Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Sun4

Zdradzone kontra kochanki-tylko kulturalnie

Polecane posty

I zmień numer telefonu z jednoczesnym jego zastrzeżeniem :) Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć xyzed. Właśnie dzisiaj to zrobiłam. :) Jak będzie chciał sie widywac z dzieckiem niech zadzwoni do swoich rodziców. Mieszkaja w tej samej klatce. Ja juz zdecydowałam się na rozwód. Jak przyjedzie to jeszcze bedzie musiął oddac mi klucze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak sobie pomyślałam ze długi miesiąc zadręczałam was swoją historią, a tu nie było czego rozstrażasać. Niestety dopiero w ten poniedziałek spadły mi klapki z oczu. Trzeba było od razu jak sobie poszedł złozyc wniosek o rozwód, a ja durna ratowac to g....o chciałam !!! Przynajmniej nie bedę mogła sobbie wyrzucac ze nic nie zrobiłam. Zrobiłam nawet za duzo. I gut. i Auwiedersehen

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witom wszystkich :) zdradzona żono i jeszcze jedna prośba zmień teraz nicka na wyzwolona żona,zobaczysz lepiej się poczujesz :) ( to nie są kpiny)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dzien dobry - zdradzona zona ; gratuluje , ale do konca nie wierze w Twoja decyzje , bo... jeszcze kochasz ! troche malo czasu minelo bez niego , ale wierze , ze mogł Tobie obrzydnąć,.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czesc ANNO 75 - dawno Cie nie czytalam ,. ! ale milo ze sie odzywasz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poczytajcie
Mediatorska Dorota Fedorowska dla DZIENNIKA 2007-03-29 22:08 Aktualizacja: 2007-03-30 07:14 "Zbyt łatwo się rozwodzimy" "Trzeba być gotowym do wysłuchania tego, co ma do powiedzenia małżonek. A sprawdzianem tej gotowości jest umiejętność powtórzenia swoimi słowami tego, co on wcześniej powiedział"- mówi DZIENNIKOWI Dorota Fedorowska, mediatorka rozwodowa. Renata Kim: Polacy rozwodzą się na potęgę; w tej chwili rozpada się już co trzecie małżeństwo. Co takiego się z nami dzieje? Dorota Fedorowska*: Najczęściej, niestety, jest tak, że ludzie nie mają dla siebie czasu. Gubią się w codziennym zabieganiu, w ciągłym pędzie za karierą i pieniędzmi. Brakuje im czasu na małżeństwo? Tak. Brakuje im czasu nawet dla siebie samych. Nie mają czasu na refleksję i ułożenie sobie priorytetów, wyliczeniu, co w życiu jest najważniejsze. Nie wiedzą, jak mogliby w rozsądny sposób spędzić nieliczne wolne chwile. I to ich gubi. Bo często ludzie są sobie nawet życzliwi, kochają się, lubią, wiele ich łączy, ale w którymś momencie się gubią. Nie mają dla siebie cierpliwości. Stracili umiejętność rozmowy. Ale przede wszystkim nie mają dla siebie czasu. Ludzie żenią się z wielkiej miłości, a po kilku latach są zdumieni, że małżonek jest nie taki miły, jak się wydawał, i jeszcze na dodatek rzuca skarpetki na środek pokoju. Dramat gotowy... Bo problem polega na tym, że zawsze próbujemy zmieniać partnera. A dlaczego nie zmieniamy siebie? I wszyscy mamy tę fatalną tendencję do zapominania, że w chwili zawierania małżeństwa bierzemy sobie diament, ale nieoszlifowany. I że to szlifowanie należy właśnie do nas, to my jesteśmy jubilerami, którzy mają ten cenny kamień doprowadzić do świetności. Nie ma innej możliwości. Bo nie ma takich związków, które nie przechodzą trudności. I tylko od dojrzałości partnerów i ich gotowości do kompromisów zależy, czy będą umieli pracować nad sobą. Ale często ludzie żalą się, że małżonek zmienił się wręcz nie do poznania... To jest po prostu klasyka. Małżonkowie mają do siebie pretensje o tak zwane niespełnione obietnice i zawiedzione nadzieje. Różnią się tylko detale. On mówi, że ona dawniej gotowała, a teraz nigdy tego nie robi. A na to ona odpowiada, że zawsze przygotowywała obiad o czwartej, ale on wracał dopiero o ósmej wieczorem i wszystko lądowało w koszu. O takie właśnie bardzo przyziemne rzeczy mają ludzie do siebie pretensje. Niepotrzebnie. A co pani mówi ludziom, którzy twierdzą, że nie ma już między nimi miłości i chcą się rozstać? Jako mediator zawsze namawiam ich, żeby mówili wszystko to, co myślą, ale z zachowaniem szacunku dla drugiej osoby. Proszę, by nie krzyczeli na siebie, a już broń Boże nie próbowali się zastraszać i manipulować sobą. Daję im się wygadać, pozwalam nazwać swoje emocje i uczucia. A potem zadaję pytania, które pozwalają uporządkować cały ten chaos, jaki zapanował w ich relacji. I nigdy, przenigdy, nie próbuję udowodnić, że jedno z dwojga małżonków ma rację, a drugie nie. Albo że któraś ze stron jest winna albo niewinna. Razem skupiamy się na szukaniu tego, co zostało w ich relacji po drodze zagubione. Może niewysłuchane albo nigdy niewypowiedziane. I naprawdę coś do nich po takiej rozmowie dociera? Czasem tak, a czasem nie. Wszystko zależy od tego, na jakim etapie kryzysu są ci ludzie. Jeżeli każde z nich ma już nowego partnera, to raczej nie ma szans, by ich związek udało się jeszcze skleić. Wtedy pozostaje jedynie namawianie ich, by dogadali się w sprawie opieki nad dziećmi, sposobu rozstania czy podziału majątku. A jak ci skłóceni małżonkowie trafiają do pani? Ja prowadzę mediacje na polecenie sądu. Niestety, ta forma pomocy jest jeszcze bardzo mało znana w Polsce i wie o niej niewielu ludzi. Czy miała pani w swojej praktyce parę, która na pierwszy rzut oka nie rokowała żadnych nadziei, a potem dzięki mediacji postanowiła być jednak razem? W ostatnim roku było u mnie tylko jedno małżeństwo, które podjęło próbę porozumienia. Było to możliwe, bo żadne z małżonków nie miało nowego partnera, mieli za to dzieci i chcieli spróbować naprawić swój związek. Ich półroczny okres próbny jeszcze trwa, nie wiem, jak się skończy. Niestety, bardzo często próby mediacji rozbijają się o drobne życiowe sprawy, w których małżonkowie nie są w stanie się dogadać. Bo obie strony muszą być zadowolone z porozumienia, żadna nie może się czuć pokrzywdzona. Każda musi czuć, że to jest JEJ porozumienie. Ale chciałabym podkreślić, że wielką zaletą mediacji jest to, że nie odwołuje się ona jedynie do litery prawa. Skłóceni małżonkowie mogą przypominać sobie nawzajem o łączących ich niegdyś więzach, zasadach etycznych czy moralnych. O swoich najgłębszych potrzebach i zobowiązaniach. I dopiero na tej podstawie tworzyć swoją ugodę. A może w takim razie wszystkie myślące o rozwodzie pary należałoby przymusowo wysyłać na mediacje? A może nawet zmuszać do chwilowej separacji? Praktyka pokazuje, że przymusowa separacja na polecenie sądu przynosi niewiele dobrego. Natomiast odesłanie do mediatora, który wie, jak rozmawiać, o co pytać, jak nazywać potrzeby małżonków, jest bardzo przydatne. Bo na takim spotkaniu dochodzi do wymiany informacji, do ujawniania własnych żalów i potrzeb. To ma głęboki sens, bo na tej podstawie osoby docierają wreszcie do własnych potrzeb, często po raz pierwszy się wysłuchują. W tej chwili jest w Sejmie projekt, który przewiduje obligatoryjne mediacje rodzinne. Ale jeszcze zanim wszedł w życie, wiele osób się buntuje. Mówią, że przecież są dorosłymi ludźmi i nikt nie będzie im dyktował, co mają robić. Co pani sądzi o tych argumentach? Planowana obligatoryjność mediacji będzie obowiązywała tylko sądy – sąd po prostu będzie przymusowo wysyłał strony do mediacji. Natomiast mediacja z definicji jest dobrowolna. I co z tym fantem zrobić? W niektórych stanach USA mediacja jest obowiązkowa, ale nikt nikogo nie zmusza do jej kontynuowania, ani tym bardziej do podpisywania ugody. Nie jestem pewna, jak to zostanie rozwiązane w Polsce. A jak powinno być? Znowu powiem z własnego doświadczenia. Kiedy sąd zleca mediację, to 70 proc. par małżeńskich się buntuje i wcale nie chce mediować, a jedynie 30 proc. przyznaje, że bardzo pragnęło pomocy kogoś z zewnątrz. Ale kiedy po zakończeniu spotkań daję uczestnikom do wypełnienia ankiety, w których oceniają skuteczność mediacji, to większość odpowiada, że sąd miał rację, wysyłając ich do mnie. Bo dopiero wtedy zobaczyli, na czym to polega. I zrozumieli, że dzięki spotkaniom coś udało im się w życiu uporządkować. Nawet jeśli nie udało się skleić związku, to wiele spraw zostało wyjaśnionych i dogadanych. Czyli pani jest rzeczniczką przymusowego wysyłania na mediacje? Nie! Ale jestem rzeczniczką dawania ludziom szansy skorzystania z mediacji. Ale też jestem rzeczniczką dobrowolności; chcę, aby obie strony miały możliwość zdecydowania, czy chcą takiej pomocy. Natomiast z pewnością nie zmuszałabym nikogo siłą do przychodzenia na mediację, bo to niczego dobrego nie przyniesie. To będzie tylko stracony czas, bo taki zmuszony człowiek wcale nie chce wysłuchać argumentów drugiej osoby. Do mediowania konieczna jest dobra wola. I musi to być wolna wola, bo tylko wtedy pomoc mediatora przynosi dobre skutki. Miałam w swojej praktyce przypadki, w których nie chodziło już nawet o ratowanie małżeństwa, ale o ustalenie polubownego sposobu opieki nad dziećmi. I kiedy udało się to zrobić, małżonkowie okazywali mi ogromną wdzięczność. Ostatni raz zdarzyło mi się coś takiego przed Bożym Narodzeniem. Małżonkowie nie zdołali się pogodzić, ale ułożyli sensowny plan opieki nad dziećmi. I byli mi za to naprawdę wdzięczni. I jeszcze mówili, że kiedy dostali skierowanie na mediacje, to myśleli, że zostaną ponownie przesłuchani i pouczeni, a tymczasem okazało się, że mogą wreszcie ze sobą po ludzku porozmawiać. I rozstać się z kulturą i w zgodzie. I był to dla nich wspaniały prezent na święta, tak mówili. A czy pani jest mężatką? Jestem po rozwodzie i w nowym związku. Kiedy rozstawałam się z moim eksmałżonkiem, nikt jeszcze w Polsce nie słyszał o mediacji. Ale na szczęście udało nam się załatwić sprawy w sposób ugodowy, bez kłótni w sądzie, choć naprawdę niewiele brakowało, by skończyło się to mówieniem do siebie na pan i pani. Oczywiście nie od razu wszystko poszło łatwo, wymagało to wielu rozmów i uzgodnień. Ale dzięki temu ostatnia rozprawa w sądzie była tylko zamknięciem naszego związku. I bardzo żałuję, że wtedy nie było mediacji, bo to jest coś pośredniego między wizytą u psychologa i terapią, a obu tych form pomocy Polacy bardzo się boją i wstydzą. Mediacja byłaby może bardziej do przyjęcia. A dlaczego pani nie udało się uratować swojego związku? Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz. I tyle. I w naszym przypadku jedyne, co dało się jeszcze negocjować, to było właściwe rozstanie. Takie rozstanie, w którym nie zostaną skrzywdzone nasze dzieci, a ja będę mogła stanąć na nogach. Czy ma pani jakąś receptę na udane małżeństwo? Jak budować dobry związek i jak się nie rozwodzić? Prosta sprawa, o której wszyscy wiedzą, ale łatwo o niej zapominają, to bycie gotowym do mówienia o swoich uczuciach i potrzebach. Trzeba być gotowym do wysłuchania tego, co ma do powiedzenia małżonek. A sprawdzianem tej gotowości jest umiejętność powtórzenia swoimi słowami tego, co on wcześniej powiedział. I jeśli takie umiejętności mają małżonkowie, to nie są im potrzebne osoby trzecie ani żadne fachowe porady. I jeszcze radziłabym pamiętać, że nie ma ludzi całkowicie dobrych i złych, diabłów i aniołów. I ciągle przypominać sobie, że kiedyś na początku kochaliśmy tę osobę ze wszystkimi jej zaletami i wadami, i że taką ją całkowicie akceptowaliśmy. Przecież ona nie mogła aż tak bardzo się zmienić. -------------------------------------------------------------------------------- Dorota Fedorowska* jest psychologiem mediatorem, członkiem Stowarzyszenia Mediatorów Rodzinnych

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wszystkich :) Cassie ale jak bedziesz myślała w ten sposób, to....nigdy nie będziesz gotowa!! Może to jet właśnie droga do zapomnienia?? Nie skreślaj tej znajomości na starcie. Czas ucieka, życie mija...łap chwile szczęścia!! Pozdrawiam. zdradzona żono najważniejsze to wytrwać w postanowieniu! Zrobiłaś już pierwszy krok, czas na kolejny...Życzę Ci dużo szczęścia!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sc 👄 słoneczko Ty moje :) Ależ zapracowana jesteś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nooo zapracowana ,jeszcze chwilke posiedzę z wami a potem do pracy i cholera jasna dzisiaj pewnie do 22.00 będę musiała siedzieć a jak przyjde to padnę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szkoda,że nie mogę na Ciebie czekać bo wtedy padłabyś na mnie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
uuuuuuuuuu ciekawe czy byłoby miło........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a dlaczego nie miało by być ? :) Masażyk bym Ci zrobił,kolacyjkę do łóżka podał,herbatkę z prądem,no a potem ..;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
... a potem wymknąłbym się do mojej K :D sorry, ale czarny humor mam dziś

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dobreeeeee eshe lubie taki humor i wiesz ja też dzisiaj mam cos w tym stylu.... a snaidanko xyzed tez do łóżeczka ???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sc śniadanko też mogłoby być tylko nie zawsze ;) przecież kochanek ukrywanek na noc wraca do domu i żonki :D ;) :classic_cool: Ale,ale,ale .... na wspólnym wypadziku śniadanko,kolacja a nawet obiadzik zapewnione :) AGA a co to w tym przypadku pomarzyć nie wolno? :) w innym to wykonuję z lubością :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej kobietki i nie tylko.Chcę wam opowiedzieć swoją histrię.Ja byłam żoną,potem kochanką żonatego mężczyzny,z tym że nie mieszkałam już ze swoim mężem i znowu jestem żoną i to faceta dla którego byłąm wcześniej tylko kochanką.Nie czuję się winna ani tego że zdradziłam męża,bo był skunksem,ani tego że mój obecny mąż miał żonę i po części dzięki mnie ją zostawił,bo zobaczył jak można żyć inaczej.Oboje źle wspominamy swoje pierwsze małżeństwa.Wiemy jedno i wy też o tym pamiętajcie,jeżeli w małżeństwie się układa,to zdrady nie ma,a jeżeli się wkradnie,tzn.,że nie jesteśmy z odpowiednią osobą.Nikt nie zdradza jeżeli kocha naprawdę.Owszem można flirtować,bo to jest potrzebne dla,że tak to nazwę:\"zdrowia\",polepszenia naszego samopoczucia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale jestem padnięta :( nie ma to jak spędzić 4 godziny w bibliotece. i to śląskiej! te systemy komputerowe są stare i ogólnie do bani :) ale juz jestem w domku. widzę, że coś cicho tutaj.. przynajmniej nie mam zaległości w czytaniu ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
poszłam za rada xyzed-a i zmodyfikowałam swój nick. Lepiej mi. Troche sie boje jutrzejszego dnia, ale myslę że jakoś ta jego ewentualna wizyte przeżyję. Mam ustawiony w komórce telefon na policję i do moich rodziców. Jakby co reakcja bedzie szybka. Nie rozmawiałam z nim od wtorku i zaczynam \"zdrowieć \". Tak jak powiedziała Tigra : kocham, ale nie wycofam sie już. Dla własnego dobra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przechodzę dzisiaj kryzys. ja silna, twarda kobieta czuję się dzisiaj tak źle, i tak przeżywam to rozstanie, że nawet nie spodziewałam się spo sobie takiego załamania.. Już nie czuję, że byłam kochanką, że może skrzywdziłam inna kobiete.. jestem teraz kobietę po zakończeniu rocznego związku. on był w jakimś sensie moj.sam na to pozwolil, sam w jakis sposob mi się oddał..swoją cząstkę. jestem w takim stanie, że oczy zachodzą mi łzami na każde wspomnienie chwili z MOIM M. ... nie widzę monitora.. jest piątek wieczór a ja siedzę sama z moim komputerem. cudna perspektywa spedzania weekendu.. Najchętniej bym zadzwoniła, albo napisała, ale po co? on mnie nie kocha, nie będzie ze mna na dobre i na złe. nie rozwiedzie się. jemu pasuje podwójne życie.bylam odskocznia. wiec nie moge sie ponizyc. nie moge pokazac slabosci.. jest mi goraco od tego wszystkiego.od myslenia, od placzu, od cholernego cierpienia. mimo, ze mam swoje zasady moralne, ze bylo mi wstyd ze zadawalam sie z zonatym, to teraz tesknie do tego stopnia, ze moglabym mowic o tym otwarcie non stop.. wszystko mnie boli. weszłam dziś w taki pooperacyjny stan, kiedy przestaje działać morfina... dopiero teraz, po kilku dniach doszło do mnie, że przeszłam ciężki zabieg.. rozstania...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cassie Wiem że bardzo boli. Wiem ze rozdziera od środka tak ze brak tchu. Trzymaj się jednak. Proszę. Jak Ja po 16 latach razem z moim M moge myslec o rozstaniu to Ty po roku tym bardziej. Chyba nie chcesz znowu tych chwil wykradanych innej kobiecie. Nie chcesz obietnic bez pokrycia. Zycia w ciągłym poczuciu winy. Zycia z manipulantem za nic mającym jakiekolwiek zasady. Nie da się łatwo wykreślic kogoś z własnego zycia. Nawet takiego pogmatwanego. Miłośc uzależnia. Jest jak narkotyk. Potrzebny nam odwyk. Pełny detoks. Ja na wczorajszej rozmowie z terapeutą nie potrafiłam powiedzieć czego mi teraz brakuje jak Go nie ma ! Wyobrażasz sobie ? Ja taka zakochana walcząca przez cały długi miesiąc. Podejmująca niekiedy załosne próby odzyskania Go. Włacznie z rozmową z Kochanką. Nigdy więcej. NIE, NIE , NIE. Nie jest mi łatwo, ale nikt nie mówił że będzie. Staram się mysleć głowa , a nie sercem. Jeżeli długo przesladuje Cie jakaś myśl zapisz ją. pod nia zapisz kontrargumenty. Cudnie działa. Np. chcę żeby tu ze mną był : - jest zonaty, musi byc z zoną, - nie jest mnie wart, - za duzo je :) itp. itd. Wcześniej zdradzona , emocjonalnie już prawie Wolna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oczywiście te przykłady to dla Ciebie. Mnie już nie przesladuje myśl że chce zeby tu był. Wrecz odwrotnie. Jak uniknąc kontaktów z nim Też wypisuję : - dziecko chce się z nim widzieć - potrzebuję pieniędzy od niego, - nic mi nie moze zrobić itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×