Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zlota jesien

Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

Polecane posty

Wpadnę później , bo zabawiam się w naszej klasie:-D👄 Chlupnijcie se co tam sobie żałować....:ha ha ha !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość leonn
dla czego nie,żucie to nie tylko kasa ,szpan i.......tu trzeba czegoś więcej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
Leonie , ty się chyba pomyliłeś ? Wypij naleweczki w głowie się rozjaśni:-D a może ty taki od świąt zawiany chodzisz...Ha ha ha !.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
Pozdrawiam Wszystkie panie i panów!!! Wypiłam absolwenta i w głowie zaszumiało tak jak Leonkowi :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
Ja tez pójdę do wanny się zrelaksować:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja tez puszczam wodę do wanny nasypie rumianku .... To tez kwiatki!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja was lubie
👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja jutro wracam 👄 Pozdrawiam WbW i życzę miłego wieczoru.... W życiu są dwa rodzaje dni: jeden dla ciebie, jeden przeciw tobie. Gdy nastaje dzień dla ciebie, daj się ponieść szczęściu; gdy nastaje dzień przeciw tobie, znieś go cierpliwie:-D Życie jest jak płomień lampy: gdy zabraknie oliwy - tssss i zgaśnie na zawsze... Jeśli kochasz życie, to nie marnuj czasu, bo to jest to, z czego ono się składa. Nie masz wpływu na to, jak umrzesz. Ani kiedy. Możesz tylko zdecydować, jak żyć. Teraz. Ludziom przydałby się czasem dzień wolny od życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobranoc❤️ Trzyma baca teściową za włosy na Giewoncie nad przepaścią, i w te słowa powiada: -Mój pradziad swojom teściowom łutopił. Mój dziad swojom teściowom udusił.Mój łojciec swojom teściowom ciupaguskom zadźgoł. A ja cie puscom wolno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mars ALARM!ALARM!ALARM!INRUZI!ALARM!ALARM!ALARM!INTRUZI! - Panie Erwinie; uf uf. Mysli pan, ze przez ten halas uf uf nas odkryja? - Nie! To cholerstwo drze sie tak tylko dla niepoznaki. My pozostaniemy niezauwazeni przez straz kosmodromu - pan Erwin biegl przodem, prowadzac swego towarzysza przez zawile korytarze stacji dokujacej statki konsorcjum. Nie wiedziec, czemu strasznie sie przy tym irytowal. - Acha - Eugeniusz wzruszyl ramionami. Nie pojal niestety drobnej, sarkastycznej uwagi pana Erwina; któremu bezgranicznie ufal. Eugeniusz jeszcze kilka godzin temu spacerowal sobie w pelnym rynsztunku poza granicami Miasta II, co zwykl czynic kazdego wieczoru. Wtedy to zauwazyl biegnacego pana Erwina i gdy zaczal biec kolo niego, zapytal: "dokad tak pedzi?" Bo pedzil naprawde szybko, strasznie komicznie wygladajac. W za duzym skafandrze chroniacym przed stu stopniowym mrozem, który trzepotal jak flaga na wietrze oraz pasie grawitacyjnym, tak sciskajacym jego cialo, ze galki oczne przypominaly dwa baloniki. Erwin, gwoli wyjasnienia i aby szybko zbyc intruza powiedzial: "ze ma dosc tej nijakiej egzystencji, ze przytlaczaja go powtarzajace sie w nieskonczonosc czynnosci, którym kultywuja on i jego pobratymcy, ze nienawidzi tego czerwonego pyly spowijajacego wszystko, wlacznie z ubraniami i newralgicznymi miejscami". Dobroduszny Eugeniusz nie zrozumial ani slowa, ale strasznie spodobalo mu sie jedno z nich, a mianowicie "kultywuja" i ze wzgledu na ten fakt postanowil pobiec z panem Erwinem ( któremu zreszta bezgranicznie ufal) w blasku dwóch jasno swiecacych ksiezyców. "Zaiscie romantyczne!" Pomyslal jeszcze w trakcie biegu. Obaj panowie mieszkali w jednym z trzech miast. Zaden z mieszkanców nie potrafil odpowiedziec na pytanie, dlaczego wlasciwie byly tylko trzy. Istnieje hipoteza, ze jest to wymysl marsjanskich naukowców. Mianowicie, protoplasta tej powazanej naukowej dziedziny, który bazowal z pewnoscia na liczbie ksiezyców, byl jednym z pierwszych kolonizatorów-przywódców, ("kiedy wyszli z jaskin") i jako duchowy i mentalny przewodnik, postanowic mógl aby w jakis blizej nieokreslony sposób wykorzystac energie naturalnych satelitów planety, jaka one hipotetycznie emitowac mogly. Niestety on, jak i jego godni nastepcy okropnie zle liczyl. Juz od pokolen stal sie tradycja fakt, ze jesli w jakiejs rodzinie urodzilo sie dziecko o tendencji amatematycznej, wysylano je do szkoly "Naukowej" gdzie koedukowal sie na kolejnego blyskotliwego uczonego. Dlatego tez przy konstrukcji statków kosmicznych (celu który ponad wszelka miare postanowiono zrealizowac), asystowac musieli tak zwani: "konsultanci od liczb", a byli to szwaczka w liczbie jeden i szewc równie liczebny. Dopiero po stu latach udalo sie osiagnac cel i skonstruowano upragniony pojazd do podrózy miedzygwiezdnych. W gazetach zaczely pojawiac sie naglówki gloryfikujace wytrwalosc naukowców, ich talent i blyskotliwosc. Ochrzczono ich mianem cudotwórców, nadzieja dla narodu. Nikt niestety nie wspomnial o znerwicowanych dziesieciu pokoleniach szwaczki i szewca, którzy praktycznie sami, wzorujac sie na pólmisku i uparcie dazac do celu, skonstruowali to cudo. Tak zaczela sie nowa era dla Marsjan, era ekspansji kosmicznej. Jako pierwszy polecial kamien, których wiele bylo na planecie i gdy powrócil bez szwanku, mimo katastrofy przy ladowaniu, postanowiono wyslac jednego z mieszkanców. Gdy i ten powrócil, rozpoczela sie ekspansja na potezna skale. Po niespelna dwudziestu latach powstawac zaczely legendy, opowiesci o pionierach przestworzy penetrujacych galaktyki, o awanturnikach i handlowcach, odkrywcach nowych zlóz, o piratach grasujacych we wszystkich mrocznych zakatkach kosmosu. Tak tez zrodzila sie legenda o planecie najpiekniejszej ze wszystkich, o jej blekicie, który rozswietlal cala galaktyke, o raju dla Marsjan. Terra, bo tak nazwano planete, stala sie utopia, marzeniem kazdego, miejscem odpoczynku dla strudzonych gwiezdnych tulaczy. Dlatego takze pan Erwin, powazany nauczyciel, samotnik i kolekcjoner kamieni. Wedrowiec, który jako jedyny przemierzyl pieszo cale pasmo gór okalajacych Miasto II, postanowil przerwac monotonie swego zycia i wedrzec sie do kosmodromu II, by ukrasc jeden ze statków i nawiazac kontakt z mieszkancami Terry, jesli takowi, oczywiscie, istnieli. Niestety, nie bylo mu dane odbycie tej podrózy samemu. - Panie Erwinie? - Eugeniusz strasznie sie drapal - co pan robi? - Otwieram luk! - Erwin spojrzal na towarzysza wybaluszonymi oczyma - inaczej nie da sie wejsc do statku. - To my gdzies lecimy? - Eugeniusz byl zdumiony - statkiem!? - Tak! - krzyknal pan Erwin i wtedy z glosnym "tssss" opadly drzwi, tworzac schodki do wnetrza pojazdu. Obaj skwapliwie weszli do srodka. Eugeniusz usadowil sie na jednym z trzech foteli i caly sie trzesac zapial pasy. Pan Erwin podszedl do konsolety, na która skladal sie duzy kamienny drazek, potezny ekran i guzik z napisem wzlec. Nacisnal guzik. Drzwi blyskawicznie sie zamknely i pojazd z impetem ruszyl do przodu. Przez ekran widzieli tylko smugi swiatla, przyspieszenie bylo tak potezne, ze oczy pana Erwina wrócily do normalnego stanu, a Eugeniusza niemilosiernie wcisnely sie w glab czaszki. Pan Erwin zaczal zdejmowac skafander, filtr i pas. - Czy to nie niebezpieczne? - Eugeniusz caly czas sie trzasl - przeciez sie podusimy, jak stad wyjdziemy. - Lecimy na Terre, a tam podobno tlen wystepuje w naturalnej postaci, nie jak u nas, w grotach jedynie, wiec niepotrzebne nam maski filtrujace i separujace dwutlenek wegla. -Acha - Eugeniusz ciagle rozdygotany, równiez zdjal caly swój ekwipunek, idac w slady pana Erwina. Pan Erwin przeciez byl madry, a on mu bezgranicznie ufal. Lecieli dosc dlugo (mniej wiecej godzine), gdy w koncu, dotarli do upragnionej Terry. Zaczeli wchodzic w atmosfere, Erwin ustalil odpowiednia trajektorie, aby jak tlumaczyl towarzyszowi nie spalic sie i bezpiecznie wyladowac. Co tez i uczynil. Luk sie otworzyl i ich oczom ukazala sie wszechobecna zielen, kolor bardzo rzadko spotykany na ich rodzimej planecie. - Och! Panie Erwinie! jak tu pieknie, miekko� i prawie w ogóle pylu! - Eugeniusz z tego zachwytu, az zapomnial o dygotaniu. Co czynil przez caly czas do chwili obecnej. - Tak! Wszystko co mówiono, wszystkie opowiesci byly prawdziwe - Erwin wzial gleboki oddech i usmiechnal sie. Wtem! Potezna wiazka laserowa trafila w statek, który w mgnieniu oka, zmienil sie w dymiaca góre sczernialego zelastwa. Erwin zamachal rekoma do Eugeniusza, aby ten szybko schronil sie z nim w zielonym dole. Dokladnie w momencie, gdy Eugeniusz dobiegl do pana Erwina, któremu w tego typu sytuacjach jeszcze bezgraniczniej ufal, potezna wiazka laserowa trafila ich obu. Nie zdazyli nawet nic powiedziec, gdy ich miejsce w pieknym zielonym dole zajely dwie kupki popiolu, szybko rozrzucone przez wiatr. - Elwirko! - kobieta strofowala dziecko - nie baw sie lupa! Kamil Szalach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam cala oazę i oazowców....:-D Stary rok się kończy nowy już zaczyna....2008... Ja z MM, koleżanką i jej mężem wybieramy się na bal do restaurac Kreacje już mam, ale dla męża muszę dziś garnitur kupić... Po pracy idziemy na zakupy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyjaciel Pewnego dnia, był to jeden z pierwszych dni w nowym liceum, zobaczyłem chłopaka z mojej klasy wracającego do domu. Nazywał się Kyle. Wyglądało na to, że niósł ze sobą wszystkie książki. Pomyślałem sobie : " Dlaczego ktoś, w piątek, miałby nieść do domu wszystkie swoje książki ? To musi być skończony osioł. " Miałem sporo planów na ten weekend ( imprezy, mecz futbolowy jutro popołudniu ), więc wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej. Kiedy szedłem zobaczyłem grupę dzieciaków biegnących w jego stronę. Wpadli na niego, wyrwali mu z rąk wszystkie książki i podstawili nogę, tak że wylądował w kurzu. Jego okulary poleciały w powietrze i zobaczyłem jak wylądowały w trawie około pięciu metrów od niego. Spojrzał w górę i zobaczyłem bezgraniczny smutek w jego oczach. Moje serce wyrwało się ku niemu, więc podbiegłem do niego, a kiedy czołgał się, rozglądając się wkoło w poszukiwaniu swoich okularów, zobaczyłem w jego oczach łzy. Podałem mu okulary i powiedziałem : Ci faceci to dupki. Powinno się im dokopać ! Spojrzał na mnie i powiedział : Hej, dzięki ! Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jeden z tych uśmiechów wyrażających prawdziwą wdzięczność. Pomogłem mu pozbierać książki i zapytałem gdzie mieszka. Okazało się, że mieszka niedaleko mnie, więc zapytałem dlaczego nigdy wcześniej go nie widziałem. Powiedział, że wcześniej chodził do szkoły prywatnej. Nigdy wcześniej nie kolegowałem się z chłopakiem ze szkoły prywatnej. Całą drogę do domu rozmawialiśmy, a ja pomogłem mu nieść książki. Okazało się, że był całkiem fajnym chłopakiem. Zapytałem czy nie chciałby pograć z moimi przyjaciółmi w piłkę. Odpowiedział, że tak. Trzymaliśmy się razem przez cały weekend, a im lepiej poznawałem Kyle'a, tym bardziej go lubiłem. Tak samo myśleli o nim moi przyjaciele. Nastał poniedziałkowy poranek, a Kyle znów szedł z naręczem swoich książek. Zatrzymałem go i powiedziałem : Jeśli codziennie będziesz nosił te książki, dorobisz się niezłych muskułów ! Roześmiał się tylko i podał mi połowę książek. W ciągu następnych czterech lat, Kyle i ja bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Kiedy staliśmy się seniorami, zaczęliśmy myśleć o pójściu na studia. Kyle zdecydował się na Georgetown, a ja wybierałem się do Duke. Wiedziałem, że na zawsze pozostaniemy przyjaciółmi i że ta odległość nigdy nie będzie problemem. On zamierzał zostać lekarzem, a ja chciałem dostać sportowe stypendium. Kyle miał wygłosić mowę pożegnalną na zakończeniu roku, więc musiał się przygotować. Drażniłem się z nim, mówiąc że jest kujonem. Byłem bardzo zadowolony, że to nie ja będę musiał stanąć na podium i wygłosić mowę. Na zakończeniu roku, zobaczyłem Kyle'a. Wyglądał wspaniale, był jednym z tych facetów, którzy odnaleźli się podczas nauki w szkole. Przybrał na wadze i właściwie, to wyglądał dobrze w okularach. Miał więcej randek niż ja i kochały go wszystkie dziewczyny. Matko, czasami byłem zazdrosny ! Dzisiaj był jeden z tych dni. Widziałem, że denerwował się mową. Więc szturchnąłem go w plecy i powiedziałem : Hej, wielkoludzie ! Będziesz wspaniały ! Spojrzał na mnie z jednym z tych wyrazów twarzy ( tym wyrażający wdzięczność ) i uśmiechnął się. Dziękuję – Powiedział. Kiedy rozpoczął swoją mowę, odchrząknął kilka razy i zaczął : Zakończenie roku, jest czasem kiedy dziękujemy ludziom, którzy nam pomogli przejść przez te trudne lata. Swoim rodzicom, nauczycielom, rodzeństwu, może trenerom... ale najbardziej swoim przyjaciołom. Chcę wam powiedzieć, że bycie przyjacielem jest najlepszym darem jaki możecie im dać. Zamierzam opowiedzieć wam pewną historię. Spojrzałem z niedowierzaniem na mojego przyjaciela, kiedy opowiedział o dniu, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Podczas tamtego weekendu zamierzał się zabić. Opowiedział w jaki sposób opróżnił swoją szafkę, żeby jego mama nie musiała później tego robić, i jak niósł swoje rzeczy do domu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo. Dzięki Bogu, zostałem uratowany. Mój przyjaciel uratował mnie przed zrobieniem tej strasznej rzeczy. Usłyszałem szept rozchodzący się po tłumie, kiedy ten przystojny, popularny chłopak opowiadał o swojej słabości. Zobaczyłem jego mamę i tatę uśmiechających się do mnie w ten sam, pełen wdzięczności sposób. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z jego głębi. Nigdy nie oceniaj zbyt nisko swoich czynów. Jednym drobnym gestem, możesz odmienić życie innej osoby. Na lepsze lub na gorsze. Bóg stawia nas na czyjejś drodze, abyśmy w jakiś sposób wpłynęli na życie innej osoby. Szukaj Boga w innych. " Przyjaciele są jak anioły, które stawiają nas na nogi, kiedy nasze skrzydła zapomniały jak się lata ". Nie istnieje żaden początek ani koniec... Dzień wczorajszy jest historią. Dzień jutrzejszy – tajemnicą. Dzisiejszy jest – darem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Zima aniołów" W załomie muru z żebraczą miską w dłoni przysiadł w słońcu Anioł Pierzasty. Bose stopy pod suknią skulił, bezdomny. Wyśmiewały go inne anioły puszyste, dostatnie zapracowane i leniwe, bardzo męskie i te z rozwianymi lokami, przefruwające wyniośle w ogromnie ważnych sprawach Wstyd! Żebrzący anioł! Anioł Pierzasty przymknął oczy, A dziecinne aniołki pulchnymi raczkami skubały mu pierzaste skrzydła. Biały puch sypał się na chodniki, wieże i balkony... A ludzie mówili - patrzcie, śnieg pada. /Halina Porębska/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALLISS...
Autor: anton Koniec roku. /opowiadanie/ Najwiêcej ludzi umiera w czerwcu. Dok³adniej , to na prze³omie maja i czerwca. Wtedy siê poprawia, wtedy siê pisze decyduj±ce sprawdziany, wtedy siê... Umieraj± babcie, ciocie, dziadkowie, wujkowie. Rodzice te¿ czasem umieraj±. Nawet suki siê szczeni±, a szczeniaki s± niechc±cy zadeptywane. Siedzi przede mn± taka m³oda stara. W ciszy. Próbujê wydobyæ z niej s³owo. S³owo – mój Bo¿e. Mówi. Mówi co¶. P³acze. Co¶ wczoraj siê sta³o u niej w domu. - B±d¼ oryginalna cipeczko – my¶lê. Udajê, ¿e s³ucham, ¿e wspó³czuje. - B±d¼ oryginalna. Nie zabijaj babci. Wymy¶l co¶. Na przyk³ad, ¿e uje¿d¿a³a¶ wieloryba, albo powiedz, ¿e ci siê nie chcê, ¿e...¿e masz to wszystko w dupie. O b³ogos³awiona kursantko. Jakby¶ tak powiedzia³a, to mia³aby¶ celuj±cy i d³ugo, d³ugo by¶my rozmawiali. O tym, ¿e w dupie, o tym, ¿e siê nie chcê, o tym, ¿e po co chcieæ. Nie! U¶mierca wujka i kotka. Masz. Masz tu dopuszczaj±cy i sp...j! - Tak, tak, rozumiem, oczywi¶cie, nie, nie, nie przychod¼, zda³a¶. Nikn± ³zy. Czeka ogolony na ³yso osiemnastoletni mê¿czyzna jej ¿ycia. Dobrze, ¿e wujkowie i babcie zmartwychwstaj±, by umrzeæ za rok. Siedzê - No to siê dzieciaki bawi±, mo¿emy zaczynaæ. Szanowni pañstwo... Siedzê za sto³em ze z³±czonych ³awek. Z do³u s³ychaæ najmodniejsze ³up ³up. Bawi± siê dzieciaki, chlej± wódê, pal± marychê. Skoñczyli trzyletni± mêczarniê. £up, ³up. .........................za trud i wysi³ek jaki w³o¿yli¶cie w wychowanie ...ble ble. Siedzê. Rozla³o siê „igristoje” po obrusie . Panie z grona ratuj± przed zalaniem jedyne sukienki. Ona Wianuszek pretorianek otacza Wielk± Wszechmog±c±. Ona taka zmêczona, ona ma tyle tabelek do wype³nienia, ona... No wreszcie. Pó³ godziny trzeba by³o czekaæ, a¿ wp³ynie wódka. Pijê Siedzê i pijê. Ze szklanki, ¿eby jak jakie „ dziecko” wejdzie, to ¿eby niby ¿e mineralna. Zapojkê za¶ z jab³kowego soku mam w szampance. Kolor podobny do "igristoje” S³ucham. Zmêczona ona jest i....taka zmêczona i... ledwo ci siê ten makija¿ trzyma – my¶lê – i przytakujê z daleka, ¿e rozumiem oczywi¶cie jaka zmêczona i pijê. Opowiadam dowcip. Kiepski. Urzêdowe u¶miechy malowanych twarzy, tylko ta gruba od geografii zas³oni³a d³oni± usta i zgiê³a siê pod stó³. D³ugo dobiega³ stamt±d jej piskliwy ¶miech. Jaka¶ pani, wstaj±c od sto³u wyla³a sok. Gruba od geografii apiaæ d³oñ do ust i piszczy ze ¶miechu spod sto³u. Jest. Jest polonistka specjalistka. Od „ M jak Mi³o¶æ”. Dobr± godzinê wys³uchuje w moim sektorze sto³u, co, kto, z kim. Zna³a na pamiêæ ka¿dy odcinek. Wypieki na policzkach zafascynowanego grona. Pijê. Tu „ M jak Mi³o¶æ” tam, u pretorianek tabelki i problemy dydaktyczne. Pijê wiêkszymi ³ykami. Papieros przy oknie. Zmiana tematu u Wielkiej Wszechmog±cej. W³asne dzieci. A które zdrowe, a które s³abuje, a które...a gówno mnie to obchodzi. Z do³u ³up, ³up. Duszno i ciep³a wódka w szklance. Gruba od geografii za¶miewa siê z opowie¶ci o „M jak Mi³o¶æ”, a polonistka specjalistka, dumna opowiada nawet najstarsze odcinki. - Szczycê siê tym, ¿e nie widzia³em ¿adnego – powiedzia³em. Wzruszenia ramion, lekkie u¶miechy, tylko gruba od geografii piszczy pod sto³em. Wychodzê. Idê na salê balow±. Szybko wygania mnie hitowe ³up, ³up. Czytam wywieszone na ¶cianach dyplomy, analizujê drogê ewakuacji szko³y, czytam regulaminy BHP. Wracam. Pijê. Szklanka wódki, „ M jak Mi³o¶æ”. Sypiê dowcipami. Zaczynam delikatnie, lekkie u¶miechy grona. Przechodzê na humor niemiecki. Jestem gwiazd±, wianuszek wokó³ mnie. Ta od biologii, ze trzy polonistki i inne jeszcze. Nawet polonistka specjalistka przesta³a opowiadaæ o „ M jak Mi³o¶æ”. Humor niemiecki podbija serca grona. A im mia³ wiêkszego, tym zdrowszy ¶miech. Tylko ta gruba od geografii tak samo. Usta w d³oñ i pod stó³.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALLISS...
I to pan nazywa szczęściem Widziałam ją zbiegającą po schodach. Jej obraz przemykał przed moimi oczami, kiedy robiła półobrót przy drewnianym słupku na zakręcie schodów. Naprzeciwko tego słupka co piętro był balkon, właśnie dzięki tym balkonom mogłam ją dojrzeć. Każdego dnia miała inną minę, raz zbiegała w podskokach, roześmiana, nawet coś śpiewała, bo jakieś dźwięki dolatywały do mnie zza otwartych drzwi balkonowych, raz schodziła powoli, smutna, czasami przysiadała na schodku i płakała. Zawsze starałam się przewidzieć jaki dziś będzie miała nastrój, ale to był zbyt trudne. Najbardziej dziwiło mnie to, że ona nie zatrzymywała się na żadnym piętrze, ale też nie wychodziła ze starej kamienicy. Wybiegała z nikąd i biegła do nikąd. Któregoś dnia podeszłam bliżej tej kamienicy i stałam przy ostatnich, tylnich, oszklonych drzwiach czekając na nią. Zbiegła z miną pełną żalu i rozpaczy. Wypatrywałam gdzie pogna owa kobieta. Otworzyła zielone, nie za duże drzwi z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”, postanowiłam wejść do środka. Za drzwiami kryły się ciemne, betonowe schody prowadzące w dół, w powietrzu unosił się zapach gazu, który jest bardzo szkodliwy na płuca palaczy. Zeszłam powoli starając się robić to bez szmeru. Na końcu stały kolejne drzwi, ładne, drewniane, uchylone, jakby czekały na mnie. Weszłam do środka. Zdziwił mnie obraz, który ukazał się moim oczom. Było to mieszkanie, bardzo profesjonalnie urządzone, piękna kolorystyka i wykute dziury w ścianach tworzyły bardzo przyjemną atmosferę. Podziwiałam mieszkanie bez krępacji, przechadzałam się po nim jak jego właścicielka. Zawsze wyczuwałam ludzkie spojrzenia na sobie, tym razem tak nie było. Za moimi plecami stała ona. Z bliska była piękniejsza, miała duże, błyszczące czernią oczy, długą szyję, szczupłe ramiona, na które opadały ciemne, pofalowane włosy, miała na sobie zwiewną, długą, białą sukienkę, która delikatnie odsłaniała jej prawą pierś. Spojrzałam na nią ze strachem w oczach, uśmiechnęła się, pochyliła nisko i pocałowała moją dłoń. „Cieszę się, że już jesteś” zupełnie nie wiedziałam co odpowiedzieć, byłam w szoku, ciało miałam jak z drewna a nogi jak patyczki, które pękają pod moim ciężarem. Osunęłam się na podłogę, ona ukucnęła przy mnie, ułożyła swoja dłoń pod moją głową i pomogła mi wstać. Zaprowadziła mnie do pokoju, w którym stała wiklinowa szafa, stolik i dwa fotele, ściany miały ostry, pomarańczowy kolor, na środku pokoju stało wielkie, sypialne łóżko, na którym ktoś leżał, nie wiedziałam kim była ta postać, bo była okryta żółtą, satynową pościelą. Zapytałam jej, kto śpi w tym łóżku, odpowiedziała, że to jej mąż, jest inwalidą i przesypia całe dnie, wstaje z łóżka dopiero nocą, kiedy wszyscy lokatorzy śpią, to on kupił im to mieszkanie, on skazał ją na życie w zamknięciu. Dziwne, że w oczach tej kobiety widziałam niesamowitą radość życia, miłość i spełnienie, wraz z napisem „Ja już skończyłam życie, teraz już możesz mnie uśmiercić”. Jej mowa była chaotyczna, urwane słowa, zdania, mimika nie szła w parze z tym, co wyrażała słowami. Kazała mi usiąść obok swojego męża, bo śpi tak twardo, że niczego nie poczuje. Kołdra na jego ciele układała się płynnie, tak, jakby miała zaraz odsłonić część jego ciała, bardzo chciałam aby to były jego stopy, uwielbiam męskie stopy, uwielbiam je głaskać, całować, ssać, gryźć...W głowie miałam totalną pustkę; czego chce ode mnie ta kobieta?- pomyślałam... Ukucnęła przede mną i wtulona w moje nogi wyszeptała „Naucz mnie miłości”...Odgarnęłam z jej twarzy loczki, które tworzyły się zapewne od wilgoci, która zraszała każdy przedmiot znajdujący się w tym mieszkaniu. Po kilku minutach czułam, że wilgotnieją mi spodnie, nie było to dla mnie niepokojące, wręcz przeciwnie, było przyjemne. „Czy on mnie taką kocha?” pocałowałam jej głowę i zapłakałam. Na podłodze ukazała się kałuża krwi, biała sukienka kobiety była poplamiona czerwienią krwi wyciekającej z jej nosa „Przepraszam mam problemy z krążeniem”. Zastanawiające było jedynie to, że kałuża ta nie powstała w miejscy gdzie kucała kobieta, a pode mną. Wstałam, na miejscu moich pośladków była czerwona plama a pod kołdrą odznaczała się dłoń. Kobieta podeszła do mnie i poczęła mnie rozbierać, nie stawiałam oporu, sama zsunęła z ramion swoją rozciągniętą przez męża, który przy wstawaniu łapał się dekoltu kobiety, sukienkę. Naga ustała za moimi plecami, złapała mnie za piersi i przytuliła się tak, że poczułam jej zapach, wyszeptała mi delikatnie „Pozwól mi, niech wie jak wygląda autoportret z kobietą...”. Teraz wiem, że pachniała tak, jak nie powinna pachnieć kobieta a w łóżku leżał jej pomnik śpiącego, który pokochała i dla którego postanowiła żyć, a ja...Ja byłam jej snem, sama tez śniłam... Eklektyczna nuta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Piękne te opowiastki...:-D O aniołach tez... Poczytałam , polatałam i jestem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję srako , ale mam tyle bigosu ,. ze za miesiąc was zapisze ,, mam ze 4 pojemniczki zamrożone... Sernik i manowiec tez mam 2 kawałki na sylwestra zamrożone... Zorbie torta kawowego i sylwester... Do mnie przyjdą znajome z mężami jedna upiecze 2 kurczaki, druga zrobi galaretkę z kurczaka i sałatkę taka rwana ... Troszkę jakiego napitku i zabawa już gotowa,,,,, tańczy pani jagodowa i my razem zatańczymy tez:-D ha ha ha ha ha !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotny60
Pozdrawiam WBW ! Przesyłam buziaki i to bardzo słodkie bo najadłem się ciasta tortowego Granatka...ha ha ha !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotny60
:-D Tyle darów rok nam przyniósł: Pszczołom łąki kwiatów pełne, Ludziom dał łany zbóż, Zbożom dał pełen kłos, Przykrył pola płachtą śniegu, Aby zimą odpoczęły. Myślisz ty, myślę ja, Co nam rok miniony dał. To był rok, dobry rok. Z żalem dziś żegnam go. Miejsce da nowym dniom Stary rok, dobry rok. :-D Tyle darów rok nam przyniósł: Pszczołom łąki kwiatów pełne, Ludziom dał łany zbóż, Zbożom dał pełen kłos, Przykrył pola płachtą śniegu, < my na niego troszkę poczekamy...:-D Mija dla nas dniem szczęśliwym, W którym znów jesteśmy razem. Nieraz nam smutek niósł, Nieraz nam radość niósł. Pierwszej gwiazdy dziś zapytaj, Co następny rok przyniesie. Czekam ja, czekasz ty ... Północ już - zegar zaczął bić. Mija rok, dobry rok. Z żalem dziś żegnam go. Miejsce da nowym dniom Stary rok, dobry rok. To był rok, dobry rok. Z żalem dziś żegnam go. Miejsce da nowym dniom Stary rok, dobry rok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×