Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

mandy2002

Ratować to małżeństwo?

Polecane posty

Jakiś miesiąc temu pisałam tak: Parę lat temu był ktoś kto mi się strasznie podobał - czułam to co dobrze znacie - tajemnicze przyciąganie. Niestety było między nami wiele różnic i przeszkód tak że wtedy nawet mnie nie znał, zresztą potem dowiedziałam się że jest zajęty więc odpuściłam. Poznałam kogoś, wyszłam za mąż, było nam dobrze, może nie było tego \"czegoś\" ale było naprawdę ok i byłam szczęśliwa. Do czasu... Z czasem mój mąż zaczął przejawiać zachowania które mnie niepokoiły - widziałam w jego oczach straszną agresję kiedy próbowałam mu na coś zwrócić uwagę, ze musi powoli szukać lepszej pracy, że nie możemy ciagle liczyć na rodziców itp... Poleciały wyzwiska od materialistek i gorszych - nie będę się nad tym rozwodzić. Potem ta agresja przeszla w agresję fizyczną, najpierw były to popchnięcia itp, w sumie nic wielkiego. Na co dzień był kochany i przepraszał ale zawsze kiedy, powiedzmy wprost się czepiałam (która żona tego nie robi? ) atakował mnie fizycznie, zawsze było to pojedyncze uderzenie.. Jednocześnie ten ktoś z początku opowieści zaczął mnie zauważać, spotkania, rozmowy - nic poważnego ale... Odpychałam go bo było już za późno, bo już się związałam i niby byłam szczęśliwa, ale w domu gdy nikt nie widział... Potwierdziły się książkowe schematy, atak, przeprosiny, miodowy miesiąc (teraz tydzień) i wkrótce nowo narosła agresja, atak itd. Ostatnio zdeklarował się że już więcej mnie nie uderzy i na razie się tego trzyma, ale we mnie coś chyba umarło... Nie wiem co robić... czy ratować to co jest, zerwać kontakt z tym drugim, czy moze po prostu odpuścić i zaczekać co los przyniesie? Gdybym wiedziała że jest co ratować ale sprawy zaszły już tak daleko że mam poważne wątpliwości Tego kogoś kto był w zasadzie tym pierwszym na pewno nie chcę w to wszystko wciągać i on nawet nie ma pojęcia co się tak naprawdę w moim związku dzieje To nie jest do końca tak, że mój mąż jest sadystą. Moze przytłacza go nadmiar problemów, obowiązków, czasami moich mniej lub bardziej zasadnych pretensji... Na razie widzę, że się stara, znosi moje poddenerwowanie, na razie mnie nie uderzył - fakt, że nie było między nami kłótni takiego rozmiaru, który zwykle go do tego prowokował ale może tym razem będzie inaczej - nie wiem gdzie wyznaczyć granicę, czy po prostu powiedzieć - jeszcze jeden raz i to koniec... To właśnie jest chyba najtrudniejsze - gdyby cały czas był okropny łatwiej byłoby podjąć konkretne kroki, a tutaj równia pochyła... Najgorsze jest to że we mnie coś chyba się zepsuło, już nie umiem jak kiedyś poprostu zapomnieć i żyć jak przedtem... Wybaczyłam mu ale chyba stał mi się obojętny. Może to wszystko się jeszcze da z czasem naprawić, a może z czasem będzie jeszcze gorzej... Nie chcę udawać że jest dobrze gdy tego nie czuję ale nie chcę też z góry tego skreślić - to chyba nie byłoby teraz w porządku... I jest jeszcze kwestia tego kogoś... Nie mamy ognistego romansu ani nic z tych rzeczy ale czysto przyjacielska relacja to też nie jest... Wytyczyłam granicę których dopóki jestem mężatką nie przekroczę i on zdaje sobie z tego sprawę. Wiecie jak to jest bo każda to przeżyła - taki etap badania czy byłoby nam dobrze czy pasowalibyśmy do siebie - tego nie można odrazu wiedzieć - potrzeba czasu... Czuję się jak w zawieszeniu - z jednej strony mąż który wyrządził mi wiele krzywd i przez to zabił we mnie część uczucia ale (mam taką cały czas nadzieję) nie jest złym człowiekiem, z drugiej ten ktoś z kim mogłoby być mi dobrze, kim się zauroczyłam - tak trochę szczeniacko zanim poznałam męża, ale wtedy nie mogło nam wyjść - normalnie jak w greckiej tragedii:) Nie chciałabym nikogo skrzywdzić, męża przede wszystkim. Ale czuję że cokolwiek nie zrobię będzie to dla kogoś bolesne... Wybiorę ratowanie małżeństwa - a może to błąd, może on się nie zmieni i za parę lat będę żałować że straciłam coś fajnego w imię moralności i zasad (dzieci nie mamy), z drugiej strony - badając czy mogłabym być z tym drugim, pokochać go i na nowo budować z nim życie, krzywdzę męża i bądź tu mądrym:( Czekam, patrzę co przynoszą kolejne dni, ale boję się tego co będzie dalej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
najgorsze jest to, że mąż nie ma prawa uderzyć .... przemoc fizyczna nie jest normalna. Trudno radzić w takiej sytuacji, ale ja osobiście nie pogodziłabym się z przemocą i zwiewałabym gdzie pieprz rośnie od takiego człowieka. Pamiętaj, jeżeli uderzył raz, drugi i trzeci to zrobi to po raz kolejny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie pomogę Ci... :( Życie to sztuka wyborów - nigdy nie dowiesz się, czy jakiś wybór byłby właściwy, jak go nie dokonasz. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziś dopiszę jeszcze tak: Chyba naprawdę potrzebuję rady kogoś doświadczonego. Od czasu pierwszego postu znów mnie uderzył - tylko jeden raz, ale jednak. Wiem, powinnam odejść, powinnam go zostawić, ale skąd wy brałyście na to siłę, jak przekonałyście siebie, że nie będzie lepiej, że będzie gorzej. Mam problem bo mam w głowie zakorzenione silnie myślenie: 1. Przecież nie bije mnie mocno, nie mam śladów (nawet w sądzie nie było by co pokazać, robi to tylko gdy już naprawdę jest wyprowadzony z równowagi. 2. Ja też go kiedyś uderzyłam, teraz już tego nie robię, ale czasami myślę, że to ja pierwsza przekroczyłam tę granicę i gdyby nie to, to on by tego teraz nie robił 3. Na co dzień się stara, wybacza moje humory, jest cierpliwy, dużo dla mnie robi i znosi jeśli mam akurat zły humor. Z jednej strony widzę, że coraz mniej perspektyw przed nami, a z drugiej nie potrafię tak go skrzywdzić, bo przeciez na codzień jest dobry, jak o tym myślę, ze przeze mnie byłby sam to łzy mi same lecą do oczu, chyba jestem za bardzo empatyczna... Jak wy sobie z tym poradziliście?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja jednak bym sugerował, byście (oboje razem) poszli do poradni rodzinnej, do psychologa... A jak on nie będzie chciał, powiedz że w takim razie odchodzisz, że jak on nie chce, to Ty sama nie będziesz ratowała tego małżeństwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiesz Mandy, mnie też Ktoś kiedyś uderzył, ale zrobił to tylko raz.. na więcej nie pozwoliłam. Ok, zgodzę się, nie byliśmy wtedy małżeństwem, ale wyrzuciłam go ze swojego życia i serca. To wcale nie było łatwe, dość długo trwało, ale dałam radę. Od tego czasu obiecałam sobie nigdy nie będę z takim człowiekiem, mój przyszły mąż na pierwszym spotkaniu usłyszał ode mnie, że jedno podniesienie ręki na mnie spowoduje, że wszystko co będzie między nami (choćby najpiękniejsze) rozpadnie się. Być może mam do tego zły stosunek, ale nie potrafię inaczej... Alkohol i przemoc to dwie rzeczy z którymi nie potrafię się zgodzić. Nie chcę Ci doradzać, bo bardzo pięknie napisała to Casanowa \"nie omogę Ci... Życie to sztuka wyborów - nigdy nie dowiesz się, czy jakiś wybór byłby właściwy, jak go nie dokonasz\" i Ty sama musisz przemyśleć bardzo mocno wszystkie za i przeciw, ale życzę Ci byś podjęła słuszną dla siebie decyzję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyno!!!!!!!!!!!!! Nie mogę tego czutać co piszesz, taki dobry mąż tylko czasem leje! Słuchaj, miałam 25 lat kiedy uciekłam od swego męża, właśnie dlatego, że podnosił na mnie rękę! Pierwszy raz odeszłam, obiecał poprawę i przez miesiąc było ok. Ale potem było jeszcze gorzej. Zabił wszystkie uczucia jakie miałam w stosunku do niego.Odeszłam, rozwiodłam się, znalazłam pracę, normalnie żyję.... Ile masz lat? On nigdy się nie zmieni, nigdy nie będziesz liczyła się jako człowiek, tacy mężczyżni nigdy się nie zmieniają............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
enda napisała dokładnie to samo co myślę ja tylko troszkę dobitniej :) dzięki enda :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ha ha ha Casanova przepraszam :):):) co za wtopa :):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A pamietasz jak przysięgał na miłość, wierność i uczciwość małżeńską? Dla mnie jest on skończonym bydlęciem. Moja narzeczona odeszła od kogoś takiego po ponad czterech latach małżeństwa. Na początku było tak jak opisujesz, sporadyczne popchniecia i pojedyńcze uderzenia. Ale robiło się coraz gorzej i nie widać było chęci poprawy. Dodam że w jej przypadku dochodził jeszcze problem z alkoholem jej byłego męża. Wiem że komuś kto tego nie przeżywa łatwo sie mówi ale według mnie nie powinnaś tolerować takiego zachowania. Jeśli dwoje ludzi decyduje się na bycie razem to powinni zdawać sobie sprawę że życie to nie tylko miłe chwile ale również sytuacje stresujące i problemowe. Związek ma dawać nam poczucie bezpieczeństwa i sprawiac że życie staje się łatwiejsze jeśli idzie się przez nie w dwójkę. Decyzje musisz podjąć sama ale według mnie powinnaś wyznaczyć jasne granice. Jeśli je przekroczy to powinnaś poważnie pomyśleć nad odejściem. Po prostu nie zasługujesz na takie traktowanie. A jeśli mu zależy to powinnien zrozumiec że przemoc fizyczna niczego nie rozwiązuje a tylko prowadzi do nowych problemów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poradnia.... Przerabiałam to, byliśmy raz a potem już nie chciał chodzić. Mówię, tacy nigdy się nie zmieniają!!!! Uciekaj i łap szczęście jeśli masz taką szansę!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ratować małżeństwo? A co tu jest do ratowania? :O "Bije mnie, ale nie mocno" - czytasz samą siebie? I po co go usprawiedliwiasz? "Przytłacza go nadmiar problemów" - niech idzie do psychologa, a nie szuka ich rozwiązania bijąc ciebie. Zresztą sama piszesz, że coś w tobie obumarło, to co chcesz ratować?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiem - taki ze mnie klasyczny \"syndrom ofiary\"... Ale może to wszystko bierze się z tego, że ja też czuję się winna, że nie jestem do końca fair - mijają kolejne miesiące a ja powoli dojrzewam do tego żeby sobie powiedzieć, że chyba się zakochałam... q tym drugim niestety, Zakochanie platoniczne i ta osoba o tym wie, więc zdrada fizyczna jako taka nikomu nie grozi, zresztą ostatnio usłyszałam, że jestem dla niego \"kimś do kochania, a nie do seksu\" i tu zaczyna się robić poważnie. Pikanterii dodaje temu wszystkiemu fakt, że ta nowa osoba właśnie się rozwodzi i przez to w zasadzie nie ma żadnej randkowej atmosfery między nami. Raczej moje wspieranie go i wspólne przechodzenie przez tę stresującą dla niego sytuację. Dodam, że on nie wie co dzieje się u mnie w domu i lepiej żeby tak na razie zostało. Życie jest po prostu pokręcone...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z boku ;) to powinno wyglądac tak: odchodzisz od męża (na twoim miejscu nie mówiłabym o tym, że się zakochałaś, bo jeszcze zacznie szaleć :O ), czekasz aż \"tamten\" poukłada sprawy rozwodowe i... dajecie sobie szansę :) Na wiosnę 🌻 Idź do psychologa, będzie dobrze, zobaczysz, chociaż wiem jak ci ciężko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eee/
A dlaczego on sie rozwodzi? Czy twój mąż wie ojego istnieniu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Enda - zapomniałam odpowiedzieć na Twoje pytanie - mam 25 lat a mężatką jestem od dwóch

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do eee/ wiesz tak do końca to w to nie wnikałam... to jest ich sprawa - na pewno nie przeze mnie:) Bo pojawiłam się w jego życiu trochę później niż zaczęło się rozwalać jego małżeństwo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eee/
może byc i tak, że on nie jest takim ideałem za jaki go uważasz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oczywiście, że może nie być ideałem. Jak każdy. I jak na razie mandy nigdzie nie napisała, że tylko czeka, by wpaść w jego ramiona i jest wspaniały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eee/
ale jego "pojawienie sie" ma duży wpływ na jej sposób myslenia i może mieć tez wpływ na to jaka decyzję podejmie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
eee/ A czy ja napisałam, że uważam go za ideał? - znam wiele jego wad, może nawet więcej niż przeciętna zakochana kobieta - wiem też, że na pewno sporo nie znam - i rzeczywiście tego się obawiam - czym może mnie zaskoczyć... Ale tak jak napisałam - zakochałam się - i to nie klasyczną \"3-miesięczną ślepą miłością\" - to trwa już trochę dłużej - i nie jest tak, że potajemnie się spotykamy, randkujemy i nie wiadomo co... Widzimy się rzadko, kontakt raczej mailowo-smsowy polega na podzieleniu się radościami i problemami i wzajemnym wspieraniu - a że gdy się zobaczymy to w powietrzu pojawiają się iskierki? Nie wybrałam go bo uważam że jest lepszy od męża - po prostu się pojawił ze wszystkimi swoimi wadami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość **** **** ****
nie czytałam całego topiku a tylko dwa pierwsze posty autorki: mandy --> moge się założyć, że wszyscy bedą ci tu doradzać odejście od męza (i słusznie, bo damscu bokserzy się nie zmieniają), wydaje mi się że masz już syndrom kobiety maltretowanej. idź na terapię do psychologa, trudno się na to zdecydować, ale on pomoże ci się odnaleźć w twoich emocjach...doświdczasz przemocy i twoje odbieranie świata jest zaburzone...do tego jeśli podejmiesz jakieś decyzje po konsultacji z psychologiem, bedziesz miała swidomość, ze zrobiłaś (walczyłaś) wszystko, zeby podjęta decyzja była jak najlepsza. uważam, że niestety bez choćby sporadycznego kontaktu z psychologiem nie wyprowadzisz swojego życia na prostą...a jeśli tego nie zrobisz to Twoje dusza umrze i czekają Cię poważne konsekwencje związane z Twoim zdrowiem psychicznym, grozi Ci depresja i wszelkie możliwe odmiany nerwicy. ps. ja jestem typem wrażliwca i też stram się do wszystkiego podchodzić empatycznie, ale mimo to wyrwałam się z przemocowego związku (u mnie przemoc psychiczna i ekonomiczna) i uważam ze to była najlepsza decyzja w życiu..ale przyznaje szczerze bez psychologa bym nie dała rady...dziś pewnie chodziła bym z podbitymi oczami, bo pod koniec zaczynały się szarpaninki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość **** **** ****
dodam jeszcze, ż u mnie było jeszcze ogromne poczucie winy, bo dochodziłam od osoby niepłenosprawnej i straszliwie przeżywałam złamanie przysięgi koscielnej, ale dałam radę i dziś jestem spokojna i szczęsliwa z nowym partnerem...wyrzuty sumienia to coś z czym każda odchodząca osoba się zmierza. to że istnieje twoja wina w zaistaniałej sytuacji nie znaczy że nie masz prawa odejść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja tylko wam powiem
Moj chlopak mnie bil-ktos powie glupia-wyszlam za niego.Myslalam-uda sie ,przestanie..........Po slubie: przestal:D.Slepej wronie ziarno sie trafilo:D Jestesmy malzenstwem 9 lat.To tylko tak chcialam napisac:D. Autorko-powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozmawiałam z mężem, jemu zależy żeby spróbować to naprawić, mi chyba też, ale nie potrafię zebrać w sobie wystarczająco dużo siły i chęci. Czasami myślę, że to przez tego drugiego, że może gdyby go nie było to jakoś bym to posklejała, że może szukam tylko winy w mężu aby czuć, że skoro nam się nie układa to mogę zacząć próbować tworzyć coś nowego. Naprawdę to wszystko jest pokręcone

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość raaanyyy
ja pierniczę normalnie. Nie wierzę w to co czytam. On Cie leje a Ty się zastnanawiasz czy ratować to małżeństwo? Co ratować??? Czy to jest miłośc Twoim zdaniem? To że Cię uderzył??? kobiety gdzie Wy macie szacunek do siebie???? Nie patrz na tego drugiego, na to co się dzieje z nim tylko zwieiwaj od tego kretyna. On Ci będzie tak sto tysięcy razy obiecywać i sto tysięcy razać łamac obietnicę. Chcesz żyć w takim związku??? A jak podniesie reke na dziecko to co? Będziesz tłumaczyć że tak trzeba? Nie moge normalnie czytać czegoś takiego. Powiem tylko że ja odeszłam od męża gdy mnie zwyzywał. Nie podniósł nigdy ręki, na co dzień był kochanym, wspaniałym. Dałam mu szansę, rok wytrzymał. A potem znów to samo. Nie pozwolę sobie by mnie własny mąz wyzywał tylko dlatego że coś mu się przywidziało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cytuje autorke
"Poznałam kogoś, wyszłam za mąż, było nam dobrze, może nie było tego "czegoś" ale było naprawdę ok i byłam szczęśliwa." I juz tutaj popelnilas blad, dflaczego w ogole przyrzeklas komus milosc kiedy tak w ogole nie byla ta perawdziwa miloscia? Jak dla mnie twoj zwiazek jest spisany na straty, nie dla tego,ze nie da sie tego odbudowac, moze by dalo, ale czytajac Twoje posty wnioskuje,ze jestes wyplukana z pozytywnych uczuc w stosunku do meza a bez tego to molzna jedynie udawac ,ze jest ok. Mozna wybaczyc raz, ale on non stop wraca do tego. Obiecuje, po czym lamie obietnice. Jak mozna ufac takiemu czlowiekowi.W pewnym sensie sama sie o to prosilas,bo Ty tez sklamas, przed oltarzem.juz nie wspomne o tym,ze go uderzylas. Nie bede Cie namawiac do niczego,ale gdybym miala za soba podobne doswiadczenia,zwyczajnie odeszlabym, Zaczelambym zycie na nowo, zgodnie ze swoim JA, ze swoimi oczekiwaniami.Cos czystego, nieskazonego. Nie musialabym sie od razu wiazac z kims, ale na pewno nie grzezlabym w tym bagnie, w jakim Ty teraz siedzisz.Dla mnie to nie jest zycie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powiem tylko tyle,że dla mnie damski bokser to gnida najgorszego gatunku i nie ma się nad czym zastanawiać. Powodzenia życzę i radykalnych kroków

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×