Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Spotkania... Człowiek w życiu odbywa dwie podróże - przez świat i samego siebie. Na każdej z tych dróg spotyka Boga i człowieka. Spotkanie... Duże miasto, kilka dzielnic a tam domy, bloki, sklepy... Ludzie mijają się każdego dnia w niemym lub słowa pozdrowieniu. Ludzie żyją obok siebie, czasem dzieli ich tylko ściana. Za nią kolejna historia życia. Pożar kamienicy, krzyk dziecka, podniesiony ton pijanego rodzica, jęk schorowanego człowieka, ból samotności. Praca czy służba? Zwykły dzień, podpisana lista obecności, uśmiech i wzajemne powitanie rozpoczyna bieg obowiązków. Druk wywiadu na którym zostaje zapisana Kogoś treść życia. Spokojny początek dnia. Nagle telefon... Ktoś potrzebuje pomocy. I niebawem stoję pod kamienicą przesiąkniętą zapachem spalenizny i ociekającą wodą jakby oblaną łzami. Bezradność mieszkańca, smutek oczu i cisza jego ciała. Nie wie co robić. Potok słów przeplatany całkowitym milczeniem. To spotkanie ludzi... Następnego dnia odwiedzam rodzinę: rodzice i trójka dzieci. Najmłodsze trzymane na kolanach najstarszego brata. Druga siostra siedzi na podłodze obok. Wszyscy oglądają bajkę. Spojrzenia sióstr niewiele mówią, chłopiec doskonale wie co się dzieje. Rodzice w upojeniu alkoholowym nie są w stanie rozsądnie działać. \"Jedziemy obejrzeć nowy pokoik?\" pyta najmłodsze z dzieci i ta noc już tylko ich będzie. To spotkanie ludzi... Przychodzi też dzień kiedy cierpienie w samotności zawołało. \"Kiedyś to on sobie żył\" mówi sąsiadka. W lęku i obawach próbuję dotrzeć do Kogoś, Kto tylko jękiem daje o sobie znać. Otwieram drzwi a tam człowiek spogląda i w niemym geście pokazuje swoją twarz. Ciało i skrawki słów opowiadają historię choroby. To spotkanie ludzi... Nie o wyliczanie jednak przygód tutaj chodzi. Praca to? Czy służba? W proceduralnej rzeczywistości nie ma miejsca dla człowieka. A \"Nadzieja przychodzi do człowieka wraz z drugim człowiekiem\" Czy to ja biegnę na pomoc czy to cierpienie przychodzi uzdrowić moje ciało? To spotkanie ludzi... Lepiej nie pytać o sens w słowach. Lepiej nie czekać na lepszą jakość. Lepiej poczuć i dotknąć w niemym trwaniu tego, co i moim udziałem stać się może. Jedno z przysłów żydowskich mówi tak: \"Ludzie uczą się mówić bardzo wcześnie, milczeć - bardzo późno\" W ciszy tego, co przychodzi, W ciszy trudu... Życzę odwagi zrozumienia: chwili, dnia, wydarzenia. Życzę pięknych podróży - na swoich szlakach i pięknych spotkań ludzkich. Marianna P.S. POLECAM,,,, ____ Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy____ John Eldredge Głęboko w swym sercu każdy mężczyzna tęskni za bitwą, którą mógłby stoczyć, przygodą, którą mógłby przeżyć, i Piękną, którą mógłby uratować. ,,,,,,, Pozdrawiam serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO! 🖐️ JODELKO👄 dziekuje za golabka! ❤️ SREBRNA AKACJO👄 ORZECH👄 Spotkania...... JODELKO \" Nadzieja przychodzi do czlowieka wraz z drugim czlowiekiem\"........ piekne slowa i dlatego, powiem tak: Nie bójmy się podać ręki komus cierpiącemu z jakiegoś powodu, bo to tak niewiele kosztuje a czasem znaczy bardzo wiele........ Pozdrawiam cala BIESIADE! 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niemal w każdej sytuacji można znaleźć sposób, żeby pomóc sobie i innym ...... LEPSZA CZĘŚĆ ŻYCIA ........ Joanna Wodnicka Edward Niemczyk jest niewidomy, nie ma obu dłoni. I jest jednym z najweselszych, najaktywniejszych ludzi, jakich znam. Emanuje z niego pogoda ducha, która udziela się innym. Każdy, kto o nim mówi, od razu się uśmiecha. A przecież Edward należy do ludzi najbardziej poszkodowanych przez los. Ale ma na swoim koncie tysiące zrehabilitowanych ciał i dusz. - Ludzie w trudnych sytuacjach potrzebują pomocy z zewnątrz. Niektórym wystarczy piosenka, na przykład taka: "Jestem rad, jestem zawsze rad i z piosenką zawsze gonię w świat" - to śpiewaliśmy na turnusach rehabilitacyjnych. Zawsze podkreślam: musimy, jako niepełnosprawni, być pogodni, zadbani i otwarci na świat. To zjednuje otoczenie, pomaga łatwiej funkcjonować. Nie można sobie pozwalać na ucieczkę w chorobę - mówi. Uciec od codzienności Siedzimy w małym pokoju jego poznańskiego mieszkania. Magnetofon, radio, telefon - wszystko z przyciskami domowej roboty z gąbki, gumki, szpilek. Zrobił to jego troskliwy syn, Mirosław. Zamontowane sygnały dźwiękowe mają ułatwić temu pozbawionemu rąk i wzroku człowiekowi uruchamianie sprzętu za pomocą kikutów. To ważne, by nadal mógł żyć aktywnie, bo zamiast pisać, nagrywa. Telefon zapewnia kontakt ze światem, chociaż trudno go odebrać bez rąk. - Moje kikuty mają mało zakończeń nerwowych. Często nie mogę rozróżnić tych przycisków. Zdarzaa się, że to, co z mozołem nagrywałem, nagle kasuję niefortunnym ruchem. Wtedy nagrywam od nowa. Czasem piszę alfabetem Morse'a, a komputer to przerabia, ale to i tak trudne. Nie zapamiętuję dat. Odkąd straciłem drugie oko, z trudem rozróżniam, czy to dzień, czy noc - opowiada. Właśnie odebrał telefon - załatwia turnus rehabilitacyjny kobiecie z porażeniem wszystkich kończyn, która ma dziesięcioletnią córeczkę. Od lat nigdzie nie wyjeżdżała. - Zawsze prowadziłem turnusy dla osób z ciężkimi uszkodzeniami ruchowymi. Kontakty społeczne są szalenie ważne, to oderwanie od potwornej codzienności, szansa na nowe życie. Taki turnus to oddech, rehabilitacja psychiczna dla chorego i jego rodziny. Szansa na kontakt z życzliwszym światem. Efekty są zaskakujące i cenne. Zdrowi często tego nie rozumieją, a szkoda. Świat nie jest taki zły Po studiach prawniczych (- Wiedziałem, że tylko w miarę porządna wiedza mogła mi dać szansę na dobrą pracę - wspomina) przez wiele lat pracował w Regionalnym Związku Spółdzielczości Inwalidów w Poznaniu. W 1961 r. powstała tam Poradnia Rehabilitacji Zawodowej - trzecia po Krakowie i Łodzi. A w 1963 r. zorganizowali pierwszy w Polsce letni turnus rehabilitacyjny dla inwalidów narządu ruchu. Do dziś organizuje turnusy w stowarzyszeniu Start. Był jego prezesem przez wiele lat, współorganizował pierwszy wyjazd zagraniczny polskich sportowców w 1963 r. na Europejskie Igrzyska Inwalidów w Linzu w Austrii. Przyjaźnie nawiązane w tamtym okresie pielęgnuje do dziś. Start nadal działa prężnie, obecny prezes, Romuald Schmidt, to niemal jego wychowanek. Stowarzyszenie osiąga ze swymi podopiecznymi ogromne sukcesy w sporcie, medale trudno zliczyć. - Zawsze dużą wagę przywiązywałem do różnych form sportu i turystyki jako czynnika integracji społecznej. To także bardzo pożądany sposób zaspokajania ambicji. W Starcie staraliśmy się wyszukiwać te dyscypliny sportu, w których mogliśmy rywalizować z pełnosprawnymi. Tak właśnie rozumiem wyrównywanie szans. W kręglach, tenisie stołowym i łucznictwie nasi niepełnosprawni są kwalifikowani co najmniej w środku stawki zdrowych. - Sam pan również pływał? - Tak, jestem przewodnikiem turystyki kajakowej. Mam specjalne uchwyty dostosowane do wioseł, to daje pełny zakres ruchu. Pamiętam, jak robiliśmy furorę na spływach Dunajcem, włączaliśmy się dwoma, czterema kajakami do zespołów pełnosprawnych kajakarzy. Mówi to z zapałem, chociaż właśnie tam, gdy przewrócił się kajak, doznał urazu, w wyniku którego odkleiła się siatkówka, a potem stracił oko. Z humorem opowiada, jak opracował technikę poruszania głową, żeby nie było widać, że ma protezę oka. Ręce stracił wcześniej. W 1942 r. jako młody chłopak trafił do kompani dywersyjnej AK, był łącznikiem i zwiadowcą. Przyznaje otwarcie, że po burzliwych przejściach wojennych niełatwo było wrócić do zwykłej rzeczywistości, do nauki, szkoły. W 1945 r. w konspiracji uczył się strzelać, pomagał w kolportażu ulotek, zajmował się uzbrojeniem. 15 maja 1945 r. sprawdzał granat wyłowiony z rzeki. Wybuch pozbawił go obu dłoni. Miał 18 lat. I całe życie przed sobą. - Wtedy pomogli mi rodzice, nauczyciele i koledzy. Dostałem tyle pomocy! Teraz to się nazywa integracją społeczną - żartuje. - Na studiach bardzo pomagała mi Bożen-ka, została potem moją żoną. Była jego ostoją, dzięki jej wyrozumiałości mógł tyle pracować społecznie przez całe życie. Zmarła jesienią ubiegłego roku. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żeby tylko nie zdziadzieć Edward Niemczyk walczy cały czas z ciałem boleśnie doświadczonym przez los. Ćwiczone jest bez żadnych ulg. Ma być posłuszne, tak jak tylko się da. Jest zupełnie samodzielny, opracował specjalne techniki wykonywania właściwie wszystkich czynności domowych. - Przy bieliźnie mam dzwoneczki. Jak to po co? Żeby wiedzieć, gdzie jest przód - śmieje się. Należy do sekcji niepełnosprawnych sportowców seniorów Masters. - Ja jestem wśród nich jedyny z widoczną niepełnosprawnością -zaznacza. - Mimo to zdobyłem w 2001 r. dwa złote i dwa srebrne medale w pływaniu. W 2001 r. przy siadaniu, jako że z oczami było już kiepsko, nie trafił na krzesełko, efekt - złamany krąg. Na pływalni jeszcze znajdował punkty orientacyjne. - Ale już straciłem drugie oko. Buntuję się przeciw kupowaniu protez dłoni, człowiek musi się uczyć nowych możliwości. Kładłem więc leki na stół bez protez, przesuwałem je i paskudny los sprawił - paskudny, bo mógł np. tylko rozbić mi czoło - że trafiłem okiem w kant półki. Gdy się nie ma dłoni, oczu, ale ma się złamany kręgosłup, trzeba żyć ostrożniej, unikać przemieszczeń. Wkrótce skończę 77 lat. Teraz pracuję nad intelektem, żeby nie zdziadzieć, bo starzy ludzie są okropni - mówi z humorem. Na uniwersytecie życia W latach 60. i 70. turnusy rehabilitacyjne były uniwersytetem powszechnym. Ludzie zyskiwali nie tylko zdrowie. Wymieniali między sobą doświadczenia, wiedzę o swych prawach, o tym, co powinni otrzymać i skąd. - Zapominamy, że nie było wtedy tylu publikacji co dziś, ta wiedza była trudniej dostępna. Nasze turnusy miały bogaty program rozrywkowy - śpiewanie, towarzyska gra tombo-la, bijąca rekordy popularności. Były wieczory poezji, ogniska takie jak harcerskie, randki w ciemno. Na każdym turnusie, który prowadzimy, są wianki. Powinny być tylko w czerwcu, ale robimy je aż do zimy. To jest ludziom potrzebne. Niestety, nie rejestrowałem, ile małżeństw poznało się na turnusach przez te 40 lat. Po prostu były warunki do kontaktów międzyludzkich. Szalenie potrzebne jest poznawanie się ludzi z różnych rejonów, uprawianie sportu na turnusach. - A co robią wtedy osoby ciężej poszkodowane? - Leżą na łóżkach ortopedycznych, ale są wśród ludzi, uczestniczą, jak tylko potrafią - śmieją się, przeżywają to, w czym uczestniczą, ruszają się, na ile dadzą radę. To nie legendy, że ktoś na turnusie po raz pierwszy wstał, zrobił samodzielnie krok. Kontakty międzyludzkie odgrywają olbrzymią rolę terapeutyczną. Może pogłoski o końcu turnusów rehabilitacyjnych dofinansowywanych przez PFRON okażą się nieprawdą. W grudniu 2003 r. Edward Niemczyk został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Ma jeszcze 32 inne odznaczenia za działalność społeczną. W jego orzeczeniu inwalidzkim jest lakoniczny opis: sprzężone inwalidztwo, znaczny stopień niepełnosprawności, niezbędna pomoc osoby drugiej. Jak z tym żyć? Z uśmiechem, z pokorą wobec losu, z ciągłą chęcią działania dla innych - tak chyba tylko on potrafi. koniec 🖐️ ]usta]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jarzębina jest ........
daj sie leczyc!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ JARZEBINKO kochana___________dziekuje za wzruszajace opowiadanie👄 Nie biez pod uwage wrednej pomaranczowej____nastal weekend i trzeba \"polatac\" tu i tam i dopiec. Nie jedna wredote przezylysmy,,,,jestesmy ponad \"to\". Pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie🖐️ P>S> Nic bardziej mylacego pomaranczo____mamy gdzies te twoje wpisy.Zacznij sty sie leczyc___niebawem zaczniesz byc niebezpieczna dla siebie.A moze juz jestes? Nie kompromituj sie_____nie wlaz z buciorami tam,gdzie cie nie zapraszaja!!! Zalozylas te maske i atakujesz,,,,Pokaz swe prawdziwe oblicze.Trudne,prawda? Tak myslalam,,,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mądrości Syracha 🌻 Miła mowa pomnaża przyjaciół, a język uprzejmy pomnaża miłe pozdrowienia. Żyjących z tobą w pokoju może być wielu, ale gdy idzie o doradców, [niech będzie] jeden z tysiąca! Jeżeli chcesz mieć przyjaciela, posiądź go po próbie, a niezbyt szybko mu zaufaj! Bywa bowiem przyjaciel, ale tylko na czas jemu dogodny, nie pozostanie nim w dzień twego ucisku. Bywa przyjaciel, który przechodzi do nieprzyjaźni i wyjawia wasz spór na twoją hańbę. Bywa przyjaciel, ale tylko jako towarzysz stołu, nie wytrwa on w dniu twego ucisku. W powodzeniu twoim będzie jak ty, z domownikami twymi będzie w zażyłości. Jeśli zaś zostaniesz poniżony, stanie przeciw tobie i skryje się przed twym obliczem. Od nieprzyjaciół bądź z daleka i miej się na baczności przed twymi przyjaciółmi. Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną, kto go znalazł, skarb znalazł. Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty ani równej wagi za wielką jego wartość. Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia; znajdą go bojący się Pana. Przyjaciela nie poznaje się w pomyślności, wróg zaś nie zdoła się ukryć w czasie niepowodzenia. Wobec pomyślności człowieka nawet wrogowie są mu przyjaciółmi, a w niepowodzeniu oddala się nawet przyjaciel. Nie wierz nigdy twemu nieprzyjacielowi, jak bowiem spiż śniedzieje, tak i jego przewrotność. Chociażby się uniżył i chodził schylony, uważaj na siebie i strzeż się go. Bądź względem niego jak ten, co wyczyścił zwierciadło, a poznasz, że nie do końca było zardzewiałe. Nie stawiaj go przy sobie, aby cię nie odepchnął, a sam nie stanął na twym miejscu. Nie sadzaj go po twojej prawej stronie, aby nie starał się zająć twego miejsca, dopiero wówczas zrozumiałbyś mowy moje, a z powodu słów moich doznałbyś wyrzutów. Któż się litować będzie nad zaklinaczem ukąszonym przez żmiję i nad tymi wszystkimi, którzy się zbliżają do dzikich zwierząt? Podobnie - nad tym, który przebywa z grzesznikiem i bierze udział w jego grzechach. Przez pewien czas trwa z tobą, a jeśli się potkniesz, nie wytrwa. Nieprzyjaciel ma słodycz na swoich wargach, a w sercu zamyśla wtrącić cię do dołu; nieprzyjaciel łzy będzie miał w oczach, a jeśli znajdzie sposobność, krwią się nie nasyci. Jeżeli przeciwności przyjdą na ciebie, znajdziesz go wtedy pierwszego przy sobie i niby pomagając, podbije ci piętę. Głową potrząsać będzie, klaskać rękami, wiele szeptać i zmieniać wyraz twarzy. Mądrość Syracha 6, 5-16, 12, 8-18

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mów sercem, a i głusi cię zrozumieją. (Przysłowie)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość podpowiem..
dziewczyny,szlag trafia te kolorowe idiotki,bo nie jestescie nudne jak one ..... tutaj zamieszczacie wiele ciekawych rzeczy, czytam was z wielkim zainteresowaniem, pozdrawiam i 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedy zaczyna się dzień? Pewien filozof pytał swoich uczniów: - Powiedzcie mi, w jaki sposób można rozpoznać godzinę, w której kończy się noc i rozpoczyna dzień? Jeden z jego uczniów odpowiedział: - Jest to godzina, w której z daleka można odróżnić owcę od pana. Nauczyciel mądrości nie był zadowolony z tej odpowiedzi. Inny uczeń twierdził: - Kiedy z daleka potrafimy odróżnić dąb od sosny, wtedy dnieje, wtedy zaczyna się dzień. Ale i z tej odpowiedzi filozof nie był zadowolony. Wreszcie ktoś niecierpliwy poprosił: - Powiedz nam, mistrzu... Nastała chwila ciszy, chwila wyczekiwania. - Dopiero gdy popatrzysz w twarz jakiegoś człowieka i zobaczysz w tej twarzy twojego brata, lub twoją siostrę, wtedy zaczyna się dzień w tobie. Jak długo w drugim człowieku nie widzisz swego bliźniego, tak długo panuje w tobie noc - mówił nauczyciel mądrości. Pozdrawiam sympatykow BIESIADY!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO! 🖐️ Każdego dnia zaczynaj życie od nowa! Życie znowu wstępuje w ciebie, gdy się dziwisz,że każdego poranka pojawia się światło. Jesteś szczęśliwy, ponieważ twoje oczy widzą, twoje dłonie czują, a twoje serce bije. Jesteś jak nowo narodzony, gdy zdajesz sobie sprawę,że żyjesz. Jesteś nowym człowiekiem, gdy czystym spojrzeniem patrzysz na ludzi i sprawy, gdy potrafisz cieszyć się kwiatami na drodze swojego życia. Ten, którego nic już nie potrafi zachwycić,nigdy nie przeżyje cudu. Przyjmij, co ci ten dzień przyniesie: światło, powietrze i życie, uśmiech, płacz i zabawę. Cały cud tego dnia .❤️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JODELKO👄❤️ SREBRNA AKACJO👄 ORZECH 👄 Kochane drzewka , zycze cudownej niedzieli ..........a wieczorem trzymamy kciuki za naszych polskich pilkarzy! :D POLSKA gola, POLSKA gola! taka jest kibica dola! :D Wybieramy sie dzis popoludniu do naszej Corci na urodziny i tam bedziemy ogladac wieczorkiem mecz !🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę ! TANIEC Joanna Nasz taniec wciąż trwa Nadal wiruje świat A my z nim. Ziemia i niebo Księżyc i słońce Widzę to. Tańczą z nami Kwiaty na łąkach I serca ludzi Taniec trwa nawet gdy Dzień się budzi I zapada noc. Wciąż blask otacza nas w tańcu- po świt, po noc, po wieczność. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kto chce, bym go kochała... Maria Pawlikowska - Jasnorzewska Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry. Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce. I musi też umieć ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą, gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą. Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka kuka lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powlokę buka. Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić, i smiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści, i nie wiedzieć nic, jak ja nic nie wiem, i milczeć w rozkosznej ciemności, i byc daleki od dobra i równie daleki od złości. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA_______________JARZEBINKO i SREBRNA AKACJO____witajcie🖐️Piekne❤️Dziekuje!!! JARZEBINKO______________milego spotkania wsrod swoich bliskich! Polska gola!!!_________trzymam kciuki! Wybieram sie w plener,chociaz sloneczko takie dzisiaj nijakie. Moze pozniej rozpogodzi sie:D Dedykuje WAM wiersz Vicariousa___\"Czasem potrzeba\" Czasem potrzeba naparstka ciepla I kromki milosci Zeby dobic do brzegu dnia nastepnego Gdy serce zawisa na cienkiej nitce losu Zmrozone chlodem nocy Czasem potrzeba blysku swiatla W szczelinie ciemnego sufitu Lsnienia w klepkach podlogi Czasem przyda sie plasterek nadziei Na pajdzie powszedniego chleba Zaby dobic do brzegu dnia nastepnego Czasem potrzebna dlon Co chwyci za kolnierz tego Nad przepascia Milej niedzieli,,,,,i duzo wrazen :D Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
(...) jeśli się uśmiechniesz, mogę oddychać; jeśli się roześmiejesz, mam dość pokarmu, aby przetrwać następne kilka dni. — Jonathan Carroll

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie. — Phil Bosmans

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
,,,,i jeszcze cos :D Istnieje na tym świecie jeden człowiek, którego musisz naprawdę bliżej poznać. Również wtedy, kiedy go całkowicie nie zrozumiesz. Nie rozumiesz, dlaczego on robi to, a nie tamto, dlaczego raz tak odczuwa, a kiedy indziej zupełnie inaczej. Jest to człowiek, z którym musisz żyć na co dzień. Ten człowiek siedzi w twojej własnej skórze Ty sam jesteś tym człowiekiem. W sprawie szczęścia ogromne, a nawet największe znaczenie ma fakt, by dobrze czuć się we własnej skórze. Aby być szczęśliwym, musisz być wolnym. Wolnym także od patrzenia i myślenia wyłącznie o sobie, od chorobliwego przewrażliwienia, od niecierpliwości i pożądania. Najlepszym nauczycielem jest zwyczajne, codzienne życie. Długie monotonne godziny, ciągle ta sama męcząca praca, nieporozumienia i rozczarowania, choroby i kłopoty, nie spełnione marzenia i nieuniknione starcia. Wszystko to oszlifuje cię niczym diament. Pod warunkiem, że potrafisz pogodzić się z tym. Czasami jest to bolesne, ale nie ma innej drogi do prawdziwego szczęścia Phil Bosmans

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki! Wyobraźnia . Wyobraz sobie kontury, Przez ktore przybija sie chmury, Przez ktore smutek przechodzi, Przez ktore lzy wyschna, Wyobraz sobie kontury, Ktore Energia tryskaja, Ktore zycie kochaja, Ktore miloscia przepelnione, Nigdy nie zgadniesz czym sa kontury, Sa toba i mna nim i nimi, Choc czasami chcemy byc innymi, I Czasami zlo jest gora, Nie wszystkie wartosci sa zakryte chmura. ...Zobacz sucha wode, i nad mOrska pogode, Zobacz imie twoje, zobacz imie moje, papier pogienty, i dwa milosne zakrety.. Zobacz labirynt zloty, miloscia przepleciony, Serce me przemkniete, a twe dla mnie zamkniete.. Daj mi klucz, lecz zamka nie ma, Rzuc mi go rzuc, Pojde wszedzie, gdzie niebo zaklete, lecz daj mi znak gdy nie bedzie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"GDY..." Gdy miałeś odejść-milczałam, choć serce pękało. Gdy odchodziłeś-płakałam, a serce jeszcze głośniej łkało. Gdy odeszłeś-znienawidziłam, lecz serce nadal kochało... "Kiedy patrzę w odległą przeszłość..." to nie mogę uwierzyć, że byłeś tu. Gdzieś odleciały skrzydlate wspomnienia... Jak cisza wokół mnie, a po drugiej stronie lustra-ludzi tłum. Nie widzą mnie, nie cierpią jak ja... Coś w sercu mym pękło tej deszczowej nocy, Idąc mokrą ulicą w poszukiwaniu pomocy. Już się nie śmiałam myśląc właśnie o nim, tylko płakałam a czas za mną gonił. Ubrana w żal i ból łkałam głośno, a on z ukrycia patrzał z litością. Potem koszmar się skończył, pękł jak bańka mydlana, a ja choć cierpiałam, już nie byłam sama... Patrzę w chłodną taflę lodu-boję się coraz bardziej, Czy chciałam zbyt wiele, przecież marzyć może każdy. Gdzie jest ten świat cudowny?Gdzie jesteśmy my? Cicha muzyka, balet naszych serc. tylko ja i ty. Jest gdzieś takie miejsce, między ziemią a niebem, gdzie wieczna cisza -zmowa milczenia Ciepła płomyków, lampek małych grzeją duszę strudzonego wędrowca. Takie piękne miejsce, za bramą śmierci... Tam i miejsce dla mnie było, więc nie płacz już więcej kochana, bo próżno łzy lejesz. Bo wiec, że przyjdzie taki dzień, że iż ty też tu przywędrujesz... Gdzieś nad morzem kolorowych pąków przeleciał motyl niebieski, Zatrzepotał delikatnymi skrzydełkami, sypiąc na mój nos kwiatowe pyłki. Na niebie świeciło złote słońce, a z nim bawiły się ptaki. Byłeś tam i ty-otulony płaszczem wspomnień. Szczęście... Otworzyłam oczy i nagle wszystko znikło, gdzieś rozpłynął się bajeczny motyl, niebo przykryły szare chmury, a serce posmutniało. Dlaczego nie ma cię w realnym świecie? Proszę milcz!Nie mów mi o szczęściu tych minionych dni. Kiedy na bez chmurnym nieba błękicie , piękne ptaki szybowały w zachwycie... Wokół nas kwitły różowe, pachnące słodyczą bzy... Wszystko to przyćmiewał jeden złoty blask-ty. Potem wszystko znikneło, mój świat okryła mgła. a ty przepadłeś gdzieś z zachodem dnia Że znów mnie kochasz, miałam sen, I piękniejszy iż jawa był mi obraz ten, bo milsze mi są z tobą sny niż cudny mężczyzna inny. Dlatego proszę, milcz nie nie mów mi, że to koniec - nie racz mnie słowami tymi. Póki moje serce nie będzie jak głaz, póki nie przeminie nasz czas. Owinięta szalem twych dłoni zasypiam. Noc gwiazdy sypiąca, sny niesie mi Ciche westchnienienie, łza szczęścia na policzku to wszystko...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ ORZECH 🌻 SREBRNA AKACJO🌻 za wiersze. JODELKO👄 u nas kolejny goracy dzien, wczoraj spedzilismy milo czas w ogrodzie na urodzinach corci, wieczorem wspolnie ogladany mecz........ no coz, szkoda, ze nasi pilkarze przegrali. Nie jestem wielkim fanem futbolu ale jak sa takie mecze , to ogladam. pozdrawiam cala Biesiade!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dominik Połoński, wiolonczelista, 29 lat. Paszport \"Polityki\" za 2002 r. Kilka wygranych konkursów, w tym trzy międzynarodowe. Cztery operacje raka mózgu. Miał być na wózku do końca życia. Dziś chodzi samodzielnie, prawą rękę ma sprawną, lewą uruchamia. Na powrót do grania daje sobie dwa lata........ JESZCZE ZAGRAM ....... Dorota Szwarcman Muzyka była jego życiem - grał po 12 godzin dziennie. Odnosił sukces za sukcesem. 15 maja 2004 r. miał zainaugurować festiwal w Łańcucie. Tydzień wcześniej w nocy dostał ataku epilepsji. Tomografia wykazała guza mózgu (glejak gwiaździsty) o średnicy 6 cm i drugim stopniu złośliwości. Lekarze dawali mu od kilku miesięcy do trzech lat życia. Operowano go natychmiast. Dwa razy, bo wadliwie umocowano dren i wywiązały się powikłania. Potem wyczerpująca radioterapia i chemioterapia zakończona w styczniu 2005 r. jeszcze wtedy liczył na powrót do normalnego życia; dał nawet koncert w Filharmonii Białostockiej. Ale to był jego ostatni występ. W lutym miał trzecią operację odrodzonego, już niezłośliwego guza (złośliwe komórki usunęła wzmocniona radioterapia). Jednak wciąż miał zawroty głowy i tracił czucie w lewej stronie ciała. Musiał zacząć chodzić o kulach. W maju posłano go do sanatorium podejrzewając, że te objawy są efektem uszkodzeń po poprzednich operacjach. Ale to był nowy guz. W czerwcu odbyła się czwarta operacja. Najgorsza. Guz wielkości 8 cm wycięto z częścią prawej półkuli mózgowej. Paraliż lewej strony ciała. Czarna dziura bez wyjścia. Jednak po pewnej nocy, którą Dominik spędził na słuchaniu \"Das Wohltemperierte Klavier\" Bacha w wykonaniu Glenna Goulda, poczuł, że jego lewa noga wraca do życia. Zaczął więc szukać pomocy w klinikach rehabilitacyjnych. Lekarze byli bezradni, uważali, że nie zejdzie z wózka. Kiedy zaczął chodzić podpierając się czwórnogiem - mówili, że to \"dziwne ruchy zastępcze ciała\". Raz, gdy chciał się dowiedzieć, co robić, żeby zginać lewą nogę, zaproponowano mu protezę za 500 euro: - Zamontujemy ci ją na kolanie, będziesz je miał cały czas zgięte i łatwiej ci będzie się przemieszczać. Kiedy indziej powiedziano mu, że aby uruchomić lewą rękę, musi nią poruszyć dwa miliony razy. Miał ze wszystkich sił odginać łokieć zgięty w spastycznym skurczu. Innym razem założono mu aparat do poruszania ręki, ale niedopasowany; pokaleczył mu ją. ROLNIK ZE SCHWARZWALDU Martin Busch, 55 lat. Studiował nauki polityczne, wiedzę o sporcie i psychologię. 25 lat temu z żoną Irmą kupili i wyremontowali duży dom wiejski z końca XIX w. w Schwarzwaldzie. Założyli tu rodzinny dom dziecka; w miarę zaangażowania Martina w pracę terapeutyczną stopniowo wygaszali tę działalność. Mieszka tu jeszcze najmłodszy z 36 dzieci, 17-letni Pico. W ekologicznym gospodarstwie są krowy, konie, psy, koty, króliki. Też bywają pomocne w terapii. Ale Martin nie określa się jako terapeuta. - Nie jestem też uzdrowicielem ani guru. Jestem po prostu Martin Busch, rolnik ze Schwarzwaldu. Studiuję mowę natury, żeby głębiej rozumieć, jak rozwija się człowiek. Zdaniem Martina relacja terapeuta-pacjent zazwyczaj opiera się na władzy pierwszego nad drugim. On zaś jest partnerem człowieka potrzebującego pomocy. Daje mu do dyzycji narzędzia, ale to pacjent je wybiera i wykorzystuje. Przyjeżdżają tu ludzie z zaburzeniami ruchowymi i psychoruchowymi, po wypadkach czy operacjach. Na sesjach Martin łączy swobodną rozmowę z subtelną pracą z ciałem (korzysta m.in. z odkryć Moshego Feldenkraisa, izraelskiego fizyka i terapeuty). - Mózg ludzki jest głodny nowości - tłumaczy. - Rehabilitanci proponują powtarzanie ruchów, których określona liczba ma być gwarancją sprawności. Ale skuteczniejsze bywa poznanie rozmaitych wariantów jednego ruchu, różniących się minimalnie jak odcienie koloru. Najdrobniejsza zmiana, która wywołuje pozytywny efekt, powoduje wyobrażenie jeszcze lepszego efektu. Najważniejsze to widzieć cel i szanować każdy krok, który doń przybliża. Zawsze pyta pacjenta, nad czym chce pracować; pyta również o zgodę na filmowanie sesji i obecność praktykantów. Prowadzi też zajęcia grupowe. Czasem jeździ za granicę, m.in. do Polski (współpracuje z Polskim Instytutem Ericksonowskim) i na Ukrainę. W domu panuje atmosfera swobody, choć rozkład dnia podporządkowany jest zajęciom Martina. Organizacją zajmuje się Irma. Wynajmują osoby do pracy w biurze, kuchni i gospodarstwie, ale i praktykanci pomagają. W rodzinnej atmosferze do stołu zasiada często kilkanaście osób. SPOTKANIE Kiedy Dominik usłyszał o Martinie, miał przeczucie: to może być to. Odmówił wyjazdu do kolejnej kliniki, przezwyciężając sceptycyzm rodziny. Do Niemiec przywieziono go samochodem w listopadzie zeszłego roku. Pozginany w spastycznych skurczach, poruszał się na wózku lub z czwórnogiem. Już podczas pierwszej sesji przydarzyły się Dominikowi trzy istotne rzeczy. Po pierwsze: poznał Martina i od razu nawiązali bardzo dobry kontakt. Po drugie: odkrył, że może stanąć na nogach bez laski. Bo równowaga nie zależy od laski, tylko od człowieka, który znajduje ją w sobie. Po trzecie: zrozumiał, że to on jest twórcą każdej swojej kolejnej minuty. To był przełom. Martin: - Kiedy się rodzimy, nie umiemy nic. Wciągu roku stajemy na nogi i wchodzimy w kontakt ze światem. Ten niesłychany postęp ma dwa źródła: związki emocjonalne z bliskimi, które są podstawą, i ruch, dzięki któremu rozwijają się skojarzenia i połączenia w mózgu. Niemowlę od narodzin jest ciekawe świata. Gdyby jednak znało treść książeczki, którą dostają w Niemczech młode matki, z opisem, co kiedy powinno umieć, chyba powiesiłoby się na pępowinie z lęku, że tym wymaganiom nie sprosta. Jak mówił Szekspir ustami Hamleta: \"Tak to świadomość czyni nas tchórzami\". Dominikowi powrót do zdrowia utrudniała świadomość choroby, uszkodzenia, niezdolności do czegoś, co wcześniej potrafił. Całą wizję przyszłości zdominowała niemoc, niepokój i lęk. Tymczasem jego zadaniem było, jak u dziecka, zaktywizowanie mózgu do rozwijania nowych lub zapomnianych funkcji. Potrzebny był więc powrót do dziecięcej ciekawości i koncentracja na chwili bieżącej. Na szczęście Dominik potrafił swoje problemy zwerbalizować. - Jasno stawiał cele i formułował pytania; bardzo mi pomógł ze sobą pracować - mówi Martin. Na zakończenie pierwszego spotkania Dominik spytał Martina, jakie widzi granice jego rozwoju. Martin odparł, że ich nie widzi. Po kilku dniach Dominik, który odmawiał filmowania swoich sesji (nie chciał pamiątek z choroby), zgodził się na zarejestrowanie ostatniej. Bo obudziła się w nim nadzieja, którą chciałby przekazać innym. Rozmawiał wówczas z Martinem na wiele tematów. Także o wizualizacji - wspomaganiu leczenia przez wyobraźnię i pozytywne emocje. Teoria wizualizacji powstała w latach 70. na podstawie autentycznych przypadków samowyleczenia. Okazało się, że Dominik poruszając ten temat znów miał trafne przeczucie. Gdy wrócił z Niemiec, zdiagnozowano mu guza pnia mózgu wielkości 6,5 cm. Ale zrezygnował z kolejnej operacji, która niechybnie zmieniłaby go w roślinę, i wziął sprawę we własne ręce. Najpierw wyobraził sobie guza i niszczył go w myślach na różne sposoby, potem skupił się na zdrowych komórkach, by uniemożliwić chorobie powrót. Po trzech tygodniach guza nie było. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
POWROTY Dominik wrócił do Martina w styczniu. Szybko dochodził do zdrowia. Pomagały mu też spotkania z innymi pacjentami, zwłaszcza z Ralfem, głównym psychologiem policji bawarskiej, który przyjeżdża do Martina z Monachium. Ralf urodził się z porażeniem mózgowym. Kiedyś był całkiem pozginany, dziś trzyma się prosto, chodzi w charakterystyczny sposób, ale radzi sobie znakomicie i nie lubi, żeby mu pomagać. Dominik: - Lekarze wmawiali mi, że muszę starać się wrócić do dawnej sprawności. To mnie paraliżowało. A kiedy zobaczyłem, że Ralf robi to, co inni, ale w sposób, który sam stworzył, mimo wrodzonych ograniczeń, zrozumiałem, że to jest droga dla mnie: nie odtwarzać tego, co było, tylko zbudować nowe, własne schematy działania. Także Martin powtarza mu, żeby nie myślał o odtwarzaniu, odbudowywaniu, regenerowaniu, tylko o tworzeniu, budowaniu - ponieważ teraz kreuje nowe połączenia nerwowe praktycznie od zera. W tym czasie laska stojąca przy wyjściu była znakiem, że Dominik jest w domu. Ale pewnego dnia laska została, a on zniknął. Odzyskaną wolnością nie mógł się nacieszyć. Raz poszedł na spacer w ulewę i chłód o 6 rano; potem sąsiedzi śmiali się życzliwie do Martina: widzieliśmy tego twojego wariata! Pomiędzy nimi nawiązał się serdeczny ojcowsko-synowski kontakt. Martin nie bierze od Dominika pieniędzy. Oddasz mi swoje honorarium za pierwszy koncert w filharmonii w Stuttgarcie - żartuje. Dla Dominika ważna jest też atmosfera domu Martina, dobrego, ciepłego, pełnego wzajemnego szacunku. - W dzieciństwie nie zaznałem tego w takim stopniu. Dopiero tu zrozumiałem, że konstrukcja mojego życia, którą tworzyłem bez tych elementów, była wadliwa. Teraz odnajduję jej właściwe znaczenie: miłość. Buduję się na nowo, po raz pierwszy w zgodzie ze sobą i światem. Martin dodaje: - To prawda, tu nie chodzi tylko o uruchomienie ręki czy nogi Dominika, tylko o coś głębszego: o jego rozwój jako człowieka. Nie można oddzielić jego przeżyć wiążących się z ciałem od tego, co siędzieje wjego świadomości. Medycyna rzadko bierze pod uwagę, że człowiek jest całością, że umysł wspiera ciało, a ciało umysł - i że rozwijamy się w relacjach międzyludzkich. Lekarze, którzy nie traktują pacjentów jak numerki, lecz biorą pod uwagę, że wchodzą w związek z człowiekiem, osiągają większe sukcesy w terapii. Dominik przyjeżdża do Martina co miesiąc. Latem spędza tu kilka tygodni. W sierpniu nagle odtwarza z pamięci, co mówili przy nim lekarze podczas ostatniej operacji: "Dominik po raz kolejny na stole! Tym razem już nam się to nie uda". Przypomina sobie też uczucia, jakie mu towarzyszyły, gdy wycinano mu mózg centymetr po centymetrze. Po tej sesji płacze kilka godzin. Martin potwierdza: czasem organizm uśpionego pacjenta rejestruje słowa lekarzy i traktuje je jak sugestię posthipnotyczną. Dominika spotkała straszliwa trauma - wycięto mu część jego osoby. Do przerażenia, jakie odczuwał, doszedł jeszcze szok wywołany tą rozmową. Ale odkąd jego świadomość dotarła do tych przeżyć, można było się od nich uwolnić. SNY Dominikowi śnią się często własne koncerty. To sny znaczące. Kiedyś przyśniło mu się, że wyszedł z wiolonczelą na scenę i upadł. Ludzie zamarli, a potem zaczęli szeptać, że trzeba pomóc biednemu, choremu chłopcu. To wzbudziło w nim protest, wręcz złość. Poprzedniego wieczoru wyznał Martinowi, że obawia się przywyknięcia do wygodnej sytuacji biednego, chorego chłopca. Z tego snu dowiedział się, jak bardzo chce ją zmienić. Martin spytał Dominika, co czuje, kiedy wraca do Polski. Ten odparł: zagubienie. Lęk, że nie potrafi wytłumaczyć innym, jak z nim jest i dlaczego tak jest. Martin: - Ludzie mają z tobą problem. Włożyli cię już w tę szufladkę: biedny, chory chłopiec, umierający na raka. To częsty mechanizm: fiksowanie się w osądach. Tymczasem ty pokazujesz im, że nie jest tak, jak im się wydaje, więc czują niepokój. Ale tłumacząc, że wychodzisz z choroby, że się rozwijasz, możesz im pomóc wydostać się ze schematów myślowych, których są niewolnikami. Kolejny sen o koncercie: Dominik wychodzi na scenę, żeby zagrać Suitę wiolonczelową G-dur Bacha, ale jej nie pamięta. Przybiegają dzieci i śpiewają mu ją. Tonacja G-dur kojarzy mu się ze swobodą. Potem przychodzi starszy człowiek i podpowiada mu utwór w tonacji Es-dur, która symbolizuje w myślach Dominika kamień i schemat. Tę podpowiedz Dominik odrzuca. ROWER Mała wiejska uliczka. Mieszkańcy serdecznie pozdrawiają Dominika, którego widzieli tu wielokrotnie. To ważne dla niego miejsce. Tu zaczął chodzić bez laski. Teraz czeka go nowe wyzwanie: trójkołowy składany rower. Wsiada. Z początku rusza z trudem, wreszcie jedzie gładko. Potem opowiada, że gdy zastanawiał się świadomie, jak ma kręcić pedał lewą, sztywną nogą, nie wychodziło. Dopiero gdy zaczai myśleć tylko o tym, żeby jechać do przodu, wszystko przyszło samo. - Zawsze tak jest - komentuje Martin. - Kiedy świadome myślenie przeszkadza, lepiej zawierzyć podświadomości. Raz był tu chłopak ze Szwajcarii, który miał stałe podkurczoną nogę. Wsiadł na konia, automatycznie ją wyprostował - i jego problemy się skończyły. To odruch każdego żywego stworzenia: odnaleźć balans, oparcie na ziemi, wtedy wraca poczucie bezpieczeństwa. Na sesjach Martin pracuje nad lewą nogą Dominika. Po paru dniach zarządza: jedziemy do lasu. To już nie asfaltowa uliczka, ale leśna ścieżka na nierównym gruncie. Najpierw wszystko przebiega świetnie, ale przy niewielkim spadku terenu w dół Dominik traci panowanie nad kierownicą (trzymał ją tylko prawą ręką) i spada z roweru. Ląduje na ziemi ze zgiętymi rękami i nogami, na chwilę w szoku traci przytomność. Martin natychmiast jest przy nim, sprawdza, czy nic się nie stało. Poza drobnym stłuczeniem ręki - nic. - Świetnie spadł - cieszy się. - Specjalnie chciałem, żeby przeżył to po raz pierwszy wśród przyjaciół. Dominik jest młodym, zdrowym facetem, który może sobie pozwolić na przejażdżkę rowerową. Teraz już wie, że potrafi bezpiecznie upadać i się podnosić, że i nie musi to być zagrożenie życia. Ostatniego dnia pobytu Dominik kręci już na rowerze ósemki i po raz pierwszy trzyma kierownicę obiema rękami. MUZYKA Kiedyś u Martina ktoś spytał Dominika, kim jest. Odparł: byłem wiolonczelistą, potem zachorowałem, teraz nie wiem. Po paru dniach już wiedział. - Uświadomiłem sobie, że nie ma takiego uczucia, którego nie słyszałbym w sobie pod postacią dźwięku wiolonczeli. Jeżeli łączę swoje życie emocjonalne z muzyką, a własną ekspresję z dźwiękiem wiolonczeli, nadal jestem wiolonczelistą, nawet mając tylko jedną sprawną rękę. Muzyka go ratowała. Kiedy grał, szczególnie był przywiązany do twórczości romantycznej - Brahmsa, Schumanna, a także muzyki barwnej, pełnej fantazji, jak dzieła Prokofiewa czy Tansmana. W szpitalu jednak najchętniej słuchał Bacha. Czy rzeczywiście muzyka pomogła mu wrócić do zdrowia? Martin to potwierdza: ośrodek, którym mózg odbiera muzykę, znajduje się w pobliżu ośrodka mowy, ten zaś związany jest z motoryczną reprezentacją dłoni, szczególnie kciuka. Odbiór muzyki jest więc powiązany zarówno z motoryką, jak z komunikowaniem się. Dziś wiemy też, że reakcje emocjonalne utrwalają się w ciele jako mięśniowe wzorce ruchowe. Dominik ma w sobie pamięć gestów związanych z graniem. Ale muzyka to także emocje przeżywane całym ciałem, i te emocje te są zapisane w jego pamięci. Kiedy słuchał Bacha przez całą noc, słuchał go całym sobą. Stąd efekt. Dziś nie może grać. Ale swoje doświadczenie przekazuje studentom Akademii Muzycznej w Łodzi, gdzie jest asystentem prof. Stanisława Firleja. Studenci odwiedzali go w chorobie, często dawał im rady prze telefon. Teraz szykuje się do doktoratu. Myśli też o tym, że miał szczęście w nieszczęściu: oszczędności z honorariów za koncerty, prą cę na uczelni. Co począłby w jego sytuacji muzyk bez stałego zatrudnienia i odłożonych pieniędzy? Dlatego chce założyć fundację, żeby takim ludziom pomagać. Myśli też o powrocie do grania. Nie wie tylko, czy nie będzie musiał trzymać wiolonczeli odwrotnie: smyczek w lewej ręce zamiast w prawej. Ale już się na to cieszy. - To będzie fascynujące. Będę na etapie uczącego się dziecka, ze świadomością trzydziestoletniego muzyka. Mówi, że odbiera dziś muzykę głębiej, widzi w niej więcej przestrzeni i wymiarów. Martin uważa, że kiedy Dominik wróci do instrumentu, jego gra będzie miała szczególną moc. - Kiedyś to muzyka była jego główną przestrzenią emocjonalną. Ale teraz odkrył nowy wymiar: miłość doznawaną nie tylko poprzez muzykę, ale w związkach z ludźmi i ze światem. Nie będzie więc już tylko interpretował utworów - on będzie grał miłość. Wiem, że to nastąpi. ❤️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
MOJE SERCE JEST WIOLONCZELOWE........ Z DOMINIKIEM POŁOŃSKIM rozmawia BRONISŁAW TUMIŁOWICZ . Wywiad z Dominikiem jest uzupełnieniem tekstu JESZCZE ZAGRAM...... Czym dla pana jest wydana w czerwcu br. płyta z koncertem Schumanna i fantazją Tansmana? - Ostatnia płyta jest dla mnie bardzo ważna. Przede wszystkim z powodu choroby nowotworowej od ponad dwóch lat nie mam kontaktu z wiolonczelą i przestałem grać koncerty. Zawsze wierzyłem, że ofiarowuję ludziom piękno, przypominam o często zakurzonych uczuciach, marzeniach. Jednak teraz możliwość dawania tego wszystkiego jest niewielka. Dlatego tak się cieszę, że ta płyta się ukazała i że po dwóch latach milczenia mogę dzięki niej ponownie przemówić. Koncert Schumanna jest nagraniem wyjątkowym. Pracowaliśmy z moim przyjacielem, wspaniałym dyrygentem Łukaszem Borowiczem bardzo długo nad wspólnym odkryciem najsubtelniejszych odcieni tej muzyki. Nagranie jednak realizowano kilka lat temu. - To jeden z moich ostatnich kontaktów z muzyką przed chorobą. Wszystko we mnie się zmieniało, było intensywniejsze i wpływało to wtedy na moją muzykę. Po dłuższych fragmentach sesji musiałem zamykać się w garderobie i odpoczywać. Biedny Łukasz nie bardzo wiedział, skąd ta zmiana, ale pomagał mi cudownie. Ostatecznie wszystko to znajduje się na płycie. Jestem bardzo szczęśliwy, że tak wiele Dominika Potońskiego zostało w tym koncercie odkryte przed światem. Wsłuchując się w ten koncert, można zobaczyć moją duszę. Fantazja Tansmana natomiast jest utworem niebywale efektownym i kolorowym (jazz, muzyka filmowa i liryka słowiańska przeplatają się w niej w najlepszym wydaniu). Nagrania tego dokonałem z wybitnie utalentowanym pianistą Hubertem Salwarowskim przy okazji Konkursu Eurofonii w Bukareszcie (nagrania były pierwszym etapem w tym ważnym konkursie, który w 2002 r. wydałem, zdobywając grand prix). Jakie znaczenie ma dziś dla pana muzyka? Jak wypełnia pan czas? - Mój czas jest teraz poświęcony głównie powrotowi do zdrowia i pełnej sprawności fizycznej. Często wyjeżdżam do Lackendorf (Schwarzwald, Niemcy), by tam pod opieką wspaniałego człowieka i specjalisty od rekonstrukcji układu nerwowego, Martina Buscha, powracać do pełni sił po ciężkiej walce z chorobą. W międzyczasie uczę młodych wiolonczelistów, czytam książki, przygotowuję się do obrony doktoratu i spędzam czas z przyjaciółmi. Muzyka zajmuje w moim życiu nadal bardzo ważne miejsce, pracuję nad partyturami, analizuję nagrania. Pracuję z młodymi ludźmi, a w każdej wolnej chwili słucham muzyki, ciesząc się jej obecnością, pięknem i różnorodnością. Był pan członkiem Polskiej Orkiestry Festiwalowej Krystiana Zimermana, choć wcześniej podobno nie znosił pan grania w orkiestrze. - Nie wiem, skąd takie informacje. Nigdy nie wypowiadałem się negatywnie o graniu w orkiestrze! Zawsze kochałem muzykę symfoniczną. Swoją muzykalność kształtowałem, słuchając symfonii Beethovena i od czasu grania w Polish Festival Orchestra Zimermana jestem już całkowicie przekonany, że stawanie się częścią tych wielkich dzieł w grupie wybitnych muzyków może być wydarzeniem porównywalnym do kreowania muzyki solowej. Pojawiłem się w tej orkiestrze ku mojej wielkiej radości po to, by poznać myśli i uczucia towarzyszące Krystianowi w chwili tworzenia swojego wyjątkowego i ujmującego pięknem świata. Cel ten osiągnąłem, a bliskość tych niecodziennie pięknych emocji, jakie rodzą się w nim, gdy wychodzi na scenę, zmieniła mnie i bardzo wzbogaciła. To był czas absolutnej magii. Zetknął się pan z najwybitniejszymi wiolonczelistami świata, takimi jak Rostropowicz, Maisky, Starker, Gutman i inni. Który z tych wielkich odpowiada panu najbardziej, który najwięcej panu dał? - Policzyłem niedawno wszystkich pedagogów, z którymi miałem kontakt. Było ich przeszło 50. Pięćdziesiątka wspaniałych artystów Jeśli od każdego usłyszałbym jedynie dwa otwierające nowe światy zdania, to wzbogaciłem się ogromnie i każdy z nich miał znaczący wpływ na kształt mojej wiolonczelistyki. Uważam, że bardzo istotne jest szukanie kontaktu z innymi artystami i pedagogami, dlatego moich studentów w Akademii Muzycznej w Łodzi zawsze gorąco zachęcam, by poszukiwali lekcji u jak największej grupy artystów. I by byli otwarci na uwagi różnych pedagogów. Nie wszystko trzeba przyjmować, natomiast poznawanie wielu odmiennych zdań bardzo nas rozwija! Wszyscy wpłynęli na pana w równym stopniu? - Nie. Na mój rozwój najbardziej wpłynęła czwórka pedagogów. Prof. Stanisław Firlej, u którego studiowałem pięć lat. Wspaniały pedagog i artysta, od pierwszego kontaktu odkrywał przede mną magię muzyki. Bez wątpienia pani Małgorzata Ślęzak, która była moją nauczycielką w liceum Muzycznym w Katowicach. Udało się jej rozwinąć we mnie pasję do muzyki i wiolonczeli. Zawsze będę pamiętał, ile jej zawdzięczam. Trzecim pedagogiem był prof. Tomasz Strahl, jeden z pierwszych wybitnych wiolonczelistów koncertujących, jakich poznałem, a czwartym Natalia Szachowska. Nie bez przyczyny młodzi wiolonczeliści stoją w Moskwie po kilka tygodni w kolejce, by usłyszeć choć kilka uwag z jej ust. To zwyciężczyni 1. Konkursu Wiolonczelowego im. Czajkowskiego w Moskwie i jej słowa są jak złoto. Nagrywał pan dla wielu wytwórni, także dla słynnej Sony Classical, gdzie występował pan z muzykami Beethoven Quartet. Czy sławni kameraliści nie patrzyli na "dodatkowego" muzyka z wyższością? - Nie, nigdy nie traktowali mnie jak "dodatkowego muzyka". Współpraca z nimi była czymś niepowtarzalnym, sprawiła mi dużo satysfakcji. Przez wiele lat współpracowałem też z naszym Kwartetem Śląskim, co zaowocowało nawet wspólną płytą. Własny kwartet smyczkowy jest moim jeszcze niespełnionym marzeniem. Wierzę jednak, że i to się spełni. Czy istnieje polska szkoła wiolonczelowa? - Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Myślę, że nadal się tworzy, każdego dnia tworzymy ją my - polscy wiolonczeliści i pedagodzy. To szkoła coraz bardziej licząca się w świecie. Ja również staram się wnieść do niej cząstkę siebie. Nie tylko jako wykonawca, lecz także jako pedagog (jestem asystentem prof. Firleja w AM w Łodzi). Kocham pracę z młodzieżą. Spędzam każdą wolną chwilę na rozwiązywaniu problemów wiolonczelowych, pomaganiu studentom i zarażaniu ich miłością do muzyki i pragnieniem jak najbliższego kontaktu z kompozytorem i dziełem w ich samodzielnych interpretacjach. Tak, to moja pasja! Czy tego pan uczy swoich studentów? - Pomagam im nauczyć się odszyfrowywania ukrytych znaczeń i emocji w świecie nut, odkrywania ich własnego świata. W każdym przypadku staram się podchodzić do problemów indywidualnie, ponieważ nie da się podać jednego rozwiązania dla wszystkich. Tak w olbrzymim skrócie mogę opisać "moją szkołę wiolonczelową". Czy muzyka może być sposobem na życie? - Artysta to nie zawód w społecznym rozumieniu tego słowa. To musi być pasja i treść życia. Nawet teraz, gdy już od dwóch lat nie gram, nadal każdego dnia, w każdej minucie istnieje we mnie muzyka. Słyszę ją, odnajduję w niej przyjemność, szczęście, a gdy trzeba, tęsknotę i smutek Moje życie jest nierozerwalnie połączone z muzyką. Gdy podczas walki z rakiem miewałem chwile zwątpienia, zanurzałem się cały w muzyce, a ona pomagała mi odnaleźć siłę, uśmiech i nadzieję. Niektórzy pacjenci zazdrościli mi tej siły. Podnosiłem się dzięki temu, że muzyka jest moim życiem... Coraz silniej umacnia się w społeczeństwie przekonanie, że choroba, cierpienie też są dla człowieka wartością, która wzbogaca, nadaje wszystkiemu wyższą rangę. Czy zgadza się pan z takim poglądem? - Walczę z rakiem mózgu od przeszło dwóch lat i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że mimo czterech operacji usuwania guza, częściowego paraliżu ciała i niewyobrażalnej ilości bólu i strachu moje życie zmieniło się na lepsze. Moja droga zmieniła się na zdecydowanie mniej wygodną i dłuższą, natomiast patrzę na zupełnie nowy świat, poznaję mądrych i wspaniałych ludzi, których mógłbym nigdy nie spotkać, gdyby nie choroba. Bardzo zacieśniły się moje stosunki z rodziną, zobaczyłem, jak wiele potrafię przetrwać, nauczyłem się odnajdywać w życiu światło i zrozumiałem, że cierpienie i radość są tym samym - należy jedynie spojrzeć z tej lepszej strony, bo przecież jeżeli nie stoimy w świetle, tylko w cieniu, to przecież patrzymy na światło. Moje życie jest cudem, bo według medycyny powinno było zgasnąć. Każdego dnia odkrywam wszystko z radością poznawania za pierwszym razem. Przeżywam życie od początku, bo zostało mi podarowane nowe życie. Czy nie jest to wspaniałe? Na pańskiej ostatniej płycie w notce poświęconej soliście znajduje się rzadko stosowany w tego typu wydawnictwach fragment odnoszący się do stanu zdrowia. Jest tam też informacja o tym, że wraca pan do sił pod opieką znakomitego zagranicznego profesora. Jak pan do niego trafił? - To był kolejny cud, jaki wydarzył się w moim życiu i dzięki chorobie. Tak: dzięki. Martin Busch jest wielkim człowiekiem, mądrym, dobrym i wyważonym myślicielem, który inspiruje mnie do życia, pobudza moją ciekawość, pomaga mi odnajdować światło w najciemniejszych nawet chwilach. Poznałem go dzięki kontaktowi z Polskim Instytutem Ericksonowskim w Łodzi. To jest jeden z najwybitniejszych na świecie specjalistów od rekonstrukcji układu nerwowego. Jego przekonanie, że ludzki mózg jest w stanie się regenerować, spotyka się z niezrozumieniem środowiska medycznego, jednak ma efekty swojej pracy - ludzie powracają do sprawności po latach spędzonych w zupełnym paraliżu. Cud mojego powrotu do sprawności również jest dowodem niezwykłości daru, jaki posiada. Czy istnieje świat bez cierpienia? - Cały świat według praw fizyki jest zbudowany z plusa i minusa. Wszystko, co dzieje się wokół nas i w nas samych, istnieje dzięki swojemu przeciwieństwu. Jedno nie istnieje bez drugiego. Analogicznie szczęście istnieje w cieniu cierpienia. Jestem przekonany, że nie można dostrzec szczęścia czy wykreować go, nie stając się choć przez moment cierpieniem. Najpiękniejsza bowiem jest ta granica pomiędzy światłem piękna a mrokiem cierpienia. Nigdy nie czułem się bardziej spokojny i pogodzony ze sobą, innymi i światem. Jestem szczęśliwy. Przez to, że poznałem prawdziwą ciemność, potrafię w pełni cieszyć się każdym łykiem światła. BRONISŁAW TUMIŁOWICZ Zycze milego czytania i pozdrawiam 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy istnieje świat bez cierpienia? - Cały świat według praw fizyki jest zbudowany z plusa i minusa. Wszystko, co dzieje się wokół nas i w nas samych, istnieje dzięki swojemu przeciwieństwu. Jedno nie istnieje bez drugiego. Analogicznie szczęście istnieje w cieniu cierpienia. Jestem przekonany, że nie można dostrzec szczęścia czy wykreować go, nie stając się choć przez moment cierpieniem. Najpiękniejsza bowiem jest ta granica pomiędzy światłem piękna a mrokiem cierpienia. Nigdy nie czułem się bardziej spokojny i pogodzony ze sobą, innymi i światem. Jestem szczęśliwy. Przez to, że poznałem prawdziwą ciemność, potrafię w pełni cieszyć się każdym łykiem światła. BRONISŁAW TUMIŁOWICZ zycze milego czytania i pozdrawiam👄🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ Witajcie KOCHANE DRZEWKA____ORZECH i JARZEBINKO🖐️ Jakie piekne wiersze____dziekuje❤️ JARZEBINKO____ale jestem gapa!!! Wczoraj tak sie speiszylam w plener,ze az zapomnialam przeslac zyczenia dla Twojej corci. Pozwol,ze spoznione,ale bardzo serdeczne zyczenia przekaze za Twoim posrednictwem ,,,,,, http://ve2zaq.ovh.org/imieninki/11.htm ❤️Z okazji Urodzin życzę Twojej corci, by każda łza W JEJ życiu była łzą szczęścia, Każde słowo, które wypowie, miało kształt serca. Życzę JEJ dużo zdrowia, szczęścia i radości I to, o czym marzy, by się spełniło, i to co kocha, by JEJ było! URODZINY - ❤️dzień radosny, Pełen kwiatów, zapach wiosny, Wszyscy złożyć chcą życzenia Zdrowia, szczęścia, powodzenia. Niech JEJ słońce zawsze świeci I niech czas radośnie leci! Niech odejdą smutki, złości I powróci czas radości! Te życzenia, choć z daleka, Płyną jak wzburzona rzeka I choć skromnie ułożone, Są dla Twojej corci przeznaczone! http://ve2zaq.ovh.org/imieninki/12.htm Dmucham serduszko w JEJ strone :D :ŻYCZĘ JEJ KAŻDEGO DNIA: «*»*¯*«, _)) ♥ (( _ , »*¯*«*» ___$$$$$_____$$$$$_♥Zadowolenia _$$$$$$$$$_$$$$$$$$$$_♥Słońca $$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$_♥Ciepła $$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$_♥Pogody $$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$_♥Światła _$$$$$$$$$$$$$$$$$$$_♥Uśmiechu ___$$$$$$$$$$$$$$$$_♥Zdrowia _____$$$$$$$$$$$$_♥Przyjaciół _______$$$$$$$$$_♥Spokoju _________$$$$$_♥Zdecydowania ___________$_♥Miłości Jeszcze zaspiewam Jubilatce 100 lat!! http://ve2zaq.ovh.org/imieninki/18.htm Wszystkiego naj-naj-najlepszego!!! Pozdrawiam bardzo serdecznie i urodzinowo!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×