Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Kaja32

Poszukuję osób,u których w rodzinie wystąpił rak płuc

Polecane posty

Niesamowity czlowiek z tego Twojego Tatka -superr Dziwi mnie ,ze juz po kilku godzinach maja zdjac dreny boze niektorzy je nosza nawet kolo tygodnia moja Mama miala bardzo dlugo.. Co do fajek to Mama TEZ nie palila po operacji nie miala na to ochoty i strach ja obezwladniał..ale teraz jak juz poczula sie lepiej bo operacje miala w lutym to popala a ja nie moge na to patrzec..na wlasne życzenie rujnuje znow zdrowie :( U twoj Tata wielbicielek sobie tam narobi i apetyt ma ..naprawde świetnie:) No na jednym plucku to chyba teraz o fajkach mowy nie ma ...... spokojnej nocki..pozdr.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Firlek
Hej, moja mama nie pali juz ponad 10 lat a i wtedy nie palila duzo, ok. 5 papierosow dziennie. Dostalam sms ze rodzice pojechali do Gliwic do Instytutu, zobaczymy co tam powiedza. Jest mi ciezko, nie moge spac, nie moge jesc ale musze byc silna, mam w koncu dwojke malych dzieci 6 i 1rok. W sobote jade to juz postanowione. Bede pisac!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość andzziaslupsk
Witajcie wszyscy .Firek bardzo sie ciesze ze Twoja mama zaczela walczyc pisz co sie dzieje a ja zycze z calego serca zeby bylo dobrze.Dorka twoj tato to naprawde silny facet oby tak dalej.Pozdrawiam wszystkich serdecznie jak wroce z Polski to sie odezwe .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie! Zdam relacje z ostatnich dni.Mąż jest po biopsji.Jutro będzie wynik no i decyzja kiedy operacja. Czuje sie dobrze. Troche widac że juz męczy go to przybywanie w szpitalu. Ale się tzryma.Pociesza mnie. :( W domu pusto.Z trudem znoszę samotnosc. A mąż powiedzial że jak wroci to napiszy testament :( i że żal mu że nie będzie mógł zajmowac sie swoja pasja-struganiem. A jeszcze powiedzial że sam sie martwi tym wsystkim i, dosłownie "Po co to mi było potrzebne?". Chyba mial na mysli papierochy. Co u Was?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
PAULI mama czuje sie dobrze chociaz jest troche przeziebiona. 26 maja jedzie na tomograf a 1 czerwca na fibero, mam nadzieje ze wyniki beda dobre.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna_córcia
witajcie... czytałam wasz topik od kilku dni i nie mogłam sie przemóc... bałam się... i nadal boje się mówić o tej strasznej chorobie która dotknęła mojego tate :( jakies 3 tyg temu tata był tylko przeziebiony podwyzszona temperatura katar... jeden antybiotyk , drugi nie pomogly az zaczely sie dziwne objawy lanie wody na blat zamiast do kubka , odgaszanie papierosa w herbacie potykanie... mama zawiozla tate do szpitala , tomografia okazalo sie ze jest to ropień potem kolejny dzien w szpitalu zmaina decyzji na guza mózgu mowa o operacji na 70% kolejny dzien usg , rtg... guzy na płucach , na wątrobie... :( przerzuty... i wiecie co jest najgorsze ze ja wiem ... mama wie a on nie... wierzy ze bedzie operowany ze to co jest to jest tylko w glowie... jutro lekarz chce wyjawic tacie prawde przy nas nie chce patrzec na jego reakcje nie chce patrzec jak cierpi boje sie... jest was wiele niektorzy nadal walcza niektorzy wasi bliscy juz odeszli mam wiele pytan.. powiedzcie jak dlugo czlowiek moze zyc z przerzutami, tata jest teraz na oddziale neurochirurgii ale co dalej ? ja i mama pracujemy czy jest mozliwosc by tata byl gdzies w szpitalu pod stala opieka ?? co z lekami? czy jesli jednak bedzie musial byc w domu a nie stac nas na leki a bierze jakies sterydy to skad mamy je wziac?? czy to ze ma przerzuty to koniec waliki o zycie? czy nadal bedzie leczony ?? przepraszam ze tyle pytan i moze sa glupie ale niewiemy co robic :(( boje sie o kazdy dzien jego zycia o to by nie cierpial i by walczyl...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna_córcia
witajcie... czytałam wasz topik od kilku dni i nie mogłam sie przemóc... bałam się... i nadal boje się mówić o tej strasznej chorobie która dotknęła mojego tate :( jakies 3 tyg temu tata był tylko przeziebiony podwyzszona temperatura katar... jeden antybiotyk , drugi nie pomogly az zaczely sie dziwne objawy lanie wody na blat zamiast do kubka , odgaszanie papierosa w herbacie potykanie... mama zawiozla tate do szpitala , tomografia okazalo sie ze jest to ropień potem kolejny dzien w szpitalu zmaina decyzji na guza mózgu mowa o operacji na 70% kolejny dzien usg , rtg... guzy na płucach , na wątrobie... :( przerzuty... i wiecie co jest najgorsze ze ja wiem ... mama wie a on nie... wierzy ze bedzie operowany ze to co jest to jest tylko w glowie... jutro lekarz chce wyjawic tacie prawde przy nas nie chce patrzec na jego reakcje nie chce patrzec jak cierpi boje sie... jest was wiele niektorzy nadal walcza niektorzy wasi bliscy juz odeszli mam wiele pytan.. powiedzcie jak dlugo czlowiek moze zyc z przerzutami, tata jest teraz na oddziale neurochirurgii ale co dalej ? ja i mama pracujemy czy jest mozliwosc by tata byl gdzies w szpitalu pod stala opieka ?? co z lekami? czy jesli jednak bedzie musial byc w domu a nie stac nas na leki a bierze jakies sterydy to skad mamy je wziac?? czy to ze ma przerzuty to koniec waliki o zycie? czy nadal bedzie leczony ?? przepraszam ze tyle pytan i moze sa glupie ale niewiemy co robic :(( boje sie o kazdy dzien jego zycia o to by nie cierpial i by walczyl...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak mi smutno..
Firlek sądzę, że chcesz poznać prawdę, a nie jakieś pierdoły na pocieszenie, więc ci odpowiem, bo przeszłam to już w mojej rodzinie, jesli jest to rozsiany drobnokomórkowiec to nie ma żadnej nadziei na przeżycie, przerzuty wskazują, że jest to postać zaawansowana, a średni czas przeżycia jest niewiellki, ktoś bardzo mi bliski zmarł 2 miesiące temu na ten typ nowotworu, choć rokowania były dużo lepsze niż u twojej mamy, bo rak został wcześnie wykryty, a więc w postaci ograniczonej, mimo intensywnego leczenia, dokładnie po roku od diagnozy, pożegnałam tą osobę na zawsze, jeśli masz do mnie jakieś pytania podaję ci mojego maila: takamalaja79@o2.pl pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witaj smutna wsród nas.. u mojego taty było podobnie..pierwsze co nas zaniepokoiło to to że nie potrafił się ubrać..lewa na prawą i odwrotnie.. potem mama przypadkowo dowiedziała sie ,że ktoś mu pomagał gdzieś tam wstać bo się przewrócił..badania,szpital i dokładnie jak u was pierwsza diagnoza guz w głowie..tato też długo nie wiedział że wziął się tam z jego płuc,nikt nie miał odwagi mu tego powiedzieć.. Miesiąc temu minął już rok od tego dramatycznego początku jego choroby..guza zoperowano i poddano naświetlaniom,potem tata przeszedł chemię którą zaczeli w sierpniu. Niestety chemia bardzo wyczerpała jego organizm,od tamtej pory praktycznie się juz położył..miewał gorsze okresy po których nastepowały i lepsze...czasem było juz bardzo zle..nawet nie mógł wstać do ubikacji,potem dostawał sterydy w tabletkach i znowu mu się poprawiało na tyle że jeszcze dwa tyg temu wychodził na podwórko.. Dawkę leków lekarz mu stopniowo podwyższała,ale z tego co wiem teraz bierze już maxymalną..nie wiem co będzie pózniej..chyba już nic...nic juz mu juz raczej nie może pomóc. Mimo to tato walczy nadal..włśnie wzięli go do szpitala na badania(tzn WRESZCIE!! wzięli wręcz trzeba było prosić)Podejrzewają kolejne przeżuty w głowie jako że tato ma największe problemy z chodzeniem właśnie..więc jak widzisz u kazdego choroba przebiega bardzo indywidualnie..trzymaj się jakoś ..pozdrawiam wszystkich na forum.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna_córcia
dziekuje lubudubu76 za odpowiedz ... kocham tate nad zycie i nie wyobrazam sobie ze moglo by go nie byc... najwazniejsze byc przy nim wspierac go i walczyc innej opcji nie widze i nie chce widziec ja nadal wierze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
smutna..wiara czyni cuda wszyscy chcemy w to wierzyc ,lecz to jest okrutna choroba i czasem nie da sie jej wygrać..(wybaczcie za wyrazenie)---------> gdyby nie ta cholerna EWA i Adam ..nie byloby chorob i tego zla na świecie ... bardzo mi przykro ,ze tak wiele z nas musi tu pisac o swoich bliskich i to w dodatku same przykre rzeczy:( jestem z wami choc na odleglosc calym sercem Paula-Szczecin :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Witajcie:) Czytam to forum od ponad miesiąca... usłyszałam wowczas, że mój Tata jakby miał świsty... zauważyłam, że szybciej się męczy... więc wystraszyłam się i kazałam mu iśc na rtg... poszedł...moje przeczucie niestety się sprawdziło, że coś niedobrego się dzieje... wyszedł cień 2 na 3 cm...Jeszcze tego samego dnia byiśmy u pulmonologa, który nas skierował do kolejnego pulmonologa... ten kazał zrobić tomograf - zeby było szybciej zrobiliśmy odpłatnie - wynik nas zdolował - guzowata masa w prawym płucu wielkości 3-4,4 cm, czyi już bardzo duża:(:(:( Pulmonolog skierował nas do swojego szpitala, tam Tata czekał tydzień na bronchskopię i miał obierany wycinek... Niestety wyszło, że to rak niedrobnokomórkowy, ale dośc rzadki - gruczołowo - torbielowaty... tzw. ACC carcinoma adenoides cisticum... jesteśmy zdolowani totalnie:( Tata robił markery nowotworowe i ma wsztskie w normie, wszytskie wyniki morfologii z OB włacznie idealne... a przecież lekarze twierdzą zawsze, ze jak cos się dzieje w organiźmie niepokojącego, to OB wychodzi od razu wysokie... a Tata ma opad 2...ech. Zostaliśmy skierowani do torakochirurga, ten wstepnie powiedział, że jak węzły chłonne okaże się, że zostały już zaatakowane, to najpierw bedzie chemia potem operacja i potem cd chemii... Jednak chciał zrobić jeszcze jedno dokladne badanie - jakieś takie nowoczesne - EBUS się nazywa... i czekamy na nie od 2 tygodni... Tata jutro własnie idzie - to podobno taka ulepszona bronchoskopia... boję się coraz bardziej, bo mam złe przeczucia... torakochirurg co prawda dał nam wiele nadziei, bo powiedział, że ten rodzaj nowotworu rozwija się bardzo powoli i niestety w przyszlości odnowi się napewno, ale może uda się przezyć 5 a może nawet 10 lat... dla Taty, który ma teraz 68 lat (nie pali od 22 lat) te 5 lat to bardzo dużo, bo bał się, że to kwestia kilku tygodni, albo miesięcy... Ja jednak boję się coraz bardziej... boję się, że okaże się, że to gadanie lekarza o operacji było tylko robieniem nam nadziei, a operacji nie zrobia... i pozostanie paliatywna chemia... dodam, że tata nie ma jakiś szczególnych objawów poza tym trochę cięższym oddechem... nie kaszle, od czasu do czasu odchrząknie, nie pluje krwią, nie ma dusznosci... to na razie tyle ode mnie... podczytywałam was od miesiąca kiedy zaczęły sie te nasze problemy, ale cały czas miałam nadzieję, że ta straszna diagnoza, jaką jest rak płuc, nas jakoś szczęśliwie ominie.... niestety, tak się nie stało... Nie wiem jak Wy sobie radzicie z tym wszytskim, ale u nas jest ciężko...a na tym forum tyle nieszczęśćia... Czytałam i płakałam...pozdrawiam wszystkich z Poznania:) PS. Mam pytanie, bo wiem, ze rak drobnokomórkowy ma gorsze rokowania, bo szybciej się rosprzestrzenia i czasami neistety to kwestia tylko kilkunastu tyhodni, albo kilku miesięcy, jak to jest w przypadku niedrobnokomórkowego? jakie są rokowania? wiem, że to zależy przede wszytskim od operacji, czy jest wykonana, ale czy rzeczywiście ten rodzaj rosnie zdecydowanie wolniej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj Katarzynka! Mój tata też parę miesięcy temu dowiedział się, że ma niedrobnokomórkowca. Ja też się strasznie bałam, tak jak ty. Guz taty był większy bo aż 7-8cm, przeszedł 4 cykle chemii po których guz się zdecydowanie pomniejszył. Później byly na nowo badania, żeby się upewnić że można operować (jeśli nie ma przeżutów, spirometria jest ok, krew) i przedwczoraj tacie wycięli całe prawe płuco, i czuje się jak na taką sytuację całkiem dobrze (tfu, tfu). Lekarze nie mówiliby o operacji gdyby nie widzieli możliwości wyleczenia twojego taty, nie martw się. No i w naszej sytuacji to szczęście w nieszczęściu, że to niedrobnokomórkowiec. Badź dobrej myśli i nie czytaj statystyk i rokowań (wiem, że to zrobisz, bo ja też czytałam wszystko co mi w oko wpadło na temat raka). uwierz mi, ze w szpitalu u taty poznałam panią, której 18 LAT TEMU usunęli jeden płat płuca i dopiero teraz (może to źle zabrzmiało) ma z tym znów problemy. Mnie to trochę pocieszyło, że można się wyłamać ze statystyki. Pozdrawiam Cię cieplo, nie załamuj się:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
smutna ..moja Mama z kolei lezala i tam ja operowali w zdunowie -ponoc maja tam bardzo dobrych lekarzy..ale jak dla mnie szpital wola o pomoc z kazdej strony ktora tam widzialam ..poczawszy od przyjecia na izbie przyjęc. U mojej mamy tez wykryto raka niedrobno,,,naczytala sie o tym wiele przestudiowalam nocami caly internet.. Czytałam i płakałam,cale forum od dechy do dechy w trakcie odchodzili tu i dalej odchodza nasi bliscy :( .nie mogla sobie z ta mysla poradzic ale wiem ze to samo przezywamy tu to wszsyscy.. nic nam nie pozostalo jak sie trzymać -co nas nie zabije to nas wzmocni-sama juz nie wiem czy to prawda.. co najsmutniejsze jest nas tu coraz wiecej ...i wiem jaka potrzeba jest pisanie .. tez sie boję...kazdego dnia :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
musimy wierzyc ,ze bedzie dobrze...musiiiiii 'Może to urok mój, może wada, że ze śmiechu w płacz, a z żartu w gniew wciąż popadam Słowa tak łatwo tracą sens, za dużo ich jest Męczy mnie już ten strach, że coś jutro może być nie tak'' :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie. Smutna_córcia, długo zastanawiałam się czy napisać, nie chcę dołować ludzi, którzy mają nadzieję. Ale w końcu postanowiłam napisać, chcociażby ze względu na pytania jakie zadałaś odnośnie leczenia. Moja mama miała drobnokomórkowego raka płuc i w momencie diagnozy, był on już z przerzutami na wątrobę i nadnercza. Żyła 7 miesięcy od diagnozy:( 18.04.2010r. zmarła Walczyła do końca, śmierć miała nagłą. Może to i lepiej dla niej bo nie cierpiała. Ja zapisałam ją do takiego hospicjum domowego (u mamy zajmował się tym caritas). Dwa razy w tygodniu przyjeżdżała pielęgniarka, raz w tygodniu lekarka. Dostaliśmy z tamtąd łóżko, materac przeciwodleżynowy, koncentrator tlenu. Co do leków, przy tego typu chorobie one są refundowane. Za niektore nie płaciliśmy wogóle, za niektóre grosze. Były też takie leki, które dostaliśmy z caritasu. W momencie zdiagnozowania choroby możesz skorzystać z usług takiego hospicjum, nie ma znaczenia stan chorego. Moja mama praktycznie do końca była na chodzie ale chciałam jej troszkę ulżyć w cierpieniu. Opieka z hospicjum jest wspaniała. Poza tym mama jeździła na chemię co 3 tygodnie do szpitala. Zmarła dzień przed kolejnym cyklem. Także widzisz moją mamę leczyli pomimo bardzo złych rokować, pomimo przerzutów. Dodam, że dwa lata temu mama miała usuniętą nęrkę (z powodu kamienicy). Przyjęła w sumie 8 różnych cykli chemii (najpierw 3 dniowe, potem 5 dniowe). Pamiętaj, że trzeba mieć nadzieję i walczyć. Niektórym się udaje i może u Was tak będzie. Trzymam kciuki i przepraszam jak zasmuciłam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Witajcie KOchane:) Dzięki za dobre slowa Dorko83! Właśnie czytając Twoje posty kilka dni wczęsniej nabrałam otuchy, że może Mój Tata zakwalifikuje się tak jak i Twój na operację:) bo operacja daje jakieś szanse, nawet jeśli nie całkowitego wyleczenia to wydlużenia życia o dobrych kilka lat. I torakochirurg z POznania nas pozytywnie zaskoczył, bo dał nadzieję i szansę... Bo skoro wpsomniał o operacji, czyli jest szansa na wycięcie chociaż w części tego paskudztwa... Inna sprawa to stan ogólny chorego... na szczęście Tata nie ma nic z sercem, nie ma nadciśnienia, cukrzycy i oprócz tabletek typu witaminki, minerały no i czasami jakieś przeciwbólowe (ma wstawione endoprotezy stawu biodrowego, ale to nic nowotworowego) nie bierze na stałe żadnych leków... Pociesza mnie też koleżanka, u której Ojca stwierdzono guz, powiedziano, że 10% szans na wyleczenie, nie chcieli zrobić operacji, bo serce trochę szwankowało no i guz niby już za duży, w końcu po wędrówkach po dr i błaganiach, któryś z lekarzy zgodził się operaować... Po czym po wycięciu wielkiego guza w całości okazało się, że to nie rak jak wczęnsiej twierdzili lekarze, tylko nowotwór ale w zasadzie niezlosliwy... aż cięzko w to uwierzyć ale tak było... Mimo róznych dobrych wieści, boję się cały czas, że z powodu wieku Taty - 68 lat - stwierdzą, że operacji nie opłaca się robić, albo znajdą jednak jakieś przerzuty... Dorko83, a Twój tata węzły miał owiekszone czy nie? pozdrawiam:):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katarzynka36 Moj mąż ma 71 lat i chirudzy biorą sie go operowac.Wiek chyba tu nie istotny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
w fibero sprawdzaja takze krtan - ruchomosc strun glosowych, tchawice, oskrzela.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dawno nie pisałam. Mama 10.05. miała operację w trakcie, której zbadano guzy i okazało się, że są to gruczolaki, które przerzuciły się z nerki (mama ma usuniętą nerkę od prawie 2 lat). Niestety w drugim płucu również są guzy i konieczna jest druga operacja. Niestety jest tez następny guz w nadnerczu. Mama nie wie o tym, że jeśli dobrze zniesie tą operację z poniedziałku to czeka ją kolejna. Niestety, tak jak mówił chirurg, operacje płuca są bardzo bolesne. Przez 3 dni po operacji mama bardzo cierpiała i do tego jeszcze te mega sączki połączone ze słojami... Z całej tej choroby, jak mówi lekarz, jedyny plus jest taki, że to nie jest dorobnokomórkowy rak płuca a gruczolak - chociaż dla mnie to marne pocieszenie bo i tak robią się przerzuty, konieczne są operacje i później leczenie onkologiczne. Mama ma 70 lat i podziwiam ją, że tak dzielnie sobie radzi. Czasem gdy wracam od niej ze szpitala jestem totalnie zdołowana ogromem ludzkiego cierpienia. Mama często mówi, że to my trzymamy ją przy życiu, bo ciągle z nią jesteśmy, bo dzwonimy, bo przychodzą w odwiedziny wnuki, bo sąsiedzi ją pozdrawiają. Bycie z osobą chorą i pokazywanie jej pozytywnych emocji jest bardzo ważne. Pozdrawiam Was serdecznie i myślami jestem z Wami i Waszymi bliskimi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiecie , ja osobiscie nie musialam nikomu placic zeby mama miala dobra opieke w szpitalu. ale ojciec jednej z moich dobrych kolezanek mial drobnokomorkowca. na starcie musial dac w lape zeby znalazlo sie dla niego miejsce w szpitalu ( poznan, szamarzewskiego chyba 82. prosze nie mylic z tym w ktorym lezala moja mama czyli szamarzewskiego 62) jego walka trwala moze pol roku. pewnego dnia w domu zle sie poczul, zabralo go pogotowie, mial klopoty z oddychaniem, ogolne oslabienie. znalazl sie w szpitalu w gnieznie. nasze miasto nie ma specjalistycznego sprzetu ani lekarstw pomocnych w srawach onkologicznych wiec dzwoniono do poznania aby przyjeli, badz co badz swojego pacjenta na oddzial. niestety nie bylo miejsca. prawda jest taka ze nikt z rodziny nie dal kolejnej lapowki, wiec pacjent meczyl sie w naszym szpitalu przez dwa tygodnie, niestety umarl. to jest okrutna prawda o "lekarzach z powolania".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
u nas było teraz dokładnie to samo..żeby nie to że znajomy jest lekrzem w którym przebywa obecnie mój tato,pewnie w ogóle by sie tam nie znalazł....bo po co??? przecież jemu już nic nie potrzeba.. Najlepiej tak zostawić człowieka niech sobie umiera..nie dać mu zadnej nadziei i zainteresowania na co on tak bardzo czeka i ciągle pyta... Teraz dzięki znajomemu nie dość że tatę przyjęli to jeszcze mu robią najlepsze badania nawet rezonans zamiast tomografii na którą był skierowany mu zrobili..dostaje krew,kroplówki...wszystko jest nagle możliwe i dostepne..mieliśmy szczęście, ale ogólnie zygać mi się na nich wszystkich chce! Człowiek wybiedzony,schorowany wręcz musi się prosić o przyjęcie go do szpitala i Ci jeszcze bardziej go upokarzaja..jakby mało było..brak mi słów żeby opisać swoją złośc..pieprzona służba zdrowia..co za paradoks..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No ja właśnie nie miałam nigdy problemów z lekarzami dlatego pewnie łatwo mi sie tak mówi, ale niestety nasza rzeczywistość jest taka, że szpitale mają ograniczoną ilość miejsc, a odziałów onkologicznych jest mało. Niestety za mało, a ile km musi przejechać taki chory żeby otrzymać fachową pomoc... No ale co tu dużo mowić- nawet na porodówkach, które powinny być w każdym mieście, brakuje miejsc. Mnie wypisano z zagrażjącym porodem przedwczesnym w 7 miesiącu do domu bo na korytarzu od paru godzin siedziały rodzące. Ale nie wiem czy jest szansa na lepsze czasy w medycynie...:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W medycynie pewnie tak, miałam na myśli służbę zdrowia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To fakt to co sie dzieje i co człowiek obserwuje w szpitalach to jest przerazajace.. moja Mame jak przyjmowali do szpitala w Szczecin -Zdunowo to myślalam ,ze wyjde z siebie i stane obok...pomyślcie niby swietni lekarze renoma a tu nagle .. sala operacyjna obok w sumie na tym samym korytarzu gdzie izba przyjec...przez srodek korytarza musisz przejechac na sale operacyj..wszedzie tlum ludzi -ŻENADA.. POZNIEJ ludzie w szlafroczkach czekajacy na przyjecie znow wsrod ludzi w kurtkach na izbie przyjeć..chcialo mi sie krzyczeć..zero intymnosći w tej strasznej chorobie ..Polska-nasz wspaniały kraj :( Duzo by mówić...na temat by można ale co my mozemy..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna33
witam,dzisiaj zmarla moja ukochana ciocia przezyla52lata,..miala raka drobnokomorkowego na plucach.zyla z nim od wykrycia 4lata,a dodam ze byl juz zaawansowany.trzeba wierzyc ze bedzie dobrze miala nas wspaniala rodzine ktora ja wspierala i trzymala kciuki za nia. jest mi szkoda mojej mamy a jej siostry..corki jej ogarnela znieczulica jakas nie chcialy sie modlic mowiac ..-po co?,no jak to po co..nie bedzie roznaca,pustej nocy...a najbardziej szczesliwy to jej maz bo wkoncu moze sie wyspac jak to on stwierdzil chwile po jej smierci...,cale zycie cioteczka cierpiala przez pijaka wujka mojego juz nim nie jest z chwila jej smierci..przepraszam ze tak sie rozpisalam...wiec trzymajcie sie i wierzcie ze czasami moze byc dobrze.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Katarzynka36
Witam ponownie dziewczyny:) U nas ważą się losy Taty... czy będą chcieli Go operować czy nie... operacja - czyli jest jeszcze szansa na kilka lat zycia i świadomośc, że mimo raka nie jest jeszcze tak źle, brak operacji - że wyrok w pewnym sensie już zapadł. Byc może jutro już będziemy wiedzieli... ech. Dorka33 pocieszyłaś mnie, że twój Tata też zmiał powiększone wezły w śródpiersiu, mój też ma... dzisiaj podczas EBUS - czyli nowoczesnego badania - takiej ulepszonej fiberobronschoskopii - oglądali niby te węzły, pewnie czy sa w nich przerzuty... stres straszny:( Mój tata lezy w Poznaniu na Szamarzewskiego 62, wcześniej był w porafni na Szamarzewskiego 84... z tego co zauwazyłam, to i w jednym i w drugim miejscu sa lekarze i "lekarze"...jedni traktują pacjenta i jego rodzinę jak przedmiot, potrafia być bezuczuciowi, inni dają dużo nadziei... Smutna33... bardzo mi przykro:( z tego co wiem, to drobnokomórkowiec to jest masakrycznie szybki rak... Twoja Ciocia miała olbrzymią wolę zycia, że z czyms tak badziewnym udało Jej się przezyć 4 lata... z tego co wiem, lekarze zazwyczaj daja tylko, niestety, okolo pół roku... koszmar po prostu....no ale to jednak statystyki, a wiara czyni cuda i liczy się nadzieja i wsparcie... pozdrawiam cieplutko, mam olbrzymiego stresa związanego z Taty wynikami... modlę się, by Tatę i jego niedrobnokomórkowca - jakąś rzadka odmianę udało się jednak zoperować....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
redziius, Ty Boga w to nie mieszaj. Takie życie jest, cóż. Moja mamcia miała 61 lat, też nie dużo. Jakby nie ten gad, mogłaby żyć. Nie gniewaj się ale Wy miałyście ogromną szansę, ale dwa lata temu. Teraz, to sama nie wiem, nie wygląda to za ciekawie ale nie należy się załamywać. Trzeba walczyć do końca. Moja mamcia swojego ostatniego papierosa paliła na 2-3 godziny przed śmiercią. Trzymaj się mocno i badź przy mamie, wspieraj ją

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Redziius, to duży krok, że udało Ci się nakłonić mamę na pójscie do lekarza. A Bóg Was uprzedzał jakiś czas temu... Kontynuujcie leczenie i trzymajcie się:) Duzo siły i cierliwosci Tobie i Twojej mamie życzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×