Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zlota jesien

Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

Polecane posty

Tylko mnie poproś do tańca - Anna Jantar Tylko mnie poproś do tańca Ty co garść marzeń mych za nic masz Za nic masz Tak krótko trwa życie moje Ty co dni w rok nie zliczasz czy wiesz Czy ty wiesz Co to jest strach u schyłku dnia Ty nie chodzisz spać A ja się boję Coraz bliżej kroki słyszę Jedną chwilkę jeszcze tylko... Tylko mnie poproś do tańca Ja na nic więcej nie liczę Od krańca świata do krańca Od piekła do nieba bram Tylko mnie poproś do tańca Jakbyś mnie kochał nad życie Ja ci z nadziei różańca odpust dam Tylko mnie poproś do tańca Dopóki młoda godzina Pożółknie zegara tarcza Zanim wybije mój czas Tylko mnie poproś do tańca W którym się życie zatrzyma Ta płyta chociaż już zdarta Jeszcze gra Ty co sny nam układasz do gry Myśli me znasz I za nic masz szanse moje Ty co gwiazdy rozwieszasz ty wiesz Dobrze wiesz Wszystko ma kres Czy boisz się Raz wysłuchaj mnie Nie myśl o sobie Tylko mnie poproś do tańca Ja na nic więcej nie liczę Od krańca świata do krańca Od piekła do nieba bram Tylko mnie poproś do tańca Jakbyś mnie kochał nad życie Ja ci z nadziei różańca odpust dam Tylko mnie poproś do tańca Dopóki młoda godzina Pożółknie zegara tarcza Zanim wybije mój czas Tylko mnie poproś do tańca W którym się życie zatrzyma Ta płyta chociaż już zdarta Jeszcze gra

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wielka dama tańczy sama - Anna Jantar Wielka dama tańczy sama Wielka dama tańczy sama Z wielką damą igra czas Na niedzielę zamówiła tort Wielka dama wielki gest Przyszła dola i niedola Przyszedł smutek blady gość Rozłożyli wachlarz pełen trosk Zjedzą damie cały tort Wielka dama znów tańczy sama Gubi czerwony szal Cztery gamy dla wielkiej damy A dalej tańczy czas Wielka dama smutkiem pijana Połyka złote łzy Wielka dama dumna i sama W sukni z wilgotnej mgły Wielkiej damie na kolanie Usiadł wielki czarny kot Mruży ślepia liczy złote łzy Dama gładzi go pod włos Poszła dola i niedola Poszedł dziwny srebrny pan Wielka dama okręciła szal No i dalej dalej w tan Wielka dama znów tańczy sama Gubi czerwony szal Cztery gamy dla wielkiej damy A dalej tańczy czas Wielka dama smutkiem pijana Połyka złote łzy Wielka dama dumna i sama W sukni z wilgotnej mgły

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zupełnie nowy rok - Anna Jantar Wokół się unoszą wspomnień serpentyny, jeszcze ta godzina, jeszcze pół godziny. Myśl wspomnienia zmienia, czas wciąż prędzej leci, dni się pomieszały szybkie jak confetti. Coś tam już się kończy, nie doczeka rana, wystrzeliły korki od szampana. Czas wciąż prędzej leci – licho bierz ten czas! Zaraz będzie tu wśród nas. Nowy rok, zupełnie nowy rok. Pierwszy krok, cudowny pierwszy krok. Nowy rok, wróżący wszystko wosk, nowy krok wiodący wszędzie. Jeszcze mrok, a już się spieszy wzrok W nowy los, w taniec szczęść i trosk. Nowy rok, zupełnie nowy rok ulepmy go jak wosk, jak wosk. Nowy rok nadjeżdża bielą pierwszej sanny jeszcze do nikogo zaadresowany. Jeszcze w swe ramiona wziął nie całą ziemię, jeszcze pod jodłami stary niedźwiedź drzemie. Jeszcze świat ma prawo wypić łyk szampana droga jego nie jest zapisana. Jeszcze nie dotknięta jak ten świeży śnieg – napisz na nim to co chcesz. Nowy rok, zupełnie nowy rok. Pierwszy krok, cudowny pierwszy krok. Nowy rok, wróżący wszystko wosk, nowy krok wiodący wszędzie. Jeszcze mrok, a już się spieszy wzrok W nowy los, w taniec szczęść i trosk. Nowy rok, zupełnie nowy rok - ulepmy go jak wosk, jak wosk. Nowy rok, zupełnie nowy rok…. Ulepmy go jak wosk, ten rok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALIISS...
Pozdrawiam i życzę SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALIISS...
Świat nosimy w sobie Szła starając się nie patrzeć za siebie. Wy też macie czasem chwile, w których chcecie wyruszyć gdzieś i nie wracać. Cel nie jest ważny. Ważne jest to, co dzieje się w nas, kiedy uciekamy od swojego codziennego świata. Jej świat różnił się od marzeń, którymi zapełniała puste ściany. Ciągle sama, nie potrafiła rzucać się z radości na szyję i śmiać ze szczęścia. Nawet teraz, chłonąc nieograniczoną przestrzeń, szła jakby bojąc się szczerości i naturalności omszałych pni. Droga przez las była męcząca. Dziwnie powykręcane korzenie chichotały przy każdym Jej potknięciu. Ciężkie zielone krople spadały z hukiem na wiosenną wilgotną ziemię. Na szczęście były jeszcze zachody słońca. Tak bardzo zazdrościła mieszkańcom mniejszych planet, który mogli je oglądać częściej. Siadała na kawałku ziemi, który stawał się Jej światem. Nie wiedziała, po co jest świat. Taki wielki nie służy chyba tylko do głupich wojen, bezsensownego patrzenia w zachodzące słońce, dziwnej wędrówki donikąd. Odwracała wtedy oczy i niezmiennie napotykała wzrokiem coś, co przypominało, że gdzieś musi być sens. Czasem to była sarna, która błyszczącym guziczkiem oka przyglądała się dziewczynie zza drzew. Czasem słyszała starą śpiewkę świerszcza. Dla niej zielony skrzypek komponował coś zupełnie innego, choć mogło brzmieć jak zwykle. Czasem miękkie nitki pamięci prowadziły Jej oczy w stronę domu. Nie widać było nic oprócz drzew, ale wiedziała, że gdzieś tam jest. Pamiętała jeszcze, że istnieje Jej miejsce, ale tylko na wszelki wypadek. Gdyby zapomniała, byłaby naprawdę bezdomna. Miała w swoim umyśle coś stałego, ale nie przeszkadzało Jej to ciągle szukać. Musiała wciąż iść. Iść przez właściwie nieznany, niepokorny świat. Przyroda podporządkowuje się tylko sobie samej. Kiedy zaczynają się miejsca ludzi, wszystko staje się coraz bardziej poukładane. Ścieżki wydeptane przez beztroskie istoty nie przecinały się pod kątem prostym. Krzewy jagód patrzyły na Nią błyszczącymi paciorkami liści. Stukot dzięcioła przypominał Jej o zupełnie innym uporządkowaniu. Natura ma swój ład, ludziom często trudno dostrzec misterną i delikatną pajęczynkę powiązań. Przez pajęczynę rozwieszoną między drzewami zobaczyła murowany dom. Pomyślała, że chyba powinna zajrzeć, skoro we wszystkich bajkach się na to nabierają. Zdążyła jeszcze zapukać, zanim drzwi raptownie się otworzyły. Stanęła w pozie obronnej, ale ze strachu zamknęła oczy. Taka właśnie była: odważna tylko z wierzchu. Uchyliła jedną powiekę i zauważyła, że w drzwiach nikogo nie ma. Jasnowłosej nie wyszło na dobre, że weszła do pustego domu. Ale Ona nie była jasnowłosa. Jej dziwne czarne włosy wiły się wokół twarzy w kolorze świeżego śniegu. Czarne oczy z ciekawością rozglądały się po wnętrzu. Najpierw zauważyła schody. Szerokie, wydeptane jakby przez setki stóp. Same w sobie wyglądały zwyczajnie. Ale poręcze. Poręcze były niepokojąco gładkie i pięknie wyrzeźbione. Przez całą ich długość ciągnął się jeden motyw, ale nie widziała z daleka jaki, tak delikatnie był zrobiony. Już chciała podbiec i przekonać się jakie tajemnicze wzory są na poręczach, kiedy u szczytu schodów zauważyła cień. Nawet nie zdążyła zareagować, kiedy cień ów ześlizgnął się nagle z poręczy i stanął obok niej. Nabierała powietrza, bo chciała krzyknąć ze zdziwienia i strachu , ale cień dotknął palcem jej ust. Właściwie z bliska mogła pomyśleć, że to postać ludzka. Jego zaniedbana broda zakrywała mu całą twarz. Widziała właściwie tylko dziwne oczy. W jakiś sposób odrażający. Zaniedbany, z czarnym kudłami wokół głowy i w dziwnym ubraniu. Cofnęła się o krok, ale zatrzymały Ją jego słowa. - Nareszcie jesteś. Czekałem. Nie wierzyła, że skądś się znają. Niewielu miała znajomych, bo zbyt dużo wymagała od ludzi. Była zdziwiona jeszcze bardziej niż przed wejściem do tajemniczo – zwyczajnego domu. Tajemniczy, zwyczajny – tak jak każdy Nasz Kawałek Ziemi – dom, ojcowizna, ojczyzna... Przyzwyczajamy się, a jednak wciąż nas zaskakuje, wystarczy tylko na chwilę się zatrzymać. Zatrzymała się. On ręką wskazał jej duży fotel, który stał tak, że był zupełnie niewidoczny zaraz po wejściu. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo zmęczyła ją dzisiejsza droga. Usiadła w fotelu rozkoszując się miękkością puszystego oparcia. Zasnęła. Nawet nie zdążyła pomyśleć, że chyba nie powinna. To chyba wbrew regułom, dobremu smakowi. Wbrew Niej?... - Co myślisz o tym, co zostawiłaś? - Nie wiem... Zwykłe małe miasteczko. Ludzie chodzili w tę i z powrotem... Pusto i smutno. - A nie kochałaś mruczenia kota na twoich kolanach, kiedy wracałaś zmęczona, widoku z okna tuż przed zaśnięciem, gwiazd tak dokładnie znajomych, mijanych wciąż tych samych osób? - No tak.. Ładnie było czasem wokół... - Nie czułaś, że tam jest ...coś więcej?... – badawcze piękne oczy pełne akceptacji i dobroci i... Obudziła się. On stał tyłem do niej. Zwijał wilgotną ściereczkę. Zamknęła oczy i poczuła Jego dłoń, a później chłód na czole. Spodziewała się zobaczyć te oczy ze snu, takie piękne... Uchyliła powieki i... znów, jak w całym swoim życiu, rozczarowała się. Zobaczyła zarośniętego dziwacznego człowieka, który mieszka w środku lasu i czeka na zagubione dziewczynki, ewentualnie Złotowłose. Po dłuższej chwili zorientowała się, że leży w łóżku. Wielkim łóżku z baldachimem. Jak Księżniczka z Jakiejkolwiek Bajki. Stała się nagle daleka od samej siebie leżącej z wilgotną ściereczką na czole. Zwykły dom ograniczony normalnym lasem stał się zamkiem na stromych zboczach niedostępnej góry. Wszyscy rycerze byli na tyle dzielni, że potrafili dojść pod Jej okno... Ale okno wisiało bardzo wysoko nad ziemią. Ona, taka samotna, rozmawiała z nimi przez zakratowaną dziurę w ścianie. Wcale ich nie poznawała, prędzej czy później dopadał ich smok zapomnienia i odchodzili. Ciągle byli nowi, czasem traciła rachubę, ilu już było prawie na szczycie. Nikomu się nie udało. Aż pewnego razu u podnóża góry pojawił się śmiałek... - Ciągle śpisz... Ta droga przez las zupełnie cię wyczerpała. Napij się chociaż trochę. Dziwny smak przemknął jej przez gardło. Ale zrobiło jej się lepiej. Odetchnęła głębiej i znowu zamknęła oczy. Spojrzała na dłonie, które z dziwną serdecznością podały Jej kubek. Odręcznie namalowany napis „Córeczce – Tatuś” z koślawym kwiatkiem pod spodem. Ona znała ten kubek. Przechowywała go jak najcenniejszy skarb, bo był jedyną rzeczą, która łączyła Ją z dawno nieżyjącym Tatą. Odkrycie, że nieznajomy człowiek ma w ręku Jej pamiątkę sprawiło, że zakręciło Jej się w głowie jeszcze bardziej. „Kto to jest? Jakim sposobem znalazł kubek Taty? Kubek był dobrze schowany, jak On wszedł do mojego pokoju? Chcę stąd odejść...” Zawsze dochodziła. Nawet wtedy, gdy czuła się szczęśliwa. Uciekała, bojąc się, że szczęście samo się skończy. Tam, w domu, czuła czasem, że jest źle, choć zupełnie nie umiała tego określić. Tak dobrze znane kąty... tak trudno było je czasem kochać... Zamknęła oczy. Zobaczyła miejsce, z którego tu przyszła. Dom w małym miasteczku. Miasteczku, w którym dorastał jej ulubiony pisarz. On bardzo dobrze zapamiętał to miejsce i niemal w każdym dziele wspominał o nim. Ona nie pamiętała dachów krytych strzechą, sitarzy odprowadzanych przez rodziny do figury świętego Jana Nepomucena, nie pamiętała posiadłości szambelana królewskiego, u którego spotykali się znani Polacy, smaku słynnego zielonego piwa, widoku kur wydziobujących niewidoczne ziarenka na małym ryneczku, twarzy poważnych Żydów spacerujących w jarmułkach na głowach, Jej miasto miało dużo zieleni i samochodów, które rykiem silnika płoszyły myśli. Na obrzeżach były pola, nawet las. Ale to daleko. Ona znała Swoje Miejsca. Cichy park, w którym słychać było jedynie kościelne organy i śpiew ludzi przychodzących na nabożeństwo. Między ławeczkami biegały od czasu do czasu roześmiane dzieci. Sam kościółek, dawna cerkiew, choć był rozbudowywany, zachował przytulność malutkiej świątyni. Czasem jak mała dziewczynka zastanawiała się, czy to grzech tańczyć w kościele. Patrzyła wtedy w górę, swoimi czarnymi oczami zadając Bogu to trudne pytanie. Kiedy wchodziła na podwórko zagrody żyjących tam dawno temu sitarzy, też miała wiele wątpliwości. Cofanie się w czasie było dla niej fascynujące, nawet wtedy, kiedy nie wiedziała, kim jest sitarz. Czas bardzo intrygujący - choć pewnie miał kiedyś swój początek, nie kończył się. Swoim dziwnym bytem przypominał o wieczności. Mijał, ciągle trwając. O czasie i przemijaniu bardzo często rozmyślała idąc przez cmentarz. Nie spacerowała, jak inni ludzie. Czytała epitafia, poprawiała rozrzucone sztuczne, smutne kwiaty. Czuła, że zmarli jeszcze gdzieś są, choć ich ciała zamieniają się powoli w proch. Spokojne nagrobki uświadamiały Jej, że przeszłość naprawdę istniała. Czasem wśród tajemniczych napisów odnajdywała daty, które trudno było Jej sobie wyobrazić – 1789, 1814... siadała na nadłamanej ławeczce i zamyślała się na temat tych dano zapomnianych. Kim byli? Jak im się żyło sto lat temu w Jej miejscu? Często tam bywała. Cmentarz pełen ciszy i zniczy odpowiadał jej charakterowi, lubiła milczeć, patrzeć w niepokojące gwiazdami niebo. Czasem, kiedy zbyt się zapatrzyła w horyzont, zapominając o całym świecie, dochodziła niechcący do małego mostku zaraz obok jedynego w Jej mieście stadionu sportowego. Kiedy nikogo tam nie było, potrafiła opierając się o balustradę, stać i wpatrywać się godzinami w wodę, która płynęła pod jej stopami cienką strugą, rozzłoszczona i spieniona. Kiedy już trafiała na mostek, szła też na sam stadion, gdzie od czasu do czasu przemykali po bieżni zdyszani ludzie, pragnący za wszelką cenę zachować kondycję. Panowie z brzuszkami, panie po trzydziestce, walczące o linię, czasem młodzi, trenujący przed samymi zawodami. Zdyszani, mokrzy, ociekający potem. Sama tak biegła, biegła, biegła... Jej ciężki oddech mieszał się z pulsowaniem krwi w skroniach, zaraz zemdleje... - Ratunku... – szepnęła ledwie słyszalnym głosem. Ktoś podał jej wody. Wypiła z wdzięcznością, czując w głowie coraz spokojniejsze bicie serca. - Ja... chcę do domu... – wymruczała bez żadnej konkretnej myśli w mokrutką poduszkę przewracając się na drugi bok. Do domu wracała zwykle przez łąkę, której zieloną pewność przecinała rzeka. Jedna z trzech rzek, jakie w ogóle płynęły przez Jej miasto. Łąka wcale nie wyglądała, jakby pojawiła się w środku miasta. Było odwrotnie: miasto przycupnęło sobie cichutko obok niej. Aby przekroczyć rzekę, trzeba było przejść przez kładkę, obok której rosły piękne drzewa. Czasem, kiedy nie była gotowa na powrót do domu, siadała w ich cieniu, z wdzięcznością myśląc o ciemnych korzeniach pozwalającym trwać Jej przyjaciołom. W ich towarzystwie nie czuła się samotna, mogła spokojnie przemyśleć swoje drobne problemy urastające czasem do wielkich rozmiarów. Jej mała, czasem okrutna duszyczka, plątała niektóre sprawy w supełki, które nie tak łatwo było rozplątać. Zaciskały się później na Jej sercu powodując cichy płacz, którego nikt nie rozumiał. Kiedy przyszli robotnicy i ścięli Jej drzewa, nie potrafiła powstrzymać strugi deszczowych łez. Po deszczu zwykle powraca słońce, lecz w Jej oczach widać było od tamtej pory malutką ranę, wyrwano z nich Jej przyjaciół. Później znalazła sobie inne drzewa. One też były Jej przyjaciółmi, zwierzała się ich chropowatej korze. Nigdy nie zapomniała o tym, że tak łatwo można ściąć – drzewo, przyjaźń, ufność. Że wiele rzeczy jest bardziej kruchych niż się wydaje. Dookoła Jej domu było podwórko. Aby je przejść musiała przywitać się z Jej Psami, które radością szczerych oczu i machaniem ogona szukały w Niej radości z powrotu. Prosiły o zabawę przymilnym popiskiwaniem. Ona też czasem odczuwała to, co one. Potrzeba akceptacji, tak głęboko w niej, czasem nie dawała spać. Uwierała jak za ciasny pierścionek - raz nałożony na palec, nie daje się ściągnąć łatwo. Nie potrafiła być szczera jak jej ulubieńcy. Kochała zwierzęta. Były takie ufne. Przywiązywały się jak ludzie. A może to ludzie przywiązywali się jak ich Mali Bracia? Na podwórku wygrzewały się jeszcze dwie Kotki. Zdecydowaniem i pewnością pazurów dla rozrywki uśmiercały słabsze od nich istoty. Zawsze potrafiły dostać to, czego chciały. Wyginały grzbiety grzejąc się na słońcu i nie wyglądały na mordercze stworzenia. Czasem, kiedy potrzebowała rozmowy, albo pomilczenia z kimś siadała pod anemicznym, delikatnym drzewkiem naprzeciw dwóch pręgowanych przebiegłych drapieżników. Były piękne i świadome tego piękna, delikatności ruchów, szybkości myśli. Starały się nie okazywać wyższości nad ludźmi zbyt wyraźnie. Arystokratyczne spojrzenia kierowały prosto w oczy, nie patrzyły ponad głowami tych, którzy mają tylko jedno życie. Kiedy nie trzeba Jej było towarzystwa, siadała na uboczu, gdzie czupurne bratki rozglądały się dookoła szukając bratnich dusz. Czasem Biedronka patrzyła na Nią jednym okiem przycupnięta na listku ignorując wiatr, który zwiewał dziewczynie z twarzy smutki i pukle włosów. Jakiś zbłąkany pies patrzył przez lukę między sztachetami z tęsknotą w ślepiach. Wiedział, że nie zostanie wpuszczony na ich terytorium – należącego do Niej, dwóch Psów, dwóch Kotek, Biedronki, tego małego drzewa, płotka wokół zielono – niebieskiego klombu. Stokrotki, jednookie i kalekie, lecz ciągle radosne, cieszące się każdym dniem, potrafiły wywołać uśmiech na Jej twarzy i twarzy słońca, które czasem machało promieniami zza chmur. Dom dawał cień, kiedy było upalnie. Chwytała za klamkę, drzwi zawsze skrzypiały pod dotknięciem Jej rąk, wchodziła... Westchnęła. Obok siedział On patrzący z uśmiechem. - Ta gorączka pozwoliła ci wiele sobie wytłumaczyć. Mówiłaś przez sen. Chyba już zrozumiałaś. - Tak... I nagle poczuła, że wie. Uciekając wcale nie oddaliła się od domu, stał się Jej jeszcze bliższy. Wciąż miała w sobie wspomnienie Tego Miejsca. Jej myśli, nawet zaczarowane gorączką, biegły w kierunku domu. Chciała uciec jak najdalej od świata, codziennego świata, a po drodze ciągle odnajdywała go w sobie. Jakby stał się Jej częścią. Postawą Jej życia, charakteru, niesamowitością spojrzenia. Jej Ojczyzna była Nią. Nie mogła uciec od siebie. Rozejrzała się wokół szukając siebie – szukając swojej Ojczyzny. Spojrzała na Niego. Chciała podziękować za opiekę, pomoc. Patrząc tak Jej oczy zauważały coraz więcej. Znajome, śmiejące się oczy, jak wtedy, gdy brał Ją na ręce i biegał po pokoju, usta jakby wzruszone, dokładnie jak wtedy, gdy był z Niej dumny – to było tak rzadko... Zbyt krótko się znali. Pięcioletnia dziewczynka nie potrafiła zrozumieć odejścia na zawsze. Teraz trudno Jej było przypomnieć sobie nawet, jak wyglądał. Tak bardzo chciała pamiętać... Nagle magia pamięci pozwoliła Jej zobaczyć coś, co tak bardzo zaciekawiło Ją zaraz po przestąpieniu progu tego domu. Poręcze, tym razem w Jej głowie pokazały się wyraźniej, jakby ktoś w końcu przetarł zaparowaną szybkę. Rzeźbione ozdoby przedstawiały małego człowieczka będącego w bezpiecznym domu. Później ludzik coraz większy, coraz bardziej oddalał się od tego miejsca. Spacerował coraz dalej i dalej, zafascynowany nowościami i tym, że może być tak zupełnie inaczej niż tam, gdzie się wychował. Powoli oddalał się tak, że zapominał czasem o tym, że ma gdzieś jakiś dom, Ojczyznę. Poręcze te żyły własnym życiem. Co chwilę powtarzało się jednak to samo zdarzenie: ponowne odkrycie Swojego Miejsca, Swojej Ojczyzny. Odnalazła Ją. Była tam. W uśmiechu znajomych ścian. W powiewającej na powitanie firance. Zaglądające przez okno drzewo było Jej Drzewem. Łóżko, które Ją obejmowało białym puchem było Jej Łóżkiem. Pokój, który witał ją kolorami zasłon był Jej Pokojem. A On? On gdzieś jednak był. Nie zostawił Jej samej. Czekał na Nią, nie zapomniał, żył. W Jej sercu i umyśle, na zawsze. - Długo gorączkowałaś. Już baliśmy się, że do nas nie wrócisz. – powiedziała Mama zmieniając kompres na Jej rozpalonym czole. Hati

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALIISS...
Ratunku... – szepnęła ledwie słyszalnym głosem. Ktoś podał jej wody. Wypiła z wdzięcznością, czując w głowie coraz spokojniejsze bicie serca. - Ja... chcę do domu... – wymruczała bez żadnej konkretnej myśli w mokrutką poduszkę przewracając się na drugi bok. Do domu wracała zwykle przez łąkę, której zieloną pewność przecinała rzeka. Jedna z trzech rzek, jakie w ogóle płynęły przez Jej miasto. Łąka wcale nie wyglądała, jakby pojawiła się w środku miasta. Było odwrotnie: miasto przycupnęło sobie cichutko obok niej. Aby przekroczyć rzekę, trzeba było przejść przez kładkę, obok której rosły piękne drzewa. Czasem, kiedy nie była gotowa na powrót do domu, siadała w ich cieniu, z wdzięcznością myśląc o ciemnych korzeniach pozwalającym trwać Jej przyjaciołom. W ich towarzystwie nie czuła się samotna, mogła spokojnie przemyśleć swoje drobne problemy urastające czasem do wielkich rozmiarów. Jej mała, czasem okrutna duszyczka, plątała niektóre sprawy w supełki, które nie tak łatwo było rozplątać. Zaciskały się później na Jej sercu powodując cichy płacz, którego nikt nie rozumiał. Kiedy przyszli robotnicy i ścięli Jej drzewa, nie potrafiła powstrzymać strugi deszczowych łez. Po deszczu zwykle powraca słońce, lecz w Jej oczach widać było od tamtej pory malutką ranę, wyrwano z nich Jej przyjaciół. Później znalazła sobie inne drzewa. One też były Jej przyjaciółmi, zwierzała się ich chropowatej korze. Nigdy nie zapomniała o tym, że tak łatwo można ściąć – drzewo, przyjaźń, ufność. Że wiele rzeczy jest bardziej kruchych niż się wydaje. Dookoła Jej domu było podwórko. Aby je przejść musiała przywitać się z Jej Psami, które radością szczerych oczu i machaniem ogona szukały w Niej radości z powrotu. Prosiły o zabawę przymilnym popiskiwaniem. Ona też czasem odczuwała to, co one. Potrzeba akceptacji, tak głęboko w niej, czasem nie dawała spać. Uwierała jak za ciasny pierścionek - raz nałożony na palec, nie daje się ściągnąć łatwo. Nie potrafiła być szczera jak jej ulubieńcy. Kochała zwierzęta. Były takie ufne. Przywiązywały się jak ludzie. A może to ludzie przywiązywali się jak ich Mali Bracia? Na podwórku wygrzewały się jeszcze dwie Kotki. Zdecydowaniem i pewnością pazurów dla rozrywki uśmiercały słabsze od nich istoty. Zawsze potrafiły dostać to, czego chciały. Wyginały grzbiety grzejąc się na słońcu i nie wyglądały na mordercze stworzenia. Czasem, kiedy potrzebowała rozmowy, albo pomilczenia z kimś siadała pod anemicznym, delikatnym drzewkiem naprzeciw dwóch pręgowanych przebiegłych drapieżników. Były piękne i świadome tego piękna, delikatności ruchów, szybkości myśli. Starały się nie okazywać wyższości nad ludźmi zbyt wyraźnie. Arystokratyczne spojrzenia kierowały prosto w oczy, nie patrzyły ponad głowami tych, którzy mają tylko jedno życie. Kiedy nie trzeba Jej było towarzystwa, siadała na uboczu, gdzie czupurne bratki rozglądały się dookoła szukając bratnich dusz. Czasem Biedronka patrzyła na Nią jednym okiem przycupnięta na listku ignorując wiatr, który zwiewał dziewczynie z twarzy smutki i pukle włosów. Jakiś zbłąkany pies patrzył przez lukę między sztachetami z tęsknotą w ślepiach. Wiedział, że nie zostanie wpuszczony na ich terytorium – należącego do Niej, dwóch Psów, dwóch Kotek, Biedronki, tego małego drzewa, płotka wokół zielono – niebieskiego klombu. Stokrotki, jednookie i kalekie, lecz ciągle radosne, cieszące się każdym dniem, potrafiły wywołać uśmiech na Jej twarzy i twarzy słońca, które czasem machało promieniami zza chmur. Dom dawał cień, kiedy było upalnie. Chwytała za klamkę, drzwi zawsze skrzypiały pod dotknięciem Jej rąk, wchodziła... Westchnęła. Obok siedział On patrzący z uśmiechem. - Ta gorączka pozwoliła ci wiele sobie wytłumaczyć. Mówiłaś przez sen. Chyba już zrozumiałaś. - Tak... I nagle poczuła, że wie. Uciekając wcale nie oddaliła się od domu, stał się Jej jeszcze bliższy. Wciąż miała w sobie wspomnienie Tego Miejsca. Jej myśli, nawet zaczarowane gorączką, biegły w kierunku domu. Chciała uciec jak najdalej od świata, codziennego świata, a po drodze ciągle odnajdywała go w sobie. Jakby stał się Jej częścią. Postawą Jej życia, charakteru, niesamowitością spojrzenia. Jej Ojczyzna była Nią. Nie mogła uciec od siebie. Rozejrzała się wokół szukając siebie – szukając swojej Ojczyzny. Spojrzała na Niego. Chciała podziękować za opiekę, pomoc. Patrząc tak Jej oczy zauważały coraz więcej. Znajome, śmiejące się oczy, jak wtedy, gdy brał Ją na ręce i biegał po pokoju, usta jakby wzruszone, dokładnie jak wtedy, gdy był z Niej dumny – to było tak rzadko... Zbyt krótko się znali. Pięcioletnia dziewczynka nie potrafiła zrozumieć odejścia na zawsze. Teraz trudno Jej było przypomnieć sobie nawet, jak wyglądał. Tak bardzo chciała pamiętać... Nagle magia pamięci pozwoliła Jej zobaczyć coś, co tak bardzo zaciekawiło Ją zaraz po przestąpieniu progu tego domu. Poręcze, tym razem w Jej głowie pokazały się wyraźniej, jakby ktoś w końcu przetarł zaparowaną szybkę. Rzeźbione ozdoby przedstawiały małego człowieczka będącego w bezpiecznym domu. Później ludzik coraz większy, coraz bardziej oddalał się od tego miejsca. Spacerował coraz dalej i dalej, zafascynowany nowościami i tym, że może być tak zupełnie inaczej niż tam, gdzie się wychował. Powoli oddalał się tak, że zapominał czasem o tym, że ma gdzieś jakiś dom, Ojczyznę. Poręcze te żyły własnym życiem. Co chwilę powtarzało się jednak to samo zdarzenie: ponowne odkrycie Swojego Miejsca, Swojej Ojczyzny. Odnalazła Ją. Była tam. W uśmiechu znajomych ścian. W powiewającej na powitanie firance. Zaglądające przez okno drzewo było Jej Drzewem. Łóżko, które Ją obejmowało białym puchem było Jej Łóżkiem. Pokój, który witał ją kolorami zasłon był Jej Pokojem. A On? On gdzieś jednak był. Nie zostawił Jej samej. Czekał na Nią, nie zapomniał, żył. W Jej sercu i umyśle, na zawsze. - Długo gorączkowałaś. Już baliśmy się, że do nas nie wrócisz. – powiedziała Mama zmieniając kompres na Jej rozpalonym czole. Hati

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Halunia...
Dziewczynki! Nowy Rok cyfrę zmienia, wszyscy wszystkim ślą życzenia. Przy tej pięknej sposobności i ja życzę Wam radości, aby wszystkim się darzyło, z roku na rok lepiej było ! O 18.30 wybywamy... Tak bardzo się ciesze , bardzo lubię tańczyć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sara 56
Ja tez przybiegłam życzyć wam kochane koleżanki i koledzy :)Szczęśliwego NOWEGO ROKU!!! Stary Rok odchodzi wielkimi krokami, niech więc wszystkie złe chwile zostaną za Wami . Nowy niech przyniesie dużo zdrowia, wiele radości a przede wszystkim szczęście w miłości... Szczęśliwego Nowego Roku 2008 !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myślę, ze w tym roku już ostatni raz się pomyliłam ... Zaraz przyjadą po nas znajomi... Pa do jutra , tez na ten bal bardzo die ciesze... BAWCIE SIĘ WBW DOBRZE👄 Na Nowy Rok Asnyk Adam Słyszycie! Północ już bije, Rok stary w mgły się rozwiewa, Jak sen przepada... Krzyczmy: Rok nowy niech żyje! I rwijmy z przyszłości drzewa Owoc, co wiecznie dojrzewa, A nie opada. Rok stary jak ziarnko piasku Stoczył się w czasu przestrzenie; Czyż go żałować? Niech ginie! bez łzy, oklasku, Jak ten gladiator w arenie, Co upadł niepostrzeżenie - Czas go pochować. Bywały lata, ach! krwawsze, Z rozpaczy jękiem lecące W przeszłości mrok; A echo powraca zawsze, Przynosząc skargi palące... Precz z smutkiem! Życzeń tysiące Na Nowy Rok! Spod gruzów rozbitych złudzeń Wynieśmy arkę rodzinną Na stały ląd! Duchowych żądni przebudzeń, Potęgą stańmy się czynną, Bacząc, by w stronę nas inną Nie uniósł prąd. Rozumu, niezgiętej woli, Prawdziwej duchowej siły I serc czystości! A Bóg nam stanąć pozwoli, I z naszej skromnej mogiły Dzieci się będą uczyły, Jak żyć w przyszłości. W olbrzymim pokoleń trudzie Bądźmy ogniwem łańcucha, Co się poświęca, Nie marzmy o łatwym cudzie! Najwyższy heroizm ducha Jest walką, co nie wybucha, Pracą bez wieńca. Uderzmy w kielichy z winem I bratnie podajmy dłonie, Wszakże już czas! Choć różni twarzą lub czynem, Niech nas duch jeden owionie, Niech zadrży miłością w łonie I złączy nas! Bo miłość ta, która płynie Z poznania ziemskiego mętu, Jest światłem dusz! Choć Bogu wznosi świątynie, Potrafi zstąpić bez wstrętu I wyrwać słabych z odmętu W pośrodku burz. Niech żyją pierwsi w narodzie, Jeżeli zawsze są pierwsi I w poświęceniu! Gdy z czasu potrzebą w zgodzie, W szlachetnym czynie najszczersi, Swą dumę umieszczą w piersi, A nie w imieniu! I ci, co żadnej spuścizny Na grobie matki nie wzięli Prócz łez - niech żyją! Jeżeli miłość ojczyzny Jako synowie pojęli I na wyłomie stanęli, Gdzie gromy biją. Spełnijmy puchary do dna I życzmy sobie nawzajem Szczęśliwych lat! Niech myśl powstanie swobodna I światło błyśnie nad krajem! Bogu w opiekę oddajem Przyszłości kwiat. Tych naszych braci, co cierpią, Miłością naszą podnieśmy Męczeński ród. Niech od nas pociechę czerpią, Nadzieję w ich sercach wskrześmy, Wołając: jeszcze jesteśmy - Niech żyje lud!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Super nie ? Pożyczyłam to od koleżanek...:-D Czekamy na nowy rok:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja was lubie
SZCZĘŚCIA I ZDROWIA W NOWYM ROKU👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja was lubie
Niech Nowy Rok przyniesie wam radość, miłość, pomyślność i spełnienie wszystkich marzeń a gdy się one już spełnia nich dorzuci garść nowych marzeń, bo tylko one nadają życiu sens! W Nowym Roku wielu szczęśliwych tylko chwil... Szczęścia w domu i wszędzie, gdzie będziecie:) życzy kolezanka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Na Zdrowie OAZO na zdrowie:-D YYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Styczeń" - Ficowski Jerzy Nowy Rok zawitał wreszcie stary sobie poszedł. Co tam rośnie w mrozach stycznia? Dzień rośnie po trosze! Wróbelkowi serce rośnie, że wiosny doczeka, chociaż jeszcze droga do niej mroźna i daleka. Rosną w styczniu zaspy śniegu, że wóz w nich ugrzęźnie a na szybach rosną srebrne liście i gałęzie. Więc na inne pory roku, nie patrzy zazdrośnie mroźny styczeń: bo w nim także mnóstwo rzeczy rośnie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja was lubie
PIJE TA WASZE ZDROWIE DZIEWCZYNY I CHŁOPAKI I ZA 2008 ROK

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jacek48
YYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×