Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Kaja32

Poszukuję osób,u których w rodzinie wystąpił rak płuc

Polecane posty

Obudzilam się o piątej rano i wiecej nie zasnelam. Teraz przeczytalam Wasze posty. Boze,tak,dajcie mi po pysku,bo ja juz trace te wiare! Przeciez maz bedzie po woli umierac! Boze,jakie to to ciezkie! Chyba sie zalamie,nie dam rade! Tak mi strasznie trudno jest byc w domu. Tam tyle jest JEGO,a on lezy w szpitalu. A swiadomosc ze wsztko bedzie dobrze,i te gadania o wycieczkach na rowerze...samooszukiwanie sie,nic wiecej. Znowu rycze,w nocy budze sie i placze,rano tez,teraz przed komputerem. Lepeij sie wyleje bol w domu. Zeby nie widzial mnie w kompletnej rozpaczy. Zeby nie czul,nie wiedzial jak okropnie sie czuje,ze jestem bliska obledu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lenko kochana, wiem, że to żadne pocieszenie ale staraj się żyć dniem obecnym. Ja tak robiłam, nie myślałam co będzie, ile mama pożyje itp. tylko cieszyłam się każdym kolejnym dniem z mamą. Żyłam z dnia na dzień, bez planów, łapczywie upajałam się każdą chwilą spędzoną z mamą. Wyznacz sobie z mężem jakieś cele i dążcie do nich. To naprawdę działa! Myśmy marzyli o wspólnych świętach Bożgo Narodzenia i udało nam się, potem Wielkanoc i mimo kiepskiej formy mamy znowu się udało! Trzymaj się mocno dziewczyno, myślami jestem z Wami! Katarzynko, myślę że odrazu możesz podawać tacie ecomer, bo on postawi go na nogi. Pa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jonko,kochana! Dziekuje,ja sie postara,.ale nie moge narazie sie pozbierac. Byc moze jakbym byla caly czas przy mezu,bylo bi latwiej. Niech marudzi,plecze co popadnie,po pleci,niech majaczy tak jak wczoraj,byle byl,zyl. Kiedy wracam do pustego mieszkania ogarniaja mnie zle mysli. I chwilami wpadam w gleboka rozpacz. Bardzo niedobrze ze nie mam tu nikogo blizkiego. Rodzina jest 2000 km od Gdanska.Zbyt daleko zeby mnie wspierac ,choc i tak pocieszaja na Skype,SMSami. Ale pozniej zostaje zupelnie sama. Nie rozczulam sie nad soba,nie. Tylko opisuje swoj stan.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ONA ODPOWIADA - Dziękuję za zainteresowanie, tatuś nie dostaje morfiny, bo nie ma bóli. Boli go jedynie brzuch jak usiądzie choć na minutkę. Ja wczoraj byłam u niego 12 godz. z małą przerwą na posiłek. Zaraz jadę, w domu nie jestem w stanie nic zrobić. Nie mam siły, a muszę mieć dla niego! Wczoraj wróciłam o 20.20 i padłam na łóżko. Od czterech lat moje życie to właśnie łóżko, i trochę fotel, no cóż nie mogę inaczej :) Tato dopiero wieczorem ze dwa razy ugryzł rogalika 7 DAYS . Dobre i to! Nie mam teraz czasu, może wieczorem się odezwę :) Lenko bądź dobrej myśli, może zacznij się cieszyć każdym dniem jaki Bóg ofiarował Twojemu mężowi. Na zakończenie dnia pomyśl sobie pozytywnie - Dziś byliśmy razem! U mnie to działa, w nocy dziękuję Bogu za czas spędzony z tatą i proszę o następny. Gdy mama moja zmarła nagle, miałam żal do siebie że tak mało mówiłam jej o mojej miłości. Ułożyłam nawet wiersz... (takie tam wypociny) .Teraz nie popełnię tego błędu. Pozdrawiam Was wszystkie! Kasiu główka do góry, nie jest źle! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Lenko! KOchasz bardzo swojego Męza, stąd czujesz sie strasznie, bo teraz ważą się Jego losy... wiem, że jest Ci potwornie cięzko, nawet sobie nie staram tego wyobrazić, bo mój mózg pewnych rzeczy nie ogarnia... Wiem tylko, że podobnie jak i Ty, że boję się okrutnie... Też boję się powolnego umierania Taty:(:(:( Ta choroba jest straszna... najpierw jest ogromny ból, pytanie - dlateczego nas to spotkało, otem obawy czy będzie operacja - czyli cos co może przywrócić Bliskiej nam Osobie szanse powrotu do zdrowia, do normalności... U nas i u Ciebie ta szansa była - i Twój Mąż i moj tata "zalapali" się na operacje, co wiemy, że jest juz wielkim szczęsciem, bo do wycinania dr kwalifikuja tylko około 15% pacjentow... reszta od razu pozostaje skazana...:( My dostaliśmy niejako wyrok w zawieszeniu, bo operacja przedłuża znacznie nasze szanse i nadzieję, że może stanie się cud i uda się wyleczyć.... Nas dodatkowo lekarze uszczęsliwili, bo chwlaili się, że operacja była bardzo udana, guz jest mniejszy niz myśleili i jak zobaczyli podczas operacji to wszytsko wygladało lepiej niż na tomografie... wlali a nas strasznie dużo nadziei, że bedzie dobrze, bo tak sugerowali... niestety wynik przyszedł, że jeden węzeł zaatakowany i że operacja tak naprawdę nie była radykalna, bo na linii cięcia znaleziono komórki... czyli mamy bombe z opóźnionym zapłonem i w jednej chwili szasne na uratowanie Taty znacznie zmalały:( nie wiem czy już w ogóle mamy jakiekolwiek szanse, czy tylko walczymy teraz o przedłużenie zycia? Lenko, ja też się nie ludzę, ze Tata wyjdzie z tego, bo widzę, że to jest prawie ja wygrać w Lotto miliony ale mam wielka nadzieję, że mamy jeszcze rok, czy dwa...a nie kilka miesięcy.... I musisz uwierzyć, że u Was może być tak samo - nie walczymy o wyleczenie, bo w tej sytuacji pewnie jest to niemożliwe, ale o oszukanie choroby na jakiś czas... napewno nie jest to kwestia 4 miesięcy... może rok, może dwa, a może trzy? Tego nie wiemy na razie... Ale z tego co widzę, Twój Kochany Mąz bardzo Cie kocha i wlaczy, poza tym ma bardzo silny organizm... a jeśli lekarze chcieli operować, to tak jak wpsomniały dzieeczyny - widzą szanse na znaczne wydłużenie życia... jakby męzowi dawali tylko 4 miesiące, to by od razu postawili na nim'krzyżyk" i nie operowali drugi raz, bo nie opłacałoby im się...:( taka brutalna prawda... Więc z jednej strony masz Lenko jeszcze sporo czasu, a zdrugiej nie będę Ci obiecać, że jest szansa na calkowite wyleczenie, bo tak jak w rzyadku mojego Taty, raczej takich szans nie mamy - nie ma się co oszukiwac... ale może się uda nam oszukac czas i zdobyć jeszcze 2 lata? Byloby pięknie:):):) ozdrawiam Was dziewczyny za wsparcie, bo to bardzo ważne... Lenko, jesteś dzielna!!!!!!!!!!!!!!! Ja na Twoim miejscu - wiesz o tym znakomicie - wyladowałabym już w ...Gnieźnie... Kingsol bedzie wiedzieć o co chodzi, bo w Wielkopolsce tak się potocznie nazywa szpital dla nerwowo chorych...Trzeba mieć psychike z żelaza by moc stawiac czoła nowotworowi... Lenko, buziaczki przesyłam! Marzenko! Masz cudowne odejście do Taty:):):) Dobrze, ze nie ma dużych bóli... i że ma taką oddana rodzinke, że spedzacie z nim tyle czasu, radując się rozmowa z nim, czy po prostu trzymając Go za rekę...:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blizniak2018
Droga Lenko ,od niedawna jestem na tym forum i ostatnio nie pisałam ,ale nie słuchaj lekarzy moja mama też miała przerzut do głowy miała operacje w styczniu 2008 roku i żyje także głowa do góry i trzymam kciuki .Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Was,moje piekne. Ciesze sie za Was i Waszych blizkich. Nosy do gory,jak tak mowicie ze jestem najdzielniejsza od wszystkich to bede Was trzymac na duchu,a moze i na mnie to przejdzie :) Dzis pojechalam do kolegi meza bo tam ten chcial wraz z zona odwiedzic mojego w szpitalu. Wiec z dwie godzinki posiedzialam u nich,powspominalismy troche sobie stare czasy,kiedy to moj byl jeszcze na chodzie. Wyplakalam sie troche. No i pojechalismy do szpitala. Powiem Wam ze niestety nie moge tam spedzac wiecej czasu niz wyznaczone na to sa godziny. A moj mial do mnie odrazu pretenzje ze czemu tak pozno (byla dwunasta),ze nie mam na niego czasu bo juz nie potrzebny (testament sporzadzony).Ja na to ze glupstwa wygaduje,bo moge ten testament porwac jak chce,ze to dla mnie nic byle by byl zdrow. No i mowi ze rano nie jadl sniadania bo nie kto podac,a jego zabrali na TK glowy,a kiedy wrocil sniadanie zabrali. I ze ja musze z rana przyjsc zeby nakarmic (pozniej sie okazalo ze jadl troche ale zapomnial). Ja na to ze pojde zapytam lekarza,bo nie wolno tu przybywac kiedy sie chce ( co za wiezienie! ).Tutaj z tekstem :"Niech Pani powie swojemu mezowi zeby sie zachowywal normalnie,bo nie jest w swojej stajni" wyjechala pacjentka z tej samej sali gdzie lezy maz (oprocz meza leza tam dwie Panie). Nie chcialam jej wyjasniac w jakim stanie jest maz,no i po co? Pozniej zapytalam meza czy chce zeby jego siostra przyszla. Powiedzial ze nie,ze jest zmeczony. No i poszlam do lekarza i powiedziec koledze ze nie jest w stanie przyjmowac gosci. Lekarz wrocil ze mna do meza i powiedzial ze niestety zona nie moze tu przybywac non stop ze wzgledu na powage sytuacji na tym odziale. Maz na to ze przeciez on nic nie mowi... Dalej bylo troche gorzej w zachowaniu meza. Uparl sie zebym prowadzila dziennik,zeby wszystko wiedziec,a ja na to ze zapisuje w domu. Wtedy sie zdenerwowal. Musialam go uspokoic. Za godzinke byl obiad i nakarmilam meza zupka. Zjadl tylko ja,na drugie zabraklo mu sil. No i zasnal. Poszlam do kolegi i powiedzialam ze posiedze jeszcze troche,a oni (z zona) niech jada do domciu. Tak dobrze ze ktos jest obok,razniej mi bylo dzisiaj. Wrocilam do meza,obudzilsie bo chcial siku. Mowie zeby spokojnie sie wyciucial bo ma cewnik,a on na to ze mu s boku sie leje. Patrze,a worka nie ma. Mowie ze nie masz worka.Boze,jak on sie wkurzyl,oczy wiekie, az sie podniosl. Mam,krzyczy,popatrz! Ja obeszlam lozko,no nie ma! Zajrzalam pod koldre,a worek lezy na nim ( jak na badania pojechal,tak mu polozyli). Mowie ze dobrze ze zaraz zawolam pielegniarke i ona ten worek powiesi. Znow sie rozzloscil. Po co ganiasz krzyczy,sama to zrob. Jejku,znowu go uspokoilam. No a pozniej sam sie uspokoil. Zaczelam mu opowiadac o niedoszlej wycieczce,ze sie kontaktowalam z przewodniczka,ktora ma prowadzic grupe ,a ona ze Ciebie nam (jeszcze jednego przewodnika miala na mysli) brakuje,pilot ulegl grupie i ona (grupa) nim rzadzi (totalny blad zawodowy!). Pozniej maz zapytal o pilce,kto z kim gra. No to pogadalismy troche. A jeszcze za chwile pytam czy ma ochote na barszcz ukrainski. No to sie ucieszyl i powiedzial zebym szla predko do domu gotowac,a jutro mam przyjsc przed pierwsza. Calujac go na pozegnanie mowie ze kocham,ze strasznie tesknie,ze w domu jest pusto bez niego. On ze tez kocha ze teskni,ze chce do domu. Ja na to ze pewnie bedzie niedlugo,ze pospi w swoim lozku. Dziewczyny,nic nie powiedzial,tylko zmowu jak by skamienial,i mowi idz juz... Tyle. Jeszcze cos.Maz nie pamieta co mu jest. I mowil ze czuje guz na wysokosci mostku tylko ze z tylu. Mowie ze moze dlatego ze lezy tak dlugo,a on znowu sie zdenerwowal: Mowie Ci,ze boli mi guz!!! Boze moj. Tyle jeszce trudnych chwil musimy przezyc. Gdzie na to brac sily i optymizm? Jak mam przekazywac mezowi dobra wibracje? Bylam w kapliczce po drodze do domu. Porozmawialam sobie z Jezusem. Prosilam o sile dla meza i siebie,i bylo mi troche lzej. Teraz ide gotowac barszcz,fasolka sie gotuje powoli.Trzeba zrobic reszte. Przy okazji sama zjem normalny obiad. Zauwazylam ze nie lubie gotowac tylko dla siebie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
blizniak2018,kochana, podaj,prosze mi strony na ktorych pisalas o przebiegu choroby Mamy,poczytam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ONA ODPOWIADA
Lenka Po tym co napisałaś jestem normalnie w szoku..Oprócz drobnych zaników pamięci Twój mężuś jest w dobrej formie.Jestem ciekawa co mówią lekarze,kiedy zaczną rehabilitację?u mojego taty wszystko zaniedbano,nie próbowali go sadzać ,pionować.Dopiero lekarz w szpitalu na Kasprzaka wezwał rehabilitanta,ale było już za późno.Kochana sprawdzaj męża z każdej strony żeby przy tym upale nie nabawił się odleżyn.A tak na marginesie,co to za oddział że kobiety są na sali z mężczyznami? Trzymaj się kochana tak dzielnie jak do tej pory,jesteś super kobieta :))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Do Leny
Leno kochana, życzę Ci dużo sił i cierpliwości. Wiem z czym się borykasz, bo też miałam w rodzinie taki przypadek, jak u Was. Nie będę Cię pocieszać, że jeszcze pojedziecie z mężem na wycieczkę, bo to są złudne i niepotrzebne nadzieje. Po prostu wykorzystajcie każdą chwilę. Będą jeszcze takie, kiedy mąż będzie się lepiej czuł, zobaczysz jeszcze radość w jego oczach i wtedy chwytaj mocno tą chwilę i cieszcie się nią. Zróbcie wtedy, to co lubicie najbardziej, może wypad do teatru, może pobyt na działce, może lody w kawiarni. Ty wiesz najlepiej, co lubicie razem robić :) Może jest jeszcze jakieś marzenie, Twoje, męża, Wasze wspólne, które możecie jeszcze spełnić. Może mąż od dawna marzy o nowej wędce :), może o piesku :). Ty wiesz to najlepiej i spróbuj Mu to ofiarować. Nam zaraz po diagnozie też lekarz bez ogródek powiedział, że daje nie więcej niż 4 miesiące życia. Boże, jak ja go wtedy nienawidziłam za te słowa. Niestety u nas się sprawdziły :(. Pod koniec było baaaardzo ciężko :( A najbardziej boli, jak bliska, ukochana osoba przestaje nas poznawać, boi się nas, albo wyzywa :( Ale.......niezbadane są wyroki Boskie, czasem życie potrafi zaskoczyć i nie tylko daje kopa w tyłek :) Czasem.....zdarza się cud :) I tego cudu Ci Lenko życzę. I Wam wszystkim tego życzę :) To nic, że się nie znamy. I tak modlę się za Waszych chorych bliskich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ...Leno
Jezeli Twoj maz umiera , postaraj sie spedzic z nim ostatnie jego chwile dla NIEGO. To co uczynisz dla Niego uczynisz rowniez dla siebie samej. Wiem co mowie bo sama przezylam smierci bliskich ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie kobietki. Lenko, tak bardzo Ci współczuję, szkoda mi że takie to wszystko ciężkie. ale nie załamuj się, twój mąż w krótkim czasie przeszedł dwie tak bardzo poważne operacje, wcale nie jest powiedziane, ze stan sie nie poprawi. Nie bierz sobie do serca wszystkich wypowiedzi (nie zrozumcie mnie źle, ale nie ma dwóch takich samych przypadków, nie wiemy jak organizm męża Leny zareaguje na leczenie) i tak jak ktoś wcześniej mądrze napisał- Lenko, gdyby lekarze nie dawali szans twojemu mężowi, nie podejmowaliby się takiej poważnej operacji. Trzymaj się kochana i bądź cierpliwa przy mężu. Może to niezbyt dobre porównanie, ale mam ciocię z alzheimerem i od wielu lat zmagamy się z jej własnie takim zmiennym zachowaniem. Raz jest dziecinna i dokucza, a zaraz zaczyna mówić tak poważne zeczy, ze aż nas zatyka i jest nam głupio, ze parę minut temu byliśmy źli na nią... jak czytałam twojego posta to od razu mi się to skojarzylo... cierpliwość... jedyne rozwiązanie. Pozdrawiam wszystkie forumowiczki, buźki pa pa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Witaj Lenko! Dobze, z enie bylaś dzissiaj sama w szpitalu, tylko mialaś wsparcie znajomych:):):) Szkoda, że Mąż nie chciał ich odwiedzi, ale nie dziw się temu - mój Tata też nie chciał "by Go oglądano" jak się wyrazil.... Po operacji człowiek jest strasznie oslabiony i o prostu nie ma się ochoty na widywanie znajomych i "trzymania" fasonu... Lenko, tak jak napisała Dorka - sa różne przypadki... także na tym forum... pamiętam jak czytałam posty zalozycielki forum - Kaji - jej Tacie dr nie dawali 6 miesięcy życia, a przeżył 2 lata... Każdy przypadek jest zatem inny i lekarze nie sa Bogami, by wszytsko wiedziec i tym samym by ferowac wyroki.... Z Twojego postu wychodzi mi na to, że Mąz czuje się lepiej - ma apetyt - poprosił o ulubiona potrawę, to chyba ma się lepiej, prawda? Wiem, że może marne to pocieszenie, ale trzymajmy sie tezy, że nie wszytsko stracone...zrobili operacje Męzowi, gdyby było źle to by nic ne ruszali... Trzymaj się Lenko, slę romyczki wsparcia!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wczoraj zabraklo internetu,nie wiem z jakiego powodu ale nie mialam polaczenia. Dzisiaj sie ciesze ze mam "okno" na swiat,czyli internet. Co bym bez Was robila,dziewczyny. Teraz komputer zastepuje mi blizka osobe z ktora moge "pogadac",pozalic sie,poprosic wsparcia. Martwy komputer zastepuje...jak to smutno brzmi :( Obudilam sie o 4 rano,nie moglam dalej spac. Barszczu wczoraj nie skonczylam gotowac,pomyslalam ze i tak pewnie wstanie razem ze sloneczkiem. No i tak sie stalo. Wczoraj wieczorem jeszcze zadzwonila zona drugiego kolegi meza. Nie bylo ich w domu i od kilku dni nie moglam powiadomic o stanie meza. Zostawilam wczoraj rano list w skrzynce,no i odezwali sie. Jestem zaproszona na poranna kawe. Barszcz juz ugotowalam. Zjem sniadanie za jakis czas i pojde najpierw do nich, a pozniej,przed pierwsza jak prosil maz, do szpitala. Co do Waszych wypowiedzi. Jestem wszystkiego swiadoma. Ciezkosci mojego zadania przy mezu,jego zlego stanu,skutkow obocznych tej choroby,jego niedobrego zachowania w stosunku do mnie,zanikow pamieci(nie wiem jak poradze sobie kiedy przestanie mnie poznawac ale wiem dokladnie jak to wyglada bo dziadek moj mial skleroze i juz nie poznawal prawnuczki). A apropos ulubionych zajec i marzen meza powiem ze cale zycie mial ciekawe hobby-lubil rzezbic w drewnie. Dlatego w mieszkaniu pelno jego dziel. Otaczaja mnie martwe przedmioty w ktore wlozyl nie tylko swoja wyobraznie,prace ale i dusze. Lubie niektore jego „strugalki,wiec mozna powiedziec ze jest ON tu, choc sam znajduje sie w szpitalu. Jego marzeniem bylo (mysle ze jeszcze jest) podlubac sobie w drewnie, bo to chyba lubil najbardziej,moze nawet bardziej niz wycieczki rowerowe i zbieranie grzybow. A wspolne marzenia? Tak bym chciala zeby mogl jeszcze raz pojechac ze mna na Krym,bo byl tam dwa razy ale nie zwiedzil wszystkiego. Kiedys rozmawialismy ze moze wolalby byc nie pochowanym a zkremowanym. Wtedy moglabym jego prochy porozrzucac troche w gorach polskich i krymskich (bo jest goralem),troche nad Morzem Baltyckim i troche nad Czarnym (bo byl marynarzem). To byly takie teorityczne rozwazania. Teraz bym sie bala Go o to zapytac. Czuje ze On wie co go czeka i nie mam odwagi jeszcze dolowac takimi pytaniami. Tyle o marzeniach. A najwieksze MOJE marzenie jest takie-niech sie stanie cud i maz wyzdrowieje,albo- niech sie zofnie czas zeby moc naprawic popelnione bledy,bledy zaniedbania JEGO zdrowia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do Ona Odpowiada,to jest sala pooperacyjna na odziale neurochirurgii. Tutaj nie ma podzialu na meska-zenska sale. Wszystcy w ciezkim stanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Lenko! Ale Ty KOchana nie jesteś winna żadnych zaniedbań, to świństwo atakuje bez żadnych objawów!!! żeby potwora znaleźć w odpowiednim momencie - wykryć w zarodku, to by trzeba chyba raz do roku robić sobie TKcałego organizmu, o kolei wszytskich części ciała... bo nawet rtg płuc raz do roku to za mało...Mój Tata robił sobie bardzo często morfiologie i inne badania, bo byłam pzekonana, że jeśli we krwi OB jest niskie to znaczy, że nic zlego w organiźmie się nie dzieje... nic bardziej mylnego... ale to też wina jakies tereotypów, bo lekarze zawsze wszedzie mówią - robić często morfologię jak cos się dzieje to pierwsze sygnały sa tam wląsnie.. okazuje sę, ż emożna mieć morfologie 30-latka, wszelkie markery nowotworowe w normie, OB -2, nie palić od 23 lat i miec rosnacego guza w płucach:(:(:( Ja też bym bardzo chciała cofnąc czasu:( Boże ile bym oddała za to - wszytsko chyba, łacznie z zabraniem mi kilku lat zycia i darowania Tacie.... teraz staram się o tym nie myśleć Lenko, bo naprawdę można zwariowac.... Wspaniałe hobby ma Twój Mąż - ma artystyczna duszę, a skoro jest "wilkiem morskim" to twardy z Niego facet, o slnym charakterze... tylko tacy wytrzymują na morzu walke z żywiołem:):):) ja się soobiście wody boję:( czuje olbrzumi respekt, plywac dobrze nie umiem, więc wypłynięcie stateczkiem wycieczkowym kilometr w morze przyprawa mnie o palpitację serca, zadroszczę Twojemu Męzowi takiej pasji:):):) Pozdrawiam sredecznie Lenko i mam nadzieję, że Mąz dzisiaj bedzie jeszcze w lepszej kondycji no i barszczyk je cały i bardzo Cię uściska za ta smakołyki, ktore specjanie przygotowaś dla Niego:):):) PS. Też uwielbiam barszczyk, mniam, mniam:) PS. A mój Tata 5 dzien po chemii - jedyne co mu dokucza - na szczęście - to czkawka... ale też chodzi wkurzony, bo mieć 4 dni czkawkę z przerwami 10 minutowymi to koszmar... ma nawet w nocy:(:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Hej Lenko Jak Mąż się czuje??? Napisz choc kilka słow... Mój Tata mimo leków przeciwwymiotnych dzis wieczorem wymiotował niestety:( mam nadzieję, że na 1 razie się skończy... natomiast męczy Go cały czas czkawka:(:(:( koszmar jakiś... byc mże ta mecząca całodniowa czkawka sowodowała wymioty? sama juz nie wiem... pozdrowienia... PS. Ten upał mnie wykańcza, mam jasną karnację, blond wlosy i takie tropikalne upały to nie dla mnie:(:(:( ratunkuuuuuuuu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ONA ODPOWIADA
Katarzynko Mój tatuś też przez kilka dni non stop miał czkawkę,nie pomagało nic ..picie wody itd.Przeszła sama ,ale widziałam jak się męczył.Bardzo Ci współczuję i wyczuwam że zaczynasz się już poważnie denerwować.Kochana będzie dobrze,dziewczyny pisały że pogorszenie stanu zdrowia jest po kilku dniach od chemii.Tatusiowi niedługo przejdzie jest tak samo twardy jak mąż Lenki. A co do upałów,,brrr ja mam już dosyć.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Ona Odpowiada! Tak, stresuję się po tej I chemii Taty:(:(:( ech, stresuję się już od marca od kiedy padła wstepna diagnoza... straszna diagnoza:( ile to człowiek musi sie nastresować... zastanawiam się kiedy mi te nerwy wyjdą, bo to że wyjda to już wiem, b miewałam podobnie - po olbrzmich stresac po jakims czasie mój organizm dawał mi łupnia:( dwa lata temu kilumuesięcznymi zawrotami np.ech, szkoda gadać... Ona Odpowiada czkawka jest strasnzie wyczerpująca, naprawdę:( Piszesz, że Twój Tata też tak miał, ale czy po chemii, czy tak znienacka? ... bo wiem, że w zaawansowanym stadium nowotworu też można mieć kilkudniowe czkawki:( mam nadzieję, że tak nie jest w przypadu mojego Taty, szczególnie, ze dostał ja w kilka godzin po chemii i z tego co wyczytałam na ulotkach 2 leków: przeciwwymiotnej Atossy i dexametazonu, czkawka jest ich skutkiem ubocznym:(:( niby nic, ale okazuje się, że banalna czkawka może strasznie uprzykrzyć zycie:(:(:( pozdrawiam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katarzynko, moja mama też mimo leków przeciwymiotnych zwracała chemii ale to szybko mineło. Tę czkawkę miała krótko, sama przeszła. Nie martw się na zapas, skoro wyczytałaś, że to może być skutek uboczny po tych lekach to pewnie tak jest. Jakby tata był w ostatnim stadium choroby zauważyłabyś to, gwarantuję Ci. Także główka do góry, będzie dobrze:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ONA ODPOWIADA
Katarzynka U nas była troszkę inna historia.Mój tata dostał tej okropnej czkawki tuż po operacji tego guza z mózgu.I faktycznie były to ostatnie dni jego życia :((( U Was kochana jest inaczej ,więc prosze nie stresuj się kochana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kurka,od tego upalu juz komputer wariuje! Skasowalo mi caly post,cholera!!!! Dziewczyny,odolnie jest tak jak bylo. Bez zmian. Juz nie bede opisywac szczegoly,bo sie wsciekne,tyle napisac i wcielo. Maz ma zaniki pamieci. Nie pamietal ze bylam. Mial zaparcia. Prawie do awantury nie doszlo tyle prosilam o lewatywe te wstretne pielegniarki. O ili grrzeczne byly kolezanki na odziale chirurgii klatki piersiowe,na tyle tutaj sa wredne. Ale doprosilam sie i ulzylo mezowi. Byl caly happy,i z apetytem wypil zmiksowane truskawki ktore siostra mu przyniosla. Mial błogą mine. Mi kamien z serca spadl,tak jak by nie bylo tych ciezkich dni. Od tylu dni nie widzialam jego zadowolonego wyrazu twarzy. Tak za tym teskne! No i tyle w skrucie. Cala relacje wczorajszego dnia skrocilam do paru zdan. Kasiuniu. Ty sie poddawaj. Tata Twoj walczy,a ckawka minie. Walcz razem z Nim i badz podpora. Mnie ten upal tez dobija. Wczoraj omal nie zemdlialam na przystanku. Jeszce by tego brakowalo. Pa kochane! Milego dnia i pogody ducha!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cieszę się Lenko, że miałaś powód do radości, mały bo mały ale zawsze. Uważaj na siebie, zmartwiłaś mnie tym omdleniem. Nie zapominaj o sobie, staraj się jeść normalnie i duużo pić, bo się wykończysz. Jeszcze tego by brakowało abyś Ty padła na pyszczek:) Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Witajcie KOchane:):):) Jak dobrze, ż ejesteście:) Dzięki Joanko i Ona Odpowiada:) Dzięki Lenko za dobre slowa:) Tata dzis od rana nie ma czkawki:):):) HUrrra!!!!!!!!! być może dlatego, że nie wziął już tabletek, na ulotkach ktorych jest info, ż emoże być czkawka (jedne miał brać tylko 3 dni, więc już nie musi, bo jest 5 dzień, a drugie - Atossa miał brać w przypadku nudności, ale dr mówił, ze lepiej brać przez dobrych kilka dni by nie wymiotowac)... Mam nadzieję, że dzisiaj 5 dzien po chemii wię cnie bedzie już wymiotów ani czkawki cholernej!!!!!!! Lenko!!!! Bardzo się cieszę, że Mąz był zadowolony z truskawek:):):) mam nadzieję, że zaniki pamięci miną szybko!!!!!!!!!!!!!!!!!! I uważaj na siebie! Pogoda jest fatalna, ja mam urlop i siedzę albo pod wentylatorem albo na dworze pod parasolem w krzakach i polewam się wodą, bo paść można.. a i tak mi gorąco, więc jazda autobusem przez miasto to dla mnie rzecz nie do przejścia:(:(:( szczegolnie, ż etez mam tendencje do omdleń (ciśnienie 80 na 60) więc Lenko, Ty jesteś waleczna Kobitka!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Przesyłam wielkiego buziaka i uściski:):):) Zobacz ile tu na forum osób trzyma za Ciebie i Męza kciuki! Mus być dobrze:):):) pozdrawiam Was dziewczyny z tropikalnego Poznania - "durch gorąc" - jak mówią poznaniacy jest w naszym mieście

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
dzięki Joanko:) TYlko, żeby ta chemia pomogła, bo jak czytam, że można brać chemie i nie mieć żadnej reakcji pozywynej (rak nie reaguje na chemie), to mnie szlag trafia, żeby się faszeroac trucizną i nie miec z tego żadnego pożytku:(:(:( To jest generalnie koszmarne i cięzko mi pojąć, mimo, że już troszkę żyję na tym świecie - latamy na KOmos a nie potrafimy znaleźć w XXI wieku skutecznego leku na to cholerstwo:(:(:( ech... Chyba już mi się mózg przegrzewa od tego upału:( Rozumie 25 stopni, 30 jeszcze jakos zniośe, choć dla mnie to już tropiki, ale 35 stopni w cieniu?! ugotować się można...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tatuś odszedł dziś przed 15 godz. Nie cierpiał, tuliłam Go jak umierał. Odezwę się...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Marzeno, bardzo, bardzo Ci współczuję!!! Nie ma takich słów, które ukoiłyby Twój ból, ale pamiętaj, że tacie jest teraz dobrze, wrócił tam, skąd przyszedł... Ściskam Cię mocno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wielkie wyrazy współczucia marzenko:( wiem co przeżywasz i nie ma takich słów, które ukoiły by Twój ból. Tata już nie cierpi, mam nadzieję, że miał spokojną śmierć. Trzymaj się mocno...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×