Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Jadwiga Zgliszewska *** Próbuję być malarzem stoję przed płótnem tabula rasa pragnę dobrać kolory by namalować własny obraz wezmę farbę zieloną - pewnie! będzie wiosenniej żółtą naznaczę słońce niechaj wreszcie rozbłyśnie na moim horyzoncie czerwienią ogień serca rozpalę ...i wyleją się żale troski strapienia miłość - spowił mrok zapomnienia a może wszystko błękitem rozjaśnię? właśnie! jasności trzeba codziennie umysłu sumienia i... zapomnienia o czerni ale artystą nie jestem a i spokojem nie grzeszę więc rozmazuję wszystko niebawem i co się objawia? szarość!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ SREBRNA AKACJO____piekne wiersze❤️ JARZEBINKO______czy juz wysiadujesz nad woda? zajrzyj do nas :D ORZECH____brakuje mi Twoich pieknych wierszy ❤️ Dzisiaj jestesm wsrod swoich,,,,hihi____wybieram sie na piknik! Pogoda dopisuje od rana,,,i nie mam cienia watpliwosci co do atmosfery. Slazacy potrafia sie bawic i to jak!!!! Pozwole sobie umiescic ten tekst,ktory otrzymalam od swojej uroczej wychowanki❤️ Specjalny Anioł Przeczytaj uważnie do końca strony, nie zatrzymuj się na krok dopóki nie zobaczysz, że rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają Dwa podróżujące anioły zatrzymały się na noc w domu bogatej rodziny. Rodzina była niegrzeczna i odmówiła aniołom nocowania w pokoju dla gości, który znajdował się w ich rezydencji. W zamian za to anioły dostały miejsce w małej, zimnej piwnicy. Po przygotowaniu sobie miejsca do spania na twardej podłodze, starszy anioł zobaczył dziurę w ścianie i naprawił ją. Kiedy młodszy anioł zapytał dlaczego to zrobił, starszy odpowiedział, \"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają.\" Następnej nocy anioły przybyły do biednego, ale bardzo gościnnego domu farmera i jego żony, by tam odpocząć. Po tym jak farmer podzielił się, resztą jedzenia jaką miał, pozwolił spać aniołom w ich własnym łóżku, gdzie mogły sobie odpocząć. Kiedy następnego dnia wstało słońce, anioły znalazły farmera i jego żonę zapłakanych. Ich jedyna krowa, której mleko było ich jedynym dochodem, leżała martwa na polu. Młodszy anioł, był w szoku i zapytał starszego anioła: \"Jak mogłeś do tego dopuścić ?\". \"Pierwsza rodzina miała wszystko i pomogłeś im\" - oskarżył. \"Druga rodzina miała niewiele i dzieliła się tym co miała, a ty pozwoliłeś, żeby ich jedyna krowa padła\". \"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają\" - odpowiedział starszy anioł. \"Kiedy spędziliśmy noc w piwnicy tej rezydencji, zauważyłem że w tej dziurze w ścianie było schowane złoto. Od czasu kiedy właściciel się dorobił i stał się takim chciwcem niechętnym do tego by dzielić się swoją fortuną, w związku z czym zakleiłem tą dziurę w ścianie, by nie mógł znaleźć złota znajdującego się tam.\" \"W noc, która spędziliśmy w domu biednego farmera, Anioł Śmierci przyszedł po jego żonę. W zamian za nią dałem mu ich krowę. Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają.\" Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i szybko odchodzą... Niektórzy ludzie stają się naszymi przyjaciółmi i zostają na chwilę...zostawiając piękne ślady w naszych sercach...i nigdy nie będziemy dokładnie tacy sami bo zawarliśmy nowe przyjaźnie!!! PozdrawiamWAS bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIAD! 🖐️ Tak Jodelko prawie caly dzien spedzilismy nad woda, pogoda piekna, sloneczko i...... wesolo! :D Teraz Ty bawisz sie na Biesiadzie slaskiej, napewno jest cudownie........Czekam na Twoja relacje :D 👄 SREBRNA AKACJO 🌻 za piekne wiersze! Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i mowie juz dobranoc, biegne do kuchni i zabieram sie za robienie ciasta i przygotowanie troche smakolykow ..........bo jutro mamy Dzien dziecka ! :D 🖐️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻 Życie jest krótkie, Jak sen majowy. I pędzi wciąż naprzód, Jak strzała. Dla nas jest ono, Tylko jedną chwilą. Nie pozwól, By się ta chwila, ZMARNOWAŁA! 🖐️👄❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czerwcowe słońce
DLA BIESIADY! LATO W czerwcowym słońcu kiście akacji miękko kołyszą białymi kwiatami chabry i maki już zamieszkały nad pszenicznego pola brzegami. -------------------------------------------------------------------------------- A kiedy słońce w sen za horyzont zabiera z sobą ciepłe promienie w sadzie pod gruszą rozkłada skrzypce świerszcz co na życie zarabia graniem. -------------------------------------------------------------------------------- Jak rubinowej kolii kamienie nabrzmiałe krople malin na krzaku obok przy stawie radosny koncert żaby dziś mają w źdźbłach tataraku. -------------------------------------------------------------------------------- Wysmukłe malwy pod ścianą domu z wyższością patrzą w oczy nasturcji w dzieci radosnym uśmiechu widać, że nadszedł wreszcie już czas wakacji. zoja Pozdrawiam i 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA 🖐️🖐️🖐️ Spalam jak susel,,,,a tu za oknem kolejny sloneczny,piekny dzien i DZIEN DZIECKA. Zamieszczam wierszyk z tej okazji,,,, \"Na Dzień Dziecka!\" W czerwcowy ranek ponad dachami biały gołąbek latał nad nami. Widział go Grisza, Sambo i Janek. Ponad dachami w czerwcowy ranek szybował gołąb przez niebo sine niósł wszystkim dzieciom dobrą nowinę. Nowinę, która łączy i brata: walczymy o pokój dla świata. Pozdrawiam wszystkie dzieci___male i duze!!!❤️❤️❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Mój kolega komputer" - Karaszewski Stanisław Mam komputer supernowy z monitorem kolorowym, klawiaturą, stacją dysków i malutką, zwinną myszką! Mój komputer, mój komputer, on jest super, super, super! On najlepszym jest kolegą, nie potrzeba mi innego! Och! Ach! Och! Ach! To najlepszy kumpel w grach! Nagle - rety! Co się dzieje! W komputerze coś szaleje, wirus groźny niesłychanie pożarł program, połknął pamięć! Wirus popsuł mi komputer, już komputer nie jest super! Ale za to mam dobrego, mam kolegę prawdziwego! Och! Ach! Och! Ach! To najlepszy kumpel w grach!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Koleżanki - dokuczanki" - Skarżyńska Ewa Są na świecie różne anki. Pianki, wianki i baranki. Ale ja o innych ankach: KOLEŻANKACH - DOKUCZANKACH. Jeśli ktoś je także zna, pewnie cierpi tak jak ja. Chude nogi, długi nos, rude włosy, cienki głos to już powód i przyczyna, aby się na ciebie zżymać. Gdy nos krótki - także źle! Wtedy również śmieją się, przedrzeźniają bez litości, aż zobaczą, że już dość ci. Wtedy słyszysz chichot zły: - Hi-hi-hi! KOLEŻANKI - DOKUCZANKI posłuchajcie, co wam powiem: Bardzo łatwo "rżeć" ze śmiechu, skoro ma się "sieczkę" w głowie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czas na delicje _____________zapraszam :D Ciasto: 25 dkg margaryny 2 lyzki miodu 60 dkg maki 1 szkl cukru pudru 1 lyzeczka sody 2 lyzeczki kakao Zagniesc ciasto i podzielic na 3 czesci. Do jednej z nich dodac kakao. Upiec trzy placki. Na pierwszy z nich wylozyc mase serowa. Masa serowa: ˝1 kg sera 2 jaja 15 dkg cukru pudru ˝ szkl mleka 1 cukier waniliowy Zmielony ser wymieszac z jajkami i cukrem. Gotowac 10 min. Pod koniec gotowania dodac budyn wymieszany z mlekiem. Gotowac ponownie az zacznie pryskac. Na mase serowa kladziemy drugi placek a na niego wylewamy mase jablkowa. Masa jablkowa: 1 kg jablek 3 lyzki wody 1 lyzka masla ľ szkl cukru 1 galaretka agrestowa Jablka zetrzec na tartce i dodac wode, maslo i smazyc. Po ok. 10-15 minutach dodac cukier i galaretke. Placki nalezy przekladac goracym tylko co zdjetym z ognia serem i jablkami. Na wierzch mozna wylac polewe. SMACZNEGO!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO!🖐️ JODELKO👄 to pogoda dziala na nas, ze nie zagladamy czesciej na Biesiade, jest godz. 21. 30 a u nas na termometrach 29 st. C ....w dzien mielismy 36st. C w cieniu. Ciekawe czy takie bedzie lato? JODELKO dziekuje za piekne wierszyki 👄🌻 Czyzbys teraz robila delicje, ze nie widze Ciebie na Biesiadzie? :D :D :D mniam.... mniam! pozdrawiam bardzo serdecznie!🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kobiety skulone na podłodze gabinetu lekarskiego słyszały kroki zbliżającego się napastnika......... NA ŁASCE SZALEŃCA William Heddryx Kilka godzin przed świtem w ciemnościach zawalonego zabawkami pokoju dziecinnego doktor Anne Tournay ucałowała na pożegnanie swoich śpiących synów, Robina i Camerona. Ich ojciec, Ian, neurobiolog, obudzi ich na śniadanie. W tym czasie ich matka będzie już na porannym obchodzie w Klinice Uniwersytetu Południowej Kalifornii w Los Angeles. Anne miała wyrzuty sumienia. Z jednej strony wytężona praca, z drugiej - synowie, jeszcze przedszkolacy. Powinni ją częściej widywać, a i ona sama też chciałaby być z nimi jak najwięcej. Na razie jednak nie było to możliwe. Czekało ją jeszcze półtora roku specjalizacji w neurologii dziecięcej. Po 15 godzin pracy dziennie. W szpitalu Anne przebrała się w jasnoniebieski fartuch. W odróżnieniu od większości lekarzy szpitala nie nosiła tradycyjnego białego kitla. Nie chciała peszyć małych pacjentów. 32-letnia Angielka z pochodzenia była szczupła, miała krótkie ciemne włosy. Chodziła energicznym krokiem, ale mówiła zawsze cicho i spokojnie. Owego dnia, 8 lutego 1993 roku, skończyła obchód późnym rankiem. Potem wezwano ją na konsultacje w izbie przyjęć na parterze. Przed izbą siedziało troje lekarzy, którzy dokonywali wstępnych oględzin pacjentów napływających istnym strumieniem. Niektórym od razu przepisywali medykamenty, jeśli zaś chory wymagał badań, kierowano go do jednej z 24 kabin pod ścianami. Co za wspaniały szpital dla lekarza robiącego specjalizację - pomyślała Anne. Potrzebujących było bez liku. Poza tym trudno przewidzieć, co się za chwilę zdarzy. Przez cały ranek badała pacjentów. Tuż po dwunastej przyjęła Filipinkę, uskarżającą się na kłopoty z wymową. Lekarka zasunęła żółtą kotarę zasłaniającą kabinę 22. W tej małej klitce, niecałe dwa metry na trzy, stał stół do badania, jedno krzesło, stolik pomocniczy i kosz na śmieci. Tournay, z notatnikiem w ręce, zaczęła właśnie spisywać historię choroby tej kobiety, gdy dobiegł je głośny łoskot. Ktoś wali metalową tacą w stót - pomyślała Anne. Po chwili jednak usłyszała paniczne krzyki: - On strzela do lekarzy! Uciekajcie! Uciekajcie! cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chcę tych w białych kitlach Jeszcze nie wiedziała, że mężczyzna ciężko ranił troje lekarzy, którzy siedzieli przed izbą przyjęć. Teraz napastnik wszedł na oddział. - Nie chcę pielęgniarek! - doleciał ją jego krzyk. - Chcę lekarzy! Chcę tych w białych kitlach! Anne szepnęła pospiesznie pacjentce: - Niech się pani położy na podłodze. Potem zdjęła słuchawki, plakietki identyfikacyjne, wsunęła je pod stół do badań i przycupnęła pod nim obok pacjentki. Obie leżały w milczeniu, bez ruchu, na zimnym linoleum. Nasłuchiwały. W izbie przyjęć zapadła upiorna cisza. Anne słyszała, jak z lewej strony rozsuwają się gwałtownie kotary kabin. Za każdym razem odgłos się przybliżał. Tournay czuła, że coś ściska ją w gardle. I wtedy rozsunęła się kotara kabiny 22. Lekarka zobaczyła karabin wymierzony prosto w swoją pierś. Nad nią stał wysoki, gładko wygolony Latynos w ciemnych okularach i kapeluszu. Przez ramie miał przewieszony pas z amunicją. Kieszenie grubej, zarzuconej niedbale na wojskową koszulę kurtki, wypchane były bronią. Mężczyzna lewą ręką trzymał za szyję szczupłą, przerażoną kobietę w średnim wieku. - Lekarka, prawda? - ryknął, przysuwając broń do twarzy Anne. Przemknęła jej przez głowę myśl, że zaraz zginie. Czekała na huk, a przed oczami miała twarze męża i synów. - Nie, jestem pielęgniarką - odpowiedziała w końcu czysto brytyjskim akcentem. - Nieprawda! - wrzasnął mężczyzna. - Pani jest lekarką! Urwał i przekrzywił głowę na bok, jak gdyby chciał się jej lepiej przyjrzeć. - Pani jest Angielką, prawda? -rzekł z aprobatą. - Lubię Anglików... Lubię ten angielski serial komediowy, który chodzi w telewizji, Czy pan jest obsługiwany?.. .Wstawać! Lekarce błysnął płomyk nadziei. Pomogła wstać pacjentce. Wyszły z kabiny. I właśnie wtedy za rogiem zobaczyła strażnika z wymierzonym w nich rewolwerem. - Nie zbliżaj się! - krzyknął mężczyzna i wepchnął się między trzy kobiety. Strażnik się cofnął. Tournay zerknęła na wystraszoną Filipinkę. - Ta pani nie czuje się najlepiej. Nie mógłby pan jej puścić? Latynos spojrzał na drżącą kobietę i kazał jej się wynieść. Potem wyciągnął kajdanki z kieszeni kurtki i przykuł Anne prawym nadgarstkiem do lewej ręki drugiej zakładniczki. Lekarka uścisnęła delikatnie dłoń rozdygotanej kobiety dla dodania jej otuchy. - Idziemy - rozkazał mężczyzna, ujmując mocno lewą rękę Anne i wrócił do metodycznego przeszukiwania kabin. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Uważają mnie za wariata Bandyta zaczął barykadować drzwi wózkami i innymi ruchomymi sprzętami. Z obawy, że jego karabin mógłby przypadkiem wypalić, Tournay z drugą kobietą, skute razem, pospieszyły mu niezgrabnie z pomocą. Anne wiedziała, że musi nawiązać kontakt emocjonalny z mężczyzną, sprowokować go do rozmowy. To mogłoby ostudzić jego wzburzenie. Może wówczas zyskają szansę. W podobny sposób często udawało się jej uspokoić rozdrażnionych pacjentów. - Mam na imię Anne - odezwała się spokojnie, kiedy przesunęli ostatni wózek w pomieszczeniu. - A pan? - Nie powiem, a pani imienia też nie chcę znać! - wyrzucił z siebie i zamilkł, by natychmiast wrócić do przeczesywania izby przyjęć. Po chwili minęli dużą kałużę krwi Pod drzwiami poczekalni. Na widok krwi współtowarzyszka niedoli Tournay ponownie wpadła w histerię. Z oczu trysnęły jej łzy. I znów lekarka ścisnęła dłoń roztrzęsionej kobiety. Po kilku kolejnych wędrówkach Przez labirynt kabin Anne jeszcze raz spróbowała wciągnąć mężczyznę w rozmowę. - Nikogo tu nie ma - powiedziała. - Na izbie przyjęć nie ma lekarzy. Wtedy wreszcie zaczął wylewać swoje żale. Twierdził, że ileś lat temu lekarze poddali go eksperymentom podczas badań medycznych. Podobno oddawał krew. - Teraz mam chyba AIDS albo innego wirusa. Ale tutejsi lekarze nie traktują mnie poważnie. Uważają mnie za wariata. Wysłuchała go w skupieniu i zaczęła zadawać pytania. Ostrożnie, żeby tylko nie zorientował się, że jest lekarką. - Od dawna pan się źle czuje? Czy pan chudnie? Czy ma pan gorączkę? Mężczyzna się rozgadał, a przez to nieco uspokoił. Tournay bała się o swoją towarzyszkę. Kobieta była blada, dygotała. Kiedy bandzior poszedł sprawdzić swój arsenał, Anne spytała ją szeptem: - Czy pani pracuje tu w szpitalu? - W archiwum - odparła drżącym głosem kobieta. Tournay błyskawicznie kalkulowała. Mężczyźnie chodziło o lekarzy. Nie było sensu narażać życia ich obu. Przyzna się, że jest lekarką i zaproponuje, że zbada go w zamian za wypuszczenie drugiej zakładniczki. - Niech pan posłucha - powiedziała, a serce waliło jej jak szalone. - To prawda, jestem lekarką, mogłabym pana zbadać. Zwykle pracuję z dziećmi, ale mam za sobą kurs z interny... Przerwała, wskazując głową na współzakładniczkę. - Niech pan ją puści, to wtedy się panem zajmę. - Ona nie jest lekarką! - wykrzyknęła kobieta, przerażona, że Anne wyjawiła swoją tożsamość. Latynos, o dziwo, wcale się nie przejął. Albo sam się już domyślił, że Tour-nay jest lekarką, albo nadal był zaintrygowany jej brytyjskim akcentem. - Teraz już za późno - stwierdził. Gestem polecił im usiąść na taboretach przy jednym ze stołów do badań przedzielających rzędy kabin. Telefony dzwoniły bez przerwy, toteż przykazał Anne, żeby odbierała... ale niech nie rozmawia z nikim poza policją. Po kilku telefonach od rodzin pracowników, zaalarmowanych doniesieniami w radiu i telewizji o napadzie, dodzwoniła się policja. Tournay zamachała słuchawką w stronę napastnika. Zamienił dosłownie kilka słów z policjantem, niewiele powiedział. Wreszcie oddał słuchawkę lekarce, która odpowiadała na pytania policji krótkimi "tak" lub "nie". - Ile ma lat? 20 do 25? - Nie - odparła Tournay. - 30 do 35? - Tak. - Ile ma sztuk broni? Trzy? - Nie. - Więcej? - Tak. Niewiele im mogła powiedzieć, bo mężczyzna siedział tuż obok. Potem dzwoniono do nich co jakieś 10 minut, żeby porozmawiać najpierw z Anne, a potem z napastnikiem. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Możecie już iść Mijały długie minuty, potem godziny. Anne wciąż rozmawiała, zadawała mężczyźnie pytania. - Gdzie pan się urodził?... Jaki jest pana ulubiony serial telewizyjny?. Dokąd pan podróżował?... Jakie miał pan dzieciństwo? Wciąż wracała do jego stanu zdrowia i wygłaszała fachowe uwagi na temat jego problemów. Kiedy rozmowa zamierała, lekarka szukała gorączkowo w głowie nowego tematu, byle tylko mężczyzna nie myślał o tym, co zrobił, ani o tym, co może zrobić za chwilę. Zerknęła na zegar ścienny - wpół do piątej. Kiedy znów zapadła cisza, Anne poczuła rosnący niepokój. Nagle mężczyzna zdjął kobietom kajdanki, zaczął piętrzyć amunicję na stole i bawić się bronią - miał karabin, dwa pistolety, duży nóż myśliwski i drugą parę kajdanków. Wtedy zadzwonił telefon. Napastnik porwał słuchawkę i tym razem sam porozmawiał z policją. Zanim odłożył, Anne usłyszała, jak się przedstawił... Damacio Torres. Nad ich głowami i w korytarzu rozległy się jakieś szelesty. Torres obrócił się gwałtownie w stronę tych hałasów. - Co to było? - zapytał pełnym napięcia głosem. Lekarka pomyślała, że ktoś czołga się nad ich głowami. - Mamy tu w tym roku straszny kłopot z myszami - skłamała licząc, że to wyjaśnienie uśpi czujność napastnika. Ku jej zdumieniu Torres najwyraźniej przyjął wyjaśnienie. Około piątej telefon znów zadzwonił i znów odebrał Torres. Chociaż Anne nie dosłyszała, co mówił, wyczuła w jego głosie, że podjął jakąś decyzję. Odwiesił słuchawkę, westchnął ciężko i spojrzał na lekarkę niewidzącym wzrokiem. Założył ręce na piersi, jak gdyby ważył losy dwóch zakładniczek. Przeszły ją ciarki. - Możecie już iść - odezwał się w końcu, wskazując drzwi prowadzące do gabinetu rentgenowskiego. Anne poczuła wielką ulgę, ale jednocześnie wciąż bała się odwrócić do Torresa plecami, kiedy będzie wychodziła za drzwi. - Czy chciałby pan, żebym wzięła ze sobą broń? - spytała. - Nie, broń zatrzymam. Anne i druga zakładniczka podeszły wolno do drzwi. Lekarka odepchnęła wózek, po czym spojrzała na Torresa. - Wychodzimy! - zawołała, żeby uprzedzić policję. Pomału otworzyła ciężkie drzwi na oścież. Obie kobiety weszły do gabinetu rentgenowskiego. Policjanci natychmiast odprowadzili je w bezpieczne miejsce. Cztery minuty później, niemal po pięciu godzinach od rozpoczęcia napadu, Damacio Torres oddał się w ręce członków brygady antyterrorystycznej Komendy Policji Los Angeles. Planując napad Torres zamierzał od razu iść na pierwsze piętro, zabić jeszcze kilku lekarzy i dopiero wtedy się poddać. Niespodziewane rozmowy z lekarką zmieniły nieco jego szalony plan. Sierżant Michael Albane-se, który dowodził drużyną negocjacyjną, stwierdził, że to Anne Tournay w największej mierze przyczyniła się do kapitulacji Torresa. - Była jedną z najbardziej opanowanych osób wziętych w charakterze zakładników, jakie w życiu widziałem. Niesłychanie trzeźwo opanowała sytuację, nie dopuszczając do jej eskalacji. Trójka lekarzy, którzy zostali postrzeleni przed izbą przyjęć, przeżyła. Damacio Torres poszedł pod sąd. Postawiono mu trzy zarzuty usiłowania zabójstwa i dwa bezprawnego pozbawienia wolności. Dostał dwanaście lat więzienia oraz trzy wyroki dożywocia. Doktor Anne Tournay nazajutrz po napadzie wróciła do swoich obowiązków w klinice w Los Angeles. Chociaż była wyczerpana psychicznie, uznała, że najlepiej od razu stawić czoła lękom. Poza tym była potrzebna pacjentom. - A co więcej - dodała - oni mi też byli potrzebni. koniec. 🖐️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj JARZEBINKO🖐️ Goscilam Jasie u siebie,,,,,Wczoraj wrocila ze szpitala.Niestety,nie mam dobrych wiadomosci. W drodze jest moja kochana wychowanka_____wiec oczekuje JEJ ,a potem wybieramy sie,,,,dokad? niebawem zadecydujemy! Juz uciekam,bo mam goscia! Pa,pa,,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Szczęście Halina Poświatowska mam szczęście! krzyczą dzieci chwytając piłkę z nurtów wody a ono - na niebie świeci roześmaine złotem - młode wyciagnij rękę - zamknij płonacy krążek w pięści i głośno - głośno krzyknij - mam szczęście - Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzieciństwo Jan Twardowski Zabrałeś mi dzieciństwo a ono powraca z chłopcem który biega po lesie za sójką co mieszka raz wysoko albo całkiem nisko po przeszłość trzeba wznieść się by się przed nią schylić zabrałeś moją młodość a ona się zjawia mówi jakie nad Polską było niebo czyste a starczyło na zawsze by spojrzeć raz tylko zabierz wszystko co boli by wróciło do mnie Jan Twardowski

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki. Księga Róż Mała kropelka na dużym C Wygląda tak zabawnie. Jak gwiazda na kanciastym niebie Migoce w blasku lampy. W dali słychać dźwięki księgi wiam Biesiadniczki! Księgę Róź ktoś otwiera. Nowy tekst samotnie pisze Zamyka drzwi, odchodzi. Kolejna gwiazda jest na niebie Na środku B spoczęła. O! Potoczyła się po brzuszku Znikneła gdzieś w szczelinie. Opowieść księgi już skończona Zostały tylko gwiazdy. A może ktoś dopisze rozdział Bym mogła słuchać dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sieć Pień starego drzewa Pozbawiony życia. Zielona gałązka Ledwo co wyrosła. Nić drżąca na wietrze, Snuta przez pająka, Połączyła razem Lasu pokolenia. W promieniu słońca Swym pięknem olśniewa. Lecz zaraz po zmroku Pułapką się staje. Pozornie coś łącząc Dwa życia rozdziela. Struny swe napina. Pęknie czy wytrzyma?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA___________-witajcie🖐️ JARZEBINKO_________dziekuje slicznie za opowiadanie❤️ Mialam piekne czytanko przy kawie.Dziekuje👄 Wyslalam golabka do Ciebie❤️ SREBRNA AKACJO i ORZECH_____dziekuje za piekne wiersze❤️ Mnie jest dzisiaj smutno,jak nigdy dotad,,,,Ale mam nadzieje,,,na swoje pocieszenie ,,,,,wiersz❤️ Cena nadziei Ile kosztuje nadzieja I jej spokojny czas Czy serce ma coś do powiedzenia A może ceną za nią jest strach? Ile kosztuje ciepłe słowo otuchy I jego delikatny szept Ile kosztuje wiara, która mnie otuli Ta, która nadaje memu życiu sens? Ile kosztuje ciche marzenie Które w sercu skrywam Ile kosztuje jego spełnienie Gdy film nagle się urywa... Te pytania zadaje sobie dziś Lecz nikt nie zna odpowiedzi A z moich oczu płyną łzy Te łzy cichutkiej nadziei... Daukszewicz Aleksandra /Niezapominajka/ Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie[czesc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i jeszcze jeden wiersz wyszperalam,,,, Życie ponad wymiar Życie ponad wymiar Życie ponad zamiar Czy jest w tym jakiś umiar? Czy robię coś nad wyraz? Że kara mnie spotka zaraz Jak jakaś nocna mara Wolności naszej miara Każdego wciąż oddala od upragnionego dolara Więc zobacz jak to robię Wrzuć na rozum człowiek Zetrzyj sen ze swoich powiek Zobacz jak cokolwiek Staje się pieniądzem Złotą monetą Bez wad, a z zaletą Dawania szczęścia bez wysiłku Bez w pocie czoła spędzonych godzin kilku I nie jest tak tylko Że to się opłaca Życie ponad wymiar to oczywista praca PS.Nie znam autora,,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O dwóch podróżnych Dwaj mężczyźni siedzieli pod drzewem i spoglądali na pobliską wioskę, płaską i spaloną słońcem. Jeden z nich, o twardym i wyniosłym wejrzeniu, powiedział: - Jakże nudny jest ten pejzaż, w kółko taki sam! Mam szybkiego rumaka, wyruszę w podróż, aby odkryć inny cudowny świat. Drugi mężczyzna, wątły, spokojny, wydawał się zadowolony z tego odpoczynku i słodko się uśmiechał, patrząc na monotonną równinę. - Ja też mam szybkiego konia. Odbędę dziesięć, dwadzieścia, a może sto podróży. Ustalili, że spotkają się za rok pod tym drzewem, aby opowiedzieć sobie o tym, co przeżyli. Tak też się stało. Najpierw przemówił człowiek o butnym wejrzeniu. - Widziałem bezkresne morze, góry sięgające chmur, puszcze pełne błękitnych cieni. Poznałem przebiegłych ludzi, co nauczyli mnie zarabiać pieniądze. Teraz jestem bogaty i mogę coraz więcej podróżować. A ty? - Byłem tam wysoko, pod niebem, w mieście Słońca. - Chyba bredzisz! Koń nie fruwa! - Mój koń ma skrzydła i niesie mnie tam, dokąd chcę się udać. Znam cały wszechświat: ogrody pośród chmur, świetliste drogi pomiędzy gwiazdami. Moje uszy słuchały melodii nieskończoności, moje ręce muskały miękką satynę niebiańskich sklepień. - Nawet gdyby tak było - odparował niegrzecznie zarozumialec - to cóż zarobiłeś? Wciąż jesteś tym samym nędzarzem sprzed roku. - Nie możesz mnie zrozumieć. Dla ciebie bogactwo sprowadza się do pieniędzy. A ja jestem poetą i czyni mnie bogatym moja wyobraźnia... za A. Tamponi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO🖐️ ORZECH! SREBRNA AKACJO! 🌻 za wiersze! ❤️ JODELKO!👄 juz biegne Ciebie , dziekuje za golabka, napoilam i wyslalam do Ciebie! ❤️ „Rozmowa z nadzieją w tle” Usłyszałam twoje wołanie o pomoc Twój krzyk pełen rozpaczy i bólu Choć nie widziałam cię i nie znałam Lecz sercem cię usłyszałam... A potem była rozmowa nieśmiała Pełna wątpliwości, niepewności Jak nić pajęcza delikatna i czuła Na każdy objaw bólu... Głos spokojny pełen ciepła Do moich uszu dotarł I zdziwienie, jak ktoś tak miły Do życia może nie mieć siły....... A potem była druga i trzecia rozmowa I optymizmu światełko nikłe A potem nadzieja i chęć życia I nowa przyjazn była, jest, trwa..... ❤️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
OPOWIANIE o HELENIE KELLER..... HELENA KELLER urodziła się w roku 1880 w małym miasteczku, w stanie Alabama w USA. Mając 19 miesięcy przeszła chorobę, która pozbawiła ją wzroku i słuchu. Kiedy miała 6 lat jej rodzice poprosili o konsultację Aleksandra Grahama Bella. Ten skontaktował ich z Anną Mansfield Sullivan (później A.M. Macy), która zaczęła kształcić Helen. Do czasu przybycia Anny Sullivan (mała Helena miała wtedy prawie 7 lat) dziecko dziczało, a otoczenie nie miało żadnego dostępu do jego świadomości. Dziewczynka porozumiewała się tylko z najbliższym otoczeniem za pomocą bardzo prymitywnych znaków i gestów. Rodzice pozwalali jej na wszystko. Wzrastała jako dziecko, które nie przestrzega żadnych norm, samowolne, złośliwe, zawsze stawiające na swoim. Pozbawienie wzroku i słuchu, dwóch najważniejszych zmysłów, uniemożliwiało wpajanie Helenie norm współżycia społecznego. Uniemożliwiało też nauczanie w naturalnych warunkach. Rodzice Heleny zatrudnili młodą nauczycielkę Annę Sulivan, która ujarzmiła małą dzikuskę. Dzięki niezwykle prostemu założeniu potrafiła ona osiągnąć wielkie sukcesy wychowawcze i dydaktyczne. Anna Sulivan zastosowała metodę, którą matki stosują na całym świecie. Otóż od pierwszego dnia życia dziecka matka mówi do niego i nie przejmuje się tym, że nie jest rozumiana. Jest to podstawowa metoda opanowania języka i nauczenia się porozumiewania z ludźmi. Helena jednak nie słyszała. Nie można było więc w prosty sposób zastosować tej metody. Anna Sulivan wpadła na pomysł, żeby swojej uczennicy przekazywać słowa za pomocą tak zwanego alfabetu palcowego. Począwszy od nauczenia Heleny w tym systemie kilku prostych słów, z czasem zaczęła pisać wszystko - gdzie są, co się wokół nich znajduje, jak nazywają się przedmioty, czynności, zjawiska. Po kilku tygodniach żmudnej pracy i braku zrozumienia nastąpił "cud przy pompie". Anna puściła Helenie strumień wody na rękę, i w tym samym czasie wpisała jej w dłoń "water" (woda). Helena zrozumiała, że wszystko ma swoją nazwę i od tego momentu zaczęło się systematyczne nauczanie. Dzięki odkryciu Anny Sulivan i jej pomocy Helena ukończyła szkołę średnią i wyższe studia, napisała i obroniła pracę doktorską, opanowała kilka obcych języków. Była pisarką, pedagogiem i działaczką społeczną. Napisała kilka książek, m.in. : "Historia mojego życia" i "Optymizm". Przykład Heleny Keller świadczy o wielkich możliwościach osób niepełnosprawnych, nawet tak ciężko poszkodowanych. Nie należy jednak zapominać, że był to również wielki sukces Anny Sulivan. Bez jej pomocy i talentu nie byłoby Heleny Keller. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Historia życia Heleny Keller przypominać może baśń o brzydkim kaczątku z którego wyrasta wspaniały, piękny, szlachetny łabędź. Jaka była mała Helenka do chwili spotkania z Anną Sullivan i do czasu pierwszej ważnej lekcji dotyczącej zachowania, a ściślej rzecz ujmując - dyscypliny? Gdy Helena miała 6 lat, rodzina była zdesperowana. Opiekowanie się Heleną przerastało siły najbliższych. Kate Keller (matka ) przeczytała w książce Charlesa Dickensa o fantastycznej pracy wykonanej z innym, głuchoniewidomym dzieckiem - Laurą Birgman. Gdy po tym fakcie usłyszała opinie, iż jej córka nigdy nie będzie słyszała ani widziała, udała się do lokalnego eksperta zajmującego się problemami głuchych dzieci. Tym ekspertem był Alexander Graham Bell, wynalazca telefonu, który w tym czasie koncentrował się na swoim prawdziwym powołaniu - uczeniu głuchych dzieci. Za jego namową Kellerowie napisali do dyrektora Instytutu Perkinsa i stowarzyszenia na rzecz niewidomych Michaela Anagnosa i poprosili o pomoc w znalezieniu Helenie nauczyciela. Michael Anagnos natychmiast zajął się sprawą i polecił byłą uczennicę swojej instytucji - Annę Sullivan. Co zastała Anna Sullivan po przyjeździe do domu Kellerów? Rodzice Heleny spostrzegali ją jako dziecko cudem wyrwane śmierci, a jej upośledzenie zdawało się w ich mniemaniu tłumaczyć wszelkie wybryki i ogólnie nieakceptowane formy zachowania. Ich wielka miłość i pobłażliwość doprowadziła do tego, że Helena robiła, co chciała, była niecierpliwa, wybuchowa, krnąbrna. Tłukła talerze, lampy i terroryzowała całe otoczenie swoim wrzaskiem. Gdy dodamy do tego jej siłę, niezmordowaną energię i ruchliwość, okaże się, że w takich warunkach staje się dzieckiem nie do ujarzmienia. Krewni uważali ją za potwora i chcieli umieścić w zakładzie. Oczywistym jest, że dziewczynka z powodu utraty wzroku i słuchu nie mogła nauczyć się podstawowych norm społecznych na zasadzie naśladownictwa. Nikt tez nie próbował w żaden sposób modelować jej zachowań z bardzo prostego powodu, nie wiedziano jak można do niej dotrzeć, jak porozumieć się w tej trudnej kwestii. Helena wypracowała na własny użytek system znaków dotyczących rodziny i podstawowych potrzeb, których zaspokojenia zawsze domagała się bezwzględnie. Wobec powyższych faktów, pierwszym i zasadniczym zadaniem jakie postawiła sobie jej nauczycielka, było znalezienie sposobu "na zdyscyplinowanie jej i wzięcie w karby, ale tak, aby nie przeciągać struny". Doszła jednak do wniosku, że nie będzie to możliwe razem z rodziną, która pozwalała zawsze Helenie na wszelkie wybryki, jednocześnie była świadoma tego, że na nic zdadzą się wszelkie próby uczenia dziewczynki czegokolwiek, dopóki nie nauczy się ona być posłuszną nauczycielce. "Dziecko powinno być odseparowane od rodziny co najmniej na kilka tygodni" by nauczyć się polegać na Annie, słuchać jej, a dopiero wówczas będzie ona mogła zdziałać coś pozytywnego. Tak tez się stało. Wystarczyły dwa tygodnie spędzone z nauczycielką w małym domku by "dzikie stworzonko sprzed dwóch tygodni przekształciło się w łagodne dziecko." Pomimo ogromnych trudności z przekonaniem rodziców co do zasad, jakie stosowała nauczycielka pozostała ona nieugięta i broniła małą Helenkę przed nadmierną pobłażliwością matki i ojca. Innym elementem nauki przystosowania była nauka dobroci i szacunku dla innych. Gdy pewnego dnia murzynka służąca w domu Kellerów sprzeciwiła się jakiejś zachciance dziecka, spotkała się z bardzo agresywną reakcją w postaci kopania. I w tym wypadku udało się Annie Sullivan dotrzeć do wrażliwości Helenki. Posługując się alfabetem palcowym, który mała już opanowała i słowami jakie już znała, nauczycielka przekazała jej wiele treści dotyczących niestosowności powyższego zachowania i niejako zmusiła dziewczynkę do przeproszenia służącej. Gdy Helenka Keller nauczyła się już odczytywać pismo Braila oraz wypukły druk, zaczęła sama czytywać książki przeznaczone dla osób niewidomych a tym samym uczyć się zasad funkcjonowania w społeczeństwie. Bywała w domach przyjaciół rodziców, na zabawach dziecięcych. Uwielbiała towarzystwo, bardzo cieszyła się gdy dzieci, z którymi przebywała, uczyły się palcować by móc się z nią porozumieć. Sama Helenka zaczęła z czasem wykazywać ogromnie wiele cierpliwości i zrozumienia, gdy w czasie prób nauczenia alfabetu palcowego, któreś dziecko miało z tym kłopoty. O jej głębokim zrozumieniu norm społecznych, jak tez wrażliwości na drugiego człowieka może świadczyć fakt, iż jako jedenastoletnia dziewczynka postanowiła na miarę swoich możliwości pomóc chłopcu, tak jak ona głuchociemnemu. Różnica miedzy obojgiem dzieci była znaczna, jeśli wziąć pod uwagę możliwości materialne. Rodzice Helenki byli ludźmi średnio zamożnymi, których jednak stać było na kształcenie i rehabilitację dziewczynki. Wspomniany chłopiec stracił wzrok i słuch mając 4 lata, jego matka umarła a ojciec był zbyt biedny, by się nim opiekować. I tu wkroczyła do akcji Helenka, rozesłała listy do wszystkich swoich znajomych, z prośba o pomoc finansową, także z jej inicjatywy urządzono przyjęcie, z którego datki zostały przeznaczone na naukę chłopca. Jak napisała Eleonora Roosvelt w słowie wstępnym do książki Heleny Keller "Historia mojego życia", Helena przez całe życie, skoro tylko uzyskała możność czynienia tego, wspomagała bliźnich. I tak mała, nieświadoma, zbuntowana, dziewczynka zmieniła się z samolubnej i zamkniętej w kokonie poczwarki w przepięknego motyla, który cieszy oczy i dusze wszystkich, którzy spotkali go na swej drodze. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pierwszej lekcji alfabetu palcowego i nazw przedmiotów z otoczenia dziewczynki Anna Sullivan nauczyła ją w dniu przybycia do domu Kellerów. Gdy wspólnie rozpakowały kufer nauczycielki, znalazły tam lalkę, którą Anna przywiozła Helenie. Był to doskonały moment do nauczenia pierwszego słowa , które zostało wyliterowane w rękę dziewczynki. Kolejnym słowem po słowie "lalka", było słowo "ciasto" (za którym dziewczynka przepadała, i które stało się szybko nagroda za postępy w nauce). Nauczycielka bardzo szybko przekonała się, że wobec żywego, trudnego do ujarzmienia usposobienia Heleny najskuteczniejszą metodą będzie metoda nagród i kar, jednocześnie szybko przekonała się, że systematyczne, uporządkowane lekcje nie przyniosą zadowalających efektów. Helena sama ustanawiała porządek poznawania świata. Pomimo, że dziewczynka poznała już kilka słów, nie miała pojęcia, jak się nimi posługiwać, nie potrafiła zrozumieć, że każda rzecz ma swoją nazwę. Przełom dokonał się pewnego dnia przy pompie z wodą. Gdy dziecko wsadziło rączkę pod strumień zimnej wody, gdy poczuło jak przepływa jej między palcami, nauczycielka w tym samym momencie przeliterowała słowo "woda", najpierw wolno, potem szybko. Cała uwaga Heleny skupiona była na ruchach palców i chłodzie przeciekającej wody. Nagle poczuła świadomość czegoś zapomnianego, radość powracającej myśli i w jakiś sposób odkryła się przed nią tajemnica języka. Dziewczynka zrozumiała, że każda rzecz ma nazwę, a alfabet ręczny jest kluczem do wszelkiej wiedzy. Helena natychmiast spytała Annę o nazwę pompy. Gdy wracały do domu dziewczynka nauczyła się nazw wszystkiego, czego dotknęła i zapytała o imię Anny. Wskazywała na przedmioty i domagała się wpisywania ich nazw. W ciągu kilku godzin Helena nauczyła się literować około 30 różnych słów. Postępy małej uczennicy były zaskakujące. Jej zdolność uczenia się była niespotykanie zaawansowana, jak na osobę gluchoniewidomą. Przez porównania, jakich mogła doświadczać dotykiem, nauczyła się odróżniać przedmioty małe i duże, zaangażowanie dziecka było tak wielkie, że nauczycielce czasem brakowało sił, by za nią nadążyć. Nie zważając więc na zasób słów Heleny, zaczęła wpisywać jej w rączkę całe zdania, których sens, na podstawie znanych już słów, Helena bez trudu odszyfrowywała. Była to nauka przez naśladownictwo. Tak przecież uczą się małe dzieci, które więcej rozumieją niż same są w stanie wypowiedzieć. W czasie wspólnych wypraw w okolice domu Kellerów Helena pytała o wszystko, a utrwalała sobie wiadomości w ten sposób zdobyte, opowiadając potem matce, co takiego "widziała" i "słyszała". Właśnie to obcowanie z ludźmi, pochwały z ich strony, wzmagały jeszcze bardziej chęć do nauki i poznawania tego, czego jeszcze nie poznała. Nauczycielce wydawało się, że kolejną trudnością będzie nauczenie dziecka czasowników. Nic bardziej błędnego. Helena rozkoszowała się słowami, oznaczającymi czynności, bardzo chętnie je wykonywała, by pokazać nauczycielce, jak doskonale rozumie, co się do niej mówi i świetnie się przy tym bawiła. Wkrótce Anna nauczyła dziewczynkę czytać, najpierw rysowanymi literami, potem brailem i pisać na zwykłej i brailowskiej maszynie do pisania. Mogłoby się wydawać, iż nauka była wrodzonym pragnieniem dziewczynki. Miała doskonale rozwiniętą wyobraźnię i zdolność kojarzenia. Zadawała z każdym dniem coraz więcej pytań. W bardzo krótkim czasie zaczęła używać zaimków, pisać ołówkiem oraz odczytywać wypukły druk. "Wydaje się być niezmordowana, gdy nie śpi, stara się usilnie zdobywać wiedzę." Z czasem Anna Sullivan zaczęła się do niej zwracać i rozmawiać z nią tak jak z innymi zdrowymi dziećmi. A jej uczennica poza tymi lekcjami chłonęła otaczający ją świat całą sobą. Michael Anagnos bardzo chciał promować Helenę. W jednym z opublikowanych przez siebie artykułów stwierdził, że Helena jest fenomenalna. Rozpoczęła się fala popularności małej Helenki. Publikowano jej zdjęcia czytającej Szekspira, czy głaszczącej psa. Świat Heleny stawał się coraz większy, poprzez podróże i starannie dobierane lektury. Helena pisywała listy, wymieniała poglądy, skarżyła się na trudności. Krąg jej znajomych ciągle się powiększał. Od 1890 r. Mieszkała w Instytucie Perkinsa, gdzie również była uczona przez Annę Sullivan. W marcu tegoz roku poznała Mary Swift Lamson, która miała spróbować nauczyć Helenę mówić. Było to coś, czego Helena desperacko pragnęła. I chociaż nauczyła się rozumieć, co mówi ktoś inny, przez dotykanie gardła i ust mówiącego, jej próby mówienia okazały się fiaskiem. Jak się potem okazało, jej struny głosowe nie były odpowiednio wyćwiczone. W roku 1894 Helena i Anna poznały Johna Wrighta i doktora Thomasa Humasona, założycieli szkoły mowy dla osób głuchych, do której Helena zaczęła uczęszczać. Niestety, mowa jej nigdy nie uległa poprawie, wydawała ona dźwięki, które tylko Anna i bliscy potrafili zrozumieć. Lecz Helena nie poddawała się, w przypadku trudności, jakie napotykała na swej drodze mawiała: "jeżeli zrobię to teraz, mój umysł wzmocni się." Dzięki swojemu uporowi w dążeniu do wiedzy wstąpiła do Radcliffe College, zostając pierwszą głuchoniewidomą osobą w szkole wyższej. Życie w Radcliffe było bardzo trudne dla Anny i Heleny. Ogromny nakład pracy doprowadził do dużego pogorszenia wzroku Anny. Podczas pobytu w college'u, Helena zaczęła pisać o swoim życiu. Pisała swoja historie zarówno na maszynie brajlowskiej, jak też i na zwykłej. W tym czasie poznała Johna Alberta Macy, który pomógł wydać Helenie jej pierwsza książkę zatytułowaną "Historia mojego życia". Niedługi czas potem napisała druga książkę " Świat, w którym żyję", po raz pierwszy odkrywając przed światem swoje myśli. W roku 1913 została opublikowana seria jej esejów pod wspólnym tytułem "Wychodząc z ciemności", którymi Helena dała wyraz swoim politycznym poglądom. Podróże Heleny Helena i Anna wypełniały następne lata jeżdżąc po świecie z wykładami, mówiąc o swoich doświadczeniach i przekonaniach. Anna tłumaczyła mowę Heleny zdanie po zdaniu, potem następowały serie pytań i odpowiedzi. Z czasem popyt na tego typu wykłady spadł i kobiety wpadły na pomysł wystawiania lekkiego wodewilu, który ukazywał, jak Helena po raz pierwszy zrozumiała słowo "woda". Pokazy te odniosły ogromny sukces. Poza wyżej wspomnianą działalnością Helena zbierała fundusze dla amerykańskiej fundacji na rzecz niewidomych. Nie tylko zbierała pieniądze, lecz prowadziła żywe kampanie celem poprawienia warunków życia i pracy osób niewidomych, którzy w tamtym czasie byli zwykle źle wyedukowani i najczęściej mieszkali w przytułkach. Bardzo pragnęła zmienić te warunki. Gdy Anna Sullivan zachorowała, a w wyniku tej choroby nie mogła dalej towarzyszyć Helenie w jej działalności, zastąpiła ją Polly Tomson, która wcześniej pracowała dla obu pań jako sekretarka. W towarzystwie Polly Anna kontynuowała swoją działalność, dalej jeździła po świecie i zbierała pieniądze dla niewidomych. Obie ddwiedziły Japonię, Australię, Amerykę południowa, Europę i Afrykę. W październiku 1961roku Helena Keller doznała szeregu wylewów i w ten sposób zakończyło się jej życie publiczne. Ostatnie lata jakie miała spędzić z opiekunką w domu, nie były pozbawione uroku. W 1964 r. Została odznaczona Prezydenckim Medalem Wolności - najwyższym państwowym odznaczeniem dla cywilów. Helena Keller zmarła we śnie 1 czerwca 1968r. Helena,z pomocą Anny Sullivan, poprzez swoje książki, wykłady i sposób w jaki pokazała milionom ludzi, że niepełnosprawność nie oznacza końca świata. Osiągnęła bardzo wiele, zdziałała dużo więcej, niż niejeden w pełni zdrowy człowiek. Jej osiągnięcia są sumą jej osobowości, jej ogromnego głodu wiedzy, wielkiego serca, otwartego na potrzeby innych oraz trudnej, a zarazem dość nowatorskiej pracy jej nauczycielki, Anny Sullivan. koniec, 🖐️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×