Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Sharamysha

nerwica... depresja... czy głupota?

Polecane posty

Gość długie rzęsy
Cześć! Ta pogoda również i mnie przybija.Nie lubię jesieni, a jeszcze bardziej zimy.Jest zimno, szaro,nijako.Muszę iść do lekarza, bo antydepresanty mi się kończą. Zaczęła się szkoła.Z rana prowadzę dziecko do szkoły,robię zakupy.Potem sprzatanie, szykowanie obiadu, chwila dla siebie(książka, komputer,tv).Potem odbieram syna za szkoły.Obiad, mycie garów,odrabianie lekcji i tak to się kręci....Często mnie to wszystko przytłacza.Próbuję nadrabiać dobrą miną, choć nie zawsze mi to wychodzi. Jeśli chodzi o sex-to raczej nie mam wielkich potrzeb.Ostatnio mógłby zresztą dla mnie nie istnieć.Atmosfera między mną a mężem jest obecnie niezaspecjalna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie.O ile wczoraj byłam w fatalnym nastroju,to dziś tryskam energią.Ta huśtawka moich nastrojów jest dla mnie nawet niepojęta.Ale niestety taka jestem.Jak coś się sypnie-to wszystko widzę w czerni,jak coś pójdzie lepiej-to góry mogę przenosić.Ze skrajności w skrajność.Dziś pogoda w dalszym ciągu obrzydliwa,ale już chcę żyć! Czytam Wasze wypowiedzi odnośnie przyziemnych spraw domowych i pod większością sama mogłabym się podpisać.Jak wyszłam za mąż od razu chciałam być idealną kucharką,sprzątaczką,praczką :D Mój pęd do profesjonalizmu wielki jest,ale dziś stwierdzam:wszystko to o kant d.u.p.y.!Mąż nie zauważa mojego wkładu.Jest fajnym facetem,ale kurde,on wcale firanek i serwetek nie potrzebuje...A ja się zarzynam prasując wykrochmaloną pościel.Niezłe z nas męczennice.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość długie rzęsy
Byłam u 'znachora'.Tablety na następny miesiąc zapewnione.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja dziś taka nijaka, nawet mam trochę energii ale nie za dużo, byle głupota mnie może wyprowadzić z równowagi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pomocy! Pomocy! Pomocy! Pomocy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ja już tego nie wytrzymam. Ja już tego nie wytrzymam. Niech mi ktoś pomoże, bo ja już nie mogę. Boże jak mi źle, tylko sobie po żyłach trachnąć i spokój miałąbym ja i wszyscy. Już mi się nie chce tego wysłuchiwać co się dzieje. Już nie mogę!!!!!!!!!!!!! Te ciągłe kłotnie. A ja jestem w centrum problemów wszystkich dookoła. I już nie mam siły. Naprawdę. Czuję jakbym leżała na ulicy. Zero pomocy, zero nadziei. Jestem tak strasznie zmęczona. Tak strasznie zmęczona. I nie mogę odpocząc....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mała Fiki Miki uspokój się proszę powiedz co się stało wyrzuc to z siebie, trzymam Cię za rękę. MOCNO!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość długie rzęsy
Fiki Miki, proszę napisz dokładnie , co się u ciebie dzieje.Dziewczyno, jesteśmy z Tobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość długie rzęsy
Zaczęłam chodzić na aerobik.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość długie rzęsy
Co jest z wami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fiki Miki napisz co się dzieje, wywal to z siebie, może choć trochę ulży. Przecież wszystkie tutaj mamy to samo :( Ja też czasem mam ochotę zakopać się w kołdrę i już nigdy stamtąd nie wyjść. Zresztą często a nie czasem. - Kochanie, w czym mi najładniej? - W kuchni! Sama wymyśliłam... tak mniej więcej mam w domu. A im ja więcej robię tym mąż mniej. Nie żeby jakieś poczucie przyzwoitości wykazać czy nawet ambicje. Ja bym się bała że skoro partner sam wszystko robi to w końcu przestanę mu byc potrzebna. A facetom w ogóle takie myslenie nie przychodzi do głowy. Skoro baba robi to niech robi, radzi sobie wiec ja mogę odpocząć. Bez sensu. Posrany ten świat. Ludzie się rozwądzą a potem i tak kogoś szukają. Czy naprawdę można tak trafić żeby nie czuć w ogóle żalu. Czasem mi tak strasznie ciężko. Nie dlatego że maż nic nie robi. Chodzi mi o jego podejście. Ja nie jestem pania do prowadzenia mu domu. A on uważa że skoro już wychodzi do pracy to ja mogę robić wszystko inne, a pomijam że jak pracowałam to też dom prowadziłam i jeszcze ten dom i wszystko co z nim związane załatwiłam. A mąż jak już pracuje to cała reszta robi się sama i z czego ja robię problem. Boże nie mam siły... tak boli...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Uważam że mimo wszystko osoby takie jak my w depresji lub zbyt wrażliwe emocjonalnie powinny byc same. Z prostego powodu nie umieja lub nie mają siły ciągnąc czegos co je przerasta. Dopiero niedawno to zrozumiałam, męczyłam się w związku, sprawiał ze moja depresja się pogłebiała nie umiałam o niego zadbac poniewaz nie radziłam sobie ze swoimi problemami a co dopiero jeszcze z czyimiś. Wolę byc sama, będe z moim Panem ale nie wiem czy nasz związek będzie taki bardzo wspólny, wolę chyba żeby po prostu przychodził, pomagał, ale nie zbliżał się az tak mocno, dobrze jest jak jest, nie chce czuc że ja cos robię więcej a on mniej lub odwrotnie, to boli tak jak pisze Sharamysha Ogólnie to chyba nieźle się ustawiam, nie pale za soba jakos tak drastycznie mostów, maz przychodzi do córki, w jakis sposób pomaga choć mnie wkurza totalnie, z drugiej strony jest męzczyzna którego kocham który mnie kocha i który tez mi pomaga, hahaha przydałby się jeszcze jeden i mogłabym stworzyc nowa wersję filmu \"trzech mężczyzn i dziecko\" hahaha ale mnie to rozsmieszyło

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedy jestem sama robię co chce i zyję jak chcę, nikt mi nie mówi co mam robić, nikt nie krytkuje, odczuwam spokój wewnętrzny a córka wypełnia pustkę kiedy mi czasem źle Palę światło i nikt mi nie mówi zgaś bo trzeba prad oszczędać, wychodze na spacer i nikt nie kontroluje mnie pytaniem dokąd idziesz, latam nago po domku bez skrępowania, oglądam tv i nikt nie wydziera mi pilota z ręki i moge godzinami oglądac babskie seriale. Sa i minusy, musze dziwgac ciężkie siatki ze sklepu, czasem bym chciała odpocząć ale przy córce się nie da (ale przychodzi mąź to wtedy się na niego wszystko zwala hihih) Nie umiem sobie zainstalowac przepływowego ogrzewacza wody (ale mój maz tez nie umial, sprzęt lezy od 3 lat bo fachowca nie ma) No i finansowo ciężko (ale jak będa alimenty to w końcu będzie musiał płacić) I takie tam pierdoły Mimo wszystko lepiej mi samej!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość długie rzęsy
Sharamysha, u mnie jest to samo.Wczoraj nawet rozmawiałam o tym z mężem.Bo wyobraż sobie, że mój mąż to czasami nawet łóżka po sobie nie pościeli z rana.(Ja śpię w drugim pokoju z synem).Pytam się go;Czemu łóżka ostatnio nie zaścielasz? A on na to,że się nie wyrabia i musiałby wstawać trochę wcześniej-uhahaha!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Dobre, co nie???????????????A ile do diabła to zajmuje czasu? Pół minuty? No nie, powalił mnie na kolana.A ja to muszę się wyrobić?Wyszykować dziecko do szkoły.I siebie, i jeszcze może mam ścielić jego łóżko.Bo on jedyne , co musi,jak sam twierdzi, to iść do pracy.Reszty nie musi, jedynie może.A ja nieważne, czy mam ochotę coś zrobić, czy nie, to i tak wychodzi na to , że muszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość długie rzęsy
No tak, Anulka.Na pewno jest dużo plusów z bycia samą.Nie masz ograniczęń, możesz robić , co chcesz i kiedy chcesz.Ja jednak nie mogłabym chyba tak żyć.Bo potrzebuję jednak wsparcia, przytulenia, zapewnienia, że ktoś mnie kocha,że jest.Czasem żle się dzieje w moim małżeństwie, ale są i dobre chwile i wtedy wszystko jest cacy.Czasami rozumiemy się bez słów, a czasami tych słów pada za dużo i wtedy ranimy się trochę.Nie wyobrażam sobie jednak, że mogłabym być sama. Ale ty sama nie jesteś, masz przecież kogoś, kto przychodzi, gdy go potrzebujesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak nie jestem sama, chodzi mi tylko o to że lubie byc sama w domu, ja to typ singla jestem chyba, po za tym obrastam w skorupę, ostatnio uświadamiam sobie ze nie ptrzebuję przytulenia wręcz mnie to złości czasem, jestem chyba nieczuła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wczoraj miałam dzień - masakrę. Nic mi nie wychodziło. Wszystko mnie denerwowało. Czułam się tragicznie. Spadłam na samo dno i zalało mnie 10 metrów wody. Czasami czuję, że mam za dużo problemów. Że dźwigam ciężar, który nie jest mój, który może nawet nie powinien mnie obchodzić. Nie potrafię żyć włąsnym życiem, tylko przejmuję się problemami innych. Teraz nie pracuję, nie mam zajęcia, więc żyję tym, czym moja rodzina. A dodam, że mieszkam jeszcze z rodzicami. Jestem więc praczką i gotowaczką. Wysłuchuję od rana do wieczora jak się wszycy kłócą... Po cudownym poranku (kłotnie, stres i wycie do bólu z tej złości bezsilności) poszłam do psychologa bioeneroterapeuty. Dla mnie to wyczyn gigant, bo myślałam, że nigdy się na to nie zdecyduje. Jestem jednak w takim dołku i rozbiciu ostatnio, że chyba nie miałam innego wyjścia. Cieszyłam się tą wizytą i oczywiście wielki stres. Co powiem, czego nie itp. Nadzieja była. Po wyjściu byłam załamana. Rozmowa bez sensu, porady bez sensu, porozumienie międzynami bez ochów i achów. I to ciągłe powtarzanie, że on czuje, że będzie dobrze, że mnie z tego wyprowadzi. A ja czułam zupełny brak zrozumienia. Nawet kiedy wychodziłam, ryczeć mi się chciało, a on, że oczywiście jest super, będzie lepiej.... Następnej wizyty nie będzie.... Nie wiem czy będzie gdziekolwiek. Zapłaciłam, wyszłam i tak sobie szłam i ryczałam na środku ulicy i było mi naprawdę wszystko jedno...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poczułam się tak, jakby coś się zamknęło. Jakby nie było już dla mnie wyjścia. Człowiek w godzinę zarobił tyle, co ja przez dwa, trzy dni. Nie wiem co dalej będzie. Leżę na samym dnie, więc kiedyś muszę wypłynąć. Zupełnie nie wiem co robić. Totalnie się załamałam. :( Sama, sama, sama. Długie rzęsy - muszę powiedzieć, że mimo wszystko rozśmieszył mnie tekst o Twoim mężu. No tak, wstać minutę wcześniej, dla takiego zapracowanego mężczyzny, to nie byle co :) Dziękuję Wam za troskę! Postaram się informować na bieżąco.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Anulka- też się kiedys zastanawiałam czy samemu nie byłoby lepiej. Bo mam tak wiele zahamowań, różnych głupich zachowań, których nie umiem zwalczyć i inych dziwności, że rozumiem, że inni tego nie rozumieją :D Te ciągłe kłótnie o moje zachowanie wykańczały mnie. Wiem, że wszystkiego nie zmienię,ale coś z tym trzeba robić. Nie wyobrażam sobie życia samemu tak do końca i na zawsze. Potrzebuję, żeby ktoś mnie wspierał, był, dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Martwię się o to, że nie zawsze umiem okazać to uczucie i wdzięczność. nie jestem za bardzo wylewna. Nie mówię dużo, wydaje mi się, że wszystko jest jasne i czytelne. A potem okazuje się, że nie jest. Że zabrakło słów, które wszystko by potwierdzały... Ale to trudne.... boję się, że jak kiedyś będę miała dziecko, to będzie tak samo. Że zapomnę mówić, że je kocham :) naprawdę. Bo jednak czyny, to nie wszystko. Nie wiem sama jak to się ułoży. Dziś nic nie wiem. Nie ma mnie. Nie chce mi się myśleć. Za dużo już jest w głowie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fiki Miki Dobrze że się odezwałaś, martwiłam sie o Ciebie Skoro twierdzisz że jestes na dnie to możesz się juz tylko odbic, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszlo i nigdy nie jest tak źłe żeby nie mogło byc gorzej, postaraj sobie to mówic często byc może Ci to pomoże. Nie wierzę w bioenergoterapeutów, daj sobie spokój z takimi dziwakami. Staraj się tylko robic coś co sprawia ci przyjemnośc, nie oglądaj łzawych filmów, unikaj kłótni rodziców jeśłi widzisz że jest burza to po prostu idź na spacer, może powinnaś miec psa? Wiem ze jest Ci trudno zyc w takim domu, przechodziłam to, ciągłe kłótnie rodziców doprowadzały mnie do szału, do tego dochodził wstyd za alkoholizm ojca, depresję mamy i jej wiejskie proste wychowanie, no i strach, wszedzie był strach. Nie zapomnisz mówic dziecku ze je kochasz, ja tez się bałam że nie będe umiała kochac córki bo wiem że nie potrafię tak naprawdę kochać, ale kocham ja i staram się nie powielac błędów rodziców, coraz bardziej czuję ta macierzyńskosć, ona rodzi sie w bólu i rośnie i kwitnie w tobie w miarę jak dziecko dorasta, będzie dobrze, zobaczysz! Na pewno znajdziesz pracę, czym do tej pory się zajmowałaś, napewno potafisz wiele rzeczy, ja tez się dołowałam często że jestem beznadziejna że nikt mnie nie zatrudni a jednak udało się i czasem widzę taką typową głupote ludzką i wtedy mówie sobie ze jestem szczęsciara że mam w sobie na tyle inteligencji że potrafię czytac pisac, sklecić zdanie i przez to moge z wami rozmawiać. Przykład hmmm niewiedzy tak to nazwę - stoję w sklepię i prosze fakturę na firmę, pani miła ładna pisze tą fakture i nagle zadaje mi pytanie czy jak pisze sp. z o.o. to czy po sp ma byc kropka? wyobrażacie sobie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aaa, chciałam jeszcze dodać, że po wczorajszych urokach życia, dziś wyglądam jak troll. I musiałam się sporo nagimnastykować, żeby doprowadzić swoje powieki do stanu używalności :D Anulka, ja zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem głupią dziewczyną. Wprost przeciwnie. Mimo to nie umiem tego wszystkiego wykorzystać, bo nie umiem siebie docenić. Nie jestem gadatliwa, nie umiem uwierzyć w siebie. Skończyłam 2 kierunki studiów, i mnóstwo innych rzeczy. NIKT przez ten czas nie powiedział mi, że mnie podziwia czy coś tam. Może dlatego ciągle zabieram się za nowe rzeczy, bo nikt tego nie docenia. Wśród najbliższych... nie wiem Realnie oceniając mam dużo, a zachowuję się jak skromna myszka, która to czasem coś nieśmiało wspomni. Nie rozumiem tego. Rodzice nigdy mnie nie chwalili. Sami nie skończyli studiów. Są raczej prostymi ludźmi. Czasem, aż mi wstyd za tatę... Nie rozumieją jak to czasem bywało trudno. Nie docenili tego, jak już skończyłam. Teraz wysłuchuję tylko, że czas do pracy. Muszę ją znaleźć niebawem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mała Fiki Miki ja mam podobnie, ciągle czuje potrzebę sukcesów żeby móc się dowartosciować a te jakos nie nadchodzą niestety więc tez się tym często dołuję, ja tez skończyłam dwa kierunki studiów, i nic z tego nie mam, takie czasy, niby siedze na kierowniczym stanowisku, ale źle się tu czuję, ciągle mi się wydaje że się tu nie nadaję. Moi rodzice tez sa prości, ojciec nie pozwolił mi iśc na studia z internatem bo on nie będzie mnie utrzymywał, musiałam iśc na studia zaoczne bo wyganiał mnie do pracy więc skąds to znam o czym piszesz. Mój ojciec wyznawał zasadę że im bardziej będzie mnie gnoił tym ja bardziej będe się starac i uczyć, niestety wychował szarą zastraszoną myszkę, która boi się walczyć o swoje, zyje tak żeby mało kto mnie widział, bo jakby jakies nie daj boże problemy były to bym chyba zawału dostała, dlatego szef mnie nie widzi, nie docenia, olewa, a jednocześnie ceni za uczciwośc i solidność, pogmatwane to wszystko. I nie spodziewaj się że kots Cię doceni, musisz się nauczyć że ludzie nie chwala innych, musisz to po prostu zrozumieć, chwali się dzieci, ale nie dorosłych, więc co Ci zostaje, sama się chwal, wmawiaj sobie że jestes silna i mądra, wiem że to trudne i wydaje się głupie, ale z czasem troche pomaga, nie dużo ale zawsze to jakis pierwszy krok

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No cóż,mogę dodać od siebie to samo.Skończyłam studia zaocznie,bo rodzice nie mieli pieniędzy,by łożyć na moje utrzymanie w akademiku przez 5 lat.Zawsze,gdy stawiałam sobie cel w życiu i później ciężką pracą go zdobywałam,to nie potrafiłam się cieszyć odniesionym sukcesem.Już później wydawało mi ,że to wcale takie wielkie osiągnięcie nie było skoro ja to zdobyłam. Pracuję i podobnie jak Anulka mam nieustające wrażenie,że się nie nadaję.A problemy?Są i doprowadzają mnie do zawału właśnie :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Anulka - wydaje mi się, że pewnych rzeczy już się nie da odkręcić. Czegokolwiek bym sobie nie wmawiała, to i tak to nie pomoże. bo ja mam świadomość, że na polu \"zawodowym\" nie jest ze mną tak źle, ale co z tego, że jak nie umiem tego wykorzystać. Inni mają mniej, a świetnie sobie radzą. Dlaczego? Bo od dziecka ktoś ich utwierdzał w tym, że są najlepsi. Mam nadzieję, że jak będę miała kiedyś bejbi, to nauczę je peności siebie. będę mu wmawiać, że jest najlepsze, nawet jak tak nie będzie. Jak byłam mała nikt się mną nie przejmował. Zawsze miałam mnóstwo obowiązków, bo mam sporo młodsze rodzeństwo. Więc zamiast śmigać po koleżankach, siedziałam i niańczyłam. wakacje? Nigdy nie były super. Zajęcia dodatkowe? Tak, jeśli sama je znalazłam i wszystko załatwiłam... :( I powstała Zosia- Samosia, która jest nieszczęsliwa w życiu. Zazdroszczę Ci, bo pewnie masz fajną pracę mimo wszystko :) Ciekawe, co bym pomyślała, jakbym zobaczyła Cię w pracy???? :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Też jestem najstarsza i zajmowałam się młodszym o 8lat bratem.Miałam coś,jak sobie to załatwiłam sama.Musiałam zawsze być dzielna,nie marudzić,dobrze się uczyć.A ponieważ zawsze starałam się taka być-to rodzice uznali,że poradzę sobie w życiu i raczej nie zaprzątali sobie głowy moją osobą.Pamiętam,jak mając chyba z 12 czy 13 lat zachorowałam na anginę,poszłam sama do lekarza.Mówię mu,że źle się czuję,gardło mnie boli,temperaturę też mam.A on na to ,żebym zawołała mamę,bo myślał,że siedzi na korytarzu i się zdziwił,gdy powiedziałam,że przyszłam sama.Efekt jest taki,że jestem nieszczęśliwą zosią samosią,tak jak Ty Fiki Miki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość długie rzęsy
Kurcze, dziewczyny! Wy w większości chodzicie jednak do pracy, a ja to dopiero porażka.Teraz mam taki okres, że intensywnie myślę o pójściu do pracy i co? Jestem jak sparaliżowana normalnie.Chodzę spięta, denerwuję się, a to dopiero myślenie.A co będzie potem? Ja normalnie się do tego nie nadaję!Mam w głowie gdzieś zakodowany ten strach, boję się że jak będę pracować, to cały czas będę się żle czuć, będę spięta i w ogóle w jakimś transie.Poradżcie mi coś, bo już nie wiem....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość długie rzęsy
Wstaję z rana, szykuję się, bo prowadzę dziecko do szkoły.I już włączam te swoje myślenie-co by było jak bym teraz pracowała?Czy zdążę się wyszykować, czy zdąże dopilnować dziecko, czy zdążę nakarmić kota, zrobić zakupy? i tak nakręcam się ,napinam się, czuję dyskomfort.Od razu muszę wiedzieć , co dzisiaj zrobię na obiad, czy sobie ze wszystkim poradzę i jednocześnie nie padnę ze zmęczenia...I tak to u mnie wygląda.Jak mam się od tego uwolnić.Bo z jednej strony chciałabym pracować, powrócić do niby takiej normalności.Ludzie mnie się pytają, czemu nie pracuję, jak ja nie cierpię tego pytania.Muszę ściemniać, a to że to, a to że tamto, nie powiem im przecież , że boję się iść do pracy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj tak, z pracą to my mamy problem, czy jest czy jej nie ma. Jak pracowałam to oczywiście się stresowałam, teraz już się boję że nic nie znajdę jak przyjdzie pora... :( Stresy, stresy, stresy... Czytam Wasze wpisy i naprawdę mamy bardzo podobne myslenie w wielu przypadkach. Każda głupota nas przerasta mimo że same wiemy że to właśnie głupota. Mnie takie rzeczy stresują że nawet wstydzę się wspominać. A co do związków. Tak każda marzy że będzie mieć wsparcie, bezpieczeństwo, przytulenie itd. I nawet jak to nie wychodzi to wciaż naiwnie wierzymy że następnym razem się uda. A co jeśli jednak związek tego wszystkiego nie daje. Jest przytulenie, jest ciepło, ale poczucia bezpieczeństwa brak. A przecież to dla nas -psychotycznych neurotyczek :) :) :) - najważniejsze!!! Ja najbardziej na świecie potrzebuję wsparcia. Ale moje kochanie tego nie rozumie, on uważa że mnie wspiera bo pracuje, a po pracy wraca do domu. Tylko że to ja myślę co trzeba kupić do jedzenia, co dla dziecka, czym Malucha nakarmić - ma kilka miesięcy wiec odpowiednie żywienie to nie lada wyczyn, ale skoro ja to robię to przecież drobiazg, ja myslę o rachunkach, o mieszkaniu, ubezpieczeniu, ja załatwiałam wszystkie umowy. No i gdzie to wsparcie. Czy ja naprawde się bajek naczytałam??? Mi się to wydawało zawsze oczywiste, że jak będę w związku to odetnę pępowinkę i będę mogła liczyć na pomoc faceta, na to że ktoś za mnie pomyśli. Jak na razie nie bardzo a do tego zero porozumienia w tej materii bo on uważa że wszystko jest ok i ja sobie stwarzam problemy. Strasznie potrzebuję psychologa ale boję się tego o czym pisze Fiki Miki - że równie dobrze mogę tą kasę wrzucić do ścieków. Kompletnie sobie nie radzę a nikt nie chce w to uwierzyć. Wszyscy myslą że panikuję bo przecież to czy tamto pozałatwiałam. Ale to nie tak miało być!!! Buuuuuu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość długie rzęsy
Nie wstydż się Sharamysho.Tylko napisz właśnie jakie to są rzeczy, które cię stresują.Na pewno się zrozumiemy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Głupoty, głupoty, głupoty - ciągle zaprzątają nasze myśli, ale jakoś trudno się od nich uwolnić. Jak można mieć 100% świadomość, że jest tak i tak i nadal zachowywać się tak samo, tego nie rozumiem. Jak to wyleczyć??? Do pracy trzeba iść. nie można siedzieć w domu, bo za dużo się myśli. Bez powodu wpada się w dól, by dwa dni później, aż za bardzo we wszystko wierzyć. I tak od nowa. Czasem jestem tak zmęczona, że nic mi się nie chce. i wtedy mam wyrzuty sumienia, że nic nie robię. Ja już chcę do pracy. Wiem, że przez pierwszy miesiąc, to będzie kupa stresu, ale to przechodzi z czasem. Muszę Wam powiedzieć, że jak ostatnio pracowałam, to przez tydzień NiC nie jadłam. Po prostu nie mogłam. Same napoje, mleczko, herbatka itp. W niedzielę jak miałam wolne, to czułam się strasznie zmęczona i już myślałam o tym, że jutro do pracy, i że jestem najgorsza... Na pocieszenie mogę dodać, że to przechodzi. Nie wiem czy całkiem, ale przechodzi :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×