takie angażowanie się na pół gwizdka, jak nam wyjdzie to ok, a jak nie to nie, \"biorę sobie ciebie na próbę\". Myślę, że by mi ubliżyło, gdyby ktoś tak traktował bycie ze mną. Nie rozumiem tego, że ludziom wydaje się, że to jedyny sposób poznania drugiego człowieka, że nie myślą o tym, że poznanie kogoś przychodzi w każdym momencie. Czy czasem takie życie na próbę temu nie szkodzi? Nie powoduje właśnie, że mniej się staramy? Skoro to na próbę tylko?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest takie powiedzenie
Kilkakrotnie używałam określeń "poczucie bezpieczeństwa", "deklaracja", "zobowiązanie", mówiąc o małżeństwie. Więc skąd pomysł, że się wypieram, że ślub to właśnie oznacza, to nie wiem. Ale mam nadzieję, że wszystko jest jasne przynajmniej w sposób wystarczający. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pani wonko, alr to tylko do jakiegoś czasu jest takim życiem na próbę. potem to już chleb powszedni, a o tym, że nie jest się żoną tylko konkubiną przypominają panie w urzędzie. u mnie tak było. szybko razem zamieszkaliśmy, ale były jeszcze studia, potem praca, jedna, druga, podróże, ciągle jakieś cele, po kilku latach, jak myślałam o ślubie to jak o formalności, którą pewnie trzeba będzie załatwić. nie rozpatrywałam tego w kategorii udowadniania sobie, że nam na sobie zależy. tego byłam pewna, może z naiwności? :) mój facet natomiast taka potrzebe miał i w końcu zaciągnął mnie do kościoła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×