Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Zostawiam Wam opowiadanie!👄 ................ PRAWDZIWY PRZYJACIEL................................... Petronus z Panonii służył w legionach od ośmiu lat i przez ten czas zdążył awansować na dziesiętnika. Należał do principes - kategorii piechoty w legionie rzymskim, walczącej w drugiej linii wojsk Cesarstwa. Miał dwadzieścia sześć lat, więc za rok lub dwa powinien zostać przeniesiony do oddziałów triarii, które tworzyli najbardziej doświadczeni weterani, stanowiący linię rezerw, wprowadzanych do walki w krytycznych momentach. Marzyła mu się funkcja centuriona i sądził, że ma szansę ją uzyskać. Dowódcy chwalili tego wyjątkowo rosłego, barczystego blondyna, bo był odważny do szaleństwa, karny i gorliwie podchodził do swoich obowiązków. Często nawet zbyt gorliwie. Tak samo było teraz. Rzym wysłał ich do stłumienia ludowego powstania w Tracji, chcącej oderwać się do Cesarstwa. Skończyło się jak zwykle – pogromem rebeliantów, krwawą jatką, grabieżami, podpaleniami, gwałtami i zabijaniem miejscowej ludności. Petronus czuł się jak ryba w wodzie. Z okrutnym uśmiechem na krzywych ustach i radością w zatwardziałym sercu bardzo aktywnie brał udział w walkach z powstańcami i zabijaniu wspierających ich cywilów. Najbardziej lubił mordować i gwałcić. Nie znał litości, bo sam też nigdy jej nie doświadczył i dlatego nie reagował na takie słowa jak: „łaski”, „oszczędź” i „nie zabijaj”. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Petronus należał do V Legionu Macedonica, dowodzonego przez legata Conradusa. Po pokonaniu głównych sił Traków Rzymianie obrali drogę w kierunku Adrianopolis, by rozbić kilka mniejszych oddziałów rebeliantów. Żołnierze byli głodni, bo powstańcy odcięli ich od taborów z prowiantem, więc dowodzący kohortą trybun wojskowy Leksontus wydał rozkaz, by zboczyć półtorej mili od głównego szlaku i zdobyć żywność we wsi Gerbon. Legioniści z doświadczenia wiedzieli, iż wieśniacy bardzo niechętnie pozbywają się swojego żyta, świń, krów i gęsi, więc nawet nie pytali się ich o zdanie, siłą zabierając wszystko, co nadawało się do zjedzenia, zabijając stawiających opór chłopów i przy okazji gwałcąc miejscowe kobiety. Petronus, gdy już zaspokoił pierwszy głód, poczuł rozpierającą go żądzę i postanowił poszukać rozrywki. W poszukiwaniu kobiet wpadł do stodoły i przetrząsnął siano, bo wiedział, że wieśniaczki często chowają się w nim przed legionistami. Już miał wychodzić, gdy kątem oka dostrzegł w półmroku jakiś ruch. Rzucił się w tym kierunku. Kilkunastoletnia, długowłosa dziewczyna wyskoczyła z kupki siana i wypadła na dwór. Pobiegł za nią jak chart, długimi krokami w szybkim tempie zbliżając się do zdobyczy. Dziewczyna wbiegła w wąskie przejście między domem a oborą. Petronus był tuż za nią. Nagle drogę zagrodził mu brodaty, ciemnowłosy i smagłolicy mężczyzna, który pojawił się nie wiadomo skąd i stanął na jego drodze z szeroko rozłożonymi rękoma. Rozpędzony legionista wpadł na niego i odrzucił do tyłu na kilka sążni. Potknął się przy tym o kamień i rozciągnął jak długi. Gdy wstał, nieznajomy też zdążył już się pozbierać i znów zagradzał mu przejście. Dziewczyna zdążyła gdzieś zniknąć, co rozwścieczyło Petronusa. Wpadł w furię. Uderzył mężczyznę pięścią w głowę, powalając go na ziemię. Potem chwycił brodacza za gardło i jedną ręką postawił go na nogi. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ty psie! Przeszkodziłeś mi! Zaduszę cię za to jak szczura! Obcy był wysoki i muskularny, ale przy mierzącym ponad siedem stóp wzrostu, przerastającym go o głowę Petronusie wyglądał jak mały chłopiec. Legionista był górą mięśni i jeszcze nie spotkał wojownika, który dorównałby mu w ręcznym boju. Zabijał mężów jednym uderzeniem pięści, rozrywał ich na strzępy gołymi rękoma lub dusił morderczym uściskiem. Jego potwornie zniekształcona szczęka, poznaczona krwawymi bliznami twarz i krzywe, poczerniałe zęby sprawiały, iż dzieci na jego widok płakały, kobiety odwracały wzrok, a mężczyźni spluwali i klęli. Oczywiście jeśli tylko byli dostatecznie daleko, żeby uciec przed jego oszczepem lub mieczem gladiusem. - Dlaczego chcesz mnie zabić? - nieznajomy, smagły mężczyzna spytał łagodnym głosem. Był przystojny i miał niespotykanie spokojne, dobre oczy. - Bo ośmieliłeś mi się wejść w drogę! Ogromna dłoń dusiciela z siłą imadła zaczęła zaciskać się na gardle smagłolicego. Petronius swoim zwyczajem wpatrywał się w oczy ofiary. Uwielbiał obserwować, jak z człowieka uchodzi życie i niczym chory, zboczony naukowiec ze złośliwą satysfakcją rejestrował w głowie każdą zmianę na twarzy duszonego człowieka. Ku jego zdziwieniu brodacz nie dość, że nie umierał, to jeszcze uśmiechał się do niego jak do najlepszego przyjaciela. „Co za świr!” - pomyślał Petronus. - „Zabijam go, a on się cieszy, jakbym dał mu sakiewkę ze złotem. Twardy jest, łajdak! Już dawno powinien wywinąć kopyta”. Wzmocnił jeszcze chwyt, ale ciemnowłosy nie zamierzał przenosić się na tamten świat. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a w dodatku spojrzał w oczy Petronusa w dziwny, przejmujący i zastanawiający go sposób. Ktoś już kiedyś patrzył na niego tak samo. Dawno temu, gdy jeszcze był dzieckiem. Pamiętał to jak przez mgłę. Tak, dokładnie to samo spojrzenie. W ten sposób spoglądała na niego jedyna osoba, która kiedykolwiek go kochała. Jego matka. cdn.........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Petronus puścił nieznajomego. - Co się tak gapisz, głupcze?! - spytał z gniewem.- Zaraz zetrę ci z twarzy ten twój kretyński uśmieszek! - Dlaczego chcesz mnie skrzywdzić? Przecież jesteś dobrym człowiekiem. - Nie jestem dobrym człowiekiem, do diabła! Jestem rzymskim legionistą! Żyję z wojny, z zabijania! Rozumiesz? - Nie jestem żołnierzem. Nie musisz mnie zabijać – powiedział brodacz melodyjnym, cichym głosem. - Ale mogę. I zrobię to, bo lubię zapach krwi! Petronus pochylił się nad mężczyzną, niemal dotykając głową jego czoła. Legionista wpatrywał się w jego źrenice, chcąc zobaczyć w nich strach, ale ujrzał tylko spokojną, bezinteresowną miłość. Tak bardzo go to zaskoczyło, że speszony spuścił wzrok. - Kiedyś nie lubiłeś zabijać – odezwał się mężczyzna. - Wolałeś bawić się z dziećmi i chodzić do świątyni. Twoja matka nawet myślała, że zostaniesz kapłanem. - Skąd o tym wiesz?! Znałeś moją matkę? Gadaj! - Petronus potrząsnął nim jak szmacianą lalką. - Znałem. To była bardzo dobra kobieta. Ty też jesteś dobry, tylko że zawsze trafiałeś na złych ludzi i zmieniłeś się pod ich wpływem. Wiem, że życie dało ci w kość. Że było dla ciebie twarde, więc ty też musiałeś być twardy, żeby przeżyć. Że barbarzyńcy w bestialski sposób zamęczyli ci matkę na twoich oczach, gdy miałeś dziesięć lat i od tamtej pory jesteś sam na świecie. - Skąd wiesz to wszystko?! Czytasz w myślach? Słyszysz głosy bogów? Jesteś magiem albo szamanem? - Powiedzmy, że coś w tym rodzaju – brodacz uśmiechnął się dobrotliwie. - Od razu pomyślałem sobie, że nie jesteś normalnym człowiekiem. Nikt nie wytrzymałby takiego duszenia ani nie śmiałby się przy tym. - Petronus cofnął się o krok, czując podświadomy lęk przed nieznanymi mu mocami. - Kim ty jesteś i jak cię zwą? - Jestem pielgrzymem, który zmierza do pewnego miejsca, a po drodze pomaga swoim przyjaciołom. A ciebie jak zwą, dobry człowieku? - Nie jestem dobrym człowiekiem! Mówiłem ci już! I nie zagaduj mnie! - legionista pomyślał, że musi być czujny, bo smagłolicy mężczyzna to pewnie chory psychicznie szaman, który może na niego rzucić urok. - Tylko przeciągasz sprawę. To i tak nie uratuje ci życia! A zwą mnie Petronus albo Krzywy Ryj. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlaczego „Krzywy Ryj”? - spytał pielgrzym z niewinną miną. - Kpisz ze mnie?! - warknął Petronus. - Nie widzisz, jaką mam twarz? - wskazał palcem na swoją szkaradną, wykrzywioną pod niespotykanym kątem szczękę. - Nawet psy uciekają z podwiniętym ogonem, gdy się zbliżam. - Nie jesteś wcale taki brzydki. A piękno płynie z wnętrza, a nie z tego, co widać na pierwszy rzut oka. - Nie okłamuj mnie! Wiem, jak wyglądam. - Co ci się stało? - A co cię to obchodzi?! - Pytałem tylko z ciekawości – odpowiedział pielgrzym spokojnym głosem. - Jeśli się wstydzisz, to nie mów. - Gdy miałem dwanaście lat i zdychałem z głodu, połasiłem się na cudze mięso. Złapali mnie na kradzieży, skopali jak psa i wyrzucili na śmietnik, bo myśleli, że zdechłem. Ale cudem wylizałem się z tego. Dwa lata później miałem już ponad sześć stóp wzrostu i ważyłem dwa cetnary. Wtedy to ja zacząłem bić i kopać innych i tak jest do dziś – zarechotał Petronus, dumny ze swych gigantycznych gabarytów. - W głębi duszy wcale nie jesteś taki okrutny. Wierzę w ciebie i wiem, że możesz się zmienić i być szczęśliwy, a nie taki jak teraz – szukający swojego miejsca w życiu i wyżywający się na wszystkich za swoje nieszczęścia. - Ględzisz jak szalony filozof! Zamknij się wreszcie, bo nie mogę znieść twojej pokrętnej mowy! - Petronus! Petronus! - ktoś głośno wołał olbrzyma. - Gdzie jesteś? Znaleźliśmy antałek wina! Chodź, bo wypijemy bez ciebie! - Dobra, tym razem ci się upiekło! - Petronus spojrzał groźnie na brodacza. - Ale nie wchodź mi więcej w drogę! Legionista splunął, odwrócił sie na piecie i ruszył w stronę wołających go kompanów. Pielgrzym spoglądał za nim z łagodnym uśmiechem, a potem zawołał: - Do zobaczenia, przyjacielu! - Lepiej dla ciebie, żebyśmy się już nie spotkali! – Petronus odwrócił się w jego kierunku. - I nie jestem twoim przyjacielem! cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Olbrzym czasami wspominał swoje spotkanie z tajemniczym i dziwnym pielgrzymem. Zastanawiał się, skąd nieznajomy tak dużo o nim wiedział i dlaczego powtarzał mu, że jest dobrym człowiekiem i że wierzy w niego i w to, że może być szczęśliwy. Petronus nawet sam przed sobą nie przyznawał się do tego, ale ciemnowłosy mężczyzna miał rację – był samotny, nieszczęśliwy i zaślepiony przez chęć odegrania się na całym świecie za to, że los nie uśmiechnął się do niego. Być może w słowach nieznajomego była jakaś prawda, której do końca nie rozumiał. W legioniście zaczęła powoli kiełkować myśl, że może warto spróbować i zmienić coś w swoim życiu. Zaczął od tego, że przestał znęcać się nad cywilną ludnością i zabijać wieśniaków. Rzadziej niż przedtem gwałcił kobiety, chociaż gdy zobaczył młodą i ładną dziewczynę, ciągle nie mógł się opanować, by jej nie posiąść. Dwa tygodnie po opuszczeniu wsi Gerbon legion legata Conradusa dotarł do Adrianopolis. Liczył sobie ponad pięć tysięcy zaprawionych w bojach żołnierzy, więc gdy pod murami miasta starł się z o połowę mniejszym oddziałem powstańców, wybił ich do nogi. Niedobitki rebeliantów szukały schronienia na przedmieściach Adrianopolis, więc legioniści rzucili się za nimi w pogoń. Petronus również brał udział w polowaniu na pozostałych przy życiu Traków. Za jednym z nich wpadł do palącej się świątyni, prawdopodobnie podpalonej przez któregoś z jego kompanów, by wypłoszyć ze środka rebeliantów. Z gladiusem w jednej dłoni i dwumetrowym oszczepem pilum w w drugiej rozglądał się po skromnie urządzonym wnętrzu, pozbawionym jakichkolwiek ławek czy krzeseł. Nie zauważył nigdzie mężczyzny, za którym wbiegł do świątyni, więc wszedł głębiej, nie przejmując się ogniem, który coraz mocniej trawił drewniane ściany. Nagle Petronus usłyszał za sobą ogromny huk. Obejrzał się błyskawicznie. To nadpalone belki, podtrzymujące dach, nie wytrzymały i spadły razem ze stropem. Jedyne wyjście z świątyni zostało zablokowane. Legionista rozejrzał się dookoła w panice. Ściany budynku były gładkie i pozbawione jakichkolwiek elementów, po których można byłoby się wspiąć do wąskich okien, znajdujących się trzy sążnie nad kamienną posadzką. Petronus zaklął głośno i szpetnie. Jego ogromne mięśnie nie mogły mu się do niczego przydać. Czyżby miał się tutaj usmażyć jak szczur wrzucony do beczki ze smołą? - Witam cię, mój przyjacielu – usłyszał za sobą znajomy, melodyjny głos i odwrócił się na pięcie. - Co ty tutaj robisz?! - Petronus był bezgranicznie zdumiony i na chwilę zapomniał o strachu przed śmiercią. - Mówiłem ci już – pomagam moim przyjaciołom. Taką mam misję podczas mojej pielgrzymki – odpowiedział pielgrzym. - Ale ja jestem twoim wrogiem, a nie przyjacielem. Przecież chciałem cię zabić! Nie pamiętasz? - Nie winię cię za to. W gruncie rzeczy nie jesteś zły. Ty tylko nie potrafisz się opanować i odpowiadasz złem na zło. Wiem, że to tylko kwestia czasu, żebyś się zmienił. A gdy to uczynisz, będziesz szczęśliwy. - Zamiast prawić mi morały, wyciągnij mnie z tej matni, do jasnej cholery! Jeśli się tutaj spalimy, to na pewno nie zdążę się zmienić! - Petronus otarł pot z czoła. Ogień był już tak duży, że w środku było gorąco jak w ukropie. - Chodź za mną! Pielgrzym poszedł w stronę ołtarza, a legionista ruszył za nim. Ciemnowłosy wszedł za ołtarz, namacał rączkę w podłodze, szarpnął za nią i podniósł klapę, pod którą ukazały się schody. Zbiegli nimi w dół, potem pomknęli wzdłuż długiego korytarza, by w końcu kolejnymi schodami wydostać się na powierzchnie. Byli dwieście kroków od palącej się świątyni, która na ich oczach zawaliła się jak domek z kart. - Uratowałeś mi życie – cicho powiedział Petronus. - Masz we mnie dłużnika. Może i jestem plugawym łotrem i mordercą, ale swój honor mam. Jeśli kiedyś będziesz w potrzebie albo ktoś ci się w czymś narazi, możesz liczyć na mnie i na mój miecz. - Nic nie jesteś mi winien – równie cicho odpowiedział pielgrzym, spoglądając w przekrwione oczy olbrzyma. - Przyjaciele pomagają sobie bezinteresownie i nie oczekują rewanżu. A ja jestem twoim przyjacielem, chociaż nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. Ale jeśli pragniesz mi sprawić przyjemność, postaraj się być tak dobry, jak tylko możesz być. A wiem, że możesz, jeśli tylko będziesz chciał. Smagłolicy położył legioniście dłoń na ramieniu, a potem odwrócił się i zniknął za załomem muru. Petronus ruszył za nim, ale pielgrzyma już nie było. Rozpłynął się w powietrzu jak dym na wietrze. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po stłumieniu rebelii w Tracji rozkazy Rzymu rzuciły legion Conradusa w kierunku Bithynii, by przywrócić porządek w jej stolicy, Nicomedii. Na drodze żołnierzom stanęła Cieśnina Bizantyjska, ale leżące na jej zachodnim brzegu miasto Byzanthium posiadało dwa duże okręty, mogące razem wziąć na pokład trzystu żołnierzy. Kursowały więc tam i z powrotem, żeby przerzucić na drugi brzeg wszystkich legionistów. Gdy na pokład weszła ostatnia już, dwudziesta partia żołnierzy, zapadała już noc. Rzymianie zdążyli odpłynąć od brzegu na pół mili, gdy znienacka uderzyła na nich flotylla kilkunastu statków, mających na swych pokładach łącznie ponad tysiąc piratów, grasujących na wodach Morza Czarnego. Wobec przeważających sił wroga nienawykli do walk na morzu legioniści nie mieli żadnych szans. Szybko zostali wybici, a gdy łupy wojenne wylądowały w ładowniach piratów, statki Byzanthium zostały podpalone. Niedobitki rzymskich żołnierzy próbowały wpław wrócić na zachodni brzeg cieśniny, ale byli dobrze widoczni w świetle palących się okrętów i piraci strzelali do nich z łuków jak do kaczek. Wśród tych, którzy przeżyli, był również Petronus. Gdy tylko znalazł się w wodzie, zzuł buty i zdjął kolczugę, hełm i nagolenniki. Tunika zaczęła nasiąkać wodą, więc pozbył się zbędnego ciężaru i pozostał jedynie w przepasce na biodrach. Potem zanurkował i płynął pod wodą tak długo, na ile starczyło mu tchu w płucach. Był to jedyny sposób, by pozostać niezauważonym przez piratów. Wynurzył się tylko po to, by nabrać powietrza i znów zanurkować. Kilka razy powtórzył ten manewr, aż w końcu oddalił się na tyle od dopalających się i spełniających rolę latarni okrętów, że skrył się w ciemnościach. W świetle księżyca widział już majaczący w ciemnościach brzeg, gdy rozszalał się straszliwy sztorm, który odrzucił Petronusa na pełne morze. Legionista nie mógł się przedrzeć przez olbrzymie bałwany, ciągle przykrywające go tonami wody, odbierające oddech i siły. Wytężył wszystkie siły, ale zamiast przybliżać się do Byzanthium, został wypchnięty na wody Morza Marmara. Brzeg przestał być widoczny i wtedy Petronus całkowicie stracił orientację, nie wiedząc już, w którą stronę ma płynąc. Był kompletnie wyczerpany i czuł, że jeszcze chwila, dwie i pójdzie na dno jak kamień. Wtedy nagle złapała go jakaś dłoń i mocno pociągnęła w górę. Ktoś wciągnął Petronusa na pokład łodzi. Żołnierz chwilę leżał na dnie, ciężko dysząc i dochodząc do siebie. Potem podniósł się i z trudem usiadł, chwytając się ławki. W ciemnościach rozpoznał znajomą postać. - To ty, przyjacielu! Znów mnie uratowałeś! - zawołał legionista, przekrzykując szum wichru i wody. - Od tego ma się przyjaciół, nieprawdaż? - uśmiechnął się pielgrzym. - Jak dałeś radę mnie wciągnąć na łódkę? - spytał Petronus. - Ważę ponad trzy cetnary, a ty zrobiłeś to jedną ręką! Jesteś niesamowicie silny! - Prawdziwa siła tkwi w głowie, a nie w mięśniach. Bierz się za wiadro i wylewaj wodę, a ja postaram się, żeby fale nie wywróciły nam łódki. Sztorm gnał ich w stronę brzegu Bithynii. Smagłolicy mężczyzna trzymał w dłoniach duże wiosła i sterował nimi tak, by łódź nie ustawiła się bokiem do fal, bo wtedy niechybnie znaleźliby się w wodzie. - Dlaczego robisz to wszystko? - spytał Petronus, energicznie wylewając wodę, która strumieniami dostawała się do łódki z każdą kolejną falą. - To znaczy co? - Pomagasz mi i innym w tej twojej tajemniczej pielgrzymce. - Coś ci powiem, przyjacielu – brodacz uśmiechnął sie promiennie. - Wystarczy, że jedna osoba z twojego powodu uśmiechnie się i już nie będzie można powiedzieć, że twoje przyjście na świat było bezsensowne. Dlatego to robię. - Dziwny z ciebie człowiek. Dziwny i dobry. cdn........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przede wszystkim szczęśliwy. Ty też możesz taki być. Jeśli tylko będziesz chciał. - Myślisz, że czyniąc dobro i dając innym przykład jak postępować, uda ci się naprawić świat? Sprowadzisz wszystkich na dobrą drogą? - Nie, wszystkich nie. Ale część z nich na pewno. Nawet jeśli to będzie jedna osoba, będzie warto. Fale szczęśliwie wyrzuciły ich łódkę na piaszczysty brzeg Bithynii. Śmiertelnie zmęczony Petronus z trudem podniósł się i powłócząc nogami wszedł głębiej w ląd i padł zmęczony na ziemię. Pielgrzym wciągnął łódź na piasek i zbliżył się do żołnierza. Pozbierał gałęzie, urwał kilka garści suchej trawy i za pomocą łubki i krzesiwa rozpalił małe ognisko. Petronus nie miał siły mu pomóc, ale gdy zapłonął ogień i ogrzał się w jego cieple, szybko doszedł do siebie. Obserwując krzątającego się, niezłomnego mężczyznę, zauważył straszne rany na jego nadgarstkach. - Pokaż rękę! – Petronus nagle chwycił pioelgrzyma za dłoń i obrócił ją wierzchem do góry. Ciemnowłosy miał wielką, paskudną bliznę na nadgarstku i legionista doskonale wiedział, jak ona powstała. Takie niemożliwe do zagojenia rany powstawały od hufnali - dziesięciocalowych żelaznych gwoździ, jakimi Rzymianie przybijali ludzi do krzyży, by umarli w straszliwszy męczarniach. Petronus często brał udział w ukrzyżowaniach i wbił w nadgarstki i stopy setki takich gwoździ. Żołnierz spojrzał na drugą rękę i stopy brodacza. Tak jak przypuszczał, tam również pielgrzym miał niezagojone rany powstałe od hufnali. Szybko przesunął wzrokiem po ciele swojego wybawiciela i dopiero teraz zauważył, że także na wysokości żeber miał on paskudną ranę, wyglądającą jakby była zadana oszczepem lub włócznią. - Kto ci to zrobił?! - krzyknął Petronus. - Powiedz, to zabiję go jak psa! - Dobrzy ludzie – odpowiedział mężczyzna cichym, łagodnym głosem. - Zwykłe skurwysyny, a nie dobrzy ludzie! - wyrwało się Rzymianinowi. - Dobrzy ludzie, którzy zeszli na złą drogę. Tacy sami jak ty. Powiedz szczerze – czy nigdy nie przybijałeś nikogo do krzyża? Wiem, że to robiłeś. Zawstydzony Petronus spuścił głowę. Pierwszy raz od wielu lat poczuł wyrzuty sumienia. Szukał w pamięci twarzy mężczyzn, których ukrzyżował, mając nadzieję, że nie było wśród nich jego przyjaciela. Jednak nie pamiętał wszystkich. Było ich zbyt wielu. - Nie, to nie ty zadałeś mi te rany – powiedział pielgrzym jakby czytał we jego myślach. - Jak to się stało, że przeżyłeś? - Petronus nieśmiało spojrzał na przyjaciela. - Wisiałem na krzyżu kilka godzin w palącym słońcu, aż gapie znudzili się i odeszli. Zaczęły zlatywać się sępy, aż w końcu jeden z nich usiadł mi na głowie. - Chciał ci wydłubać oko. To ulubiony przysmak tych ścierwojadów – powiedział cicho legionista. cdn........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zamknąłem oczy i zacząłem się modlić do mojego Boga, czekając cierpliwie na śmierć. Wtedy przyjechał mój przyjaciel, który przypadkiem usłyszał o ukrzyżowaniu. Odgonił sępy, ściął krzyż i obcęgami wyjął hufnale. Ból był tak olbrzymi, że zemdlałem. Potem trzy dni leżałem bez ducha w jego grocie, ale jeszcze nie nadszedł mój czas i wydobrzałem. - Gdzie to było? - W Judei. - Nigdy tam nie byłem – z ulgą powiedział Petronus. - Ale byłeś w wielu innych rzymskich prowincjach, gdzie twój wygląd, siła i zła sława siały postrach wśród ludzi. Wielokrotnie słyszałem o okrutnym Krzywym Ryju z Panonii, który nie zna litości, lubuje się w torturowaniu ludzi, dwoma uderzeniami młota wbija dziesięciocalowe hufnale w najgrubszą rękę, ciosem gołej pięści rozłupuje czaszki największych mężów, rozszarpuje ludzi gołymi rękoma. O olbrzymie mającym siłę słonia, duszącym dla przyjemności i wyrywającym ludziom języki, by zjeść je na surowo na ich oczach. Ludzie wolą spotkać na swej drodze szatana niż osławionego zabójcę zwanego Krzywym Ryjem. Od Brytanii po Egipt matki straszą tobą dzieci. Wiedziałeś o tym, że jesteś taki sławny? - Nie – Petronusowi zrobiło się przykro jak nigdy w życiu. - Jak myślisz, co by powiedziała twoja matka, widząc cię z młotem i hufnalem w dłoni nad człowiekiem rozciągniętym na krzyżu? Albo gwałcącego kobiety, gdy sama została zgwałcona i zamęczona? Gdy ty też jesteś owocem gwałtu? Byłaby z ciebie dumna? Wzięłaby cię w ramiona? Przytuliła i ucałowała? Kochałaby cię jak wtedy, gdy byłeś dzieckiem? - Nie – legionista schował twarz w swoich ogromnych dłoniach. Chciał zapaść się pod ziemię. - Chciałbyś teraz zobaczyć się ze swoją matką? - Nie - Rzymianin zaprzeczył po raz trzeci z kolei. - Co by zrobiła, gdyby cię teraz spotkała? - Plunęłaby mi w twarz i odeszła bez słowa – olbrzym nadal zasłaniał twarz rękoma. - O czym marzysz, Petronusie? - spytał po chwili pielgrzym łagodnym, melodyjnym głosem. - O niczym. Nie mam marzeń. cdn........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Na pewno masz. Zamknij oczy i wsłuchaj się w siebie! Smagłolicy położył dłonie na głowie żołnierza. Petronus poczuł niesamowity spokój, ciepło i błogość. Po chwili oczyma wyobraźni zobaczył siebie, stojącego na porośniętym zieloną trawą wzgórzu i trzymającego za rękę jasnowłosą dziewczynę. - Chciałbym mieć kochającą mnie kobietę – powiedział bardzo cicho. – I dzieci, dla których byłbym najważniejszy na świecie. Tylko jaka niewiasta chciałaby męża z taką twarzą jak moja? Jak żyję nie spotkałem kobiety, która byłaby ze mną dobrowolnie. Każdą musiałem brać siłą. - Wartościowa kobieta pokocha cię nie za wygląd, tylko za dobre serce, czułość i oddanie. Jeśli zmienisz swoje postępowanie, znajdziesz taką kobietę. - Zagwarantujesz mi to? - spytał Petronus z dziecinną nadzieją i ufnością w głosie. - Jeśli tylko bardzo będziesz tego chciał i uwierzysz, że to jest możliwe, spełnią się twoje marzenia. - A jeśli się nie zmienię? - Wtedy nigdy nie będziesz szczęśliwy. Pielgrzym spojrzał na Petronusa w taki sposób, że żołnierz pomyślał, iż za nic w świecie nie chciałby zawieść i nadużyć jego zaufania i wiary. - Muszę już iść – powiedział pielgrzym i wstał od ogniska. - Czekają na mnie ludzie, którym chcę pomoc. - Spotkamy się jeszcze? - Petronus również się podniósł. - Na pewno. I pamiętaj, jeśli będziesz kiedyś w kłopotach i śmierć zajrzy ci w oczy, zawołaj: ”Przyjacielu, potrzebuję cię!” Wtedy przybędę i cię uratuję. - Obojętnie gdzie wtedy będziesz? Przecież to niemożliwe! - Uwierz, a wtedy to się stanie. I nie pytaj się jak. Po prostu uwierz. Mężczyzna uścisnął olbrzymowi dłoń, odwrócił się i odszedł, znikając w ciemnościach. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Petronus postanowił sprawdzić na własnej skórze, czy jego przyjaciel miał rację. Męczony nagle obudzonymi wyrzutami sumienia i koszmarami, których nie miał nigdy przedtem, przestał znęcać się nad ludźmi. Nie zabijał już cywilów, nie gwałcił kobiet, nie dobijał jeńców. Przestał zgłaszać się na ochotnika do przeprowadzenia ukrzyżowań ani do przesłuchiwań złapanych szpiegów, co za każdym razem wiązało się z brutalnymi torturowaniami. Starał się też być milszy dla swych towarzyszy broni z centurii, chociaż przychodziło mu to z trudem, gdyż ciągle rozpierała go agresja i nienawiść do całego świata. Po kilku tygodniach zauważył, że wyrzuty sumienia dokuczały mu coraz rzadziej, weselej patrzył na świat i nie miał juz ochoty bić każdego, kto krzywo na niego spojrzał. Pewnej nocy Petronusowi przyśniła się matka. Uśmiechała się do niego i nazwała dobrym chłopcem. Obudził się z uśmiechem na krzywych ustach. Ku swemu zdziwieniu nawiązał nawet bliższe kontakty z kilkoma żołnierzami, którzy zaczęli uważać go za swojego kolegę. Pomyślał, że może brodaty pielgrzym mówił prawdę i kiedyś spotka na swej drodze kobietę, która pokocha go mimo brzydoty i złej sławy. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jednak pół roku po pamiętnym sztormie na Morzu Marmara zdarzyło się coś, co sprawiło, że Petronus diametralnie zmienił zdanie o pielgrzymie. Zmienił też swoje postępowanie. Na gorsze. Zdecydowanie gorsze. Kohorta Leksontusa dostała rozkaz, by w sile pięciu manipułów ruszyć na nadmorskie miasteczko Libyssa, które zostało opanowane przez barbarzyńców znad Dniestru. Zadanie wydawało się łatwe, gdyż według informacji zwiadowcy wrogie siły nie liczyły więcej niż trzystu słabo uzbrojonych wojów. Na miejscu okazało się, że zwiadowca był zdrajcą, ale wtedy było już za późno. Gdy legioniści, pokonawszy mały oddział dzikusów odzianych w skóry, pewni swego rozbili taranem bramę i weszli do miasta, nagle rzuciło się na nich ponad tysiąc wojów uzbrojonych w łuki i maczugi. Rzymianie walczyli dzielnie, ale otoczeni i zaskoczeni już na początku stracili niemal połowę żołnierzy. Zasypywano gradem strzał i kamieni ginęli jak muchy i szybko walka zamieniła się w rzeź, a ulice Libyssy spłynęły krwią. Los rzymskich niedobitków był już przesądzony. Petronus, uzbrojony w dwa gladiusy siał postrach w szeregach wroga. Pod jego mocarnymi uderzeniami barbarzyńcy padali jak kłosy żyta pod kosą żniwiarza. Nie bacząc na odniesione rany olbrzym uparcie parł w stronę bramy, by wyrwać się z matni. Hełm dawno już strąciło mu z głowy uderzenie maczugi, a kolczuga była porwana w kilku miejscach. W lewym barku tkwiła złamana strzała, ale nie miał czasu, by ją wyrwać i odrzucić. Jego krótkie miecze zataczały krąg śmierci i każdy, kto zbliżył się do niego na odległość mniejszą niż dwa kroki, padał martwy na ziemię z rozłupaną czaszką, przebitym sercem lub wyprutymi wnętrznościami. Zbroczony krwią od stóp do głów Petronus w końcu minął mury miasta i atakujących go barbarzyńców było coraz mniej. Nagle olbrzym został trafiony w głowę ostrym kamieniem wyrzuconym z pracy i upadł na jedno kolano. Zanim zdążył się podnieść i zasłonić przed ciosem, otrzymał tak mocne uderzenie maczugą w czoło, że gdyby nie budowa giganta, jego czaszka z pewnością pękłaby na pół. Na moment stracił wzrok. Krew zalała mu oczy. Wiedział, że jeśli upadnie, nigdy więcej juz się nie podniesie. Zadając na oślep pchnięcia przedarł się przez krąg wrogów. Rzucił się do ucieczki. Rzucony kamień z dużą siłą trafił Petronusa między łopatki. Olbrzym nawet się nie odwrócił. Gnał jak jeleń w stronę morza. W pogoń za nim ruszyło kilku barbarzyńców. cdn.........🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Petronus upadł, gdy był już na nadmorskiej plaży. Wtedy dogonił go najszybszy z prześladowców. Ciął przez plecy zdobycznym gladiusem. Kolczuga złagodziła uderzenie. To uratowało życie legioniście. Olbrzym odwrócił się. Ostatkiem sił zadał morderczy cios, niemal strącając głowę z szyi barbarzyńcy. Przed oczami latały mu czerwone plamy. W głowie miał taki zamęt, że niemal nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Płuca pracowały resztkami sił. Łapał powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Czuł, że w każdej chwili może paść bez ducha na piasek plaży. Jednak słyszał za plecami tupot nóg. Znów poderwał się do ucieczki. Wiedział, że jest to bieg o życie. Odrzucił oba miecze. I tak nie byłby w stanie już walczyć, a krępowały mu ruchy. Wytężył wszystkie siły. Wydawało mu się, że pędził jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Wtedy przypomniał sobie słowa pielgrzyma. Ciemnowłosy mówił mu przecież, że jeśli będzie kiedyś w potrzebie, Petronus ma go zawołać, a wtedy on przybędzie i go uratuje. - Przyjacielu, potrzebuję cię! - zawołał Petronus najgłośniej jak mógł, ale z jego ust wydobył się tylko cichy charkot. - Przyjacielu, pomóż mi! Pomóż, ostatni raz! Rozejrzał się dookoła, ale poza nim i trzema barbarzyńcami daleko za jego plecami na plaży nie było nikogo. Był w zasięgu ich wzroku i gdyby upadł lub zwolnił, niechybnie dogoniliby go za i zaszlachtowali jak prosiaka. Śmierć zajrzała mu w oczy. - Przyjacielu! Tak bardzo cię potrzebuję! Czuł, że z wysiłku odchodzi od zmysłów. W głowie miał taki chaos jakby pod czaszką galopował tabun dzikich koni. W panice szukał dookoła swojego przyjaciela. Wypatrywał śladów czyiś stóp na mokrym piasku, ale plaża była dziewiczo nietknięta. Na piasku widniał tylko jeden ślad – zrobiony przez Petronusa. Żołnierz ciągle wołał przyjaciela. Jednak był tak słaby, że z jego ust wydobywał się jedynie cichy szept. Zamęt w jego głowie jeszcze się nasilił. Ból czoła promieniował na całą czaszkę i doprowadzał go na skraj obłędu. Nagle wydawało mu się, że uniósł się w powietrze. Nadal przebierał nogami, ale miał uczucie, że nie dotykają one ziemi. Odniósł wrażenie, że ktoś jest tuż obok niego, ale to tylko stłuczony mózg robił mu makabryczne figle. Krew ciągle spływała z czoła i zalewała oczy, powodując, że widział wszystko na czerwono. Petronus w myślach wzywał przyjaciela, ale ten ciągle nie przychodził. Głowa sama opadała mu w dół. Czuł się tak, jakby leciał tuż nad ziemią niczym wielki ptak. Z nadzieją wpatrywał się w plażę, szukając wzrokiem przyjaciela lub pozostawionych przez niego śladów, ale za sobą widział tylko odciśniętą w piasku parę sandałów, a przed sobą nietkniętą plażę. Chwilę później ból w jego czaszce jeszcze się wzmógł i stał nie do zniesienia. Petronusa zalała ciemność. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdy Petronus odzyskał przytomność, leżał na wzgórzu w cieniu drzew kilkaset metrów od morza. Na głowie miał opatrunek, a tuż przy nim leżała duża tykwa wypełniona wodą i chleb zawinięty w czyste płótno. Duszkiem wypił połowę wody i zjadł chleb. Z trudem wstał i pomimo silnego bólu głowy udał się w stronę małej chatki, którą wypatrzył z góry. Mieszkał w niej sędziwy rybak, od którego Petronus dowiedział się, że znajduje się kilkanaście mil od Libyssy. Nie chcąc ryzykować powtórnego spotkania z barbarzyńcami, legionista kazał starcowi zawieść się łodzią na południe, do Nicomedii, gdzie stacjonowały rzymskie wojska. Spieszył się, bo nie chciał być posądzony o dezercję, co karano śmiercią. Petronus nie mógł się pogodzić z tym, że jego przyjaciel go zawiódł i nie pomógł w potrzebie, chociaż czuł już na karku oddech zbliżającej się śmierci. „Skoro pielgrzym nie wywiązał się ze swojej obietnicy, jego słowa i sposób na życie też pewnie są nic nie warte” - myślał olbrzym, wściekły na przyjaciela. Szybko powrócił do swych dawnych nawyków i znów sława okrutnego Krzywego Ryja odżyła. Petronus stał się jeszcze gorszym człowiekiem niż był przedtem. Torturował, przybijał do krzyża, podpalał, gwałcił, mordował kobiety, dzieci i starców, chcąc całkowicie zatracić się w przemocy i zapomnieć o tym, że raz w życiu uwierzył innemu człowiekowi i został oszukany. Nie udało się. Ciągle pamiętał pielgrzyma i jego słowa, a to, że przestał się nimi kierować, bolało go za każdym razem, gdy sobie o tym przypomniał. Jednak Petronus był zatwardziały w swoich przekonaniach i obiecał sobie, że skoro raz został zdradzony, nie może dopuścić, by to się powtórzyło. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Minął rok, najkrwawszy w życiu Petronusa, wypełniony ciągłymi walkami z wrogami Rzymu, przeplatanymi regularnymi pogromami cywilnej ludności zamieszkującej wrogie tereny. Legioniści nie oszczędzali cywilów po to, by buntownikom nigdy więcej nie przyszła do głowy myśl, że można wyzwolić się spod władzy Imperium. Rebelianci, wiedząc, ze w opuszczonych przez nich miastach i wioskach giną ich bezbronne żony i dzieci, byli znacznie bardziej skłonni do złożenia broni. I podczas walk z wrogą armią, i gdy zabijał cywilów, Petronus czuł, ze jest w swoim żywiole. Z lubością dał się pochłonąć przemocy i nurzał się w krwi z przyjemnością, jaką większość mężów odczuwa jedynie będą w łóżku z niewiastą. Wszelkimi siłami próbował stłumić w sobie wyrzuty sumienia, jednak bez powodzenia. Coraz częściej śnił koszmary i równie często czuł, że jego życie nie ma żadnego sensu i celu. Myślał, że lepiej byłoby dla świata i dla niego samego, żeby nigdy się nie narodził. Pewnej grudniowej nocy, gdy Petronus ze zbroczonym krwią gladiusem szedł ulicami macedońskiej Stobi, gdzie jego legion brutalnie tłumił próbę wzniecenia rewolucji, naprzeciw niego wyszedł wysoki mężczyzna. Twarz miał skrytą pod kapturem i śmiało szedł wprost na Petronusa. Po ubraniu legionista poznał, że nie był to rzymski żołnierz, więc możliwe, iż spotkał na swej drodze rebelianta. Petronus uniósł miecz do morderczego ciosu, a wtedy mężczyzna zrzucił kaptur i krzyknął: - Uderz! Zabij mnie! Przecież tylko to potrafisz! Petronus zdumiony opuścił miecz, w słabym świetle ulicznej latarni rozpoznając brodatą twarz pielgrzyma. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To ty! Już myślałem, że nigdy cię nie zobaczę! - Co ty robisz ze swoim życiem?! - krzyknął ciemnowłosy. - Tak w ciebie wierzyłem, a ty z dnia na dzień staczasz się coraz bardziej! Twoje imię kojarzy się tylko z cierpieniem i śmiercią! Czy myślisz, że z mieczem w dłoni osiągniesz szczęście? Że zabijając ludzi i czerpiąc z tego zwierzęcą przyjemność sprawisz, że spełnią się twoje marzenia? - Petronus stał chwilę w milczeniu z opuszczoną głową, a potem wybuchł: - To wszystko przez ciebie! - Przeze mnie?! - zdumiał się pielgrzym. - Czy to ja czynię zło twoimi rękoma? - Oszukałeś mnie! Okłamałeś! Zdradziłeś! Obiecywałeś, że gdy śmierć zajrzy mi w oczy, przybędziesz i mnie uratujesz! Wołałem cię! Tak długo i głośno, aż straciłem głos! Ale ty się nie pojawiłeś! Zostawiłeś mnie samego, bym umarł! - Myślisz, że jesteś pępkiem świata? Że jesteś najważniejszy i nikt inny mnie nie potrzebuje? - Dlaczego nie było cię przy mnie, gdy najbardziej cię potrzebowałem?! Dlaczego?! - Byłem przy tobie – spokojnie odpowiedział pielgrzym. - Ale ty w swej ślepocie mnie nie widziałeś! - Nie kłam! Wypatrywałem cię wszędzie! Ale na piasku był tylko jeden ślad stóp. Moich! Nazywałeś mnie przyjacielem! A w potrzebie zostawiłeś samego! - Nie zostawiłem! - ciemnowłosy spojrzał w oczy Petronusa. - Byłem z tobą, głupcze! Cały czas niosłem cię na moich ramionach! - Ale... - zawahał się legionista. - Ale na piasku był tylko ślad jednej pary butów! - Jakich butów? - spokojnie spytał pielgrzym. - Sandałów – odpowiedział Petronus po chwili namysłu. - A ty nosisz ciężkie, wojskowe obuwie! Olbrzym spojrzał w dół na swoje nogi, a potem na sandały pielgrzyma. Milczał dłuższą chwilę zawstydzony, zrozumiawszy, jak bardzo pomylił się w ocenie przyjaciela, jak mocno skrzywdził go swym podejrzeniem i ile niewinnej krwi rozlał z tego powodu. W końcu odezwał się cichym głosem, nie mogąc spojrzeć w dobre, współczujące oczy pielgrzyma: - Bardzo cię zawiodłem. - Wiem. Ale nadal w ciebie wierzę. - Czy... czy podasz mi rękę na zgodę? - poprosił olbrzym patrząc w ziemię. - A może spluniesz mi w twarz i odejdziesz bez słowa? Wiem, nie musisz nic mówić. Jestem parszywym bydlakiem, gorszym niż brudna, plugawa świnia. - Podam ci rękę – pielgrzym uścisnął jego wielką, sękatą, pokrwawioną dłoń. - Muszę teraz odejść, bo mam wielu innych przyjaciół, którym muszę pomoc. - Lepszych ode mnie? - spytał Petronus z wzrokiem wbitym we własne buty. - Nie. Innych. - Powiedz mi, czy zawsze... zawsze będziesz moim przyjacielem? - Zawsze. Bez względu na wszystko – odpowiedział czarnowłosy. Potem uśmiechnął się smutno, założył kaptur na głowę i odszedł, zostawiając Petronusa samego ze swoimi myślami. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Słońce było w zenicie i zalewało oślepiającym blaskiem wzgórze porosłe soczystą, zieloną trawą. U jego podnóża wił się się wąski strumień, nad którego brzegiem bawiła się śliczna, jasnowłosa dziewczynka. Splotła wieniec z polnych kwiatów i założywszy go na głowę, kucnęła i przyglądała się swojemu odbiciu w wodzie. Zbliżył się do niej wysoki, czarnowłosy mężczyzna z długą brodą. - Czy znasz Petronusa z Panonii? - spytał cichym, melodyjnym głosem. Dziewczynka wstała i spoglądając na niego dużymi, dziecięco ufnymi oczyma odpowiedziała bez lęku: - To mój tatuś. Jest największy i najsilniejszy na świecie! Potrafi podnieść konia! Wielki jak góra i silniejszy niż niedźwiedź. - Zaprowadzisz mnie do niego? To mój przyjaciel i chcę z nim porozmawiać. - Dobrze. To tutaj, na wzgórzu – pokazała palcem na dom stojący na szczycie wzniesienia i odważnie chwyciła nieznajomego za rękę, jak ktoś, kto nigdy nie musiał bać się obcych ludzi. Dziewczynka lekko pociągnęła go w w stronę ścieżki, prowadzącej do domu. Szli rozmawiając tak swobodnie, jakby znali się od lat. - Jaki jest twój tatuś? - Bardzo dobry! Często się ze mną bawi, robi mi z drzewa zabawki, przynosi różne przysmaki. A jak weźmie mnie na ramiona, to jestem tak wysoko, wysoko, jakbym weszła na drzewo! Jak masz na imię? - Jozue, a ty? - A ja jestem Sandra. Skąd jesteś? - Z Judei. - Tatuś opowiadał mi, że ma przyjaciela w Judei. Mówił, że jest on jeszcze mocniejszy od niego i tak łagodny, że nie skrzywdziłby nawet muchy. Ale to niemożliwe, bo przecież to mój tatuś jest najsilniejszy na świecie. Byli już blisko szczytu, gdy z chaty zbitej z grubych bali wyszedł bardzo wysoki, niesamowicie potężny mężczyzna. Przyglądał się chwilę, nie wierząc własnym oczom. Potem podszedł i uradowany wziął przybysza w ramiona. - Przyjacielu! Nie spodziewałem się, że jeszcze cię zobaczę! - Chciałem przekonać się, co u ciebie słychać. - Już od dawna nie jestem legionistą! Skończył się okres, na jaki zaciągnąłem się do wojska i nie zdecydowałem się na podpisanie nowej umowy. Kochanie, idź do mamy – Petronus łagodnym ruchem ręki pokazał przysłuchującej się dziewczynce, że ma się oddalić. - Masz wspaniałą córkę. Jest zapatrzona w ciebie jak w obrazek – powiedział pielgrzym. - Tak. I żonę, która bardzo mnie kocha – olbrzym szeroko się uśmiechnął. - Nie przeszkadza jej moja szpetna twarz. Powiedziała mi, że mam dobre serce i że nie mogłaby mieć lepszego męża. Na szczęście nic nie wie o mojej przeszłości. - Jesteś szczęśliwy? - pielgrzym spojrzał na Petronusa swymi mądrymi, dobrymi oczyma. - Bardzo. - Czym się teraz zajmujesz? - Jestem kowalem. Ludzie lubią mnie tu i szanują. Nikt już nie nazywa mnie Krzywym Ryjem. Uwierzysz, że czasem nawet zdarzy się, że ktoś nazwie mnie dobrym człowiekiem? - Bardzo mnie to cieszy – uśmiechnął się czarnowłosy. - Dasz wiarę, że od naszego ostatniego spotkania nie zabiłem żadnego człowieka? Jestem teraz zupełnie kimś innym niż kiedyś - Jestem z ciebie dumny. Zostań w pokoju i zawsze bądź taki jak teraz. - Spotkamy się jeszcze? - Kiedyś na pewno. Jak nie w tym życiu, to w przyszłym - odpowiedział tajemniczo pielgrzym. - Dokąd teraz zmierzasz? - Do Judei. - Nie idź tam! Jeśli wpadniesz w ręce Rzymian, znów będą chcieli cię ukrzyżować! - Muszę to zrobić, żeby wypełniło się Pismo. Bywaj, Petronusie. - Bywaj, przyjacielu. Nigdy cię nie zapomnę. Jozue uścisnął olbrzyma i spojrzał mu w oczy tak przenikliwie, że Petronus poczuł, iż pielgrzym przejrzał jego duszę na wylot. Potem odwrócił się i spokojnym krokiem zszedł z wzgórza, nie oglądając się za siebie. Z domu wyszła kobieta o długich włosach koloru słomy, pospolitych rysach twarzy i ciepłym spojrzeniu. Przytuliła się do męża i spytała: - Kto to był? - Człowiek, któremu wszystko zawdzięczam. Mój jedyny prawdziwy przyjaciel. 👄❤️🖐️ Kochane Drzewka przyjemnej lektury! 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻Witam i pozdrawiam biesiade🌻 🌻Dzien dobry Jarzebinko! Milo,ze juz jestes z nami :D Dziekujemy za super czytanko❤️ 🌻Jodelko🖐️ 🌻Cierpliwa leszczynko 🌻Czytalam z wielkim zaciekawieniem o Weronice i jestem pod wrazeniem. Przerazajace -do czego czlowiek jest zdolny... Drugie opowiadanie zostawilam sobie na potem...mam teraz zajecia. 🌻Jarzebinko,dla Ciebie... PRZYJACIEL To tak cudownie jest kogoś lubić, Jak lubi drzewo wiatr; Nie myśleć o tym ani nie mówić, Nie płakać, gdy go brak. Mieć jeszcze jedno serce do wzruszeń, Oczy do łez... Po prostu - wszystko, co jest, Mnożyć przez dwa, dwa światy mieć. I WCIĄŻ NIE WIEDZIEĆ, CZEMU SIĘ TAK LUBI... MOŻE DLATEGO, ŻE TAK LEPIEJ JEST... To tak cudownie mieć z kim wytańczyć Wszystko, jak Zorba Grek; Życie , jak zapach czuć pomarańczy, Dzielić ją wciąż na dwie. Czasem być błaznem szczerym jak Stańczyk, Czasem jak klaun... Po prostu - tak kogoś czuć, Jak siebie część, jak serca pół. To tak cudownie móc czyjeś kroki Poznać wśród innych stu; I nawet smutku poznać uroki, Dzieląc się nim na pół. I tak niczego nie chcieć od siebie, Lecz dawać wciąż... Po prostu - ot, tak jak ptak Daje swój śpiew, bo trzeba tak. To tak cudownie komuś zawierzyć, Jak ufa rzece łódź; I czyjeś serce nadzieją mierzyć, Jak rośnie widzieć móc. Ufność rozdartą umieć załatać Któryś tam raz... Po prostu - kto serce ma Łatane wciąż - kocha jak Bóg. 🖐️🌻👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam GRABKU! 👄 jak milo widzic Ciebie taka usmiechnieta, :D dziekuje serdecznie za piekny wiersz! 🌻 i ciesze sie ,ze zrobilam Wam frajde bo juz mialam wyrzuty sumienia, ze Was zanudzam! Ale nie bylo mnie pare dni to chyba nie zanudzam :Dco? JODELKO! ❤️:D czy juz sie wyspalas? U mnie dzis piekna pogoda , sloneczko a w moim ogrodku zaczynaja kwitnac krokusy :D takze chyba wiosna zbliza sie duzymi krokami! :D 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA___________JARZEBINKO i GRABKU_________biegne do WAS!!! Witajcie kochane❤️ JARZEBINKO kochana___________piekne sa Twoje opowiadania!Dziekuje❤️,,,Wspaniala lektura!!!! Pozwolilam sobie zacytowac,,,,,wypowiedz pielgrzyma. \"Przyjaciele pomagają sobie bezinteresownie i nie oczekują rewanżu. A ja jestem twoim przyjacielem, chociaż nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. Ale jeśli pragniesz mi sprawić przyjemność, postaraj się być tak dobry, jak tylko możesz być. A wiem, że możesz, jeśli tylko będziesz chciał.\" Tak,to tylko od nas zalezy____jacy jestesmy w stosunku do innych. Wystarczy tylko byc dobrym!!!! GRABKU____________piekny wiersz❤️ Dziekuje!!! I jeszcze cos powiem,,,,uwielbiam te wszystkie poranki,gdy wstaje,robie kawke i wchodze na BIESIADE.A tam widze moje kochane PRZYJACIOLKI _________ktore opowiadaja o czyms bardzo waznym,,,,,lub zwyczajnie \"recytuja\" piekne wiersze. Uwielbiam WASZE towarzystwo__________nic na to nie poradze,,,, KOCHANE DRZEWKA____________dziekuje ,ze jestescie. Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO____________u mnie zima i znow zapowiadaja kolejne opady sniegu.Jest mrozno,,, ma sie troche ocieplic.Ale slonecznie! Wierze,ze niebawem zima nas opusci,,,a poki co,chodze opatulona,zeby mnie jakies paskudztwo nie zlapalo,,,,hihihi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kto pocałuje ropuchę,,,,,, Całe życie walczyłam, by zaakceptowała mnie osoba, która z definicji powinna mnie kochać za sam fakt istnienia. Matka. ❤️❤️❤️ Jak to zrobiłaś? Nie do uwierzenia, że można się tak zmienić!! Noo, teraz wreszcie wyglądasz... Kto by pomyślał, że z takiego brzydkiego kaczątka... Co im się tak podoba? Moje nowe ciało, to tylko ciasna sukienka, a ja nie mogę się w niej zmieścić... Byłam grubą dziewuchą, zawsze w spodniach i nie pasowałam do mojej ślicznej, wiotkiej mamy. Nie obchodziły mnie lalki, nawet Barbie. W sukieneczkach z karczkiem wyglądałam okropnie, nawet w tych zagranicznych, przywożonych przez mojego tatę. On też był jak góra; zwalisty i ciężki. Mówił głośno, chodził ciężko i na wszystkich koszulach miał plamy potu. I jeszcze furę kasy, więc bez trudu zdobył najpiękniejszą dziewczynę w mieście – moją mamusię. Kochał ją jak wariat. A ona jego nie, nawet za pieniądze, które wydawał na nią bez ograniczeń. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chciała kochać mnie, bo człowiek musi mieć kogoś do kochania. Ale po strasznych cierpieniach, zamiast dzidziusia z amerykańskich filmów urodziła pięciokilowego kloca, podobnego do tatusia. Bardzo cierpiała, bo chciała mieć przy sobie elfa-poetę, a nie udało się jej ani z tatą, ani ze mną. Szybko zaczęła więc zostawiać mnie kolejnym opiekunkom, a sama jeździła po świecie. Mówiło się, że przygotowuje album fotograficzny, że to jej pasja, ale wszyscy wiedzieli, że ona po prostu od nas ucieka, bo nie lubi ani mnie, ani taty. Jego zresztą też nigdy nie było. – Twój ojciec to wspaniały człowiek – mówiły kolejne opiekunki. – Musisz być grzeczna i bardzo go kochać. Kochałam, dopóki nie zrozumiałam, że on też woli być daleko i że ma pretensje do mnie, bo nie umiem zatrzymać mamy w domu. Gdybym była słodka i urocza, gdyby można się było mną chwalić, to jego ukochana byłaby ze mną, a wtedy on, mógłby być z nami. Długo trwało, ale w końcu zrozumiałam i tym samym straciłam powód do grzeczności i kochania, a zyskałam pewność, że to przeze mnie mama i tata są nieszczęśliwi. Nie mamy wspólnych fotografii, oprócz jednej zrobionej przez kogoś przypadkiem i znienacka. Widać na niej prześliczną kobietę w chmurze jasnych włosów. Patrzy na kogoś, kogo nie ma na zdjęciu, a odwraca się od tych, którzy są: grubego faceta i brzydkiej dziewczynki. To wszystko działo się dawno, ale ja dobrze pamiętam, jak płakałam, kiedy mama znowu pakowała walizki a ojciec zamykał się w swojej części domu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po czekoladzie było mi trochę lepiej, więc jadłam i rosłam jak drożdżowa baba, a ponieważ wylewałam się ze wszystkich ubrań, zaczęłam nosić tylko wygodne dresy. Nikt mnie nie pilnował, więc nie wiedziałam, jak inaczej uśpić dziecinne smutki. Przestałam lubić inne dziewczynki, bo nie mogłam być taka jak one: kolorowa, lekka, roześmiana i dobra na wuefie. Świadomie zaczęłam się zachowywać i ubierać, jak wielki, tłusty chłopak, ale chłopców też nie lubiłam, bo oni "słonicą" gardzili jeszcze bardziej. Tylko noce były fajne. Mogłam śnić, że noszę obcisłe jeansy i że robię taką gwiazdę, jakiej nigdy nie widziano w naszej sali gimnastycznej, że nie chodzę, tylko fruwam i że ktoś mnie przytula. Budziłam się taka głodna, że musiałam przed normalnym śniadaniem wepchnąć w siebie suchy chleb albo makaron, albo, co tam znalazłam w kuchni. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wtedy po raz pierwszy matka jakby mnie zauważyła. Nawet pojechałyśmy do dobrego sklepu z ciuchami. Próbowała mnie jakoś przeistoczyć, ale ja byłam już zbuntowana i niechętna. Specjalnie chodziłam i siadałam jak prawdziwy słoń, ostrzygłam włosy prawie przy skórze i rozdrapywałam nieznaczny trądzik. Była przerażona, ale WIDZIAŁA mnie! O to mi chodziło! Czasami przychodzili goście i prawie wszystkie kobiety – równolatki mojej mamy były szczuplejsze ode mnie, miały piękne włosy i poruszały się jak węże. Nienawidziłam ich, ale szybko zniknęły z mojego życia, bo mama rozwiodła się z ojcem i odleciała w świat, jak piękny motyl, a my z ojcem zostaliśmy sami – dwie ropuchy, bez królewny! Nie było tak tragicznie. Wystarczyło luźniej zawiązać sznurek w dresowych spodniach i zajadać głód uczuć. Dopiero na psychoterapii dowiedziałam się, że to normalna reakcja niekochanych dzieci. Powinnam jeszcze coś napisać o szkole, ale nienawidzę tych wspomnień. Zaliczałam kolejne sprawdziany i klasówki, rósł stosik szkolnych świadectw z czerwonym paskiem, ale tak mną tam gardzili, że nawet nikt nie chciał ode mnie ściągać, nikt mnie nie poprosił, żebym podpowiadała na klasówkach... Biedny, opasły dzieciak uczył się po to, żeby zaimponować tym, którzy i tak mówili: "spadaj macioro!". cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wyjeżdżałam na wakacje. Mieliśmy piękny ogród, za domem ściana lasu, wystarczyło wsiąść na rower... Ale ja nie umiałam jeździć na rowerze! Nikt nie wierzy, jak to opowiadam. A kto niby miał mnie nauczyć?! Więc siedziałam w pokoju, nawet w największe upały i coraz bardziej świrowałam. Mama czasami pisała widokówki z różnych stron świata. Nigdy nie podawała adresu, ale raz przysłała kartkę z widoczkiem pienistej fali oceanu i słońcem, które wyglądało, jak pomarańcza na niebieskim talerzu. Napisała: Tęsknię za Tobą, kochana córeczko. Coś się we mnie poprzestawiało. Ja też tęskniłam. Strasznie. Chciałam do niej pojechać. Chciałam mieć mamę, która miała orzechowe oczy i wyglądała jak najpiękniejsze modelki, jak gwiazdy filmowe, ale nagle zrozumiałam, że jestem zbyt brzydka, żeby taka istota mnie pokochała i że nigdy tak się nie stanie, dopóki się nie zmienię i nie zasłużę na jej uczucie. Że nawet w bajkach o Pięknej i Bestii potwór musiał się przeistoczyć w przystojnego królewicza. Nikt nie chciałby kochać żaby, więc musiała zrzucić żabią skórę! Kiedy to sobie przemyślałam, już wiedziałam, co robić. Moja metamorfoza trwała prawie dwa lata. Kosztowało mnie to wiele wysiłku i łez, ale po osiemnastu miesiącach nie było tamtej dziewuchy z ostrzyżoną głową i obgryzionymi paznokciami. Nie było zwałów tłuszczu ani nie tłustej cery Eskimosa. Z dużego lustra patrzyła na mnie wysoka, szczupła laska z włosami do ramion. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I te włosy – piękne, lśniące... I miała ta dziewczyna wypielęgnowaną twarz i zadbane ręce. Miała zmysłowe usta i oczy jak orzechy. I duży, kształtny biust i okrągłe biodra poniżej wąskiej talii. To wszystko zawdzięczałam zielonym warzywom i trzem kromkom ryżowego pieczywa dziennie. Reszty dokonali: fryzjer, masażysta, styliści, instruktor gimnastyki i forsa mojego taty. Sama nie zrobiłam nic, tylko z jednego ciała przeszłam do drugiego. W tym drugim – ciasnym próbowałam się zmieścić. I tak żyłam rozdwojona i niepewna, gdzie i kim naprawdę jestem. Było mi przyjemnie, że ojciec się cieszy z odmienionej córki, że jest miły, a nawet mi nadskakuje. Jednak na dnie serca tlił się żal. Zastanawiałam się, dlaczego mnie nie widział, kiedy tak strasznie go potrzebowałam? Więc on się zbliżał, a ja odchodziłam. Nowa Wiktoria nie potrzebowała starego taty! cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Na studia zdałam bez problemu, ale i na tym średnio mi zależało. Pozostawała sprawa z mamą: postarałam się do niej dotrzeć i poprosić o spotkanie. Dzięki samolotom i zjednoczonej Europie, bez kłopotów znalazłam się w zaczarowanym mieście malarzy i artystów. Paryż wydał mi się brudny, Sekwana - szara, padał deszcz i nic nie było takie jak w marzeniach. Ona też nie była taka piękna, jak kiedyś, bo zgasły promienie, które otaczały ją w moich snach. Teraz zachwycała się odmienioną córką. Snuła plany wspólnych podróży do egzotycznych krajów. Mówiła nawet o wspólnym zamieszkaniu. Moja uroda podkreślała jej urodę, więc warto było mieć mnie przy sobie. Siedziała przede mną wytworna pani i pochylała głowę tak, żeby światło padało na nią z tyłu. Rozmawiała ze mną uprzejmie, może nawet - serdecznie... ale, nie zachowywała się jak matka! Chciałam zapytać czy byłaby taka miła, gdyby siedziała z nią gruba, pryszczata nastolatka? I za co mnie lubi? Czy tak, jak ojciec, za szczupłe ciało i gładką cerę? Chciałam powiedzieć, że jestem taka, jak wtedy, gdy ode mnie uciekała, tylko już nie pragnę jej miłości, bo wiem, że ona nie umie kochać! A skoro ona – matka nie umiała kochać własnego dziecka, dlaczego mają to robić obcy ludzie? Myślałam, że wszyscy lubią "za coś", że trzeba najpierw dużo dać, a potem czekać, aż się coś dostanie. Że wszystko polega na tym, jak się obronić przed kolejnym ciosem i że nie jest ważne, jakim się jest, tylko – jak się wygląda... Ale, nic nie powiedziałam. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozstałyśmy się sympatycznie i obiecałyśmy sobie, że będziemy pisać, telefonować i w ogóle – być w kontakcie. Ale po powrocie do domu zmieniłam komórkę, a dwa listy z ciepłych krajów leżą nie otwarte. Chodzę na terapię. Krzywda i złość leżą mi na sercu jak kamień. Mam się nauczyć wielu rzeczy, ale przede wszystkim, mam się pogodzić z samą sobą. To podobno początek drogi. W moim nowym ciele czuję się jak w ciasnej sukience. Założyłam ją dla innych i pewnie dlatego tak mnie uwiera. Kiedy poczuję się w niej swobodnie, może zacznę normalnie żyć? Wiktoria

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj JODELKO! 👄 Dziekuje za piekne a zarazem smutne opowiadanie o Wiktori . Piszesz, ze u Ciebie zimno i snieg, brrrrr ..... Jodelko kochana juz luty sie konczy i powoli przywitamy wiosne! :D chociaz musze Ci powiedziec , ze luty jak zawsze byl mrozny to w tym roku nie moge narzekac.Zobaczymy jaki bedzie marzec. 🌻🌻🌻 Pioseneczkę Wam zaśpiewam, choć głos mam całkiem słaby. Lecz wybaczcie--- tak już miewam, gdy mnie kusi czar zabawy. Może ktoś z Was zawtóruje, przytupnie, albo przyklaśnie, może nikt się nie zmiarkuje i przy trelach mych nie zaśnie. Zaśpiewajmy więc o wiośnie, urokliwej roku porze. Nućmy zatem tak radośnie, jak tylko kto może. O krokusach, o sasankach, o pączkach i słońcu, o traweczkach, ciepłych rankach - może wiosna przyjdzie w końcu... Może śpiew nasz ją obudzi, nutki przetrą oczy. Może sen się jej już znudzi - dumnie na świat wkroczy. Wbiegnie zwinnie, świeżo, pięknie, rozgoni chmurzyska, śnieg roztopi i lód pęknie - uradują się ludziska! 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×