Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Każdy dobry uczynek, każde życzliwe, przyjacielskie słowo odmładza człowieka.👄 Josef Sellmaier.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO 🖐️ KOCHANA JARZEBINKO____________ witaj ❤️👄🖐️ Przytulam cieplutko❤️ Piekny wiersz.Dziekuje.👄 JARZEBINKO_____Zawsze trzeba miec nadzieje na lepsze jutro,na lepsze samopoczucie,,,ale tez trzeba czasu____on jest najlepszym lekarstwem. Nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury. — Emily Dickinson Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dedykuje wiersz\"Gdyby tak,,,\" Gdyby tak,,,, 1.Znajde szlak, ale nie droge Podaruje ksiazke, ale nie wiedze Kupie zegar, ale nie czas- Gdyby tak kazdy z nas dostal szanse drugi raz... Ref. Gdyby tak pozbyc sie uczuc (serce bedzie bilo) Gdyby tak podrzec kalendarz (dni ciagle plyna) 2.Przyniose lek, ale nie zdrowie Dam milosc, ale nikt sie nie dowie Kupie skrzydla, ale nie wolnosc- Gdyby tak majac dosc mozna bylo oddac cos... Ref. Gdyby tak pozbyc sie uczuc (serce bedzie bilo) Gdyby tak podrzec kalendarz (dni ciagle plyna) /lunatyczka/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Opowiem ci o twoim ojcu___zwierzenia Julii K,,, Z trudem zebrałam myśli, by zacząć najtrudniejszą opowieść mojego życia... Wiedziałam, że syn kiedyś spyta o to, co się stało z jego tatą? I że odpowiedź nie przyjdzie mi łatwo... Dlaczego mi nigdy nie opowiadałaś o tacie? – zapytał Tomek pogodnym głosem, a mnie ziemia usunęła się spod nóg. – No chyba musiałem mieć tatę, każdy ma... – dodał z uśmiechem, jakby chciał mnie delikatnie sprowokować do zwierzeń. Właściwie powinnam była przewidzieć, że któregoś dnia o to zapyta, lecz jakoś tak oddalałam tę myśl. No i oto właśnie nadszedł czas. Tomek stał przede mną z figlarnie przekrzywioną głową i przypatrywał mi się spod przymrużonych powiek. A ja nie mogłam wyksztusić z siebie słowa. – Przecież rozwód to nic takiego, u mnie w klasie tylko Szymon, Antek i Klaudia mają pełne rodziny... Ta dygresja dała mi moment na pozbieranie myśli. Akurat tyle, żeby zdecydować, że opowiem mu wszystko. Tu i teraz. Bez żadnych tajemnic. – Jeśli naprawdę chcesz się dowiedzieć, to siadaj i słuchaj – powiedziałam spokojnie. Albo tylko mi się wydawało, że trzymam nerwy na wodzy, bo dostrzegłam, jak Tomkowi rzednie mina. Był naprawdę zaciekawiony. I chyba nieco przerażony... Musiało coś być w mojej twarzy, coś takiego, że zmroziło mu krew. A w moim sercu szalały żywioły. Wróciły najbardziej bolesne wspomnienia. Tłumione przez tyle lat, odżyły i wiedziałam, że znów muszę się z nimi zmierzyć. Może tym razem je pokonam. Może uda mi się w końcu pogodzić z losem. Piotra znałam od zawsze. Razem chodziliśmy do podstawówki, potem do liceum. Zakochałam się w nim w szóstej klasie. To była pierwsza dziewczęca miłość – czysta, niewinna, nie oczekująca wzajemności. On był jeszcze niedojrzałym dzieciakiem, wspinającym się na drzewa, grającym w piłkę i biegającym po podwórku z plastikowym karabinem. I oczywiście nie zwracał na mnie uwagi. A i ja nie miałam śmiałości, żeby się do niego zbliżyć. Tylko wzdychałam po nocach i pisałam listy miłosne, których nigdy nie wysyłałam. Rysowałam nas w ślubnych strojach, bo wierzyłam, że kiedyś naprawdę będziemy małżeństwem. Trwało to dwa lata, do końca szkoły. I pewnie by się na tym skończyło, gdybyśmy nie trafili do tej samej klasy w liceum. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spotkaliśmy się po wakacjach i na jego widok po prostu zwariowałam. W ciągu dwóch miesięcy zmienił się nie do poznania – nie był już tamtym urwisem z wiecznie poobijanymi kolanami i brudnymi paznokciami. Stał się młodzieńcem o ślicznej twarzy, cudownych czarnych włosach i smukłych dłoniach. Mogłam patrzeć na niego godzinami. Zresztą nie tylko ja. Dziewczyny rozmawiały właściwie tylko o nim. Każda marzyła, by zostać jego sympatią, chodzić z nim do kina, trzymać się za ręce, całować. Ale żadna nie miała odwagi, by choćby spróbować go poderwać. Mnie to nawet odpowiadało, bo byłam o niego strasznie zazdrosna, ale rzeczywiście Piotr był raczej wyniosły i sprawiał wrażenie niedostępnego. Mógł mieć każdą, a nie zabiegał o żadną, i to czyniło go jeszcze atrakcyjniejszym. Ja starałam się ukrywać swoje uczucia. Trochę ze strachu przed odrzuceniem, ale bardziej z przekonania, że co ma być, to będzie. Po prostu wierzyłam głęboko i niewzruszenie, że Piotr i tak zostanie moim mężem, że to kwestia czasu i nie trzeba poganiać losu. Po prostu czekałam na odpowiedni moment. W duchu śmiałam się z koleżanek, które aż popiskiwały, gdy sobie o nim opowiadały. Jedna widziała go na basenie ("Jezu, jak on jest zbudowany!"), inna na boisku ("Ale on ma kopnięcie, i jak się cudnie kiwa!"). Kolekcjonowały te opowieści i licytowały się przed sobą, która ma ich więcej, że niby daje to większe prawo do Piotra. On nie zdawał sobie z tego wszystkiego sprawy, a w każdym razie nie dawał po sobie poznać, że go to jakoś mocno obchodzi. Miał wielu kolegów, właściwie wszyscy go lubili, ale był jednak samotnikiem i poza szkołą prawie w ogóle nie udzielał się towarzysko. Nie chodził na dyskoteki, ani na koncerty, rzadko bywał na prywatkach, a już nigdy nie zostawał na noc. Nie pił alkoholu, nie palił papierosów. W końcu dziewczyny przestały się nim interesować. W kolejnych latach dochodziły nowe roczniki, pojawiło się mnóstwo chłopaków z młodszych klas, którzy okazali się bardziej towarzyscy i przystępniejsi. Piotr przestał być numerem jeden i nareszcie miałam go wyłącznie dla siebie. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jednak platoniczna miłość już mi nie wystarczała. W szkole jeszcze jakoś wytrzymywałam, ale w domu ogarniał mnie taki smutek, że całe godziny potrafiłam przepłakać w poduszkę. Myślałam tylko o nim, pragnęłam jego miłości, jego ciała, wyobrażałam sobie nas razem nago, czułam jego dłonie delikatnie muskające moją szyję, piersi, uda. Szalałam z pożądania. Najgorzej było w weekendy. Wpadałam w prawdziwy obłęd i żeby nie zrobić sobie czegoś złego, spotykałam się z ludźmi z klasy. Chodziliśmy razem do kina, na dyskotekę. Szybko jednak okazało się, że to jeszcze gorsze, bo nagle zaczęli się mną interesować chłopcy z naszej klasy. Zaczepiali mnie, proponowali randki, niektórzy nawet starali się mnie obmacywać. Wszystkich ich zbywałam, czasem bardzo ostro i nie przebierając w słowach, bo przecież ja miałam już swojego chłopaka i to jemu chciałam oddać swe dziewictwo. Ale oni nie rozumieli. No i w końcu przestałam gdziekolwiek wychodzić. Chłopcy stracili dla mnie serce. Na koniec nazwali jeszcze zarozumiałą lesbą i wreszcie dali spokój. A ja stałam się takim samym odludkiem, jak Piotr. "Jakże wiele nas łączy" – myślałam. "Dlaczego więc tak trudno jest nam się ze sobą spotkać? Czy on nie widzi, co się ze mną dzieje? Przecież jest taki mądry, taki dobry, taki piękny! Co muszę zrobić, żeby mnie dostrzegł?". To były takie romantyczne dyrdymały, typowe dla nastolatki marzenia o mężnym rycerzu, który ją zdobędzie i uwiezie do zamku na szklanej górze, gdzie z dala od zgiełku tego świata będą w cudownej harmonii pielęgnować swą miłość po wsze czasy. To we śnie, na jawie zaś wiedziałam, że na aktywność ze strony mojego "rycerza" nie mam co liczyć. To ja musiałam go zdobyć i to jak najszybciej, bo byliśmy już w czwartej klasie i zostało tylko kilka miesięcy do matury, po której nasze drogi mogły się rozejść na zawsze. Łatwo mówić. Ile się nadenerwowałam, zanim odważyłam się zaproponować mu, abyśmy razem zatańczyli Poloneza na studniówce. Okazało się, że wcale niepotrzebnie, bo Piotr od razu się zgodził. – Pewnie – powiedział krótko, patrząc mi z uśmiechem w oczy, a zabrzmiało to tak, jakby dla niego było jasne od zawsze, że ten taniec zatańczymy wspólnie. Ze szczęścia rzuciłam mu się na szyję. Moja egzaltacja chyba wytrąciła go z równowagi, bo się nieco spłoszył i spoglądał na mnie dosyć przerażonym wzrokiem. Potraktowałam to jako ostrzeżenie przed zbytnim pośpiechem. Jeśli nie miałam go stracić, nie mogłam narzucać zbyt dużego tempa. Na studniówce tylko razem tańczyliśmy i dużo gadaliśmy; a potem on mnie odprowadził do domu. I choć wcześniej postanowiłam, że i tak się nie zgodzę, było mi trochę żal, że nie zapytał, czy może na chwilę wejść. Ale i tak było cudownie. Wykonałam pierwszy, najtrudniejszy krok – zwróciłam na siebie jego uwagę, nareszcie przestałam być tylko koleżanką z klasy. Od tamtej pory nasz związek się zacieśniał. Rozmawialiśmy ze sobą coraz swobodniej i dużo się o nim dowiedziałam. Był bardzo wierzący i praktykujący. Chodził na mszę w każdą niedzielę i spowiadał się co miesiąc. To mi naprawdę zaimponowało, bo przecież młodzi ludzie raczej nie chodzą do kościoła, a jeśli już chodzą, to się tym nie chwalą. A Piotr mówił o kwestiach wiary z największą powagą. Zrozumiałam wreszcie przyczynę jego dystansu do spraw związanych z seksem. I zdałam sobie sprawę, że pierwszej kobiecie, z którą pójdzie do łóżka, pozostanie wierny na całe życie. To się stało po balu maturalnym. Piotr mimo straceńczych prób, nie wymigał się od wypicia kilku kieliszków szampana, które wprawiły go w nieznany mu dotąd stan upojenia alkoholowego. Był zaskoczony, ale mu się podobało. Wszystko mu się tej nocy podobało. Spacer przez miasto do mojego domu. Krótka szamotanina w przedpokoju, kiedy próbując zdjąć spodnie przewrócił się na stojak na parasole i dotkliwie poranił sobie brzuch. Potem moje usta całujące go po całym ciele i wreszcie to jedyne w swoim rodzaju cudowne doświadczenie, kiedy dwoje ludzi staje się jednością. Nie było to w gruncie rzeczy nic oszałamiającego, ale i tak czułam się spełniona. Piotr zasnął od razu, a ja jeszcze długo leżałam obok niego i cicho płakałam. Wtedy byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przez następne tygodnie prawie nie wychodziliśmy z łóżka. Piotr chciał się kochać niemal bez przerwy. Było w tej jego popędliwości coś niezdrowego, jak gdyby za wszelką cenę chciał mi udowodnić, że jest wspaniałym kochankiem. A nie był, choć się starał. Tak bardzo, że o mało co byśmy nie zawalili egzaminów na studia. No ale się udało – ja zdałam na germanistykę, on wybrał informatykę na politechnice. Tyle że w październiku, tuż po rozpoczęciu roku akademickiego, okazało się, że jestem w ciąży. Piotr oczywiście zaproponował mi małżeństwo, ale kiedy mi się oświadczał, wyczułam w jego głosie strach. A wtedy i ja straciłam nieco pewności siebie. Nie na tyle jednak, by zrezygnować. Ślub odbył się pod koniec grudnia, a od nowego roku mieszkaliśmy już razem w wynajętym mieszkaniu, za które płacili wspólnie nasi rodzice. To był najstraszniejszy okres w moim życiu. Piotr męczył się od samego początku. Było jasne, że życie małżeńskie mu nie odpowiada. Coraz mniej rozmawialiśmy, coraz rzadziej się kochaliśmy. Zaczął mnie unikać, pod byle pretekstem wychodził z domu. Podejrzewałam, że się z kimś spotyka, bo często gdy wracał, przez krótką chwilę jego oczy lśniły radością i szczęściem. Zaraz jednak wszystko wracało do normy, pojawiał się znany mi chłód i obojętność. Aż któregoś dnia, kiedy byłam już mocno spuchnięta, powiedział wprost, że się mną brzydzi, że nienawidzi widoku mojego ciała. To był koniec. Tyle mniej więcej opowiedziałam Tomkowi tamtego wieczora. Złagodziłam nieco fragmenty dotyczące seksu i w ogóle intymnych spraw damsko-męskich, których 15-letni chłopiec nie powinien słyszeć od swojej matki. – No, a w kwietniu ty przyszedłeś na świat – zakończyłam i spojrzałam na syna, który słuchał mojej opowieści w milczeniu. – I dokładnie tego samego dnia twój ojciec odszedł. Zostawił tylko ten list. Wyjęłam złożoną na cztery pożółkłą kartkę kratkowanego papieru i podałam Tomkowi, który wziął list drżącymi rękami. Kiedy czytał, krew odpłynęła mu z twarzy, w pewnym momencie zakrył dłonią usta, jakby chciał zdusić jęk. Nagle, nie kończąc lektury, zerwał się z fotela. W oczach miał łzy. – Mój ojciec jest gejem?! – ryknął i zaczął jak oszalały biegać po pokoju. Wywrócił krzesło, strącił ze stołu gazety. – To niemożliwe!!! Boże! To niemożliwe!!! Płakał i wył, a ja siedziałam nieruchomo, starając się nie okazywać żadnych emocji. W gruncie rzeczy nie było to trudne. Już nie. Ból, przerażenie, rozpacz – wszystko to przeżyłam dokładnie piętnaście lat wcześniej, kiedy mój mąż zostawił mnie dla mężczyzny. Przyjemnej lekturki🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj Kochana KALINKO! 👄........ dziekuje za wszystko! Jesteś moim przyjacielem.. Całujesz w policzek.. usmiechasz się.. jesteś przyjacielem.. Pociągasz... ekscytujesz... takich nie ma wiele.. moge ci zaufać.. moge cię przytulić.. moge ci spojrzeć w oczy.. w twych ramionach się skulić... a czas powoli się toczy... Nie mogę cię namietnie pocałować.. nie mogę na noc zostać.. nie możemy trzymać się za rece.. tulić się namiętnie w przydrożnej kafejce.. I niby jestem szczęśliwa... niby niczego mi nie brak... Bo miłość czasem mija,,, a przyjaźń trwa przez wiele lat... autor__ Lucy. Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KALINKO BIESIADNA 👄 dziekuje za lekturke. Zycze Ci mlego popoludnia i wieczoru ........... a ja ide do lozeczka, pa,pa ❤️ Dobranoc BIESIADO! 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO___________jakze piekny wiersz.Wzruszylam sie👄 Siedzialas sobie cichutko na BIESIADZIE,a ja nawet tu ponownie nie zajrzalam.Ty wiesz,ze lubie Twoje towarzystwo,,,no trudno... Wypoczywaj kochana.Spokojnej nocy.Do jutra.Pa,pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Upajam sie tym wierszem o pieknie,,,:D PIEKNO Cudowna rzecz wyrosla przed zaropialym wzrokiem choc zawsze do ciebie wolala nie zwracales na nia uwagi a teraz zachwycasz sie jej urokiem. Piekna... nieswiadoma swego piekna... Dlaczego boisz sie jej powiedziec? Pieknu nalezy sie prawda gdy je oszukasz - zwiednie i bedzie bolalo sumienie tak jakbys zniszczyl czyjes istnienie. Powiedz... nie bój sie tego... Czy ty o tym nie wiesz ze piekno nie wie, co to ranic? Marta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I tym wierszem zagnam sie BIESIADO 🖐️ Idziesz? Ktos nam posadzil bzy po drodze, porozplatujesz wstazkom wlosy? przejdzmy sie jeszcze, szafirowe kladzie nam cienie szczescia grosik. No chodzze wreszcie, ile prosic, chcesz by pachnialy nadaremno? zasnely psy i spi rozsadek, i niespelnienie drzy misteria. Cykady skrzypiec, swieta chwila... nim ranna rose slonce spije, chodzmy policzyc mój kochany, wszysciutkie listki koniczynie. Alicja Wysocka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Super wiersze i przysłowia. Opowiadanie smutne ale ciekawe. Patrzyłam kiedyś w niebo. Głowę miałam uniesioną wysoko, ręce wyciągnięte do tyłu przypominały skrzydła. Stałam twardo na ziemi, która trzymała moje stopy jak skała. Wiatr rozwiewał moje włosy a ja wdychałam jego intensywny zapach wolności do płuc chcąc go zatrzymać na zawsze. Patrzyłam w niebo, a mojej twarzy dotykały promienie słońca. Muskały policzki, wplątywały się we włosy i nie pozwalały otworzyć oczu. Czułam się jak bym frunęła. Jakby te delikatne promienie unosiły mnie i ciągnęły w stronę słońca. Ale nagle już nie było wiatru, ani promyków na skórze. Upadłam. Próbowałam patrzeć w górę, ale tam już nic nie było prócz szarej, zimnej chmury. Serce szepnęło: zwątpiłaś. Agata-QWERTY Listopad 2002 Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Anioł Stróż" Śpij już śpij i słodko śnij. A ja przyjdę i będę przy Tobie całą noc. Gdy uśniesz ciepło i delikatnie przytulę Cię. Jak anioł okryje szkrzydłami i złe sny odgonię. Mariusz Nie bedziesz już się lękać, Bo będę cały czas przy Tobie czuwał. ściskając w mojej Twą dłoń, przez krainę nocy przeprowadzę Cię. Byś w porannym blasku słońca, bezpiecznie mogła obudzić się. Nie wiedząc, że całą noc byłem tuż obok. Czuło mnie będzie tylko Twe serce gorące, we mnie płomień rozpalające. A gdy wieczorem znów bedziesz zasypiać zmęczona dniem. Pomyśl tylko o mnie, a znów obok zjawię się. A teraz śpij już śpij. A ja do ucha będę szeptał Ci...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA______________witajcie❤️ Miłość jest odpowiedzią Niebieskiej Panience... Były na spacerze, gdy przechodząc nieopodal karuzeli, nagle usłyszała znajomą melodię... Zatrzymała się i odwróciła głowę... Koło karuzeli obracało się równym tempem... \"O, to ta piosenka\" pomyślała, dawno jej nie słyszała. Angels are crying. We can be better... Love is the answer... rozbrzmiewało z głośnika echem i gładko płynęło na wysokości gór... Love is the answer... gdyby to było takie proste - pomyślała - \"Miłość\" ale gdzie jest...? A gdyby tak cofnąć czas? Tak zakręcić kołem i pstryk! Dokładnie tak, jak zrobił to Anioł w teledysku piosenki... Czy coś by się zmieniło? Gdyby zachowała pamięć o tym co było, czego by zaniechała, czego by nie uczyniła, albo wręcz przeciwnie, czy dopełniłaby to, czego brakowało, czego zabrakło... ile by zyskała, a ile straciła... Czy można tak kalkulować? Przecież \"Miłością\" nie wolno targować... tą zwykłą, ludzką... też. Dlaczego to tak bardzo boli? Love is the answer...Ale gdzie jej szukać...? - Mamo, otwórz parasol - usłyszała \"To deszcz...?\" - myślała, że to tylko łzy... Każdy kolejny dzień, to strumienie deszczu płynące prosto z nieba. Ludzie mówili, ze takiego czegoś jeszcze tutaj tego nie było... No tak, a miało być pięknie, słonecznie... W życiu nauczyła się przyjmować wszystko... \"Biorę wszystko\" - powtarzała w trudnych chwilach za św. Tereską. Może nie do końca była przekonana co do tego \"wszystko\" ale na pogodę i tak w nie miała wpływu, wiec szkoda nerwów...\"Widocznie tak jest lepiej... Widocznie tak ma być\" - tłumaczyła się... \"Też jest pięknie, tylko po prostu inaczej... Tak... deszczowo...\" Pobliski potok niespokojnie nabierał prędkości i stan wody niebezpiecznie się podnosił. Gdy przechodziła obok niego zawsze przykuwał jej uwagę. \"Bystry\" był bystry, a nawet za bystry jak na bieżące realia... choć woda nim raczej bystra nie była - spieniona, koloru brunatnego, niczym rozwodniona glina. Z ogromnym impetem, a nawet jakby z nieokiełzaną wściekłością i szalonym nurtem budząc niepokój parła do przodu. \"I jak tu teraz iść pod prąd? Nie da rady nawet stać w miejscu, a co dopiero iść po prąd... żywioł sam niesie falą... w takiej sytuacji chyba trzeba przeczekać i wyruszyć, gdy się uspokoi...\" - rozważała. To był trudny dzień. Właściwie moment krytyczny. Szkoda słów... Nie łatwo mieć dorastająca córkę, nie łatwo... Nie łatwo być mamą. I ta cyganka. Natrętne te cyganki takie... Podała jej monetę, byle odeszła i dała jej spokój... Tak - dla świętego spokoju... Love is the answer... rozbrzmiewa w autobusie. Love is the answer? \"Uwzięło się czy co? Nie mają tu innych stacji radiowych?\" Love is the answer... dudni w sklepowym radio... Znowu pytanie i znowu odpowiedź ...półki w sklepie pełne... pełne siatki zakupów...a tu znowu jakiś żebrak klęczy na ulicy... Krople deszczu niespokojnie spadają na nasyconą już wodą ziemię... \"Panie, bądź pochwalony... bądź uwielbiony\" wystukuje jej serce, gdy po drodze mija kolejny kościół. Pada i pada. Przyzwyczaiły się do tego, tylko Ci biedni ludzie, ich pozalewane dobytki, pozalewane pola, ulice... \"Panie, miej ich w swojej opiece...\" Przemoknięte buty, mokre ubrania. Pomimo tego czuły, jak odpoczywają. Czasami po prostu szły w milczeniu, a nawet brodziły w wodzie, tak sobie, ot po prostu obok siebie... i było im dobrze. Miały tylko siebie i dni wypełnione po brzegi wędrówkami... wokoło spokój, tylko w sercu gdzieś na dnie tliła się nieokreślona tęsknota... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niezauważanie do jej uszu dochodzi subtelny dźwięk... "Co to?" Podchodzi bliżej... to jakaś dziewczynka na ulicy pięknie gra na skrzypach chwytając za serce przechodniów. "Ależ to dziecko jeszcze" pomyślała i wrzuciła jej pieniążek do futerału, chociaż zazwyczaj tego nie robi. Parę kroków dalej klęczy ślepy żebrak na ulicy... Jest tu codziennie. O, co to to nie! Chyba trzeba by mieć worek z pieniędzmi, a przecież jej też często ledwo wystarcza tylko od "10 do 10"... Musi policzyć, na ile jeszcze mogą sobie pozwolić. Tak przecież chciała, żeby te wakacje były udane... "Dobranoc Kochanie" szepnęła przykładając głowę do poduszki "Jeszcze tylko trzeba wyłączyć radio - pomyślała - ale po tej piosence..." Love is the answer... We can be better...Love is the answer... Po raz kolejny przechodziła tą samą drogą... ON właśnie też przyszedł na to samo miejsce, co zawsze. Gdy go mijała, właśnie się zatrzymał i kładł poduszkę na ziemię. Uklęknął. Prawą wyciągniętą dłonią oparł się na białej lasce jednocześnie trzymając w niej blaszany kubek... Spojrzała w jego oczy... które nie widziały... a jednak... przystanęła i zamarła... Do dzisiaj nie wie, co się stało... Co jest? - zapytała ją córka - gdy zobaczyła w jej oczach łzy Ruszyła do przodu. - Nic... widziałaś tego żebraka? - Tak, i co z tego? - On jest ślepy... - No to co? - Żal mi go... bo, on nie widzi. Nawet nie widzi, kto obok niego przechodzi... Można koło niego przejść i nie zostać rozpoznanym... Nie musisz mu nic wrzucić, nie musisz się źle poczuć, bo on Ciebie nie widzi... On tylko klęczy...taki dumny, wyprostowany, całkowicie zdany na laskę i niełaskę. Dumny, a jednocześnie pokorny... Nie wiadomo, co prawda, jakim jest człowiekiem - kontynuowała - Być może, ze jest zwykłym naciągaczem, być może... tak jak wielu... ale przyjmijmy, ze tak nie jest... Być może ON na prawdę potrzebuje pomocy, a nie ma mu kto pomóc... Ciekawe, czy ma rodzinę? Może On nie ma nikogo, albo po prostu nie ma nikogo na kogo mógłby liczyć.. nie ma pracy i nie może jej mieć... Nie wiedziała co takiego dokładnie ją dotknęło w tym człowieku...Ale jakoś tak dziwnie w tym momencie poczuła się... NIM... Tak, właśnie NIM...!! To było dziwne uczucie i na dodatek wydawało jej się, ze w jego niewidomych oczach dostrzegła "ten" na wagę złota błękit nieba... czy to możliwe? Tego dnia niebo było niczym szare płótno... Ale jeszcze nie zrozumiała... jeszcze nie widziała... niewidoma ona... Nie, to przecież niewidomy ON! Czyżby...? Od tygodnia nieruchomo klęczał w milczeniu godzinami żebrząc o to, co praktycznie innym zbywało... Codziennie tak samo, nieruchomo i tak samo miał nieruchomy wzrok sięgający, gdzieś za realny horyzont świata... Zastygły, jak bez życia, w tej samej pozycji...a jednak żywy i...prawdziwy. Tyla razy obok niego przechodziła, ale dopiero dzisiaj Go zobaczyła naprawdę. - To może wróćmy się i dasz mu pieniądze? - Nie, jak będziemy wracać, tak głupio teraz się wracać... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sięgnęła do portfela, wyciągnęła monetę... "Jak będziemy wracać, jeśli jeszcze będzie..." pomyślała "Jakie to musi być upokarzające dla tego, który pragnąłby zarabiać, żyć normalnie..." Pomimo, ze był żebrakiem, to w jego postawie było coś królewskiego... Łzy same napłynęły do oczu... założyła na nos okulary przeciw słoneczne, chociaż niebo było pochmurne i ani promyka słońca... Tysiące różnych myśli, które bolały... Czuła się jak dziecko...A gdyby tak do niego podejść i zapytać, zapytać - Kim jest? Czy ma rodzinę? Nie, nie... co by to dało... a może to zwykły naciągacz... zresztą co mogła uczynić, jak pomóc? Przed jej oczami stanęła cyganka i dziewczynka grająca na skrzypcach... "Wiem, ze to może dziecinne, ale Panie, Panie, gdybym mogła Cię o coś teraz poprosić... to proszę Cię o cud...o cud dla niego!!! Proszę Cię tylko za nim, nie za sobą..." I w tym momencie przypomniała sobie słowa Jezusa Nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! "Panie, nie rozumiem...?" Znowu deszcz. zaczął padać... na jej policzkach, na włosach... wszędzie krople deszczu... a może to łzy? Szły w milczeniu zatopione w swoich myślach... Gdy wracały miejsce, gdzie klęczał żebrak było puste... Dziwne ale wiedziała, ze tak będzie... W kieszeni, w zaciśniętej dłoni kurczowo trzymała monetę... "Why you feel so alone... All against the Word...Angels are crying... Czy jest już za późno?". Ostatni dzień. Jeszcze spacer ta samą drogą, jeszcze ostatnie zakupy, upominki dla najbliższych... Kościół... może by tak wejść, pożegnać się z tym miejscem, podziękować i poprosić o szczęśliwy powrót... Ale to może potem, później... nie teraz jeszcze... Po praz pierwszy od tygodnia żebraka nie było na swoim miejscu... Przez cały dzień miejsce była puste... Może dlatego, ze to była sobota... Nie przyszedł... Moneta niespokojnie zadźwięczała w kieszeni bluzy, pośród innych monet... Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na tę ulicę i wracają... - Chcę wejść na chwilkę do kościoła - powiedziała. Gdy wchodziły do Kościoła, na krótki moment z ogromnym zapałem zagrzmiały organy... potem nastąpiła cisza... głęboka cisza... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Ciekawe czy jest Adoracja", pomyślała... tak bardzo pragnęła ujrzeć Pana w Najświętszym Sakramencie - "Powinna być, powinna być... ale może nie ma..." Nawet tutaj zabrakło jej pewności...Cisza, słychać tylko jej kroki. Drga do tego bocznego ołtarza wydawała jej się strasznie długa... Jeszcze tylko parę kroków... i za filarem w blasku otaczającego złota zobaczyła JEGO... JEST! Poczuła ulgę i spokój... Po prawej stronie ołtarza stał pusty klęcznik... Podeszła do Niego, była tak blisko jak tylko było można... Uklękła i w tym samym momencie ponownie zabrzmiały organy. Muzyka przesiąknięta czułością i prawdziwie niebiańską radością, wręcz jakby z jej nadmiaru przelewała się i rozlewała nad jej głową... Muzyka, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie słyszała... Niczym ogień, ogień, który płonął jasnym wielkim płomieniem... Płomieniem który dawał światło, a nie parzył, i który swoją mocą od nowa rozpalał wygasły ogień w sercach... Żar miłosnej tęsknoty i niepisanej radości dotknął jej serca i przepalił je wywołując uczucie dziecięcego zawstydzenia i zażenowania... Każda uwolniona nuta, do granic wytrzymałości przepojona miłością i wiosenną świeżością, płynnymi akordami przepływała przez nią jak krew. "Panie, to ja... przychodzę do Ciebie jak żebrak... spójrz moje ręce są puste, Królu Miłości..." "Jesteś!" usłyszała odpowiedź "Czekałem na ciebie!" ON czekał... pomyślała - Jak to, to ON czekał tutaj na nią, właśnie na nią?! ON, sam Bóg, Król Miłości, rękami człowieka najpierw przybity do drzewa krzyża, a teraz umieszczony w złotej monstrancji na ołtarzu, pokornie czekał na człowieka, niczym żebrak - żebrak ludzkich serc i nędznych, często zbywanych okruchów miłości... ON czekał na nią i szeroko wyciągał ku niej Swoje kochające ramiona, aby przytulić ją do Swojego przebitego Serca i ukoić jej ból... Poczuła sie tak, jakby w jednej chwili znalazła się w objęciach kogoś, kto wyglądał jej całe swoje życie, a jednocześnie oczekując chwili spotkania nie wyliczał jej i nie wypominał straconego czasu i popełnionych błędów... Ona zwlekała, a On przecież miał jej tak wiele do powiedzenia i tak wiele do ofiarowania... Czekał cierpliwie... A teraz, gdy przyszła - to było jak święto! Czy to możliwe, ze ktoś tak bardzo za nią tęsknił ?! Nagle organy zamilkły. Zapanowała cisza, równie piękna jak muzyka, która ją poprzedziła... Cisza, która stała się słodką melodią dla dotkniętego Bożą łaską serca, wyśpiewującego jego własne i radosne Magnificat... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A potem, kolejne piękne ale już nieco ukojone i pełne słodyczy organowe akordy popłynęły nutą jasną i lekką, otulając czułością swego brzmienia niczym mgła przenikająca światło porannej zorzy budzącego się do życia świata. Jak bardzo tego w tej chwili potrzebowała! Tak, ON zawsze wie, czego jej brakuje i w momencie, kiedy wydaje się, że o niej zapomniał... od nowa zaskakuje SOBĄ... Muzyka ponownie wypełniła cały kościół. Miłość rozlana strumieniem pięknej melodii, wypełniła w jej sercu pustą przestrzeń, zamieniając wyschnięty step w utęsknioną oazę, otworzyła uszy, a jej zamkniętym i chorym oczom, przywróciła wzrok... W jednej chwili, niczym wślizgujący się promień słońca, rozproszyła mroki duszy, a nieuzasadnione lęki zamieniła migocące iskry nadziei. Jak mogła być taka ślepa...? Płakała...Płakała łzami wdzięczności i miłości... Znalazła swoją Perłę... Perłę swojego serca... Błogosławione łzy, które oczyszczają... Błogosławione łzy, które wznoszą na wyżyny Raju w świętym miłowaniu... "Miłujcie się wzajemnie, tak jak Ja was umiłowałem... bo nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich, a wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mieście uczynili" Nie zatrzymywał jej. W zupełnej ciszy zamknęły za sobą drzwi kościoła... Wzruszenie wypływające z tego niesamowitego spotkania tłumiło słowa. Miała nadzieję, że nie tylko jej serce zostało przeniknięte dotykiem Miłości, która pragnie obdarować Sobą do granic nieskończoności, niczego innego w zamian nie oczekując poza... drobnym gestem potwierdzającym gotowość przyjęcia tego DARU... i odpowiedzi - zwykłego ludzkiego miłowania... Drzwi autobusu zamknęły się. "Song of faith you can change... It's not too late... Love is the answer..." "Założę się, ze to znowu RMF FM..." pomyślała uśmiechając się do siebie. Czy będzie potrafiła strzec swojej Perły, pielęgnować ją, radować się nią, a jednocześnie dostrzec jej blask w oczach innych...? Deszcz ustał... Gdy zostawiała za sobą górskie pejzaże, pierwszy promień słońca przebijał się przez szare chmury... Calineczka :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i do tego pieknego opowiadania dolaczam ten wiersz :D Wrzosy Cicha lesna polana I fiolety we wrzosach, Zazdroszcza ci srebra Gdy blyszczy w twych wlosach. Zazdroszcza tez gwiazdy Gdy patrza ci w oczy, Ze nigdy tak do nich Nie wzdychalam w nocy. Zazdrosci i ksiezyc Gdy poswiate swa snuje Ze tylko ciebie Tak z oddaniem caluje. Wiec glowe szczesliwa, W piers twoja wtulam I slodko, najslodziej Posród wrzosów rozczulam. Alicja Wysocka KOCHANE DRZEWKA_______________pozdrawiam WAS bardzo serdecznie 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przybieglam na BIESIADE z mysla,ze moze spotkam sie z JARZEBINKA. Niestety______moze innym razem.Macham do Ciebie kochana🖐️ i posylam Ci ten wiersz,,,,Pewnie juz "siedzisz" na walizkach,,,, Mam cicha nadzieje,ze przed wyjazdem zajrzysz do nas.Zapraszam bardzo serdecznie❤️👄 \"Blokada chwila zadumy\" Co z tym slowem, wybacz! - Oooo, przychodz ludziom zawsze z pomoca. Tam, gdzie smutek i zal, spiesz na ratunek! ...Wybaczac, to znaczyc droge w której mozna wiele... zostawic bagaz za zakretem, zaczerpnac powietrza swiezego, zmienic koszule na nowa zawsze przeciez zdazysz. Czy umiesz tak po prostu, zyc z tym slowem a slowo z toba zyc moze w symbiozie, czy przejdzie do porzadku dnia codziennego? Zloza twojej Eurydyki, niech sie skupia. Walcz wiec o nie! Pozegnaj cienia slad nienawisci bo slowo ,,Wybacz’’ warte jest slowa tego. Jan Konczynski

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niedawno pisalysmy o nadziei,,,to moze kolejny wiersz 👄 ,, Nadzieja ’’ Ulamek wieku zaledwie blysnal zapewne myslisz .... co przyniesie w danej chwili ? Rzeczywistosc opisuja twoje mysli dostarczajac wrazen fikcja obietnic w smutnej szacie kwili. Zmierzac winnismy na jednym szlaku zycia kierunku czlowieka kazdego, wzbijajac sie w przestrzen na lotni obloków spelniajac apel nad planeta ziemia, która odrodzi sie w tobie z nowa nadzieja Jan Konczynski

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzien dobry BIESIADO! 👄 ❤️❤️❤️ Byłeś cichy i skromny na co dzień taki też odeszłeś z tego świata godząc się z losem, że tak musi być. Zostawiłeś po sobie pustkę i łzy ogrom rozpaczy to właśnie cały ty. Dałeś mi poznać co znaczy szczęścia smak powiedz, jak mogłeś zostawić mnie tak. Wybrałeś prostą drogę do ojca Boga a mnie zostawiłeś na rozstaju dróg. Widocznie było nam tak pisane byś pierwszy stanoł -u wrót niebieskiej bramy- i przygotował miejsce w dalekiej wieczności byśmy mogli się cieszyć dalszym życiem naszej wielkiej miłości. Krystyna Kupnicka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
NADZIEJA.......... Tego dnia, gdy rozpacz ogarnęła mnie, przyszedł do mnie Pan Jezus --------- swoją miękka dłoń położył na mojej głowie i pełnym miłości głosem powiedział tak: Dziecko ufaj i módl się, ja tez bardzo cierpiałem, widzisz to już tak musi być, więc pozwól, ze razem będziemy nieść twój ciężki życia krzyż . Jezu ufam i kocham Cię, nie zapomnę Twe słowa, swoją miłością umocnij mnie, by nie upaść. Jezu kochany w wierze, nigdy nie! A gdy Jezu zawołasz mnie do swojego domu, daj mi czas jeszcze tu na ziemi, aby coś zrobić, dla Ciebie i drugiego zagubionego człowieka, bo życie jest krótkie i czas szybko ucieka. Słoneczny promyk nadziei zajaśniał w zalanych łzami smutnych oczach mych, bo Panem mojego życia jesteś Jezu Ty! Ile mojego życia tu na ziemi i w bezkresnej wieczności, zawsze bądź ze mną Jezu bezgraniczna i największa moja miłości! autor: Krystyna Kupnicka. Pozdrawiam Was moje kochane DRZEWKA i do zobaczenia 1.09. 👄❤️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA____________witajcie🖐️ JARZEBINKO KOCHANA__________-juz jestem i przytulam Ciebie z calej sily,,,no moze ,nie z calej,,:D No coz_________znow wyjezdzasz.Mowilas mi wczesniej,wiec chyba mnie przygotowalas do swego wyjazdu. Niezaleznie od mojego zrozumienia i tak bede tesknic za TOBA!!! Odpoczywaj kochana na lonie kraju ojczystego.Raduj sie spotkaniami z bliskimi.Wypoczywaj,zwiedzaj i rob to,na co przyjdzie Ci ochota. Naladuj akumulatorki i wracaj szczesliwie. A teraz tylko powiem_____SZEROKIEJ DROGI--SZCZESLIWEJ PODROZY!Szczesliwego powrotu!!! Bedziemy czekac z utesknieniem na Ciebie❤️❤️❤️ JARZEBINKO __________dmucham❤️ na szczescie!!! Buziaczki,,,cmooooooooook👄👄👄👄 Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ROZBITY DZBAN,,,, Zaspał. Nie słyszał pierwszych dzwonów. Poprzedniego dnia znowu długo w noc pracował. Przepisywał teksty ze \"Summy\" św. Tomasza. W nocnej ciszy dochodziło do niego nawoływanie strażników i wybijane kolejno godziny na wieży ratuszowej. Lubił pracować nocą. Zresztą to była dla niego jedyna możliwość. W ciągu dnia, zwłaszcza po południu i wieczorami, wciąż był zajęty jakimiś sprawami ludzkimi, których nie mógł zaniedbywać. Wciąż zachodzili studenci do jego mieszkanka znajdującego się na parterze w gmachu uniwersytetu. Zdecydował się na nie świadomie: było małe i niewygodne, ciemne, ale bardzo poręczne dla wszystkich, którzy potrzebowali pomocy. Wśród studentów zgłaszających się do niego z jakimiś dla nich mniej lub więcej ważnymi sprawami, byli tak jego słuchacze, jak i całkiem mu obcy, byli ludzie z Krakowa, z Warszawy, z Gdańska, jak również cudzoziemcy. Sławna teraz wielkimi nazwiskami profesorów Alma Mater Jagiellonica ściągała młodzież nie tylko krajową, ale i z innych państw: z Czechosłowacji, z Węgier, z księstw Bawarii, Saksonii. Wśród tych rzesz młodych ludzi zdarzali się bogaci, w większości jednak byli to biedni chłopcy. Trafiali się wagabundzi, większość jednak prawdziwie szukała wiedzy. Tak jedni jak i drudzy wymagali opieki, troski, zainteresowania. Stąd musiał bez przerwy radzić, kierować, pouczać, pomagać: wciąż coś załatwiać, pośredniczyć, gwarantować, zaświadczać, nawet i stancje wyszukiwać, pieniądze pożyczać jak i dawać. Ale na koniec był przecież profesorem: musiał się przygotowywać do wykładów. Miał taki swój system wypracowany od lat: przepisywał teksty wielkich teologów. To pomagało mu koncentrować się nad treścią w tych pismach zawartą, a poza tym była i korzyść dodatkowa: mógł potem tych tekstów użyczać - służyć nimi tym, którzy inaczej nie mieliby do nich dostępu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaspał. Dopiero drugie dzwony wyrwały go ze snu. Odziewał się szybko, żeby przyjść na czas do kościoła. Już od lat długich odprawiał Mszę świętą w kościele Św. Anny o szóstej godzinie, a tak proboszcz jak i kościelny nie lubili, jak się księża spóźniali. Gdy wychodził ze swojego mieszkania, zaczęła już dzwonić sygnaturka. Poderwała go do pośpiechu. "Jeszcze tylko pięć minut do rozpoczęcia Mszy świętej". Ulica tonęła w gęstej mgle. Panowała przytłumiona cisza. Nie dochodziły żadne głosy ludzkie, żaden hałas. "Tak to bywa często w Krakowie o tej porze roku, późną jesienią". Ciągnęło zimnym, mokrym powietrzem. "Nie bez powodu mówią przybysze, że tu, w Krakowie, wilgoć w kości wchodzi". On sam był tego dowodem. I jego łamało w taki czas w kościach. Okrył się szczelniej grubą peleryną. Szron w nocy pobielił blanki murów, bruk ulicy. Mróz ściął kałuże. Trzeba było uważać, żeby się nie poślizgnąć. I wtedy usłyszał krótki, urwany okrzyk, a potem trzask rozbijanego naczynia i głuchy stuk upadającego ciała. Zaraz potem wybuchnął płacz. Płacz dziecka. "Coś się stało". Wstrząsnął się przerażony. "Ale o tej wczesnej porze dziecko?" Musiało być ono tuż, w pobliżu, jednak gęsta mgła szczelną zasłoną zamykała pole widzenia. Jeszcze kilka kroków. Najpierw zobaczył dużą białą plamę i skorupy rozbitego dzbana, potem obok klęczącą dziewczynkę, która płakała. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dokładnie na skrzyżowaniu ulicy Jagiellońskiej z ulicą św. Anny. Jeszcze spojrzał na dziewczynkę. Teraz domyślił się wszystkiego. Bardzo młoda, ale już nie dziecko. Biednie ubrana. "Tak, jest gdzieś na służbie i chyba niosła mleko od wieśniaków z pobliskiej Krowodrzy, może z przeciwległego Zwierzyńca, spieszyła się, nie spostrzegła lodu, poślizgnęła się, upadła, stłukła dzban z mlekiem. Płacze, bo ją spotka awantura w domu". Znowu go zaatakowała myśl, że już późno, że powinien iść i to jak najszybciej, bo się spóźni na Mszę świętą. Ale przystanął. Jakoś nie mógł tak po prostu przejść. Nie mógł nie okazać współczucia. Nie wiedział, jak ma to uczynić. Nawet w pierwszej chwili chciał sięgnąć do kieszeni, żeby dać dziewczynie pieniądze na dzban i na mleko, ale się wstrzymał, bo rozumiał, że nie o to chodzi. "I cóż z tego, że ona przyniesie państwu, u których służy, pieniądze, i tak zostanie obrugana, że jest niezdara, bo rozbiła dzban, wylała mleko, a przy tym dodatkowo, że jest żebraczka, że wyżebrała u jakiegoś nieznajomego pieniądze". Nachylił się, przyklęknął. Szloch jakby przycichł. Dziewczynka spostrzegła, że nie jest sama. Patrzył na plamę mleka. Czuł się zupełnie bezradny i był przekonany, że każde słowo jest tutaj zbędne, niepotrzebne, byłoby wprost nietaktem. I tak prawie odruchowo, jak to zawsze czynił w rozmaitych trudnych sytuacjach, zaczął się modlić do Boga, by jakoś zaradził na swój Boży sposób, na jaki - to On sam tylko dobrze wie. Wciąż wpatrzony w nieszczęsną plamę mleka zaczął mimo woli, odruchowo zgarniać skorupy, jakby chciał je skleić na powrót. Ale myśl, że już nie zdąży punktualnie wyjść ze Mszą świętą, poderwała go w sposób ostateczny. Pełen jakiegoś wewnętrznego zawstydzenia, że nie jest w stanie przyjść z pomocą, a także, że nie może już dłużej towarzyszyć dziewczynie w tym nieszczęściu i odchodzi do jakichś swoich obowiązków, podniósł się i prawie na wpół biegnąc oddalił się w stronę kościoła. Dziewczynka zauważyła ten jego gwałtowny ruch. Oderwała ręce od oczu i popatrzyła za nieznajomym księdzem, którego współczucie wyczuła, a który teraz z rozwianą peleryną pędził do kościoła. Potem znowu skierowała wzrok na powód swojego płaczu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×